Zabijcie mnie. Ja was błagam.
-Witaj, widzę, że chyba nie spodziewałeś się mnie spotkać.
Szkoda a ja tak za tobą tęskniłem-
Za co?
Powiedzcie no, za co?
No przecież byłem grzecznym chłopcem.
Co was tak bawi, co?
No dobra, dobra nie byłem, ale to chyba za duża kara nie,
Nie?!
Patrzę w jego oczy i zaczynam coraz bardziej się trząść.
Czego ja się boje? tego idioty? Nie, nie, nie, nie. Po prostu nie. To
niemożliwe. Niby czemu miałbym się go bać. JA? Tylko... jego oczy...
tygrysie... patrzą na mnie jak na ofiarę. Takie zimne, przeszywające. Wyglądają
jak oczy demona. Tak piękne i tak zabójcze.
Dreszcze nieprzyjemnie przeszywały moje ciało. W gardle
miałem straszną gulę. Trzymałem głowę wysoko. Chciałem pokazać, że się go nie
boje. Niech sobie nie myśli. W oczach miałem wyzwanie. Jeśli jest taki mocny to
niech mnie złamie.
-Felix odknebluj go- Zaczął się nieprzyjemnie szczerzyć
Czarnowłosy gwałtownie zerwał taśmę z moich ust. Au. No
pięknie poczułem jak wyrwał mi początki mojego zarostu. Co za idiota i jak ja
teraz wyglądam?
-Coś się stało szczylu?- Ten kpiący uśmieszek na jego
twarzy. Z chęcią zdarłbym mu go razem z całą tą jego paskudną gębą.
-Spierdalaj, co cię tak bawi dupku?-
W odpowiedzi dostałem od niego porządnego kopa w brzuch.
Padłem na ziemię zwijając się z bólu. Zacząłem kaszleć, z trudem łapiąc
powietrze.
-Felix dość, wyjdź- Wreszcie do rozmowy wtrącił się blondyn.
Spojrzałem na niego. Na chwilę zamarłem. Wyglądał jeszcze
bardziej przerażająco niż na początku. Miał kamienną twarz, ale mimo to za tą
obojętnością kryło się coś niebezpiecznego. Czułem, jak aura otaczająca go,
zrobiła się jeszcze mroczniejsza, a powietrze wokół jakby zgęstniało. Nawet
czarnowłosego zamurowało. Bo dopiero teraz zrobił krok w tył i odwrócił się w stronę
wyjścia.
-Wiesz co? Nawet mi ciebie nie szkoda szczurku- Ściszył głos
jakby te słowa miały dotrzeć tylko do mnie. Na jego twarzy pojawił się dziwny
uśmiech satysfakcji. O co chodzi temu debilowi? Z czego on się niby tak cieszy?
Chwilę później zniknął wraz ze szczękiem żelaznego zamka. A
ja nie patrząc nawet przed siebie usiłowałem wstać. Tak „usiłowałem”. Wierzcie
mi, ze związanymi rękami to wcale nie jest takie proste. Gdy już stanąłem na
nogach spojrzałem w stronę blondyna. Tylko, że... jego tam nie było. Normalnie
zniknął, tak po prostu.
-Kogo szukasz?- W tym momencie kompletnie mnie
sparaliżowało. Stał za mną i to tak blisko. Niemal stykaliśmy się ciałami. Nie
wiedziałem, co mam zrobić. Przez moje ciało przechodziło tysiące małych
błyskawic. Dotknął sznura, który wiązał moje ręce. W tym momencie zacisnąłem
dłonie w pięści. Nawet nie wiem, czemu. To był taki odruch. On był za blisko,
czułem jego obecność na skórze. Zrobiło mi się gorąco.
-Boisz się?- Poczułem jak przejechał językiem wzdłuż mojej
szyi.
Aż się wzdrygnąłem. Wciągnąłem powietrze do płuc i na chwile
przestałem oddychać. Czułem jak jego oddech owiewa moją skórę. Nie potrafiłem
się ruszyć. Poczułem jak ogień obejmuję moje poliki.
-J..j...ja,...n..n...nie- co to było do cholery? Nie
potrafię zapanować nad własnym ciałem.
-Nie? Dziwne- Zaczął podgryzać moją skórę na szyi.
A ja aż pisnąłem. Nie byłem w stanie nic zrobić. Kompletnie
mnie sparaliżowało. Szarpnąłem się niespokojnie.
Wtedy ten sukinsyn podrapał mnie po szyi swoimi długimi pazurami.
Syknąłem boleśnie czując, że rozciął mi skórę. Cholera zabolało. Ten skurwiel ma
pazury jak kot. Zacząłem się z nim szarpać i próbowałem uciekać. Zacisnął
dłonie na moich nadgarstkach tak szczelnie, że ledwie mogłem nimi ruszać. Może
i nie wygląda na siłacza, ale cholera jest silny jak atleta.
-Jeszcze nie uciekaj zabawa się dopiero zaczyna-
Popchnął mnie do przodu. Dopiero wtedy poczułem, że nie
jestem już związany. Gdy utrzymałem się przed upadkiem mój wzrok padł na
wielkie białe drzwi.
To moja szansa.
Uciekaj, uciekaj stąd idioto. W jednym momencie rzuciłem się
w ich stronę. Nawet nie zdążyłem zrobić drugiego kroku, kiedy poczułem jak pieść
blondyna wbija się idealnie w mój brzuch. Nawet nie wiem, kiedy znalazł się
znowu tak blisko mnie.
Zachwiałem się na nogach i złapałem mocno w pasie. Zacząłem
kaszleć, rozpaczliwie próbując złapać powietrze. Cholera jak boli. Jeszcze
trochę a złamałby mi żebra.
Jęknąłem głucho powstrzymując łzy, które z bólu napłynęły mi
do oczu.
-A ty, dokąd się wybierasz? Chyba nie chcesz mnie opuścić?
Jeszcze nie skończyliśmy-
Spojrzałem na niego już nieźle przerażony. Wiecie co? Jego
oczy mnie przerażają. W słabym świetle wyglądają jakby błyszczały czerwienią. Zupełnie
jak u jakiegoś wampira albo demona. Chociaż w sumie to nawet nie zdziwił bym się,
gdyby faktycznie się nim okazał. Czemu ja musiałem trafić akurat na niego?
Patrzyłem w jego oczy, które wciąż świeciły tym
niebezpiecznym płomieniem. Przerażające. Moje ciało całe drżało lekko. Cofnąłem
się odruchowo, gdy na jego ustach wymalował się ten potworny uśmiech. Nie
kojarzył mi się z niczym dobrym. Jak uśmiech szaleńca. Muszę mu jakoś uciec,
tylko jak? Zacząłem panicznie rozglądać się wokół szukając czegoś do obrony.
Nie mogłem już biec do drzwi, bo stał mi na drodze. Moment przecież ja już nie
mam związanych rąk. Brawo geniuszu. Przywal mu a potem wiej ile pary w nogach.
Tylko...
Jakoś się waham.
On jest straszny.
To nie patrz mu w oczy idioto!
Cholera, co ja wyrabiam, to czas na działanie a nie na durne
gadki. Ścisnąłem mocno pięść i zamachnąłem się. Proszę no ten jeden raz, losie
kochany pomóż mi. Chyba nie chcesz żebym już zginął prawda? Więc niech to go
powali. Moja pięść prawie doszła jego twarzy, ale w ostatnim momencie z
niezwykłym wręcz spokojem się uchylił.
Szybki.
Za szybki.
Nie trafiłem.
Nie.
Już po mnie. Złapał mnie za kołnierz bluzki i rzucił mną o
coś twardego. Wiem, bo gdy uderzyłem w to głową, to mroczki pojawiły mi się
przed oczami. Przez moment nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Po chwili
świadomość zaczęła do mnie powracać. Bardzo powoli i bardzo boleśnie.
Głowa strasznie mnie bolała. Chciałem dotknąć miejsca, które
pulsowało bólem, ale coś krępowało moje ręce nad głową. Zaskoczony spojrzałem w
górę. Leżałem na łóżku z rękami przywiązanymi do ramy. Ale co dziwniejsze,
czemu mi tak chłodno?
Co jest...
Cholera gdzie moja koszulka?
Wtedy zdałem sobie sprawę z dziwnego ciężaru na nogach.
Powoli przenosiłem wzrok w tamtym kierunku.
Błagam, błagam cię ty głupia nadziejo bądź dla mnie litościwa,
chociaż ten jeden raz. Zrobię, co tylko chcesz, ale błaaaagam.
Niemal jęknąłem na widok tych długich blond pasm. Blondyn
siedział mi okrakiem na udach. Kuźwa, nie możesz chociaż tej jednej prośby wysłuchać? Dzięki,
wielkie dzięki.
I właśnie w tym momencie zdałem sobie sprawę z tego, że
spodni też nie mam na sobie. Poczułem jak poliki zaczynają mnie piec. Och no
odczepcie się. Wcale nie jestem prawiczkiem, co czerwieni się na myśl o seksie.
No, ale cóż, paradowanie przed jakimś nieznanym mężczyzną w samych majtkach nie
zdarza się często nie? I nie, wcale nie jestem zawstydzony. Ani trochę.
Tym, że mnie rozebrał ...
...i że mógł zrobić coś jeszcze...
...na przykład patrzeć...
...albo dotykać...
I że pewnie leżę tak pod nim już dobre parę minut...
Prawie że nagi...
Do choler o czym ja myślę? Zrobiłem się jeszcze bardziej
czerwony, czułem to. Gdy robię się czerwony, to jest mi gorąco w twarz. A teraz
to zamiast niej miałem niemal wulkan.
Spojrzałem na mężczyznę niepewnie. No wiecie tak blisko mnie
jeszcze nikt nie był. Znaczy nikt, kogo w ogóle nie znam. Nie wiedziałem, czego
mam się po nim spodziewać. W pewnym momencie nasze oczy się spotkały. Dreszcz
nieprzyjemnie przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa.
Miał takie zimne oczy zupełnie jak lód. Mimo to wciąż
przerażały ognistymi refleksami. Kryła się za nimi jakaś niebezpieczna iskra tajemniczości,
pożądania i subtelne ostrzeżenie. Byłem przerażony jedynie patrząc w te
magnetyczne spojówki. Ale były zbyt piękne by, choć na chwilę oderwać od nich
wzrok.
Nie zmieniając w ogóle, wyrazu twarzy przejechał opuszkami
wzdłuż mojego ciała. Jednym ze swoich długich palców zahaczył o mój sutek i
ścisnął go mocno. Aż westchnąłem. To było coś niesamowitego. Jakby prąd
przeszedł przez całe moje ciało. Każdą komórkę. To samo po chwili zrobił z
drugim sutkiem. Zacząłem sapać, niemal dyszeć. Nie chce. Nie potrafię się
opanować. Wtedy nie wiem czy celowo, ale naparł nieznacznie na moją męskość.
Odrzuciłem głowę w tył. Zacisnęłam zęby tłumiąc jęknięcie.
On widzi moje reakcje.
Denerwuje mnie to.
A mimo to nie mogę się powstrzymać. Zagryzłem wargi, by
przestać dyszeć. Chyba miałem nadzieję, że to mnie trochę uspokoi. Nie
uspokoiło. Co gorsza na twarzy tego dupka pojawił się ten wkurzający drwiący
uśmieszek. Pochylił się nade mną i delikatnie dmuchnął we mnie strącając kosmyk
z mojego czoła. Wstrzymałem oddech czując to ciepło na skórze. Kolejna fala
dreszczy przebiegła moje ciało.
-Boisz się?- Słyszałem rozbawienie w jego głosie, tak denerwujące.
-Nie- Oczywiście, że kłamię, ale nie przyznam mu się
przecież.
-Kłamiesz-
-Spadaj, wcale się nie boje, odwal się!- Wrzasnąłem
rozpaczliwie. Chyba zrobiłem to tylko po to by samego siebie przekonać. Odsunął
się ode mnie. Teraz mogłem doskonale zobaczyć złość w jego oczach. I ten dziwny
złowrogi uśmiech na jego twarzy. Naprawdę powinienem się przymknąć.
-Przekonamy się-
Zaczął drapać paznokciami moje boki. Nachylił się nade mną i
przejechał językiem po mojej rozgrzanej skórze. Gdy jeden z jego palców
wśliznął się pod moja bieliznę pisnąłem cicho. Zacisnąłem zęby i zamknąłem oczy
czując jak sunie wzdłuż mojej męskości palcem. Z całej siły powstrzymywałem się
przed jakąkolwiek reakcją na jego dotyk. Chyba drażniło go to, bo przygryzł
boleśnie moją skórę w kilku miejscach.
Pisnąłem cicho czując jak robi mi malinkę na podbrzuszu. Po
chwili usiadł z powrotem na moich nogach i sięgnął po coś do szafki. Wyjął z
niej papierosa i srebrną zapalniczkę. Odpalił szluga i głęboko się nim
zaciągnął.
Znów przybliżył się do mojej twarzy i dmuchnął wprost we
mnie tym ohydnym dymem. Zacząłem kaszleć a z oczu popłynęło mi kilka łez. Co za
dupek wiedział, że nienawidzę tego cholerstwa. Robi to specjalnie.
Spojrzałem na niego wściekle. Chyba nic sobie z tego nie
robił, bo dalej bez żadnego skrępowania palił papierosa. Położył rękę tuż obok
mojej głowy i nachylił się nade mną niebezpiecznie blisko. Otworzyłem szerzej
oczy, a oddech spłycił się ze strachu.
-Jak masz na imię dzieciaku?- Dzieciaku? Dupek jeden.
-Dlaczego miałbym ci powiedzieć?- Starałem się brzmieć
groźnie. Ale wierzcie mi mając go 20 centymetrów przed sobą nie jest to takie
proste. Usta mi drżały a w gardle miałem wielką gulę.
-Może dlatego, że jeszcze nie wybaczyłem ci tego jak
zniszczyłeś jedną z moich ulubionych marynarek i koszulę? I uważaj, co mówisz
bachorze-
-Sam jesteś sobie winny dupku-
Wymierzył mi siarczysty policzek. Warknął niemal na mnie.
Teraz to chyba naprawdę był wściekły. Widziałem jak zaciska zęby a jego wzrok
tężeje.
-Mówiłem ci uważaj na słowa bachorze. Do tej pory byłem dla
ciebie miły, ale teraz to może się zmienić. Nienawidzę nieposłuszeństwa. Więc
jeśli nie chcesz poczuć, co znaczy prawdziwy ból bądź grzeczny- Jego słowa aż
ociekały jadem. Mimo to byłem zbyt dumny by, na takie słowa po prostu siedzieć
cicho. Nikomu nie pozwolę sobie rozkazywać. Nawet jemu.
-Nie jestem twoim pieprzonym pieskiem przestań mi
rozkazywać- Usłyszałem zgrzyt jego zębów. Ułożył usta we wściekłym grymasie.
Nie musiałem długo czekać by przekonać się, że ten człowiek nie żartuje.
-Doprawdy, kundlu?!- Szybkim ruchem przytknął zapalonego
papierosa do skóry na moim brzuchu. To był pierwszy raz, gdy naprawdę poczułem
coś tak bolesnego. Wrzasnąłem na całe gardło i zacząłem się szarpać. Rzucałem
się jak tylko mogłem, ale jedyny efekt tego był taki, że poobdzierałem sobie
całe nadgarstki. Wygiąłem się pod nim. Zaciskałem zęby i krzyczałem na zmianę.
Parzyło. Skóra na brzuchy piekła niesamowicie. Łzy zaczęły same lecieć. Błagam
niech on już przestanie. Czułem niemal jak ból pulsuje z otwartej rany przez
całe moje ciało. Oderwał zgaszonego peta od mojej skóry i odrzucił go gdzieś na
bok. Nie wiem nie patrzyłem. Miałem przymknięte oczy a mimo to łzy ciągle
leciały. Poczułem ciepły oddech na szyi, gdy zaczął szeptać mi spokojnie do
ucha.
-Już płaczesz? Mówiłem ci być był grzeczny. To jak będziesz
się słuchał swego pana?- Pana? Gdybym mógł to zabiłbym tego skurwysyna za każde
słowo.
-Pieprz się- Wiem, że pogrążam się coraz bardziej. Mimo to
nie mogę się poddać, po prostu nie. Przełknięcie tych gorzkich słów jest dla
mnie równe z porażką, poddaniem się. A ja przecież się nie poddaje, nigdy.
Gdybym to zrobił, nie byłbym sobą.
-Skoro tak chcesz- Jednym szybkim ruchem pozbawił mnie mojej
bielizny. Właśnie zdałem sobie sprawę w jak złym położeniu jestem.
Gwałtownie złapał mnie za biodra. Poczułem ten straszny
rozrywający ból tuż pod kręgosłupem. Wrzasnąłem i zacisnąłem mocno zęby.
Wygiąłem się pod nim w łuk, ale wierzcie mi wcale nie z przyjemności. Nie było
w tym nic przyjemnego, nie dla mnie. Czułem tylko ogromny ból. Jak tysiące
szpilek rozchodzących się po moim ciele z każdym pchnięciem. Jęczałem z bólu i
wiłem się, próbując wyrwać się oprawcy. Szlochałem, krzycząc z bólu. Jeszcze
jeden ruch i ciepło wypełniło moje wnętrze. Miałem już nadzieję, że to koniec
moich cierpień. On chyba jednak miał inne plany, po prostu uwolnił moje ręce i
jednym szybkim ruchem przerzucił mnie na brzuch. Gdy spadłem na poparzony
brzuch skrzywiłem się z bólu. Nie pozwolił mi jednak długo czekać. Chwilę
później wszedł we mnie tak samo gwałtownie jak za pierwszym razem. Zacisnąłem
dłonie mocno na pościeli. Nie mogłem tego znieść. Tak bardzo bolało. Nie był
ani trochę delikatny. Właściwie to przeciwnie, chciał być jak najmniej
delikatny. Mimo to pomiędzy bólem przeplatały się pojedyncze pasma rozkoszy.
Schowałem twarz w pościel nie chcąc słyszeć własnych
krzyków. Łzy zamoczyły całe prześcieradło. Gdy na chwilę otworzyłem oczy
zobaczyłem jak sperma zmieszana z krwią ścieka z moich ud. Miałem ochotę po prostu
zniknąć. Jeszcze nigdy nie czułem takiego upokorzenia i rozgoryczenia. Po
prostu używał mnie jak pierwszej lepszej dziwki. Nie miało dla niego żądnego
znaczenia, co ja czuje. Po prostu chciał się zaspokoić. I chyba udało mu się.
Gdy doszedł we mnie po raz 3 nie miałem już kompletnie sił.
Opadłem na pościel bezwładnie nie zdolny do najmniejszego ruchu. Wyszedł ze
mnie i usiadł obok. Już nawet nie płakałem, nie miałem siły.
W pewnym momencie przeszła prze mnie fala żalu. Poczułem się
jak zaszczute zwierze. Z desperacji złapałem poduszkę leżącą obok mnie.
Wtuliłem się w nią tak kurczowo, jakby miała odebrać ode mnie cały ten ból, żal
i to wielkie upokorzenie.
Schowałem twarz w puchatej poszewce. Nie mogę na siebie
patrzeć. Jest mi tak wstyd. Już nigdy nie będę w stanie spojrzeć sobie w twarz.
A przecież to dopiero początek. Nie zabił mnie, co znaczy, że jeszcze nie raz
będę musiał się pogodzić ze swoim losem. Tylko kim jestem? Dziwką, zabawka? A
zresztą przecież to nie ma znaczenia. Już nie. Naprawdę go nienawidzę. Tak
bardzo żę chciałbym go zabić.
Nienawidzę tego skurwysyna, który teraz
spokojnie siedzi sobie koło mnie. Jak można być tak nieczułym, tak
bezwzględnym? No jak?
-Jak...jak możesz być...taki...okrutny?-
-Okrutny? Nie żartuj jeszcze nie dałem ci nawet powodu byś
poznał mnie z tej strony. Zresztą przecież dałem ci wybór- Nachylił się nade
mną a jego cichy szept już ledwie dochodził do mojej świadomości.
-Sam wybrałeś tą drogę, pamiętaj o tym
księżniczko-Księżniczko?
-Nie...nie jestem...- Poczułem jego ciepłą dłoń we włosach.
Uspokoiło mnie to. Chociaż fakt ten był tak absurdalny, że aż niemożliwy. Ale
czułem się jakoś lepiej, tylko przez tak mały gest. Czy ja już szaleję? Na to
wygląda. Przecież tak mnie skrzywdził, więc jak mogę czuć ulgę? Nie wiem już
nie potrafię myśleć.
Moje ociężałe powieki same powoli się zamykały. Pozwoliłem
im opaść i zabrać mnie od tej rzeczywistości.
Znikał powoli ból,
... znikał mężczyzna siedzący obok...
...znikała jego ciepła dłoń w moich włosach...
Czuje że zaczyna się nowy rozdział...
Tylko czy lepszy?
CDN...
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, jak ja mu współczuje, tak zrozumiała postawa buntownika, a jednak pogrążał się cały czas...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, jak mu współczuję, tak zrozumiała postawa buntownika a jednak pogrążał się cały czas...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka