czwartek, 21 czerwca 2012

Przedstawienie


Właśnie spacerowałem sobie spokojnie długimi korytarzami zwiedzając miejsca, w których moja noga jeszcze nie postała. Wreszcie po wielu godzinach snu mogłem sobie na to pozwolić. A raczej mój, już nie tak bardzo obolały tyłek mi na to pozwalał.
Wole oszczędzić wam szczegółów wczorajszej nocy. Naprawdę ja zrozumiem wszystko, ale blondyn nie dał mi spokoju prawie do samego rana. Kochaliśmy się, wiele razy i w naprawdę najdziwniejszych pozycjach, jakie świat wymyślił. Albo raczej ten seksoholik Izaku. Zachowuje się, jakby nie pieprzył się z nikim przez wieki. Co za człowiek?!
W życiu nie spotkałem kogoś równie niewyżytego seksualnie.
Może powinienem mu kupić jakiegoś manekina, albo tabletki na przyhamowanie hormonów? Sądzę, że przydałyby mu się i to bardzo!
Skręciłem w jakąś dziwną wnękę. Blondyn powiedział, że mogę chodzić sobie gdzie chce. No dobra, może nie powiedział tego w taki sposób, ale dając mi większe „prawa” chyba powinien się domyślić, że ja i moja ciekawość nie ograniczymy się do paru pokoi i pięter więcej. Niech mi tylko spróbuje wyskoczyć z jakimiś pretensjami, a wygarnę mu jak to wczoraj wykorzystywał mnie i mój biedny tyłeczek bez najmniejszego opamiętania.
Tak więc, całkowicie swobodnie zawędrowałem cholera wie gdzie. Ale przestało mnie to obchodzić w chwili, gdy uświadomiłem sobie, że kłopoty trzymają się mnie jak tonący ostatniej deski ratunku. Pewnie i tym razem wpadnę w jakieś zamieszanie, bijatykę, a może znów odkryję niezliczone pokłady broni mechanicznej i palnej, której wolałbym nigdy w życiu nie oglądać.
Z czasem przyzwyczaiłem się do niezwykłych albo wręcz przeciwnie, całkowicie mrożących krew w żyłach obrazów rodem z tego budynku śmierci. Mimo wszystko chciałem wykorzystać jak najlepiej chwilę spędzone poza zasięgiem wzroku blondyna.
Swoboda, którą miałem przez te parę godzin była dla mnie bardzo cenna.
Tak więc, właśnie chodziłem jak ten idiota w kółko podziwiając korytarze, które oczywiście, tak wyglądały identycznie! Każdą zmianę, nawet najmniejszą pochyłość czy wypukłość badałem jak zaciekawione dziecko, które trafiło na ślad zakopanego skarbu. Sam nie wiem na co liczyłem. Może miałem nadzieję, że nagle za jakimś zakrętem faktycznie pojawi się mapa skarbów i najbardziej zakazanych pokoi w tym budynku.
Jednak z rosnącym coraz szybciej rozczarowaniem zauważałem, że tajemnica tego miejsca wciąż pozostanie nie odkryta i nie dostępna dla mnie. Wkurzałem się. Krew coraz szybciej i gwałtowniej burzyła się w moich żyłach napędzając mnie.
Każda porażka w poszukiwaniach irytowała mnie jeszcze bardziej niż zwykle. Nie mogę się pogodzić z tym, że blondyn tak doskonale ukrywa wszystko przede mną. Może traktowałem to zbyt osobiście? Poszukiwanie prawdy powoli zmieniło się w niemą wojnę pomiędzy mną a tym szaleńczym blond szatanem.
Na razie to on okazywał się cwańszy, ale nie mam zamiaru się poddać. Wszystko w swoim czasie. Przecież w końcu musi się jakoś ujawnić, nie może ukrywać przede mną wszystkich tajemnic w nieskończoność. Nawet on nie ma tyle sprytu i rozumu.  
W końcu trafiając na kolejny ślepy korytarz zakląłem pod nosem i kopnąłem mocno w ścianę. Naprawdę byłem wkurzony a jednocześnie tak głupio bezsilny. Nienawidziłem tego uczucia. Nienawidziłem blondyna za to, że podcina mi skrzydła nie wykonując nawet jednego ruchu.
Może i jestem niecierpliwy, ale nie mogę po prostu znieść tego, że Izaku ma nade mną tak olbrzymią przewagę. Musiałem znaleźć coś, co pozwoliło by mi choć na chwilę wywołać u niego niepewność, albo wahanie. Po prostu musiałem. Chciałem sprawić by poczuł, że nie jestem bezbronny, że sprowadzając mnie tutaj nie przewidział konsekwencji chwilowej zachcianki. Chciałem by płacił powoli za każdą chwilę cierpienia psychicznego, jakie mi sprawiał. Przeklęty.
Oparłem się o ścianę plecami, spoglądając na sufit, tak cholernie zmęczony. Westchnąłem głęboko. Musiałem odpocząć na chwile od natrętnych myśli.
Czy naprawdę miałem zgnić w tym labiryncie, nie poznając nawet prawdziwej natury tego miejsca? Przyczyny dla której został stworzony, sposobu w jaki Izaku dostał się na złoty tron pana tego wszystkiego?
Może powinienem się pogodzić z niewiedzą? Może muszę zaakceptować to, co się ze mną dzieje? Może właśnie tak miało być?
Nie, nie, nie.
To niemożliwe, sprzeczne z moja naturą. Ja nie potrafię siedzieć cicho nie wypowiadając swojego zdania. I dlatego to wszystko mnie tak bardzo irytuje.
Znów w przypływie gwałtownej wściekłości walnąłem pięścią w ścianę. Skrzywiłem się i syknąłem z bólu. Zacząłem rozmasowywać powoli bolące kostki rozkładając się na podłodze.
Nie miałem co z sobą począć. Nie wiedziałem jak tutaj trafiłem, więc opcja wrócenia do swojego pokoju w moim przypadku graniczyła niemal z cudem. Jedynym wyjściem było błądzenie po tym upiornym korytarzu, który zaczynał mieć w sobie coś z tych horrorów, których nigdy nie odważyłem się oglądać przy zgaszonym świetle. Odrzuciłem głowę do tyłu. Czułem się jak ptak w złotej klatce, jak szczur w pułapce, z której nie ma wyjścia.
Pewnie leżałbym tak dłużej, gdyby nagle coś nie przyciągnęło mojego wzroku.
Wstałem gwałtownie ruszając w stronę rozwidlenia korytarza. Spojrzałem zaskoczony na kratkę w suficie, którą dopiero teraz dostrzegłem. Wentylacja.
Przewód wentylacyjny ciągnął się wzdłuż korytarzy otwierając się kratką tylko na rozwidleniach korytarza. Nie wiem, czemu nie zauważyłem tego wcześniej. Może byłem zbyt zajęty obserwowaniem ścian by dostrzec coś tak oczywistego, co miałem zaledwie nad głowa. Musiałem się dostać do środka. W taki sposób będę mógł dostać się do pokoi i miejsc, do których normalnie nie miałbym dostępu.
Pozostawało jedno pytanie… jak wspiąć się na tyle wysoko by dosięgnąć kratki?
Szybko rozbiegłem się po korytarzy zbierając wszystko, co tylko wpadło mi w ręce a mogło się nadać.
W końcu podstawiłem stolik, dwa krzesła, jakieś wazy i dziwne figurki pod jedną z kratek wentylacyjnych. Ostrożnie zacząłem się wspinać po swojej, raczej mało stabilnej wierzy. Wszystko drżało pod moimi ruchami i kołysało się złowrogo. Szybko doszedłem na sam szczyt śpiesząc się jak tylko mogłem, jednocześnie próbując zachować szczególną ostrożność. Dotknąłem kratki i pchnąłem ją nieznacznie. Niestety nie ustąpiła.
Dopiero teraz zauważyłem długie śruby, które przytwierdzały ją do ściany. Zakląłem pod nosem. Jak zwykle moje zajebiste szczęście daje o sobie znać w najmniej odpowiednim momencie.
Mimo wszystko spróbowałem jeszcze wyłamać ją gwałtownymi ruchami w przód i tył. Niestety kratka nie miała najwyraźniej zamiaru się poddać. Zresztą ja też nie. Zaparłem się o nią rękami i z całej siły szarpnąłem. Usłyszałem tylko głuchy trzask łamanego drewna. Zdziwiony spojrzałem na białe wejście wentylacyjne, które przecież było metalowe.
Dosłownie w tym samym momencie z przerażeniem patrząc w dół zdałem sobie sprawę, co mogło wydać taki dźwięk.
Patrzyłem jak noga jednego z krzeseł wyłamuje się ciągnąc za sobą całą wieżyczkę przedmiotów, którą ułożyłem. Z paniką zauważyłem, że tracę grunt pod nogami. Dosłownie. Wszystko zaczęło się walić a ja łapałem się czego mogłem próbując utrzymać jako taką równowagę. Głuchy huk i trzask łamanych i rozbijanych przedmiotów rozniósł się po całym korytarzu.
W którymś momencie walnąłem rękami o twardą ziemie turlając się kawałek dalej. Zwinąłem się w kulkę zasłaniając twarz przed ewentualnym uderzeniem. Wszystko zawirowało mi przed oczyma.
Gdy dźwięk ucichł, zgubiony w długich korytarzach otworzyłem oczy. Niemal jęknąłem na widok kupki śmieci, jaka została po meblach i ozdobach. Wstałem i chlasnąłem sobie dłonią w czoło z rozpaczliwym jękiem.
Izaku mnie zabije.
Niemal w tym samym momencie usłyszałem szybkie kroki odbijające się echem od kafelkowej podłogi. Odwróciłem się gwałtownie a  pierwsze co zobaczyłem to zaskoczone oczy Felixa. Patrzyłem na niego nie wiedząc, co z sobą począć. A on po prostu zbliżał się do mnie z coraz większym szokiem i niedowierzaniem malującym się na jego bladej twarzy. Spojrzał na mnie przelotnie jak na szaleńca, czy obłąkanego, sam nie wiem. Chciał coś powiedzieć, ale słowa utknęły mu w gardle i w efekcie zaczął jedynie machać rękoma i gestykulować niezrozumiale.
W końcu westchnął próbując się opanować i przetarł szybko twarz dłonią.
-Możesz mi powiedzieć, co do cholery próbowałeś zrobić?- Zapytał pozornie spokojnie krzyżując ręce na piersi. Jego oczy już płonęły wściekłości i chęcią mordu na mej niewinnej osóbce.
-Ja tylko… no bo… ten przewód… kratka nie chciała… i wtedy wszystko- Wskazałem ręką na stosik leżący tuż obok nas zupełnie, jakby miało to wszystko wyjaśnić.
On jednak nawet nie spojrzał w tamtą stronę dalej wpatrując się we mnie z irytacja. Uniósł w końcu jedna brew mając mnie chyba za opętanego.
-Przewód, kratka- Pokiwał kpiąco wpatrując się we mnie tymi szydzącymi oczyma. Chyba myślał, że coś zmyślam. Jednak nie minęła nawet minuta, a jego uśmiech zniknął całkowicie w wyrazie niemego szoku. Rozplątał ręce i powoli, ale ostrożnie spojrzał na kratkę wentylacyjną,  do której jeszcze chwile temu próbowałem się dostać. Powoli wypuścił powietrze z płuc chwytając się jeszcze resztek opanowania, jakie w nim pozostały. Przyłożył sobie palce do czoła, wzbraniając się chyba przed bólem głowy.
-Tylko mi nie mów, że chciałeś wleźć do przewodu wentylacyjnego- Syknął trzymając swoją wściekłość na wodzy.
Popatrzyłem na niego dość zawstydzony swą nieudolną próbą. Odwróciłem twarz i wzruszyłem jedynie bezradnie ramionami. No co?
Zgrzytnął wściekle zębami i gwałtownie szarpnął mnie za nadgarstek. Zaczął mnie ciągnąć  za sobą w nieznane mi korytarze.
-Puszczaj mnie Felix- Szarpnąłem się próbując wyswobodzić rękę z jego mocnego uścisku. Niestety ten nic sobie najwyraźniej z tego nie robił. Jego dłoń nawet nie drgnęła, podczas gdy ja używałem całej siły, jaką miałem by się mu się oprzeć.
-Felix!- Ryknąłem w końcu kopiąc go w kostkę z wściekłością. Nienawidziłem, gdy mnie ignorowano, a jeszcze bardziej, gdy ktoś traktował mnie jak wór kartofli. Co temu ciemnemu dupkowi zdarzało się aż nazbyt często.
Czarnowłosy zatrzymał się i w jednym momencie wlepił swoje czarne jak węgiel oczy w moją twarz. Na chwilę straciłem pewność siebie czując jak strach rodzi się w moim ciele. Przełknąłem ślinę cofając się od niego na tyle, na ile pozwoliła mi jego ręka wciąż zaciśnięta na moim nadgarstku.
-Kopnąłeś mnie- Zauważył pochmurnie patrząc beznamiętnie w moje źrenice.
-Ja tylko- Zająknąłem się na chwilę, ale zaraz potem zamiast strachu wezbrała we mnie złość – Tak kopnąłem! Bo mnie nie słuchasz. Przestań mnie ciągnąć nie jestem żadnym workiem- Warknąłem wściekle patrząc mu prosto w oczy z wyzwaniem. Starałem się utrzymać odwagę i złość w głosie, ale jego oczy mnie przerażały. Lustrował mnie dokładnie. W końcu przekrzywił głowę na bok z kpiącym uśmieszkiem.
-Kiepsko udajesz, wiesz?- Żachnął się i znów szarpnął mnie za sobą za nic mając moje zdanie -Lepiej żeby nikt cię tam nie zobaczył. Izaku wyjechał w interesach i wróci dopiero jutro w południe. Jeśli wpakujesz się w kłopoty to nie będzie komu wyratować twojego tyłka- Spojrzałem na niego jak na kretyna. Zaśmiałem się ironicznie, jakby właśnie powiedział najlepszy kawał na świecie, ale on nawet nie drgnął.
-Zwariowałeś Felix? Przecież  to Izkau zawsze wyznacza mi kary. To ze go nie ma znaczy, że jej nie dostanę racja?- Spojrzał na mnie przez ramię wykrzywiając usta w pogardliwym uśmieszku.
-Naprawdę się łudzisz, że Izaku zostawił by organizację bez głowy?- Parsknął widząc moja niezadowolona minę – Naiwniak z ciebie Shon. Masz się za dorosłego a i tak zachowujesz się jak dzieciak- W jednym momencie poczułem niewysłowioną chęć by znów go kopnąć. Zamierzyłem się noga, ale tym razem uchylił się przed moim butem. Odwrócił się twarzą do mnie z grobowa mina. Pokiwał mi palcem jak małemu dziecku, kręcąc głową z dezaprobatą.
-Mówiłem. Nawet nie próbuj tego ponownie, bo następnym razem zrobię ci krzywdę- W jego oczach na chwile zamigotała iskra grozy, by chwile potem zgubić się w otchłani czerni.
Przez moment wpatrywał się w moją twarz, ale jego wzrok był zupełnie nieobecny. Wyglądał, jakby myślał nad czymś intensywnie. W końcu jednak westchnął i odwrócił twarz gdzieś w bok –Podczas nieobecności Izaku, władze przejmuje Shin. Lepiej, żeby nie dowiedział się, co zrobiłeś. Sam rozumiesz, że nie pała do ciebie szczególną sympatia. Poza tym jest przewrażliwiony na punkcie dodatkowych niepotrzebnych wydatków. Wole nie wiedzieć jak paskudną karę wymyśliłby dla ciebie za zniszczenie tylu kosztownych rzeczy. A wierz mi jest w tym lepszy od Izaku- Nie musiał mówić nic więcej. Cos takiego mi wystarczyło, by patrzeć na niego z przerażeniem w oczach. Bałem się Shina po naszym ostatnim spotkaniu sam na sam. Wolałem nie poznać możliwości jego wyobraźni w aspekcie skrzywdzenia mnie.
W końcu sam złapałem Felixa za rękę i tak jak on przedtem szarpnął mnie teraz ja ciągnąłem jego ponaglając jednocześnie.
-Dobra chodźmy, lepiej nie kusić losu- Żachnął się i posłał mi tak kpiące spojrzenie, że aż się zarumieniłem ze wstydu, ale nie skomentowałem tego. Wyswobodził szybko dłoń z mojego uścisku i wsadził ją do kieszeni skręcając w jakiś wąski korytarzyk. Przez chwilę patrzyłem na niego nie całkiem pewny czy mam iść za nim. W końcu jednak zatrzymał się i posłał mi wyczekujące spojrzenie. Dogoniłem go szybko i razem zmierzaliśmy do miejsce, o którym nie miałem pojęcia. Co chwile posyłałem mu ukradkowe spojrzenia próbując wyczytać z jego twarzy to co zamierzał ze mną zrobić. Niestety jedyne, co dostrzegłem za każdym razem to pusta, prawdziwa pokerowa twarz, jak maska skrywająca uczucia. Gdy któryś już raz z kolei zerknąłem na niego ukradkiem nasze oczy niespodziewanie spotkały się. Zastygłem na chwile w przestrachu patrząc jak w kącikach jego ust pojawia się dziwny uśmiech.
-Nic ci nie zrobię. Nie musisz tak mnie obserwować wzrokiem. To, że się spotkaliśmy to tylko przypadek. Swoją drogą skąd pomysł, żeby wejść do szybu wentylacyjnego?- Zapytał z jawną ciekawością.
Wzruszyłem tylko ramionami nie do końca właściwie pamiętając, co mną wtedy kierowało. To był po prostu chwilowy przebłysk mojej pomysłowości.
-Miałem nadzieję, że tak dostanę się w jakieś ciekawe miejsce i dowiem się więcej- Przyznałem w końcu zgodnie z prawda. Felix uniósł jedynie brwi w wyrazie politowania i westchnął lekko rozbawiony.
-A to nieźle byś się zdziwił tuż za pierwszym zakrętem- Skwitował jedynie walcząc ze śmiechem.
Spojrzałem na niego nie całkiem rozumiejąc to, co chciał mi powiedzieć. Zmarszczyłem czoło, ale nie przyszło mi nic konkretnego do głowy.
-Nie rozumiem o czym mówisz- Przyznałem w końcu.
-Oczywiście, że nie. Po pierwsze szyb nie dochodzi do żadnego ważniejszego pokoju. A po drugie w środku są czujniki. Włączyłby się alarm- Spojrzał na moją zszokowaną minę posyłając mi swój firmowy cyniczny uśmieszek – Nie wiedziałeś- Zapytał z udawanym zdziwieniem robiąc niewinną minkę.
Pokręciłem tylko głową krzyżując ręce na piersi. Wydąłem usta lekko obrażony. Przecież to oczywiste, że nie wszystko wiem nie musiał się zaraz naśmiewać ze mnie.
W końcu zatrzymał się gwałtownie a ja wraz z nim. Dopiero teraz dostrzegłem niewielki salonik, jaki miałem przed sobą. Beżowa sofa i drewniany stolik stały pod jedną ze ścian. Po przeciwnej stronie stała niewielka, ale bardzo ozdobna drewniana biblioteczka z książkami oprawionymi w kolorowe skóry.
-Zostań tutaj na jakiś czas- Przestąpiłem krok na przód rozglądając się ciekawsko na boki. Nawet nie zauważyłem, kiedy znaleźliśmy się poza tym labiryntem. Usiadłem na miękkim materiale sofy ciesząc się z chwili wytchnienia dla moich zmęczonych już nóżek.
Wtedy zobaczyłem, że Felix odchodzi gdzieś w głąb korytarza.
-Felix!- Krzyknąłem za nim lekko zdezorientowany.
-Zostań tutaj, masz za mną nie iść. Potem po ciebie przyjdę. Nie bój się nie zostawię cię na pastwę tych korytarzy- Spojrzał na mnie uważnie. Nie wyczułem w jego głosie drwiny czy fałszu. Mimo wszystko nie miałem pewności, co do prawdziwości jego słów.
-No nie wiem- Burknąłem pod nosem. Brunet odwrócił się i spojrzał na mnie jakby urażony. Mimo znacznej odległości miedzy nami wydawał się słyszeć mój szept.
Chwile potem zniknął za zakrętem.
Poderwałem się na nogi i jak najciszej próbowałem iść tuż za nim. Jakoś nie widziało mi się siedzenie w tym dziwnie cichym pokoju. Wolałem zobaczyć, co ten czarnowłosy typek kombinuje. Śledzenie go mogło okazać się całkiem niezłą zabawą a poza tym znał dokładnie ten budynek. Jednak najważniejsze było to, że miał dostęp do miejsc, do których ja nie miałem.
Gdy tylko dotarłem do pierwszego zakrętu dostrzegłem ciemną czuprynę Felix, jak znika w kolejnym korytarzyku. Skradałem się dalej próbując nie wywołać podejrzenia bruneta. Czułem się trochę, jak James Bond na misji szpiegowskiej.
W pewnym momencie przyspieszył, ale nie dałem się zgubić i dalej dokładnie go śledziłem. W końcu zniknął za jakimiś solidniejszymi drzwiami. Przez chwile czekałem. Nie jestem, pewny czy powinienem tam wchodzić. Właściwie nie mam zielonego pojęcia, co kryje się w owym pokoju. Mimo wszystko ciekawość okazała się silniejsza od rozumu i już po chwili stałem przed mocnymi metalowymi drzwiami, które jak na złość  były otwarte na oścież w zapraszającym geście. Nie widziałem, co było w pokoju, bo widok ograniczał mi mały wąski korytarzyk, na końcu którego mogłem dostrzec żółte światło. Westchnąłem dodając sobie tym odwagi i przestąpiłem próg pomieszczenia. Szedłem chwile, aż w końcu podejrzliwie zajrzałem do oświetlonego pokoju.
Był praktycznie pusty. Zero mebli, okien, czegokolwiek. Jedyne, co przykuło moją uwagę to dziwny stolik na środku i maleńkie krzesełko przy nim, na którym ktoś siedział. Wszedłem głębiej do pokoju przyglądając się mężczyźnie. Wydawał się być poturbowany i zmęczony. Siedział z głowa zwieszona nisko, a ręce miał wykręcone do tyłu z pewnością związane. Nie mogłem dostrzec jego twarzy, bo brązowe pukle włosów ją zasłaniały. Słyszałem jak dyszał i stękał cicho.
-A miałem nadzieję, że się opamiętasz i zawrócisz- Gdy usłyszałem głos Felix prawie podskoczyłem ze strachu. Nie spodziewałem się go. Wyszedł gdzieś z boku pokoju z kolejnej ukrytej wnęki naciągając czarne skórzane rękawiczki na dłonie.
Patrzyłem na niego z szeroko otwartymi oczyma. Nagła suchość w gardle, nie pozwalała mi wypowiedzieć nawet słówka. Przełknąłem tylko nerwowo ślinę obserwując spokojny koci ruch bruneta. Jego czarne jak noc oczy patrzyły na mnie z taką intensywnością, że miałem wrażenie jakby zaraz miały wypalić we mnie dziurę.
-Zaniemówiłeś. Przecież kazałem ci zostać, więc teraz nie mów mi, że cię nie ostrzegałem- Jego głos przeszedł przez moje ciało jak zimne cienkie ostrze, jeżąc mi wszystkie włosy na skórze.
-Co chcesz zrobić?- Zapytałem pusto patrząc na niego z przerażeniem. W tym momencie  zdałem sobie sprawę, jak straszliwy błąd popełniłem idąc za nim. Widziałem, jak powoli kocio zbliża się do mężczyzny i czułem ciarki, które z każdym krokiem stawały się intensywniejsze. Moja wyobraźnia ruszyła i zaczęła pokazywać mi różne obrazy tego, co miało teraz nastąpić. Szczerze, to żaden z nich mi się nie podobał.
-Raczej co już zrobiłem- Odparł ostro stając nad szatynem i opierając się łokciem o jego ramie. Ten jęknął tylko wzbraniając się przed dotykiem czarnowłosego. Czułem jak serce łomocze mi w klatce –Zanim się spotkaliśmy dzisiaj pytałem kolegę o parę drobnych informacji, które bardzo chciałbym zdobyć. Niestety nie chciał mi powiedzieć i skończyło się to dla niego bardzo niedobrze jak sam widzisz. Ponieważ dołączyłeś do nas myślę, że zostaniesz na dłużej-  Fala nagłego gorąca objęła moje ciało. Wzdrygnąłem się patrząc z przerażeniem na lodowaty wyraz twarzy Felixa i jego czarne oczy, które teraz wydały się jeszcze ciemniejsze. W tym jednym momencie zrozumiałem, czego jestem świadkiem. Przesłuchanie.
Cofnąłem się w akcie dziwnego przerażenia. Chciałem uciekać stracić z oczu ich obydwu, ale gdy tylko się odwróciłem drzwi, którymi wszedłem znikły mi z widoku. Nie miałem pojęcia dokąd iść wiedziałem tylko, że nie chce tutaj  zostawać, że nie chce patrzec jak kolejny raz  na moich oczach dręczą człowieka.
Felix widząc moją panikę zaśmiał się gardłowo szydząc sobie z mojego strachu.
-No, no nie ma odwrotu, jak raz tutaj wlazłeś to teraz siedź i obserwuj przedstawienie. Może nauczysz się wreszcie, że nie powinieneś wtykać nochala w sprawy, które ciebie nie dotyczą- Paskudny uśmiech, jaki pojawił się na jego ustach spotęgował jedynie mój strach. Choć teraz właściwie chciało mi się po prostu płakać. Nie dlatego, że byłem śmiertelnie przerażony, ale dlatego, że już wiedziałem co Felix ma zamiar mi pokazać. Okrucieństwo, bestialskie traktowanie i tortury jakie chciał zastosować na tym mężczyźnie, a ja z całą pewnością  nie miałem zamiaru oglądać podobnego spektaklu.
-Wiec może przedstawię was sobie- Zarechotał brunet przygryzając wargę figlarnie. Z szaleńczym uśmiechem złapał ledwo siedzącego mężczyznę za włosy i szarpnął jego głowę w górę tak, że jego zamglone spojrzenie skierowane było teraz wprost na mnie.
Po chwili mgiełka na jego oczach ustąpiła a ledwo przytomny wzrok zaczął śledzić uważnie moje ruchy.
-A więc ten tu oto piękniś to szpieg, który wkradł się do naszej organizacji i myślał, że ujdzie mu to płazem. Przeliczył się- Znów żachnął się szyderczo szczerząc swoje kły w moją stronę – Ma na imię Aron- Felix szepnął zmysłowo jego imię tuż przy uchu prawdopodobnie nie całkiem przytomnego mężczyzny. Chciał go upokorzyć, pozbawić resztek godności na moich oczach, nim całkiem  go wykończy.
-Felix przestań- Szepnąłem ledwie słyszalnie. Nie chciałem patrzeć jak się nim bawi.
-Mam przestać, ale to baaardzo fajna zabawa. Nie sadzisz?- Zapytał z udawanym zdziwieniem mierząc mnie twardym spojrzeniem – Poza tym jeszcze cię nie przedstawiłem-
Brunet nachylił się nad mężczyzną i przyłożył usta do jego ucha.
-Aron to jest Shon. Mały przyjaciel Izaku, pamiętaj- Mówił bardzo powoli i na tyle głośno by zamroczony wciąż mężczyzna mógł usłyszeć. W tym momencie jeszcze chwile temu zamglone oczy szatyna odzyskały świadomość przyglądając mi się z uwaga, jakby faktycznie próbował zapamiętać mój wygląd.
W końcu po dłuższej chwili uśmiechnął się a z jego gardła wyrwał się szaleńczy śmiech, niemal zataczał się z rozbawienie, jakby widział w całej sytuacji coś naprawdę bardzo zabawnego. Felix puścił go odsuwając się o krok przyglądając się z dziką satysfakcją, jak mężczyzna stacza się powoli w ramiona szaleństwa.
Aron oparł głowę o stół i dalej śmiał się wariackim śmiechem. W końcu jednak spojrzał na mnie  tymi zimnymi oczyma pełnymi nienawiści. Wciąż się uśmiechał, ale było w tym o wiele więcej przeraźliwego chłodu, który przyprawiał mnie o dreszcze, niż rozbawienia.
-Izaku sprawił sobie nowa zabaweczkę- Znów zarechotał krztusząc się własnym śmiechem z wyczerpania – Uroczy mały kociak. Jak słodko – Zaczął kaszleć a z jego ust wyciekła cienka stróżka krwi –Pewnie twój pan byłby bardzo nieszczęśliwy, gdyby cię stracił. Ciekawe ile by nam zapłacił za odzyskanie twojego ślicznego tyłeczka?- Oczy zalśniły mu złowrogo z podnieceniem opętańca. Słaniał się na nogach podparty o stół piersią –Twój śliczny pyszczek byłby wspaniałą nagrodą dla naszego lidera. Głowa kochanka jego największego wroga-
Gula w gardle stała się niezwykle uciążliwa. Musiałem podeprzeć się ściany, by pokój przestał wirować mi przed oczyma. Słowa tego mężczyzny działały na mnie jak zaklęcie zniewolenia. Z każdą chwilą stawałem się coraz bardziej przerażony i coraz mniej zdolny do odpowiedniej reakcji. Wyobrażałem sobie w głowie tysiące obrazów, jak mnie torturują, jak podrzynają mi gardło, jak niosą moja martwą głowę na atlasowych poduszkach. Chciałem coś powiedzieć, ale słowa uwięzły mi w gardle. Po prostu patrzyłem oniemiały jak mężczyzna przede mną powoli stacza się w ciemność. Resztki świadomości, jakie zachował chyba przerażały mnie najbardziej.
Felix powoli podszedł do mężczyzny i złapał go za kark ciągnąć do tyłu.
-Chcesz poznać imię tego aniołka?- Zapytał kusząco, jak kochanek szepcący namiętne słowa miłości. Aron wydał z siebie jedynie przeciągły jęk a dziwny bulgot wydostał się z jego gardła.
-Shon. Mały, słodki Shon- Na twarzy szatyna znów wykwitł szaleńczy uśmiech – A teraz musisz już iść- Nie dostrzegłem tego, co zrobił Felix, ale mężczyzna drgnął nerwowo z sykiem bólu. Jego oczy znów zaszły mgiełką a głowa przechyliła się bezwiednie na bok. Żył, wciąż ciężko oddychał, ale jego czas się zbliżał.
Felix objął go ciasno w pasie i szarpnął jego bezradne ciało w kierunku jednej z wnęk. Sparaliżowany stałem pod ściana przyglądając się jego poczynania. Po chwili znikli mi sprzed oczu. Nastała cisza. Serce dudniło mi w uszach tak głośno, że nie byłem w stanie skupić się na niczym innym. Czułem jak krople potu spływają mi stróżkami po karku i skroniach. Usłyszałem trzask, a potem zobaczyłem Felix wynurzającego się zza ściany.
Dreszcz przerażenia przeszył moje sparaliżowane ciało, gdy zobaczyłem krople krwi przyozdabiające czarne ubranie bruneta. W jasnym świetle błyszczały niczym rubiny z drogiego naszyjnika.
Brunet widząc moją minę uśmiechnął się słodko przekrzywiając głowę na bok.
-Nie podobało się przedstawienie?- Zapytał niewinnie, jakby nie widział w jakim jestem stanie. Zaśmiał się jedynie gardłowo w odpowiedzi na moje milczenie.
-Może następnym razem będziesz ostrożniejszy. Potraktuj to jako lekcje życia w tym świecie- Uśmiechnął się tajemniczo i ukłonił przede mną niczym aktor kończący doskonałe odgrywanie swej roli. Miałem ochotę się na niego rzucić, uderzyć go, nawrzeszczeć, ale nie zrobiłem nic. Stałem przerażony wpatrując się w niego głupio.
Jak kukiełka w jego małym teatrzyku.

CDN.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, "-Nic ci nie zrobię. Nie musisz tak mnie obserwować wzrokiem. To, że się spotkaliśmy to tylko przypadek." - cos za bardzo czesto to Felix się pojawia na miejscu zbrodni ;) a w pewnym momencie kiedy tak opierał się o ścianę wyobrażałam sobie, że ściana się przesuwa i trafia do tajemniczego pokoju... myślałam że zaczai się za jakimś korytarzem aby porzydybać Shona, ale on robił wszelkie zachety aby sprawdzić czy w końcu odpuści... ale zniszczenie tych rzeczy komuś będzie trzeba przypisać, a  hon nadaje się idealnie do tego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń