czwartek, 21 czerwca 2012

Słodka trucizna


Dobra lepiej oszczędźcie sobie zbędnego komentarza.
Tak cholera kolejny raz budzę się z pięknego cudownego snu i widzę nic innego, jak sypialnie blondyna. Ostatnio bywam w niej zdecydowanie za często, jak na mój gusty.
To już zaczyna się powoli przeradzać w jakiś niezdrowy nawyk.
Na szczęście jego nie ma w pobliży, a przynajmniej nie w zasięgu moich oczu. Całe szczęście.
Poruszyłem się rozciągając nieco swoje nadwerężone mięśnie. Chciałem sprawdzić czy nic mnie nie boli. O dziwo było nawet znoście. Jedynie lekkie zakwasy po wczorajszej nocy. Najdziwniejsze jednak było to, że tyłek prawie wcale mnie nie bolał. Co po seksie z kimś kto ma tak dużego…Ekhem … jest dość dziwne. Może to dlatego, że zeszłej nocy Izaku starał się być dziwnie delikatny? Co właściwie było dość niepokojące. Zdaje się, że on nie zaspokoił się do końca, a mimo to nie forsował dalej mojego ciała. Naprawdę nie spodziewałem się czegoś podobnego po nim. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale sami rozumiecie, to dość podejrzane. A może… może to po prostu jakiś rodzaj gry?
Zaraz wyskoczy mi z czymś jak „zrobiłem ci przysługę i nie wykończyłem cię to teraz ty masz mi służyć”. No jeszcze tego tylko brakowało. Choć musze przyznać, że było by to do niego całkowicie podobne.
Izaku…
Naprawdę intrygujący gość. Nie rozumiem ani trochę jego toku myślenia.
Choćby wczoraj… Przecież, gdy broniłem tego zakrwawionego chłopaka to był wściekły. Myślałem, że zabije mnie na miejscu. Potem przychodzę tutaj cały roztrzęsiony, przygotowany na najgorsze, a on traktuje mnie najdelikatniej jak potrafi. Mam wrażenie, że on robi to specjalnie, żebym potem czuł się coraz bardziej skołowany.
Naprawdę szczerze nienawidzę go za to.
Chciałbym wiedzieć o nim więcej. O jego rodzinie, dzieciństwie, życiu, cokolwiek się da. Najbardziej chyba ciekawi mnie jednak to, w jaki sposób stał się zabójcą i jak wspiął się na szczyt kryminalnego półświatku?
Czuje, że kryje się za tym coś więcej niż tylko długa i męcząca opowieść. Zresztą chętnie posłuchałbym jego historii. Nawet jeśli miała by się okazać długa i nudna, w co szczerze wątpię. Może i jest wkurzającym dupiatym blondynem, którego nienawidzę z całego serca, ale mimo wszystko ma w sobie coś, co ciągnie mnie jak magnes. Nie potrafię z tym walczyć.
Zresztą wszyscy tutaj są tak tajemniczy, że doprowadza mnie to powoli do szału. Za każdą informację trzeba dać coś w zamian, albo prosić się godzinami o najbardziej absurdalne rzeczy. Ciekawe czy to właśnie znaczy bycie zabójca?
Nieuchwytność, tajemniczość i ciągłe unikanie eksponowania jakichkolwiek uczuć. Z tego, co zauważyłem wszyscy tutaj są właśnie tacy. Nawet z początku wesoły Kyon okazał się mieć ciemną maskę. Może tak właśnie ma być? A może po prostu już nie ufają ludziom. W końcu sami są zabójcami. Zdradzają, mamią ludzi a potem zabijają na zlecenie bez cienia skrupułów. Może po prostu już nie potrafią otwarcie mówić o tym, co siedzi im w głowach. Może właśnie tak postępują zabójcy? Milczą zatrzymują wszystko dla siebie. W końcu każda informacja o nich jest cenna. Gdyby dostały się w ręce wrogów pewnie wykorzystano by każdą słabostkę przeciwko nim. Tylko ja jestem inny.
Przyszedłem tutaj z zewnątrz. Z innego świata, tam gdzie zabicie kogoś jest nie do pomyślenia.
Może właśnie dlatego nie potrafię znaleźć z nimi wspólnego języka…?
Może dlatego czuje się taki wyobcowany? Oni mają swój świat a ja swój. I chyba lepiej by było gdyby każdy z nas pozostał w swoim.
Na moje nieszczęście Izaku najwyraźniej postanowił sprawić sobie egzotyczną zabawkę. Choć właściwie to ja go pierwszy sprowokowałem.
To takie dziwne uczucie.
Żyłem tak wiele lat w nieświadomości tego, co jest wokół mnie. Ciekawe ile razy przechodziłem obok jakiegoś zabójcy zupełnie tego nieświadomy. Pewnie wyglądali jak każdy normalny człowiek. Wtopieni gdzieś w tłum szukali swojego celu.
To mnie przeraża.
A co jeśli moi rodzice też…albo mój brat …każde z nich mogło być celem zabójcy. Choć wiem, że to głupie…to jednak, wszystko jest dozwolone w tym świecie. Przecież w życiu nie ma rzeczy niemożliwych.
Gdyby faktycznie okazało się, że „wypadek” czy „choroba” to jedynie dobre przykrywki, sam nie wiem, co bym zrobił. Zacząłbym unikać Izaku i całej reszty? Odizolował się? Pewnie tak. Dlatego wole o tym nie myśleć.
Moje serce nie zniosłoby możliwości, iż siedzę w jednym pokoju z zabójca mojej rodziny. Już prędzej wolałbym zginąć i dołączyć do nich.
W końcu usłyszałem cichy trzask dochodzący od strony drzwi. Chwile później pojawił się w nich nie kto inny jak blondyn już kompletnie ubrany.
Popatrzył na mnie dość przenikliwym spojrzeniem, jakby starał się odgadnąć, o czym właśnie myślę.
Już chciałem coś powiedzieć, gdy nagle zdałem sobie sprawę z tego, że siedzę kompletnie nagi z podkurczonymi nogami pod brodę na jego łóżku! Momentalnie zrobiłem się calusieńki czerwony. Złapałem szybko za rąbek kołdry i naciągałem go sobie na nogi.
-Masz racje wczoraj dość się już napatrzyłem- Żachnął się patrząc na mnie z politowaniem.
-Przepraszam, ale nie zdążyłem się jeszcze ubrać- Próbowałem brzmieć groźnie, ale w duecie z moją zarumienioną twarzą wyszło mi raczej marnie.
Izaku jakby nigdy nic podszedł sobie swobodnie do jednego z foteli z doskonałym widokiem na łóżko i rozsiadł się w nim wygodnie. Najwyraźniej nie zrozumiał tego, co chciałem mu zakomunikować. W takim razie powtórzę jeszcze raz.
-Mógłbyś wyjść chce się ubrać- Posłałem mu groźne spojrzenie, a przynajmniej tak mi się wydawało.
-Nie widzę żadnego problemu- Uśmiechnął się złośliwie patrząc dokładnie na mnie. Cholerny dupek. Robi to specjalnie –Śmiało i tak już widziałem- Ten jego perfidny uśmiech doprowadza mnie do szału.
Jednak nie pozwoliłem się wyprowadzić z równowagi temu dupkowi. Zachowując zimną krew i swoje rumieńce, kompletnie nagi wstałem i zebrałem swoje ubrania. Jedyne, czego mi brakowało to moje majciochy, które musiały się gdzieś zawieruszyć. Przez chwile już dość podenerwowany rozglądałem się za nimi, ale dosłownie wsiąkły gdzieś.
-Tego szukasz?- Spojrzałem przelotnie na blondyna. Dupek jeden, trzymał w ręce moje bokserki wymachując nimi swobodnie. Ciekawe, kiedy je zwinął. Nawet nie zauważyłem.
-Oddaj mi je-
-A proszę?- Uniósł brwi, jak matka karcąca dziecko za złe maniery. Westchnąłem tylko siląc się na spokój. Naprawdę źle byłoby gdybym powiedział mu teraz coś bardzo, ale to bardzo niegrzecznego. Choć szczerze miałem wielką ochotę.
-Proszę oddaj mi moje majtki- Aż nie wierze, że daje mu się tak zmanipulować.
-Chodź i weź je sobie- Wyciągnął rękę z moją dość intymną częścią garderoby. Mam wrażenie, że niezłą radoche sprawia mu robienie mi na złość.
Mimo wszystko zebrałem się w sobie i dość podejrzliwie podszedłem w jego stronę dokładnie obserwując każdy jego ruch. Jestem pewien, że ten blond przyjemniaczek coś kombinuje.
Jednak on jakby nigdy nic wyciągnął rękę, w której trzymał bokserki w moją stronę. Zachęcony jego gestem sięgnąłem po nie … to był błąd.
Zanim się obejrzałem zostałem przygwożdżony do ściany bez możliwości ruszenia chociażby palcem.
-Wystarczyła chwila nieuwagi, a przegrałeś- Mruknął mi wprost do ucha. Zacząłem przeklinać się w myślach za to, że tak idiotycznie dałem mu się nabrać. Nie wspominając o tym, że już kolejny raz.
Wbił się w moje wargi a jego język zaczął namiętny taniec wewnątrz moich ust. Wsunął mi kolano miedzy nogi i naparł na moja męskość. Chciałem zaprotestować, ale jego usta skutecznie mi to uniemożliwiły. Zaczął się ocierać o mnie jednocześnie całując mnie jak najlepszy kochanek. Sami rozumiecie, że nie minęła nawet chwila, a moja duma stała już na baczność.
Dokładnie w tej samej chwili Izaku odsunął się ode mnie uwalniając moje ręce. Spojrzałem na niego błagalnie, ale ten jedynie posłał mi figlarne spojrzenie.
-Teraz możesz już iść - Mruknął uśmiechając się do mnie lubieżnie. Co za drań.
Dosłownie w biegu pozbierałem co moje i wpadłem do łazienki. Słyszałem tylko jak blondyn krzyknął za mną jeszcze – Masz 5 minut- Cholerny dupek.
Jak ja go nienawidzę, mówiłem wam już? Doprowadza mnie do szału. Och boże, co ja mam zrobić ze swoim małym problemem?
Zerknąłem krytycznie na moja męskość, która stała i za żadne skarby świata nie miała zamiaru opaść bez odpowiedniego zaspokojenia. Szybko usiadłem na podłodze i mocnymi ruchami zacząłem się pieścić. Oddech spłycił mi się wyraźnie. Mimo to wciąż byłem daleki od spełnienia. Przyspieszyłem jeszcze bardziej chcą, jak najszybciej pozbyć się  tego uciążliwego wzwodu.
Dłuższą chwilę pieściłem swojego członka to przyspieszając, to zwalniając, jednak to nie przynosiło efektów. Nie wiem, co się ze mną działo. W żaden sposób nie mogłem się zaspokoić, wcześniej takie sytuacje się nie zdarzały.
-Masz jeszcze minutę- Gwałtownie sapnąłem czując, jak prąd przyjemności przechodzi przez moje ciało. Niemożliwe. Zacząłem jeszcze szybciej i mocniej ruszać ręką jednocześnie myśląc o tym, że blondyn jest tuż za ścianą. Moje ciało zareagowało. Przywołałem w głowie obraz zaledwie sprzed chwili, gdy agresywnie całował moje usta. Jęknąłem głośno jednocześnie spuszczając się na podłogę.
Chwilę zajęło mi złapanie oddechu.
Gdy tylko odzyskałem nieco sił, po dopiero przebytym orgazmie szybko zacząłem sprzątać po sobie. Złapałem za rolkę papieru wycierając jednocześnie siebie i podłogę. Walczyłem z czasem. Znając blondyna był gotów wejść tutaj po upłynięciu tych jego 5 minut.
Gdy skończyłem z papierem szybko naciągnąłem na siebie majtki i spodnie. I właściwie to by było na tyle, bo dokładnie w momencie gdy naciągałem koszulkę na siebie, drzwi od łazienki otworzyły się wielkim impetem. Blondyn stanął w progu opierając się ramieniem o futrynę.
Zlustrował mnie spojrzeniem wyraźnie niezadowolony. Już ja wiem, na co ten zboczeniec liczył.
-Koniec czasu księżniczko, idziemy- Zakomenderował jednocześnie wycofując się z powrotem do sypialni. Ja mu zaraz dam księżniczkę.
Jednak postanowiłem zmilczeć i przełknąć ten gorzki komplement. W końcu nie miałem pojęcia, co ten szaleniec planuje. Wcześniej nigdzie mnie nie zabierał. Budziłem się po prostu z bolącym tyłkiem w swoim pokoju, albo w jego sypialni z Rasselem u boku. Coś mi się wydaje, że tym razem źle się to skończy.
Podszedłem do niego rzucając mu jednocześnie pytające spojrzenie. Jestem ciekaw gdzie mnie zabiera.
Przez dłuższą chwilę stał po prostu patrząc mi głęboko w oczy. Zacząłem czuć się bardzo niepewnie. Jego wzrok ciążył mi jak kamień na ramionach. Był taki przenikliwy, zdawał się widzieć każdy mój nawet najmniejszy ruch. W końcu zrobił coś, czego w ogóle się nie spodziewałem.
Uniósł rękę i delikatnie musnął mój policzek. Dziwny dreszcz przeszedł wzdłuż mojego kręgosłupa. Stanąłem kompletnie sparaliżowany i poczułem, jak strach wzbiera na sile w moim ciele. Przejechał palcami po mojej brodzie, aż w końcu uniósł ją tak, bym patrzył mu prosto w oczy. Przez chwile odwzajemniałem to spojrzenie. Z trudem powstrzymywałem się przed chęcią cofnięcia się i ucieczki przed tymi magnetycznymi tęczówkami. Moje całe ciało zaczęło delikatnie drżeć. Zacisnąłem dłonie w pięści.
Widział to. Wiem, że zauważył mój strach. Czekałem w napięciu na to, co zrobi.
-Wciąż się boisz- Mimowolnie cofnąłem się o krok słysząc te słowa. Drżenie przybrało nagle na sile tak, że już przestałem nad tym panować. Łapczywie łapałem powietrze w płuca próbując się uspokoić. Jednak moje szeroko otwarte oczy mówiły mu wszystko.
Powoli odsuwałem się coraz bardziej.
-Zachowując się w ten sposób wyprowadzasz mnie z równowagi- Warknął gniewnie z nutką wyrzutu w glosie. Odwrócił się w stronę drzwi, ale nie ruszył się nawet o centymetr –Jestem łowcą, jeśli wciąż będziesz się zachowywał, jak przestraszona owieczka w końcu instynktownie cię zaatakuje- Odparł już spokojniejszym tonem stawiając kroki w stronę drzwi
-Więc…więc co twoim zdaniem powinienem zrobić? To ty mnie sprowokowałeś- Warknąłem na niego kompletnie roztrzęsiony. Jakim prawem mówił mi, że to ja źle się zachowuje? Przecież to wszystko przez niego. Wszystko to tylko i wyłącznie jego wina. Nie miał prawa wypominać mi czegokolwiek. A chyba najbardziej denerwują mnie jego reakcje. Uśmiechnął się przebiegle i rzucił mi pełne rozbawienia spojrzenie.
-Po prostu panuj nad sobą, jeśli w ogóle potrafisz- Rzucił cynicznie i w końcu otworzył drzwi i wyszedł.
Przez chwilę stałem tam, gdzie mnie zostawił z goryczą w sercu, jakiej jeszcze nie czułem. Ten bezczelny drań. Mam panować nad sobą tak? Jaką w ogóle ma czelność mówić mi coś takiego? Po tym wszystkim, co mi zrobił…nie ma prawa. Głupi, bezlitosny, egoista.
-Czekam- Upomniał mnie z taką ironią w głosie, że mimowolnie skrzywiłem się.
W końcu ruszyłem w jego stronę twardo wlepiając wzrok w ziemie. Nie miałem ochoty na niego patrzeć, nie miałem ochoty z nim rozmawiać, nie miałem ochoty na jakikolwiek kontakt z nim. Po prostu podążałem za nim. Już nawet mnie nie obchodziło, gdzie tak właściwie idziemy. Miałem to zwyczajnie w nosie. Jedyne, o czym teraz myślałem to gorzkie słowa, jakimi mnie poczęstował.
Oczywiście, że po tym jak mnie traktował boje się jego każdego dotyku. Brzydzę się nim. Najpierw sam traktował mnie jak zwykłą szmatę, a teraz żąda bym o tym wszystkim zapomniał. Nie potrafię.
To wszystko jego wina tylko i wyłącznie jego wina. Nienawidzę go. Sam zakorzenił we mnie ten strach. Czy ten idiota myśli, że ja chce się bać? Oczywiście, że nie! Ale już nie potrafię stać koło niego spokojny. O nie, nie po tym wszystkim.
Mam ochotę po prostu widzieć go cierpiącego, tak samo jak ja wtedy.
Starłem szybko z policzka łzę goryczy, która niepostrzeżenie umknęła mi spod powiek. Nie wiem, czemu uczucie gniewu i frustracji zmieniło się we mnie w głęboki żal. Chciałem wykrzyczeć mu wszystkie swoje pretensje prosto w twarz, ale nie potrafiłem. Moje usta nie chciały się ruszyć.
-Jesteśmy na miejscu- Zakomunikował mi wchodząc do przyciemnionego pomieszczenia. Uniosłem wzrok by zobaczyć, w jaką dziurę mnie sprowadził tym razem.
Nawet nie wiecie, jak bardzo się pomyliłem, nazywając to miejsce dziurą…
W pomieszczeniu byłoby zupełnie ciemno, gdyby nie tysiące świec poustawianych dosłownie wszędzie. Na środku stał olbrzymi stół, a także jeden fotel oraz krzesło.
Nie potrafiłem się ruszyć. Ten widok zaskoczył mnie, jak jeszcze nic na świecie. To było dla nas prawda? To znaczy dla mnie i blondyna. Czy może się mylę?
Spojrzałem na Izaku z mieszaniną niepewności, zaskoczenia , zawstydzenia i kompletnego rozbrojenia.
-Gdzie…gdzie my jesteśmy?- Zapytałem łapiąc się za ramię. Czułem się tutaj tak nieswojo, tak inaczej. Wszystko przyciągało mój wzrok. Nawet biały obrus haftowany złotą nicią na brzegach. Zapach unoszący się w powietrzu przyjemnie łaskotał mnie w nos.
-Zwykle tutaj jadam- Posłał mi uważne spojrzenie gestem ręki nakazując podejście do stołu.
Nieśmiało postawiłem pierwszy krok.
Pierwszy raz widziałem tak pięknie wyglądający pokój. Mieszkając z ciotką nawet do głowy nie przyszłoby mi coś podobnego. To było po prostu…piękne. Tak piękne, że nie potrafiłem wydobyć z siebie słów zachwytu. Nie takich, by wystarczająco opisać to, co czułem.
-Te świece …to wszystko, jest takie cudowne- Oczy szkliły mi się podnieceniem. Byłem tak szczęśliwy, że mój zachwyt nie mieścił mi się w klatce.
-To tylko świece. Nic specjalnego- Pokręciłem głową. Dla mnie to było po prostu niesamowite. Mianem „nic specjalnego” można było nazwać zwykłe śniadania, ale to…
-Twoje krzesło, siadaj- Wskazał mi moje miejsce.  Niemal poleciałem tam, jak na skrzydłach. Usiadłem, jednocześnie wciąż rozglądając się ciekawsko po wszystkich zakamarkach.
Z pewnością wyglądałem teraz zabawnie. Jak małe dziecko, które po raz pierwszy zostało przyprowadzone na plac zabaw.
–Podoba ci się?- Zagadnął mnie z lekkim rozbawieniem na twarzy. Podoba… nie to było za mało, ja byłem wręcz zachwycony.
-O taaak…to jest przepiękne- Uśmiechnąłem się z lekkim rumieńcem na twarzy. Spojrzałem znów w jego stronę. W momencie, gdy nasze oczy się spotkały rumieniec poszerzył się niemal na całą moją twarz. Czułem się zawstydzony obecnością blondyna. W dodatku te subtelne spojrzenia, które posyłał mi spod wachlarza rzęs rozpalały mnie jeszcze bardziej. Naprawdę po raz pierwszy kompletnie nie wiedziałem, co mam zrobić. Siedziałem z rękami na kolanach, czując jak twarz pali mnie coraz bardziej. To było naprawdę takie… zawstydzające.
-Jedz, chyba nie masz zamiaru siedzieć tak przez cały czas- Posłał mi nieco kpiące spojrzenie, które załagodził lekki uśmiech kryjący się w kącikach jego ust.
Przysunąłem się bliżej stołu i sięgnąłem po bułkę. Rozkroiłem ją szybko i posmarowałem białym czymś, co chyba było serkiem. Wziąłem coś jeszcze, co wyglądało dość smakowicie. Już miałem zacząć jeść, gdy dostrzegłem uważne spojrzenie Izaku, śledzące każdy mój ruch. Speszyłem się nieznacznie i znów zarumieniłem, jak pierwszy lepszy prawiczek.
Jego talerz był pusty. Czemu nic nie jadł? Czekał aż ja zacznę, a może miałem powiedzieć smacznego?
-Czemu nie jesz? Coś nie tak? Wiesz jak tak mnie obserwujesz dziwnie się czuje- Przyznałem lekko zmieszany.
-Nie przejmuj się mną. Po prostu jedz- Odparł wyciągając zza połów swej szaty papierosy i zapalniczkę. Podpalił szybko jednego, wydychając poły dymu. Mimowolnie skrzywiłem się czując jak duszący dym zanieczyszcza moje cudowne powietrze.
Posłał mi uważne spojrzenie, po czym uśmiechnął się lekko rozbawiony.
-Naprawdę tego nie lubisz, co?- Zaśmiał się perliście. Spojrzałem na niego lekko obrażony. Skoro o tym doskonale wie, to czemu wciąż nie zgasił tego cholernego papierosa?
Zacząłem powoli jeść to, co miałem na talerzu. Musze przyznać, że było naprawdę dobre. Wręcz przepyszne. Tak samo, jak cały ten pokój… był taki piękny. Ale właśnie dlatego czuje, że coś się za tym kryje. Niby dlaczego blondyn nagle wpadł na pomysł, by zrobić dla mnie coś takiego?
Wcześniej traktował mnie… gorzej niż źle. A teraz? Tylko mi nie mówcie, że tak nagle jego osobowość odwróciła się o 180 stopni i stał się grzecznym, milusim blondynem. Nie, nie ja nie wierzę w takie cuda. Nawet Bóg nie jest tak wszechmocny. Ludzie nie zmieniają się z dnia na dzień.
-Co ty knujesz?- Zapytałem raczej mało grzecznie, ale czułem, że to wszystko to tylko jedno wielkie kłamstwo. Piękne, ale niosło ze sobą z pewnością wielką cenę.
-Knuje?- Spojrzał na mnie uśmiechając się lisio. Wiedziałem, wiedziałem, że ta chwila dobroci nie jest za darmo –Ja po prostu mam dla ciebie interesująca propozycje- Widziałem, jak w jego oczach kryły się niebezpieczne iskierki. Wlepiał wciąż we mnie oczy jakby w niemej groźbie. Szybkim ruchem zgasił papierosa. Pewnie byłbym mu za to wdzięczny, gdybym nie widział jego groźnego uśmieszku.
-Jaka propozycja?- Natychmiast spochmurniałem. Dałem mu się omamić tymi pięknymi gestami, a teraz czułem tylko żal do samego siebie.
-Dam ci tym razem wybór, bo chyba zacząłem cię lubić. Choć to szybko może się zmienić- Uśmiech na jego twarzy momentalnie zmienił się w lód. Przełknąłem ślinę w napięciu czekając na jego kolejne słowa –Chce byś został moją małą księżniczka. Miałbyś ciekawe życie w dostatecznym luksusie- Odparł z fałszywym uśmieszkiem. Był tak sztucznie miły, że aż raziło mnie to w oczy.
-Jaka jest druga opcja?- Zapytałem niemal natychmiast nie dopuszczając do siebie w ogóle myśli, że miałbym zostać jego… dziwką.
-Śmierć- Lód w jego oczach sprawiał, że chciało mi się płakać. Czułem się jak przyparty do muru. Bezbronny. Mogłem się sprzedać, albo zginąć.
-W takim razie mnie zabij, bo nigdy nie zostanę twoją dziwką- Wrzasnąłem zrywając się z krzesła. Łzy same poleciały mi po policzkach. Miałem do niego po prostu żal.
Już chciałem odejść godząc się z własnym losem, gdy blondyn mocno pociągnął mnie za dłoń.
-Siadaj na miejsce, nie powiedziałem, że możesz odejść- Warknął złowrogo. Bezradnie zająłem z powrotem miejsce na krześle. Nie byłem w stanie nawet mu się postawić.
-Jeśli się zgodzisz zyskasz o wiele więcej niż głupia śmierć. Chcesz przykładu? Będziesz miał dostęp do dużej ilości pięter i pomieszczeń. Po drugie bale, będę cię zabierał wszędzie tam, gdzie trzeba będzie się pokazać. A wież mi są wyprawiane niezwykle hucznie, a widok jest o wiele lepszy, niż te parę świec. Na pewno nie chcesz?- Zapytał unosząc jedną brew. Milczałem. Takie rzeczy zupełnie mnie nie obchodziły –Nie? Szkoda, bo wtedy może pozwoliłbym ci pogrzebać w naszej bazie danych. Może są tam informacje o twojej rodzinie, ale jeśli nie chcesz…-
-Czekaj. Co powiedziałeś…? Skąd wiesz o mojej rodzinie?- Niemal natychmiast się ożywiłem. Kto mu doniósł?
-Shin coś wspomniał- A więc to ten zakłamany, fałszywy, zdradziecki dupek mu o tym powiedział. Jeśli jeszcze go zobaczę, to chyba nie powstrzymam się od chęci przywalenia mu w ten dziób.
-Jeśli się nie zgodzę, to…-
-Czeka cię natychmiastowa śmierć. Jesteś zbyt niebezpieczny pałętając się wszędzie- Tym razem w jego głosie nie było cienia emocji. Mówił jak robot, niezdolny do żadnych uczuć. Oparł łokcie o stół splatając palce i przysuwając je do ust.
Tym razem nie żartował. Naprawdę był gotów mnie zabić. Widziałem to w jego oczach. Nie zawahałby się nawet chwili. W końcu już do tego przywykł. Pociągnięcie za spust było dla niego kwestią chwilowej decyzji.
Patrzył na mnie uważnie śledząc moje reakcje. Czułem w sobie burzę uczuć.
Może, jeśli zgodzę się to faktycznie dowiem się czegoś o mojej rodzinie. Nie ma pewności, ale może faktycznie ktoś ich zabił. A mój brat? Może coś o nim wiedzą. Może dzięki tym informacją będę w stanie go odnaleźć. Czy warto ryzykować?
Lepsze pytanie chyba jest takie, czy chce siebie poświęcić? Chociaż chyba nie mam wyboru.
Jeśli zginę to wszystko przepadnie. Nie będzie mnie tutaj. Nie zrobię niczego. Przecież to właśnie było moim celem. Znalezienie brata, za wszelką cenę. Nawet najwyższą.
Zebrałem się w sobie. Uspokoiłem oddech i z całą pewnością siebie, jaka we mnie pozostała spojrzałem w jego zimne oczy.
-Zgadzam się- Chyba nie był zdziwiony moją odpowiedzią, a raczej właśnie takiej oczekiwał. Ten jego perfidny uśmiech utwierdził mnie jedynie w przekonaniu, że nie mogę mu ufać. Kolejny raz oszukał mnie, jak naiwnego dzieciaka.
-W takim razie witam w klanie zabójców, mała księżniczko- Wyszczerzył się do mnie zadowolony z samego siebie.
Uciekłem wzrokiem od niego. Nie miałem ochoty patrzeć jak tryumfuje moją słabością. Rzygać mi się chciało.
-Chodź tutaj- Usłyszałem subtelny rozkaz i spojrzałem mu w oczy. Ten wzrok nienawidził sprzeciwu, dlatego po prostu poddałem się.
Wstałem z krzesła i ostrożnie podszedłem do niego. Jestem ciekaw, jaką upokarzającą rzecz każę mi zrobić, by udowodnić, że nie blefuję. A na pewno tak właśnie będzie.
Wyciągnął dłoń w moją stronę, a ja ostrożnie podałem mu swoją.
Przez chwile przypatrywałem się, jak nasze palce delikatnie się splatają. Rzuciłem mu mało pewne spojrzenie. Cień zawstydzenia wymalował mi się na twarzy. Byłem kompletnie zmieszany jego dzisiejszą postawa.
Nagle poczułem szarpnięcie i nim się obejrzałem półleżałem mu na kolanach mocno trzymany przez jego ramie.
Nasze twarze nagle znalazły się w wyjątkowo zawstydzająco-bliskiej odległości. Kolejny raz tego dnia spaliłem raka przygryzając wargę z nerwów.
Jego delikatne palce przejechały po mojej szyi. Patrzyłem mu głęboko w oczy obserwując, jak uśmiech i lekkie rozbawienie powoli zmieniają się w śmiertelną powagę.
Zupełnie niespodziewanie mocno zacisnął palce na moim gardle jednocześnie wpijając się głęboko w moje usta. Zacząłem się dusić i lekko szarpać. Złapał mnie za włosy i nie pozwolił się od siebie odsunąć. Chciał mnie zabić?
Kolejny raz rozpaczliwie się szarpnąłem, ale nie przyniosło to żadnych rezultatów. Moje ręce same opadły bezwładnie.
W tym momencie uwolnił moje gardło i usta, bym mógł zaczerpnąć oddechu. Zacząłem kaszleć czując jak świeże powietrze kłuje mnie w płuca. Spojrzałem na niego z wyrzutem czując, jak krople w kącikach moich oczu zaczynają płynąć. Bałem się.
-Dlaczego?- Szepnąłem sucho, wciąż oszołomiony tym co zrobił.
Uśmiech na jego ustach jedynie się poszerzył. Nie wyglądał na wściekłego, więc dlaczego mi to zrobił? Właśnie tak chciał się ze mną bawić? Naprawdę myślałem, że zginę…
-To po to byś dobrze zapamiętał tą chwile. Od teraz, jeśli ośmielisz się mnie zdradzić zabiję cię. Należysz do mnie pamiętaj- Nachylił się nade mną i znów mnie pocałował, tym razem niezwykle czule, jakby przepraszająco. Szybkim ruchem dłoni starł mi łzy z policzków uśmiechając się do mnie tajemniczo.
Miałem dość. Byłem wykończony jego gierkami. Po prostu kurczowo wczepiłem się w niego chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Nie zaprotestował, jak zawsze gdy szukałem w jego ciepłym ciele pocieszenia.
Więc od dzisiaj tak ma wyglądać moje życie prawda?
Od niego ma zależeć moje życie lub śmierć.
Mam być zabawką łóżkową… ?
Może jednak śmierć była by lepsza?
Kogo ja oszukuję, nie potrafiłbym umrzeć.
Nie teraz, gdy już zasmakowałem tej trucizny. Słodkiej a zarazem zabójczej.
On był moją trucizną, która powoli zabijała, ale przy tym dawała mi nieziemską rozkosz.
Jestem ciekaw, co ten człowiek jeszcze wymyśli.

CDN…

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, to było dobre nie mogl dojść a wystarczył tylko glos Izaku i już ;) a co to za propozycja... ale mógłby zapytać Felixa dlaczego tak ten zareagował słysząc imię jego brata...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń