Po długim oczekiwaniu wstawiam kolejną część opowiadania. Zapraszam do czytania :)
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czułem jakieś dziwne otępienie. Nicość. Czerń, która
pochłaniała mnie z każdej strony. Zupełnie jakbym wynurzał się z odmętów
morskiej otchłani na powierzchnię. Dziwny, tępy ból promieniował w każdej
części mojego ciała. Co tak właściwie się działo? Umarłem? Trafiłem do piekła?
Zebrałem wszystkie siły, jakie znalazłem w tym obolałym ciele by unieść
powieki. Wszystko było takie zamglone. Powieki znów chciały opaść. Brakowało mi
siły, jakby całe moje ciało pokryte było warstwą ołowiu. Zamrugałem powoli starając
się przyzwyczaić oczy do światła. Jakoś odwykły od niego. Rozmazane plany
stawały się coraz wyraźniejsze. Z każdą chwilą dostrzegałem ostrzejsze rysy
przedmiotów wokół mnie. Wreszcie opanowałem rozleniwione mięśnie i rozejrzałem
się już nieco uważniej po pomieszczeniu. Pierwszy raz jestem w tym miejscu, a
przynajmniej nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek wcześniej je widział. Wszystko
tutaj jest jakieś obce. Nieznane pistacjowe ściany, nieznane białe meble, obce
białe łóżko.
Poruszyłem lekko lewą
ręką. Dopiero teraz dostrzegłem rurkę, która była przymocowana do mojego
przedramienia. Prowadziła wysoko w górę
do worka wypełnionego przezroczystym płynem. Kroplówka? Chciałem nieco
podciągnąć się na łóżku, ale moje zastałe ciało odmówiło współpracy. Wszystkie
mięśnie jakoś mnie bolały. Zupełnie jakby były zesztywniałe. Jakbym spał
miesiącami w tym łóżku. Westchnąłem tylko bezradnie. W ustach czułem
niewyobrażalną suchość. Tak bardzo chciało mi się pić. Zobaczyłem jak jasna
sylwetka z głębi pomieszczenia przesuwa się w moją stronę. Spojrzałem na już
tak dobrze znaną mi twarz Rassela, w te uważne zielone oczy.
-Obudziłeś się. Jak się czujesz?- Przyglądał mi się uważnie
analizując każdy element mojego aktualnego stanu. Spokojnie przyłożył rękę do
mojego czoła, a potem zaczął świecić czymś dziwnym prosto w moje biedne oczy.
-Pić…- Szepnąłem tak słabo i chrapliwie, jakbym właśnie
wrócił z wędrówki po pustyni. Miałem wrażenie, jakbym połknął, co najmniej trzy
kilogramy piasku.
-Już już- Brązowowłosy przyłożył szklankę z wodą do moich ust
podnosząc nieznacznie moją głowę. Piłem powoli, mimo że byłem tak bardzo
spragniony. Byłem jakiś zadziwiająco zmęczony, bezsilny. Gdy palące uczucie w gardle
w końcu zostało ugaszone przymknąłem powieki wzdychając ciężko.
-Coś cię boli? – Znów zapytał blondyn uważnie mi się
przyglądając.
-Wszystko- Odparłem starając się nieco unieść na
przedramionach. W odpowiedzi usłyszałem jedynie ciche prychnięcie.
-A jakoś konkretniej?- Zagadnął Rassel uśmiechając się
ukradkiem.
-Nie, nie wiem. Właściwie to mięśnie mnie bolą. Jakbym miał
potwornego kaca po naprawdę ciężkiej nocy - Opadłem znów na poduszki bezsilnie–
Właściwie, gdzie ja jestem?- Zapytałem w końcu rozglądając się po nieznanym
pomieszczeniu. W życiu tutaj nie byłem.
-Powiedzmy, że to taka sala medyczna, stworzona dla mnie- Spojrzałem
głęboko w zielone oczy. Co to wszystko miało znaczyć? Sala medyczna? …
Przeniosłem wzrok na swoje nadgarstki, które były mocno obandażowane. Dziwny
dreszcz przeszył moje ciało. Dopiero w tym momencie zdałem sobie w pełni sprawę
z tego, co tak właściwie się stało. Ja… próbowałem się zabić… Chciałem się
zabić.
Nie udało się?
Oddech jakoś uwiązł w moim gardle, a łzy podeszły do moich
oczu.
Czemu czułem ulgę?
Czemu moje serce tak bardzo się cieszy?
Przecież nie udało się. Nadal jestem tutaj zamknięty, nadal
zdany na JEGO łaskę. Zacisnąłem palce w pięść, by powstrzymać potworne drżenie
rąk.
-Ja…czy…- Właściwie sam nie wiedziałem, o co chce zapytać.
Byłem po prostu rozbity. Moje myśli, moje serce, logika, wszystko szeptało coś
do mnie wewnątrz. Co teraz? Co powinienem zrobić?
-Uspokój się- Usłyszałem delikatny, spokojny głos tuż przy
uchu –Teraz już jesteś bezpieczny, niczym się nie martw- Ciepła smukła dłoń
spoczęła na moim czole i pozostawała tam przez chwilę – Nie masz już gorączki.
Jest coraz lepiej- Spojrzałem przez załzawione oczy na Rassela, który spokojnie
stał tuż przy moim łóżku, patrząc na mnie z troską i jakby zakłopotaniem.
-Dziękuje- Szepnąłem cicho w jego stronę. Wyglądał na nieco
zaskoczonego.
-Za co mi dziękujesz?- Zapytał prychając i wykrzywiając usta
w dziwnym uśmieszku –Naprawdę, czemu zrobiłeś coś tak głupiego?- Spojrzał na
mnie ukradkiem już całkiem poważnie.
-Ja…- Nie potrafiłem mu odpowiedzieć. Po prostu w tamtym
momencie wydawało się to najlepszym rozwiązaniem. Uczucia wzięły górę i po
prostu zrobiłem coś pod wpływem wielkiej rozpaczy. Wtedy tego po prostu
chciałem. Chciałem skończyć to cierpienie. Chciałem uciec. A to wydawała się
jedyna i najlepsza do tego droga.
-Dobrze, dobrze. Nie musisz mi mówić. W końcu, co mi do
tego- Wzruszył ramionami, jakby faktycznie mało go to obchodziło –Przyniosę ci
coś lekkiego do zjedzenia. Nawet nie myśl o tym, żeby wstawać z łóżka.
Zrozumiano?- Zgromił mnie tak władczym i groźnym spojrzeniem, że od razu
automatycznie przytaknąłem. Czemu oni wszyscy są tak strasznie natarczywi?
Gdy w końcu Rassel zniknął za drzwiami, spróbowałem unieść
się na słabych ramionach. Poczułem ukłucie z tyłu żeber, jakby ktoś dźgnął mnie
igła. Postękałem chwile i z dość dużą trudnością, ale jakoś udało mi się w
końcu pozostać w półsiadzie. Odetchnąłem głębiej czując, jak ból promieniuje
wzdłuż mojego kręgosłupa. Co tutaj się właściwie działo? Czuję się, jakby
ciężarówka po mnie przejechała. Ba, nawet nie raz, ale piętnaście razy.
-No proszę, proszę. Już myślałem, że nigdy się nie obudzisz-
Spojrzałem w kierunku drzwi słysząc ten kpiący, rozbawiony głos.
-Felix- Gdy zobaczyłem czarnowłosego uśmiechającego się w
moją stronę jak istny psychol, sam nie mogłem się powstrzymać od lekkiego
uśmiechu.
– Długo spałaś mała księżniczko- Wyszczerzył się mocno
pokazując światu te swoje białe ząbki. Oczy skrzyły mu się z rozbawienia, a
może i z radości? Sam nie wiem, czy to czasem moja wyobraźnia nie płata mi
figli.
-Nie nazywaj mnie tak- Warknąłem w kierunku bruneta, który
podszedł do podnóżka łóżka i oparł się o nie łokciami, wpatrując się we mnie
intensywnie –Naprawdę, czemu zaraz po obudzeniu musze na ciebie patrzeć?- Skwitowałem
niezbyt zadowolony z obecności tego szalonego brutala. A mimo to jego widok
jakoś podniósł mnie na duchu. Ostatnimi czasy zrobiłem z niego powiernika
swoich myśli.
-A co wolałbyś żeby ktoś inny tutaj przyszedł?- Wyszczerzył
się we wrednym uśmieszku unosząc jedną brew. Już ja tam wiem, co on sobie
właśnie pomyślał.
-Nie o to mi chodziło głupku- Skwitowałem, mimowolnie
czerwieniąc się trochę.
-Nie martw się pewnie w końcu i on przyjdzie- Prychnął
unosząc lewy kącik ust. Odwróciłem wzrok. Serce w mojej piersi znów jakoś
dziwnie bolało. Miał racje, w końcu i Izaku będzie musiał tutaj przyjść. Nawet,
gdy jedynie pomyślę o nim całe moje ciało napina się a wszystkie włosy stają mi
dęba ze strachu. Chyba nie byłem gotowy, by móc w ogóle przebywać w jego
pobliżu. Właściwie, nie wiem czy kiedykolwiek znów będę. Samo wspomnienie o
tych czerwonych oczach i długich blond pasmach sprawiało, że coś we mnie
krzyczało z bólu – Więc …w końcu udało mu się ciebie złamać, co?- Skwitował Felix
patrząc uważnie na moją twarz.
-Nie wiem o czym mówisz- Odparłem ukrywając twarz pod
kurtyną włosów.
-Wiesz i to doskonale. Rozumiem, że w takim razie masz
zamiar unikać problemu ile tylko się da- Westchnął z dezaprobatą spoglądając gdzieś
w bok –Szczerze powiedziawszy, kiedy usłyszałem co zrobiłeś byłem naprawdę
zaskoczony. Nie sądziłem, że zdecydujesz się na coś takiego. Samobójstwo- W tym
momencie uśmiechnął się pod nosem jakby z ekscytacji. Czasem naprawdę wolę nie
wiedzieć, co on ma w tej głowie - Cóż właściwie to mi trochę zaimponowało. Pomyślałem
sobie, że taki krok wymagał naprawdę sporo odwagi. Chociaż to pewnie dość
dziwne- wyszczerzył się w moją stronę, jak wariat pokazując swoje śnieżno białe
kły.
-Nie planowałem tego. Po prostu… wtedy…- Łzy zaczęły spływać po moich policzkach jak
kaskady żalu. Nagle smutek i ból ukrywany gdzieś głęboko w mojej podświadomości
po prostu eksplodował. Zacisnąłem zęby powstrzymując się przed szlochem. Zakryłem
oczy ręką. Dlaczego teraz? Dlaczego akurat, kiedy on jest w pobliżu? Nie
chciałem, by ten głupek patrzył na mnie w tak zawstydzającym momencie.
Usłyszałem skrzypnięcie sprężyny łóżka i poczułem, jak ugina się pod ciężarem
drugiego ciała. Chwile potem ciepła dłoń znalazła się na mojej głowie
czochrając moje włosy. Zapłakany zamarłem i spojrzałem w całkowicie czarne oczy
tuż naprzeciwko moich.
-Nie martw się – Uśmiechnął się zawadiacko, szczerząc się
niczym małe dziecko – Wiesz Izaku to uparta bestia, jak sobie coś wbije do
głowy, to ciężko go przekonać- Zdjął rękę z mojej głowy i oparł ją o bok łóżka
– Jednak tym razem myślę, że nawet on dostał niezłą nauczkę- Spoglądał gdzieś
przed siebie, najwyraźniej myśląc o czymś intensywnie.
-Felix złaź z łóżka, nie jesteś u siebie- Spojrzałem w
kierunku drzwi, w których stał Rassel z czarną tacą. Felix prychnął
podirytowany, jednak mimo to wstał z łóżka krzyżując ręce na piersi.
- I co zadowolony?- Rzucił z pełną pogardy miną w stronę
brązowowłosego, który podszedł już do mnie.
-Bardzo- Zironizował szatyn, kładąc tacę na moich kolanach.
Stała na niej głęboka czarka wypełniona gorąca zupą – Na razie możesz zjeść
tylko tyle. Nie chce, żebyś miał potem jakieś problemu żołądkowe-
-Dziękuje- Uśmiechnąłem się do szatyna blado łapiąc za
łyżkę. Przez chwilę zielone oczy obserwowały mnie uważnie.
-Coś mu znowu nagadał- Rassel warknął nagle w kierunku
Felixa.
-Nic, a nic - Brunek odsunął się unosząc dłonie w obronnym
geście –Swoją drogą, czemu nic mu jeszcze nie powiedziałeś?- Nagle atmosfera
jakoś zgęstniała. Obaj mierzyli się wrogimi spojrzeniami. Właściwie, o co
chodzi?
-Nie twój interes, wynocha. On ma teraz odpoczywać- Warknął
szatyn patrząc na bruneta spode łba.
-Tak, tak. Już wychodzę- Mruknął Felix olewając kompletnie
rozdrażnienie blondyna – Do zobaczenia mały- Posłał mi perskie oko i ten pełen
rozbawienia uśmieszek. Boziu jego naprawdę bawiło wkurzanie innych. Cóż w
końcu, czego innego można by się po nim spodziewać. Chwile później zniknął
gdzieś za drzwiami.
Spojrzałem na Rassela, ale ten szybko się odwrócił i wrócił
do swojego biurka. A więc jednak. Było coś, czego nie wiedziałem. Na moje
nieszczęście Rassel wcale nie wyglądał na kogoś, kto ma zamiar mi cokolwiek
mówić.
-O czym on mówił? Czego mi nie powiedziałeś?- Spytałem nieco
ściszonym głosem wpatrując się intensywnie w zielonookiego, jakby to miało w
jakikolwiek sposób wymusić jego zeznania. Niestety najwyraźniej nie podziałało.
Brązowowłosy wciąż siedział cicho przeglądając jakieś papiery na swoim biurku
–Rassel powiedz mi!- Powiedziałem już nieco głośniej. Byłem trochę wkurzony
tym, że wszyscy w kółko mają przede mną tylko tajemnice.
-Co za papla z tego… - Burknął cicho pod nosem, jednak z tej
odległości wciąż byłem w stanie to usłyszeć. Szatyn westchnął ciężko obracając
się na krześle twarzą do mnie – No dobrze powiem ci, ale tylko, jeśli zaczniesz
jeść- Odparł skinąwszy głową w kierunku tacy na moich kolanach. Automatycznie
zamoczyłem łyżkę w przestygłej nieco zupie. Była dobra, naprawdę pyszna,
dlatego od razu brałem do ust kolejne porcje. Spojrzałem jedynie na Rassela, zachęcając
go do kontynuowania.
-Jak Izaku cię tutaj przyniósł to było z Toba naprawdę źle-
W tym momencie niemal oplułem całą pościel zawartością swoich ust. Czy on
właśnie powiedział, że Izaku mnie tutaj przyniósł? Z jakiegoś nieznanego mi
powodu w tym momencie poczułem naprawdę niewyobrażalne zawstydzenie –Coś się
stało?- Zapytał szatyn marszcząc brwi w wyrazie niezrozumienia.
-Nie. Nie. To nic mów dalej- Zaśmiałem się jakoś nerwowo,
wycierając usta. Cholera powinienem zacząć lepiej kontrolować swoje reakcje.
-No dobrze. Dość głęboko się ciąłeś, więc przez krótką
chwilę zdążyłeś się mocno wykrwawić. Właściwie można powiedzieć, że jeszcze
chwila a było by już za późno, na jakikolwiek ratunek- Zielone oczy spoczęły na
mnie uważnie przyglądając się moim reakcjom. Szybko odwróciłem wzrok. Patrząc
na niego czułem się, jakbym patrzył we własne sumienie, które z całą pewnością
miałoby mi wiele do powiedzenia. I raczej nie było by to nic miłego. Przez
chwilę wgapiałem się w niemal opróżnioną już miskę. A więc było aż tak źle.
Prawie mi się udało. Z jakiegoś powodu moje usta same układały się do uśmiechu,
a ja z całych sił próbowałem je powstrzymać
-Na szczęście, jakoś udało mi się Ciebie uratować- Tym razem
uśmiechnąłem się jakoś gorzko na te słowa. Tak. Na szczęście.
-Więc ile byłem nieprzytomny?- Zapytałem jakoś bez
specjalnego zainteresowania. Przez chwilę, trwała cisza, jakby Rassel
zastanawiał się, czy powinien dalej poruszać ten temat.
-Przez tydzień- Spojrzałem na brązowowłosego z autentycznym
szokiem i niedowierzaniem.
- Jak to tydzień?- To by nawet wiele wyjaśniało. Ogólne
osłabienie, ból mięsni, ból zastałych stawów.
-Pojawiły się różne komplikacje. Dostałeś wysokiej gorączki,
której nie mogłem niczym zbić. Bałem
się, że dostałeś jakiegoś zakażenia. W pewnym momencie było naprawdę kiepsko,
ale…- Zatrzymał się na chwilę wlepiając wzrok w podłogę. W myślach pewnie
przypominał sobie obrazy sprzed paru dni – Ale na szczęście wszystko dobrze się
skończyło- Uśmiechnął się do mnie lustrując uważnie moją twarz – Podawałem ci
środki nasenne, dlatego tyle spałeś. Możesz odczuwać przez jakiś czas ich
skutki uboczne-
-Co masz na myśli?- Zapytałem patrząc na szatyna niepewnie.
-No na przykład zawroty głowy czy nawet zasłabnięcia. Dlatego
chce, żebyś dzisiaj nie ruszał się z łóżka- Powiedział wlepiając we mnie pełne
powagi spojrzenie.
-Rozumiem- Odpowiedziałem cicho, wpatrując się w szerokie
bandaże na moich nadgarstkach. Więc tak to wszystko wyglądało. Niewiele
brakowało, a naprawdę udałoby mi się uciec z tego świata. Dosłownie. Wtedy w
mojej głowie rozdźwięczało, to nurtujące pytanie
–Dlaczego?-
-Co dlaczego?- Zapytał zielonooki, z jakąś dziwną złością w
głosie, marszcząc brwi.
-Dlaczego tak bardzo walczyłeś o moje życie?- Zapytałem
patrząc głęboko w te zielone zimne oczy.
-Dlaczego zadajesz takie głupie pytanie?- Odpowiedział mi
pytaniem, z nieskrywaną irytacją w głosie – Czy to nie jest oczywiste?-
Świdrował mnie spojrzeniem z daleka.
-Nie- Pokręciłem przecząco głową – W końcu jestem tutaj
obcy. Jestem tylko zabaweczką. Więc, po
co się tak starać? Zepsute zabawki się wyrzuca prawda?- Może moje słowa były
bezlitosne i dotkliwe, w szczególności po tak wielkim wysiłku, jaki włożył w to
bym żył, ale… tak właśnie czułem. Tak właśnie myślałem. Przecież Izaku
dokładnie wbił mi do głowy, że jestem nikim. Więc… dlaczego?
Rassel wstał gwałtownie trzaskając ręką o blat swojego
biurka, które zatrzęsło się od impetu uderzenia. Niemal kipiał wściekłością. Przez
chwilę poczułem ciarki na plecach widząc tą niepohamowaną agresję.
-Co z tobą do cholery głupi bachorze?- Wrzasnął w moją
stronę z całą furią, jaką wyzwoliły moje słowa –Po tym jak wszyscy
przesiadywali przy twoim łóżku ty mówisz coś takiego!- Warknął przez zaciśnięte
zęby, zwijając ciasno palce w pięści.
-Wszyscy…- Byłem w zbyt dużym szoku, by móc cokolwiek
powiedzieć. Rassel prychnął odwracając się do mnie tyłem.
-Jesteś głupi czy ślepy?- Burknął z wyrzutem patrząc na mnie
z ukosa. Przez chwile między nami trwała bitwa na spojrzenia. Zupełnie,
jakbyśmy chcieli odczytać myśli drugiego. W końcu nie wytrzymałem i spuściłem
wzrok. Nic z tego już nie rozumiem. Nie rozumiem ich sposobu myślenia, odczuć,
działań. To nie miało sensu. Jakby zmieszano okrucieństwo z troską. To w ogóle
nie miało sensu! Chciało mi się płakać. To miejsce było jakieś nienormalne. Serce
tak bardzo mnie bolało. Coś ściskało je z całej siły w mojej klatce piersiowej.
-A co to za krzyki?- Spojrzałem w kierunku drzwi. Tym razem
stał tam Kyon jak zwykle szczerząc się jak głupi do mnie, a tuż obok niego
niczym cień spoglądał na mnie Akane. Parsknąłem gorzko rozbawiony tą absurdalną
sytuacją – No proszę, proszę, nasza mała śpiąca owieczka na reszcie się obudziła-
Kyon wyszczerzył się do mnie w tym swoim szczerozłotym uśmieszku, puszczając mi
jeszcze oczko. Jakoś nie potrafiłem się nie uśmiechnąć. Był chyba jedyną osobą,
która potrafiła wprawić mnie w dobry nastrój ot tak po prostu, zwyczajnym
gestem. To była chyba jego ukryta niesamowita moc. Czerwonowłosy spojrzał na
Rassela przyglądając mu się przekornie. W końcu ten odwrócił się niczym
obrażone dziecko.
-Dobrze! Świetnie! Musze wyjść, więc teraz wy tutaj z nim siedźcie-
Prychnął niezadowolony, po czym szybkim krokiem wyszedł. Brzmiało to tak, jakby
siedzenie ze mną w jednym pomieszczeniu miało być jakimś rodzajem kary. Odłożyłem
spokojnie tacę z pustą miską na szafkę tuż przy łóżku.
-Nie, czekaj!- Krzyknął Kyon za szatynem który najwyraźniej
całkowicie go zignorował – Kurde, o co mu chodzi?- Westchnął drapiąc się po
głowie. Cóż właściwie to sam chciałbym wiedzieć. Wszystko, co wiedziałem o tym
miejscu zaczęło się sypać. A może po prostu wydawało mi się, że wiem już
wszystko? Głowa zaczynała mi pękać od nadmiaru informacji. A może byłem już
przemęczony? Ciężko powiedzieć.
-To jak tam mały?- Wydarł się Kyon, dosłownie wskakując na
moje łóżko bez jakiegokolwiek ostrzeżenia. Sprężyny i rama łóżka skrzypnęły
niczym rozgniewany potwór. Przez chwilę myślałem, że zarwie się pod naszym
ciężarem, ale na szczęście wciąż jakimś cudem dawało rade.
-Co ty robisz, zarwiesz łóżko- Spojrzałem spanikowany na
czerwonowłosego, który w odpowiedzi roześmiał się jeszcze głośniej. No naprawdę
wielkie dziecko z niego, co ja się mam z tymi ludźmi, boziu.
-No, no i jak tam?- Wypełnione zadowoleniem i ciekawością,
czerwone oczy wlepiały się we mnie. O co mu kurde chodzi?
-Dobrze, ale właściwie, o co ci chodzi?- Właściwie nie
bardzo łapie, o co chce mnie zapytać. Gdy twarz Kyona, z tymi wielkimi
ciekawskimi oczyma zaczęła się zbliżać do mojej twarzy poczułem się naprawdę
zawstydzony. Odsuwałem się jak mogłem, starając się uciec wzrokiem gdzieś w
bok. Jego radość była jakaś przytłaczająca. Dosłownie wylewała się z niego przygniatając
mnie do ramy łóżka.
-Hmmmm…- W tym właśnie momencie przestał się uśmiechać, a
zamiast tego zwinął usta w dziubek spoglądając na mnie spod przymrożonych
powiek.
-Kurde, Kyon- Wykrzyknąłem w końcu już całkowicie spłoszony
tą bezpośredniością rudzielca. Odsunąłem go łapiąc za barki, na tyle ile
zdołałem. Siedział, stanowczo za blisko!! Kurde– Przestań się do mnie tak zbliżać.
O co ci znowu chodzi?- Spojrzałem spłoszony w czerwone oczyska, radośnie
wpatrujące się we mnie. Zapewne byłem już cały czerwony jak burak.
-Widzę, że jednak dobrze się czujesz. Cale szczęście- Co?
Dopiero teraz mój mózg zaskoczył. Zdaje się, że czerwono włosy, przez cały ten
czas chciał mnie rozśmieszyć …czy coś takiego. Właściwie to nie jestem pewien,
co chciał dokładnie zrobić, ale… chyba… na swój własny sposób sprawdzał czy nie
jestem załamany. Co za pokręcony gościu. Odetchnąłem już nieco spokojniej.
-Kyon. Głupku- Zaśmiałem się pod nosem, bo jego sposoby
działania były naprawdę irracjonalnie nielogiczne. Mimo wszystko czułem w sercu
ciepło. Myśl, że jednak ktoś się martwił i okazuje to tak szczerze, naprawdę
mnie cieszy. Jakby to powiedzieć… „Przyjaciół poznaje się w biedzie”, czy coś w
tym stylu.
-Co? Głupku? Dlaczego?- Zaśmiał się, choć już mniej z
rozbawienia. Chyba nie chciał mnie, po prostu urazić – Cieszę się, że nic ci
się nie stało- Nagle jego mina spoważniała. Odwrócił wzrok posyłając mi jednocześnie
delikatnego kuksańca w bok – Nie wybaczyłbym sobie, gdybyś tak po prostu
poszedł na tamten świat bez żadnego pożegnania. W końcu w tym wszystkim jest
też sporo mojej winy- Wyszeptał z niemal grobową powagą, nie patrząc na mnie.
-Co ty mówisz?- Zapytałem lekko przerażony jego słowami. Nie
miały w ogóle sensu. Czy on się obwiniał? Dlaczego?
-Wiesz bez względu na wszystko musimy wypełniać rozkazy Izaku.
Nieważne czego dotyczą…- przerwał na chwilę spoglądając na mnie z udawanym
uśmieszkiem – ….lub kogo- Chociaż jego usta śmiały się niby tak otwarcie to
oczy były smutne, martwe.
On… czuł wyrzuty?
Dlatego, że zrobił to, co kazał mu Izaku?
-Przestań- Zaśmiałem się z absurdalności tej sytuacji –
Przecież to nie twoja wina- W tym momencie niewielu rzeczy naprawdę byłem
pewny, ale tego jednego byłem.
-Nieprawda- Rubinowe tęczówki spojrzały głęboko w moje oczy
– Myślę, że wszyscy za bardzo przyzwyczaili się do tego, że Izaku cię nie
zabije i zapomnieli, jak okrutnym zabójcą potrafi być- Uśmiechnął się słabo,
patrząc na mnie wciąż z tym dobrze wyczuwalnym poczuciem winy. Izaku. Jeden
człowiek, który wszystko zmienia, jeden, który nad wszystkim ma władzę.
-Proszę Cię nie mów takich rzeczy-W tym jednym momencie
zdałem sobie sprawę z okrutnej prawdy, którą już od dawna znałem, ale po prostu
nie chciałem jej zaakceptować – Tak jakby, można było się jakkolwiek przeciwstawić
Izaku. Przecież dobrze wiesz, że jemu nie można się sprzeciwiać - Uśmiechnąłem się szeroko patrząc na twarz
Kyona, która zamarła w jakimś smutku na dźwięk moich słów – Przecież ja sam
najlepiej się o tym przekonałem. Ja wiem najlepiej, co znaczy jego gniew i
furia. Od niego zależy wszystko. Bez jego wiedzy nie dzieje się nic. Wygląda na
to… -W tym momencie mój głos załamał się. Znów poczułem jak słone smużki
spływają po mojej skórze – Wygląda na to, że bez jego pozwolenia nie można
nawet umrzeć- To był kres mojej samokontroli, wybuchnąłem gorzkim płaczem,
który jednak sprawiał mi ulgę. Płakałem jak małe dziecko ukrywając twarz w
dłoniach. Po raz kolejny. Jednak tym razem było inaczej. Czułem na ramionach
dwie ciepłe dłonie. Jedną dużą i ciężką jak kamień i drugą drobną, malutką i
delikatną niemal niezauważalną, zupełnie jak osoba, do której należała. Akane
prawie o nim zapomniałem. Nic nie musiał
mówić, a mimo to czułem ich wsparcie. Wiedziałem, że nie jestem sam, że mogę
się im wypłakać, a oni nie powiedzą nawet słowa skargi.
Izaku.
Tak wiele myśli i uczuć jest w tym jednym słowie.
Jak mam do cholery stanąć naprzeciw Ciebie?
Jakim cudem mam znów na Ciebie spojrzeć? No jak?
CDN…
My chcemy więcej 😊
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że nie będziemy musieli czekać kolejnego roku na następny rozdział :P. Dużo weny
OdpowiedzUsuńTylko nie znikaj znowu na długie miesiące :'(. Proszę
OdpowiedzUsuńChyba nie doczekamy się rozdziału
OdpowiedzUsuńBędzie jakiś nowy rozdział? Oby TAK
OdpowiedzUsuńA tak po za tym to opowiadanie jest cudowne i czytam je już od kilku lat. Wchodząc na twoją stronę zawsze przed załadowaniem się na stronę proszę wszystkie bóstwa (i nie tylko), aby pojawił się nowy wpis. Więc proszę daj coś nowego (żebym mogła cieszyć się jak głupia, gdy tylko go zobaczę)
Dużo weny ci życzę ^_^
W wolnej chwili zapraszam do mnie na YaoLove gdzie obecnie jest pisane opowiadanie z wątkiem gangu.
https://opowiadaniayaolove.wordpress.com/
Mam nadzieję, że się nie obrazisz o tą reklamę.
I na koniec
WENY WENY WENY.... I NOWEGO ROZDZIAŁU!