Nawet nie wiecie, jaki miałem koszmarny sen. Nie, nie
nawet, mnie nie proście żebym wam opowiedział. Nawet nie chce sobie go
przypominać. Ja nie wiem skąd w ogóle w mojej głowie taki pomysł. Wygląda na
to, że moja wyobraźnia potrafi mnie zaskoczyć bardziej niż ja sam.
Albo się czegoś nawdychałem, albo nachlałem się tak
bardzo, że nawet nie pamiętam, kiedy zacząłem pić. Bo tak nierealny sen to jest
już naprawdę przegięcie. Tylko, że te wspomnienia są takie żywe i ten ból...
uczucia, zupełnie jakby to zdarzyło się naprawdę.
Ale to przecież absurdalne, co ja wygaduję? Masakra.
Cały w ogóle, czułem się jakoś nieswojo. Obolały i mimo,
że jeszcze nawet się nie ruszyłem z łóżka to byłem jakiś zmęczony. Sam nie
wiem.
Powoli otworzyłem zaspane oczy.
Naprawdę zaczynam myśleć, że z moją psychika jest coraz
gorzej. I wiecie, co? Chyba ciągle śpię.
Czy mi się wydaje, czy ja miałem w pokoju ciotki biały
sufit?...to dlaczego? Zrobił się żółty? Nie przypominam sobie żebyśmy robili remont.
Poza tym ściany też są w odcieniu ciemnej żółci…
Co jest kurde? Rozejrzałem się lekko spanikowany po
pokoju.
Cholera to nie mój pokój!
W kącie stała zupełnie za duża, zupełnie obca szafa. Koło
niej, zupełnie nie wiem, dokąd prowadzące, pojedyncze, drewniane drzwi, a koło
łóżka stała szafka nocna... od kiedy ja mam szafkę nocną? Weźcie mi powiedzcie,
że ja jeszcze śpię? W dodatku w nieswoim łóżku. No chyba, że to moje stare w
jakiś cudowny sposób się poszerzyło. Co tu się do cholery dzieje? Ja nic nie
rozumiem.
Spróbowałem wstać, jednak natychmiast tego pożałowałem. Po
pierwsze cała dolna cześć tułowia mnie bolała, po drugie brzuch też mnie
strasznie piekł, po trzecie zaraz dostane bólu głowy.
Cholera to jednak nie był sen! Wiem, wiem nie ma to jak
wyczucie czasu.
Porwanie...blondyn... te dziwne gierki...gwałt... więc to
wszystko to było naprawdę?
Nie wierze.
Tylko, że całe moje ciało jednak potwierdza, że wcale mi się
to nie przyśniło.
Odchyliłem lekko kołdrę. Byłem nagi, no cóż tego się w
sumie mogłem spodziewać. Całe uda oblepiała mi zaschnięta sperma zmieszana z
krwią. Na rękach i nogach miałem też dużo siniaków. Mocno kontrastowały z moją
bladą skórą. W sumie to wyglądałem jak, jakiś dalmatyńczyk, tylko bezdomny i
zaszczuty.
Mimo wszystko, chyba najgorzej wyglądał poparzony brzuch.
Rana miała w sobie jeszcze kawałeczki papierosa, pewnie dlatego sączyła się z
niej ropa. Obrzydliwy widok. Przywrócił wszystkie wspomnienia.
Zagryzłem wargę, powstrzymując łzy i złość, która
wypełniła całe moje ciało.
Nawet nie wiecie, jakie to okropne czuć obrzydzenie do
samego siebie. Jak on mógł? Przez tyle lat nawet nikogo nie pokochałem. Czasem
się całowałem. Ale ten zaszczyt miał być dla mojej miłości. Czekałem na tą
jedyną. A on tak po prostu mnie wziął. W dodatku to przecież facet. Nienawidzę
go... Nienawidzę cię słyszysz ty skurwysynu! Oddawaj to, co mi zabrałeś. Nie
należy do ciebie!
Krzyczałem tak sobie w myślach. Ale nigdy w życiu nie
zdobyłbym się na odwagę by powiedzieć mu to prosto w twarz. Przerażał mnie. Myśląc
o nim dreszcze same przeszywały moje ciało. I zdecydowanie nie było to ani
trochę przyjemne.
Jeszcze chwile musiałem się poużalać nad sobą. Rozumiecie
mnie chyba?
Ktoś odebrał mi wszystko.
Nie mam już nawet siebie.
Łzy, tylko tyle mi pozostało.
Naprawdę chciałbym teraz zniknąć.
Wolałbym się nigdy nie urodzić.
Potrafiłem przeżyć wszystko, ale takie upokorzenie było
ponad granice mojej godności.
Nie wiem, ile tak leżałem zalewany falą podobnych myśli.
Po prostu w pewnym momencie stwierdziłem, że łzy nic nie załatwią. Nie pomogą
mi. Nie pocieszą więc, po co płakać?
Dlatego właśnie inteligentnie w końcu wstałem. Domyśliłem
się, że za tymi małymi drzwiami jest łazienka. Ale nigdy nic nie wiadomo.
Dlatego na wszelki wypadek wziąłem ze sobą poduszkę. No wiecie, żeby w razie
czego zasłonić pewne miejsca.
Zajrzałem do małego pomieszczenia. Była tam mała łazienka.
Tak jak myślałem.
Mimo niewielkich rozmiarów posiadała prysznic, toaletę i
duże lustro zawieszone nad umywalką. Szczerze mówiąc, kiedy się w nim
przejrzałem nie mogłem się powstrzymać by nie jęknąć ze zrezygnowania.
Wyglądałem strasznie.
Jak półtora nieszczęścia a może i jeszcze więcej.
Cholera ten dupek. Zabije go następnym razem.
Zauważyłem, że koło umywalki stała mała szafeczka.
Zajrzałem do niej w poszukiwaniu jakiegoś ręcznika. Wziąłem pierwszy lepszy, który
napatoczył mi się pod rękę i zaraz wszedłem do kabiny. Chciałem jak najszybciej
zmyć z siebie resztki tego sukinsyna.
Czułem się taki brudny, obrzydzony.
Puściłem letnią wodę by zbyt nie nadwerężać mojego i tak już
zdewastowanego ciała. Jednak nie bardzo to pomogło. Gdy tylko woda trafiła na
zranione miejsca poczułem jak igiełki bólu rozchodzą się po całym moim ciele. Zaskomlałem
cicho i zagryzłem zęby. Sama woda nie wystarczy. Nie zmyje ze mnie tego
wszystkiego. Wziąłem mydło i dokładnie namydliłem dłonie. Bardzo powoli
dotknąłem swoich ud a następnie jechałem coraz wyżej.
Bardzo dokładnie zmywałem dowody wczorajszej nocy.
Boże to było obrzydliwe. Patrzyłem na to i przypominały mi
się obrazy tego odrażającego aktu.
Teraz naprawdę czułem się tak upokorzony jak jeszcze
nigdy.
Gdy tylko doszedłem ręką w okolice mojej dziurki aż pisnąłem.
Szczypało, bardzo szczypało. Ale to nie było jeszcze aż
takie złe. To dało się jakoś wytrzymać. Najgorzej było z brzuchem. Każde
najmniejsze dotknięcie kończyło się tym, że zwijałem się z bólu. Próbowałem
kilka razy, ale łzy już same cisnęły mi się do oczu. W końcu zrezygnowałem z
dręczenia mojego ciała i wyszedłem z pod prysznica. Zarzuciłem tylko ręcznik na
biodra i wszedłem do pokoju.
Cholera, musze znaleźć jakieś ciuchy a potem najlepiej
jakieś lekarstwa.
Kurwa, jak ja mam niby znaleźć lekarstwa, kiedy nawet nie
wiem gdzie jestem? Jak tak dalej pójdzie to skończę z zakażeniem czy innym
paskudztwem.
W pierwszym odruchu podszedłem do szafy nawet nie rozglądając
się po pokoju. W końcu mogłem go chyba tak nazywać prawda?
Dopiero, kiedy coś skrzypnęło na moim łóżku kompletnie
znieruchomiałem. Z przerażeniem gwałtownie odwróciłem się w tamtą stronę. Gdy zobaczyłem
zielone tęczówki coś we mnie zadrżało. Może to śmieszne, ale w tym samym
momencie poczułem dziwaczną ulgę.
To był ten sam chłopak, którego widziałem w dniu porwania
i ten sam, który siedział koło mnie w samochodzie, gdy mnie już porwano.
Co on tutaj do cholery robi? Czyżby powtórka z rozrywki?
Chyba sobie jaja robicie?
Spojrzał na mnie jakoś mało entuzjastycznie lustrując
dokładnie moje ciało.
O co mu niby chodzi?
W końcu przełamałem się i już miałem mu zadać pytanie,
kiedy w końcu się do mnie odezwał.
-Nie ubieraj się. Siadaj tutaj na łóżku- Wstał i wskazał
mi miejsce ręką.
Spojrzałem na niego z przerażeniem, jednocześnie nic nie
rozumiejąc.
Co on niby chce ze mną zrobi? Nie ruszyłem się nawet o milimetr
tylko dalej się na niego gapiłem jak idiota.
-No siadaj muszę cię opatrzyć a nie mam zbyt wiele wolnego
czasu- Co? Powiedział opatrzyć?...
-Jak to…opatrzyć? Ja…nic… z tego… nie rozumiem- Zająknąłem
się bez większego zrozumienia. Ja naprawdę nic nie rozumiem, niech mi to ktoś
wyjaśni. Albo ja jestem tępy albo wcale nie jestem w takiej dziurze jak mi się
zdawało.
Chłopak chyba nie był zbyt cierpliwy, bo westchnął
cierpiętniczo.
-Super. Nie musisz nic rozumieć. Po prostu siadaj. Więc?-
Wskazał mi jeszcze raz miejsce na łóżku i skinął na mnie głową pospieszająco, dając
mi do zrozumienia, że mam bez marudzenia wykonać jego polecenie.
Więc usiadłem.
Wprawdzie byłem kompletnie zdezorientowany i rozbity, ale
jeśli faktycznie przyszedł mnie opatrzyć to chyba nie powinienem mięć żądnych
sprzeciwów, prawda? Tylko dręczyło mnie jedno pytanie. Ciągle nie wiedziałem,
czemu to robi?
Kucnął przede mną i odchylił nieco ręcznik, który miałem
na sobie. Zrobiło mi się trochę niezręcznie i poczułem jak gorąco wpływa powoli
na moje policzki. Wiecie ja oprócz ręcznika nie mam na sobie nic. Kompletnie
nic. A po ostatnim wydarzeniu jakoś takie sytuacje będą mi się chyba kojarzyć
jednoznacznie.
Poza tym on był dość przystojny, młody i…no…jakoś tak
wyszło, że mam słabość do przystojnych mężczyzn.
No bo, nie sądzicie, że niektórzy z nich są zbyt
przystojni, żeby byli prawdziwi?
Na moje usta wkradł się wredny uśmieszek. Właśnie
pomyślałem sobie, że pewnie stosuje te wszystkie mazidła i ulepszacie, które
stosują dziewczyny.
Wystarczyła mi jedynie mała chwilka, aby całe rozbawienie
ze mnie prysło.
Jak tylko dotknął mojego brzucha to gwałtownie wciągnąłem
powietrze, powstrzymując się od krzyku. Spojrzał na mnie badawczo i sięgnął po jakąś
małą buteleczkę i wacik. Nasączył go trochę dziwnym zielonym płynem. Naprawdę
przestawało mi być do śmiechu, kiedy patrzyłem na jego poczynania.
-Będzie boleć- Popatrzyłem na niego lekko przerażony.
Cóż chyba lepiej, że mówi mi takie rzeczy. Mimo to jakoś
nie czuje się bardziej zrelaksowany tym faktem.
Gdy tylko zaczął przemywać oparzenia zagryzłem mocno zęby
i zacisnąłem pięści z całej siły na pościeli.
Nawet nie wiecie jak to bolało. Zupełnie jakbym jeszcze
raz przeżywał wypalanie tej rany. Niewyobrażalny ból, który promieniował wszędzie.
Czułem jak moje nerwy krzyczą i błagają o litość. Małe szpileczki bólu powoli
wbijające się w każda część mojego ciała. Już nawet płuca odmawiały mi
współpracy. Zacząłem oddychać bardzo płytko a moje oczy zalały się łzami.
W końcu jednak obandażował mi brzuch i postawił na szafce
nocnej jakieś maści.
-Dobra możesz się wyluzować skończyłem już. Zostały tylko
te zadrapania- Czy on jest kompletnie bez serca? Ja tu tak cierpię a on nawet
jednego, głupiego słowa na pocieszenie?
Tylko jakieś „możesz się wyluzować”? A co to ja jestem z
kumplem na piwie do cholery?
Znowu namoczył wacik jakąś dziwaczną niebieską woda i
zaczął przemywać mi wszystkie zadrapania po pazurach tego cholernego sukinsyna.
Zacząłem się zachowywać jak obrażony dzieciak. Nadąłem
policzki i kompletnie go ignorowałem.
W końcu jednak doszedłem do nieco okrutnego, ale prostego
wniosku. Przecież on nie miał absolutnie żadnego powodu, żeby okazywać mi
jakiekolwiek współczucie.
- Czemu to robisz?- To pytanie nurtowało mnie już od
dłuższego czasu. Nie potrafiłem zrozumieć intencji tego kolesia. Zwykle nie robi
się takich rzeczy za darmo no nie?
Gdzieś tu musi być jakiś haczyk.
-Bo dostałem taki rozkaz- Szczerze to takiej odpowiedzi
się nie spodziewałem. Raczej coś w stylu „nie ważne” czy” nie twój interes”.
Więc to rozkaz? Tylko czyj?
Przestaje mi się to podobać.
-Jaki rozkaz? Niby od kogo?- Na chwile przerwał i spojrzał
na mnie jakimś karcącym wzrokiem.
-Wiesz, że nie musze ci nic mówić?- Patrzył na mnie jakbym
miał jakieś złe intencje, albo próbował wyciągnąć z niego tajne informacje.
No co on? Przecież ja po prostu chce wiedzieć do cholery
gdzie jestem.
-No, ale przecież i tak chyba tu zostanę prawda? No to
chyba nic złego, że chce wiedzieć gdzie jestem, nie? Możesz mi powiedzieć chociaż
tyle?- Milczał. Chyba analizował wszystkie za i przeciw i zdaje się, że doszedł
do tego samego wniosku co ja. Czyli, zabawię tutaj na dłuższy czas. Co szczerzę
wcale mi się nie podobało.
-Rozkaz od naszego lidera Izaku bym cię opatrzył-
-Izaku?- Gdzieś już to słyszałem
-No co ty. Chyba żartujesz- Prychną tylko ironicznie i
spojrzał na mnie jak na totalnego idiotę.
-Ale co no... skąd mam wiedzieć kto to niby jest?-
Fuknąłem na niego gniewnie. Niby, o co mu teraz chodzi?
Parsknął głośno i uniósł brwi w geście politowania. Był
tak rozbawiony, że nie potrafił się powstrzymać od uśmiechu.
-No cóż nie sadziłem, że nie znasz imienia kogoś, kto cię
tu sprowadził i na dodatek przeleciał cię jak burą sukę- I znowu parsknął. Moment...
Izaku...
…to…
…ten sukinsyn blondyn?
Serio?
Ale to, to chyba jakiś żart.
Teraz to, to już w ogóle nie ma żadnego sensu.
Coraz mniej mi się to podoba, ja już naprawdę nic z tego
nie rozumiem.
No dajcie spokój niby, z jakiego powodu ten blond
przyjemniaczek miałby kazać mnie opatrzyć?
-Kłamiesz, to niemożliwe. To jakieś brednie- Wykrzyknąłem
to po prostu bez zastanowienie. Byłem w zbyt wielkim szoku, żeby przemyśleć
swoje słowa, zanim wypłynęły mi z ust.
Wzdrygnąłem się lekko, gdy nasze oczy wreszcie się
spotkały. To było jakieś dziwne uczucie. Sam nie wiem jego oczy były zimne,
lodowate, niemal czułem jak narasta w nim złość.
Zupełnie jak oczy blondyna wtedy…
Czyżbym go obraził? Co za strata…
Nachylił się nade mną. Był jakoś dziwnie blisko… bardzo
blisko. Czułem jego oddech na skórze pod uchem.
-Nigdy, przenigdy nie mów, że kłamię, albo twoja
twarzyczka nie będzie wyglądać tak jak teraz-
Przełknąłem ślinę jakoś nerwowo. Co oni wszyscy są jacyś
nadwrażliwi?
-Przecież ja tylko…-
-Wiesz co mały? Naprawdę nie chciałbym być tobą. Strasznie
wkurzający jesteś. Myślę, że nie przeżyjesz tutaj nawet tygodnia. Ale mam dla
ciebie dobrą radę. No wiesz tak na początek żeby nie było, że nie wiedziałeś,
czy co tam masz w zwyczaju mówić. Nie zadawaj trudnych pytań, właściwie najlepiej
w ogóle ich nie zadawaj. A co najważniejsze, to może najlepiej wcale się nie
odzywaj- Ten jego słodko-sarkastyczny uśmiech naprawdę mnie sparaliżował.
Obrócił się napięcie i wyszedł tak szybko, jak się tylko
dało, trzaskając na koniec drzwiami.
Zaczynam myśleć, że oni wszyscy są jacyś dziwni. Naprawdę bardzo
dziwni…
Już miałem nadzieję, że znalazłem jednego normalnego.
A jednak nie ma wyjątków.
To, co mnie najbardziej przeraża teraz, to świadomość, że
ten koleś miał rację.
Ja chyba naprawdę
zostanę niemową na jakiś czas.
Albo to, albo zginę tu za jakiś tydzień.
Tydzień?
Może nie…kilka dni?
CDN…
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, zastanawiam się czy może wyjść z tego pokoju, czy jest zamknięty na klucz, wszyscy tutaj sa jacyś tacy niebezpieczni...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, zastanawiam się czy może wyjść z tego pokoju, czy jest zamknięty na klucz, ochbwszyscy tutaj sa jacyś tacy niebezpieczni...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka