czwartek, 13 września 2012

Kocham drania


Po dość długiej przerwie, za którą jeszcze raz bardzo przepraszam, wreszcie przygotowałam dla was rozdział. Jest to przedsmak tego, co przeczytacie w przyszłych rozdziałach. Mam nadzieję, że nie zdradziłam zbyt wiele i kolejny rozdział okaże się dla was niespodzianką. Teraz zapraszam do czytania i mam tylko nadziej, że nie zanudzę was tym rozdziałem, a jedynie zaostrzę wasz apetyt na więcej :)
---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Czy płakałem? Tak, żal, który czułem przez tego drania nie pozwolił mi zmrużyć oka nawet na chwilkę.  Wszystkie słowa blondyna wracały do mnie jak fale. Nieuniknione i nie do zatrzymania. Nie potrafiłem się zebrać w sobie i zmusić do jakiegokolwiek działania. Zwyczajnie wtulałem się w poduszkę w swoim małym ciemnym pokoiku. Niestety ta przeklęta poduszka wchłaniała jedynie moje łzy, żarliwie odtrącając wszystkie bolesne uczucia. Czułem się fatalnie. To było dziwne uczucie, jakby coś mieszkało we mnie i rwało moje ciało od środka na maleńkie kawałeczki. Rozwścieczone, oszalałe z bólu i gniewu zwierze. Często, gdy widziałem młode nastolatki płaczące w parku z powodu odtrąconych uczuć, myślałem sobie wtedy- głupie. W końcu to tylko mężczyzna zawsze mogą znaleźć sobie nowego. Czemu miały by tak płakać za jednym człowiekiem, który pewnie nie jest ich wart. Czy aż tak nisko się cenią? Ale teraz już wiem jak bardzo się myliłem. To chyba najgorsza i najbardziej bolesna pomyłka w moim życiu. Nauka na własnych doświadczeniach bywa bardzo gorzka. Ból niespełnionej miłości jest tak potworny i przeraźliwy, że ma się wrażenie jakby część ciebie nieodwracalnie ginęła. Jedynie cienka granica dzieliła mnie od tego bym rozsypał się na maleńkie kawałeczki. Ucisk w klatce i wszechogarniająca beznadzieja sama pcha mnie w stronę sznura pod sufitem. Ale to nie jest rozwiązanie. Chociaż? Nie. Nie wolno mi.
Wtuliłem mocniej twarz w poduszkę krzycząc z bólu. A może zwyczajnie moja udręczona dusza ma już dość tortur i żąda upragnionego odpoczynku i spokoju? Nie miałem już sił. Cała moja energia dosłownie ulotniła się. Rozłożyłem się na łóżku tępo wpatrując się w sufit z poduszką, której z jakiegoś powodu nie potrafiłem wypuścić z rąk. Może zwyczajnie bałem się, że gdy to zrobię wspomnienia, które na chwile odeszły znów powrócą. Nie, tego nie chciałem. Nie chciałem widzieć tej twarzy, słyszeć tego zimnego głosu, ale przede wszystkim nie chciałem widzieć tych zimnych oczu, które w tamtej jednej chwili zdradziły mi wszystko.
Nie wiem ile godzin minęło mi w tej zupełnej pustce. W końcu jednak moją słodką cisze przerwało drażniące pukanie do drzwi. W pierwszej chwili nie odpowiedziałem, zupełnie ignorując intruza. Po chwili pukanie zmieniło się niemal w dudnienie. Podirytowany i wściekły wstałem ciskając poduszkę na łóżko. Otarłem resztki łez i gwałtownie szarpnąłem za klamkę.
-Czego!- Wrzasnąłem do przybysza nie zastanawiając się zbytnio nad tym, kto mógł mi przerywać moje samotne cierpienie o takiej godzinie.
Czarnowłosy spojrzał na mnie iście rozbawiony opierając się o framugę drzwi. Moja wściekłość i gniew wydawały się go zwyczajnie bawić. Felix… mogłem się tego spodziewać. Ten typek zawsze pojawia się w najgorszych momentach mojego życia. Łypnąłem na niego gniewnie. Już miałem zamiar zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, ale on zdarzył zrobić krok uniemożliwiając mi wyżycie się na biednych, niewinnych drzwiach.
-No proszę. A ty, co taki nerwowy?- Zapytał nazbyt melodyjnym i wesołym tonem. Naprawdę dzisiaj wkurzał mnie jak nigdy przedtem. Chyba go zamorduję za sam wyraz jego twarzy.
-Idź sobie, nie potrzebuje twojego towarzystwa- Warknąłem na niego odwracając się jednak w stronę łóżka. Usiadłem na nim, ponownie ściskając zmaltretowaną już poduszkę. Z pewnością wyglądałem żałośnie w takiej pozycji z podkrążonymi i zaczerwienionymi oczami. Mimo to jakoś postanowiłem zignorować ten fakt.
-Och, co za szkoda. A ja tak za tobą tęskniłem - Spojrzał na mnie z tym swoim udawany uśmieszkiem. Zatrzasnął drzwi, po czym zaczął bezsensownie przemieszczać się po moim pokoju i oglądać każdy kąt, jakby faktycznie można było znaleźć tutaj cokolwiek interesującego. Ponieważ byłem dziś w naprawdę paskudnym humorze jego zachowanie zaczęło mnie straszliwie irytować.
-Czego chcesz Felix?- W imię mężczyzny postanowiłem włożyć całą nienawiść i gniew, jaki w sobie zgromadziłem. Chciałem się trochę wyżyć na tym dupku. W końcu to jego wina, że włazi tutaj, gdy jestem w takim stanie. Mimo mojej wrogości Felix dalej niewzruszenie spacerował sobie po pokoju.
-Nic konkretnego. Tak tylko przyszedłem cię zobaczyć- Ten jego wredny dwuznaczny uśmieszek, którym mnie obdarował, był dzisiaj bardziej drażniący niż zwykle. Posłał mi ukradkowe spojrzenie, po czym spojrzał ze zbytnim zainteresowaniem na moja drewnianą szafę. Tak, tak na pewno zainteresowała go tekstura drzwi… co wy sobie jaja robicie?
-Czego chcesz? Na pewno nie przyszedłeś tutaj, żeby zwiedzać mój pokój. Wiec, jeśli nie masz nic do powiedzenia zwyczajnie się wynoś. Chce być sam- Nagle drgnąłem niespokojnie, zdając sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziałem. Tymi samymi słowami obdarzył mnie Izaku, gdy się pokłóciliśmy i kazał mi się wynosić. Moim ciałem wstrząsnął potężny dreszcz żalu, a łzy ponownie podeszły mi do oczu. Odwróciłem wzrok od bruneta. Nie chciałem, by ten dupek widział jak się mażę. Nie potrzebowałem jego kąśliwych uwag na ten temat. Poduszka w moich ramionach znów stała się najlepszym pocieszaczem w zasięgu. Przytuliłem ją mocno do siebie zagryzając wargi by powstrzymać potok smutku, który chciał się wydostać z moich oczu. Po chwili spojrzałem na Felixa, już nieco opanowany, ale wciąż w nie najlepszym stanie. Brunet stał wciąż w tym samy miejscu jednak teraz przyglądał mi się z niezwykłą uwagą i dziwnym jak dla mnie zainteresowaniem. W końcu odwrócił się w moją stronę i oparł się o podnóżek łóżka. Stał tak w milczeniu przypatrując mi się z ciekawością obserwatora, który znalazł ciekawy obiekt do obserwacji.
-Pokłóciliście się prawda?- Zapytał w pewnym momencie a może raczej stwierdził. Nie odpowiedziałem mu, nie byłem jeszcze w stanie, po prostu spojrzałem na ścianę pustym wzrokiem. Gdybym teraz miał coś z siebie wydusić z pewnością nie powstrzymałbym łez, które wciąż tak uporczywo cisnęły mi się do oczu. A tego oczywiście nie chciałem. Nie mogę okazać się zwyczajnym słabeuszem, jak bym wtedy wyglądał na tle tych wszystkich bezwzględnym ludzi? Jak zwykły nieudacznik, nic nie warte ścierwo, które maże się nad sobą. Nie, nie pocieszajcie mnie. Doskonale wiem, że właśnie tak jest. Dalej milczałem, jednak czarnowłosy nie potrzebował mojej odpowiedzi – Rozumiem, że to znaczy tak- Pokiwał głową z dziwnym uśmieszkiem pod nosem, spuszczając na chwile wzrok –Tylko, że tym razem było inaczej. To nie była zwyczajna kłótnia, prawda?- Dodał po chwili patrząc mi intensywnie w oczy.
Nie wytrzymałem. Moim ciałem wstrząsnął potężny dreszcz. Wypuściłem powietrze drżącymi ustami spuszczając głowę, by ukryć zaszklone oczy. Podkurczyłem kolana pod brodę, przyciskając tym samym poduszkę jeszcze mocniej do piersi. Bolesny ścisk znów pojawił się w mojej klatce, przypominając o niechcianych wspomnieniach. Przez dłuższą chwilę siedziałem tak w bezruchu próbując się uspokoić i zebrać się w sobie. Gdy moje serce nieco zwolniło wreszcie spojrzałem na bruneta.
-Nie. Masz rację, tym razem to nie była zwykła kłótnia. To raczej wytknięcie sobie wzajemnie wszystkich żalów- Zdziwiłem się jak bardzo zaschło mi w gardle. Przez to mój głos był dziwnie ochrypły i nienaturalny. Brzmiał gorzej niż myślałem.
-Żalów?- Felix zmarszczył brwi chyba nie bardzo rozumiejąc to, co chciałem powiedzieć – Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że wytknięcie sobie wzajemnie paru głupich błędów doprowadziło was obu do takiego stanu?- Zapytał z nutką drwiny w głosie i wrednym uśmieszkiem na ustach. Spojrzałem na niego gwałtownie nieco zaskoczony tym, co właśnie powiedział brunet. W tej chwili Felix raptownie spoważniał i chyba zdał sobie właśnie sprawę z tego, że powiedział coś, czego nie powinien. Odwrócił wzrok błądząc nim nerwowo po pokoju. Wyglądał na zakłopotanego, jakby chciał udawać, że nic się nie stało. Ale powiedział to prawda, prawda? Spojrzałem na niego z mieszaniną przedziwnych uczuć w sercu. Co miało znaczyć „was obu do takiego stanu”? Czy to znaczy, że Izaku też przeżywa naszą kłótnię, że nie pozostał obojętny na to co powiedziałem? Naprawdę? Czy to, aby nie zbyt piękne by mogło być prawdziwe? Więc… czy on jest smutny, rozgniewany, a może… płacze? Czy to znaczy, że moje słowa wywarły na jego skamieniałym sercu jakieś uczucia? Spojrzałem błagalnie na bruneta, ale ten odwrócił wzrok niechętnie.
-Czy on…- Sam nie wiem, o co chciałem zapytać. Po prostu byłem na skraju załamania nerwowego. Informacja, że blondyn nie pozostał obojętny i zimny jak zawsze na to, co się między nami wydarzyło była dla mnie jak światełko w tunelu, jak iskierka nadziei w ciemności, której tak bardzo potrzebowałem.
-Nawet nie próbuj pytać. I tak nic ci nie powiem. Mimo wszystko mam go za przyjaciela – Przyznał brunet znów zerkając gdzieś w bok pomieszczenia z wymuszonym zainteresowaniem, próbując ukryć zdenerwowanie. Westchnąłem ciężko, z trudnością powstrzymując się przed szlochem. Poczułem, że zaczynam się powoli staczać w objęcia rozpaczy. Dosłownie traciłem grunt pod nogami, wszystko uciekało mi spomiędzy rąk z każdą kolejną chwila.
-Więc, po co tutaj przylazłeś, co?- Zapytałem gniewnie, jednocześnie załamany całą tą sytuacją – Skoro nie masz zamiaru mi nic mówić, to po prostu wyjdź. Naprawdę nie mam dzisiaj nastroju by się z tobą sprzeczać- Spojrzałem chłodno w stronę bruneta. Przez chwile patrzył mi głęboko w oczy. Miałem wrażenie, jakby chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie jedynie odwrócił się w stronę drzwi i wolnym krokiem przeszedł przez pokój. W tym samym momencie miałem ochotę głośno westchnąć. Znów zostanę sam, ale przecież właśnie tego chciałem.
Wtuliłem twarz mocniej w poduszkę. Czułem, że opadam z sił. Z każdą chwilą moja życiowa energia ulatniała się jak nadzieja, po której nie został już chyba we mnie nawet najmniejszy ślad. Felix położył dłoń na klamce, ale wciąż nie wychodził. Stał sztywno pogrążony we własnym świecie. Wpatrywał się pusto w drzwi, jakby szukając w głowie odpowiednich słów. W końcu zdecydowanie wyrzucił z siebie słowa.
-Mógłbyś mi tylko powtórzyć, co takiego powiedziałeś Izaku?- Zapytał nawet na mnie nie zerkając. W pierwszej chwili chciałem ryknąć na niego, że to przecież nie jego interes i wypieprzyć go z mojego pokoju, ale po krótkim zastanowieniu zmieniłem zdanie. W końcu sam nie rozumiem tego, co się stało w pokoju blondyna. Może czarnowłosy mógłby rzucić trochę światła na to wszystko, w końcu nie ma chyba osoby, która znałaby tego blond drania lepiej niż Felix. A przynajmniej tak zawsze mi się wydawało. Na chwile wróciłem do bolesnych wspomnień wczorajszej nocy, o których usilnie próbowałem zapomnieć. Po chwili wahania zdobyłem się wreszcie na odwagę by wypowiedzieć je ponownie.
-Powiedziałem mu, że nie ma pojęcia, co to miłość, że jest nieczułym draniem, że pewnie nigdy nie kochał. Wykrzyczałem mu to, jak bardzo mnie zranił. Chciałem powiedzieć, że go nienawidzę, ale nie mogłem- Powiedziałem patrząc zaszklonymi od łez oczyma na Felixa, który mimowolnie chyba uniósł brwi w geście zdumienia. Przez chwile patrzyliśmy na siebie w zupełnej ciszy, po czym Felix parsknął niepohamowanie z wyrazem niedowierzania na twarzy.
W tym momencie coś wewnątrz mnie pękło. Nie wiem, co było śmiesznego w moich słowach, ale poczułem nieodparta chęć przyłożenia temu czarnemu debilowi. Szarpnąłem się w jego stronę na łóżku, ale ten zaraz wysunął w moją stronę dłonie w uspokajającym geście.
-Shon, Shon. Wiedziałem, że lubisz kłopoty, ale żeby aż tak- Na jego ustach pojawił się znów ten kpiący uśmieszek, po czym znowu parsknął spoglądając w moje oczy z wyraźnym rozbawieniem – Zapewne, gdyby w budynku była ukryta bomba to z cała pewnością ty wlazłbyś do pokoju, gdzie by ją schowano- Wyszczerzył się paskudnie odsłaniając swoje równe białe zęby.
-Co to niby ma znaczyć?- Warknąłem w jego stronę wściekły. Już żałowałem, że cokolwiek mu powiedziałem. Chyba lepiej było by gdyby o niczym nie wiedział. Przynajmniej nie musiał bym znosić jego durnych docinków i tych ironicznych uśmieszków.
-Nic specjalnego. Zwyczajnie zawsze musisz wdepnąć w najgłębsze gówno- Znów zaśmiał się tym swoim opętańczym rechotem. Wypuściłem ze świstem powietrze spomiędzy zaciśniętych zębów. Balansowałem właśnie na skraju opanowania emocjonalnego, ale miałem nadzieję, że dzięki temu ten czarny dupek w końcu powie mi coś sensownego. Felix w końcu dostrzegając, że wcale nie jest mi do śmiechu uspokoił się. Potrząsnął ramionami, jakby chciał zrzucić z nich swoje chwilowe rozbawienie –Jeśli chodzi o Izaku znaczy to tylko tyle, że trafiłeś w jego najczulszy punkt. Nadepnąłeś mu na odcisk. Kapujesz mały?- Czarne oczy znów spoczęły na mnie, ale nie było w nich już nic z wcześniejszego rozbawienia. Przysiągłbym natomiast, że widzę współczucie i niezdrową ciekawość lśniącą na ich dnie.
Nie wiedziałem, co mam myśleć o tym wszystkim. Nacisnąłem na odcisk Izaku nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Mimo wszystko wciąż nie widziałem w tym wszystkim żadnego sensu. Czy naprawdę powiedziałem coś aż tak strasznego, by doprowadzić blondyna do utraty panowania nad sobą? Tylko, co?  Dlaczego? Zupełnie nie rozumiałem jego reakcji, słów, wściekłości. Czy miłość była dla niego jakimś tematem tabu? Najczulszy punkt Izaku… czy naprawdę ten bezwzględny, zimny człowiek był tak wrażliwy na tym punkcie? Jakoś trudno mi było w to uwierzyć. Jednak skoro mówił to Felix, to może powinienem wszystko jeszcze raz dokładnie przemyśleć.
-On wie, co to miłość- Ciarki przeszły przez mój kręgosłup wyrywając mnie z zamyślenia. Poczułem się tak, jakby ktoś siedział w mojej głowie i nagle odezwał się bardzo donośnym głosem. Spojrzałem na Felixa niemal błagając go wzrokiem, by mi coś wyjaśnił. Byłem bliski załamania nerwowego. Wszystko w tym miejscu niszczyło moją psychikę, ale teraz … czułem, że to może mnie przerosnąć. Czarnowłosy spuścił głowę westchnął nieco zniecierpliwiony, po czym oblizał suche usta językiem – On jedyny z nas wszystkich poznał znaczenie prawdziwej miłości, ale ona go zawiodła. Każdy z nas ma dzieje swego życia, o których nie chce mówić. Jednak w przypadku Izaku bolesna przeszłość wcale nie jest aż tak odległa. Rany wciąż jeszcze krwawią. On za wszelką cenę próbował o wszystkim zapomnieć i już prawie mu się udało.  Jednak tu pojawia się mały problem… ty - Czerń oczu Felixa była jak ciemność, która spowijała wszechobecne tutaj tajemnice. Wszystkie włoski na moim ciele zjeżyły się nieprzyjemnie. Izaku, którego słabym punktem była przeszłość. Właściwie, to domyślałem się tego, niemniej jednak usłyszenie o tym, od kogoś tak autentycznego jak Felix było zupełnie czymś innym.  Poza tym, fakt, że to ja jestem problemem blondyna wcale nie był pocieszający. Co prawda nic nie rozumiałem z tych wszystkich oskarżeń, ale sama świadomość tego, że może to być prawda wprawiała mnie w rozpacz. Wciąż czułem się oszukany, zdradzony, porzucony. Zwyczajnie samotny. A teraz… teraz po prostu zaczynałem już nienawidzić samego siebie.
-Więc chcesz mi powiedzieć, że jestem problemem Izaku, bo przeze mnie nie potrafi zapomnieć, tak?- Głos załamał mi się w połowie zdania, nie miałem siły udawać, że nie jest mi przykro. Chyba jednak wolałbym nie usłyszeć pewnych słów. Zimny sztylet żalu znów przebił moje serce boleśnie. Chyba zaczynam rozumieć, jak czuje się człowiek, tuz przed samobójstwem.
-Nie- Felix pokręcił głową stanowczo patrząc mi uważnie w oczy – Ty nie jesteś jego problemem. Po prostu przywołujesz wspomnienia, ale przecież nic na to nie poradzisz. On sam musi się z tym uporać, już najwyższy czas. Nie ma potrzeby byś winił się za jego zachowanie- Poczułem jak moja psychika powoli przestaje walczyć i poddaje się. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Chciało mi się zwyczajnie płakać. Nie powinienem czuć się winny… tylko, że tak naprawdę nie to dręczyło mnie najbardziej – Nie martw się pewnie niedługo mu przejdzie i znów będzie rozstawiał wszystkich po katach- Nie musiałem na niego patrzeć by wiedzieć, że uśmiecha się lekko próbując mnie głupio pocieszyć. Parsknąłem śmiechem. Nie potrafiłem się powstrzymać. To chyba znaczyło jedynie tyle, że zacząłem już tracić rozum. Spojrzałem na Felixa oczami pełnymi łez.
- Ty nic nie rozumiesz- Zaśmiałem się ponownie, jednak tak żałośnie, że przypominało to raczej zawodzenie umierającego. Wiedziałem, że w przeszłości blondyn musi być coś, co sprawia, że jest ona najściślej strzeżonym sekretem. Nie chodziło nawet o zachowanie blondyna. Przecież nieraz traktował mnie gorzej niż ścierwo czy dziwkę. Nie, nie to było najgorsze – Powiedziałem temu pieprzonemu draniowi, że go kocham. Rozumiesz? Wyznałem mu swoje najgłębsze uczucia a on, co?!- Łzy zaczęły gęsto spływać mi po policzkach, jednak po raz pierwszy w życiu zupełnie się tym nie przejmowałem – Wiesz co powiedział?! Że to tylko złudzenie. Że mi się tak tylko wydaje. Że to mój chory wymysł. I co ty na to? Wiesz jak to boli! Zwyczajnie odrzucił wszystko, jakby to był nic nieznaczący ochłap bezsensownych słów. Więc co? Mam odrzucić siebie i przyjąć, że te uczucia, myśli, ból, że to wszystko po prostu sobie wymyśliłem, tak?- Byłem kompletnie załamany. Nic już dla mnie nie miało sensu. Wszystko powoli zaczęło się walić, jak domek z kart pod wpływem lekkiego podmuchu. Obiecałem sobie, że będę silny, że już nigdy nie będę płakał przez tego drania, ale nie potrafię. Łzy to jedyne, co mi pozostało. Słyszałem kiedyś, że lepiej czuć ból niż zupełnie nic. Mimo wszystko wolałbym teraz wyzbyć się tego potwornego cierpienia, które ciążyło mi jak kamień zawieszony na szyi.
-To ty nic nie rozumiesz- Spokojny głos Felixa zupełnie mnie zdezorientował. Musiałem przetrzeć oczy z łez, bo zebrało ich się tak wiele, że zupełnie nic nie widziałem. Czarnowłosy uśmiechał się delikatnie, w zamyśleniu. Był jakby nieobecny, dryfował myślami gdzieś daleko.
-Co?- Zapytałem w końcu marszcząc brwi ze złością. Jak ten walnięty świr mógł mi mówić, że to ja nic nie rozumiem? Przecież widziałem, słyszałem, czułem wszystko na własnym ciele. Każde słowo czy gest, nawet nienawiść blondyna. A on zwyczajnie uśmiecha się znienacka wymawiając jakieś absurdalne oskarżenia. Zawsze wiedziałem, że ten człowiek jest walnięty psychicznie, ale teraz zwyczajnie nie nadążam już nad jego szaleństwem.
-Powiedział ci to, ale tak naprawdę chciał przekonać tylko siebie- Rzucił zupełnie bez sensu, jakby to miało mi cokolwiek wyjaśnić. Przez ostatnie wydarzenia musiałem mieć nieco spowolnione reakcje, bo dopiero po chwili dotarły do mnie słowa Felixa. Były pocieszające i gorzkie zarazem.
-Chciał przekonać siebie, że mnie nie kocha?- Zapytałem twardo. Poczułem bolesne ukłucie zranionego do głębi serca. Czy to miało być pocieszenie? Dreszcz przeszedł moje ciało. Nie wiedziałem, co mam z sobą począć. Emocje targały mną we wszystkie strony. Nieodwzajemniona miłość, gorycz, smutek, żal i gniew szarpały moje serce bezlitośnie. Przejechałem językiem po suchych wargach a mój oddech stał się cięższy i szybszy. Dziwne mrowienie ogarnęło moje ciało. Łzy ponownie napłynęły mi do kącików oczu, jednak tym razem z wściekłości, która kipiała we mnie coraz mocniej – Jeśli to wszystko, to wyjdź- Warknąłem w stronę czarnowłosego nie kontrolując już własnych reakcji.
Brunet spojrzał na mnie z politowaniem i dziwnym złośliwym uśmieszkiem jednocześnie. Cmoknął pod nosem a jego usta rozciągnęły się w szeroki sztuczny grymas, który miał chyba przypominać uśmiech – Cóż właściwie przyszedłem tu w innej sprawie- Błysk intrygi w jego oczach nieomal zbił mnie z tropu. Ponownie spojrzałem na niego jak na człowieka niespełna rozumu – Przyszedłem tutaj dla tego- Nagle w jego rekach bóg wie skąd pojawiła się dziwna kartka papieru, którą ceremonialnie rozwinął przede mną, dalej szczerząc się jak kretyn.
-Co to jest?- Zapytałem od razu. Nie miałem ochoty wdawać się w te dziwne gierki Felixa.
-Zaproszenie- Odparł zwyczajnie wzruszywszy ramionami. Czekałem aż nieco rozwinie swoja dość ubogą wypowiedz, jednak on nadal wpatrywał się we mnie jak gdyby nigdy nic. Nie mając większego wyboru znów musiałem wszystkiego się dopytywać. Westchnąłem zmęczony już obcowaniem z tym bankowo stukniętym człowiekiem. Chciałem aby wreszcie sobie poszedł, by zostawił mnie w świętym spokoju, którego teraz najbardziej chyba potrzebowałem.
-Jakie znowu zaproszenie?- Ten wyszczerzył się, jakby właśnie na to czekał. Odsłonił rząd prostych zębów w nieco krzywym uśmiechu.
-Pewna elita wysoko postawionych biznesmenów i nie tylko- Ostatnie słowa zaakcentował dość wyraźnie patrząc na mnie znacząco z ukosa. Trudno było się nie domyśleć, kogo jeszcze ma na myśli – Została zaproszona na uroczysty bankiet w swerze VIP w jednym z najlepszych hoteli na całym zakichanym świecie. Oczywiście Izaku jak widzisz również je otrzymał – Wskazał znacząco na świstek papieru. Coraz mniej mi się to wszystko podoba – Z pewnych powodów nie ma takiej możliwości by nasz szef odmówił, dlatego musi się tam stawić… z osobą towarzyszącą oczywiście- Wyszczerzył się do mnie niewinnie. Natychmiast oczywiste dla mnie stało się to, kto ma być owym towarzyszem Izaku. Skrzywiłem się z odrazą, jednak moje ciało przeszło mrowienie ekscytacji.
-Co, jeśli odmówię?- Zapytałem doskonale zdając sobie sprawę z odpowiedzi. Po prostu nie chciałem się pogodzić z tym, że blondyn może mieć mnie na każde skinienie, kiedy tylko chce i to bez względu na to, co mi zrobił. Szczególnie teraz, po tym co się stało.
-Pewnie zginiesz- Brunet wzruszył ramionami, jak gdyby nigdy nic.
Przez chwilę panowała uciążliwa cisza. Felix stał przede mną zapewne analizując każdy mój ruch a ja zwyczajnie walczyłem z własną godnością, która upominała się o swoje prawa. Ostatecznie jednak musiała się poddać. W końcu nigdy nie dano mi wyboru. Poczułem się upokorzony jak nigdy dotąd. Jak prawdziwa szmata do pomiatania, którą można zetrzeć wszystkie brudy.
-Od początku o to ci chodziło. Właśnie po to tutaj przylazłeś prawda? Wiec, po co wypytywałeś o Izaku?- Bąknąłem z wyrzutem w stronę Felixa. Spojrzałem na bruneta, który nawet nie znieważył się choćby cieniem poczucia winy. Wzruszył ramionami, jakby rozbawiony całą sytuacją. Dupek.
-Racja. Jeśli chodzi o wasze sprawy po prostu byłem ciekaw- Spojrzałem na niego z cała nienawiścią, jaką w sobie zgromadziłem, ale on zdawał się tego nawet nie dostrzegać. Uśmiechnął się do siebie składając kartkę z zaproszeniem.
-Nie mam nawet ubrań na coś takiego- Podsunąłem mu w końcu. Od przybycia tutaj nie mam praktycznie nic. Nie wyobrażam sobie w żaden sposób pójścia na jakiś tam bankiet, na którym z całą pewnością będzie kupa facetów poubieranych w najdroższe garnitury świata, w t-shircie i zchodzonych spodniach. No chyba, że Izaku to nie przeszkadza, w co jednak wątpiłem.
-O to już się nie martw jutro będziesz miał paru gości odpicują cię jak księcia- Brunet wyszczerzył się w zawadiackim uśmieszku i ponownie podszedł do drzwi -Tylko jutro się nie spóźnij księżniczko, bo ten bal będzie twoim ostatnim- Mrugnął do mnie prowokacyjnie. Już chciałem w niego rzucić najbliższą rzeczą jaką miałem, ale zdążył ulotnić się z mojego pokoju.
Westchnąłem cierpiętniczo na sama myśl o tym, że będę musiał spędzić jutro cały wieczór w towarzystwie blondyna. Zwykle nie przeszkadzałoby mi to, ale sami rozumiecie, że w obecnych okolicznościach jest to chyba ostatnia rzecz, na jaką mam ochotę. Choć z drugiej strony ciekaw jestem jak się zachowa. Czy dalej będzie mnie ignorował, czy nawrzeszczy na mnie a może po prosty będzie mi groził jak zawsze? Sam nie wiem. A może coś się zmieniło. Może przemyślał sobie nasze sprawy? Nie to niemożliwe. Gdybym był złośliwy zrobiłbym wszystko by go upokorzyć, tak jak on mnie, ale chyba nie jestem. Ja… zwyczajnie chce go zobaczyć. Chce wiedzieć jak zareaguje na moją bliskość, jak będzie na mnie patrzył. Czy naprawdę nasza kłótnia jakoś na niego wpłynęła?  Być tam z nim, jako jego towarzysz czy ktokolwiek… Wiem, że mnie nie kocha, ale co z tego. Przecież i tak nie mam innego wyjścia. Mam się zabić za jego głupotę i bezduszność? Nie, to zupełnie bez sensu.
Znów położyłem się na łóżku patrząc pusto w biały sufit. To wszystko było takie trudne. Zanim spotkałem Izaku wcale nie było lepiej na świecie, ale jakoś całe zło i wielkie problemy przechodziły koło mnie. To inni ludzie zawsze mieli długi, niewyrównane rachunki, problemy z gangsterami. To im grożono, ich porywano, czy zabijano. A teraz to wszystko przytrafiło się mnie. Mam wrażenie jakbym spędził w tym miejscu już niezliczoną ilość lat, a to przecież zaledwie pół roku odkąd tutaj trafiłem. To zabawne jak dziwną drogę wybrało sobie moje przeznaczenie. Wszystko potoczyło się w zupełnie nieoczekiwanym kierunku. Kto by pomyślał, że w końcu będę płakać z powodu nieodwzajemnionych uczuć. Teraz pozostało mi zastanowić się tylko, co dalej? Sam już nie wiem czy chce to wszystko ciągnąć. Być tutaj to jak nie mieć przyszłości. Czy naprawdę tak ma wyglądać moje życie? Mam być popychadłem Izaku już zawsze? Do ostatnich dni mojego istnienia skryty w jego cieniu bez choćby szansy na odwzajemnioną miłość? Wole nawet nie myśleć w ten sposób. Na razie powinienem przygotować się chyba na najbliższa przyszłość. W końcu jutro będę musiał z nim rozmawiać, stać koło niego, może nawet siedzieć. Nie wiem, jak to zniosę. Na samą myśl łzy i gniew wzbierają w moim ciele. Chciałbym, by to wszystko się skończyło. Chciałbym choć na chwilę zapomnieć o tym, gdzie jestem, ale to chyba nie możliwe. Nie dopóki żyję.
CDN…

czwartek, 21 czerwca 2012

Prawdziwa miłość


Od momentu, gdy wróciłem ze swojej tajnej ekspedycji nie miałem pojęcia, co z sobą zrobić. Po tym jak przemierzyłem chyba kilometry chodząc w kółko po pokoju, ostatecznie wylądowałem w sypialni Izaku. Pewnie to dziwne, bo od początku omijałem to miejsce jak istną jamę bestii, ale nie mogłem się powstrzymać. Coś ciągnęło mnie w to miejsce. Czułem się dziwnie pusty i samotny. Miałem wrażenie, że gdy tam wejdę to on jak zawsze będzie siedział na fotelu spokojny i nieludzko opanowany. Ale tak nie było. Gdy tylko otworzyłem drzwi uderzyła mnie pustka. Poczułem ból ściskający mnie w klatce. Dziwne, czemu czuje rozczarowanie? Przecież wiedziałem, że go nie będzie a mimo to… to wciąż boli. Po tym, co usłyszałem, po tym jak poznałem go lepiej jedyne, co chciałbym teraz zrobić to wtulić się w niego. Już sam siebie nie rozumiem. Po prostu ta rozmowa, te dziwne uczucia, to wszystko namieszało mi w głowie. Nie wiem, co mam myśleć, co robić, co powiedzieć?
Powolnym krokiem przeszedłem w stronę jego wielkiego łóżka. Nienawidziłem tego miejsca tak bardzo, a teraz czułem, że tylko tam będę mógł się uspokoić. Dziwne. Nie, to po prostu nienormalne. Czy ja już oszalałem?
Położyłem się wtulając twarz w puszystą poduszkę. Poszewka przesiąkła zapachem blondyna. Nie mogłem się powstrzymać i ścisnąłem ją mocniej, czując przypływ żalu. To dziwne, ale nagle zdałem sobie sprawę z tego jak mało o nim wiem. Jedynie, co poznałem to jego okrucieństwo i bezwzględność. A może tylko tak mi się wydawało. Może dawał mi jakieś niewidzialne znaki, których nie rozpoznawałem. Może było coś ważnego, na co nie zwróciłem uwagi. Może coś przeoczyłem?
Parsknąłem zupełnie rozbawiony własna bezradnością. Nic nie mogłem teraz zrobić. Nie było go, a mi po raz pierwszy odkąd tu trafiłem naprawdę to przeszkadzało. Zapragnąłem by wrócił. Ale co ja mu powiem?
Nie mogę przyznać się do tego, że szukałem informacji na temat jego przeszłości i trafiłem na coś ciekawego i teraz jest mi przykro z powodu tego jak go oceniałem. To było by zwykłe samobójstwo. On nie może się dowiedzieć, nigdy. W przeciwnym wypadku żarty mogą się skończyć. W końcu nigdy wcześniej nie złamałem żadnego z jego zakazów celowo, tak jak tym razem.
Wiec, jak powinienem się zachować? Być dla niego oziębły, tak jakby nic się nie stało? Przecież nie mogę nagle przytulić się do niego i mówić jak strasznie mi przykro bez żadnego powodu.
Ach cholera to zupełnie nie ma sensu. Może lepiej byłoby gdybym nie szukał, gdybym nie dowiedział się tego wszystkiego. Może z czasem sam bym zauważył… ach pieprzenie.
Przecież nigdy bym nawet o tym nie pomyślał gdyby nie stary Aron.  Więc co powinienem zrobić? Zostało mi mało czasu. Noc zbliża się nieubłaganie, a wtedy on wróci.
W tym momencie drzwi do sypialni, które wcześniej zamknąłem gwałtownie się otworzyły. Serce zabiło mi szybciej z przerażenia. Zerwałem się momentalnie wpatrując się w postać stojącą w progu. Niemal westchnąłem z ulgą widząc przed sobą czarne kosmyki. Felix, to tylko Felix.
-Więc tutaj jesteś- Zauważył brunet mrużąc oczy jakby ze zdziwieniem. Co za idiota, czemu zadaje mi takie durne pytanie? Chyba ma oczy, więc skoro mnie widzi to jasne ze tutaj jestem. Byłem wściekły. Sam nie wiem na co. Po prostu wkurzyło mnie, że to nie Izaku a jednocześnie cieszyłem się, że mam jeszcze czas do namysłu –Byłeś tu przez cały czas?- Spojrzał na mnie dziwnie podejrzliwie, co zirytowało mnie jeszcze bardziej.
-Tak byłem tu cały czas, możesz sobie już iść? Chce być sam- Warknąłem w stronę Felixa mało grzecznie. Ten czarny typ nagle stał się bardziej denerwujący niż zwykle. Nagle wszystko, co było wokół mnie było bardziej denerwujące. Nawet te cholerne łóżko, w którym powinien leżeć blondyn, ale go nie ma. Nawet ta durna poduszka, na której powinna leżeć jego głowa, ale nie leży jest strasznie denerwująca. Wszystko tak strasznie mnie wkurza.
- Nie wiem o co ci chodzi, ale nie mam ochoty pytać. Wyjaśnisz to sobie z Izkau jak wróci- Burknął dziwnie złowrogo, jakby miała to być jakaś groźba pod moim adresem. Na dźwięk imienia blondyna moje serce ścisnęło się boleśnie. Gdy tylko ten dupek zostawił mnie wreszcie samego wtuliłem się mocniej w poduszkę.
Dlaczego to tak długo trwa? Zwykle, gdy go nie potrzebuje, to pojawia się i wciąż zabiera mi czas, a teraz, gdy chce by wreszcie się tutaj pojawił on tak po prostu każe mi czekać.
To nie miało najmniejszego sensu, bo przecież ciągle nie wiem co tak właściwie chce mu powiedzie, co właściwie mam zrobić? Po prostu chciałem go zobaczyć. Upewnić się, że nie jest samotny, że nie wygląda na załamanego, że nie ma łez w oczach. Oczywiście to było absolutnie absurdalne. Coś takiego jak łzy w jego oczach nie miało w ogóle racji bytu, ale to silniejsze ode mnie. Musiałem po prostu wiedzieć, że z nim wszystko w porządku. Może to dlatego, że sam czułem się jak w rozsypce. Byłem tak blisko niego, przez cały ten czas myślałem, że go znam, że wiem coś o nim.  Ale to nieprawda. Prawda jest taka, że codziennie spędzam czas, myślę i kocham się z człowiekiem, który jest mi zupełnie obcy.
Czy to naprawdę tak powinno wyglądać? Miłość czy inny szajs…
Zawsze wyobrażałem to sobie w nieco innych barwach. No sami wiecie, jakby bardziej różowych, czy czerwonych. Chodzenie, za rękę, świergotanie do siebie. Czy to nie tak powinno być?
A zresztą do cholery, jak można kochać faceta. A nawet gorzej, jak można kochać kogoś, kto kilkakrotnie próbował was zabić. Nie można, po prostu to niemożliwe.
Wiec co to do cholery jest? To dziwne uczucie, z którym nie mogę sobie poradzić?
Współczucie?
Nie. Blondyn to ostatnia osoba, która chciałaby współczucia innych. Westchnąłem ciężko przymykając powieki i wtulając się mocniej w poduszkę. Odetchnąłem głęboko wdychając woń ciężkich perfum Izaku. Chciałbym przestać o tym myśleć, ale nie mogę. Po raz pierwszy blondyn wydał mi się dziwnie ludzki. Po raz pierwszy wiedziałem, że się pomyliłem, co do niego. Że to ja byłem ignorantem i nie dostrzegałem tylu ważnych rzeczy. Ale z drugiej strony nic nie mogę z tym zrobić. To takie frustrujące, gdy wiecie, że trzeba coś zmienić, ale z drugiej strony trzeba zrobić to tak, by wszystko pozostało na swoim miejscu. Tak by on nie zauważył, bo wtedy zacznie się domyślać.
Och, w co ja się wpakowałem?
Próba oszukania blondyna to jak igranie z diabłem. Jeden błąd może skończyć się tragicznie. Ale z drugiej strony, co on mi może zrobić? Zabić? Próbował już wiele razy.
Parsknąłem rozbawiony własnymi głupimi myślami. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że tym razem jest inaczej, że tym razem naprawdę może skończyć się to najgorzej jak się tylko da. A mimo to wciąż miałem głupią nadzieję, że mi wybaczy, że zrozumie. Jestem głupi, zwyczajnie głupi.
Niemal w tym samym momencie usłyszałem kliknięcie ustępującej klamki. Moje serce i ciało zatrzymało się na chwilę. Uchyliłem powieki I nareszcie go zobaczyłem.
Blondyn spokojnie wszedł do pomieszczenia, nonszalancko odgarniając kosmyki włosów dłonią. Odetchnął cicho i przymknął powieki ze zmęczenia. Wyglądał na naprawdę wyczerpanego.
Podszedł spokojnie do fotela i niedbale rzucił marynarkę na niego. Leżałem wciąż sparaliżowany niezdolny do najmniejszego ruchu. Wreszcie przyjechał, wreszcie tutaj był, a ja nie miałem pojęcia, co zrobić, co powiedzieć, jak zacząć.
Blondyn spokojnie odpiął guziki na rękawach swojej koszuli. Zachowywał się tak, jakby mnie nie było, ale z pewnością mnie zauważył, co do tego nie miałem złudzeń. Czekałem w ciszy na to, co zrobi. W końcu opuścił dłonie swobodnie i spojrzał na mnie. Miał lekko zaczerwienione oczy, tak jakby nie spał przez dłuższy czas. Słabe światło lampki stojącej na stoliku odbijało się w jego źrenicach.
-Więc jednak tutaj jesteś- Uśmiechnął się delikatnie opierając się o ramę łóżka.
-Wróciłeś- Wyszeptałem cicho patrząc na niego dziwnie zawstydzony. Czułem jakbym zrobił coś złego, coś naprawdę paskudnego. Dziwny ścisk w klatce jedynie mnie w tym utwierdził.
-To chyba nic dziwnego. Mówiłem, że wrócę- Spojrzał na mnie podejrzliwie. Chyba zauważył, że coś jest nie tak. Przekrzywił lekko głowę wpatrując się we mnie intensywniej –No chyba, że wolałbyś bym nie wracał- Zażartował z prowokującym uśmieszkiem. Zaczerwieniłem się lekko, sam nie wiem, czemu. Zrobiło mi się głupio, że jeszcze wczoraj przyznałbym mu rację
– Nie, oczywiście, że nie- Odwróciłem wzrok rozgoryczony całą sytuacją.
-Chcesz mi coś powiedzieć?- Na dźwięk tego pytania moje ciało samo zadrżało. Zagryzłem zęby, by nie okazać emocji.
-Nie, czemu?- Spojrzałem na niego pewnie, udając zdziwienie. Chyba nie dał się nabrać. Jego twarz nawet nie drgnęła, ale oczy świdrowały mnie wzrokiem. Mimo wszystko wciąż stał przy łóżku nie zbliżając się nawet o krok.
-Bo dziwnie się zachowujesz- Jego wyprany z emocji głos przyprawiał mnie o ciarki – Co dzisiaj robiłeś przez cały dzień?-
-Nic szczególnego- Odpowiedziałem szybko, niemal mechanicznie. To zaczynało się robić naprawdę niebezpieczne. Blondyn parsknął cicho, choć nie mogłem doszukać się nawet odrobiny rozbawienia w tym geście.
-Naprawdę. Czyli co?- Rdzawe tęczówki jarzące się drapieżnie przytłaczały mnie. Nie mogłem swobodnie myśleć.
-Czyli… byłem z …Felixem… i nie robiliśmy nic konkretnego. No bo, my leżeliśmy i… gadaliśmy- Zakończyłem kalecząc. Zacząłem nerwowo pocierać dłonie, czułem się dziwnie. To chyba najgorsze i najgłupsze kłamstwo, jakie wymyśliłem. I dlaczego do cholery Felix? Przecież on mnie nawet nie lubi, wsypie mnie przy pierwszej okazji. „Gadaliśmy”… powinienem się pieprznąć porządnie w łeb. Przesuwałem oczy w różne kąty pokoju byle nie patrzeć na blondyna. Moje kłamstwo było tak oczywiste, że wstyd było mi nawet spojrzeć mu w twarz.
Blondyn parsknął niepohamowanie. Spojrzałem na niego lekko zszokowany jego reakcja.
-Jesteś coraz lepszy w kłamaniu mi prosto w twarz, ale musisz poćwiczyć jeszcze wymyślanie bajeczek- Spojrzał na mnie groźnie mrożąc mnie lodowatym spojrzeniem. Postawił jeden krok w przód a ja niemal mechanicznie cofnąłem się. Wiedziałem, że nie puści mi płazem tej próby oszukania go – Tak się składa, że dziwnym trafem kazałem właśnie Feliksowi cię pilnować. Dziwne, ale on twierdzi, że nie widział Cię przez cały dzień - Uśmiechnął się z wyższością i coraz bardziej zaczął się zbliżać. Nie wytrzymałem presji i szybko przeskoczyłem przez lóżko na drugą stronę.
-Przecież byłem tutaj- Spróbowałem jeszcze jakoś wywinąć się cało z tej sytuacji, ale czułem, że wszystko wymyka mi się spod kontroli.
-Nie bądź taki cwany, Feliks sprawdzał moją sypialnię 3 razy. I dopiero za trzecim razem cię tutaj znalazł- Na jego ustach pojawił się lisi uśmieszek, któremu towarzyszyło mrożące krew w żyłach spojrzenie –Więc gdzie byłeś?- Zapytał ponownie okrążając łóżko i zbliżając się do mnie kocim ruchem.
-Nigdzie- Odpowiedziałem marszcząc brwi i jednocześnie przesuwając się w kąt. Nie wyglądał na zadowolonego moją odpowiedzią. Skrzywił się wściekle i szybkim ruchem skoczył w moją stronę. Wiedziony dziwnym instynktem wskoczyłem na łóżko i przeskoczyłem na drugą stronę.
Blondyn zatrzymał się patrząc na mnie z głupim wyrazem twarzy.
-Chyba żartujesz- Prychnął pod nosem i jednym ruchem też przeskoczył przez łóżko. Zdążyłem uciec kawałek, ale i tak wiedziałem, że to już mój koniec. Może i cała ta sytuacja wydaje wam się zabawna i przypomina nieco grę w kotka i myszkę, ale wierzcie, że mnie wcale nie jest do śmiechu. W końcu tutaj chodzi o moje życie do cholery.
Nim zdążyłem zrobić kolejny krok w stronę ucieczki zostałem brutalnie przygwożdżony do ściany. Z przerażeniem spojrzałem na blondyna, którego oczy skrzyły się jak podczas polowania na zwierzynę.
Przerażające przyznam szczerze. Zwłaszcza, że to ja występuje dzisiaj w roli króliczka do pożarcia.
-Chyba nie sadziłeś, że możesz mi uciec- Zaśmiał się szorstko przyciskając mnie mocniej do ściany –A teraz pytam się ostatni raz, gdzie byłeś przez cały dzień i lepiej żebym tym razem usłyszał prawidłową odpowiedz- Warknął złowrogo do mojego ucha.
Skuliłem się w sobie, ale nie odpowiedziałem nic. Nienawidzę takich sytuacji, cokolwiek bym nie zrobił on i tak mnie zabije. Jeśli powiem mu prawdę zabicie mnie będzie oczywiste a jeśli go okłamię prędzej czy później dowie się i wkurzy się jeszcze bardziej, a wiec odwlekę tylko swoją i tak nieuniknioną mękę. Boże, czemu to zawsze ja muszę stawać przed takimi wyborami? Śmierć już teraz czy może potem.
-Dlaczego tak bardzo ci zależy, żeby wiedzieć, co robiłem? Przecież to może być coś zupełnie absurdalnego- Zapytałem próbując jeszcze odwlec swoją egzekucję. Blondyn wyszczerzył się złowrogo patrząc na mnie z politowaniem.
-Dlatego, że ewidentnie coś kręcisz, co znaczy, że zrobiłeś coś, czego nie powinieneś. A ja chce wiedzieć, co znowu zniszczyłeś i ile będę musiał za to zapłacić- Zgromił mnie spojrzeniem zwijając dłoń w pięść tuż koło mojej głowy. Chyba zaczynał tracić cierpliwość, to nie za dobry znak dla mnie.
Gdyby to było tak proste jak mu się wydaje… Sęk w tym, że tym razem niczego nie rozwaliłem, ale szpiegowałem za jego plecami. Wiem, że to absurdalne i przecież robiłem to w dobrej mierze. No dobra może nie do końca, ale potem i tak wyszło na korzyść blondyna. Nawet nie uważam tego za szpiegowanie, raczej zdobywanie wiedzy o najbardziej tajemniczym człowieku tego miejsca. Choć on z pewnością widzi to nieco inaczej.
-Czekam- Ponaglił mnie przysuwając twarz jeszcze bliżej.
-Ja… nie powiem- Przełknąłem z trudem ślinę patrząc wprost w jego rozjarzone tęczówki.
-Co ma znaczyć, że nie powiesz?- Westchnął ciężko próbując się opanować, ale i tak widziałem, że przyszło mu to z trudem. Po chwili spojrzał na mnie ponownie trzymając nerwy na wodzy, choć jego oczy wciąż wyrażały chęć mordu – Masz ostatnią szansę, pytam się, co robiłeś przez cały dzień?- Uciekłem wzrokiem od jego twarzy. Nie mogłem wytrzymać tego kontaktu wzrokowego. Po prostu spuściłem głowę i milczałem. Trwało to dłuższą chwilę, aż w końcu poczułem mocne uderzenie na policzku.
-Nie wiem, o co ci chodzi tym razem, ale radze ci dobrze lepiej przyznaj się póki masz czas. Już wystarczy, że próbowałeś mnie oszukać. Powinieneś już wiedzieć, że nie toleruje kłamstwa. Mogę bez problemu kazać Shinowi przejrzeć nagrania i za pól godziny będę znał każdą minutę twojego dzisiejszego dnia. Ale wtedy, nie skończy się to dla ciebie dobrze. Więc, wolisz po dobroci czy żebym siłą to z ciebie wyciągnął? Wybór należy do ciebie- Odsunął się ode mnie o krok, chyba po to bym się dobrze namyślił. Przyznam, że te słowa nieco mną wstrząsnęły. Nie było odwrotu. Wiedziałem, że i tak się dowie. Pytanie tylko, od kogo? Nie chcę, by ten sadystyczny księgowy doniósł na mnie Izaku. Już widzę uśmiech satysfakcji na jego paskudniej gębie, kiedy odkryje, co robiłem. Żal do samego siebie utknął mi w gardle. Poczułem jak w kącikach oczu zbierają mi się łzy. Wiedziałem, że jeśli powiem mu o tym sam, to z pewnością wyjdę na tym lepiej, ale bałem się. Tak zwyczajnie i prosto strach ogarnął moje ciało i nie pozwalał mi się przyznać.
-Więc słucham- Dodał po chwili ciszej widząc chyba zmianę w mojej postawie. Spojrzałem na niego dziwnie rozżalony. Nie wiedziałem, od czego zacząć.
-Ja… to ci się naprawdę nie spodoba- Dodałem po chwili spuszczając głowę.
-Pewnie masz racje, ale to chyba akurat żadna nowość- Parsknął patrząc na mnie spode łba.
-Chodzi o to, że to… naprawdę ci się nie spodoba- Dodałem jeszcze ciszej. Blondyn milczał, nic nie odpowiedział, po prostu patrzył się na mnie intensywnie, jakby sądził, że to właśnie przyspieszy moje wyznanie. Miałem ochotę się po prostu rozpłakać. Czułem się jakbym stanął w punkcie wyjścia. Wcześniej też był na mnie wściekły, ale wtedy miałem go za bezwzględnego bezuczuciowego drania, a dziś… Cóż, też jest na mnie wściekły, ale mój punkt widzenia, co do niego się zmienił. Gdy na niego patrzę nie widzę zabójcy, ale człowieka, który jest sam, który nie ma nikogo. Czy to dlatego jest mi jakoś ciężej?
–Tylko się na mnie nie złość, ja chciałem po prostu dowiedzieć się czegoś o tobie- Mimo, że nie patrzyłem mu w oczy, zauważyłem, jak drgnął nerwowo słysząc te słowa. Z pewnością zaczął się już domyślać.
-Mam nadzieję, że to, nie jest to o czym myślę- Jego zimny głos przeszył moje uszy, jak sztylet. Spojrzałem w jego oczy, które też przypominały lodową skałę – Mów dalej- Jego twarz przybrała zupełnie bez emocjonalne oblicze. Nie miałem pojęcia, czego się spodziewać.
-Ja… poszedłem dzisiaj trochę dalej niż mogłem- Spojrzałem przelotnie na jego reakcję, ale nawet nie drgnął, podczas gdy ja cały drżałem ze strachu –Ja poszedłem za innymi i … i trafiłem na inne piętro… na piętro 0, chyba- Oczy blondyna na chwilę rozszerzyły się, ale po chwili znów się zwęziły tyle, że nie było w nich już nic ludzkiego. Wściekłość, to wszystko co wyrażały.
-Co tam robiłeś?- Zapytał, jakby znając już moja odpowiedz. Jego głos był niski i nienaturalny. Zdaje się, że mój koniec był już blisko. Wiem, że mówiłem to już wiele razy, ale tym razem to już naprawdę mój koniec.
-Ja… pytałem o ciebie- Przyznałem w końcu. Blondyn nawet nie mrugnął słysząc moje słowa. Jedynie jego oczy na moment stały się puste. Tak jakbym skrzywdził go najbardziej na świecie, jakbym zniszczył to, co dla niego najważniejsze. Może to głupie, ale właśnie to mną wstrząsnęło. Dwie łzy niekontrolowane popłynęły mi po policzkach. Pchnąłem jego rękę, która ustąpiła z niespodziewaną łatwością.
Odszedłem daleko od niego i obserwowałem, jak jeszcze przez chwile stał tam nie poruszając nawet palcem. W końcu jednak odwrócił się w moją stronę, z naprawdę przerażającym wyrazem twarzy. Poczułem się jakbym patrzył w oczy nieobliczalnego szaleńca, który jest gotów na wszystko.
-Wiesz, jaka jest kara za szpiegowanie? A właściwie nie. Powinienem powiedzieć raczej za pytanie o mnie. To śmierć- Ciarki przeszyły mnie na dźwięk ostatniego słowa z jego ust. Miałem wrażenie, jakby nawet moja dusza drżała widząc teraz blondyna. Postawił krok w moją stronę, a ja automatycznie cofnąłem się. To był zaledwie odruch a on od razu przysunął się jeszcze bliżej. Czułem się okropione, nie miałem gdzie uciec przed jego wściekłością – Czy chcesz powiedzieć coś jeszcze zanim z tobą skończę?- Zapytał zbliżając się drapieżnie do mnie. Serce stanęło mi w gardle. Adrenalina w moim ciele wypełniała chyba każdą komórkę, krzycząc bym uciekał.
-Ja nie chciałem zrobić nic złego, zresztą i tak nikt nic mi nie powiedział- Jęknąłem błagalnie pomijając jedynie część o opowieści Arona.
-To nie ma znaczenia, wiedziałeś, że nie wolno ci tego robić, a mimo to nie zawahałeś się- Warknął w moją stronę zbliżając się jeszcze bardziej. Byłem kompletnie przerażony. Ostatkami sił miałem, chciałem paść na kolana i błagać o to, żeby mi wybaczył.
- To nie tak, ja… przepraszam- Bąknąłem niemal płaczliwie. Nie podziałało. Wyglądał na niewzruszonego i niezwykle rozwścieczonego.
-Za późno na przeprosiny, tym razem nie będzie taryfy ulgowej- Powiedział to zupełnie bez skrupułów, patrząc mi prosto w oczy. Szedł w moją stronę niewzruszony moimi wyjaśnieniami. Cofnąłem się już w kąt pokoju aż w końcu zostałem bez możliwości ucieczki. Oczy blondyna pełne lodu i nienawiści dopadły mnie szybciej niż on. Byłem sparaliżowany jego gniewem i wściekłością. W końcu bez zbędnych uczuć złapał mnie jedną ręka za szyję i rzucił na łóżko. Przycisnął mnie kolanem, bym mu nie uciekł, choć i tak nie miałem takiej możliwości. Jego długie blade palce zacisnęły się na moim gardle. A wiec tak chciał to wszystko skończyć. Chciał odebrać mi ostatnią rzecz, jaką miałem w tym miejscu, powietrze. Jego dłonie coraz ciaśniej oplatały moje gardło a ja zacząłem walkę o każdy oddech. W akcie desperacji szarpnąłem za dłonie blondyna, ale nawet nie drgnęły. Spojrzałem w jego zimne oczy ostatni raz. Było mi żal. Żal, że nie będę mógł poznać go jeszcze bliżej, żal że przeze mnie znów będzie samotny.
Łzy popłynęły gęsto po moich policzkach. W końcu odpuściłem. Jeśli chciał mnie zabić, nie miałem zamiaru mu tego utrudniać. Widocznie tym razem zraniłem go zbyt głęboko by mógł mi wybaczyć. Zabrałem dłonie, które siłowały się z blondynem walcząc o moje życie. To było bezużyteczne. Spojrzałem na niego przez zaszklone od łez oczy. Widziałem go niewyraźnie, ale chciałem się pożegnać. Mimo wszystko zdałem sobie sprawę, że przez ostatni czas odgrywał wielką rolę w moim życiu i chyba też sercu. A właściwie teraz byłem pewny. Kochałem go, kochałem mimo jego agresji i brutalności, mimo wszystkich gorzkich słów, którymi mnie karmił. Z każdym dniem spędzonym w jego obecności kochałem go coraz bardziej. Teraz to wszystko miało się skończyć. Gdy obraz przed moimi oczyma zaczął się już rozmywać poruszyłem wargami, by ostatni raz powiedzieć „Przepraszam”. Jednak z mojego ściśniętego gardła nie wydobył się żaden dźwięk.
Nagle wszystko się skończyło.
Uścisk na gardle zniknął. Powietrze, które gwałtownie wtargnęło do moich płuc było jak tysiące igiełek. Zakrztusiłem się i zacząłem gwałtownie kaszleć. Łapczywie nabierałem powietrza i krztusiłem się nim jednocześnie. Myślałem, że to już koniec, że mnie zabije, a on w ostatnim momencie wycofał się, dlaczego? Gdy w końcu mój oddech był już normalny spojrzałem w stronę blondyna. Stał obok łóżka tyłem do mnie z ręką przy twarzy. Nie ruszał się, ale słyszałem jego ciężki oddech.
-Dlaczego? Dlaczego nie potrafię cie zabić?- Skamieniałem słysząc te słowa. Nie potrafił? Spojrzałem na niego wzrokiem pełnym przerażenia i niezrozumienia. Nie wiedziałem, co właściwie chciał mi powiedzieć, jednak nie miałem zamiaru mu przerywać. W końcu sam zaczął mówić coś o sobie - Powinienem to zakończyć już dawno temu. Nigdy nie powinienem pozwolić na to bym tak bardzo zbliżył się do ciebie. To nie powinno się wydarzyć. A teraz jest już za późno. Ja nie mogę cię zabić. Nie potrafię- Jego głos był pełen rozpaczy i żalu. Wydawał się być zagubiony i zdruzgotany całą sytuacją – Przez ciebie się zmieniam- Wyrzucił mi to głosem pełnym żalu i pretensji. Obrócił się bokiem i spojrzał na mnie. Jego smutne oczy otwarte ze swymi uczuciami jak nigdy przedtem wpatrywały się we mnie.
-Ty się zmieniasz?- Rzuciłem w jego stronę głosem przesyconym sarkazmem i goryczką, która teraz mnie zatruwała. Podniosłem się gwałtownie, mając już dość ukrywania własnych myśli – To ja przez ciebie się zmieniam. Wszystkie moje zasady to, w co wierzyłem, marzenia, wszystko legło w gruzach z chwilą, gdy cię poznałem. To twoja wina. Przez ciebie nie mam nic. Odebrałeś mi wszystko, nawet własną wolę. To ty zbudowałem mi to więzienie- Wykrzyczałem mu to w twarz z głębi serca, które pierwszy raz od długiego czasu biło jak dawniej. Czułem w sobie siłę i energię, którą miałem zanim spotkałem blondyna. Wiedziałem, że to co powiem może go dotknąć, ale chciałem to z siebie w końcu wyrzucić. Musiałem wreszcie uwolnić się z kajdan, które Izaku założył na moje serce. W których więzione były moje uczucia już od tak dawna.
- Masz do mnie żal, że cię tutaj zabrałem?- Zapytał cicho, ale stanowczo. Jakby od dawna te słowa kołatały się w jego głowie, jednak bał się je wypowiedzieć na głos. Nie patrzył mi w oczy, patrzył gdzieś w pustkę przede mną ze wzrokiem zagubionego dziecka.
-To chyba oczywiste- Odpowiedziałem szorstko, niewiele nawet myśląc. Wydawało mi się, że na chwilę wstrzymał oddech słysząc moje słowa – Odkąd tutaj jestem wciąż mną pomiatasz. Sam mnie tutaj zabrałeś, a potem narzuciłeś mi te spartańskie zasady. Traktujesz mnie jak zabawkę, rzecz. Agresja i ból to jedyne, na co mogę liczyć od ciebie. Nie masz za grosz szacunku do nikogo prócz siebie. A mimo to ja wciąż…- Nie dokończyłem. Głos załamał mi się w połowie zdania. Łzy gęsto spłynęły po moich policzkach. Zakryłem usta powstrzymując szloch.
-„Wciąż…”, co?- Zapytał beznamiętnie patrząc mi w oczy. Był przygnębiony i smutny. Tak jakby ktoś w dziwny sposób odebrał mu całą siłę i stanowczość, jaką miał w sobie. Wydawał się zupełnie bierny i obojętny na to, co się dzieje wokół niego. Tak, jakby zamknął się w swoim własnym świecie.
Spojrzałem na niego zawstydzony. Wątpiłem by to, co powiem wywarło na nim jakiekolwiek wrażenie, a ja mogłem się jedynie upokorzyć. Zawahałem się, bo moje uczucia dotychczas były tylko moje. Bałem się, że jeśli wyjawiłbym mu sekrety serca, zostałbym zupełnie nagi.
-Nazwiesz mnie głupcem- Powiedziałem zagryzając niepewnie wargę. Usiadłem na łóżku ścierając resztki łez, które moczyły jeszcze moje policzki. Oplotłem kolana ramionami czekając na to, co odpowie.
-Głupcem nazwałbym siebie, bo wciąż łudziłem się, że to wszystko na mnie nie wpłynie- Podkreślił dobitnie odwracając wzrok ode mnie. Nie wiem, czemu ale zabolało. Poczułem się jak przeszkoda, kłoda, którą chciał po prostu przeskoczyć, obejść niewzruszony.
-Nie wierze, że człowiek może być tak bezwzględny. Czy ty naprawdę nic nie widzisz? Czy ty nie dostrzegasz jak bardzo zmieniłem się pod wpływem ciebie? Nie widzisz jak reaguje na twój dotyk? A może po prostu nie chcesz widzieć, może chcesz żebym przychodził tylko na zawołanie, jak piesek. Rozczaruje cię ja jestem człowiekiem. Potrafię czuć i kochać. Powiem więcej zamiast cię nienawidzić, za każde wyzwisko, groźbę, ból, który mi zadałeś z każdym dniem czuje do ciebie więcej. Po tym wszystkim… ja… wciąż Cie kocham- Spojrzałem na niego zacięcie. Dlaczego nie chciał dopuścić do siebie żadnych uczuć? Zupełnie go nie rozumiałem. Miałem nadzieję na jakikolwiek gest z jego strony.
Blondyn spojrzał na mnie spokojnie, po czym zaśmiał się krótko. Nie wyglądał na rozbawionego, raczej na zaskoczonego, ale mimo to zapragnąłem go uderzyć. Wstałem gwałtownie i spoliczkowałem go. W tym jednym momencie, nie było we mnie strachu, że mnie ukarze. Chciałem pokazać mu swoją frustrację, to jak bardzo boli jego obojętność.
Izaku nie wydawał się zaskoczony moim policzkiem. Zupełnie tak jakby się tego spodziewał, albo jakby właśnie na to liczył. Nawet się nie poruszył, stał wciąż w tym samym miejscu.
-To tylko złudzenie. Tak naprawdę mnie nie kochasz. To niemożliwe- Jego głos był tak zimny i pusty, że miałem wrażenie, jakbym rozmawiał z górą lodową. Poczułem wściekłość.
-Nie masz o mnie pojęcia. Nie wiesz jak bardzo chciałbym cię znienawidzić za wszystko co robisz, ale nie mogę. Myślałem, że z czasem to minie, że zrażę się do ciebie, ale wciąż bardziej o tobie myślę. Dzisiaj… po tym, co usłyszałem wiem, że nie będę w stanie cię znienawidzić- Na te słowa spojrzał na mnie z tą samą agresją, jaką miał na początku. Ale nie zamierzałem się wycofać – Jesteś najbardziej upartą osobą, jaką znam. Dlaczego nie pozwolisz sobie pomóc? Dlaczego chcesz być samotny? Czy ludzie, którzy się o ciebie martwią nic dla ciebie nie znaczą? Czemu tak bardzo boisz się ujawnienia swojej przyszłości? – Wątpliwości i pytania, które miałem już od jakiegoś czasu wreszcie zostały wypowiedziane. Blondyn zgromił mnie złowrogim spojrzeniem.
-Nie masz o mnie pojęcia. Nic nie wiesz- Lód w jego oczach i glosie przeszył moje ciało, ale nie miałem zamiaru się teraz poddać. Zbyt daleko zabrnąłem by tak po prostu odpuścić.
-Masz rację. Nic nie wiem, bo ty boisz się okazać mi choćby cień uczucia. To twoja wina. Chciałbym równie mocno jak ty, byśmy nigdy się nie spotkali. Mówisz mi, że nie wiem, co to miłość. Ale tak naprawdę to ty nie masz o niej pojęcia. Nic nie wiesz. Nie potrafisz kochać- Z każdym moim słowem blondyn wyglądał coraz bardziej jakbym wbijał w jego serce ostrza. Spuścił głowę a kurtyna złotych włosów osłoniła jego twarz –Czy ty w ogóle kiedykolwiek kogoś kochałeś? Jesteś pusty, nie ma w tobie żadnych uczuć. Nie masz pojęcia, co znaczy prawdziwa miłość-
-Wiem… wiem- Przerwał mi gwałtownie, ale drugi raz powtórzył to słowo już niemal szeptem. Przez chwilę staliśmy w ciszy, potem zobaczyłem jak chwyta się za klatkę piersiową, jakby coś sprawiało mu wielki ból – Wyjdź- dodał po chwili lodowato, jak zawsze.
-Ty już dawno nie jesteś człowiekiem- Dodałem z wyrzutem i łzami napływającymi do oczu.
-Chce być sam- Podkreślił zauważając, że nawet się nie ruszyłem– Wynoś się- Warknął agresywnie przez zaciśnięte zęby.
To mi wystarczyło. Miałem dość. Po prostu wybiegłem z pokoju. Łzy spływały po moich policzkach gęsto już kolejny raz dzisiejszego wieczoru. Dla niego najlepiej było by gdybym zniknął. Właśnie to sobie uświadomiłem. Może i był samotny, ale to nie mnie chciał. Nie ja miałem być lekarstwem na jego samotność. Prawda była bardziej bolesna niż myślałem. Byłem zwykłym eksperymentem, zamiennikiem. Miałem sprawić, by samotność nie ciążyła mu aż tak bardzo.
On nigdy mnie nie pokocha.
Szkoda tylko, że zdałem sobie z tego sprawę tak późno. Zbyt późno by móc się wycofać.

CDN…

Samotność


Cóż teraz chyba wreszcie mogę wam powiedzieć, na czym polegać miał mój genialny plan. Cóż właściwie to nic wymyślnego.
Już dawno zdałem sobie sprawę, że wszyscy, którzy są blisko Izaku, choć znają wszystkie wątki jego przeszłości nic mi nie powiedzą. Byli wobec niego cholernie lojalni, a może po prostu obowiązywała ich jakaś zmowa milczenia. Sam nie wiem, ale na pewno coś w tym jest.  
Postanowiłem więc popytać trochę zwykłych „pracowników” jeśli mogę ich tak nazwać. Nie, mam oczywiście na myśli tego wielgachnego goryla, którego wciąż nienawidzę, ani jego koleżków, ale z pewnością są tu ludzie, którzy zechcą ze mną porozmawiać. A przynajmniej taką miałem nadzieję.
Cóż problem polegał jedynie na tym, jak dostać się do osób, które były wystarczająco daleko od Izaku by nie wiedzieć, kim jestem i skąd tutaj się wziąłem. Właśnie oni byli celem moich poszukiwań. Cóż szczerze nawet nie wiem, gdzie przebywają takie osoby, bo nigdy w życiu nie spotkałem nikogo poza tymi cholernymi zabójcami no chyba, że w jadalni. I tu właśnie zrodził się mój kolejny jakże genialny pomysł.
Poszedłem właśnie przed drzwi prowadzące do jadalni. Wolałem tam nie wchodzić pamiętając jak skończyło się to poprzednim razem. Dlatego stałem po prostu przed drzwiami i czekałem, aż jakaś grupka wyjdzie z pomieszczenia i po prostu podążyłem za nimi. Nie wywołanie żadnych podejrzeń kosztowało mnie wiele wysiłku, ale ostatecznie udało się.
Najdziwniejsze było to, że w końcu trafiłem przed dziwną windę, której nigdy wcześniej nigdzie nie widziałem. Gdy tylko jakaś grupka do niej wsiadła jakby nigdy nic podążyłem za nimi do wnętrza. Przyznam, że stanie w grupie moich potencjalnych zabójców, których w ogóle nie znalem przyprawiało mnie o dreszcze. Mimo, że starałem się nie dawać żadnych oznak lęku to naprawdę trudno było mi stać spokojnie. Z tego wszystkiego zacząłem obserwować tablice z przyciskami, na której kolejne pietra zapalały się na czerwono.
Dopiero w tym momencie zdałem sobie sprawę, że przez cały czas byliśmy pod ziemią a teraz dopiero wynurzamy się na powierzchnie. W którymś momencie winda zatrzymała się na piętrze zero. Rozejrzałem się niezauważalnie, czy przypadkiem ktoś nie zwrócił na mnie nadmiernej uwagi. Na szczęście wszyscy wydawali się raczej znudzeni i obojętni. Gdy tylko drzwi rozsunęły się ludzie wyszli, a ja wraz z nimi.
Zobaczyłem przed sobą korytarz zupełnie inny niż te, które widywałem codziennie. Był szeroki i jasno oświetlony, a ludzie chodzili swobodnie między kolejnymi pomieszczeniami. Bingo. Trafiłem we właściwe miejsce.
Po chwili odnalazłem pierwsze swoje ofiary i zacząłem działać. Musiałem przepytać wiele osób a czas mnie gonił, dlatego bez wahania ruszyłem prosto w ich stronę. Czas zacząć przesłuchanie…

Wygląda na to, że Izaku postarał się by jego przeszłość pozostała w cieniu niewiedzy. No cóż całkiem nieźle mu to wyszło. Chodziłem niemal 4 godziny wypytując każdego, kto wydał mi się odpowiedni, o blondyna. Niestety nikt nie chciał mi nic powiedzieć, albo po prostu sami nie wiedzieli, jak usilnie twierdzili. W tą drugą wersję jakoś wątpię. Byłem naprawdę wykończony, a najgorsze było to, że nie miałem w sumie pojęcia gdzie jestem.
Nigdy nie byłem w tej części budynku. Wszystko było tu takie zwyczajne, bez tych monumentalnych, okazałych mebli i drogich ozdób. Z dużymi szerokimi korytarzami i bez marmurów na podłodze, przypominało to jedynie duży klub. Lub coś, co miało go przypominać. To chyba część dla zwykłych pracowników albo raczej ochotników jeśli tak ich można nazwać.
Właściwie aktualnie znajdowałem się w jakimś pokoju wspólnym dla wszystkich. Zmęczony rozsiadłem się wygodnie na beżowej wersalce. Musiałem trochę odpocząć zanim zacznę się zastanawiać, jak wrócić. Niestety chyba nie było mi to dane.
Jakiś mężczyzna usiadł koło mnie i zaczął mi się dziwnie przyglądać.
Sam nie wiem, ale jakoś nie podobał mi się sposób, w jaki na mnie patrzył.
-Słucham? Co we mnie tak ciekawego, że tak się gapisz?- Warknąłem mało uprzejmie do obcego, który wydawał się zupełnie niezrażony moją reakcją.
-To ty jesteś tym dzieciakiem, który chodzi po całym budynku i pyta się o pana Orichare?-
Przez moment musiałem przeanalizować, co on powiedział. Jakiego pana Orichare? Ma na myśli Izaku, prawda?-Powiem ci coś mały. Daj sobie spokój zanim wplączesz się w kłopoty- Przestrzegł mnie intensywnie patrząc mi w oczy, jakby sadził, że tak mnie przekona.
-Heh nie bądź śmieszny, jakie ja mogę mieć kłopoty nic nie robię. Po prostu jestem ciekaw- Przyznałem szczerze, choć i tak lepiej niż ktokolwiek wiedziałem, że w tym miejsca to właśnie słowa są najbardziej niebezpieczne.
-Twoja ciekawość cię zabije. Nawet nie wiesz, z kim masz do czynienie- Wygląda na to, że właśnie znalazłem swoje źródło informacji i nawet nie musiałem szukać. Samo do mnie przyszło. Jak tylko trochę podpuszczę tego kolesia to zaraz wszystko mi wyśpiewa.
-Z kim? Czy ten gość jest aż tak straszny? Nie wydaje mi się- Mówiąc te słowa starałem się być poważny, ale nie mogłem powstrzymać uśmieszku cisnącego mi się na usta. W efekcie wyglądało to tak, jakbym wyśmiewał się z Izaku. Boże gdyby on się o tym dowiedział pewnie zabiłby mnie.
-Nie lekceważ go. Pomyśl przecież jest na czele tak wielkiej organizacji- Odparł mężczyzna, wciąż chyba nie mogąc zrozumieć mojego lekceważącego podejścia. Pewnie gdybym od kogoś innego usłyszał takie słowa też byłbym w szoku.
-No i co z tego, to go nie czyni niebezpiecznym- Uniosłem brew w geście pogardy i skrzyżowałem ramiona przed klatką.
-Ahhh no dobra młody. Myślałem, że nie będę musiał tego mówić, ale widzę nic do ciebie nie dociera- Ocho, zaczyna się opowieść. Właściwie wcale nie było to takie trudne, jak mogłoby się wydawać.
-Więc słucham- Odparłem zamieniając się w słuch. Musze zapamiętać każdy szczegół, kto wie, co mi się może przydać.
-Ten człowiek stojący na czele tej organizacji to Izaku Orichara. Ta agencja, którą założył, oficjalnie prowadzi kilka domów publicznych i wysokiej klasy night cluby. Ale tak naprawdę to tylko przykrywka. W czarnych kręgach prowadzi jedną z czołowych grup zabójców. Zabijają dla pozycji lub dla zysku. Mówi się też, że jest zamieszany w wojny gangów i przemyt. To cholernie niebezpieczny koleś. W podziemiu nazywają go Shiki, Śmierć- Mężczyzna przerwał na chwile patrząc na moją reakcje, ale ja starałem się być niewzruszony- Jeśli się dowie, że jakiś dzieciak pyta o jego przeszłość to pewnie tego nie zostawi. Dorwie cię a wtedy nie będzie miał żądnych skrupułów. Zabije cię za wtykanie nosa w nie swoje sprawy- Patrzył mi prosto w oczy starając się przybrać odpowiedni ton. Chyba miał nadzieję że to mnie przestraszy i przestanę zadawać pytania. Niedoczekanie jego. Choć te informację są dość ciekawe. Izaku właścicielem burdeli, ciekawe, czy to stąd bierze się to jego niezaspokojenie seksualne. Przynajmniej znam już odpowiedz na jedno pytanie: Jakim cudem to miejsce wciąż się utrzymuje, bez zwracania niczyjej uwagi. Wiedziałem, że musza stać za tym jakieś szemrane interesy, cóż jak widać miałem rację.
-Doprawdy? Nie wydaje mi się, co mi niby może zrobić poza śmiercią?- Igrałem z nim coraz  bardziej śmiejąc się z człowieka, którego z pewnością respektował. Przecież doskonale wiedziałem, do czego jest zdolny Izaku. Nawet lepiej niż ktokolwiek inny. Jeśli się wścieknie to śmierć naprawdę będzie najlepszą rzeczą, jaka cię spodka.
-Będziesz cierpieć, zobaczysz on jest mistrzem tortur nie zapomnisz tych godzin katorg przed śmiercią. W najlepszym wypadku będziesz jego zabawką- Cóż na tą przestrogę chyba jest nieco za późno. Już należę do niego. Wystarczy jedno słowo, czy zimne spojrzenie a zmusi mnie do zrobienia czegokolwiek. To naprawdę frustrujące, chociaż gdybym usłyszał to ostrzeżenie wcześnie pewnie i tak bym się nie cofnął przed niczym. Mimo wszystko jednego byłem całkowicie pewny.
-Izaku mnie nie zabije- Przynajmniej tak mi się wydaje. Nie wiem czy powinienem się z tego cieszyć czy nie, ale widać spodobała mu się zabawa ze mną. Gdybym faktycznie był dla niego zagrożeniem już dawno nie było by mnie na tym świecie.
-Skąd ta pewność w twoim głosie dzieciaku i lepiej zwracaj się o nim pan Orichra szczeniaku. No chyba, że chcesz skończyć jak 20 twoich poprzedników- Szczerze serce jakoś ukłuło mnie boleśnie, gdy usłyszałem słowo poprzednicy. Ciekawe, co miał na myśli. Tych, którzy za dużo pytali czy tych, którzy byli zabawkami. I nie, do cholery to nie tak, że jestem zazdrosny!
-Ach to było ich tylko 20,  jak  słodko- Zażartowałem gorzko, bo jakoś ciężko było mi spokojnie przełknąć tą informacje. Może nie powinienem być tak pewny swojej pozycji. Co jeśli byli oni jego kochankami?
-Przestań sobie żartować bachorze- Warknął w końcu mężczyzna najwyraźniej tracąc już do mnie cierpliwość.
-Wiesz co, mnie wciąż to jakoś nie przeraża. Powiedziałeś mi tylko fakty z jego teraźniejszego życia. Co z tego, że przemyca narkotyki czy wyprawia sobie jakieś wojny z kolorowymi gangami? Tylko wydaje rozkazy. A to, że kazał zabić jakiś nieposłusznych idiotów jeszcze o niczym nie świadczy. Fakt, że jest jakimś tam szefem nie czyni z niego najważniejszego- Szczerzę to sam nie wieże we własne słowa. Izaku jest przerażający. Jedno spojrzenie w te jego lodowate oczy wystarczy żeby odczuwać dreszcze na sam dźwięk jego imienia. Właściwie po tym, co usłyszałem nie jestem pewien czy mnie nie zabije, jak się dowie, że ośmieliłem się pytać o niego, mimo że mi zabronił.  
Mam nadzieję, że nie. No przecież to tylko jakieś niewinne informacje racja? Racja?
-Powiedz mi ile tutaj już jesteś?  W tej organizacji- Zacząłem delikatnie, by nie wywołać jego podejrzeń. Najwyższy czas już przejść do przeszłości. Każdy, kogo bym nie spytał unika tego tematu jak ognia. Coś w tym musi być. Bo niby dlaczego, gdy tylko ich zapytam o to zaraz zmieniają temat, uciekają albo po prostu zaczynają się trząść?
Chciałbym by wreszcie ktoś rozjaśnił mi nieco tą sytuację. Przecież ktoś musi coś wiedzieć. Przeszłość tak po prostu nie znika.
-Jestem tu już prawie 22 lata odkąd moja żona i dzieci zostały zabite. Moje życie skończyło się dla mnie 22 lata temu. Byłem młody głupi. Co niby 24 letni chłopak może wiedzieć o świecie? Nic- Mimo, że poczułem ukłucie współczucia dla tego mężczyzny to jego życie mało mnie obchodziło. To było dawno, teraz był jednym z nich, zabójcą i sam zabijał. Może i jestem samolubny, ale kto nie jest?
-Pewnie masz rację. Ja jestem jeszcze młodszy i chyba nie rozumiem jeszcze pewnych rzeczy. Widzisz może skoro jesteś tu tak długo to wytłumaczysz mi, czemu niby nikt nic nie chce mówić o przeszłości Orichary?- Postanowiłem wyłożyć karty na stół. Jeśli zacznę krążyć wokół tematu, to nie dowiem się niczego konkretnego.
-Pana Orichary- Syknął do mnie po cichu jakby ktoś zaraz miał się na nas rzucić za jakąś wielką zniewagę.
-Tak, tak pana, więc?- Popędzałem go bardziej. Kończył mi się czas, pewnie niedługo ktoś zorientuje się, że długo mnie nie ma i zaczną mnie szukać.
-To zakazany temat- Już to słyszałem. Ale przecież muszę się czegoś dowiedzieć z każdym zdaniem biografia blondyna staje się coraz ciekawsza.
-Niby czemu? Wszyscy tak mówią, ale dlaczego? To jakiś temat tabu czy co?- Dopytywałem dalej, nie miałem zamiaru się tak po prostu poddać teraz, gdy znalazłem właściwego człowieka musiałem się wszystkiego dowiedzieć. Drugiej szansy może nie być.
-Nie wolno o tym mówić?- Cholera, znowu. No dajcie spokój za każdym razem jest tak samo.
-Jak to, kto wam niby zabronił? Dlaczego? To przecież idiotyczne- Zaczynałem się naprawdę irytować. To takie uczucie, jakby wszyscy wokół wiedzieli o czymś naprawdę ważnym tylko was nie poinformowano. Naprawdę nienawidzę takich sekrecików. 
-Pan Orichara zabronił o tym choćby mówić. Kilkanaście lat temu, nie pamiętam dokładnie już ile, zebrał nas wszystkich i kazał nam zapomnieć o przeszłości i zabronił choćby o niej wspominać pod groźbą śmierci- Czcze gadanie. Co z tego, że im groził? No przecież jak się dowiem troszeczkę to nikt od tego nie zginie prawda? Och zresztą, czy oni naprawdę sądzą, że pozabijałby ich za cos takiego? Mi ciągle grozi, a wciąż żyję…No dobra, może faktycznie tak by zrobił, w końcu oni to nie ja.
-Daj spokój myślisz, że ktoś się dowie? Potem będzie tak. jakby tej rozmowy nie było- Uśmiechnąłem się do niego zachęcająco. Już ja się postaram, żeby blondyn nie dowiedział się o tej rozmowie.
-To musi pozostać tajemnicą rozumiesz. Nie możesz nikomu powiedzieć, że pisnąłem choćby słówko. Inaczej będę miał poważne kłopoty, zresztą ty też- Powiedział mężczyzna ze strachem w głosie rozglądając się nerwowo na wszystkie strony. Skinąłem jedynie głową na potwierdzenie tego, że się zgadzam.
-Wtedy na tym zebraniu pierwszy raz go zobaczyłem. Słyszałem o nim tyle przerażających rzeczy a wreszcie sam mogłem się przekonać. Pierwsze wrażenie było potworne. Jakbym patrzył w oczy demonowi- Zupełnie jak ja za pierwszym razem- Był przerażający, ta jego aura, jego oczy takie lodowate. Wyglądał jakby hipnotyzował nas wszystkich. Wierz mi jeszcze nigdy nie czułem takiej atmosfery. Ten strach, niepokój, lęk to coś, czego nie da się zapomnieć. Właśnie, dlatego ludzie siedzą cicho. Nawet teraz nie jestem pewien czy dobrze robię. Gdy tylko zapytałeś mnie o przeszłość ten obraz natychmiast stanął mi przed oczami-
Początek jego opowieści jak dla mnie jest zbyt znajomy. Czuję się jakbym przezywał jakieś cholerne deja vu.
- Chce wiedzieć po prostu, dlaczego zakazano mówić o tym, nie o czym zakazano mówić- Na razie. Potem i tak się dowiem wszystkiego o twojej przeszłości Izaku.
-Właściwie nie wiem czemu. Nikt dokładnie nie wie, co się stało. Wiadomo tylko, że jeden z zaufanych ludzi Izaku zdradził. Nie wiadomo kto…Ale coś ci powiem chłopcze. Jego oczy z tamtego dnia na zawsze pozostaną w mojej pamięci. Ciekawe czy wszyscy to widzieli- Mężczyzna na chwilę się umilkł jakby pogrążył się całkowicie we wspomnieniach.  
-Co dokładnie?- Pod wpływem chwili przysunąłem się bliżej. To robi się naprawdę interesujące. Coś, co widzieli w jego oczach.
-Samotności- W pierwszym momencie nie wiedziałem, o co mu chodzi. Dopiero po chwili mnie olśniło, oczy. Ciekawe, ale ja również to zauważyłem. Czasem blondyn sprawiał wrażenie zupełnie opuszczonego, bez nikogo, kto mógłby go wesprzeć.
-Samotności? Co masz na myśli?- Chciałem wiedzieć, czy myśli tak samo, jak ja. Właściwie Izaku jest ostatnią osobą, która mogłaby się czuć samotnie. W końcu nie liczy się z nikim. Może mieć tylu kochanków ile tylko zechce. Ma całą hordę ludzi, którzy przybiegną na każde skinienie palca. Poza tym ma Felixa tego całego Shina i całą resztę. Dlaczego miałby czuć się samotny? Poza tym to on tutaj rządz. Może mieć cokolwiek. Więc skąd u niego czasem ten dziwny wyraz twarzy?
-Tamtego dnia wyglądał jak rozwścieczony wilk. Gotów zabić za każde słowo odmowy. Miał tak wyglądać, chciał tak wyglądać. Jedynym jego celem wtedy było sprawić byśmy wszyscy się go bali. Wszystko tylko po to by nikt nie ważył się szepnąć chociażby słowa o przeszłości. Jestem tego pewien. Ale jego oczy, chociaż wyglądały na lodowate to w kącikach szkliły się łzy. Jestem pewny. Pamiętam ten widok jakby był najważniejszą rzeczą w moim życiu. Po prostu nie potrafię zapomnieć tego wzroku, tego żalu ukrytego w głęboko skrywanych kroplach łez- Mówił chaotycznie. Jego słowa coraz mniej trzymały się całości a mimo to właśnie one najbardziej do mnie przemówiły i pokazały mi skrywaną między wierszami prawdę.
Teraz byłem już pewien. Izaku nie chce by ktokolwiek pamiętał o jego przeszłości, bo sam chce zapomnieć. Pytanie tylko czemu?
To chyba jeden z niewielu momentów, kiedy poczułem wyrzuty sumienia. Poczułem złość i żal do samego siebie. Tak usilnie o to wypytywałem a teraz jakoś mi z tym źle. Nie sądziłem, że ta sprawa będzie dotyczyła tych aspektów życia Izaku. Nigdy wcześniej nie myślałem o jego uczuciach.
Ten dziwny ścisk w sercu nie chciał odejść. To niepojęte, ale naprawdę współczułem blondynowi. Nawet nie wiem, co się stało, a mimo to…
Osoba, która doprowadziła go do takiego stanu musiała być mu bardzo bliska.
Żeby skrzywdzić go tak mocno… to z pewnością był bezwzględny człowiek.
Nawet nie wyobrażam sobie, co ta osoba mogła zrobić. To dla mnie niepojęte. Coś tak bolesnego by…by doprowadzić go do łez. JEGO!?
- Myślę, że tak właśnie było- Przyznałem po chwili wciąż usilnie myśląc o tym. Milczałem, mężczyzna też milczał. Obaj siedzieliśmy zatopieni we własnych myślach. On zapewne przypominając sobie sceny z poprzednich lat, a ja? Ja próbowałem poskładać to wszystko w jedną całość.
Wielki gniew i złość, za którymi krył się ból. Wiedziałem, że on taki jest. Nigdy nie pokazuje swoich uczuć. A mimo to czułem jakiś żal. Myślałem nad tym, że nie ma nikogo, komu może zaufać. Może faktycznie jest samotny. Co z tego ze miał masę ludzi służących mu przecież nie będzie się im zwierzał. W końcu jest ich szefem.
A Felix i reszta? Nie wiem, czemu nie chciał im powiedzieć. Widocznie miał poważny powód. A może się wstydził mówić o swoich uczuciach. Znając go to bardzo możliwe. Sam dusił w sobie to wszystko.
Dlaczego wolał być sam z własnymi problemami? Dlaczego on jest taki? To niczego nie zmieni. Rani tylko sam siebie coraz bardziej. Co za idiota. Gdybym nie przyrzekł, że nie pisnę słowa to teraz właśnie w tym momencie poszedłbym do jego sypialni i czekał aż wróci, a potem wygarnął mu jego głupotę. To takie idiotyczne. Zamykanie się we własnym świecie. Izaku ty głupku przestań robić z siebie męczennika.
Nikt do cholery przecież nie chce byś cierpiał. Nikt, nawet ja nie chce.
-Nie rozumiem…- Tak po prostu. Sam już nie wiedziałem, co mam myśleć. Dlaczego ten głupek chce sam w sobie dusić swoją przeszłość? Potrzebowałem jakichś wyjaśnień. Mężczyzna spojrzał na mnie tylko zamglonymi jakby zmęczonymi oczyma. Nie powiedział nic -Wytłumacz mi to. Dlaczego on nie chce nikomu powiedzieć o swojej przeszłości? Czemu nie chce się podzielić tym cierpieniem? Było by mu lżej- Przyznałem prawie łamiącym się głosem. Sam nie mogę uwierzyć jak bardzo emocjonalnie to wszystko przezywam.
starzec spuścił głowę i jedynie zaczął się cicho śmiać. Nie wiem, co niby było takiego zabawnego w tym, co powiedziałem. Ja chce od niego poważnej odpowiedzi a on po prostu sobie żartuje.
-Masz rację nic nie rozumiesz mały- Spojrzałem na niego zdziwiony. Co on mi niby sugeruje?
-W takim razie skoro jestem taki głupi to powiedz mi jak jest. Nie rozumiem tego idiotyzmu, nie rozumiem twojej wesołości. O co ci nioby chodzi?- Teraz byłem naprawdę podirytowany. Przecież on wcale nie jest najmądrzejszy, jakie ma prawo mówić, że to JA nic nie rozumiem?
-Widzisz mały on po prostu nie może powiedzieć. Nie widzisz tego? Jest przywódcą. Jeśli się rozklei to inni go zniszczą. On kieruje tymi wszystkimi ludźmi. Wszyscy oczekują od niego, że stanie na wysokości zadania. Myślisz, że ktoś chciałby szefa, który płacze i zwierza się innym? Nie… gardzono by nim. Wszyscy oczekują tego, że będzie twardy, że zdusi swoje uczucia. Taka jest rola przywódcy. Nie może myśleć o uczuciach, nie może użalać się nad sobą, a przede wszystkim nie może okazywać słabości. Taka jest rzeczywistość mały. Tego wszyscy od niego oczekują. Jako przywódca musi spełniać nadzieje swoich podopiecznych.-
Właśnie teraz zdałem sobie sprawę, że ciągle to pomijałem. Ten staruch miał racje Izaku dbał o swoją reputację jak o nic innego. Tak samo dbał o szacunek. I nic nie mógł powiedzieć. Nawet jednego słowa protestu. Nawet jednej chwili słabości by się wypłakać.
To dlatego…
Dlatego dusił w sobie uczucia.
Już nigdy nie powiem do niego nieczuły drań. Nie zasługuje na to.
Z moich oczu poleciały niekontrolowane łzy. Płakałem a moje serce kołatało boleśnie w klatce. Miałem ochotę pójść do niego powiedzieć, że wszystko jest w porządku, że nie musi już udawać. Tak bardzo chciałem, ale nie mogłem. Nie potrafiłem tego zrobić.
Było mi go żal. Chyba po raz pierwszy w życiu nie widziałem w nim drania a człowieka. Skrzywdzonego nieszczęśliwego człowieka.
-Czemu płaczesz mały? Nie płacz taka już jego rola- Głupi staruch mówi mi to a sam uronił łezkę.
-Jak się nazywasz stary człowieku?- Chciałem wiedzieć przynajmniej, komu mam dziękować w przyszłości.
- Aron- Odparł z bladym uśmiechem.
-W takim razie Aronie dziękuje ci, że mi to opowiedziałeś- Odwzajemniłem jego serdeczny uśmiech, po czym otarłem łzy z oczu, ale na ich miejscu pojawiły się kolejne. W końcu wstałem i powoli odszedłem stamtąd nawet nie wiem, w która stronę. Niesforne łzy ciągle leciały, a bolesny ucisk na sercu nie zelżał nawet o trochę. Płakałem za niego, za jego ból.
Tak bardzo chciałem go teraz pocieszyć.
Izaku wracaj szybko, bo inaczej zwariuje z własnymi myślami.

CDN…

Wciąż ci nie ufam


Wiecie co, właśnie zdałem sobie sprawę, że jestem tutaj już prawie półtora miesiąca. Mam wrażenie, jakbym zaledwie wczoraj został tutaj przytargany przez Felixa.
Mimo to czuje się, jakbym znał to miejsce od wielu lat. Może to efekt nadmiernej ilości wolnego czasu, którego zawsze mi brakowało.
Strach, który początkowo niemal całkowicie mnie paraliżował przemijał wraz z godzinami. Wszystko stawało się takie… codzienne. Nawet fakt tego, że mam wokół siebie samych zabójców zaczął wydawać mi się po prostu… zwykły. Może nie normalny, codzienny, ale po prostu zwyczajny. Przyzwyczaiłem się do tych ludzi, ich zachowania i stylu życia. Mimo, że wciąż wiem tyle, co nic o nich, o tym gdzie właściwie jestem, to coraz bardziej asymiluje się z resztą. Może i to dobrze. Wolałbym uniknąć kłótni, sprzeczek, nieporozumień i wiecznych wojen wywołanych moim statusem nowego. Zresztą chyba nawet moja intuicja przyzwyczaiła się do tego, by nie zaglądać w każdą dziurkę jaką znajdę, bo może skończyć się to dnia mnie nieciekawie.
Jednak to, z czego cieszyłem się najbardziej to chyba fakt, że imię na I nie wywoływało już u mnie dreszczy. No dobra może i miałem gęsią skórkę, ale raczej z nieco innych powodów niż przeraźliwy strach. Blondyn stał się dla mnie z czasem obiektem podziwu i … no może nawet pożądania. Ale czy naprawdę jest w tym coś złego?
W końcu był cholernie dobrym kochankiem, a ja chyba  zaczynałem się uzależniać od jego bliskości. Co przyjmowałem raczej z niezbyt wielkim entuzjazmem.
Bo czy bliskość nie oznacza poczucia bezpieczeństwa? A ja zdecydowanie nie czuje się bezpiecznie przy nim. Nigdy nie wiem, o czym myśli, nie potrafię przewidzieć jego wybuchów a odróżnienie jego żartu od śmiertelnej ironii, w moim wypadku, graniczy z cudem.
Mimo to żyję. I mam się całkiem dobrze jak na razie. A przecież blondyn miał już tyle okazji i jeszcze więcej powodów, by mnie zabić. A mimo to wciąż tu jestem.
Czasem zupełnie tego nie rozumiem. Chciałbym zapytać, ale co jeśli to jedynie pogorszy całą sytuacje? Co jeśli jednak zapragnie mnie uśmiercić?
Nie daje mi to spokoju. Masa pytań wciąż rodzi się w mojej głowie.
Czy trzyma mnie tu dla swojej własnej przyjemności, czy ma wobec mnie jakieś głębsze plany? A może to po prostu jego chwilowy wybryk, ale czy wtedy narażałby całą organizacje? A tak właśnie było, przecież powinien być świadomy tego, że będąc tutaj mimowolnie dowiem się wielu rzeczy, które potem mogę wykorzystać przeciwko niemu.
A może po prostu miał mnie za nic. Może uznał, że jestem zbyt żałosny, że nie jestem dla niego żadnym zagrożeniem i dlatego wciąż igra ze mną.
Sam nie wiem.
Myślenie o tym przyprawia mnie tylko o ból głowy i kolejny zły nastrój. Szczerze mam już  dość tych wiecznych wątpliwości i ostrożności.
Chciałbym czasem powiedzieć wprost to, co myślę, bez ryzyka śmierci z ręki tego sadysty.
Ciekawe czy ktoś taki, jak Izaku może w ogóle się zakochać? Naprawdę wątpię. Nie wyobrażam sobie go, jak daje się ponieść emocjom, jak oddaje się swoim pragnieniom. A czy nie na tym polega prawdziwa miłość? Nie taka z rozsądku, przemyślana, ostrożna, ale prawdziwa zrodzona tylko z uczuć. Zupełnie nie wyobrażam go sobie w podobnej roli, to jak jakiś oksymoron, coś zupełnie przeciwnego. Ciekawe czy zawsze taki był? A może miał kiedyś miłość swego życia, gdy jeszcze nie był tyranem bez serca? Może on też potrafił się zakochać… ach gdybym tylko mógł spytać.
Moja ciekawość z każdym dniem jedynie rośnie. Jeszcze chwila a zrobię kolejną głupotę. Bo właśnie pytanie któregoś z kręgu było by największą głupotą. Od razy donieśliby blondynowi, a mi znów by się dostało za wtykanie nosa w nie swoje sprawy.
Normalka.
Z drugiej strony, czemu nie spróbować, gdy ma się jednego z nich tuż przed nosem.
Tak, znowu siedziałem w bibliotece a Feliks kręcił się wokół wyraźnie czegoś szukając. Może własnego rozumu, przydałby mu się w końcu.
Wiem, że biblioteka nie uchodzi ogólnie za centrum jakiejkolwiek rozrywki, ale w tym miejscu owszem. Wierzcie mi, gdybyście całymi dniami nie mieli nic do roboty bez Internetu, komputera po jakimś czasie też zaczęli byście czytać książki. Swoją drogą niektóre z nich są nawet ciekawe… boże gdybym słyszał siebie dwa miesiące temu. Nie uwierzyłbym choć by mi zapłacili.
-Felix…- Zagadnąłem czarnowłosego podpierając się leniwie na fotelu.
-Czego?- Burknął do mnie złośliwie, jakby miał mi za złe, że w ogóle ośmieliłem się mu przeszkadzać, w jakikolwiek sposób. I powiedzcie mi jak tu żyć z takimi?
-Niczego…- Fuknąłem do niego obrażony, co odebrał jedynie z drwiącym uśmieszkiem- Chcę cię o coś zapytać- Przyznałem w końcu stwierdzając, że nie ma sensu wdawać się w nim w głupie przekomarzanie.
-A pytaj, ale i tak ci nie odpowiem- Odparł dalej usilnie przerzucając kolejne tomy książek bez większego celu.
-Co? Dlaczego?- Obruszyłem się zaraz. Czemu mi niby nie powie, czemu on zawsze musi być taki złośliwy i przemądrzały? Mówiłem już, że go nienawidzę? Dupek, dupek, dupek…
-Bo to pewnie ma jakiś związek z Izaku, racja?- Spojrzałem na niego posępnie, a potem fuknąłem obrażony, co on odebrał z wielkim uśmiechem tryumfu na twarzy. Bóg mi światkiem, że pewnego pięknego dnia go zabiję.
Mimo wszystko postanowiłem się nie poddawać. Może, jeśli zacznę go męczyć, to w końcu dla świętego spokoju coś mi powie. Akurat w tej taktyce jestem prawdziwym mistrzem.
-Dobra i tak zapytam. Czy Izaku miał kiedyś jakiegoś kochanka? No wiesz, zanim ja się tutaj pojawiłem… to znaczy… czy kochał się w kimś, no sam wiesz- Dokończyłem jakoś koślawo. Soczysty rumieniec oblał moje policzki. Chyba nie przemyślałem sobie dokładnie tego pytania. Dlaczego gdy je wypowiadałem na głos zaczęło brzmieć tak dziwnie? Mam nadzieję, że to tylko moja wyobraźnia.
Czarnowłosy spojrzał na mnie jakby z niedowierzaniem, po czym zaczął się głupkowato uśmiechać sam do siebie. Cholera ciekawe, co go tak śmieszy?
-Spodziewałem się raczej innego pytania- Przyznał usilnie hamując się od parsknięcia śmiechem – Nie sadziłem, że jesteś o niego zazdrosny- W końcu parsknął niepohamowanie patrząc na mnie zupełnie rozbawiony.
Moment, co on właśnie powiedział?
-C-Co? Co ty wygadujesz?- O mały włos nie spadłem z fotela z wrażenia. Język zaczął mi się jakoś dziwnie plątać a twarz paliła mnie żywym ogniem. Ja zazdrosny? O Izaku? Chyba żartujecie, nigdy. Ja nie jestem zazdrosny, to zwykła ciekawość. To chyba największa głupota, jaka słyszałem.
-Ja zazdrosny? Nie bądź śmieszny- Fuknąłem do niego gniewnie, na co on jedynie jeszcze bardziej się roześmiał – Przestań kretynie powiedziałem, że nie jestem zazdrosny. To zwykła ciekawość- Warknąłem wściekły na Felixa wstając gwałtownie z fotela.
-Uważaj, do kogo mówisz smarku- Burknął pod nosem złowrogo, opanowując śmiech.
-Bo co? Zabijesz mnie? Wiesz ile razy to słyszałem- Wrzasnąłem wściekle. Naprawdę wkurzył mnie tym swoim niesmacznym żartem. Że niby ja zazdrosny? Niedoczekanie.
-To może wreszcie wypełnię tą obietnicę- Warknął złowrogo, przysuwając się do mnie gwałtownie z dłonią zwiniętą w pięść. Też przyskoczyłem do niego, bo w obecnej sytuacji, byłem gotowy się z nim nawet bić. Guzik mnie obchodzi, co się stanie. Nie będzie mnie pacan obrażał.
W pewnym momencie jednak czarnowłosy dosłownie zesztywniał. Drgnął nerwowo, po spojrzeniu na drzwi i momentalnie odwrócił się ode mnie, jakby nigdy nic.
Nie wiedząc, co się dzieje też spojrzałem na drzwi. Zupełnie nie rozumiałem, co się właśnie stało. Patrzyłem tak dłuższą chwilę aż pojawił się w nich, oczywiście nie kto inny, król i władca, Izaku. No i wszystko jasne.
Blondyn stanął w drzwiach rozglądając się po pomieszczeniu. Zmarszczył brwi patrząc najpierw na mnie potem na Felixa, który znów wrócił do swojej poprzedniej czynności.
Tylko mi nie mówcie, że słyszał, jak skakaliśmy sobie do gardeł jeszcze chwile temu.
Izaku w pewnym momencie zaczął pewnie iść w moją stronę, aż w końcu złapał mnie za nadgarstek, a ja zupełnie zdezorientowany jak to ciele poszedłem za nim.
Popatrzyłem na blondyna zupełnie zaskoczony, a potem zerknąłem w stronę czarnowłosego, który spoglądał na nas ukradkiem zza książki. Gdy już chciałem zapytać, co się dzieje Izaku postanowił mnie oświecić.
-Chcę się napić, a ty będziesz mi towarzyszył- Pewnie w tym momencie wyglądam bardzo głupio. Cóż spodziewałbym się wszystkiego, ale chyba nie czegoś takiego. Przez „chce się napić” ma na myśli alkohol prawda? Naprawdę to miejsce z każdym dniem zadziwia mnie coraz bardziej. Albo nie, chyba powinienem się przyzwyczaić także do tego, że otaczają mnie sami dziwacy.
-Co znaczy niby to towarzystwo?- Burknąłem sceptycznie. Pewnie znowu chce mnie wkręcić w jakieś dwuznaczne zabawy.
Blondyn posłał mi tak zimne spojrzenie, że nie ośmieliłem się więcej pytać. Chyba miał nie za dobry humor. No pięknie. Czy ja wyglądam na jakąś cholerna matkę miłosierdzia, że zawsze trafiam akurat na jego najgorszy nastrój i zawsze musze znosić jego chimery?
Do cholery z tym życiem.
Po chwili trafiliśmy oczywiście do jego sypialni, a jakże by inaczej. Więc już chyba wiem jak ma wyglądać to jego towarzystwo.
Blondyn dosłownie wepchał mnie do pokoju zatrzaskując gniewnie drzwi za sobą. Nie mam pojęcia co go tak rozdrażniło, ale coś czyje, że odbije się to na mnie.
Spojrzałem na niego nieco przestraszony. Cóż nie mam pojęcia, co chce zrobić, ale nie podoba mi się to.
Czułem jak wszystkie moje mięśnie napięły się w oczekiwaniu na jego ruch.
Ku mojemu zaskoczeniu blondyn naprawdę wyciągnął z szafki butelkę whisky i szklankę. Potem opadł na fotel ze zirytowaną miną i nalał sobie alkoholu. Naprawdę nawet nie chce wiedzieć, co siedzi temu gościowi w głowie. Przez chwilę wpatrywał się w przestrzeń gryząc się jakby z myślami. Co rusz marszczył brwi w gniewnym geście i klną pod nosem stukając nerwowo palcami w blat stolika. W pewnym momencie po prostu złapał za szklankę i jednym tchem wypił cała jej zawartość. Przyznam nieco zbiło mnie to z tropu, tym bardziej, że blondyn nawet się przy tym nie skrzywił.
Potem wyjął z kieszeni pudełko papierosów i zapalił jednego zaciągając się mocno dymem. Dopiero wówczas opadł całkowicie na fotel jakby nieco odprężony. Boże, co za gość bez tych swoich papierosisków nie wytrzyma minuty.
Nie wiedząc, co mam zrobić usiadłem na brzegu jego wielkiego łóżka wciąż bacznie mu się przyglądając. Z tego dystansu obserwowanie go było nawet zabawne, choć mogło się to dla mnie skończyć jednoznacznie.
W pewnym momencie chyba zauważył moja niepewną minę, bo uśmiechnął się złośliwie wydychając w moja stronę kłęby siwego dymu.
-Co jest Shon, czyżbyś czuł się nieswojo?- Ten uśmiech chorej satysfakcji na jego ustach przyprawiał mnie o dreszcze.
-Czy ja wiem, widziałem cię już w gorszym stanie- Odpyskowałem mu dobitnie, jednocześnie uważnie obserwując jego reakcję. Uśmiech na chwilę zniknął z jego twarzy. Gdy już myślałem, że wściekły zareaguje jakoś agresywnie, on po prostu odwrócił wzrok i znów mocno się zaciągnął -Wydajesz się być zdenerwowany. Coś się stało?- Spytałem ostrożnie w duchu modląc się by przyczyną jego stanu nie było jakieś moje przypadkowe przewinienie.
-Nawet jeśli, to nie twoja sprawa- Odparł chłodno mierząc mnie zimnym spojrzeniem. Zagryzłem wargę powstrzymując się przed kolejnym komentarzem.
-To, po co mnie tutaj brałeś? Sam możesz sobie pić- Jakoś samo wymsknęło mi się to z ust. Ach ten mój niewyparzony jęzor.
-Może i mogę, ale to do twoich obowiązków należy dotrzymywanie mi towarzystwa. Czyżbyś zapomniał?- Uśmiech satysfakcji pojawił się na jego ustach wykrzywiając je szeroko. Ten znowu o tym. Miałem już nadzieje, że zapomniał o tej całej głupocie.
Izaku spokojnie zgasił wypalonego papierosa w popielniczce stojącej na stoliku. Potem spojrzał na mnie tym dziwnym drapieżnym wzrokiem i skinął dłonią, bym do niego podszedł. Oczywiście chwile się wahałem, ale ostatecznie i tak nie miałem wyboru. Musiałem być mu posłuszny.
Powoli przysunąłem się bliżej jego fotela, choć stanie tak blisko niego doprowadzało moje nerwy do szaleństwa. Przełknąłem z trudem ślinę patrząc mu prosto w oczy z pozornym spokojem.
-Wiesz, gdy ze mną rozmawiasz z daleka, wydajesz się taki odważny, ale gdy tylko  zmniejsza się dystans zaczynasz być niepewny. Boisz się, że ci cos zrobię?- Zapytał wstając powoli z fotela. Mimowolnie cofnąłem się nieznacznie do tyłu. Mój instynkt reagował za mnie. Szczególnie, gdy widziałem na jego twarzy ten stoicki spokój, który zapowiadał jedynie burzę.
-Nie boję się- Powiedziałem odważnie, choć już czułem jak kolana trzęsą mi się ze strachu. Blondyn prychnął rozbawiony i skoczył gwałtownie w moją stronę. Przerażony cofnąłem się gwałtownie, ale napotkałem na swojej drodze ścianę. Oczywiście Izaku skorzystał z okazji, jaka mu się natrafiła i zbliżył się do mnie na niebezpiecznie małą odległość. Przejechał palcem od mojego obojczyka po szyję aż do brody, unosząc ją nieznacznie. Właściwie było to zaledwie muśnięcie, ale i tak czułem te dziwne igiełki podniecenia w każdym minimetrze, który dotknął.
-Nie?- Szepnął rozbawiony moją reakcja. Jego usta przejechały delikatnie po płatku mojego ucha. Pisnąłem gwałtownie, zawstydzony cała sytuacją. Poczułem jak moje policzki nabierają kolorów.
-N-nie, ja po prostu ci nie ufam- W pewnym momencie poczułem jak dłonie blondyna zjechały na moje uda. Sapnąłem gwałtownie, czując jak podniecenie w moich spodniach rośnie z każdą chwilą. Czułem jego ciepły oddech owiewający moją szyje. Nagle chwycił mocno moje nogi i uniósł mnie wysoko przyciskając mocniej do ściany. Pisnąłem zaskoczony tym gwałtownym ruchem i pozycją, w jakiej nagle się znalazłem. Odruchowo oplotłem ramiona wokół szyi blondyna i mocno się w nią wczepiłem.
-Co robisz?- Warknąłem do niego gniewnie. Naprawdę czułem się dziwnie. Oplotłem nogami jego talię, żeby nie spaść, ale w konsekwencji czułem przez spodnie jego wypięta męskość. To naprawdę zawstydzające, cholera.
-Chce ci pokazać, że nie masz innego wyjścia jak tylko mi zaufać- Gdy już chciałem się odezwać skutecznie zamknął mi usta namiętnym pocałunkiem. Czułem jak jego język bawi się moim zachęcając mnie bym przyłączył się do zabawy. Gdy poczułem jak wsuwa dłoń pod moją koszulkę i sunie spokojnie wzdłuż mojej skóry swoimi długimi palcami, sapnąłem gwałtownie. Dziwny prąc przeszedł całe moje ciało stawiając każdą komórkę w gotowości. Gdy tylko uwolnił moje usta od pieszczot zajął się moim uchem i szyją. Delikatne pocałunki składane tuż nad obojczykiem doprowadzały mnie do szaleństwa. W końcu zaczął zsuwać ze mnie spodnie wraz z bielizną. Wczepiłem się w niego mocniej, by nie upaść, gdy jego ręce mnie nie przytrzymywały.
Po chwili poczułem jak jego palec wsuwa się we mnie. Napiąłem się gwałtownie wbijając paznokcie w poły jego ubrania. Jęknąłem przeciągle, gdy zaczął nim poruszać.
Blondyn prychnął jakby rozbawiony, po czym dołożył kolejny palec mimo, że nie przyzwyczaiłem się jeszcze do pierwszego.
-Pamiętaj, że to do mnie należy twoje życie- Szepnął mi do ucha zmysłowo i polizał delikatnie brzeg jego płatka. Czułem jak serce mocno kołacze mi w klatce piersiowej. Przybity do ściany z nogami oplecionymi wokół jego bioder jeszcze intensywniej odczuwałem każdą pieszczotę – Lepiej mocno się trzymaj- Zarechotał mi wprost do ucha z dziwną satysfakcją w głosie. Chwile później poczułem jego męskość w sobie. Przeciągły jęk wyrwał mi się z gardła. Izaku znów zaczął całować mnie namiętnie jednocześnie penetrując już moje wnętrze. Pomruki niepohamowanie wydostawały się ze mnie. Tym razem to było coś innego, nowego. Po raz pierwszy kochałem się z nim przybity do ściany jego ciałem. Byliśmy maksymalnie blisko. Czułem, jak wchodzi głębiej i głębiej we mnie. Tak głęboko, jak jeszcze nigdy. Zupełnie, jakby chciał wypełnić każdy centymetr mojego ciała, do którego może się dostać. Gdy poczułem nadchodzące spełnienie, zakręciło mi się w głowie. Jeszcze mocniej przywarłem do jego gorącego torsu, opierając mu głowę na ramieniu. Chwile później gwałtowny dreszcz wstrząsnął moim ciałem. Doszedłem wprost na jego brzuch. Och jak mi przykro…
Opadłem bezwładnie w jego ramiona, nie mając siły, by dłużej się trzymać. Chyba blondyn to zauważył, bo złapał mnie mocno i przerzucił sobie nieznacznie przez ramię. Nie miałem sił by zaprotestować, więc po prostu się poddałem.
Izaku podszedł ze mną do łóżka i rzucił mnie ostrożnie na pościel. Oddychałem płytko, łapiąc łapczywie powietrze w płuca. Blondyn pochylił się nade mną i ucałował mnie ostrożnie w skroń, a potem w usta.
-To jeszcze nie koniec- Szepnął cicho, po czym jednym ruchem znów wszedł we mnie. Jęknąłem czując, jak rozpychające uczucie powraca. Blondyn przyspieszył rytm, jednocześnie obsypując mój brzuch pocałunkami. Chyba domyślacie się, że po mniejszej chwili znów byłem całkowicie podniecony i wiłem się pod nim w spazmach rozkoszy. Sposób, w jaki ten człowiek rozpalał ogień moim ciele w zaledwie kilka sekund chyba na zawsze pozostanie dla mnie zagadką. Sapnąłem, gdy jego męskość trafiła w mój najczulszy punkt, po raz kolejny będąc już u kresu wytrzymałości. Chyba najbardziej denerwuje mnie to, że ja tak szybko dochodzę, a on nie zrobił tego nawet raz. Mimo to w pewnym momencie blondyn przyspieszył łapiąc gwałtownie oddechy, tak samo jak ja. Widziałem jak pot spływał z jego czoła zlepiając pasma jasnych włosów. Po chwili wygiąłem się pod nim w łuk dochodząc po raz drugi, tym razem w towarzystwie blondyna.
Obaj opadliśmy zmęczeni na pościel uspokajając oddech i rozbiegane serce. Blondyn przesunął się obok mnie dając mi nieco przestrzeni. Wciąż dyszał mocno a z jego czoła toczyły się powoli kropelki potu. Miał przymknięte powieki. Patrzyłem na niego przez chwile urzeczony. Jego twarz zupełnie się zmieniała, gdy nie był tym wyniosłym królem wszystkiego. Wydawała się nawet dziecięca. Okrągłe policzki podmalowane lekko pożądaniem, dodawały mu prawdziwego uroku. A czerwone usta, które potrafiły wymawiać tak bolesne słowa teraz wydawały się zupełnie niewinne. W końcu blondyn otworzył oczy czując chyba, że mu się przyglądam. Mimo to nie mogłem oderwać od niego wzroku. Jego rdzawe tęczówki wyrażały teraz jedynie zainteresowanie i ciekawość. Okolony kurtyną złotych włosów wyglądał jak anioł. Gdy na jego ustach pojawił się złośliwy uśmieszek, speszyłem się momentalnie. Poczułem się głupio a moje policzki zaczęły piec wstydem. Nie mogę uwierzyć, że się tak zapomniałem pod wpływem chwili.
-Czemu mi się tak przyglądasz?- Zapytał bez większego skrepowania. Oczywiście zrobiłem się jeszcze bardziej czerwony. Nie mogąc nic odpowiedzieć po prostu spuściłem głowę uciekając przed jego wszystkowidzącym wzrokiem. Zaśmiał się cicho przysuwając się bliżej mnie. Zaczął pocierać nosem mój policzek a po czym lekko się odsunął. Spojrzałem mu powoli w oczy, było w nich coś naprawdę pięknego.
Nie mogłem się powstrzymać i mimowolnie moje ciało ruszyło w kierunku jego ust. Wydawał się dość zaskoczony moją nagłą śmiałością, ale rozchylił delikatnie usta zachęcając mnie do dalszego działania.  Przylgnąłem do niego mocniej, ale nie miałem śmiałości, by zrobić cokolwiek więcej. Blondyn chyba zauważając to, sam przejął inicjatywę. Pogłębił pocałunek unosząc się lekko nade mnie. Całowaliśmy się powoli, zapamiętale, jakby sex przed chwila w ogóle nie miał dla nas znaczenia. Czułem się z nim doskonale połączony.
Mimo to po chwili Izaku odsunął się ode mnie z mimowolnym uśmiechem satysfakcji. Chyba nie mógł się powstrzymać ze względu na moją wcześniejsza reakcje. Ułożył się wygodnie na poduszkach i zaczął gładzić mi policzek wierzchem dłoni. Przyznam, że to było dość przyjemne, choć nieoczekiwane z jego strony.
-Śpij już- Mruknął mi nad uchem składając delikatny pocałunek w kąciku mojego oka. Naprawdę, gdy jesteśmy sami w łóżku zmienia się w zupełnie innego człowieka. To doprawdy intrygujące. Chciałem coś jeszcze powiedzieć, ale ostatecznie posłusznie zamknąłem oczy i wtuliłem się w poduszki. Byłem naprawdę zmęczony. Seks z nim potrafił wyczerpać cały zasap mojej energii.
Blondyn głaskał mnie delikatnie dłuższą chwile, a potem przeszedł do czochrania mi włosów palcami. Ukołysany jego dotykiem nawet nie wiem, kiedy dokładnie zasnąłem.
***
Dziwne trzaskanie i szuranie wyrwało mnie zupełnie z marzeń sennych. Gdy spałem odczuwałem go tak mocno, jakby ktoś bębnił mi w głowie. Przez chwile próbowałem nasłuchiwać, co się dzieje wokół mnie jeszcze nie całkiem rozbudzony. Znów usłyszałem szuranie a potem kroki w pokoju. Uchyliłem oczy wciąż bardzo śpiący. Zauważyłem jedynie, że lampka w rogu, rzuca nikłe światło na pokój. Zamrugałem kilkakrotnie, wciąż czułem się zamroczony snem a skutki seksu z blondynem też dawały o sobie znać.
W pewnym momencie przesunąłem dłonią gwałtownie w lewo, ale natrafiła ona jedynie na pustkę. Nie było go. Mimo to miejsce, na którym spał Izaku wciąż było jeszcze ciepłe. Uniosłem się powoli na łokciach rozglądając się po pokoju. Po chwili dostrzegłem ciemną sylwetkę stojącą spokojnie przy ogromnej szafie.
-Obudziłem cię?- Zapytał blondyn spokojnym ściszonym głosem, jakby wciąż nie był pewny czy na pewno jeszcze nie śpię.
-Nie- Mruknąłem w odpowiedzi przyglądając się jego poczynaniom. O ile mi się dobrze zdawało, był wciąż środek nocy, a on miał na sobie koszule i spodnie od garnitury. W pewnym momencie nawet wziął ze stolika kremowy krawat i zaczął do wiązać wokół szyi. Co się dzieje?
-Wychodzisz?- Zapytałem z zupełnym niezrozumieniem. Co on chciał niby robić o tej godzinie?
-Tak, mam kilka spraw do załatwienia i musze znowu wyjechać- Odpowiedział swobodnie nawet na mnie nie patrząc.
-Wyjechać, na jak długo?- Sam nie wiem, czemu pytam. Po prosty… nie wydaje wam się to dziwne? Ostatnio często zdarzają mu się takie nagłe wyjazdy. To przecież drugi raz w przeciągu zaledwie paru dni. Oczywiście nie żebym tęsknił, ale to podejrzane…
-Och, o to się nie martw. Nie będzie mnie tylko do jutrzejszej nocy, więc będziemy mogli dokończyć naszą małą zabawę jak wrócę- Na jego ustach wymalował się ten potworny dwuznaczny uśmieszek. Ach jak ja tego nienawidzę, przecież to jawna prowokacja.
Zrobiłem się lekko czerwony, bo właśnie zdałem sobie sprawę, że faktycznie można było tak odebrać moje słowa.
-Nie o to mi chodziło- Fuknąłem do niego obrażony z odrobiną jadu w głosie. Spojrzał na mnie z politowaniem, po czym prychnął tylko jakby lekko rozbawiony moim oburzeniem -Ostatnio często wyjeżdżasz, to coś poważnego?- Zapytałem ostrożnie przyglądając się jego reakcji. Ku mojemu zaskoczeniu blondyn po prostu uśmiechnął się do mnie perliście z tymi dziwnymi chochlikami w oczach.
-Nie możesz wytrzymać bez zadania pytań prawda?- Zagryzł wargę w figlarnym uśmiechu. Chyba bawiła go moja ciekawość. Cóż pewnie też bym się pośmiał, ale to on tutaj decydował, o czym się dowiem, a o czym nie. A co najbardziej wkurzające nigdy nie zdarzyło mu się przypadkiem przy mnie wygadać. Wręcz przeciwnie. Czasem mam wrażenie jakby każde słowo, które do mnie wymawia wcześniej bardzo dokładnie przemyślał.
Poczułem się lekko urażony jego wrogością, więc po prostu prychnąłem i zakopałem się na powrót pod grubą warstwą kołdry.
Po chwili poczułem jak moje okrycie zostało ze mnie brutalnie zerwane, a zimno wstrząsnęło moim ciałem. Spojrzałem lekko spanikowany na blondyna. Myślałem, że zdenerwowałem go niechcący, ale wyglądał nadzwyczaj spokojnie. Przypatrywał się mojej twarzy przez chwilę, jakby nad czymś myślał.
-Powiem ci, ale wcale ci się to nie spodoba- W tym momencie po prostu mnie zamurowało. Nigdy nie sądziłem, że wyjawi mi sekret jakichkolwiek swoich działań, a tu proszę – Pamiętasz Jaspera?- Chwile musiałem się skupić, by przypomnieć sobie osobę, której imię było mi dobrze znane. Po chwili przypomniałem sobie chłopaka, którego jak sądziłem Izaku najpierw chciał zabić, a potem darował mu jego winy mimo zdrady, jakiej się dopuścił. Kiwnąłem tylko głową na znak, że pamiętam – Cóż, więc aktualnie sprzątam cały bałagan jaki spowodował. Stąd te wyjazdy. Szczerze, gdy zorientowałem się jak dużo  zdradził naprawdę jeszcze raz  miałem ochotę go zabić- Przełknąłem ślinę patrząc w jego oczy, które z jakiegoś powodu stały się lodowato zimne. Czyżby uważał, że to moja wina? W końcu gdybym się w to nie wmieszał, może wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. A teraz musiał spijać całą gorycz i konsekwencje tej jednej zdrady. Czemu mam wrażenie, że ma do mnie żal, że wtedy to nie jego poparłem?
W pewnym momencie blondyn jednym ruchem rzucił na mnie z powrotem ciepłą kołdrę.
Gdy tylko wygrzebałem się spod niej napotkałem rdzawo brązowe tęczówki uważnie wpatrujące się we mnie. Blondyn oparł się o łóżko nachylając się powoli nade mną jeszcze bardziej. Poczułem, jak robi mi się gorąco. Przymknąłem oczy skupiając się na chwili. Najpierw delikatnie musnął moje usta, a potem pewnie wpił się w nie mocniej. Gdy w końcu skończył mnie całować szepnął mi cicho do ucha – Jutrzejszej nocy śpij w tej sypialni- Prychnąłem próbując przybrać zdenerwowany wyraz twarzy, ale rumieńce wyraźnie mi to utrudniały.
Izaku jedynie uśmiechnął się do mnie pobłażliwie, po czym wstał wziął marynarkę z fotela i zaczął iść w stronę drzwi. Dziwnie się czułem patrząc na to, jak odchodzi. To chyba pierwszy raz, gdy widzę jak mnie opuszcza po wspólnej nocy. Wcześniej zawsze budziłem się sam w pokoju.
To naprawdę dziwne uczucie, takie puste i z niezrozumiałych dla mnie powodów bolesne.
Blondyn zatrzymał się jeszcze przy drzwiach na chwilę i spojrzał w moją stronę.
-Mam nadzieje, że jak wrócę, to to miejsce wciąż będzie stało- Zaśmiał się perliście a ja miałem ochotę po prostu pokazać mu język. Po chwili jednak znów przybrał poważną postawę, a uśmiech zniknął z jego ust –Śpij jeszcze, wciąż jest noc. I nie myśl za dużo, te sprawy ciebie nie dotyczą- Nie wiem czy to miało mnie pocieszyć, ale patrzył na mnie tak poważnie i intensywnie, że nie potrafiłem długo utrzymać kontakty wzrokowego z nim. W końcu usłyszałem kliknięcie klamki, a blondyn wyszedł zamykając za sobą drzwi. Może mi się wydawało, ale usłyszałem ciche „Dobranoc” nim drzwi ostatecznie zostały zamknięte.
Poczułem dziwną pustkę będąc w jego pokoju, otoczony jego zapachem, ale bez niego. 
Mimo to miałem cały dzień wolności.
Powinienem to wykorzystać jak najlepiej.
Na szczęście już mam plan.
Plan na to, jak zdobyć informację. A kiedy Izaku wróci jutrzejszej nocy, będę przygotowany na spotkanie z nim twarzą w twarz.

CDN…