Dobra lepiej oszczędźcie sobie zbędnego komentarza.
Tak cholera kolejny raz budzę się z pięknego cudownego snu i
widzę nic innego, jak sypialnie blondyna. Ostatnio bywam w niej zdecydowanie za
często, jak na mój gusty.
To już zaczyna się powoli przeradzać w jakiś niezdrowy
nawyk.
Na szczęście jego nie ma w pobliży, a przynajmniej nie w zasięgu
moich oczu. Całe szczęście.
Poruszyłem się rozciągając nieco swoje nadwerężone mięśnie. Chciałem
sprawdzić czy nic mnie nie boli. O dziwo było nawet znoście. Jedynie lekkie
zakwasy po wczorajszej nocy. Najdziwniejsze jednak było to, że tyłek prawie
wcale mnie nie bolał. Co po seksie z kimś kto ma tak dużego…Ekhem … jest dość
dziwne. Może to dlatego, że zeszłej nocy Izaku starał się być dziwnie
delikatny? Co właściwie było dość niepokojące. Zdaje się, że on nie zaspokoił
się do końca, a mimo to nie forsował dalej mojego ciała. Naprawdę nie
spodziewałem się czegoś podobnego po nim. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale
sami rozumiecie, to dość podejrzane. A może… może to po prostu jakiś rodzaj
gry?
Zaraz wyskoczy mi z czymś jak „zrobiłem ci przysługę i nie
wykończyłem cię to teraz ty masz mi służyć”. No jeszcze tego tylko brakowało.
Choć musze przyznać, że było by to do niego całkowicie podobne.
Izaku…
Naprawdę intrygujący gość. Nie rozumiem ani trochę jego toku
myślenia.
Choćby wczoraj… Przecież, gdy broniłem tego zakrwawionego
chłopaka to był wściekły. Myślałem, że zabije mnie na miejscu. Potem przychodzę
tutaj cały roztrzęsiony, przygotowany na najgorsze, a on traktuje mnie
najdelikatniej jak potrafi. Mam wrażenie, że on robi to specjalnie, żebym potem
czuł się coraz bardziej skołowany.
Naprawdę szczerze nienawidzę go za to.
Chciałbym wiedzieć o nim więcej. O jego rodzinie,
dzieciństwie, życiu, cokolwiek się da. Najbardziej chyba ciekawi mnie jednak
to, w jaki sposób stał się zabójcą i jak wspiął się na szczyt kryminalnego
półświatku?
Czuje, że kryje się za tym coś więcej niż tylko długa i
męcząca opowieść. Zresztą chętnie posłuchałbym jego historii. Nawet jeśli miała
by się okazać długa i nudna, w co szczerze wątpię. Może i jest wkurzającym
dupiatym blondynem, którego nienawidzę z całego serca, ale mimo wszystko ma w
sobie coś, co ciągnie mnie jak magnes. Nie potrafię z tym walczyć.
Zresztą wszyscy tutaj są tak tajemniczy, że doprowadza mnie
to powoli do szału. Za każdą informację trzeba dać coś w zamian, albo prosić
się godzinami o najbardziej absurdalne rzeczy. Ciekawe czy to właśnie znaczy
bycie zabójca?
Nieuchwytność, tajemniczość i ciągłe unikanie eksponowania
jakichkolwiek uczuć. Z tego, co zauważyłem wszyscy tutaj są właśnie tacy. Nawet
z początku wesoły Kyon okazał się mieć ciemną maskę. Może tak właśnie ma być? A
może po prostu już nie ufają ludziom. W końcu sami są zabójcami. Zdradzają,
mamią ludzi a potem zabijają na zlecenie bez cienia skrupułów. Może po prostu
już nie potrafią otwarcie mówić o tym, co siedzi im w głowach. Może właśnie tak
postępują zabójcy? Milczą zatrzymują wszystko dla siebie. W końcu każda
informacja o nich jest cenna. Gdyby dostały się w ręce wrogów pewnie
wykorzystano by każdą słabostkę przeciwko nim. Tylko ja jestem inny.
Przyszedłem tutaj z zewnątrz. Z innego świata, tam gdzie
zabicie kogoś jest nie do pomyślenia.
Może właśnie dlatego nie potrafię znaleźć z nimi wspólnego języka…?
Może dlatego czuje się taki wyobcowany? Oni mają swój świat
a ja swój. I chyba lepiej by było gdyby każdy z nas pozostał w swoim.
Na moje nieszczęście Izaku najwyraźniej postanowił sprawić
sobie egzotyczną zabawkę. Choć właściwie to ja go pierwszy sprowokowałem.
To takie dziwne uczucie.
Żyłem tak wiele lat w nieświadomości tego, co jest wokół
mnie. Ciekawe ile razy przechodziłem obok jakiegoś zabójcy zupełnie tego
nieświadomy. Pewnie wyglądali jak każdy normalny człowiek. Wtopieni gdzieś w tłum
szukali swojego celu.
To mnie przeraża.
A co jeśli moi rodzice też…albo mój brat …każde z nich mogło
być celem zabójcy. Choć wiem, że to głupie…to jednak, wszystko jest dozwolone w
tym świecie. Przecież w życiu nie ma rzeczy niemożliwych.
Gdyby faktycznie okazało się, że „wypadek” czy „choroba” to
jedynie dobre przykrywki, sam nie wiem, co bym zrobił. Zacząłbym unikać Izaku i
całej reszty? Odizolował się? Pewnie tak. Dlatego wole o tym nie myśleć.
Moje serce nie zniosłoby możliwości, iż siedzę w jednym
pokoju z zabójca mojej rodziny. Już prędzej wolałbym zginąć i dołączyć do nich.
W końcu usłyszałem cichy trzask dochodzący od strony drzwi.
Chwile później pojawił się w nich nie kto inny jak blondyn już kompletnie
ubrany.
Popatrzył na mnie dość przenikliwym spojrzeniem, jakby
starał się odgadnąć, o czym właśnie myślę.
Już chciałem coś powiedzieć, gdy nagle zdałem sobie sprawę z
tego, że siedzę kompletnie nagi z podkurczonymi nogami pod brodę na jego łóżku!
Momentalnie zrobiłem się calusieńki czerwony. Złapałem szybko za rąbek kołdry i
naciągałem go sobie na nogi.
-Masz racje wczoraj dość się już napatrzyłem- Żachnął się
patrząc na mnie z politowaniem.
-Przepraszam, ale nie zdążyłem się jeszcze ubrać- Próbowałem
brzmieć groźnie, ale w duecie z moją zarumienioną twarzą wyszło mi raczej
marnie.
Izaku jakby nigdy nic podszedł sobie swobodnie do jednego z
foteli z doskonałym widokiem na łóżko i rozsiadł się w nim wygodnie. Najwyraźniej
nie zrozumiał tego, co chciałem mu zakomunikować. W takim razie powtórzę
jeszcze raz.
-Mógłbyś wyjść chce się ubrać- Posłałem mu groźne
spojrzenie, a przynajmniej tak mi się wydawało.
-Nie widzę żadnego problemu- Uśmiechnął się złośliwie patrząc
dokładnie na mnie. Cholerny dupek. Robi to specjalnie –Śmiało i tak już
widziałem- Ten jego perfidny uśmiech doprowadza mnie do szału.
Jednak nie pozwoliłem się wyprowadzić z równowagi temu
dupkowi. Zachowując zimną krew i swoje rumieńce, kompletnie nagi wstałem i
zebrałem swoje ubrania. Jedyne, czego mi brakowało to moje majciochy, które
musiały się gdzieś zawieruszyć. Przez chwile już dość podenerwowany rozglądałem
się za nimi, ale dosłownie wsiąkły gdzieś.
-Tego szukasz?- Spojrzałem przelotnie na blondyna. Dupek
jeden, trzymał w ręce moje bokserki wymachując nimi swobodnie. Ciekawe, kiedy
je zwinął. Nawet nie zauważyłem.
-Oddaj mi je-
-A proszę?- Uniósł brwi, jak matka karcąca dziecko za złe
maniery. Westchnąłem tylko siląc się na spokój. Naprawdę źle byłoby gdybym
powiedział mu teraz coś bardzo, ale to bardzo niegrzecznego. Choć szczerze miałem
wielką ochotę.
-Proszę oddaj mi moje majtki- Aż nie wierze, że daje mu się
tak zmanipulować.
-Chodź i weź je sobie- Wyciągnął rękę z moją dość intymną
częścią garderoby. Mam wrażenie, że niezłą radoche sprawia mu robienie mi na złość.
Mimo wszystko zebrałem się w sobie i dość podejrzliwie podszedłem
w jego stronę dokładnie obserwując każdy jego ruch. Jestem pewien, że ten blond
przyjemniaczek coś kombinuje.
Jednak on jakby nigdy nic wyciągnął rękę, w której trzymał
bokserki w moją stronę. Zachęcony jego gestem sięgnąłem po nie … to był błąd.
Zanim się obejrzałem zostałem przygwożdżony do ściany bez
możliwości ruszenia chociażby palcem.
-Wystarczyła chwila nieuwagi, a przegrałeś- Mruknął mi
wprost do ucha. Zacząłem przeklinać się w myślach za to, że tak idiotycznie dałem
mu się nabrać. Nie wspominając o tym, że już kolejny raz.
Wbił się w moje wargi a jego język zaczął namiętny taniec wewnątrz
moich ust. Wsunął mi kolano miedzy nogi i naparł na moja męskość. Chciałem
zaprotestować, ale jego usta skutecznie mi to uniemożliwiły. Zaczął się ocierać
o mnie jednocześnie całując mnie jak najlepszy kochanek. Sami rozumiecie, że
nie minęła nawet chwila, a moja duma stała już na baczność.
Dokładnie w tej samej chwili Izaku odsunął się ode mnie uwalniając
moje ręce. Spojrzałem na niego błagalnie, ale ten jedynie posłał mi figlarne
spojrzenie.
-Teraz możesz już iść - Mruknął uśmiechając się do mnie
lubieżnie. Co za drań.
Dosłownie w biegu pozbierałem co moje i wpadłem do łazienki.
Słyszałem tylko jak blondyn krzyknął za mną jeszcze – Masz 5 minut- Cholerny
dupek.
Jak ja go nienawidzę, mówiłem wam już? Doprowadza mnie do
szału. Och boże, co ja mam zrobić ze swoim małym problemem?
Zerknąłem krytycznie na moja męskość, która stała i za żadne
skarby świata nie miała zamiaru opaść bez odpowiedniego zaspokojenia. Szybko
usiadłem na podłodze i mocnymi ruchami zacząłem się pieścić. Oddech spłycił mi
się wyraźnie. Mimo to wciąż byłem daleki od spełnienia. Przyspieszyłem jeszcze
bardziej chcą, jak najszybciej pozbyć się
tego uciążliwego wzwodu.
Dłuższą chwilę pieściłem swojego członka to przyspieszając,
to zwalniając, jednak to nie przynosiło efektów. Nie wiem, co się ze mną
działo. W żaden sposób nie mogłem się zaspokoić, wcześniej takie sytuacje się
nie zdarzały.
-Masz jeszcze minutę- Gwałtownie sapnąłem czując, jak prąd
przyjemności przechodzi przez moje ciało. Niemożliwe. Zacząłem jeszcze szybciej
i mocniej ruszać ręką jednocześnie myśląc o tym, że blondyn jest tuż za ścianą.
Moje ciało zareagowało. Przywołałem w głowie obraz zaledwie sprzed chwili, gdy
agresywnie całował moje usta. Jęknąłem głośno jednocześnie spuszczając się na podłogę.
Chwilę zajęło mi złapanie oddechu.
Gdy tylko odzyskałem nieco sił, po dopiero przebytym
orgazmie szybko zacząłem sprzątać po sobie. Złapałem za rolkę papieru wycierając
jednocześnie siebie i podłogę. Walczyłem z czasem. Znając blondyna był gotów
wejść tutaj po upłynięciu tych jego 5 minut.
Gdy skończyłem z papierem szybko naciągnąłem na siebie
majtki i spodnie. I właściwie to by było na tyle, bo dokładnie w momencie gdy
naciągałem koszulkę na siebie, drzwi od łazienki otworzyły się wielkim impetem.
Blondyn stanął w progu opierając się ramieniem o futrynę.
Zlustrował mnie spojrzeniem wyraźnie niezadowolony. Już ja wiem,
na co ten zboczeniec liczył.
-Koniec czasu księżniczko, idziemy- Zakomenderował
jednocześnie wycofując się z powrotem do sypialni. Ja mu zaraz dam księżniczkę.
Jednak postanowiłem zmilczeć i przełknąć ten gorzki
komplement. W końcu nie miałem pojęcia, co ten szaleniec planuje. Wcześniej
nigdzie mnie nie zabierał. Budziłem się po prostu z bolącym tyłkiem w swoim
pokoju, albo w jego sypialni z Rasselem u boku. Coś mi się wydaje, że tym razem
źle się to skończy.
Podszedłem do niego rzucając mu jednocześnie pytające spojrzenie.
Jestem ciekaw gdzie mnie zabiera.
Przez dłuższą chwilę stał po prostu patrząc mi głęboko w
oczy. Zacząłem czuć się bardzo niepewnie. Jego wzrok ciążył mi jak kamień na
ramionach. Był taki przenikliwy, zdawał się widzieć każdy mój nawet najmniejszy
ruch. W końcu zrobił coś, czego w ogóle się nie spodziewałem.
Uniósł rękę i delikatnie musnął mój policzek. Dziwny dreszcz
przeszedł wzdłuż mojego kręgosłupa. Stanąłem kompletnie sparaliżowany i
poczułem, jak strach wzbiera na sile w moim ciele. Przejechał palcami po mojej
brodzie, aż w końcu uniósł ją tak, bym patrzył mu prosto w oczy. Przez chwile
odwzajemniałem to spojrzenie. Z trudem powstrzymywałem się przed chęcią
cofnięcia się i ucieczki przed tymi magnetycznymi tęczówkami. Moje całe ciało zaczęło
delikatnie drżeć. Zacisnąłem dłonie w pięści.
Widział to. Wiem, że zauważył mój strach. Czekałem w
napięciu na to, co zrobi.
-Wciąż się boisz- Mimowolnie cofnąłem się o krok słysząc te
słowa. Drżenie przybrało nagle na sile tak, że już przestałem nad tym panować.
Łapczywie łapałem powietrze w płuca próbując się uspokoić. Jednak moje szeroko
otwarte oczy mówiły mu wszystko.
Powoli odsuwałem się coraz bardziej.
-Zachowując się w ten sposób wyprowadzasz mnie z równowagi-
Warknął gniewnie z nutką wyrzutu w glosie. Odwrócił się w stronę drzwi, ale nie
ruszył się nawet o centymetr –Jestem łowcą, jeśli wciąż będziesz się zachowywał,
jak przestraszona owieczka w końcu instynktownie cię zaatakuje- Odparł już
spokojniejszym tonem stawiając kroki w stronę drzwi
-Więc…więc co twoim zdaniem powinienem zrobić? To ty mnie sprowokowałeś-
Warknąłem na niego kompletnie roztrzęsiony. Jakim prawem mówił mi, że to ja źle
się zachowuje? Przecież to wszystko przez niego. Wszystko to tylko i wyłącznie
jego wina. Nie miał prawa wypominać mi czegokolwiek. A chyba najbardziej
denerwują mnie jego reakcje. Uśmiechnął się przebiegle i rzucił mi pełne
rozbawienia spojrzenie.
-Po prostu panuj nad sobą, jeśli w ogóle potrafisz- Rzucił
cynicznie i w końcu otworzył drzwi i wyszedł.
Przez chwilę stałem tam, gdzie mnie zostawił z goryczą w
sercu, jakiej jeszcze nie czułem. Ten bezczelny drań. Mam panować nad sobą tak?
Jaką w ogóle ma czelność mówić mi coś takiego? Po tym wszystkim, co mi zrobił…nie
ma prawa. Głupi, bezlitosny, egoista.
-Czekam- Upomniał mnie z taką ironią w głosie, że mimowolnie
skrzywiłem się.
W końcu ruszyłem w jego stronę twardo wlepiając wzrok w
ziemie. Nie miałem ochoty na niego patrzeć, nie miałem ochoty z nim rozmawiać,
nie miałem ochoty na jakikolwiek kontakt z nim. Po prostu podążałem za nim. Już
nawet mnie nie obchodziło, gdzie tak właściwie idziemy. Miałem to zwyczajnie w
nosie. Jedyne, o czym teraz myślałem to gorzkie słowa, jakimi mnie poczęstował.
Oczywiście, że po tym jak mnie traktował boje się jego
każdego dotyku. Brzydzę się nim. Najpierw sam traktował mnie jak zwykłą szmatę,
a teraz żąda bym o tym wszystkim zapomniał. Nie potrafię.
To wszystko jego wina tylko i wyłącznie jego wina. Nienawidzę
go. Sam zakorzenił we mnie ten strach. Czy ten idiota myśli, że ja chce się bać?
Oczywiście, że nie! Ale już nie potrafię stać koło niego spokojny. O nie, nie
po tym wszystkim.
Mam ochotę po prostu widzieć go cierpiącego, tak samo jak ja
wtedy.
Starłem szybko z policzka łzę goryczy, która niepostrzeżenie
umknęła mi spod powiek. Nie wiem, czemu uczucie gniewu i frustracji zmieniło
się we mnie w głęboki żal. Chciałem wykrzyczeć mu wszystkie swoje pretensje prosto
w twarz, ale nie potrafiłem. Moje usta nie chciały się ruszyć.
-Jesteśmy na miejscu- Zakomunikował mi wchodząc do
przyciemnionego pomieszczenia. Uniosłem wzrok by zobaczyć, w jaką dziurę mnie
sprowadził tym razem.
Nawet nie wiecie, jak bardzo się pomyliłem, nazywając to
miejsce dziurą…
W pomieszczeniu byłoby zupełnie ciemno, gdyby nie tysiące
świec poustawianych dosłownie wszędzie. Na środku stał olbrzymi stół, a także
jeden fotel oraz krzesło.
Nie potrafiłem się ruszyć. Ten widok zaskoczył mnie, jak
jeszcze nic na świecie. To było dla nas prawda? To znaczy dla mnie i blondyna.
Czy może się mylę?
Spojrzałem na Izaku z mieszaniną niepewności, zaskoczenia ,
zawstydzenia i kompletnego rozbrojenia.
-Gdzie…gdzie my jesteśmy?- Zapytałem łapiąc się za ramię. Czułem
się tutaj tak nieswojo, tak inaczej. Wszystko przyciągało mój wzrok. Nawet biały
obrus haftowany złotą nicią na brzegach. Zapach unoszący się w powietrzu
przyjemnie łaskotał mnie w nos.
-Zwykle tutaj jadam- Posłał mi uważne spojrzenie gestem ręki
nakazując podejście do stołu.
Nieśmiało postawiłem pierwszy krok.
Pierwszy raz widziałem tak pięknie wyglądający pokój. Mieszkając
z ciotką nawet do głowy nie przyszłoby mi coś podobnego. To było po prostu…piękne.
Tak piękne, że nie potrafiłem wydobyć z siebie słów zachwytu. Nie takich, by
wystarczająco opisać to, co czułem.
-Te świece …to wszystko, jest takie cudowne- Oczy szkliły mi
się podnieceniem. Byłem tak szczęśliwy, że mój zachwyt nie mieścił mi się w
klatce.
-To tylko świece. Nic specjalnego- Pokręciłem głową. Dla
mnie to było po prostu niesamowite. Mianem „nic specjalnego” można było nazwać
zwykłe śniadania, ale to…
-Twoje krzesło, siadaj- Wskazał mi moje miejsce. Niemal poleciałem tam, jak na skrzydłach.
Usiadłem, jednocześnie wciąż rozglądając się ciekawsko po wszystkich
zakamarkach.
Z pewnością wyglądałem teraz zabawnie. Jak małe dziecko,
które po raz pierwszy zostało przyprowadzone na plac zabaw.
–Podoba ci się?- Zagadnął mnie z lekkim rozbawieniem na
twarzy. Podoba… nie to było za mało, ja byłem wręcz zachwycony.
-O taaak…to jest przepiękne- Uśmiechnąłem się z lekkim
rumieńcem na twarzy. Spojrzałem znów w jego stronę. W momencie, gdy nasze oczy
się spotkały rumieniec poszerzył się niemal na całą moją twarz. Czułem się
zawstydzony obecnością blondyna. W dodatku te subtelne spojrzenia, które
posyłał mi spod wachlarza rzęs rozpalały mnie jeszcze bardziej. Naprawdę po raz
pierwszy kompletnie nie wiedziałem, co mam zrobić. Siedziałem z rękami na
kolanach, czując jak twarz pali mnie coraz bardziej. To było naprawdę takie…
zawstydzające.
-Jedz, chyba nie masz zamiaru siedzieć tak przez cały czas- Posłał
mi nieco kpiące spojrzenie, które załagodził lekki uśmiech kryjący się w
kącikach jego ust.
Przysunąłem się bliżej stołu i sięgnąłem po bułkę.
Rozkroiłem ją szybko i posmarowałem białym czymś, co chyba było serkiem.
Wziąłem coś jeszcze, co wyglądało dość smakowicie. Już miałem zacząć jeść, gdy
dostrzegłem uważne spojrzenie Izaku, śledzące każdy mój ruch. Speszyłem się
nieznacznie i znów zarumieniłem, jak pierwszy lepszy prawiczek.
Jego talerz był pusty. Czemu nic nie jadł? Czekał aż ja
zacznę, a może miałem powiedzieć smacznego?
-Czemu nie jesz? Coś nie tak? Wiesz jak tak mnie obserwujesz
dziwnie się czuje- Przyznałem lekko zmieszany.
-Nie przejmuj się mną. Po prostu jedz- Odparł wyciągając zza
połów swej szaty papierosy i zapalniczkę. Podpalił szybko jednego, wydychając
poły dymu. Mimowolnie skrzywiłem się czując jak duszący dym zanieczyszcza moje
cudowne powietrze.
Posłał mi uważne spojrzenie, po czym uśmiechnął się lekko
rozbawiony.
-Naprawdę tego nie lubisz, co?- Zaśmiał się perliście.
Spojrzałem na niego lekko obrażony. Skoro o tym doskonale wie, to czemu wciąż
nie zgasił tego cholernego papierosa?
Zacząłem powoli jeść to, co miałem na talerzu. Musze
przyznać, że było naprawdę dobre. Wręcz przepyszne. Tak samo, jak cały ten
pokój… był taki piękny. Ale właśnie dlatego czuje, że coś się za tym kryje.
Niby dlaczego blondyn nagle wpadł na pomysł, by zrobić dla mnie coś takiego?
Wcześniej traktował mnie… gorzej niż źle. A teraz? Tylko mi
nie mówcie, że tak nagle jego osobowość odwróciła się o 180 stopni i stał się
grzecznym, milusim blondynem. Nie, nie ja nie wierzę w takie cuda. Nawet Bóg
nie jest tak wszechmocny. Ludzie nie zmieniają się z dnia na dzień.
-Co ty knujesz?- Zapytałem raczej mało grzecznie, ale
czułem, że to wszystko to tylko jedno wielkie kłamstwo. Piękne, ale niosło ze sobą
z pewnością wielką cenę.
-Knuje?- Spojrzał na mnie uśmiechając się lisio. Wiedziałem,
wiedziałem, że ta chwila dobroci nie jest za darmo –Ja po prostu mam dla ciebie
interesująca propozycje- Widziałem, jak w jego oczach kryły się niebezpieczne
iskierki. Wlepiał wciąż we mnie oczy jakby w niemej groźbie. Szybkim ruchem
zgasił papierosa. Pewnie byłbym mu za to wdzięczny, gdybym nie widział jego
groźnego uśmieszku.
-Jaka propozycja?- Natychmiast spochmurniałem. Dałem mu się
omamić tymi pięknymi gestami, a teraz czułem tylko żal do samego siebie.
-Dam ci tym razem wybór, bo chyba zacząłem cię lubić. Choć
to szybko może się zmienić- Uśmiech na jego twarzy momentalnie zmienił się w
lód. Przełknąłem ślinę w napięciu czekając na jego kolejne słowa –Chce byś
został moją małą księżniczka. Miałbyś ciekawe życie w dostatecznym luksusie-
Odparł z fałszywym uśmieszkiem. Był tak sztucznie miły, że aż raziło mnie to w
oczy.
-Jaka jest druga opcja?- Zapytałem niemal natychmiast nie dopuszczając
do siebie w ogóle myśli, że miałbym zostać jego… dziwką.
-Śmierć- Lód w jego oczach sprawiał, że chciało mi się
płakać. Czułem się jak przyparty do muru. Bezbronny. Mogłem się sprzedać, albo
zginąć.
-W takim razie mnie zabij, bo nigdy nie zostanę twoją dziwką-
Wrzasnąłem zrywając się z krzesła. Łzy same poleciały mi po policzkach. Miałem
do niego po prostu żal.
Już chciałem odejść godząc się z własnym losem, gdy blondyn
mocno pociągnął mnie za dłoń.
-Siadaj na miejsce, nie powiedziałem, że możesz odejść-
Warknął złowrogo. Bezradnie zająłem z powrotem miejsce na krześle. Nie byłem w
stanie nawet mu się postawić.
-Jeśli się zgodzisz zyskasz o wiele więcej niż głupia
śmierć. Chcesz przykładu? Będziesz miał dostęp do dużej ilości pięter i
pomieszczeń. Po drugie bale, będę cię zabierał wszędzie tam, gdzie trzeba
będzie się pokazać. A wież mi są wyprawiane niezwykle hucznie, a widok jest o
wiele lepszy, niż te parę świec. Na pewno nie chcesz?- Zapytał unosząc jedną
brew. Milczałem. Takie rzeczy zupełnie mnie nie obchodziły –Nie? Szkoda, bo
wtedy może pozwoliłbym ci pogrzebać w naszej bazie danych. Może są tam informacje
o twojej rodzinie, ale jeśli nie chcesz…-
-Czekaj. Co powiedziałeś…? Skąd wiesz o mojej rodzinie?- Niemal
natychmiast się ożywiłem. Kto mu doniósł?
-Shin coś wspomniał- A więc to ten zakłamany, fałszywy,
zdradziecki dupek mu o tym powiedział. Jeśli jeszcze go zobaczę, to chyba nie
powstrzymam się od chęci przywalenia mu w ten dziób.
-Jeśli się nie zgodzę, to…-
-Czeka cię natychmiastowa śmierć. Jesteś zbyt niebezpieczny
pałętając się wszędzie- Tym razem w jego głosie nie było cienia emocji. Mówił
jak robot, niezdolny do żadnych uczuć. Oparł łokcie o stół splatając palce i
przysuwając je do ust.
Tym razem nie żartował. Naprawdę był gotów mnie zabić.
Widziałem to w jego oczach. Nie zawahałby się nawet chwili. W końcu już do tego
przywykł. Pociągnięcie za spust było dla niego kwestią chwilowej decyzji.
Patrzył na mnie uważnie śledząc moje reakcje. Czułem w sobie
burzę uczuć.
Może, jeśli zgodzę się to faktycznie dowiem się czegoś o
mojej rodzinie. Nie ma pewności, ale może faktycznie ktoś ich zabił. A mój
brat? Może coś o nim wiedzą. Może dzięki tym informacją będę w stanie go
odnaleźć. Czy warto ryzykować?
Lepsze pytanie chyba jest takie, czy chce siebie poświęcić?
Chociaż chyba nie mam wyboru.
Jeśli zginę to wszystko przepadnie. Nie będzie mnie tutaj.
Nie zrobię niczego. Przecież to właśnie było moim celem. Znalezienie brata, za
wszelką cenę. Nawet najwyższą.
Zebrałem się w sobie. Uspokoiłem oddech i z całą pewnością
siebie, jaka we mnie pozostała spojrzałem w jego zimne oczy.
-Zgadzam się- Chyba nie był zdziwiony moją odpowiedzią, a
raczej właśnie takiej oczekiwał. Ten jego perfidny uśmiech utwierdził mnie jedynie
w przekonaniu, że nie mogę mu ufać. Kolejny raz oszukał mnie, jak naiwnego
dzieciaka.
-W takim razie witam w klanie zabójców, mała księżniczko- Wyszczerzył
się do mnie zadowolony z samego siebie.
Uciekłem wzrokiem od niego. Nie miałem ochoty patrzeć jak
tryumfuje moją słabością. Rzygać mi się chciało.
-Chodź tutaj- Usłyszałem subtelny rozkaz i spojrzałem mu w
oczy. Ten wzrok nienawidził sprzeciwu, dlatego po prostu poddałem się.
Wstałem z krzesła i ostrożnie podszedłem do niego. Jestem ciekaw,
jaką upokarzającą rzecz każę mi zrobić, by udowodnić, że nie blefuję. A na
pewno tak właśnie będzie.
Wyciągnął dłoń w moją stronę, a ja ostrożnie podałem mu swoją.
Przez chwile przypatrywałem się, jak nasze palce delikatnie
się splatają. Rzuciłem mu mało pewne spojrzenie. Cień zawstydzenia wymalował mi
się na twarzy. Byłem kompletnie zmieszany jego dzisiejszą postawa.
Nagle poczułem szarpnięcie i nim się obejrzałem półleżałem
mu na kolanach mocno trzymany przez jego ramie.
Nasze twarze nagle znalazły się w wyjątkowo
zawstydzająco-bliskiej odległości. Kolejny raz tego dnia spaliłem raka przygryzając
wargę z nerwów.
Jego delikatne palce przejechały po mojej szyi. Patrzyłem mu
głęboko w oczy obserwując, jak uśmiech i lekkie rozbawienie powoli zmieniają
się w śmiertelną powagę.
Zupełnie niespodziewanie mocno zacisnął palce na moim gardle
jednocześnie wpijając się głęboko w moje usta. Zacząłem się dusić i lekko szarpać.
Złapał mnie za włosy i nie pozwolił się od siebie odsunąć. Chciał mnie zabić?
Kolejny raz rozpaczliwie się szarpnąłem, ale nie przyniosło
to żadnych rezultatów. Moje ręce same opadły bezwładnie.
W tym momencie uwolnił moje gardło i usta, bym mógł
zaczerpnąć oddechu. Zacząłem kaszleć czując jak świeże powietrze kłuje mnie w
płuca. Spojrzałem na niego z wyrzutem czując, jak krople w kącikach moich oczu
zaczynają płynąć. Bałem się.
-Dlaczego?- Szepnąłem sucho, wciąż oszołomiony tym co zrobił.
Uśmiech na jego ustach jedynie się poszerzył. Nie wyglądał
na wściekłego, więc dlaczego mi to zrobił? Właśnie tak chciał się ze mną bawić?
Naprawdę myślałem, że zginę…
-To po to byś dobrze zapamiętał tą chwile. Od teraz, jeśli
ośmielisz się mnie zdradzić zabiję cię. Należysz do mnie pamiętaj- Nachylił się
nade mną i znów mnie pocałował, tym razem niezwykle czule, jakby
przepraszająco. Szybkim ruchem dłoni starł mi łzy z policzków uśmiechając się
do mnie tajemniczo.
Miałem dość. Byłem wykończony jego gierkami. Po prostu
kurczowo wczepiłem się w niego chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Nie
zaprotestował, jak zawsze gdy szukałem w jego ciepłym ciele pocieszenia.
Więc od dzisiaj tak ma wyglądać moje życie prawda?
Od niego ma zależeć moje życie lub śmierć.
Mam być zabawką łóżkową… ?
Może jednak śmierć była by lepsza?
Kogo ja oszukuję, nie potrafiłbym umrzeć.
Nie teraz, gdy już zasmakowałem tej trucizny. Słodkiej a
zarazem zabójczej.
On był moją trucizną, która powoli zabijała, ale przy tym
dawała mi nieziemską rozkosz.
Jestem ciekaw, co ten człowiek jeszcze wymyśli.
CDN…
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, to było dobre nie mogl dojść a wystarczył tylko glos Izaku i już ;) a co to za propozycja... ale mógłby zapytać Felixa dlaczego tak ten zareagował słysząc imię jego brata...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka