Przebudziłem się. Czułem się fatalnie, nie wiem co się wokół
mnie działo. Kiedy otworzyłem oczy i rozejrzałem się dookoła wspomnienia
wczorajszej nocy napłynęły do mojej głowy niczym fala tsunami. Wstydliwe,
upokarzające, bolesne. Kompletnie niszczyły moją godność resztki pewności
siebie, jakie mi pozostały.
Znowu, znowu mi to zrobił. Dlaczego?
Jak on mógł?
Szumiało mi w głowie, pokój kręcił mi się przed oczyma.
Dziwne uczycie, byłem zdezorientowany, jakbym dostał czymś naprawdę twardym w
głowę. Wiem tylko jedno, wciąż byłem w jego sypialni.
Spróbowałem podnieść się z poduszek, ale nie miałem siły.
Znów opadłem na nie miękko.
Co się ze mną dzieję?
Nie potrafię zebrać się do kupy, wszystkie mięśnie mnie
bolą. Wnętrze mojego ciała pali żywym ogniem. Co on mi zrobił?
Zrzuciłem z siebie kołdrę próbując jakoś się ochłodzić.
Gorąco, było mi tak strasznie gorąco.
Jednak to chyba był błąd. Teraz widziałem swoje nogi. Uda
całe oblepione krwią i tą białą mazią. Wstyd, było mi tak bardzo wstyd.
A było już tak dobrze, tak …pięknie? Czemu? Czemu on mi to
zrobił?
Myślałem, że już nie będzie taki okrutny. Po tym jak poznał
moje imię, wydawało mi się, że traktuje mnie inaczej. Lepiej, łagodniej, że
może będzie inaczej, że może zobaczyłem jego lepsza stronę.
A jednak się myliłem, byłem taki głupi. Jak mogłem sądzić,
że się zmienił, no jak?
Przecież był zabójca, nie miał uczuć, był po prostu zimnym
draniem.
Cholernym sukinsynem, który się mną zabawiał. Mieszał mi w głowie,
zwodził, a potem wymierzał kolejne ciosy psychiczne.
Nienawidzę go, tak bardzo go nienawidzę.
Łzy same zaczęły spływać mi po policzkach.
Czułem się taki bezradny, skrzywdzony. Jak zaszczute
zwierze.
Zacząłem drżeć. Nie chce tutaj być.
Chce iść do domu. Do ciotki. Wytrzymam nawet tych jej
cholernych klientów.
Zrobię wszystko, zniosę wszystko, byle by się stąd wydostać.
Nienawidzę tego miejsca.
Zamknąłem oczy, próbując powstrzymać szloch i uspokoić się
nieco.
Dopiero wtedy usłyszałem szum wody lecącej z prysznica.
Był tutaj, w łazience, tuż obok. Nie chce.
Nie chce go widzieć na oczy.
Niech się wynosi z mojego życia, sukinsyn pierdolony. I znów
zacząłem rozpaczliwie szlochać. Skuliłem się na łóżku. Gdy moje zapłakane oczy dojrzały
drzwi tuż naprzeciw mnie myślałem już tylko o jednym. O ucieczce. Wystarczyło
parę kroków a mnie i tego dupka dzieliłaby już ściana. A potem iść jak
najdalej.
Wole umrzeć, gdzieś w tym budynku, zapomniany, w ciszy, niż
być zabawką tego sadysty.
Spróbowałem usiąść na łóżku. Przyszło mi to z niemałą
trudnością. Wszystko mnie piekło, bolało. Najmniejszy ruch doprowadzał mnie do
szaleństwa.
Nie miałem siły, byłem kompletnie wyczerpany. Siniaki na
nogach i rękach też mi tego nie ułatwiały. Bolało, jakby ktoś przed chwilą bił
mnie pałką baseballową. Spuściłem nogi z łóżka. Mozolnie i powoli usiłowałem wstać.
Nie udało się.
Ledwo spróbowałem postawić pierwszy krok a dosłownie ścięło
mnie z nóg. Runąłem na ziemię głucho. Zaskomlałem boleśnie. Kolejne obicia i
siniaki do kompletu.
Próbowałem się czołgać. Rozpaczliwie brnąłem w stronę drzwi
myśląc tylko o ucieczce. Musiałem. Chciałem stąd wyjść, chciałem być jak
najdalej od niego.
Zacząłem znowu płakać. Szlochałem z własnej bezradności.
Chce wyjść, pozwólcie mi stąd wyjść.
I wtedy zdałem sobie sprawę, że woda przestała lecieć.
Zacząłem panikować, serce boleśnie kołatało mi w piersi.
Chciałem przyspieszyć, ale nie potrafiłem. Zacząłem szlochać
jeszcze głośniej. W duchu błagałem by mnie nie zobaczył.
Byłem coraz bliżej drzwi, jeszcze chwila a ich dotknę.
Teraz klamka, musze je jakoś otworzyć. Z całych sił
próbowałem jej dosięgnąć. Zacząłem sapać, niemal dyszeć ze zmęczenia. Byłem
kompletnie wykończony.
Zagryzłem wargę tak mocno, aż w końcu poczułem ból i słodki
smak własnej krwi w ustach.
Jeszcze chwila, momencik i będę poza jego zasięgiem.
Starałem się, tak bardzo się starałem, a mimo to nie potrafiłem dosięgnąć. W
końcu pokój zawirował mi przed oczami.
Małe czarne punkciki pojawiły się dosłownie wszędzie
zasłaniając mi widok.
Upadłem, poczułem ból gdy moja głowa zderzyła się z podłogą.
Obraz mi się zamazywał, nic nie widziałem. Chce wyjść, musze stąd wyjść.
Powtarzałem w myślach wciąż to jedno zdanie, jak mantre.
Wtedy usłyszałem kroki.
Kroki mokrych stóp, które powoli zbliżały się do mnie. Nie
chce. Będzie zły. Będzie na mnie krzyczał, na pewno.
Niech sobie stąd idzie. Nienawidzę go.
Zamknąłem oczy i skuliłem się niczym małe zwierzątko.
Płakałem, było mi źle. Nie byłem w stanie się bronić, mówić, nawet widzieć.
Byłem zupełnie bezbronny.
A on stał nade mną. Wiedziałem to, czułem jego wzrok na sobie.
Nie miałem odwagi, ani sił by odwzajemnić to pogardliwe spojrzenie. Usłyszałem
jak kuca. Poczułem jego rękę na moim policzku, we włosach.
Nie chcę. Nie dotykaj mnie draniu.
Nienawidzę cię. Ciebie i tego wszystkiego, nawet siebie nienawidzę,
za to jak się zachowuje przy tobie.
Poczułem jego ręce na moich nogach. Drań. Skurwiel, zostaw
mnie. Chciałem się szarpać, wyrywać, ale nie mogłem. Moje ciało nie chciało się
ruszyć, mimo że tak usilnie próbowałem. Dlaczego?
Znowu słone krople spłynęły gęsto po moich policzkach.
A potem stało się coś dziwnego. Poczułem, jak się unoszę,
było mi tak miło. I to ciepło, ciepło drugiego ciała tuż przy mnie. Takie
przyjemne, miłe, delikatne.
I znowu wylądowałem na łóżku, pośród chłodnej pościeli.
Ktoś mnie przykrył i zaczął głaskać. Ciepłe dłonie o długich
palcach powoli rozczesywały mi pasma.
Czułem się tak dobrze. Nie wiem co się potem stało.
Nie pamiętam, jak to się zakończyło.
Chyba, zasnąłem…
***
Kiedy się znowu obudziłem leżałem z powrotem na łóżku. Nie
przypominam sobie bym na nie wracał. Zresztą, po co? Przecież chciałem być jak
najdalej stąd. Jedyne co pamiętam to, to jak wlekłem się w stronę drzwi po tym
co ten sukinsyn mi zrobił. Znowu.
Kolejny raz upokorzył mnie jak tylko mógł. Czułem się fatalnie,
jak dziwka. Tania kurwa dająca dupy za byle, co. Moje własne ciało zaczęło
napawać mnie obrzydzeniem. Nawet nie mogłem patrzeć na własną nagość czując tak
straszliwy wstręt, że chciało mi się płakać. Dopiero w tym momencie zdałem
sobie sprawę, że właściwie wciąż leżę w tym samym pokoju, w tym samym łóżku,
gdzie ten zidiociały psychopata pieprzył mnie zeszłej nocy.
Momentalnie zerwałem się na równe nogi, co przypłaciłem
kolejnym sykiem bólu. Szarpnąłem za kołdrę. Przyjrzałem się bardzo uważnie prześcieradłu.
Jednak nie było na nim nawet najmniejszego śladu po
wczorajszym akcie. Ten, kto przeniósł mnie na lóżko musiał wcześniej wymienić
całą pościel. Pewnie normalnym wnioskiem było by, że wszystko to zrobił
blondyn. Jednak wyobrażając sobie go w czułej wersji można najeść się jedynie
kupy śmiechu. To nie możliwe by ten zimny drań okazał mi, choć cień czegoś
takiego jak szacunek. Zresztą patrząc na to, co ze mną zrobił, gdy byłem
zupełnie przytomny nie mam żadnych wątpliwości.
Musiał być tutaj ktoś jeszcze. Może po tym co ten sukinsyn
ze mną wyrabiał, jakiś człowiek się zlitował i mi pomógł? Na pewno. Tak musiało
być. Jestem…tego…pewien.
A może jednak nie jestem?
Ale najbardziej dręczyło mnie to, czemu ten
blond-przyjemniaczek tak bardzo się nade mną znęcał? Co ja mu takiego zrobiłem?
Przecież to, że mu gdzieś tam wlazłem czy zniszczyłem jakąś
drogą rzecz wcale nie znaczy, że ma się
nade mną znęcać prawda?
Nawet teraz. Wystarczy, że jestem w jego sypialni a już moje
ciało jest przerażone. Czuje jak drży, jak moje serce bije szybciej, jak moje
nogi gotują się do ucieczki. Zupełnie tak jakby oczy blondyna mogły mnie tu
dostrzec. Tak jakby siedział gdzieś w szafie i za chwilę miał z niej wyskoczyć.
Wszechogarniająca panika dopadała mnie zawsze, gdy słyszałem chociażby jego
imię.
Czułem się naprawdę nieswojo, czując jego zapach otaczający
mnie zewsząd w pokoju. Złapałem szybko koc, którym szczelnie się owinąłem i jak
najszybciej wyszedłem z tego pokoju. Wraz z trzaskiem drzwi zacząłem niemal
truchtać. Mimo, że chodzenie sprawiało mi tak wielką trudność, a z każdym
krokiem wszystko bolało coraz bardziej to chciałem być jak najdalej od jego
sypialni.
Szedłem jak w amoku po raz pierwszy nie zwracając uwagi, w
którą stronę idę. Robiłem to zupełnie mechanicznie. Jedyne o czym myślałem to,
to by być dalej, coraz dalej od niego.
Nie pojmowałem tego człowieka. Dla mnie był po prostu draniem,
może szaleńcem.
Był zimny jak, bryła lodu. Zupełnie jakby zapomniał jak to
jest cokolwiek czuć. Wydaje mi się, że on w ogóle nie zna takich słów jak litość,
szczęście czy miłość. W którymś momencie musiały zostać na zawsze wymazane z
jego życia.
Czy on w ogóle kiedyś kochał?
Co z jego rodzicami, miał jakichś?
A dzieciństwo?
-Hej szczurku a ty co paradujesz na golasa po korytarzu?-
Zatrzymałem się, powoli odwracając się. Felix stał jakieś 5 metrów za mną z
wyjątkowo wrednym uśmieszkiem na twarzy.
Och, jak ja go nie znoszę. Ten człowiek dosłownie potrafił wkurzyć
mnie zaledwie jednym zdaniem. Do tego trzeba mieć naprawdę wyjątkowe zdolności.
Oczywiście odwzajemniłem jego mało grzeczny uśmiech jakimś
dziwacznym grymasem wstrętu.
-Wcale nie jestem goły, zasłania mnie koc- Co on ślepy czy
co? A może chce mi po prostu podokuczać? Znając życie pewnie doskonale wie, co
się działo wczorajszej nocy w sypialni Izaku. Jak zwykle po prostu szczerzył
się do mnie wrednie, hipnotyzując swoimi czarnymi oczyma.
-Och doprawdy? Może by to zmienić?- W tym momencie złapałem
pewniej koc i mocno przytrzymałem go przy sobie. Już ja wiem, co temu bałwanowi
chodzi po głowie.
On jakby w odpowiedzi na moje zachowanie zaśmiał się głośno.
Rechotał tak przez dobre 5 minut aż w końcu spojrzał na mnie z niezwykle
poważną miną.
Ja nie łapie tego kolesia. Najpierw śmieje się jak wariat a potem
mierzy mnie ostrym spojrzeniem. Naprawdę zaczynam myśleć, że z jego psychiką
jest coś nie tak.
-Wiesz chyba powinienem ci podziękować- Nawet nie wiecie
jakie było moje zdziwienie, gdy wreszcie dotarły do mnie jego słowa. Dziękować?
Mi? Co?
-Mi? Niby za co?-
-Za to, że tutaj jesteś już ponad tydzień- Do czego on niby zmierza?
-Nie rozumiem- Pokręciłem głową całkowicie zdezorientowany.
Patrzyłem prosto w oczy Felixowi. Przyznam, że nie był to najlepszy pomysł.
Dziwnie się czułem, jakbym patrzył prosto w ślepia jakiegoś drapieżnika,
zaczajonego na moje życie.
-Pewnie nie. To może ci wyjaśnię. Widzisz, kiedy cię tu
przyniosłem wszyscy zagraliśmy sobie w pewną gierkę. Założyliśmy się ile czasu
tutaj zostaniesz- Że co? Zakładali się,
kiedy Izaku mnie zabije? No cudnie. Naprawdę czuje się pocieszony.
-No i co?- Fuknąłem do niego zaczepnie.
-I nic. Wygrałem-No pięknie dzięki mnie ten sukinsyn się
wzbogacił.
-A co stawiałeś, że przeleci mnie już pierwszej nocy?-
Bąknąłem rozdrażniony. Naprawdę wkurzał mnie coraz bardziej tą swoją gadką.
-Nie, stawką było twoje życie, to że cię przeleci już
pierwszego dnia wiedział każdy- z każda chwilą czułem się coraz bardziej
wyprowadzony z równowagi. Nienawidzę tego jego wymądrzania się.
-Tak? Skoro tak super wszystko wiesz to pewnie postawiłeś również,
że zabije mnie w ciągu tygodnia, co? Rozczaruję cię ja wciąż żyję!- Zacząłem na
niego krzyczeć. Co ten dupek sobie myśli? Po co on mi niby mówił to wszystko?
Chciał mnie podkurzać czy jak? Jeśli tak, to mu się udało.
-Przestań krzyczeć- Jego zimny wzrok sprawił, że od razu
ochłonąłem. Był taki surowy, niemal zastraszający –Jeśli chcesz wiedzieć, co
było dalej po prostu zmilcz a nie się wydzieraj-
Przełknąłem ślinę dusząc w sobie kolejną kąśliwą uwagę,
która nasuwała mi się na język. Mimo wszystko wolałem wysłuchać, co miał mi do
powiedzenia.
-Od razu lepiej. Masz mnie za niezłego drania pewnie, co? Na
twoje nieszczęście to ja dawałem ci najwięcej czasu. Przykładowo Akane
stwierdził, że zginiesz już 1 dnia- A więc milczący blondyn nie przepadał za
mną? Jeśli w ogóle czuł sympatię do kogokolwiek.
-A reszta?- Powiedziałem jakoś mało entuzjastycznie. Wiecie zrobiło
mi się jakoś dziwnie zimno i nieswojo. To takie uczucie, kiedy myślicie, że
może znaleźliście przyjaciela a on obgaduje was za waszymi plecami. Myślałem,
że może choć jeden z nich mnie lubi, tymczasem wyszedłem po prostu na głupka,
zwykłego idiotę. Skoro grali sobie o moje życie, jak pieniędzy w pokera.
Zresztą, czego ja się spodziewałem?
-Nie ważne, co i kto mówił. Powiem tylko, że nie dawali ci
więcej niż kilka dni. Ja jako jedyny powiedziałem, że zostaniesz tu ponad tydzień-
Posłał mi kolejny zawadiacki uśmiech. Ja go kompletnie nie pojmuję…
-Niby czemu? Skoro cała reszta stawiała inaczej trzeba było
zrobić tak samo- No przecież to logiczne prawda?
-To że reszta tak myślała nie znaczy, że tak jest. Oni nie
znają nawet Izaku na tyle dobrze by wiedzieć, co myśli- Na dźwięk imienia
blondyna przeszedł mnie zimny dreszcz. Zaczęliśmy się wzajemnie mierzyć twardym
spojrzeniem.
-A ty niby znasz go aż tak dobrze? Jakoś nie chce mi się w
to wierzyć- Parsknąłem tylko cynicznie. Ten toksyczny czubek zdecydowanie jest
zbyt pewny siebie.
-Nie musisz wieżyc, ale tak jest. Znam go lepiej niż cała
reszta tej bandy. W pierwszym momencie, gdy cię zobaczyłem od razu wiedziałem,
o co chodzi. Czemu chciał właśnie ciebie, to stało się takie proste. Może Izaku
nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, co robi, kto wie?! To podobieństwo. To nie
może być przypadek- Zmierzył mnie przeszywającym spojrzeniem.
-Co ty mówisz?- Co on gada? Nie rozumiem…W momencie, gdy
mnie zobaczył zrozumiał? Izaku chciał akurat mnie? Nie zdaje sobie z prawy z tego,
co robi? Ale… jak to?
Proste? Co tu się dzieje, nic z tego nie rozumiem?!
Patrzyłem z przerażeniem na Felixa, który miał tak nieludzko
poważną minę. Jego oczy wodziły za mną starając się wyłapać moje ruchy, oddech,
myśli. Czułem się jakbym w tym momencie stał przed samym diabłem. Byłem po
prostu przerażony tym, co czarnooki mówił.
-Czemu uciekasz? Boisz się?- Syknął jadowicie. Nagle
stanąłem, dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że zacząłem się cofać. Moje
ciało drżało. Wzrok Felix stał się niemal bolesny. wbijał się w moje zmysły,
sprawiając że szalały.
-Nie boje się… ja po prostu…po prostu, powinienem już iść- I
dalej zacząłem się cofać tym razem zupełnie tego świadom. Chciałem być jak
najdalej tego potwora. Czym on do cholery był, bo na pewno nie człowiekiem.
-Nie boisz się? A powinieneś, a może ty coś wiesz? Ukrywasz
coś?- Patrzyłem jak znowu się uśmiecha w ten niebezpieczny, niemal demoniczny
sposób.
Jego pytania spadały na mnie jak kolejne głazy. Zacząłem być
coraz bardziej przerażony. Nie chodziło już nawet o to co mówił, ale o to jak
się zachowywał Felix. To było tak jakby mnie wabił, do siebie. Jakby próbował
mnie zahipnotyzować, omamić, wyciągnąć ze mnie informacje, czytać mi w myślach.
Nie potrafiłem odwrócić wzroku od tej czarnej otchłani jego oczu.
-Nie, ja niczego nie ukrywam- Niemal wyszeptałem tą krótką
odpowiedz. Wtedy Felix uśmiechnął się szyderczo i wypowiedział bezgłośne
„jeszcze się przekonamy”. W jednym momencie poczułem, jak ta dziwna presja jego
spojrzenia znika. Odwróciłem się gwałtownie i szybkim krokiem zniknąłem z jego
pola widzenia. Szedłem tak dopóki nie byłem pewien, że czarnowłosy jest
dostatecznie daleko za mną.
Co to było? Co on ze mną robił?
Mówił takie dziwne rzeczy.
…Że niby Izaku miał cel w tym, że mnie porwał?
Jestem do kogoś podobny?
Czy to, dlatego tutaj jestem?
Może to przez tą
osobę Izaku mnie t6ak traktuje?
Czy to możliwe, że tą osobą jest szpieg, o którym mówił
Shin?
A może to zwykły przypadek?
Może Felix zwyczajnie chciał mnie przestraszyć?
Zbyt wiele pytań, za mało odpowiedzi…
Ja naprawdę już nic nie rozumiem.
CDN…
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, zastanawiam się czemu nie zapyta Izaku dlaczego chciał jego sprowadzenia, choc Felix uchylił trochę rąbka tajemnicy o co może chodzić ja stawiałam za opcją, że mu się po prostu spodobał...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, zastanawiam się czemu nie zapyta Izaku dlaczego chciał jego sprowadzenia, choc Felix uchylił rąbka tajemnicy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka