Właśnie spacerowałem sobie spokojnie długimi korytarzami
zwiedzając miejsca, w których moja noga jeszcze nie postała. Wreszcie po wielu
godzinach snu mogłem sobie na to pozwolić. A raczej mój, już nie tak bardzo
obolały tyłek mi na to pozwalał.
Wole oszczędzić wam szczegółów wczorajszej nocy. Naprawdę ja
zrozumiem wszystko, ale blondyn nie dał mi spokoju prawie do samego rana.
Kochaliśmy się, wiele razy i w naprawdę najdziwniejszych pozycjach, jakie świat
wymyślił. Albo raczej ten seksoholik Izaku. Zachowuje się, jakby nie pieprzył
się z nikim przez wieki. Co za człowiek?!
W życiu nie spotkałem kogoś równie niewyżytego seksualnie.
Może powinienem mu kupić jakiegoś manekina, albo tabletki na
przyhamowanie hormonów? Sądzę, że przydałyby mu się i to bardzo!
Skręciłem w jakąś dziwną wnękę. Blondyn powiedział, że mogę chodzić
sobie gdzie chce. No dobra, może nie powiedział tego w taki sposób, ale dając
mi większe „prawa” chyba powinien się domyślić, że ja i moja ciekawość nie ograniczymy
się do paru pokoi i pięter więcej. Niech mi tylko spróbuje wyskoczyć z jakimiś
pretensjami, a wygarnę mu jak to wczoraj wykorzystywał mnie i mój biedny
tyłeczek bez najmniejszego opamiętania.
Tak więc, całkowicie swobodnie zawędrowałem cholera wie
gdzie. Ale przestało mnie to obchodzić w chwili, gdy uświadomiłem sobie, że kłopoty
trzymają się mnie jak tonący ostatniej deski ratunku. Pewnie i tym razem wpadnę
w jakieś zamieszanie, bijatykę, a może znów odkryję niezliczone pokłady broni
mechanicznej i palnej, której wolałbym nigdy w życiu nie oglądać.
Z czasem przyzwyczaiłem się do niezwykłych albo wręcz
przeciwnie, całkowicie mrożących krew w żyłach obrazów rodem z tego budynku
śmierci. Mimo wszystko chciałem wykorzystać jak najlepiej chwilę spędzone poza zasięgiem
wzroku blondyna.
Swoboda, którą miałem przez te parę godzin była dla mnie
bardzo cenna.
Tak więc, właśnie chodziłem jak ten idiota w kółko
podziwiając korytarze, które oczywiście, tak wyglądały identycznie! Każdą
zmianę, nawet najmniejszą pochyłość czy wypukłość badałem jak zaciekawione
dziecko, które trafiło na ślad zakopanego skarbu. Sam nie wiem na co liczyłem. Może
miałem nadzieję, że nagle za jakimś zakrętem faktycznie pojawi się mapa skarbów
i najbardziej zakazanych pokoi w tym budynku.
Jednak z rosnącym coraz szybciej rozczarowaniem zauważałem,
że tajemnica tego miejsca wciąż pozostanie nie odkryta i nie dostępna dla mnie.
Wkurzałem się. Krew coraz szybciej i gwałtowniej burzyła się w moich żyłach
napędzając mnie.
Każda porażka w poszukiwaniach irytowała mnie jeszcze
bardziej niż zwykle. Nie mogę się pogodzić z tym, że blondyn tak doskonale
ukrywa wszystko przede mną. Może traktowałem to zbyt osobiście? Poszukiwanie
prawdy powoli zmieniło się w niemą wojnę pomiędzy mną a tym szaleńczym blond
szatanem.
Na razie to on okazywał się cwańszy, ale nie mam zamiaru się
poddać. Wszystko w swoim czasie. Przecież w końcu musi się jakoś ujawnić, nie
może ukrywać przede mną wszystkich tajemnic w nieskończoność. Nawet on nie ma
tyle sprytu i rozumu.
W końcu trafiając na kolejny ślepy korytarz zakląłem pod nosem
i kopnąłem mocno w ścianę. Naprawdę byłem wkurzony a jednocześnie tak głupio
bezsilny. Nienawidziłem tego uczucia. Nienawidziłem blondyna za to, że podcina
mi skrzydła nie wykonując nawet jednego ruchu.
Może i jestem niecierpliwy, ale nie mogę po prostu znieść tego,
że Izaku ma nade mną tak olbrzymią przewagę. Musiałem znaleźć coś, co pozwoliło
by mi choć na chwilę wywołać u niego niepewność, albo wahanie. Po prostu
musiałem. Chciałem sprawić by poczuł, że nie jestem bezbronny, że sprowadzając
mnie tutaj nie przewidział konsekwencji chwilowej zachcianki. Chciałem by
płacił powoli za każdą chwilę cierpienia psychicznego, jakie mi sprawiał.
Przeklęty.
Oparłem się o ścianę plecami, spoglądając na sufit, tak
cholernie zmęczony. Westchnąłem głęboko. Musiałem odpocząć na chwile od
natrętnych myśli.
Czy naprawdę miałem zgnić w tym labiryncie, nie poznając
nawet prawdziwej natury tego miejsca? Przyczyny dla której został stworzony,
sposobu w jaki Izaku dostał się na złoty tron pana tego wszystkiego?
Może powinienem się pogodzić z niewiedzą? Może muszę
zaakceptować to, co się ze mną dzieje? Może właśnie tak miało być?
Nie, nie, nie.
To niemożliwe, sprzeczne z moja naturą. Ja nie potrafię
siedzieć cicho nie wypowiadając swojego zdania. I dlatego to wszystko mnie tak
bardzo irytuje.
Znów w przypływie gwałtownej wściekłości walnąłem pięścią w
ścianę. Skrzywiłem się i syknąłem z bólu. Zacząłem rozmasowywać powoli bolące
kostki rozkładając się na podłodze.
Nie miałem co z sobą począć. Nie wiedziałem jak tutaj trafiłem,
więc opcja wrócenia do swojego pokoju w moim przypadku graniczyła niemal z
cudem. Jedynym wyjściem było błądzenie po tym upiornym korytarzu, który
zaczynał mieć w sobie coś z tych horrorów, których nigdy nie odważyłem się
oglądać przy zgaszonym świetle. Odrzuciłem głowę do tyłu. Czułem się jak ptak w
złotej klatce, jak szczur w pułapce, z której nie ma wyjścia.
Pewnie leżałbym tak dłużej, gdyby nagle coś nie przyciągnęło
mojego wzroku.
Wstałem gwałtownie ruszając w stronę rozwidlenia korytarza.
Spojrzałem zaskoczony na kratkę w suficie, którą dopiero teraz dostrzegłem.
Wentylacja.
Przewód wentylacyjny ciągnął się wzdłuż korytarzy otwierając
się kratką tylko na rozwidleniach korytarza. Nie wiem, czemu nie zauważyłem
tego wcześniej. Może byłem zbyt zajęty obserwowaniem ścian by dostrzec coś tak
oczywistego, co miałem zaledwie nad głowa. Musiałem się dostać do środka. W
taki sposób będę mógł dostać się do pokoi i miejsc, do których normalnie nie
miałbym dostępu.
Pozostawało jedno pytanie… jak wspiąć się na tyle wysoko by
dosięgnąć kratki?
Szybko rozbiegłem się po korytarzy zbierając wszystko, co
tylko wpadło mi w ręce a mogło się nadać.
W końcu podstawiłem stolik, dwa krzesła, jakieś wazy i dziwne
figurki pod jedną z kratek wentylacyjnych. Ostrożnie zacząłem się wspinać po
swojej, raczej mało stabilnej wierzy. Wszystko drżało pod moimi ruchami i
kołysało się złowrogo. Szybko doszedłem na sam szczyt śpiesząc się jak tylko mogłem,
jednocześnie próbując zachować szczególną ostrożność. Dotknąłem kratki i
pchnąłem ją nieznacznie. Niestety nie ustąpiła.
Dopiero teraz zauważyłem długie śruby, które przytwierdzały
ją do ściany. Zakląłem pod nosem. Jak zwykle moje zajebiste szczęście daje o
sobie znać w najmniej odpowiednim momencie.
Mimo wszystko spróbowałem jeszcze wyłamać ją gwałtownymi
ruchami w przód i tył. Niestety kratka nie miała najwyraźniej zamiaru się
poddać. Zresztą ja też nie. Zaparłem się o nią rękami i z całej siły
szarpnąłem. Usłyszałem tylko głuchy trzask łamanego drewna. Zdziwiony
spojrzałem na białe wejście wentylacyjne, które przecież było metalowe.
Dosłownie w tym samym momencie z przerażeniem patrząc w dół zdałem
sobie sprawę, co mogło wydać taki dźwięk.
Patrzyłem jak noga jednego z krzeseł wyłamuje się ciągnąc za
sobą całą wieżyczkę przedmiotów, którą ułożyłem. Z paniką zauważyłem, że tracę
grunt pod nogami. Dosłownie. Wszystko zaczęło się walić a ja łapałem się czego
mogłem próbując utrzymać jako taką równowagę. Głuchy huk i trzask łamanych i
rozbijanych przedmiotów rozniósł się po całym korytarzu.
W którymś momencie walnąłem rękami o twardą ziemie turlając
się kawałek dalej. Zwinąłem się w kulkę zasłaniając twarz przed ewentualnym
uderzeniem. Wszystko zawirowało mi przed oczyma.
Gdy dźwięk ucichł, zgubiony w długich korytarzach otworzyłem
oczy. Niemal jęknąłem na widok kupki śmieci, jaka została po meblach i
ozdobach. Wstałem i chlasnąłem sobie dłonią w czoło z rozpaczliwym jękiem.
Izaku mnie zabije.
Izaku mnie zabije.
Niemal w tym samym momencie usłyszałem szybkie kroki odbijające
się echem od kafelkowej podłogi. Odwróciłem się gwałtownie a pierwsze co zobaczyłem to zaskoczone oczy
Felixa. Patrzyłem na niego nie wiedząc, co z sobą począć. A on po prostu zbliżał
się do mnie z coraz większym szokiem i niedowierzaniem malującym się na jego
bladej twarzy. Spojrzał na mnie przelotnie jak na szaleńca, czy obłąkanego, sam
nie wiem. Chciał coś powiedzieć, ale słowa utknęły mu w gardle i w efekcie
zaczął jedynie machać rękoma i gestykulować niezrozumiale.
W końcu westchnął próbując się opanować i przetarł szybko
twarz dłonią.
-Możesz mi powiedzieć, co do cholery próbowałeś zrobić?-
Zapytał pozornie spokojnie krzyżując ręce na piersi. Jego oczy już płonęły
wściekłości i chęcią mordu na mej niewinnej osóbce.
-Ja tylko… no bo… ten przewód… kratka nie chciała… i wtedy
wszystko- Wskazałem ręką na stosik leżący tuż obok nas zupełnie, jakby miało to
wszystko wyjaśnić.
On jednak nawet nie spojrzał w tamtą stronę dalej wpatrując
się we mnie z irytacja. Uniósł w końcu jedna brew mając mnie chyba za
opętanego.
-Przewód, kratka- Pokiwał kpiąco wpatrując się we mnie tymi
szydzącymi oczyma. Chyba myślał, że coś zmyślam. Jednak nie minęła nawet
minuta, a jego uśmiech zniknął całkowicie w wyrazie niemego szoku. Rozplątał
ręce i powoli, ale ostrożnie spojrzał na kratkę wentylacyjną, do której jeszcze chwile temu próbowałem się
dostać. Powoli wypuścił powietrze z płuc chwytając się jeszcze resztek opanowania,
jakie w nim pozostały. Przyłożył sobie palce do czoła, wzbraniając się chyba
przed bólem głowy.
-Tylko mi nie mów, że chciałeś wleźć do przewodu
wentylacyjnego- Syknął trzymając swoją wściekłość na wodzy.
Popatrzyłem na niego dość zawstydzony swą nieudolną próbą.
Odwróciłem twarz i wzruszyłem jedynie bezradnie ramionami. No co?
Zgrzytnął wściekle zębami i gwałtownie szarpnął mnie za
nadgarstek. Zaczął mnie ciągnąć za sobą
w nieznane mi korytarze.
-Puszczaj mnie Felix- Szarpnąłem się próbując wyswobodzić
rękę z jego mocnego uścisku. Niestety ten nic sobie najwyraźniej z tego nie robił.
Jego dłoń nawet nie drgnęła, podczas gdy ja używałem całej siły, jaką miałem by
się mu się oprzeć.
-Felix!- Ryknąłem w końcu kopiąc go w kostkę z wściekłością.
Nienawidziłem, gdy mnie ignorowano, a jeszcze bardziej, gdy ktoś traktował mnie
jak wór kartofli. Co temu ciemnemu dupkowi zdarzało się aż nazbyt często.
Czarnowłosy zatrzymał się i w jednym momencie wlepił swoje
czarne jak węgiel oczy w moją twarz. Na chwilę straciłem pewność siebie czując
jak strach rodzi się w moim ciele. Przełknąłem ślinę cofając się od niego na
tyle, na ile pozwoliła mi jego ręka wciąż zaciśnięta na moim nadgarstku.
-Kopnąłeś mnie- Zauważył pochmurnie patrząc beznamiętnie w
moje źrenice.
-Ja tylko- Zająknąłem się na chwilę, ale zaraz potem zamiast
strachu wezbrała we mnie złość – Tak kopnąłem! Bo mnie nie słuchasz. Przestań
mnie ciągnąć nie jestem żadnym workiem- Warknąłem wściekle patrząc mu prosto w
oczy z wyzwaniem. Starałem się utrzymać odwagę i złość w głosie, ale jego oczy
mnie przerażały. Lustrował mnie dokładnie. W końcu przekrzywił głowę na bok z
kpiącym uśmieszkiem.
-Kiepsko udajesz, wiesz?- Żachnął się i znów szarpnął mnie
za sobą za nic mając moje zdanie -Lepiej żeby nikt cię tam nie zobaczył. Izaku wyjechał
w interesach i wróci dopiero jutro w południe. Jeśli wpakujesz się w kłopoty to
nie będzie komu wyratować twojego tyłka- Spojrzałem na niego jak na kretyna. Zaśmiałem
się ironicznie, jakby właśnie powiedział najlepszy kawał na świecie, ale on
nawet nie drgnął.
-Zwariowałeś Felix? Przecież
to Izkau zawsze wyznacza mi kary. To ze go nie ma znaczy, że jej nie
dostanę racja?- Spojrzał na mnie przez ramię wykrzywiając usta w pogardliwym
uśmieszku.
-Naprawdę się łudzisz, że Izaku zostawił by organizację bez głowy?-
Parsknął widząc moja niezadowolona minę – Naiwniak z ciebie Shon. Masz się za dorosłego
a i tak zachowujesz się jak dzieciak- W jednym momencie poczułem niewysłowioną
chęć by znów go kopnąć. Zamierzyłem się noga, ale tym razem uchylił się przed
moim butem. Odwrócił się twarzą do mnie z grobowa mina. Pokiwał mi palcem jak
małemu dziecku, kręcąc głową z dezaprobatą.
-Mówiłem. Nawet nie próbuj tego ponownie, bo następnym razem
zrobię ci krzywdę- W jego oczach na chwile zamigotała iskra grozy, by chwile
potem zgubić się w otchłani czerni.
Przez moment wpatrywał się w moją twarz, ale jego wzrok był
zupełnie nieobecny. Wyglądał, jakby myślał nad czymś intensywnie. W końcu
jednak westchnął i odwrócił twarz gdzieś w bok –Podczas nieobecności Izaku,
władze przejmuje Shin. Lepiej, żeby nie dowiedział się, co zrobiłeś. Sam
rozumiesz, że nie pała do ciebie szczególną sympatia. Poza tym jest
przewrażliwiony na punkcie dodatkowych niepotrzebnych wydatków. Wole nie
wiedzieć jak paskudną karę wymyśliłby dla ciebie za zniszczenie tylu
kosztownych rzeczy. A wierz mi jest w tym lepszy od Izaku- Nie musiał mówić nic
więcej. Cos takiego mi wystarczyło, by patrzeć na niego z przerażeniem w
oczach. Bałem się Shina po naszym ostatnim spotkaniu sam na sam. Wolałem nie
poznać możliwości jego wyobraźni w aspekcie skrzywdzenia mnie.
W końcu sam złapałem Felixa za rękę i tak jak on przedtem szarpnął
mnie teraz ja ciągnąłem jego ponaglając jednocześnie.
-Dobra chodźmy, lepiej nie kusić losu- Żachnął się i posłał
mi tak kpiące spojrzenie, że aż się zarumieniłem ze wstydu, ale nie
skomentowałem tego. Wyswobodził szybko dłoń z mojego uścisku i wsadził ją do
kieszeni skręcając w jakiś wąski korytarzyk. Przez chwilę patrzyłem na niego
nie całkiem pewny czy mam iść za nim. W końcu jednak zatrzymał się i posłał mi
wyczekujące spojrzenie. Dogoniłem go szybko i razem zmierzaliśmy do miejsce, o
którym nie miałem pojęcia. Co chwile posyłałem mu ukradkowe spojrzenia próbując
wyczytać z jego twarzy to co zamierzał ze mną zrobić. Niestety jedyne, co
dostrzegłem za każdym razem to pusta, prawdziwa pokerowa twarz, jak maska
skrywająca uczucia. Gdy któryś już raz z kolei zerknąłem na niego ukradkiem
nasze oczy niespodziewanie spotkały się. Zastygłem na chwile w przestrachu
patrząc jak w kącikach jego ust pojawia się dziwny uśmiech.
-Nic ci nie zrobię. Nie musisz tak mnie obserwować wzrokiem.
To, że się spotkaliśmy to tylko przypadek. Swoją drogą skąd pomysł, żeby wejść
do szybu wentylacyjnego?- Zapytał z jawną ciekawością.
Wzruszyłem tylko ramionami nie do końca właściwie pamiętając,
co mną wtedy kierowało. To był po prostu chwilowy przebłysk mojej pomysłowości.
-Miałem nadzieję, że tak dostanę się w jakieś ciekawe
miejsce i dowiem się więcej- Przyznałem w końcu zgodnie z prawda. Felix uniósł
jedynie brwi w wyrazie politowania i westchnął lekko rozbawiony.
-A to nieźle byś się zdziwił tuż za pierwszym zakrętem- Skwitował
jedynie walcząc ze śmiechem.
Spojrzałem na niego nie całkiem rozumiejąc to, co chciał mi powiedzieć.
Zmarszczyłem czoło, ale nie przyszło mi nic konkretnego do głowy.
-Nie rozumiem o czym mówisz- Przyznałem w końcu.
-Oczywiście, że nie. Po pierwsze szyb nie dochodzi do
żadnego ważniejszego pokoju. A po drugie w środku są czujniki. Włączyłby się
alarm- Spojrzał na moją zszokowaną minę posyłając mi swój firmowy cyniczny
uśmieszek – Nie wiedziałeś- Zapytał z udawanym zdziwieniem robiąc niewinną
minkę.
Pokręciłem tylko głową krzyżując ręce na piersi. Wydąłem
usta lekko obrażony. Przecież to oczywiste, że nie wszystko wiem nie musiał się
zaraz naśmiewać ze mnie.
W końcu zatrzymał się gwałtownie a ja wraz z nim. Dopiero
teraz dostrzegłem niewielki salonik, jaki miałem przed sobą. Beżowa sofa i
drewniany stolik stały pod jedną ze ścian. Po przeciwnej stronie stała
niewielka, ale bardzo ozdobna drewniana biblioteczka z książkami oprawionymi w
kolorowe skóry.
-Zostań tutaj na jakiś czas- Przestąpiłem krok na przód rozglądając
się ciekawsko na boki. Nawet nie zauważyłem, kiedy znaleźliśmy się poza tym
labiryntem. Usiadłem na miękkim materiale sofy ciesząc się z chwili wytchnienia
dla moich zmęczonych już nóżek.
Wtedy zobaczyłem, że Felix odchodzi gdzieś w głąb korytarza.
-Felix!- Krzyknąłem za nim lekko zdezorientowany.
-Zostań tutaj, masz za mną nie iść. Potem po ciebie przyjdę.
Nie bój się nie zostawię cię na pastwę tych korytarzy- Spojrzał na mnie
uważnie. Nie wyczułem w jego głosie drwiny czy fałszu. Mimo wszystko nie miałem
pewności, co do prawdziwości jego słów.
-No nie wiem- Burknąłem pod nosem. Brunet odwrócił się i spojrzał
na mnie jakby urażony. Mimo znacznej odległości miedzy nami wydawał się słyszeć
mój szept.
Chwile potem zniknął za zakrętem.
Poderwałem się na nogi i jak najciszej próbowałem iść tuż za
nim. Jakoś nie widziało mi się siedzenie w tym dziwnie cichym pokoju. Wolałem
zobaczyć, co ten czarnowłosy typek kombinuje. Śledzenie go mogło okazać się
całkiem niezłą zabawą a poza tym znał dokładnie ten budynek. Jednak
najważniejsze było to, że miał dostęp do miejsc, do których ja nie miałem.
Gdy tylko dotarłem do pierwszego zakrętu dostrzegłem ciemną
czuprynę Felix, jak znika w kolejnym korytarzyku. Skradałem się dalej próbując
nie wywołać podejrzenia bruneta. Czułem się trochę, jak James Bond na misji
szpiegowskiej.
W pewnym momencie przyspieszył, ale nie dałem się zgubić i
dalej dokładnie go śledziłem. W końcu zniknął za jakimiś solidniejszymi
drzwiami. Przez chwile czekałem. Nie jestem, pewny czy powinienem tam wchodzić.
Właściwie nie mam zielonego pojęcia, co kryje się w owym pokoju. Mimo wszystko ciekawość
okazała się silniejsza od rozumu i już po chwili stałem przed mocnymi
metalowymi drzwiami, które jak na złość
były otwarte na oścież w zapraszającym geście. Nie widziałem, co było w
pokoju, bo widok ograniczał mi mały wąski korytarzyk, na końcu którego mogłem
dostrzec żółte światło. Westchnąłem dodając sobie tym odwagi i przestąpiłem
próg pomieszczenia. Szedłem chwile, aż w końcu podejrzliwie zajrzałem do
oświetlonego pokoju.
Był praktycznie pusty. Zero mebli, okien, czegokolwiek. Jedyne,
co przykuło moją uwagę to dziwny stolik na środku i maleńkie krzesełko przy
nim, na którym ktoś siedział. Wszedłem głębiej do pokoju przyglądając się
mężczyźnie. Wydawał się być poturbowany i zmęczony. Siedział z głowa zwieszona
nisko, a ręce miał wykręcone do tyłu z pewnością związane. Nie mogłem dostrzec
jego twarzy, bo brązowe pukle włosów ją zasłaniały. Słyszałem jak dyszał i
stękał cicho.
-A miałem nadzieję, że się opamiętasz i zawrócisz- Gdy
usłyszałem głos Felix prawie podskoczyłem ze strachu. Nie spodziewałem się go.
Wyszedł gdzieś z boku pokoju z kolejnej ukrytej wnęki naciągając czarne
skórzane rękawiczki na dłonie.
Patrzyłem na niego z szeroko otwartymi oczyma. Nagła suchość
w gardle, nie pozwalała mi wypowiedzieć nawet słówka. Przełknąłem tylko nerwowo
ślinę obserwując spokojny koci ruch bruneta. Jego czarne jak noc oczy patrzyły
na mnie z taką intensywnością, że miałem wrażenie jakby zaraz miały wypalić we
mnie dziurę.
-Zaniemówiłeś. Przecież kazałem ci zostać, więc teraz nie
mów mi, że cię nie ostrzegałem- Jego głos przeszedł przez moje ciało jak zimne
cienkie ostrze, jeżąc mi wszystkie włosy na skórze.
-Co chcesz zrobić?- Zapytałem pusto patrząc na niego z
przerażeniem. W tym momencie zdałem
sobie sprawę, jak straszliwy błąd popełniłem idąc za nim. Widziałem, jak powoli
kocio zbliża się do mężczyzny i czułem ciarki, które z każdym krokiem stawały
się intensywniejsze. Moja wyobraźnia ruszyła i zaczęła pokazywać mi różne
obrazy tego, co miało teraz nastąpić. Szczerze, to żaden z nich mi się nie
podobał.
-Raczej co już zrobiłem- Odparł ostro stając nad szatynem i opierając
się łokciem o jego ramie. Ten jęknął tylko wzbraniając się przed dotykiem
czarnowłosego. Czułem jak serce łomocze mi w klatce –Zanim się spotkaliśmy
dzisiaj pytałem kolegę o parę drobnych informacji, które bardzo chciałbym zdobyć.
Niestety nie chciał mi powiedzieć i skończyło się to dla niego bardzo niedobrze
jak sam widzisz. Ponieważ dołączyłeś do nas myślę, że zostaniesz na
dłużej- Fala nagłego gorąca objęła moje
ciało. Wzdrygnąłem się patrząc z przerażeniem na lodowaty wyraz twarzy Felixa i
jego czarne oczy, które teraz wydały się jeszcze ciemniejsze. W tym jednym
momencie zrozumiałem, czego jestem świadkiem. Przesłuchanie.
Cofnąłem się w akcie dziwnego przerażenia. Chciałem uciekać stracić
z oczu ich obydwu, ale gdy tylko się odwróciłem drzwi, którymi wszedłem znikły
mi z widoku. Nie miałem pojęcia dokąd iść wiedziałem tylko, że nie chce
tutaj zostawać, że nie chce patrzec jak
kolejny raz na moich oczach dręczą
człowieka.
Felix widząc moją panikę zaśmiał się gardłowo szydząc sobie
z mojego strachu.
-No, no nie ma odwrotu, jak raz tutaj wlazłeś to teraz siedź
i obserwuj przedstawienie. Może nauczysz się wreszcie, że nie powinieneś wtykać
nochala w sprawy, które ciebie nie dotyczą- Paskudny uśmiech, jaki pojawił się
na jego ustach spotęgował jedynie mój strach. Choć teraz właściwie chciało mi
się po prostu płakać. Nie dlatego, że byłem śmiertelnie przerażony, ale dlatego,
że już wiedziałem co Felix ma zamiar mi pokazać. Okrucieństwo, bestialskie
traktowanie i tortury jakie chciał zastosować na tym mężczyźnie, a ja z całą pewnością nie miałem zamiaru oglądać podobnego
spektaklu.
-Wiec może przedstawię was sobie- Zarechotał brunet przygryzając
wargę figlarnie. Z szaleńczym uśmiechem złapał ledwo siedzącego mężczyznę za włosy
i szarpnął jego głowę w górę tak, że jego zamglone spojrzenie skierowane było
teraz wprost na mnie.
Po chwili mgiełka na jego oczach ustąpiła a ledwo przytomny
wzrok zaczął śledzić uważnie moje ruchy.
-A więc ten tu oto piękniś to szpieg, który wkradł się do
naszej organizacji i myślał, że ujdzie mu to płazem. Przeliczył się- Znów
żachnął się szyderczo szczerząc swoje kły w moją stronę – Ma na imię Aron-
Felix szepnął zmysłowo jego imię tuż przy uchu prawdopodobnie nie całkiem przytomnego
mężczyzny. Chciał go upokorzyć, pozbawić resztek godności na moich oczach, nim
całkiem go wykończy.
-Felix przestań- Szepnąłem ledwie słyszalnie. Nie chciałem
patrzeć jak się nim bawi.
-Mam przestać, ale to baaardzo fajna zabawa. Nie sadzisz?- Zapytał
z udawanym zdziwieniem mierząc mnie twardym spojrzeniem – Poza tym jeszcze cię
nie przedstawiłem-
Brunet nachylił się nad mężczyzną i przyłożył usta do jego
ucha.
-Aron to jest Shon. Mały przyjaciel Izaku, pamiętaj- Mówił
bardzo powoli i na tyle głośno by zamroczony wciąż mężczyzna mógł usłyszeć. W
tym momencie jeszcze chwile temu zamglone oczy szatyna odzyskały świadomość
przyglądając mi się z uwaga, jakby faktycznie próbował zapamiętać mój wygląd.
W końcu po dłuższej chwili uśmiechnął się a z jego gardła wyrwał
się szaleńczy śmiech, niemal zataczał się z rozbawienie, jakby widział w całej
sytuacji coś naprawdę bardzo zabawnego. Felix puścił go odsuwając się o krok
przyglądając się z dziką satysfakcją, jak mężczyzna stacza się powoli w ramiona
szaleństwa.
Aron oparł głowę o stół i dalej śmiał się wariackim
śmiechem. W końcu jednak spojrzał na mnie tymi zimnymi oczyma pełnymi nienawiści. Wciąż
się uśmiechał, ale było w tym o wiele więcej przeraźliwego chłodu, który
przyprawiał mnie o dreszcze, niż rozbawienia.
-Izaku sprawił sobie nowa zabaweczkę- Znów zarechotał
krztusząc się własnym śmiechem z wyczerpania – Uroczy mały kociak. Jak słodko –
Zaczął kaszleć a z jego ust wyciekła cienka stróżka krwi –Pewnie twój pan byłby
bardzo nieszczęśliwy, gdyby cię stracił. Ciekawe ile by nam zapłacił za
odzyskanie twojego ślicznego tyłeczka?- Oczy zalśniły mu złowrogo z
podnieceniem opętańca. Słaniał się na nogach podparty o stół piersią –Twój śliczny
pyszczek byłby wspaniałą nagrodą dla naszego lidera. Głowa kochanka jego
największego wroga-
Gula w gardle stała się niezwykle uciążliwa. Musiałem podeprzeć
się ściany, by pokój przestał wirować mi przed oczyma. Słowa tego mężczyzny działały
na mnie jak zaklęcie zniewolenia. Z każdą chwilą stawałem się coraz bardziej
przerażony i coraz mniej zdolny do odpowiedniej reakcji. Wyobrażałem sobie w głowie
tysiące obrazów, jak mnie torturują, jak podrzynają mi gardło, jak niosą moja
martwą głowę na atlasowych poduszkach. Chciałem coś powiedzieć, ale słowa uwięzły
mi w gardle. Po prostu patrzyłem oniemiały jak mężczyzna przede mną powoli
stacza się w ciemność. Resztki świadomości, jakie zachował chyba przerażały
mnie najbardziej.
Felix powoli podszedł do mężczyzny i złapał go za kark ciągnąć
do tyłu.
-Chcesz poznać imię tego aniołka?- Zapytał kusząco, jak
kochanek szepcący namiętne słowa miłości. Aron wydał z siebie jedynie
przeciągły jęk a dziwny bulgot wydostał się z jego gardła.
-Shon. Mały, słodki Shon- Na twarzy szatyna znów wykwitł
szaleńczy uśmiech – A teraz musisz już iść- Nie dostrzegłem tego, co zrobił
Felix, ale mężczyzna drgnął nerwowo z sykiem bólu. Jego oczy znów zaszły
mgiełką a głowa przechyliła się bezwiednie na bok. Żył, wciąż ciężko oddychał,
ale jego czas się zbliżał.
Felix objął go ciasno w pasie i szarpnął jego bezradne ciało
w kierunku jednej z wnęk. Sparaliżowany stałem pod ściana przyglądając się jego
poczynania. Po chwili znikli mi sprzed oczu. Nastała cisza. Serce dudniło mi w
uszach tak głośno, że nie byłem w stanie skupić się na niczym innym. Czułem jak
krople potu spływają mi stróżkami po karku i skroniach. Usłyszałem trzask, a
potem zobaczyłem Felix wynurzającego się zza ściany.
Dreszcz przerażenia przeszył moje sparaliżowane ciało, gdy
zobaczyłem krople krwi przyozdabiające czarne ubranie bruneta. W jasnym świetle
błyszczały niczym rubiny z drogiego naszyjnika.
Brunet widząc moją minę uśmiechnął się słodko przekrzywiając
głowę na bok.
-Nie podobało się przedstawienie?- Zapytał niewinnie, jakby
nie widział w jakim jestem stanie. Zaśmiał się jedynie gardłowo w odpowiedzi na
moje milczenie.
-Może następnym razem będziesz ostrożniejszy. Potraktuj to
jako lekcje życia w tym świecie- Uśmiechnął się tajemniczo i ukłonił przede mną
niczym aktor kończący doskonałe odgrywanie swej roli. Miałem ochotę się na
niego rzucić, uderzyć go, nawrzeszczeć, ale nie zrobiłem nic. Stałem przerażony
wpatrując się w niego głupio.
Jak kukiełka w jego małym teatrzyku.
CDN.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, "-Nic ci nie zrobię. Nie musisz tak mnie obserwować wzrokiem. To, że się spotkaliśmy to tylko przypadek." - cos za bardzo czesto to Felix się pojawia na miejscu zbrodni ;) a w pewnym momencie kiedy tak opierał się o ścianę wyobrażałam sobie, że ściana się przesuwa i trafia do tajemniczego pokoju... myślałam że zaczai się za jakimś korytarzem aby porzydybać Shona, ale on robił wszelkie zachety aby sprawdzić czy w końcu odpuści... ale zniszczenie tych rzeczy komuś będzie trzeba przypisać, a hon nadaje się idealnie do tego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka