czwartek, 21 czerwca 2012

Wojna na żarcie


Dzisiaj postanowiłem, że nie pozwolę więcej temu kretynowi pomiatać sobą.
Ułożyłem doskonały plan. Idę na zwiady i będę szukał tak długo, dopóki nie znajdę jakiegoś haczyka na tego blond-włosego idiotę.
Powinien wreszcie zapłacić za wszystko, co mi zrobił. Nie sądzicie, że już za dużo tego dobrego?
Zgwałcił mnie i to 2 razy! W dodatku ciągle mnie zastrasza. Co za idiota. Z całą chęcią zrównam jego pieprzoną godność z ziemią. Żadnych wyrzutów.
W pewnym momencie po porostu trzeba powiedzieć dość. Co on myśli, że mnie złamał tak? Że już mu uległem, że nie jestem na tyle odważny, by zrobić coś wbrew jemu? Że zawsze będę go słuchać jak posłuszny piesek… A może, że nie będę się stawiał, bo się boje?
Jeszcze czego, już ja mu pokażę uległość.
Dobra może i się go boje, ale tym razem zamienię ten strach w siłę i zadam mu ostateczny cios.
A jak czy to nie jest idealny plan?
No sami powiedzcie. Prawdziwy ze mnie geniusz.
Dobra geniuszu teraz dowiedz się czegoś faktycznie dobrego. Przyznam się wam, że w sumie to nawet nie wiem, gdzie mam zacząć szukać. Tu jest tyle pomieszczeń tyle tajemnic, sam nie wiem gdzie mam rozpocząć poszukiwania.
Chyba jedyna dobra rzecz w tym wszystkim jest taka, że mam szczera nadzieję, iż jest tu tyle brudów na tego idiotę co pokoi.
Z taką ilością informacji spokojnie mógłbym go szantażować do końca jego marnego życia.
Zgadnijcie, jakie miejsce wybrałem do zdobycia informacji?
Niee… tym razem nie bibliotekę. Poszedłem w stronę tej dziwacznej stołówki dla goryli. Sam nie wiem czy dobrze robię idąc tam, ale właściwie nie może być tak źle. Poza tym nie mam nic do stracenia.
Jak to mówią zdesperowany człowiek jest w stanie wykonać wszystko. Coś chyba w tym jest.
Mówiąc poważnie po prostu doszedłem do wniosku, że od tych przerośniętych szynek dowiem się więcej niż od któregoś z zabójców. W końcu szynka mózgu nie ma.
Chociaż mam jakieś dziwne przeczucie, że źle się to wszystko skończy.
Ale nie ma opcji, żebym się teraz poddał. Po prostu nie.
Szczególnie, że właśnie stoję przed właściwymi drzwiami. Pamiętam jeszcze jak Kyon ostrzegał mnie bym tam nie wchodził sam.
O czym ja do cholery myślę…
Nie mam wyboru, jeśli chce się czegoś dowiedzieć to trzeba złamać parę zasad. Takie zastanawianie się nad tym, co powinienem a co nie sprawia tylko, że ciągle stoję w miejscu.
Odważyłem się i postawiłem kolejny krok jednocześnie otwierając wielkie wiśniowe drzwi.
Tym razem nikt nie zwrócili na mnie uwagi. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Zauważyłem stolik, przy którym ostatnio siedział facet z wielkim pitt bulem na ramieniu. Również i tym razem zajmował to samo miejsce razem ze swoimi 2 koleszkami.
Starałem się by niepostrzeżenie przejść obok innych i usiąść koło mojej ofiary, znaczy się goryla. Nic nie słyszeliście.
Czemu wybrałem akurat jego? Sam nie wiem, może po prostu jestem głupi. A może faktycznie jestem masochista. Kto wie?
W każdym bądź razie nie wyobrażałem go sobie, jako wzór inteligencji, przez co miałem nadzieje, że bez problemu podda się moim manipulacją.
Kiedy usiadłem na krześle oczy całej trójki pełne zaskoczenia zwróciły się na mnie.
Przez chwilę nikt się nie odzywał, jedynie mierzyliśmy się wzajemnie uważnymi spojrzeniami. Nawet w stołówce zrobiło się jakby ciszej. To wróży kłopoty.
-No proszę mała owieczka chyba się zgubiła- Żachnął się goryl patrząc na mnie pełnym politowania spojrzeniem – Czego tutaj szukasz mała owieczko. To chyba nie twoje progi, co?- Tym razem rzucił mi tak cholernie cyniczny uśmieszek, że miałem ochotę mu przywalić.
Spokojnie Shon nie chcesz żeby źle się to skończyło.
-Nie wiem o czym mówisz. Chce po prostu paru informacji- Starałem się brzmieć obojętnie i jak najbardziej naturalnie.
-Informacji? Ciekawe jakich informacji TY możesz chcieć od NAS- Spojrzał prosto w moje oczy twardo, naciskając na różnice pomiędzy naszym położeniem.
-Ile jesteście już w tej organizacji?- Tym razem zignorowałem mięśniaka i zwróciłem się do jego kolegów.
-Wszyscy po kilkanaście lat. Lepiej powiedz czego od nas chcesz i spadaj mały- I znowu ten wielki goryl odezwał się. Ten kretyn psuje cały mój plan.
-Dobra. Co powiecie mi na temat przywódcy tego miejsca?- Zapytałem zupełnie poważnie patrząc prosto w oczy temu brązowo włosem debilowi.
Momentalnie cała trójka wybuchła gromkim śmiechem.
-Słyszeliście to, dzieciak chce się dowiedzieć czegoś o Izaku- Wykrzyknął na całą stołówkę. Zaraz potem całe pomieszczenie wypełnił kpiący chichot. Co do cholery? Co niby jest w tym takie śmieszne?
-Co w tym takiego zabawnego?- Wykrzyknąłem gwałtownie wstając z miejsca. Byłem naprawdę wkurzony. Nienawidzę jak ktoś nie bierze mnie poważnie, a oni jawnie się ze mnie nabijali.
-To szczylu, że nic ci nie powiemy. A jak myślałeś, że coś się od nas dowiesz to jesteś po prostu kretynem- Żachnął się rzucając mi kpiące spojrzenie.
-O sorki kretynem jesteś ty, nie mam zamiaru odbierać ci twojego miejsca. Przepraaaszam. Zresztą jak mogłem sądzić, że taki bezmózg może cokolwiek wiedzieć?- Odwróciłem się i już zamierzałem sobie pójść. Jednak goryl złapał mnie za ramię i pociągnął tak mocno, że niemal wylądowałem na stole.
-Odwołaj co powiedziałeś bachorze- Warknął do mnie groźnie. Łapiąc za poły mojej koszulki. Cholera drażliwy jest.
-Nie ma mowy pustaku. Puszczaj mnie albo pożałujesz- Wyswobodziłem się z jego uścisku i stanąłem daleko od niego.
-Bo co? Co ty mi możesz zrobić co bachorze? –
-Zostaw go, szczeniak tylko głośno szczeka a wcale nie gryzie- Dodał po chwili jeden z jego koleszków. Chyba widział już co się szykuje.
Oczy całej stołówki były zwrócone na nas i naszą głupią kłótnie. Wokół panowała napięta atmosfera. Jeszcze kilka nieodpowiednich słów, a zrobi się gorąco.
-Wynoś się stąd pókim dobry. Wracaj do łóżka szefa, tam twoje miejsce- Kiedy zobaczyłem ten parszywy uśmieszek malujący się na jego twarzy po prostu nie wytrzymałem. Zawrzało we mnie i powiedziałem coś, czego nie powinienem.
-Aaaaa, no tak. Boi dupa z ciebie. Strachasz się, że doniosę? Co za ciota. Aż mi was żal gdy myślę, że macie czelność nazywać się zabójcami. Jedyne do czego nadają się takie bezmózgie goryle to pieprzenie od rzeczy- Patrzyłem jak w jego oczach wznieca się gniew. Zacisnął pięść i zamachnął się na mnie. Jak przystało na wielkiego mięśniaka nie był zbyt zwinny więc, uchyliłem się szybko od ciosu.
Niestety trafił gościa siedzącego za mną. Łysego, wytatuowanego i tak samo napakowanego. Oczywiście ten twarzą trafił prosto w talerz wypełniony jedzeniem.
Starł sobie paćkę z oczu i natychmiast odwrócił się w stronę brązowowłosego mięśniaka. Rzucił się na niego z głośnym rykiem.
Trafili na stół, który zarwał się pod ich ciężarem z głośnym trzaskiem. I wtedy nawet nie wiedzieć czemu zaczęła się cała wojna. Dosłownie wszystko latało w powietrzu, łącznie z ludźmi. Wszędzie słychać było odgłosy walki i trzask mebli. Talerze co rusz rozbijały się o którąś ze ścian.
Wszyscy okładali się pięściami jak na grupowych zawodach MMA.
Chaos, totalny chaos panował w całej stołówce.
-Co tu się kurwa dzieje!- Ryk Felixa odbił się od ścian i dosłownie zatrzymał wszystko. Zupełnie jakby czas się zatrzymał. Wszyscy stali nieruchomo patrząc z przerażeniem na czarnowłosego. No może nie całkiem wszyscy.
Nie wiedzieć czemu, tylko łyso i ten wredny goryl nie zareagowali. Dalej okładali się pięściami. W momencie, kiedy łysy chciał walnąć z prawego sierpowego, a goryl oddać mu z lewego Felix pojawił się między nimi. Dosłownie jakby się tam teleportował, to było naprawdę szybkie. Powstrzymał obydwa ciosy i jednym kopniakiem powalił dwóch mięśniaków na ziemie.
-Spokój kurwa!- Krzyknął do nich i zaczął się rozglądać po całym pomieszczeniu.
Pewnie powiedziałbym coś w stylu „Woooow” gdyby nie to, że wściekłe tęczówki czarnowłosego zatrzymały się właśnie na mnie. Był wkurzony jak cholera.
Za to ja stałem w niezwykle finezyjnej pozie z garścią żarcia, którą zamierzałem jeszcze chwilę temu w kogoś rzucić. Podszedł do mnie i pociągnął mnie za bluzkę.
-Masz przejebane!- Warknął wściekle szczerząc kły. Aż cały kipiał ze złości. Wolałem go nie denerwować, ale mimo to…
-Skąd wiesz, że to ja?- Zapytałem bynajmniej niezwykle grzecznie.
-A niby kto?- Prychnął kpiąco. Odwrócił się w stronę drzwi – Akane, Kyon bierzcie tych dwóch- Skinął głową w stronę mięśniaków, którzy powaleni leżeli wciąż na ziemi.
Wtedy zza drzwi wyłonił się płomiennotwłosy i drobny blondynek. Od razu podeszli do mężczyzn z niezwykle poważnymi minami. O ile u Akane było to raczej normalne, o tyle Kyon wyglądał o wiele bardziej przerażająco niż  zwykle.
Szarpnęli ich do góry i wykręcili ręce w tył.
Drobny blondynek obezwładniający wielkiego, łysego mięśniaka, doprawdy zabawny widok. Jednak akurat ja nie miałem zbytnich powodów do śmiechu. Pewnie mi się za to dostanie.
Felix szarpnął mnie w stronę wyjścia, a za nim ruszyli również Akane i Kyon ze swoimi więźniami. Dopiero wtedy dostrzegłem, że w drzwiach przez cały czas stał Rassel.
-Zajmij się tym- Rzucił do niego czarnowłosy, jakby te słowa wyjaśniały wszystko.
-Jasne- Na jego twarzy zagościł tak cholernie zadowolony uśmiech, że aż się wzdrygnąłem. Nawet nie chcę wiedzieć, co chodzi temu gościowi po głowie.
A nas jak skazańców prowadzono dalej. Doskonale wiem gdzie to wszystko się skończy. Na dywaniku u wspaniałego pana przywódcy.
Nie musiałem długo czekać by wiedzieć, że moje przypuszczenia się potwierdziły. Gdy tylko zobaczyłem olbrzymie białe drzwi, wróciły do mnie wspomnienia z pierwszej nocy. I przyznam, że zrobiło mi się dość nieswojo. Dreszcze przechodziły przez moje ciało.
Chyba Felix też to zauważył, bo wzmocnił uścisk na mojej ręce. Zupełnie, jakbym miał jakaś szanse na ucieczkę, no dajcie spokój…
Czarnowłosy otworzył wielkie wrota i wszyscy weszliśmy do środka. Oczywiście król siedział na swoim tronie po przeciwnej stronie. Nawet nie zareagował na nasze przybycie. Dalej przeglądał stertę papierów, która miał w ręce i na stoliku obok.
-Co się stało?- Zapytał dalej patrząc w kartki.
-W stołówce odbyła się bójka. Zdaje się, że spowodowało ją ta dwójka- Skinął głową na dwóch mięśniaków mocno trzymanych przez  Kyona i Akane –Ale myślę, że wszystko i tak sprowokował ten tutaj- Dokończył kpiąco popychając mnie lekko do przodu.
Co za głupek. Najbardziej wkurza mnie chyba to, że nic nie widział a i tak ma racje.
Jak on to robił do cholery?
Izaku wreszcie odłożył dokumenty na bok i uważnie przyjrzał się naszej trójce. Z jego twarzy nie dało się wyczytać zupełnie nic. Był jak kamienny posąg. Jakby w ogóle cała sytuacja go nie wzruszała.
-Więc, który z was ma na tyle odwagi by się przyznać?- Padło pytanie. Spojrzałem w bok na moich towarzyszy. Wyglądali na przestraszonych. Skulili głowy jakby w obawie, że ich wzrok może rozzłościć Izaku. No co wy… dwa, dwu metrowe chłopy boją się Izaku? Przecież on jest chudszy od nich, o co najmniej połowę. Ahh co za dzieci, chyba nie mam wyboru.
-No dobra to ja powiedziałem za dużo, ale to oni zaczęli całą walkę- Wydąłem usta niezadowolony. No pięknie, do czego to doszło. Żebym to ja sam przyznawał się do błędu. Spojrzałem ukradkiem na Izaku, który uśmiechnął się jakby kompletnie rozbawiony.
-Akurat w to nie ciężko mi uwierzyć- Westchnął cierpiętniczo. Spojrzał na dwóch mięśniaków po mojej prawej dość ostro– I co panowie. Chyba jednak nie znacie swojego miejsca, może czas by odświeżyć wam pamięć. W dodatku nie macie w sobie nawet krztyny odwagi by się do tego przyznać. Dzieciak, musiał stanąć w waszej obronie. Co z was za zabójcy?- Izaku rzucił gniewnie, a oni jedynie bardziej się skulili. Blondyn pokręcił głową, jakby nie wierząc w to co widzi. Właściwie ja sam nie mogłem uwierzyć. Przecież ten goryl w stołówce był taki wyszczekany, nie popuszczał, a teraz? Szkoda gadać.
-Zabierzcie mi ich z oczu. Nie mam ochoty patrzeć na takich tchórzy. Każdemu po 100 batów- Zakończył wykrzywiając usta w dziwnym grymasie odrazy.
Płomiennowłosy i blondynek od razu szarpnęli mięśniaków. Wydawali się jeszcze bardziej przerażeni, niż na początku. Ich oczy rozszerzyły się w przestrachu.
Odwróciłem wzrok, nie mogłem na to patrzeć.
Poczułem jakieś dziwne ukłucie wyrzutów w sobie. Gdybym nie zaczął tego wszystkiego, to może… ale jest już za późno. Za późno by cofnąć czas.
-Felix co z resztą?- Zapytał blondyn już całkowicie opanowany.
-Nimi zajął się Rassel. Co mam zrobić z chłopakiem?- Zapytał Felix skinąwszy na mnie, tak jakbym nie stał metr od niego.
Oczy blondyna przez chwilę wpatrywały się w moją osobę z taką uwagą, że miałem wrażenia jakby czytały wszystkie moje myśli.
-No właśnie, co ja mam z tobą zrobić Shon?- Zapytał podpierając czoło dłonią –Jestem już zmęczony twoimi ciągłymi wybrykami- Westchnął kompletnie zrezygnowany.
No przecież nie robię tego celowo, no nie? To taki mały wypadek przy pracy, no albo dwa… ojj ewentualnie kilka. Co wy tacy czepialscy jesteście?
-Nie robię tego celowo- Mruknąłem spuszczając głowę.
No przecież nie wpadam w kłopoty ze złośliwości do niego. To chyba oczywiste.
-Ja myślę, że ty po prostu nie znasz zasad panujących w tym miejscu- Uniósł brew wpatrując się we mnie z irytacją – W takim razie bardzo dokładnie wytłumaczę ci je. Po pierwsze to JA tutaj jestem prawem i to co JA mówię jest święte- Naprawdę wkurza mnie to, z jaka wyższością podkreśla każde „ja”- Więc, jeśli mówię ci że masz gdzieś nie wchodzić to tak jest. Po drugie nie chcę więcej słyszeć o żadnych bójkach, kłótniach czy o czymś podobnym. Zacznij wreszcie trzymać gębę na kłódkę, bo w końcu naprawdę źle się to dla ciebie skończy- No, no bo jeszcze pomyśle, że się o mnie martwi. Moment to niemożliwe, przecież to on mi najwięcej grozi śmiercią! – I ostatnia, najważniejsza zasada. Ja wiem wszystko, więc nawet nie myśl, że coś przede mną ukryjesz. Zrozumiałeś?- Wyglądał na opanowanego, ale jego oczy znów jarzyły się tym dziwnym ogniem.
Strasznie pewny siebie jest ten głupek.
„Ja wiem wszystko” co to niby miało być? Idiota. Może, jeszcze myśli, ze po tym jego wykładzie przykładnego zachowania będę jego posłusznym pieskiem? Od razu mógł powiedzieć: nie masz swojego zdania, myślę za ciebie ja, i przychodzisz jak tylko zawołam, ewentualnie zagwizdam.
Nosz co za… wole nie kończyć. I tak zabrakłoby mi aż tak obrzydliwego, paskudnego i parszywego określenia.
-Zrozumiałem- Fuknąłem buńczucznie. Nie mam zamiaru go słuchać. O nie co to, to nie.
I tak zrobię wszystko po swojemu, jak zwykle zresztą.
-To dobrze. A teraz najważniejsze. Za niedostosowanie się do którejś z zasad zawsze czeka kara. Zawsze!- Coraz bardziej przestaje mi się to wszystko podobać.
Przełknąłem ślinę patrząc na niego uważnie. Nie mówcie mi, że przez karę w moim wypadku ma na myśli TO…
Cofnąłem się o kilka kroków, ale niestety natrafiłem na ścianę w postaci Felixa.
Izaku jedynie westchnął bezsilnie widząc moją przestraszoną minę. Na chwilę, przysłonił sobie oczy myśląc chyba nad czymś intensywnie.
-Felix 30 batów- Rzucił już nieco ciszej. Czarnowłosy przez chwile wpatrywał się niego ze zmarszczonymi brwiami.
-Jesteś pewny? Znaczy…- Pokręcił głową gwałtownie, jakby chcąc odgonić natrętne myśli- …Oczywiście- Uśmiechnął się jakoś niepewnie i zaraz złapał mnie za rękę szybko wyprowadzając z pomieszczenia.
O co mu kurcze chodzi?
Staliśmy chwilę przed drzwiami. A raczej Felix stał, co chwilę marszcząc dziwacznie brwi.
Chwile potem ponownie szarpnął mnie i zaczął prowadzić jakimiś korytarzami.
Weszliśmy do pokoju, w którym prócz dwóch kolumienek nie było nic.
Gdzie ten typol mnie wyprowadził? Coś mi się tutaj naprawdę nie podoba.
-Gdzie my jesteśmy?- Fuknąłem do niego oskarżycielsko.
-W miejscu twojej kary- Odparł jakoś niemrawo –Chodź tutaj- Pociągnął mnie za dłonie i przywiązał do owych kolumienek.
-Co ty wyrabiasz?- Szarpnąłem się lekko zdezorientowany
-To żebyś mi nie zwiał- Powiedział bez cienia emocji na twarzy. Zwiał?
Czekajcie… te baty, o których mówił Izaku to moja kara? Nie żartujcie sobie, chłosta? Nie chcę, to ja już wolę prace społeczne niż coś takiego.
Choć z drugiej strony to i tak nic w porównaniu z wcześniejszymi wymysłami blondyna.
Patrząc przez ramie z przerażeniem zauważyłem, jak Felix wraca do pomieszczenia z wielkim skórzanym batem w ręce. No bez kitu. Na serio?
Usłyszałem potężny świst powietrza a chwile później poczułem ostry ból na plecach. Aż pisnąłem czując jak skóra zapiekła.
-Wiesz co nie wiem jak to zrobiłeś, ale jesteś prawdziwym geniuszem- Zrobiłem? Przecież ja nic nie zrobiłem… – Jestem w 100% pewny, że ta bójka w stołówce to w pełni twoja wina. Izaku zresztą też. A mimo to dostałeś niemożliwie lekką karę, 30 batów? Nie żartuj sobie ze mnie. Za wywołanie bójki normalnie dostałbyś przynamniej 100- Przez chwilę milczał, po czym poczułem na plecach kolejne smagnięcie.
-Myślę, że mimo wszystko Shin miał racje. Pod twoim wpływem zaczyna się zmieniać. Podstępna z ciebie bestia Shon- Kolejne uderzenie po którym zaskomlałem boleśnie.
-Przecież ja nic nie zrobiłem- Warknąłem mimo wszystko nieco płaczliwie.
-Wiem. Żartowałem. On po prostu już zbyt długo jest samotny i sam przestał kontrolować swoje ruchy. Ale to ciebie nie dotyczy. A teraz dokończmy twoją karę-
Izaku samotny?
To głupie, przecież ma wokół siebie tylu ludzi. Jak może czuć się samotnie? Chyba, że chodzi mu o coś innego… może o coś więcej poza przyjaźń.
To miejsce naprawdę ogłupia.
Kolejne uderzenie wyrwało mnie z zamyślenia.
Felix już przestał się powstrzymywać. Co rusz czułem, jak bat pozostawia kolejną czerwoną pręgę na moich plecach. Zaskomlałem boleśnie po dwudziestym uderzeniu.
Łzy popłynęły mi po policzkach.
Jednak tym razem kara była zasłużona. Należało mi się, dlatego nie pisnąłem nawet słowa sprzeciwu. Nawet wtedy, gdy nogi zaczęły uginać się pode mną, nawet wtedy, gdy poczułem jak bat rozcina mi skórę.
Nie myślałem o tym. Ciężko było mi oddychać, ale moja głowa wciąż była gdzie indziej.
Widziałem go, tuż przed sobą przez ten cały czas.
Widziałem jego zrezygnowaną twarz, a może to był po prostu smutek?
Chciałbym wiedzieć  co czujesz …
… Izaku.

CDN…

2 komentarze:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, no Shon jak zwykle nie usiedziałeś na tyłku, czy nie łatwiej by było nie wychylać się...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, Shion tp znów nie usiedział na tyłku.... lepiej było się nie wychylać...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń