czwartek, 21 czerwca 2012

Żal i strach


Przebudziłem się. Czułem się fatalnie, nie wiem co się wokół mnie działo. Kiedy otworzyłem oczy i rozejrzałem się dookoła wspomnienia wczorajszej nocy napłynęły do mojej głowy niczym fala tsunami. Wstydliwe, upokarzające, bolesne. Kompletnie niszczyły moją godność resztki pewności siebie, jakie mi pozostały.
Znowu, znowu mi to zrobił. Dlaczego?
Jak on mógł?
Szumiało mi w głowie, pokój kręcił mi się przed oczyma. Dziwne uczycie, byłem zdezorientowany, jakbym dostał czymś naprawdę twardym w głowę. Wiem tylko jedno, wciąż byłem w jego sypialni.
Spróbowałem podnieść się z poduszek, ale nie miałem siły. Znów opadłem na nie miękko.
Co się ze mną dzieję?
Nie potrafię zebrać się do kupy, wszystkie mięśnie mnie bolą. Wnętrze mojego ciała pali żywym ogniem. Co on mi zrobił?
Zrzuciłem z siebie kołdrę próbując jakoś się ochłodzić.
Gorąco, było mi tak strasznie gorąco.
Jednak to chyba był błąd. Teraz widziałem swoje nogi. Uda całe oblepione krwią i tą białą mazią. Wstyd, było mi tak bardzo wstyd.
A było już tak dobrze, tak …pięknie? Czemu? Czemu on mi to zrobił?
Myślałem, że już nie będzie taki okrutny. Po tym jak poznał moje imię, wydawało mi się, że traktuje mnie inaczej. Lepiej, łagodniej, że może będzie inaczej, że może zobaczyłem jego lepsza stronę.
A jednak się myliłem, byłem taki głupi. Jak mogłem sądzić, że się zmienił, no jak?
Przecież był zabójca, nie miał uczuć, był po prostu zimnym draniem.
Cholernym sukinsynem, który się mną zabawiał. Mieszał mi w głowie, zwodził, a potem wymierzał kolejne ciosy psychiczne.
Nienawidzę go, tak bardzo go nienawidzę.
Łzy same zaczęły spływać mi po policzkach.
Czułem się taki bezradny, skrzywdzony. Jak zaszczute zwierze.
Zacząłem drżeć. Nie chce tutaj być.
Chce iść do domu. Do ciotki. Wytrzymam nawet tych jej cholernych klientów.
Zrobię wszystko, zniosę wszystko, byle by się stąd wydostać. Nienawidzę tego miejsca.
Zamknąłem oczy, próbując powstrzymać szloch i uspokoić się nieco.
Dopiero wtedy usłyszałem szum wody lecącej z prysznica.
Był tutaj, w łazience, tuż obok. Nie chce.
Nie chce go widzieć na oczy.
Niech się wynosi z mojego życia, sukinsyn pierdolony. I znów zacząłem rozpaczliwie szlochać. Skuliłem się na łóżku. Gdy moje zapłakane oczy dojrzały drzwi tuż naprzeciw mnie myślałem już tylko o jednym. O ucieczce. Wystarczyło parę kroków a mnie i tego dupka dzieliłaby już ściana. A potem iść jak najdalej.
Wole umrzeć, gdzieś w tym budynku, zapomniany, w ciszy, niż być zabawką tego sadysty.
Spróbowałem usiąść na łóżku. Przyszło mi to z niemałą trudnością. Wszystko mnie piekło, bolało. Najmniejszy ruch doprowadzał mnie do szaleństwa.
Nie miałem siły, byłem kompletnie wyczerpany. Siniaki na nogach i rękach też mi tego nie ułatwiały. Bolało, jakby ktoś przed chwilą bił mnie pałką baseballową. Spuściłem nogi z łóżka. Mozolnie i powoli usiłowałem wstać. Nie udało się.
Ledwo spróbowałem postawić pierwszy krok a dosłownie ścięło mnie z nóg. Runąłem na ziemię głucho. Zaskomlałem boleśnie. Kolejne obicia i siniaki do kompletu.
Próbowałem się czołgać. Rozpaczliwie brnąłem w stronę drzwi myśląc tylko o ucieczce. Musiałem. Chciałem stąd wyjść, chciałem być jak najdalej od niego.
Zacząłem znowu płakać. Szlochałem z własnej bezradności. Chce wyjść, pozwólcie mi stąd wyjść.
I wtedy zdałem sobie sprawę, że woda przestała lecieć.
Zacząłem panikować, serce boleśnie kołatało mi w piersi.
Chciałem przyspieszyć, ale nie potrafiłem. Zacząłem szlochać jeszcze głośniej. W duchu błagałem by mnie nie zobaczył.
Byłem coraz bliżej drzwi, jeszcze chwila a ich dotknę.
Teraz klamka, musze je jakoś otworzyć. Z całych sił próbowałem jej dosięgnąć. Zacząłem sapać, niemal dyszeć ze zmęczenia. Byłem kompletnie wykończony.
Zagryzłem wargę tak mocno, aż w końcu poczułem ból i słodki smak własnej krwi w ustach.
Jeszcze chwila, momencik i będę poza jego zasięgiem. Starałem się, tak bardzo się starałem, a mimo to nie potrafiłem dosięgnąć. W końcu pokój zawirował mi przed oczami.
Małe czarne punkciki pojawiły się dosłownie wszędzie zasłaniając mi widok.
Upadłem, poczułem ból gdy moja głowa zderzyła się z podłogą. Obraz mi się zamazywał, nic nie widziałem. Chce wyjść, musze stąd wyjść. Powtarzałem w myślach wciąż to jedno zdanie, jak mantre.
Wtedy usłyszałem kroki.
Kroki mokrych stóp, które powoli zbliżały się do mnie. Nie chce. Będzie zły. Będzie na mnie krzyczał, na pewno.
Niech sobie stąd idzie. Nienawidzę go.
Zamknąłem oczy i skuliłem się niczym małe zwierzątko. Płakałem, było mi źle. Nie byłem w stanie się bronić, mówić, nawet widzieć.
Byłem zupełnie bezbronny.
A on stał nade mną. Wiedziałem to, czułem jego wzrok na sobie. Nie miałem odwagi, ani sił by odwzajemnić to pogardliwe spojrzenie. Usłyszałem jak kuca. Poczułem jego rękę na moim policzku, we włosach.
Nie chcę. Nie dotykaj mnie draniu.
Nienawidzę cię. Ciebie i tego wszystkiego, nawet siebie nienawidzę, za to jak się zachowuje przy tobie.
Poczułem jego ręce na moich nogach. Drań. Skurwiel, zostaw mnie. Chciałem się szarpać, wyrywać, ale nie mogłem. Moje ciało nie chciało się ruszyć, mimo że tak usilnie próbowałem. Dlaczego?
Znowu słone krople spłynęły gęsto po moich policzkach.
A potem stało się coś dziwnego. Poczułem, jak się unoszę, było mi tak miło. I to ciepło, ciepło drugiego ciała tuż przy mnie. Takie przyjemne, miłe, delikatne.
I znowu wylądowałem na łóżku, pośród chłodnej pościeli.
Ktoś mnie przykrył i zaczął głaskać. Ciepłe dłonie o długich palcach powoli rozczesywały mi pasma.
Czułem się tak dobrze. Nie wiem co się potem stało.
Nie pamiętam, jak to się zakończyło.
Chyba, zasnąłem…

***
Kiedy się znowu obudziłem leżałem z powrotem na łóżku. Nie przypominam sobie bym na nie wracał. Zresztą, po co? Przecież chciałem być jak najdalej stąd. Jedyne co pamiętam to, to jak wlekłem się w stronę drzwi po tym co ten sukinsyn mi zrobił. Znowu.
Kolejny raz upokorzył mnie jak tylko mógł. Czułem się fatalnie, jak dziwka. Tania kurwa dająca dupy za byle, co. Moje własne ciało zaczęło napawać mnie obrzydzeniem. Nawet nie mogłem patrzeć na własną nagość czując tak straszliwy wstręt, że chciało mi się płakać. Dopiero w tym momencie zdałem sobie sprawę, że właściwie wciąż leżę w tym samym pokoju, w tym samym łóżku, gdzie ten zidiociały psychopata pieprzył mnie zeszłej nocy.
Momentalnie zerwałem się na równe nogi, co przypłaciłem kolejnym sykiem bólu. Szarpnąłem za kołdrę. Przyjrzałem się bardzo uważnie prześcieradłu.
Jednak nie było na nim nawet najmniejszego śladu po wczorajszym akcie. Ten, kto przeniósł mnie na lóżko musiał wcześniej wymienić całą pościel. Pewnie normalnym wnioskiem było by, że wszystko to zrobił blondyn. Jednak wyobrażając sobie go w czułej wersji można najeść się jedynie kupy śmiechu. To nie możliwe by ten zimny drań okazał mi, choć cień czegoś takiego jak szacunek. Zresztą patrząc na to, co ze mną zrobił, gdy byłem zupełnie przytomny nie mam żadnych wątpliwości.
Musiał być tutaj ktoś jeszcze. Może po tym co ten sukinsyn ze mną wyrabiał, jakiś człowiek się zlitował i mi pomógł? Na pewno. Tak musiało być. Jestem…tego…pewien.
A może jednak nie jestem?
Ale najbardziej dręczyło mnie to, czemu ten blond-przyjemniaczek tak bardzo się nade mną znęcał? Co ja mu takiego zrobiłem?
Przecież to, że mu gdzieś tam wlazłem czy zniszczyłem jakąś drogą rzecz wcale nie znaczy, że  ma się nade mną znęcać prawda?
Nawet teraz. Wystarczy, że jestem w jego sypialni a już moje ciało jest przerażone. Czuje jak drży, jak moje serce bije szybciej, jak moje nogi gotują się do ucieczki. Zupełnie tak jakby oczy blondyna mogły mnie tu dostrzec. Tak jakby siedział gdzieś w szafie i za chwilę miał z niej wyskoczyć. Wszechogarniająca panika dopadała mnie zawsze, gdy słyszałem chociażby jego imię.
Czułem się naprawdę nieswojo, czując jego zapach otaczający mnie zewsząd w pokoju. Złapałem szybko koc, którym szczelnie się owinąłem i jak najszybciej wyszedłem z tego pokoju. Wraz z trzaskiem drzwi zacząłem niemal truchtać. Mimo, że chodzenie sprawiało mi tak wielką trudność, a z każdym krokiem wszystko bolało coraz bardziej to chciałem być jak najdalej od jego sypialni.
Szedłem jak w amoku po raz pierwszy nie zwracając uwagi, w którą stronę idę. Robiłem to zupełnie mechanicznie. Jedyne o czym myślałem to, to by być dalej, coraz dalej od niego.
Nie pojmowałem tego człowieka. Dla mnie był po prostu draniem, może szaleńcem.
Był zimny jak, bryła lodu. Zupełnie jakby zapomniał jak to jest cokolwiek czuć. Wydaje mi się, że on w ogóle nie zna takich słów jak litość, szczęście czy miłość. W którymś momencie musiały zostać na zawsze wymazane z jego życia.
Czy on w ogóle kiedyś kochał?
Co z jego rodzicami, miał jakichś?
A dzieciństwo?
-Hej szczurku a ty co paradujesz na golasa po korytarzu?- Zatrzymałem się, powoli odwracając się. Felix stał jakieś 5 metrów za mną z wyjątkowo wrednym uśmieszkiem na twarzy.
Och, jak ja go nie znoszę. Ten człowiek dosłownie potrafił wkurzyć mnie zaledwie jednym zdaniem. Do tego trzeba mieć naprawdę wyjątkowe zdolności.
Oczywiście odwzajemniłem jego mało grzeczny uśmiech jakimś dziwacznym grymasem wstrętu.
-Wcale nie jestem goły, zasłania mnie koc- Co on ślepy czy co? A może chce mi po prostu podokuczać? Znając życie pewnie doskonale wie, co się działo wczorajszej nocy w sypialni Izaku. Jak zwykle po prostu szczerzył się do mnie wrednie, hipnotyzując swoimi czarnymi oczyma.
-Och doprawdy? Może by to zmienić?- W tym momencie złapałem pewniej koc i mocno przytrzymałem go przy sobie. Już ja wiem, co temu bałwanowi chodzi po głowie.
On jakby w odpowiedzi na moje zachowanie zaśmiał się głośno. Rechotał tak przez dobre 5 minut aż w końcu spojrzał na mnie z niezwykle poważną miną.
Ja nie łapie tego kolesia. Najpierw śmieje się jak wariat a potem mierzy mnie ostrym spojrzeniem. Naprawdę zaczynam myśleć, że z jego psychiką jest coś nie tak.
-Wiesz chyba powinienem ci podziękować- Nawet nie wiecie jakie było moje zdziwienie, gdy wreszcie dotarły do mnie jego słowa. Dziękować? Mi? Co?
-Mi? Niby za co?-
-Za to, że tutaj jesteś już ponad tydzień- Do czego on niby zmierza?
-Nie rozumiem- Pokręciłem głową całkowicie zdezorientowany. Patrzyłem prosto w oczy Felixowi. Przyznam, że nie był to najlepszy pomysł. Dziwnie się czułem, jakbym patrzył prosto w ślepia jakiegoś drapieżnika, zaczajonego na moje życie.
-Pewnie nie. To może ci wyjaśnię. Widzisz, kiedy cię tu przyniosłem wszyscy zagraliśmy sobie w pewną gierkę. Założyliśmy się ile czasu tutaj zostaniesz-  Że co? Zakładali się, kiedy Izaku mnie zabije? No cudnie. Naprawdę czuje się pocieszony.
-No i co?- Fuknąłem do niego zaczepnie.
-I nic. Wygrałem-No pięknie dzięki mnie ten sukinsyn się wzbogacił.
-A co stawiałeś, że przeleci mnie już pierwszej nocy?- Bąknąłem rozdrażniony. Naprawdę wkurzał mnie coraz bardziej tą swoją gadką.
-Nie, stawką było twoje życie, to że cię przeleci już pierwszego dnia wiedział każdy- z każda chwilą czułem się coraz bardziej wyprowadzony z równowagi. Nienawidzę tego jego wymądrzania się.
-Tak? Skoro tak super wszystko wiesz to pewnie postawiłeś również, że zabije mnie w ciągu tygodnia, co? Rozczaruję cię ja wciąż żyję!- Zacząłem na niego krzyczeć. Co ten dupek sobie myśli? Po co on mi niby mówił to wszystko? Chciał mnie podkurzać czy jak? Jeśli tak, to mu się udało.
-Przestań krzyczeć- Jego zimny wzrok sprawił, że od razu ochłonąłem. Był taki surowy, niemal zastraszający –Jeśli chcesz wiedzieć, co było dalej po prostu zmilcz a nie się wydzieraj-
Przełknąłem ślinę dusząc w sobie kolejną kąśliwą uwagę, która nasuwała mi się na język. Mimo wszystko wolałem wysłuchać, co miał mi do powiedzenia.
-Od razu lepiej. Masz mnie za niezłego drania pewnie, co? Na twoje nieszczęście to ja dawałem ci najwięcej czasu. Przykładowo Akane stwierdził, że zginiesz już 1 dnia- A więc milczący blondyn nie przepadał za mną? Jeśli w ogóle czuł sympatię do kogokolwiek.
-A reszta?- Powiedziałem jakoś mało entuzjastycznie. Wiecie zrobiło mi się jakoś dziwnie zimno i nieswojo. To takie uczucie, kiedy myślicie, że może znaleźliście przyjaciela a on obgaduje was za waszymi plecami. Myślałem, że może choć jeden z nich mnie lubi, tymczasem wyszedłem po prostu na głupka, zwykłego idiotę. Skoro grali sobie o moje życie, jak pieniędzy w pokera. Zresztą, czego ja się spodziewałem?
-Nie ważne, co i kto mówił. Powiem tylko, że nie dawali ci więcej niż kilka dni. Ja jako jedyny powiedziałem, że zostaniesz tu ponad tydzień- Posłał mi kolejny zawadiacki uśmiech. Ja go kompletnie nie pojmuję…
-Niby czemu? Skoro cała reszta stawiała inaczej trzeba było zrobić tak samo- No przecież to logiczne prawda?
-To że reszta tak myślała nie znaczy, że tak jest. Oni nie znają nawet Izaku na tyle dobrze by wiedzieć, co myśli- Na dźwięk imienia blondyna przeszedł mnie zimny dreszcz. Zaczęliśmy się wzajemnie mierzyć twardym spojrzeniem.
-A ty niby znasz go aż tak dobrze? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć- Parsknąłem tylko cynicznie. Ten toksyczny czubek zdecydowanie jest zbyt pewny siebie.
-Nie musisz wieżyc, ale tak jest. Znam go lepiej niż cała reszta tej bandy. W pierwszym momencie, gdy cię zobaczyłem od razu wiedziałem, o co chodzi. Czemu chciał właśnie ciebie, to stało się takie proste. Może Izaku nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, co robi, kto wie?! To podobieństwo. To nie może być przypadek- Zmierzył mnie przeszywającym spojrzeniem.
-Co ty mówisz?- Co on gada? Nie rozumiem…W momencie, gdy mnie zobaczył zrozumiał? Izaku chciał akurat mnie? Nie zdaje sobie z prawy z tego, co robi? Ale… jak to?
Proste? Co tu się dzieje, nic z tego nie rozumiem?!
Patrzyłem z przerażeniem na Felixa, który miał tak nieludzko poważną minę. Jego oczy wodziły za mną starając się wyłapać moje ruchy, oddech, myśli. Czułem się jakbym w tym momencie stał przed samym diabłem. Byłem po prostu przerażony tym, co czarnooki mówił.
-Czemu uciekasz? Boisz się?- Syknął jadowicie. Nagle stanąłem, dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że zacząłem się cofać. Moje ciało drżało. Wzrok Felix stał się niemal bolesny. wbijał się w moje zmysły, sprawiając że szalały.
-Nie boje się… ja po prostu…po prostu, powinienem już iść- I dalej zacząłem się cofać tym razem zupełnie tego świadom. Chciałem być jak najdalej tego potwora. Czym on do cholery był, bo na pewno nie człowiekiem.
-Nie boisz się? A powinieneś, a może ty coś wiesz? Ukrywasz coś?- Patrzyłem jak znowu się uśmiecha w ten niebezpieczny, niemal demoniczny sposób.
Jego pytania spadały na mnie jak kolejne głazy. Zacząłem być coraz bardziej przerażony. Nie chodziło już nawet o to co mówił, ale o to jak się zachowywał Felix. To było tak jakby mnie wabił, do siebie. Jakby próbował mnie zahipnotyzować, omamić, wyciągnąć ze mnie informacje, czytać mi w myślach. Nie potrafiłem odwrócić wzroku od tej czarnej otchłani jego oczu.
-Nie, ja niczego nie ukrywam- Niemal wyszeptałem tą krótką odpowiedz. Wtedy Felix uśmiechnął się szyderczo i wypowiedział bezgłośne „jeszcze się przekonamy”. W jednym momencie poczułem, jak ta dziwna presja jego spojrzenia znika. Odwróciłem się gwałtownie i szybkim krokiem zniknąłem z jego pola widzenia. Szedłem tak dopóki nie byłem pewien, że czarnowłosy jest dostatecznie daleko za mną.
Co to było? Co on ze mną robił?
Mówił takie dziwne rzeczy.
…Że niby Izaku miał cel w tym, że mnie porwał?
Jestem do kogoś podobny?
Czy to, dlatego tutaj jestem?
Może to przez tą  osobę Izaku mnie t6ak traktuje?
Czy to możliwe, że tą osobą jest szpieg, o którym mówił Shin?
A może to zwykły przypadek?
Może Felix zwyczajnie chciał mnie przestraszyć?
Zbyt wiele pytań, za mało odpowiedzi…
Ja naprawdę już nic nie rozumiem.

CDN…

2 komentarze:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, zastanawiam się czemu nie zapyta Izaku dlaczego chciał jego sprowadzenia, choc Felix uchylił trochę rąbka tajemnicy o co może chodzić ja stawiałam za opcją, że mu się po prostu spodobał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, zastanawiam się czemu nie zapyta Izaku dlaczego chciał jego sprowadzenia, choc Felix uchylił rąbka tajemnicy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń