czwartek, 21 czerwca 2012

Obowiązki księżniczki


Po raz kolejny dzisiejszego dnia zadaje sobie jedno pytanie… po jaką cholerę ja się godziłem na zostanie, wspaniała „księżniczką” Izaku?
Dręczy mnie to odkąd wróciłem z tego, niby miłego śniadanka, które niby miało być nagrodą, a okazało się jedną wielką pułapką. Wiedziałem, że tak będzie. Z tymi wszystkimi durnymi zabójcami zawsze jest tak samo. Mówią jedno, a robią drugie.
Chyba potrzebuję instrukcji obsługi lub jakiegoś przewodnika. W dodatku cholernie dobrego, bo zaczynam się gubić powoli w myślach blondyna. Właściwie, po jaką cholerę mnie w ogóle pytał? Przecież mógł mi kazać zrobić to czy tamto, albo zakazać. W końcu jak sam stwierdził to ON tutaj rządzi.
Tylko nie wciskajcie mi kitu, że chciał dać mi odrobinę swobody. Życie, albo bycie kochankiem z przymusu. Naprawdę niesamowity wybór, jego dobroć wręcz mnie zadziwia. Prędzej uwierzę w to, że był to jego doskonale uknuty plan pozbawienia mnie wszelkich resztek godności. Zresztą jakoś nie wydaje mi się, żeby naprawdę miał zamiar mnie zabić nawet, gdybym się nie zgodził.
Prędzej zamknąłby mnie w jakichś lochach i trzymał, jako niewolnika na seksualne zachcianki. To było by bardzo w jego stylu.
Cholera, i co ja mam teraz zrobić?
Tak wiem, mam jakieś dziwne uczucie dejavu. Odkąd jestem w tym miejscu wciąż zadaje sobie te same pytania, a odpowiedzi jak nie było tak nie ma.
Boże, za jakie grzechy ja musze cierpieć takie męki?
Zastanawia mnie tylko jedna rzecz. Jak niby ma wyglądać moje życie jako księżniczka? Mam nadzieję, że blondyn nie każę mi się wciskać w różowe kiecki… hahaha to by było śmieszne… hahaha… dobra to wcale nie jest zabawne. Znając jego popapraną psychikę wszystko jest możliwe. A tego oczywiście nie mam zamiaru robić. Ani mi się śni. Nie jestem jakimś transseksualista, żeby ubierać się w babskie fatałaszki. Może mam sobie jeszcze malować paznokcie i depilować nogi? Brrrr…
Aż mnie ciarki przeszły na samą myśl. Ja mogę naprawdę dużo znieść, ale to już wykracza poza wszelkie normy. W końcu jestem facetem jakby nie było, do cholery!
Mam nadzieje, że ograniczy się do krótkiego seksu raz na jakiś czas, chociaż tego też wolałbym uniknąć.
Właściwie wolałbym być daleko stąd i w ogóle nie podejmować takich decyzji. Czuję się jakbym z jednej skrajności popadał w drugą. Najpierw obiecałem sobie, że w życiu nie pójdę z blondynem na żaden układ, a teraz co? Wybieram seks z nim zamiast śmierci. Może i faktycznie pod presją innych argumentów, ale jednak. To co zrobił mi pierwszego dnia jest nie do przyjęcia, upokorzył mnie i siłą odebrał mi moją godność.
Choć właściwie ostatnim razem potraktował mnie całkiem delikatnie, było właściwie… przyjemnie. Nawet bardzo… ale to nie znaczy, że zgadzam się na takie postępowanie! Co to, to nie. Chociaż raz na jakiś czas…
Nie, nie, nie… czy mi już całkiem odbiło? Czy ja w ogóle zastanawiam się nad tym, co mówię? Co to miało być „raz na jakiś czas”? Zaczynam brzmieć, jak prawdziwa dziwka. Co ten człowiek wyrabia z moją psychiką?! Boże widzisz i nie grzmisz.
Westchnąłem dalej wpatrując się w sufit.
Zdaje się, że Izaku mówił coś jeszcze o tym, że zwiększą mi się „prawa”. Jestem ciekaw, co to znaczy? Czy nie powiedział też, że będę mógł chodzić miedzy piętrami? Chyba tak, o ile dobrze pamiętam. Przynajmniej w ten sposób będę miał szansę dowiedzieć się czegoś więcej. Kto wie, może znajdę jakiegoś naiwniaka ze zbyt długim jęzorem? Wtedy byłby to przynajmniej jakiś plus tej całej, dziwnej sytuacji.
Czy on czasem nie wspomniał czegoś o jakichś balach?
Choć chyba wole nie wiedzieć, co miał przez to na myśli. Jeszcze wyjdzie, że naprawdę będę musiał przebierać się w te kiecki. Albo jeszcze gorzej, każe mi ze sobą tańczyć… nie matko jedyna, nie każcie mi sobie tego wyobrażać.
Zaczerwieniłem się już na samą myśl o tak zawstydzającej czynności. Ja, blondyn, romantyczny taniec i cała sala ludzi wokół nas. Nigdyyyy!
W pewnym momencie usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Uniosłem się z łóżka nie całkiem pewny, czy czasem mi się tylko nie zdawało. Nie spodziewałem się wizyty nikogo.
Przez chwilę siedziałem wpatrując się w drzwi, gdy w końcu ponownie usłyszałem pukanie.
Wstałem z lóżka i dość niepewnie odchyliłem drzwi. Zajrzałem przez szczelinę. Na zewnątrz stał niegroźnie wyglądający mężczyzna, miło uśmiechający się do mnie.
Mimo wszystko nie zawadzi ostrożności.
Otwarłem drzwi na oścież uważnie przyglądając się obcemu.
-Witam. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam- Uśmiechnął się ciepło z nieco zakłopotaną miną.
-Nie, nie przeszkadzasz. O co chodzi?- Zapytałem chyba nieco zbyt podejrzliwie, bo mężczyzna cofnął się o krok. Ciekawe czy to blondyn go przysłał? Jeśli tak, to nie mam zamiaru go słuchać.
Nagle ukłonił mi się niezwykle nisko.
-Chciałem bardzo podziękować za to, że stanął pan w mojej obronie. Nie spodziewałem się, że kogoś obchodzi moje życie, ale jestem niezmiernie wdzięczny. Bardzo dziękuję za okazanie mi tak wielkiej łaski. W dodatku naraził pan własne życie sprzeciwiając się panu Hayate. Jestem pańskim dozgonnym dłużnikiem- Zszokowany prawie przewróciłem się w drzwiach. Musiałem złapać się futryny, by ogarnąć jakoś wszystkie te piękne słowa. O czym on mówił? Coś musiało mu się pomylić. Przecież ja nie jestem żadnym bohaterem. W dodatku tchórz ze mnie i nie narażam życia, więc to naprawdę chyba jakaś wielka pomyłka. Nie przypomina sobie, bym kogoś uratował w ciągu… całego swojego, marnego życia.
Chyba, że…
Podszedłem szybko do mężczyzny unosząc jego twarz, by przyjrzeć jej się dokładnie. Nie możliwe. To był ten sam chłopak, którego wtedy Izaku chciał zakatować na śmierć. I ja, no chyba faktycznie go wtedy uratowałem.
Mężczyzna przez chwile wpatrywał się we mnie nie mniej zaskoczony niż ja. W końcu puściłem jego twarz, a on odsunął się ode mnie.
-To ty… z wtedy. Nie poznałem cię. Jak twoje razy?- Zapytałem w końcu po chwili milczenia. Uważnie zlustrowałem mężczyznę doszukując się poważniejszych obrażeń, ukrytych pod ubraniem. Chyba nie miał nic złamanego. Właściwie wyglądał lepiej, dużo lepiej niż wtedy.
Jedynie jego twarz była nieco zbyt blada i zadrapana w paru miejscach. Nie wspominając o siniakach, które już lekko rysowały się pod jego skórą.
Mimo wszystko poczułem  w sobie coś na kształt… szczęścia, a może ulgi? Sam nie wiem. Po prostu cieszyłem się, że żyje, że Izaku nie skrzywdził go poważniej.
-Myślę, że już jest lepiej. Poza tym, to nic poważnego. Gdyby pan Orichara naprawdę chciał mnie skrzywdzić, pewnie już byłbym martwy- Uśmiechnął się do mnie szczerze. Podziwiam tego gościa. Blondyn znęcał się nad nim, bił go, a ten wciąż potrafi o nim mówić z szacunkiem, który nie wiem czy w ogóle należał się tej gnidzie.
-Możliwe- Przyznałem w końcu spuszczając głowę. W takich chwilach mam wielka ochotę pobiec prosto do blondyna i wygarnąć mu, jakim to bezwzględnym dupkiem jest. A ja mam być kochankiem tego… potwora. Zacznę chyba myśleć o zabiciu go w łóżku…
-Czy mógłbym mieć do ciebie jeszcze jedną prośbę?- W końcu zapytał mężczyzna lekko uśmiechając się do mnie.
-Jasne- Odwzajemniłem uśmiech. Było mi go żal, więc z wielką chęcią pomogę mu w każdej sprawie, cokolwiek by to nie było.
-Chciałbym byś poszedł ze mną do pana Orichary. Musze go przeprosić za swoje zachowanie. Czy mógłbyś mi towarzyszyć?- Skłonił się przede mną po raz drugi.
Mimowolnie cofnąłem się słysząc ta prośbę. Cóż… mówiłem, że zrobię wszystko, ale własnowolne pakowanie się w łapska blondyna raczej nie należało do najwspanialszych pomysłów.
-Emmm, cóż nie sądzisz, że go to rozzłości, czy coś?- Spróbowałem się z tego jakoś wykręcić. Kurcze głupio mi było tak po prostu mu odmówić, ale naprawdę nie chciałem znowu widzieć tej straszliwej gęby.
-Proszę mi wybaczyć tą egoistyczną prośbę, ale jeśli będziesz w pobliżu myślę, że pan Orichara mnie wysłucha. Bardzo proszę, tak z pewnością poczuję się pewniej- Dodał żarliwie kłaniając się jeszcze niżej.
Coś nie chce mi się wierzyć w to, że moja obecność wywoła jakąkolwiek łagodniejszą reakcję blondyna. A jeśli już to z pewnością przeciwną. Czy on czasem nie groził mi, że zabije tego chłopaka na moich oczach? Zdaje się, że tak…
Mimo swojej niechęci po chwili milczenia z lekkim westchnieniem, w końcu zgodziłem się pójść.
-Dobrze pójdę z tobą, ale nie wyobrażaj sobie zbyt wiele po mnie- Zastrzegłem od razu patrząc na niego posępnie.
-Dziękuje- Znów się uśmiechnął zaczynając iść w stronę wielkiego pokoju, w którym zwykle przesiadywał blondyn. Podążałem za nim. Sam nie do końca pamiętałem jeszcze układ korytarzy.
W ogóle nie podoba mi się ten pomysł. Cholera Izaku znowu mnie zabije.
Chociaż czy czasem nie powiedział, że jako jego księżniczka mam większe prawa? Ciekawe czy zaliczało się do nich bezczynne łażenie z jego poddanymi i wspieranie ich w rozmowach z nim.
Cholera… przez tego idiotę sam zacząłem nazywać siebie księżniczką.
Samo jakoś tak mi się nasunęło, no. Choć chyba lepsze to niż dziwka na zawołanie.
Aż nie wierzę, że z własnej woli idę do pokoju Izaku. To przecież wbrew logice, wbrew mojej logice, do cholery!
Ukradkiem spojrzałem na mężczyznę, który szedł kawałek przede mną. Utykał na jedną nogę. Więc jednak nie odzyskał do końca sił. A raczej dopiero zaczął je odzyskiwać. W końcu był tak pobity, że nie był w stanie się poruszać o własnych siłach. Pewnie nawet teraz czuje ból. Coś mi się wydaje, że ledwie dzisiaj rano zwlekł się z łóżka. A mimo to pierwsze, co zrobił to przyszedł mi podziękować, a teraz idzie przeprosić Izaku.
Na samą myśl o tym uśmiech mimowolnie wkradł mi się na usta. Blondyn naprawdę miał szczęście, mając takich podwładnych.
Nawet ból nie powstrzyma go przed pójściem prosto w paszczę lwa. A przecież nawet nie wie, jak jego wizytę przyjmie blondyn. Równie dobrze ponownie może spróbować go uderzyć, ale ja na to nie pozwolę! Już raz postawiłem się temu kretynowi, więc i teraz tak zrobię. Oczywiście tylko, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Nim się obejrzałem staliśmy już przed wielkimi białymi drzwiami. Mężczyzna westchnął prostując plecy. Z niemałym trudem nacisnął na wielką żelazną klamkę i przepchnął ogromne drzwi, które skrzypnęły złowrogo.
Podążyłem tuż za nim, choć szczerze nie miałem w sobie tyle odwagi, co mój towarzysz. Skuliłem się lekko niechętnie spoglądając w stronę wielkiego fotela. Jak zwykle król lew siedział na swoim tronie przeglądając stosy papierków. Zauważając łaskawie nasze przybycie odłożył dokumenty na stół patrząc na mnie tymi zimnymi oczyma.
-Nie spodziewałem się was dzisiaj- Uciął chłodno, przenosząc wzrok na mężczyznę stojącego jakieś dwa metry przed nim. Był tak arogancki, że już żałowałem przyjścia tutaj.
-Jasper…- Zaczął, ale przerwał natychmiast widząc, jak mężczyzna rzuca się na kolana. Także spojrzałem na niego kompletnie zszokowany. Co on wyrabiał?
-Panie Orichara przyszedłem by przeprosić za swoje karygodne zachowanie. Coś takiego w ogóle nie powinno się zdarzyć. Proszę mi wybaczyć tą haniebną pomyłkę. Dałem się przekupić dwóm obcym ludziom, którym w ogóle nie powinienem ufać. Proszę mi wybaczyć tą słabość. Obiecuję, że więcej to się nie powtórzy. Proszę dać mi drugą szanse- Zapał i żywość z jaką wypowiadał wszystkie te słowa dotknęły nawet mnie. W jego głosie było słychać autentyczną skruchę, bez nawet cienia sztuczności. Naprawdę żałował tej zdrady. W jego słowach było tyle pokory…
 Spojrzałem na blondyna, który wciąż siedział nieruchomo wpatrując się uważnie w klęczącego szatyna. Nie mogę uwierzyć, że ktoś tak bezwstydny i bezuczuciowy ma pod sobą tak lojalnych podwładnych. To było po prostu niesprawiedliwe. Nie zasługiwał na kogoś, kto szanował go tak bardzo, jak ten mężczyzna. Po prostu nie zasługiwał.
Za to co mu zrobił. To on powinien teraz przepraszać.
Serce zakuło mnie boleśnie. Odwróciłem wzrok.
- Nie zabiłem cię mimo, że właśnie to jest właściwa kara za zdradę. Przyjmuję twoje przeprosiny, jednak… Po czymś takim nie wiem czy wciąż mogę ci ufać- Odpowiedział bez cienia emocji w głosie. Nie mogłem uwierzyć w to co słyszę. Czy on nie widzi, jak bardzo ten człowiek żałuje? Czy jego zgorzkniałe serce do reszty wyżarło w nim ludzkie uczucia? Już chciałem otworzyć usta, ale Jasper mnie uprzedził.
-Jestem ci za to niezmiernie wdzięczny panie. Doskonale zdaję sobie sprawę, że to, iż wciąż żyję jest największą łaską z twej strony. Wiem również, że już nie odzyskam twego zaufania tak głupio straconego, ale błagam cię nie wyrzucaj mnie. To miejsce to mój dom. Błagam cię panie, nie każ mi odchodzić- Gdy słyszałem jego słowa łzy same cisnęły mi się do oczu. Płaszczył się przed nim, błagał a on niewzruszony siedział przyglądając się temu w spokoju. Nie mogłem tego znieść, jak można być tak pustym?
-Zrób coś nie widzisz, że on kocha to miejsce…kocha ciebie! Czy ty już w ogóle nie masz uczuć?!- Sam nie wiem, kiedy słowa wyrwały mi się z ust. Blondyn drgnął lekko, ale mimo to wciąż twardo wpatrywał się w chłopaka klęczącego przed nim. Milczał. Cisza ciążyła w powietrzu trzymając nas obu w napięciu.
-Jasper… chce byś wiedział, że twoja zdrada była dla mnie niespodziewanym ciosem. Mogłeś prosić mnie o tak wiele, ufałem ci. A teraz straciłeś to wszystko- Drgnąłem lekko, tylko mi nie mówcie, że naprawdę ma zamiar go wyrzucić stąd? Po tych wszystkich słowach? –Mimo to jesteś jednym z lepszych żołnierzy. Nigdy wcześniej mnie nie zawiodłeś, dlatego pozwalam ci wciąż żyć. Jednakże jeszcze jedno takie posunięcie, a nie będzie drugiej szansy. Zabiję cię, jak każdego zdrajcę. Zrozumiałeś?- Groził mu a mimo to w jego głosie nie słychać było złości czy gniewu.
-Tak- Zapewnił mężczyzna gorliwie pełnym ulgi głosem. Sam tez odetchnąłem spokojniej.
-Dobrze, więc teraz wracaj na swoje stanowisko- Odparł i znów sięgnął do stosu papierzysków.
-Jak to?- Chłopak spojrzał na blondyna jakby kompletnie zdziwiony jego słowami. O co mu chodzi? Powinien się cieszyć. Czy nie tego właśnie chciał?
-Nie zdegraduję cię. Dostałeś szanse by odbudować moje zaufanie, tym razem jej nie zmarnuj zrozumiałeś?- Przykazał wpatrując się w dokumenty.
-Tak jest- Zapewnił żywo mężczyzna ponownie kłaniając się blondynowi.
-Dobrze teraz możesz odejść- Odparł zwyczajnie, jakby rozmowa przed chwilą w ogóle nie miała miejsca. Mężczyzna wstał natychmiast kłaniając się Izaku ponownie. Potem podszedł do mnie uśmiechając się szeroko. I pokłonił się przede mną po raz trzeci dzisiejszego dnia. Cholera nie powinien tego robić. Czułem się niezręcznie, gdy to robił.
Ja nie jestem blondynem, nie potrzebuję głupich ukłonów. Zresztą nie jestem jakiś lepszy czy coś i wcale nie zrobiłem nic, co zasługiwałoby na uznanie.
Spojrzałem jeszcze, jak usilnie próbował iść nie utykając na prawą nogę. Wyszło mu nieco koślawo, ale i tak nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu. On naprawdę kochał to miejsce. Tak bardzo, że nie zwracał już nawet uwagi na własne dobro i zdrowie. Zapatrzyłem się na niego z dziwnym rozczuleniem. Ktoś taki z całą pewnością był wart zaufania, nie ważne, co mówi blondyn.
Ja bym mu zaufał bezwzględnie. Był szczery i oddany temu, co kochał. A chyba to liczy się najbardziej, prawda?
W momencie, gdy usłyszałem trzask zamka coś nieprzyjemnie we mnie drgnęło.
Chyba zapomniałem o małym szczególe.
Ja wciąż tutaj jestem! Blondyn zresztą też… a to nie wróży nic dobrego.
Zacząłem się wycofywać powoli, by nie wzbudzić podejrzeń bestii. Znów zabrał się za przeglądanie papierów. Właśnie wgapiał się w jakieś tabele marszcząc przy tym śmiesznie brwi. Byłem coraz bliżej drzwi. W końcu sięgnąłem do klamki z nadzieją, że pozostałem niezauważony.
-Nie przypominam sobie bym pozwolił TOBIE wyjść- Zauważył lustrując mnie zimnym spojrzeniem. Cholera a jednak nie miał zamiaru mi odpuścić.
Wiedziałem, że to nie jest dobry pomysł, bym się tutaj pchał.
-Nie potrzebuje twojego pozwolenia- burknąłem, ale mimo wszystko odsunąłem się od drzwi. Nie miałem ochoty na wdawanie się w jakiekolwiek konflikty z nim.
-Doprawdy- Żachnął się jakby moje słowa były cholernie zabawne. Dupek jeden no. Co on sobie myśli, że może mi rozkazywać czy jak? Jeśli tak, to grubo się myli.
-Wykonałeś całkiem niezłą robotę, co? Musisz być z siebie zadowolony- Odparł cicho nawet na mnie nie patrząc.
-Nie wiem, o czym mówisz- Przyznałem szczerze. W przeciwieństwie do niego nie byłem królem knucia intryg.
-Obroniłeś go wtedy. A dzisiaj pewnie przyszedł ci podziękować- Uśmiechnął się pod nosem posyłając mi przelotne spojrzenie –Taki odważny, a i tak zaciągnął tutaj ciebie, by dodać sobie otuchy. Ludzie są tacy słabi- Zaśmiał się patrząc mi prosto w oczy. Przez chwilę miałem wrażenie, jakby celowo próbował mnie sprowokować.
-Czasem dziwie się, że w ogóle potrafisz spojrzeć w lustro- Fuknąłem gniewnie w jego stronę. W odpowiedzi blondyn zaśmiał się jedyni e gardłowo, patrząc na mnie tymi rdzawymi tęczówkami.
-Kwestia przyzwyczajenia. Ja przerażam ludzi, za to ty nie byłbyś sobą, gdybyś mi się nie przeciwstawił czy nie mam racji?- Uśmiechnął się bezczelnie.
-Masz, bo w przeciwieństwie do niektórych osób nie jestem bezuczuciową, zimną bryłą lodu- Powiedziałem już całkiem poważnie patrząc prosto w twarz blondyna.
Chyba nie bardzo mu się to spodobało, bo niemal natychmiast zgromił mnie gniewnym spojrzeniem unosząc brew zirytowany. Przez chwile mierzyliśmy się wzrokiem, po czym znów zatopił się w swoich dokumentach z niezadowolona miną.
Widocznie nasz król nie lubi być upominany. Cóż za nowość.
Rozejrzałem się uważnie po pomieszczeniu. Po raz pierwszy miałem okazje oglądać je w spokoju.
Wcześniej raczej byłem zajęty…Ekhem… wieloma innymi rzeczami…
Wszystko tutaj aż wrzeszczało, że jest cholernie drogie i ekskluzywne. Nawet meble, które stały gdzieniegdzie wyglądały na stare antyki. Jestem ciekawy skąd blondyn ma na to wszystko kasę. Zresztą jego sypialnia wcale nie wyglądała na tańszą.
Pewnie prowadzi jakieś szemrane interesy, z których ma sporo dochodów. W innym wypadku nie było by tutaj tak dobrze.
Ciekawe, czy w rządzie taż ma wtyki? Patrząc na to od strony czysto teoretycznej raczej, tak. Inaczej nie utrzymałby tak wielkiego miejsca w tajemnicy przed światem i policją. Choć znając ich zapał i działania, pewnie sami mogą się bać wplątania w te sprawy. W końcu nie chcą się niepotrzebnie narażać. Jak zawsze. Ich odwaga jest wręcz porażająca.
-Możesz nie kręcić się w kółko, drażni mnie to- Blaknął blondyn znad dokumentów, chyba wciąż obrażony. Spojrzałem na niego zirytowany mając nadzieję, że w ten sposób się odczepi. Niestety wciąż wpatrywał się w te głupie kartki nawet nie zauważając mojej reakcji.
-To po co kazałeś mi tutaj zostać, co?- Zagadnąłem go krzyżując ręce na piersi. Jego myślenia czasem mnie przeraża. Raz chce czegoś ode mnie, potem znowu mu to przeszkadza… jak pięcioletnie dziecko no słowo daje.
-Dotrzymywanie mi towarzystwa należy do twoich obowiązków mojej księżniczki- Powiedział z taką powagą i złośliwością, że miałem ochotę mu po prostu coś zrobić. Bezczelny typek. Już ja mu dam obowiązki…
-Nie nazywaj mnie tak, nie jestem dziewczyną do cholery!- Warknąłem na niego tracąc już powoli cierpliwość. Wkurza mnie ten dupek.
W dodatku, jakby nigdy nic po prostu uśmiechnął się do mnie łobuzersko, całkowicie zadowolony z siebie. Westchnąłem czując się kompletnie bezradny. Na głupotę niektórych ludzi, po prostu nie ma lekarstwa.
-To co według ciebie mam robić?- Zapytałem w końcu nie mając siły na jakikolwiek konkretny sprzeciw.
-Zajmij się czymś przez chwilę-
-A potem?- Zapytałem mało entuzjastycznie.
-A potem to ja się tobą zajmę- Wyszczerzył się do mnie w pełnym zadowolenia uśmieszku. Zarumieniłem się słysząc tą dość dwuznaczną propozycje.
Uciekłem wzrokiem od jego twarzy odwracając się w inną stronę. Nie chciałem by zobaczył, że jego głupie gadanie może mnie tak łatwo zawstydzić.
Rozejrzałem się szybko, aż w końcu moje oczy dostrzegły coś na kształt olbrzymiej sofy, gdzieś w rogu pokoju. Miała przyjemny cytrynowo-kremowy kolor.
Usiadłem na niej i przez chwile w milczeniu po prostu oglądałem każdy skrawek tego dziwnego pokoju. Wszystko tutaj miało tak przytłaczający charakter, kolor ścian, meble, dywany, nawet ten marmur na podłodze. Każdy najmniejszy szczegół krzyczał, że jesteśmy w obecności wielkiego „szefa”.
Parsknąłem posyłając ukradkowe spojrzenie w stronę blondyna. Wciąż był zajęty przeglądaniem swoich papierów. Znudzony pozwoliłem sobie na chwile swobody i rozłożyłem się wygodnie na sofie.
Nie rozumiem tego. Kazał mi zostać i dotrzymać sobie towarzystwa. Czy w takim razie nie powinien kazać mi zabawiać siebie rozmową, albo jakimiś, no sam nie wiem… tańcem chociażby?
Mam sobie tak po prostu siedzieć tutaj bezczynnie? On nawet na mnie nie patrzy. Siedzi daleko i zachowuje się tak, jakby w ogóle mnie nie zauważał. Przecież to zupełnie głupie. Równie dobrze naprawdę w ogóle mogłoby mnie tutaj nie być.
Przymknąłem powieki próbując odgonić złośliwe myśli. Rozluźniłem się na tyle ile pozwalała mi wyczuwalna obecność Izaku. Nawet teraz czułem jego zapach. Cały fotel przesiąkł wonią jego szamponu i papierosów, które uwielbiał palić. Zwykle nienawidziłem tego zapachu, ale w połączeniu z intensywnym zapachem perfum blondyna sprawiał, że moje ciało zaczynało dziwnie mrowieć. Wtuliłem się mocniej w miękkie obicie.

W pewnym momencie poczułem czyjeś dłonie delikatnie sunące po mojej skórze na policzku. Ruszyłem się lekko odrętwiały. Musiałem się chwilę zdrzemnąć. Nawet nie zauważyłem, kiedy zasnąłem.
Powoli uchyliłem powieki próbując dostrzec, co się dzieje wokół mnie. Pierwsze, co zobaczyłem to rdzawo-brązowe tęczówki wpatrujące się we mnie z dziwną czułością. Poruszyłem się niespokojnie jeszcze nie całkiem przytomny.
Zauważyłem jak blondyn pochyla się, a chwile później już czułem na ustach delikatny pocałunek. Zaledwie muśnięcie. Szybko uszczypnąłem się mając nadzieję, że to tylko dziwny sen i że zaraz się z niego obudzę. Kiedy blondyn to zauważył parsknął niepohamowanie.
-Myślałeś, że to sen?- Zapytał znów zbliżając się na niebezpiecznie małą odległość – Fantazjujesz o mnie, gdy śpisz?- Zapytał z bezczelnym uśmieszkiem oblizując wargi. Poczułem, jak czerwień obejmuje moje poliki.
-N-nie, ja wcale nie fantazjuje- W gardle nagle zrobiło mi się dziwnie sucho. Nie mogłem wykrzesać z siebie słowa. Po prostu wpatrywałem się w oczy blondyna coraz bardziej jarzące się pożądaniem.
Zaczął jeździć językiem po mojej górnej wardze. Tak delikatnie i dokładnie, jakby nie chciał ominąć żadnego minimetru moich ust. W końcu zagłębił się w moje wargi przyciskając mnie tym samym do sofy. Jęknąłem w jego usta rozkoszując się namiętnym pocałunkiem.
Dziwny prąd przeszedł przez mój brzuch, gdy namiętnie łaskotał moje podniebienie. Był tak cholernie dobry w sprawianiu mi przyjemności i to zaledwie pocałunkiem.
Gdy jego ręka wśliznęła mi się pod koszulkę z głośnym jękiem oderwałem się od jego ust. Ścisnął jeden z moich sutków, a ja wczepiłem się w jego koszulę. Całe moje ciało krzyczało z podniecenia. Czułem jak płonę, jak każda moja komórka krzyczy o więcej.
Zaśmiał się cicho i ścisnął moją już stojącą męskość przez materiał spodni. Zadrżałem gwałtownie odrzucając głowę do tylu.
-Już gotowy? Przez zaledwie jeden pocałunek- Zakpił szepcząc mi do ucha.
Jego usta delikatnie przejechały po skórze nad moim obojczykiem. To mi wystarczyło, by drżeć już z rozkoszy. Był tak cholernie dobrym kochankiem. Z każdą chwilą pragnąłem więcej, mocniej, bardziej jego bliskości.
Znów zaczął mnie całować, tym razem mocniej, bardziej intensywnie.
Poczułem jak jego dłonie zręcznie rozpinają moje spodnie i powoli zsuwają mi je z nóg. Byłem zbyt przejęty całą sytuacją, by jakkolwiek zaprotestować. Lekko przejechał palcem po mojej męskości sprawiając mi tym więcej przyjemności, niż mógłbym się spodziewać.
-Zabawimy się teraz- Odsunął się ode mnie. Zamglonym wzrokiem próbowałem go odszukać, jednak nim zdążyłem poczułem jego usta i język zwinnie prześlizgujące się po moim członku. Zaskoczony jęknąłem gwałtownie wyginając się w łuk. Jego ciepły język drażnił czubek mojej dumy, doprowadzając mnie do szaleństwa. Lizał i ssał go na przemian, nie pozwalając mi się skupić na niczym innym, jak te rozkoszne doznania.
Gdy gorąc jego ust objął cały mój członek jęczałem szalejąc z zachwytu. Czułem się w tej chwili tak nierealnie, balansowałem na skraju świadomości. Gdy do spełnienia brakowały mi zaledwie sekundy Izaku gwałtownie odsunął się przestając pieścić moje ciało.
Spojrzałem ledwo przytomnie na blondyna siedzącego sobie spokojnie po drugiej stronie kanapy. Z wrednym uśmieszkiem przyglądał się jak próbuję dojść do siebie po tej nagłej fali rozkoszy i niebezpiecznie przyjemnych doznań. Niemal jęknąłem czując swoją nabrzmiałą, do granic możliwości męskość. Sięgnąłem do niej ręką by samemu dokończyć dzieła blondyna, ale on trzepnął ją nieco urażony.
-A-a-a. Chcesz dalej to poproś- Pokiwał mi palcem, jak matka karcąca dziecko za złe zachowanie. Zagryzłem wargę ze złości. Nie chciałem go prosić o coś tak wstydliwego, ale moje ciało krzyczało mieszając mi w głowie. Doprowadził mnie do stanu, w którym gotów byłem błagać o jego dotyk.
-Proszę…weź…weź mnie- Zakończyłem czując się kompletnie zażenowany własnymi słowami. Coś takiego nigdy nie powinno wypłynąć z moich ust. To takie upokarzające.
Jednak dostałem dokładnie to, czego chciałem.
Złapał mnie za rękę i mocnym ruchem pociągnął ku sobie. Wręcz wpadłem w jego ramiona zdezorientowany przez szybkie bicie własnego serca. Uniósł mnie lekko a chwile potem poczułem to dziwne rozpychające uczucie głęboko w sobie. Westchnąłem obejmując jego szyje kurczowo.
-Zacznij ruszać bioderkami moja mała księżniczko- Pocałował mnie namiętnie jednocześnie ugniatając moje pośladki. Kompletnie zażenowany uniosłem się lekko by potem znów opaść. Oddychałem płytko. Izaku musiał nadać rytm moim biodrom, bo ja sam nie byłem w stanie zrobić niczego. Przyjemność, jaką sprawiał mi sex z nim była zbyt intensywna, bym mógł myśleć. Coraz szybsze ruchy doprowadzały mnie na granicę rozkoszy. Gdy jego męskość trafiła w mój najczulszy punkt przywarłem do niego gwałtownie, odrzucając głowę do tyłu. Kolejne dwa pchnięcia przyniosły mi spełnienie.
Opadłem na ramiona blondyna oszołomiony orgazmem. Znów pocałował mnie głęboko przewracając mnie na plecy. Zaczął się we mnie ruszać znów stymulując mojego członka. On chyba nie chce…?
Sapnąłem gwałtownie, gdy poczułem jego palce na swoich sutkach.
To będzie najdłuższy wieczór w moim zyciu…

CDN…

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniały rozdział obowiązki księżniczki ha ha, zastanawiam się jak się tam orientują w tych korytarzach, zwlaszcza Jared bo chyba nawet nie wiedział o jego istnieniu do nie dawna...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń