Przypływ weny poskutkował nowym rozdziałem w ekspresowym tempie ;) Oby dalej pisanie szło mi tak gładko jak tym razem :D A teraz robaczki zapraszam do czytania.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po wczorajszym spotkaniu z Izaku jakoś nie potrafiłem się
pozbierać. Próbowałem czytać jedną z książek, które sobie przyniosłem, ale JEGO
twarz wciąż nie chciała zniknąć. Próbowałem spać, ale nie potrafiłem zasnąć
wciąż patrząc w te przerażające oblicze. Nie potrafiłem się na niczym skupić. Nie
potrafiłem racjonalnie myśleć. Zaczynam myśleć, że jestem przez niego opętany.
Gdziekolwiek nie spojrzę tam pojawia się ON. Wciąż czuję jego zapach. Jestem beznadziejny. Ostatecznie cały
wieczór, a potem również noc leżałem na łóżku patrząc na Izaku, który dosłownie
wyrył się w mojej głowie. Jedyne czego chciałem w tym momencie to garść jakichś
psychotropów byleby móc na chwilę zapomnieć o tych oczach, o tym spojrzeniu i o
nim. Niestety na moje nieszczęście nie posiadałem nic takiego. Nie posiadałem
nawet głupich leków nasennych. Po mojej ostatniej próbie zabicia się Rassel
skonfiskował całą moją podręczną apteczkę. Chyba obawiał się, że mogę spróbować
kolejny raz. W sumie sam nie jestem pewny czy bym tego nie zrobił. Tak więc nie
mając zbyt wielu opcji do wyboru, po prostu leżałem na łóżku z przymkniętymi
oczami, analizując to co się wczoraj stało. Miałem tysiące pytań, na które po
prostu nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi. Dlaczego mnie zignorował? Czemu nic
nie zrobił? Myślę, że gdyby wtedy mnie uderzył czy zrobił cokolwiek czułbym się
lepiej niż teraz. Sam się dziwię, jak źle to brzmi. Zaczynam się przemieniać w
jakiegoś masochistę, czy co? Tylko że wtedy, może… czułbym się, sam nie wiem…
zauważony… potrzebny? W końcu doszedłem do prostego wniosku. Wolę czuć ból,
nienawiść i upokorzenie niż nic. Wole, gdy mnie bije, gdy mnie poniża i
wyśmiewa. Nawet dla mnie brzmi to
potwornie, ale tak właśnie czułem. Nie potrafię sam siebie oszukiwać. Poczucie,
że jestem mu zupełnie obojętny jest nie do zniesienia. Gorsze niż strach, niż cierpienie. To uczucie
jest jak czarna dziura, która powstała w moim sercu i powoli wciągała moją
duszę w nicość.
W którymś momencie po pokoju nagle rozszedł się donoś dźwięk
pukania. Z zaskoczenia niemal podskoczyłem na łóżku. Leniwie i nieco zamroczony
wstałem i poszedłem otworzyć drzwi. Trzymając za klamkę modliłem się by nie
stał za nimi blondyn. Na szczęście, gdy je uchyliłem jedyne co zobaczyłem to
czarne jak węgiel włosy i jeszcze ciemniejsze oczy Felixa.
-Po co przylazłeś do mnie z rana?- Fuknąłem w jego stronę
otwierając drzwi nieco szerzej, ale wciąż tak by nie mógł swobodnie wepchać się
do mojego pokoju.
- Widzę cudowny humorek z rana dopisuje- Uśmiechnął się do
mnie krzywo odsłaniając rząd tych swoich śnieżnobiałych zębów. Przez chwile
patrzył na mnie z tym udawanym uśmieszkiem. Najgorsze było to, że jego oczy w
ogóle się nie śmiały. Wręcz przeciwnie, były przeraźliwie poważne i zimne. Wystarczył
mi ten wyraz twarzy by od razy domyślić się, że coś jest nie tak.
-Po co przyszedłeś?- Zapytałem od razu, z obawą, której nie
udało mi się za bardzo ukryć. Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami. Nie
wiem czego ten czarny dziad chciał, ale wcale mi się to nie podobało. W końcu
parsknął pod nosem, jakby śmiał się z tej sytuacji. A może po prostu rozbawiło
go to, że tym razem nie udało mu się mnie oszukać. Oblizał wargi, jakby chciał
zmyć z ust ten fałszywy uśmiech.
-Izaku chce się z tobą zobaczyć- Wypowiedział te słowa
niemal ze śmiertelną powagą. I nie wiem czy to ten ton głosu czy samo imię,
które wymówił wywołało u mnie falę dreszczy na plecach.
-Dlaczego?- To pytanie nagle dosłownie wyrwało się z mojej
głowy. Nie potrafiłem powstrzymać drżenia głosu. Fala łez napłynęła do moich
oczu.
-Nie wiem- Odparł półgłosem. Patrzył na mnie wyczekując
mojej reakcji, próby ucieczki, a może jeszcze czegoś. Jakiejś próby histerii
czy wybuchu rozpaczy. A ja po prostu stałem. Stałem sztywno niczym posąg wpatrując
się w jakąś pustą przestrzeń przed sobą. Izaku chce mnie widzieć. To nie
wróżyło nic dobrego. W końcu spojrzałem na Felixa błagalnie z załzawionymi
oczyma. Nie chciałem iść. Nie chciałem znów patrzeć na blondyna. Nie byłem na
to gotowy. Ledwie doszedłem do siebie po wczorajszym spotkaniu, a teraz dobrowolnie
miałem do niego iść? To był jakiś koszmar – Przestań mały. Oboje wiemy, że nie
masz wyjścia. Pójdziesz sam, albo będę musiał Cię tam zaprowadzić – Pod koniec
jego głos był już niemal martwy. Bez wyrazu, uczuć, bez cienia zawahania. A
więc to tak. To był rozkaz. Właśnie teraz zacząłem się bać.
-Nie trzeba. Pójdę sam- Zabrzmiałem jak skazaniec tuż przed
pójściem na krzesło. I tak się czułem. Czemu? Powiedzcie mi, czemu wciąż mnie
to spotyka? Co ja takiego zrobiłem? Wyszedłem z pokoju zamykając za sobą cicho
drzwi. Spojrzałem w czarne oczy Felixa z nadzieją na to, że uda mi się odwlec
to nieuniknione spotkanie z blondynem. Jednak on jedynie skinął głową w stronę
korytarza. Zaraz potem odwrócił ode mnie wzrok, jakby nie chciał na mnie
patrzeć.
Nie mając innego wyjścia pod eskortą ruszyłem na spotkanie z
demonem. Z blondwłosym, czerwonookim diabłem. Z każdym krokiem czułem jak moje
serce zaczyna przyspieszać. Łzy znów zaczęły cisnąć mi się do oczu. Czułem się
naprawdę beznadziejnie. Miałem ochotę krzyczeć, wrzeszczeć, rozwalić coś,
cokolwiek. Z drugiej jednak strony czułem ogromną potrzebę by paść na ziemię i
po prostu się rozpłakać. Zacząć ryczeć jak małe dziecko. Naprawdę już nie wiem
za co to wszystko mnie spotyka. Kiedyś myślałem, że może to pokuta za jakieś
grzechy, że może ja jakoś zawiniłem i to pewnego rodzaju kara. Teraz porzuciłem
już to naiwne rozumowanie. Myślę, że niektórzy ludzie mają po prostu w życiu
pecha. A ja byłem na szczycie tej pechowej listy. Po prostu taki był już mój
los. Poniekąd sam z własnej woli wdepnąłem w to gówno i doprowadziłem do tej
sytuacji. Felix lekko stuknął mnie w bok dając mi znak, że mamy skręcić w
kolejny korytarz. Bez wyraźnego sprzeciwu zrobiłem co chciał. Próba
jakiegokolwiek oporu skończyłaby się jedynie kilkoma siniakami, płaczem i
szarpaniną. Był ode mnie silniejszy, szybszy i większy. Spojrzałem ukradkiem na
jego twarz. Wydawała się spokojna, ale było w niej coś depresyjnego. W którymś
momencie zauważył mój wzrok, ale zamiast odwzajemnić spojrzenie, tak jak to
zwykle robił, po prostu się odwrócił. Nie chciał na mnie patrzeć. Tylko
dlaczego? Zagryzłem wargi by się nie rozpłakać. Czułem, że wszystko co tutaj
miałem powoli mnie opuszcza. A właściwie zostaje mi zabrane. Jakby ktoś wyrywał
po kawałeczku cząstki mojej duszy bez znieczulenia. Swoją drogą, zawsze w tych
najgorszych sytuacjach to właśnie Felix jest koło mnie. Co prawda nigdy nie
zrobił mi jakiejś poważnej krzywdy. Oczywiście poza wyzwiskami, groźbami i
kilkoma szarpnięciami. Zawsze był przy tych najgorszych chwilach. To zawsze on
niczym kat doprowadzał mnie do blondyna i pilnował, abym nie zwiał.
-Czemu to zawsze Ciebie po mnie wysyła?- Wydusiłem w końcu z
siebie to ciche pytanie. W sumie nie byłem zainteresowany zbytnio odpowiedzią,
ale musiałem zająć czymś swoją rozszalałą głowę. Przez chwilę brunet nic nie
mówił, ale potem prychnął pod nosem, jakbym pytał o coś błahego i oczywistego.
-Sam nie wiem. Może mi ufa najbardziej. A może ze względu na
stare czasy- Stwierdził wzruszając lekko ramionami. W mojej głowie pojawiła się
setka pytań odnośnie „starych czasów”, jednak nie miałem nawet szansy ich
zadać, bo doszliśmy właśnie pod drzwi „biura” Izaku. Felix podszedł do drzwi i
nacisnął masywną klamkę. Stare drewniane wrota skrzypnęły złowrogo. Sam dźwięk
tych potwornych pisków i zgrzytów wywołał u mnie fale dreszczy. Przez chwile
moja głowa krzyczała, abym uciekał. Właściwie całe moje ciało broniło się jak
mogło przed wejściem do tego pomieszczenia. Patrząc w czarne tęczówki, które
wciąż uważnie mnie obserwowały zmusiłem się do postawienia kolejnych kroków.
Wszedłem do jamy bestii. Na marmurowej podłodze moje buty wydawały głośny
stukot, który niósł się wzdłuż ścian. To miejsce przyprawiało mnie o ciarki. Te
ściany, meble, zapach, to wszystko przywracało złe wspomnienia. Powiedziałbym,
że nawet te najgorsze. Postawiłem kilka kroków na przód i rozejrzałem się po
pomieszczeniu szukając wzrokiem blondyna. Gdy tylko moje oczy dostrzegły jego
złote włosy potężny dreszcz przeszył moje ciało. Zupełnie, jakby ktoś wbił mi
lodowaty nóż w klatkę piersiową. Chwilę potem drzwi za mną zamknęły się z
głuchym trzaskiem. Poczułem jak Felix trąca mnie lekko w plecy żebym podszedł
jeszcze bliżej. Nie miałem najmniejszej ochoty zbliżać się do tego demona, ale
jak zawsze nie miałem tutaj nic do powiedzenia. Stawiając kolejne kroki
patrzyłem na blondyna, który wciąż się nie poruszył. Stał przed wielkim starym
drewnianym krzesłem w bezruchu. Wyglądał jak posąg jakiegoś boga wojny.
Podpierał łokieć lewą ręką, a dłonią zasłaniał sobie usta. Ktoś kto go nie znał
powiedziałby, że jest nieobecny, ale to było tylko złudzenie. Najwyraźniej
myślał nad czymś bardzo intensywnie i zignorował nasze pojawienie się. W
połowie drogi stanąłem. Nie byłem w stanie zbliżyć się już bardziej. Po prostu
nie mogłem. Ciało odmawiało mojej głowie posłuszeństwa. Już teraz z trudem
powstrzymywałem się przed drżeniem. Serce biło mi tak szybko, że niemal czułem
je w gardle, jakby zaraz miało tamtędy wyskoczyć. Najwyraźniej ta odległość
wystarczyła, bo Felix również się zatrzymał.
-Już jesteśmy- Odparł brunet zwracając się w stronę Izaku.
-Zauważyłem- Zimny, głęboki głos Izaku rozniósł się po całym
pomieszczeniu. Czułem jak wwierca się w moją głowę, jak zaledwie jedno słowo
wypowiedziane przez niego doprowadza mnie do granic wytrzymałości nerwowej.
Moje oczy utkwiły się w jego butach. Nie chciałem spotkać tych przerażających
czerwonych oczu. Wiedziałem, że to będzie mój koniec. Padnę, rozpłaczę się,
zemdleję, a może i dostanę zawału serca. Nie wiem, ale nie mogłem w nie
spojrzeć. Blondyn poruszył się i z kocią gracją usiadł na wielkim krześle,
niczym na swoim tronie. Ułożył ręce wygodnie wzdłuż szerokich drewnianych
podłokietników. Wciąż nic nie mówiąc zaczął postukiwać nerwowo palcem w drewno.
Cisza była nieznośna. Była jak czekanie na ogłoszenie z góry ustalonego wyroku
śmierci. Patrzył na mnie. Czułem to. Jego zimne spojrzenie zamrażało moje ciało
od czubka głowy. Rozlewało się po moim ciele niczym paraliżujący jad. Sekundy
tej ciszy zamieniały się w godziny oczekiwania.
-Shon- Nagle usłyszałem swoje imię. Wypowiedział je tak
bezbarwnym i zimnym głosem, zupełnie wypranym z emocji. Moje serce zadrżało i
niewiele myśląc uniosłem wzrok. Nasze oczy spotkały się. Miałem nadzieję, że
choć na chwilę pokażę chociaż cień jakichś uczuć. Tęsknotę, miłość, gniew,
rozbawienie, cokolwiek. Ale on jak zwykle by po prostu opanowanym i zimnym
draniem. Z tą swoją maską króla i władcy wszechświata.
-Podjąłem decyzję co do twojego pobytu w tym miejscu-
Słysząc te słowa zawarłem. Moje serce na chwilę się zatrzymało. Czułem jak moje
oczy coraz bardziej się rozszerzają z autentycznym strachem. Co się dzieje? O
czym on mówi? – Dam Ci trzy godziny na podjęcie decyzji. W obecnej sytuacji
dostaniesz tylko dwa wyjścia – Przerwał na chwilę jakby się zastanawiał czy
wciąż ma kontynuować. Czułem jak robi mi się słabo, jak zimny pot oblewa moje
plecy. Co on wygaduje? Jaką decyzję? Co on chce ze mną zrobić? – Pierwsza
opcja. Za trzy godziny spakujesz się. Felix przyjdzie po ciebie i wywiezie Cię
w bezpieczne miejsce w mieście. Będziesz mógł wrócić do swojego starego życia.
Zapomnisz o tym miejscu i o wszystkim co widziałeś. Osobiście dopilnuję, by
nikt z organizacji Ci nie zagroził i Cię nie szpiegował- Przestałem oddychać,
na chwilę moje serce się zatrzymało. Zostało zamrożone i rozbite na kawałki. Wbiłem
wzrok tępo w marmurową posadzkę. Co on właśnie powiedział? Mam wrócić do
starego życia? Czy to jakiś żart? Jeśli tak to niech natychmiast przestanie.
Niech roześmieje się właśnie teraz. W przeciwnym razie, chyba umrę.
-Jesteś tego pewien?- Głos Felixa był pełen obawy i jakby
niepewności. A więc on też uważał, że to jakiś absurd i dziwny żart?
-Nie wtrącaj się to nie twoja sprawa- Blondyn warknął do
niego złowrogo, głosem niemal ociekającym nienawiścią. Brzmiał, jakby ostatkami
sił trzymał się swojego stoickiego spokoju.
-Oczywiście, przepraszam- Burknął brunet już nieco ściszonym
i autentycznie skruszonym głosem.
-Druga opcja- Wziął głęboki wdech, po czym znów zaczął mówić
te gorzkie słowa, których nie chciałem słyszeć -Zostaniesz. Jako członek
organizacji poniesiesz wszelkie konsekwencje swojego postępowania – Z
trudnością przełknąłem ślinę. Podniosłem wzrok i znów spojrzałem w te okrutne
oczy. Były takie zimne, bezduszne, nieludzkie. On… po prostu postanowił się
mnie pozbyć. Chciałem coś powiedzieć. Otworzyłem
nawet usta, ale nie potrafiłem wydobyć z nich ani jednego słowa. Po prostu
zamarły w bezruchu, jak całe moje ciało – To wszystko. Możesz już wrócić do
siebie. Od tej chwili masz trzy godziny na decyzję – Stałem dalej w miejscu. Nie
byłem w stanie się poruszyć. Patrzyłem na blondyna. Patrzyłem na jego delikatne
usta, które znów wypowiedziały słowa, które tak bardzo bolały. Czekałem, aż
zacznie się śmiać. Czekałem na puentę tego okrutnie doskonałego żartu, która
wciąż nie nadchodziła. Nagle poczułem szarpnięcie za rękę.
-Wychodzimy, zanim się zdenerwuje- Usłyszałem cichy szept
Felixa, który chwycił mnie mocno pod ramię i ciągnął nieubłaganie w stronę
drzwi zmuszając moje nogi do kolejnych kroków.
-Jeszcze jedno- Felix zatrzymał się, odwracając się w stronę
blondyna. Ja niestety nie byłem w stanie. Czekałem na kolejne zimne słowa – Jeśli postanowisz odejść nie będziesz
musiał już więcej mnie oglądać – Łzy, które wstrzymywałem już dłuższy czas zaczęły
wylewać się z moich szeroko otwartych oczu. Czułem, jakby kolejny sztylet
goryczy wbijał się głęboko w moje serce. Jakby kolejna część mnie umierała
właśnie bezpowrotnie. Felix znów
szarpnął mnie do przodu. Przez łzy nie widziałem, gdzie idę. Po prostu poddałem
się brunetowi. Zawiasy olbrzymich wrót znów skrzypnęły złowieszczo. Felix
wypchnął mnie z pokoju. Nim drzwi zdążyły się za mną zamknąć usłyszałem
ostatnie słowa blondyna. Ciche, a jednak wystarczająco głośne bym je usłyszał:
„Żegnaj Shon”. Poczułem jak moja dusza z całą miłością i uczuciem, którym wciąż
go darzyłem została rozszarpana w strzępy. Nie pozostało z niej nic.
Wraz z trzaskiem drzwi upadłem na kolana. Łzy zaczęły
zalewać moją twarz. Dlaczego? On chciał się mnie pozbyć. Wyrzuca mnie? Po tym
wszystkim… po tych groźbach… po całym
tym czasie spędzonym razem… Nie wierze. Poczułem silne szarpnięcie za bluzkę.
-Wstawaj! Weź się w garść do cholery!- Warkot Felixa i jego
rozwścieczone oczy w tym momencie nie robiły na mnie żadnego wrażenia. Czemu
się złościł? Był na mnie zły? Czemu? –Rusz się, co się z tobą dzieje?- Rzucił
mnie w stronę ściany. Podparłem się o nią plecami, ale spuściłem wzrok na
podłogę. Zacząłem się śmieć. To wszystko to był jakiś koszmar. Jakiś absurd,
żart. To nie mogło być prawdziwe. To wszystko to tylko iluzja, sen, na pewno.
Nagle poczułem siarczystego policzka na twarzy. Spojrzałem beznamiętnie na
Felixa. Zupełnie zobojętniały na atak jego agresji – Do cholery pozbieraj się.
Zrób coś. Czemu nic nie mówisz?- Wrzasnął na mnie wyczekując najwyraźniej
jakiejś odpowiedzi. Ale co mu miałem powiedzieć? Nic. Nie miałem nic do
powiedzenia – To bez sensu! Idziemy!- Szarpnął mnie za kołnierz wlokąc mnie z
powrotem do mojego pokoju jak mniemam.
Szedłem za nim zupełnie bez sprzeciwu. Po prostu stawiałem
kolejne kroki. Czułem się, jak zawieszony w przestrzeni. Jakby ktoś nagle
odłączył mój mózg od racjonalnego myślenia. Czułem pustkę. Wielką pustkę. Co to
do cholery miało być? Mam wrócić do swojego starego życia? Mam wrócić tam na
górę? Zapomnieć o tym wszystkim co tu się działo? Jak? Jak niby do cholery mam
zapomnieć? Jak mam zapomnieć cierpienie, które tutaj poznałem? Jak mam
zapomnieć ten obezwładniający strach? Jak mam zapomnieć o NIM? O tych długich
blond włosach skrzących się w świetle, o hipnotycznych oczach, które więziły
moją duszę, o ustach, które wypowiadały tyle bolesnych słów. Jak mam zapomnieć, że pokochałem tego drania?
Kolejne łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Dlaczego on mi to zrobił?
Wyrzucił mnie stąd. Po prostu się mnie pozbywa. Zupełnie jakby znudził się
kolejną zabawką. A więc to prawda. Obrzydło mu już moje towarzysko. Przejadło
się mu krzywdzeniem mnie. A więc wszyscy mieli rację, nic dla niego nie znaczę.
Na końcu po prostu się mnie pozbywa. W końcu Felix zatrzymał się i puścił moje
ramię. Doprowadził mnie pod pokój, jakby bał się, że zaszyję się w jakimś
zakamarku budynku.
-Powiedz coś do cholery! Dlaczego milczysz?- Warknął znów
licząc na jakąś moją reakcję. Ale moje ciało nie chciało mnie po prostu
słuchać. Potrafiłem jedynie stać w miejscu pozwalając łzom lecieć. To wszystko
było jak zły sen. Jak miałem uwierzyć w to wszystko? W końcu brunet zniecierpliwił się czekaniem –
Jak chcesz! Przyjdę za trzy godziny usłyszeć twoją decyzję- W tym momencie
wybuchłem śmiechem. Niemal panicznym, który w połączeniu ze łzami brzmiał jak
wybuch szaleńca.
- Moją decyzję? Nie bądź śmieszny. On nawet nie dał mi
wyboru. Już dawno dokonał go za mnie. Chce się mnie pozbyć. Nie chce mnie
tutaj- Felix spojrzał na mnie z
mieszaniną jakichś dziwnych uczuć wymalowana na twarzy. Jakby chciał zaprzeczyć
temu co mówiłem, ale nie potrafił znaleźć odpowiednich argumentów. Westchnął głęboko,
po czym odwrócił się w drugą stronę. Najwyraźniej stwierdził, że w obecnym
stanie nie jest w stanie ze mną normalnie rozmawiać. A może po prostu uznał
mnie za wariata, kto wie? Ale taka była okrutna prawda. Nie miałem żadnego
wyboru. Miałem się spakować i odejść. Za trzy godziny miało mnie tutaj już nie
być. Nie wierzę w to, co się dzieję. Nie wierze mu. Nie wierzę w to. Nie
pogodzę się z tym, że już więcej nie chce mnie widzieć, że więcej się nie
zobaczymy, że to koniec. Nie wierzę. To nie może być prawda. Zsunąłem się na
omdlałych nogach na podłogę. Objąłem kolana ramionami i płakałem. Płakałem jak
odrzucone dziecko. Jak kochanek, który został pozbawiony szansy na miłość.
Wrócić do starego życia? Więc tak wygląda piękne określenie na „Wypieprzaj bo
już Cie nie potrzebuję”. Izaku… jak mogłeś mi to zrobić? Trzeba było mnie wtedy
nie ratować. Mogłeś pozwolić mi chociaż umrzeć, skoro i tak miałeś zamiar się
mnie pozbyć. W jednym momencie jakaś dziwna wściekłość wezbrała we mnie
zastępując pustkę i rozpacz. Zerwałem się na równe nogi. Wszedłem do pokoju
otwierając drzwi z impetem. Klamka trzasnęła o ścianę pozostawiając w niej
płytką, podłużną dziurę. Złapałem za Duzy plecak, który trzymałem gdzieś w
szafie. Niczym szalony zacząłem wrzucać wszystkie swoje rzeczy do niego.
Ubrania, które tutaj dostałem, podstawowe kosmetyki, latarkę, wszystko co mogło
mi się przydać „tam na powierzchni”. W końcu zamknąłem plecak szarpiąc z
wściekłością za zamek. Spojrzałem na swój pokój. Na mój azyl, kryjówkę przed
wszelkimi kłopotami. Tylko to miejsce pozostało „nietknięte” przez blondyna.
Nigdy tutaj nie wchodził.
-Do cholery!- Wydarłem się z całych sił ze łzami w oczach,
które nie przestawały lecieć. Nienawidzę go! Tak bardzo go kochałem, a on
traktuje mnie jak śmiecia. Najpierw zabiera mnie wbrew mojej woli tutaj,
torturuje mnie, gwałci, zmusza do bliskości, a gdy już go pokochałem niszczy
mnie, zatruwa moje serce, żeby potem wyrzucić jak zużytego śmiecia. Czułem
teraz jedynie ogromną i nieskończoną rozpacz. Chęć zabicia siebie i jego w tym
samym momencie. Pragnienie krzyku i nienawiści, by ukryć ból rozpadającego się
serca. Dlaczego musze Cie kochać? Po co mnie do tego zmusiłeś? Po co mnie tutaj
zabierałeś? Po co pozwoliłeś mi poczuć te wszystkie odcienie rozkoszy i
przerażenia? Nienawidzę Cię! Nienawidzę wszystkiego, co mi pokazałeś!
Zaciskając z wściekłości zęby, przez załzawione oczy
złapałem za jedyne krzesło, jakie miałem i rzuciłem nim o ścianę. Nie rozpadło
się, więc ponownie walnąłem nim o ścianę. Oparcie lekko się wygięło, ale to
wciąż było za mało. Nie potrafiłem uspokoić swoich uczuć, swojego serca. Tłukłem
krzesłem o ścianę tak długo dopóki całkowicie się nie zniekształciło. Wciąż
było mi mało. Rozpacz wciąż była zbyt bolesna by ją znieść. Złapałem za
drzwiczki szafy i z całej siły nimi szarpnąłem. Wielki mebel zatrząsł się
złowrogo i przechylił w moją stronę. W ostatniej chwili uskoczyłem spod niego.
Z głośnym łomotem opadła na ziemię wzniecając kupki kurzu w powietrze. Wyżyłem
się. Wyładowałem swoją frustrację. Patrzyłem na to, co zrobiłem. Nie miałem już
sił, a mimo to ból wciąż nie chciał zniknąć.
-Czy teraz choć odrobinę ci lepiej?- Spokojny głos Felixa
nagle dobiegł zza moich pleców. Gwałtownie się odwróciłem. Stał tam spokojnie
podpierając się o framugę drzwi. Nie był zły, czy rozczarowany. Patrzył na
mnie, jakby rozumiał to co czuję. Tylko, że on tego nie mógł rozumieć. Nikt nie
mógł.
-Nie- Wyszeptałem po cichu, łapiąc oddech. Spojrzałem na
bruneta z nadzieją, że może on mi coś wyjaśni, że może jest jakieś inne
wytłumaczeni tego, co powiedział Izaku. Jednak Felix stał w miejscu nawet nie
próbując nic mówić. Po prostu patrzył na mnie. W końcu nie wytrzymałem. Jeśli
tak ma być, to niech tak będzie. Nie potrzebuje namysłu. Izaku nie chce mnie
tutaj –Felix czy możesz mnie stąd zabrać już teraz?- Wyszeptałem wlepiając
wzrok w podłogę.
-Mogę- Szybka, krótka odpowiedz. Tego mi teraz trzeba było.
Spojrzałem w jego czarne oczy. W tym momencie poczułem, że przez ten cały czas
był mi tutaj jak przyjaciel. Pokręcony, dziwny, niebezpieczny i szalony, ale
jednak jakby przyjaciel.
-Więc chodźmy- Złapałem za plecak i podszedłem do bruneta.
Ten przez chwile nie poruszał się zastawiając wyjście z pokoju. Po chwili
jednak westchnął cicho i odwrócił się w stronę korytarza.
-Chodź za mną- Burknął półgłosem ruszając przed siebie.
Szedłem przy jego boku patrząc na wszystkie znane mi ściany, na małe meble,
detale, drzwi wszystko, co znałem do tej pory. To co do tej pory było dla mnie
„wszystkim” miało już za chwile bezpowrotnie zniknąć z mojego życia. To dziwne
miejsce, które przez moment mogłem nazywać domem, miało pozostać jedynie w
moich wspomnieniach. To miejsce już mnie nie potrzebowało. W końcu dotarliśmy
do dziwnej windy, którą wcześniej widziałem jedynie raz. Felix włożył kluczyk
do zamka i przekręcił go otwierając wejście do windy. Wpisał rząd cyfr na
czytniku, po czym ruszyliśmy w górę. Po kilku sekundach znów się zatrzymaliśmy.
Otwierające się drzwi ukazały nam wejście na parking podziemny –Tędy- Rzucił
szybko brunet skręcając mechanicznie w jedną z alejek. Znałem doskonale to
miejsce, chociaż teraz miałem okazję dokładnie się po nim rozejrzeć. A
właściwie powinienem powiedzieć ostatni raz. To miała być ostatnia rzecz, jaką
zobaczę w tym miejscu.
Gdy znów skręciliśmy w kolejnym korytarzu moim oczom ukazał
się iście oszałamiający widok. Wzdłuż ciągnął się długi na kilkadziesiąt metrów
korytarz, wzdłuż którego w szeregu stały nowoczesne sportowe samochody i
limuzyny najdroższych marek. Nawet w obecnym stanie widok ten sprawił, że
przystanąłem ze zdumienia rozglądając się wokół. Nagle światła czarnego Porsche
rozbłysnęły w ciemności. Ryk sportowego silnika rozbrzmiał w pomieszczeniu.
Samochód ruszył zatrzymując się tuż przede mną. Przez chwilę stałem oniemiały,
ale kolejne „ryknięcie” silnika mnie otrzeźwiło. Ruszyłem w stronę siedzenia
pasażera. Spokojnie zasiadłem koło Felixa, który wciąż milczał. Przez chwilę
staliśmy w miejscu. Brunet nie ruszał wpatrując się w przestrzeń za szybą.
-Muszę zapytać- Wypowiedział te słowa jakby bezgłośnie,
ukrywając wszelkie uczucia przede mną - Chcesz stąd odejść i zapomnieć o wszystkim,
tak?- Poczułem jak dreszcze ponownie przeszywają moje ciało. Te słowa
wypowiedziane przez niego bolały. Chciałbym powiedzieć, że nie, że nie chcę
odchodzić, że kocham tego drania, że zrobię dla niego wszystko, ale po co? Tak
naprawdę nie miałem innego wyjścia. Zostałem wyrzucony. Wykluczony na zawsze ze
świata blondyna. Już nigdy miałem nie powrócić. Jedyne co mi pozostało, to po
prostu spróbować żyć na nowo.
-Tak- Przytaknąłem nie patrząc w oczy brunetowi. Chwilę
później samochód ruszył z piskiem opon. Nie byłem w stanie patrzeć na to, co
dzieje się za oknem. Łzy znów zaczęły ściekać po moich policzkach. W mojej
głowie ponownie rozbrzmiały słowa Izaku. „Odejdziesz…”, „ Nie będziesz musiał
mnie oglądać”, „Żegnaj Shon”. Cholera to tak bardzo boli. Jak mam sobie
poradzić z tą raną w sercu? Jedyne, co mi pozostało to pozbierać kawałeczki
mojego serca i strzępy duszy, i posklejać je w całość. Chociaż nie jestem
pewien czy kiedykolwiek mi się to uda. Jechaliśmy w ciszy, przerywanej jedynie
moim łkaniem. W którymś momencie Felix zaczął trącać mnie lekko dłonią.
-Otwórz schowek- Rzucił cicho wskazując palcem na skrytkę.
Posłusznie pociągnąłem za mały cypel. Drzwiczki schowka odskoczyły sprawiając,
że jej zawartość niemal się wysypała. W ostatniej chwili udało mi się złapać
wszystkie rzeczy, które zaczęły spadać. Brunet cmoknął niezadowolony pod nosem.
Najwyraźniej zirytowało go trochę moje zachowanie –Weź nóż w niebieskiej
pochwie a resztę schowaj- Burknął już nieco spokojniej. Przez chwilę patrzyłem
na rzeczy, które podtrzymywałem. Faktycznie wśród nich był nóż, o którym mówił
brunet. Rzuciłem go sobie na kolana a resztę, jakimś cudem udało mi się z
powrotem wepchnąć do schowka. Złapałem za niewielki przedmiot i zacząłem
obracać go w palcach. Chwyciłem za rękojeść i lekko wysunąłem ostrze –To
specjalny nóż. Jeden z moich ulubionych. Jest niesamowicie ostry i rzadko się
tępi. Posiada ostrze z obu stron, więc nawet taki lamus jak ty może zrobić niż
krzywdę- Złośliwy uśmieszek pojawił się mu pod nosem – Weź go. Będzie Ci
potrzebny, żeby się bronić- Mimo tego, że nazwał mnie lamusem poczułem ciepło w
sobie. To tak, jakby się o mnie martwił, prawda? Chociaż w jego przypadku to
kto tam go wie.
-Dziękuję- Odparłem, chociaż mój głos i tak zabrzmiał
zadziwiająco pusto. W tym samym momencie samochód zwolnij, aż w końcu zatrzymał
się w jakiejś niewielkiej uliczce. Dotarliśmy na miejsce. Tutaj brunet mnie
zostawi. Tu miało się zacząć nowe, a zakończyć stare. Przypiąłem sobie nóż do
paska i złapałem za plecak. Wysiadłem z samochodu rozglądając się po okolicy.
Niestety tej części miasta nie znałem. Hałas miejskiego zgiełku i wszechobecna
duchota uderzyły we mnie w jednej chwili. Dotarło do mnie, że teraz będę musiał
radzić sobie sam. Już nigdy nie będzie pana, zasad, reguł. Tylko ja i
nieubłagana rzeczywistość.
-Shon- Odwróciłem się słysząc swoje imię. Felix stał przy
otwartych drzwiach auta uważnie mi się przyglądając –Słuchaj nie próbuj wracać
do miejsca, gdzie kiedyś mieszkałeś. Tamta okolica nie jest już zbyt
bezpieczna. Lepiej poszukaj sobie tutaj czegoś – Uśmiechnąłem się pod nosem
słysząc to ostrzeżenie. W sumie nawet nie wiem, czy chce wracać do tamtego
miejsca. Nie chce narażać się na przypadkowe spotkanie z blondynem, jak wtedy w
parku. Na tej pamiętnej ławeczce. Na wspomnienie blondyna, niepohamowany szloch
wyrwał się z moich ust. Już tęskniłem. Nienawidziłem go, kochałem, tęskniłem i
pragnąłem o nim zapomnieć. Jak miałem pogodzić te uczucia? –Shon. Chce Ci
powiedzieć jeszcze jedną i bardzo ważną rzecz. Musisz to dobrze zrozumieć-
Spojrzałem na bruneta powstrzymując łzy i kolejny szloch, który chciał wyrwać
się z mojego gardła – Izaku dzisiaj złamał wszystkie ustanowione przez siebie i
organizację zasady. Zwrócił Ci wolność. Pozwolił Ci odejść, mimo że wiedza,
jaką posiadasz mogłaby nas zniszczyć. W całym dotychczasowym życiu zrobił to
tylko i wyłącznie dla Ciebie. Gdyby chodziło o kogoś innego już dawno by nie
żył- Obaj mierzyliśmy się spojrzeniami. Wiedziałem, że Felix usilnie próbuje mi
coś uświadomić, ale w obecnym stanie każde wspomnienie blondyna wywoływało
jedynie przypływ łez. Pewnie chciał mi powiedzieć, że Izaku w taki sposób okazuje,
że mnie kocha. Daje mi wolność, uwalnia ze swoich więzów. Głupek. To
niemożliwe. Gdyby Izaku mnie kochał, nigdy by mnie nie wypuścił, ponieważ życie
bez ukochanej osoby jest niesamowicie bolesne –Trzymaj się mały- Brunet wsiadł z
powrotem do samochodu i wraz z rykiem swojego sportowego samochodu zniknął.
Pozostałem sam.
Czułem jak to wielkie miasto zaczyna mnie przytłaczać.
Izaku… jak trudno będzie zapomnieć to imię.
Czy można umrzeć bez miłości?
CDN...
Kiedy rozdział?
OdpowiedzUsuńRozdział na pewno pojawi się po nowym roku, myślę że w lutym powinno się coś tutaj pojawić ;)
OdpowiedzUsuńP.S. Zmieniłam ustawienia i można dodawać komentarze jako anonimowy użytkownik :D
OdpowiedzUsuńTo czekamy na rozdział 😈
OdpowiedzUsuńGdzie obiecany rozdział ⌒.⌒
OdpowiedzUsuńoh... Nie, on nie możne tak po prostu odejść! Kocham to opowiadanie, proszę pisz częściej.
OdpowiedzUsuń