Siedziałem sobie grzecznie w bibliotece. Wielka czerwona
sofa tym razem należała do mnie i tylko do mnie! Była tak niesamowicie miękka
rozpłynąć by się można.
Naprawdę postanowiłeś, że dzisiaj będę grzecznym chłopcem i
nie będę pakował się w kłopoty. Od dzisiaj tylko książeczki, nóżka na nóżkę i
wypoczywam. No co chcecie? Odczepcie się!
Mam już dość tych wszystkich tajemnic, zakazów nakazów,
można dostać bzika. Każdy mówi coś innego. Wciąż tylko słyszę Izaku, Izaku. I
te wszystkie tajemnice, jakby naprawdę były takie ważne. A może ktoś po prostu
puścił dziwną plotkę i tyle…a zresztą to już nie moja sprawa. Za każdym razem
jak tylko zacznę się interesować nie tym co trzeba dostaję po głowie. Więc
dzisiaj basta, będę tutaj siedział choćby nie wiem co.
Choć na swoją obronę powiem jedynie, że nie robię tego
wszystkiego umyślnie.
Nie wspominając już o tym, że ostatnim razem to nie była
moja wina z tą bójką. To ten goryl zaczął walkę. Ja poszedłem tam w całkowicie
pokojowych zamiarach. No dobra, może odszczekałem mu się za każde głupie słowo,
ale to on zaczął. Co niby miałem siedzieć cicho i słuchać tych wszystkich
wyzwisk i oskarżeń? Nigdy, to nie w moim stylu.
Nie jestem przestraszonym małym dzieckiem, które nie potrafi
bronić swojego.
Nie mam zamiaru kryć się po kontach. No dobra może i to trochę
kłóci się to z moim dzisiejszym postanowieniem, że będę grzeczny, ale tak
właśnie jest.
Nie śmiejcie się!
Ja po prostu mam dość wpadania w kłopoty, jak tak dalej
pójdzie to Izaku naprawdę straci cierpliwość i mnie zabije. A zresztą musze dać
mojemu ciałku trochę odpocząć. Przez te wszystkie bliskie spotkania z blondynem
moja kondycja fizyczna nie była za dobra.
Szczególnie po tym jak Felix potraktował mnie batem. Plecy
ciągle szczypały jak cholera, gdy tylko czegoś się nimi dotykałem. Już nawet
nie wspomnę o tym, że mydło plus moja pokiereszowana skóra to naprawdę nie było
dobre połączenie.
Choć w zasadzie Felix twierdził, że Izaku i tak potraktował
mnie ulgowo za bójkę, którą jego zdaniem wywołałem. Co za głupek, mówiłem że to
ten goryl się pierwszy na mnie rzucił. Co ja za
to mogę? Czemu nikt mi nigdy nie wierzy?
Ruszyłem się niespokojnie w fotelu, a moje plecy zbyt mocno
otarły się o oparcie, co przypłaciłem głośnym sykiem.
Kurde, to naprawdę boli. Mam ochotę oddać temu głupiemu
fetyszyście. I Felix niby twierdzi, że był delikatny? Co za brednie, kretyn. Myśli,
że uwierzę we wszystkie bzdury, które mi wmówi?
A właśnie, że nie! Nie uwierzę.
Jęknąłem przewracając się na bok.
Cholera, jakie to wszystko jest trudne. Wciąż nie mogłem przestać
myśleć o tym wszystkim. O Izaku i o jego przeszłości. Jakim cudem nikt nie chce
mi nic powiedzieć? Wszyscy twierdzą, że nic nie wiedzą, ale to kłamstwo.
W przeciwnym wypadku nie ukrywaliby tego i nie wściekaliby
się o każde moje pytanie. A tak właśnie było. Więc co tutaj się do cholery
dzieje? Wiem, że miałem nie myśleć nad tym i zostawić to w spokoju, ale chyba
nie mogę.
Czuje się jakby wszyscy zawarli jakąś cholerną zmowę
milczenia. Tylko ja jestem kompletnie poza tematem, co strasznie mnie irytuje.
Dlaczego nie chcą mi powiedzieć? To nie może być aż tak
ważne. Chociaż, kto wie?
O boże… kogo ja oszukuje. Przecież każdy się domyśla, że
chcę użyć tej wiedzy przeciwko Izaku, dlatego trzymają gęby na kłódkę. Cholera.
Czy to aż tak bardzo widać, że chcę zniszczyć tego blond
przyjemniaczka?
Dobra nic nie mówcie.
Mam dość.
Właściwie teraz już nawet nie wiem, czy byłbym w stanie
zrobić coś przeciwko Izkau. Nie wiem czy to w ogóle ma jakiś sens. Może lepiej
zacząć kombinować jak się stąd wydostać? No sami zobaczcie…co mi po tym, że
dowiem się o wszystkich brudach Izaku? Komu niby o tym opowiem? Przecież
wszyscy wokół wiedzą i raczej nie zrobiłoby to na nikim wrażenia. O wiele
lepiej było by uciec stąd i wygadać wszystko to, co do tej pory się dowiedziałem.
Pewnie w ten sposób o wiele bardziej zaszkodziłbym blondynowi, choć nie tylko
jemu. Całej organizacji, chłopakom też…
Achhhh, nie chce żeby mieli kłopoty przeze mnie. Nie mogę im
tego zrobić. Mimo, że niektórzy z nich to cholerne fajfusy, czytaj shin i należałoby
im się, to nie mogę. Nie chce, żeby mnie znienawidzili czy coś. No polubiłem
ich… może.
A poza tym… osz kurde …no dobra…Tak jestem ciekawy przyznaję
się. Jak się nie dowiem co tutaj się dzieję, to chyba oszaleję. Uwielbiam
tajemnice, a tutaj na pewno jest jakaś. I to z pewnością wielka. Jak o tym
pomyślę, to aż mnie skręca z ciekawości. Cholera no… a może jak obiecam, że
nikomu nie powiem to zdradzą mi jakieś szczegóły? …
Taaa, akurat. Prędzej ucięliby sobie język.
Matko to takie frustrujące.
Dlaczego nie mogę wiedzieć? Ja chcę wiedzieć…!
Odetchnąłem zrezygnowany. Ta bezsilność mnie dobija.
Nienawidzę momentów, gdy jestem pomijany z jakaś informacją. A jeszcze bardziej
chwili, gdy nic nie mogę zrobić mimo, że tak usilnie próbuję. A może czas dać
sobie z tym spokój?... Tak już naprawdę…
Dobra kogo ja oszukuje. Przecież doskonalę wiem, że nie spocznę
póki nie dostane tego, czego chce.
W pewnym momencie usłyszałem donośny trzask, a zaraz potem
krzyki.
Podniosłem się do siadu z fotela i rozejrzałem dookoła. Byłem kompletnie zdezorientowany tymi
dziwnymi odgłosami. Wydawało mi się czy jak?
A potem znowu słyszałem stłumiony odgłos krzyków. Zdawały
się być dość blisko, jakby za ścianą. Wstałem i szedłem tam gdzie prowadził mnie
mój słuch. Mam tylko nadzieję, że to nie moja psychika pląta mi figle, choć
akurat to jest wysoce prawdopodobne.
Dalej nasłuchiwałem idąc wzdłuż ściany.
I wiecie co? Ciekawa sprawa. Po drugiej stronie biblioteki
znalazłem wnękę, która dalej zmieniała się w korytarz. Wcześniej tego nie
zauważyłem. Zdecydowałem się i ruszyłem dalej wiedziony odgłosami kłótni.
Szedłem wąskim korytarzem, aż w końcu dotarłem do dziwnych
drzwi, zza których chyba dochodziły te krzyki. Najdziwniejsze było jednak to, iż
były to jedyne drzwi, chyba w całym tym budynku pomalowane na ten sam kolor co
ściany. W dodatku nie miały klamki. Zamiast tego było wgłębienie, które chyba
miało służyć do przesunięcia tych drzwi.
Chwyciłem za nie a wtedy znowu usłyszałem wrzaski.
Teraz byłem pewny, że dochodziły zza drzwi. I nawet wiem,
kto krzyczał. Izaku darł się jak opętany. W dodatku słyszałem jeszcze Shina,
jak głośno coś mówił i zdaje się, że pomiędzy tym wszystkim słychać było
skamlenie kogoś jeszcze. Wejść czy nie. I znowu kolejne łupnięcie.
Ręką mi zadrżała, ale ostatecznie ciekawość zwyciężyła i
pociągnąłem drzwi otwierając je.
Zobaczyłem ten sam wielki pokój, do którego przyniósł mnie
Felix po wczorajszej bójce a także pierwszego dnia. No tak, jaskinia bestii.
Gdy tylko usłyszałem skamlenie z bólu od razu zauważyłem to,
co chciałem. Na środku stał Izaku, który wyglądał na mocno wkurwionego. Przed
nim leżał jakiś mężczyzna. Był nieźle poturbowany. Mało powiedziane. Cała jego
twarz ociekała krwią, ciężko dyszał. Wyglądał strasznie.
Kawałek dalej stał Shin wpatrując się w dwóch mężczyzn
klęczących przed Izaku. Byli kompletnie przerażeni. Trzęśli się, wyglądali jak
zwierzęta przed rzezią.
Oczywiście swoim wejściem zwróciłem uwagę potwora. Oczy
Izaku jarzyły się wściekłością, gdy na mnie patrzył. Kiedy się obrócił w moją stronę
zauważyłem, że na twarzy ma kropelki krwi. A może jednak nie…całe jego ręce
ociekały stróżkami czerwonej cieczy.
Sparaliżowało mnie. Patrzyłem na krwawy obraz niezdolny do
powiedzenia czegokolwiek. Co on im robił? Patrzyłem na to kompletnie oniemiały.
Minęły zaledwie sekundy, ale wszystko docierało do mnie z taką siłą, że miałem
wrażenie jakbym patrzył na to przez wiele minut. W końcu poczułem jak ktoś mnie
chwyta mocno w pasie i ciągnie do tyłu.
-Zajmę się tym- Felix? Co on tutaj robi?
Ledwo wyciągnął mnie z tego pomieszczenia a niemal
natychmiast zamknął drzwi, uniemożliwiając mi podgląd dalszej sytuacji.
-Zwariowałeś, życie ci się znudziło?- Warknął do mnie
wściekle. Nawet nie zareagowałem. Byłem zbyt …zaskoczony?
Sam nie wiem jak to nazwać. Po prostu czułem się taki … nie
wiem, przerażony? Co to było? Co on im robił? Bałem się, zacząłem się trząść,
dusiłem się. Po prostu nie mogłem złapać oddechu. Ten mężczyzna… on go chciał…
zabić prawda?
Nagle niewiele myśląc szarpnąłem się w stronę drzwi. Musze
mu pomóc inaczej on go zabije! Moje myśli krzyczały w mojej głowie.
Niestety Felix całkiem skutecznie przyszpilił mnie do
ściany.
-Puść- Spojrzałem na niego nie całkiem świadom tego, co chce
zrobić. Teraz nie myślałem, po prostu musiałem pomóc temu komuś. Musiałem.
-Oszalałeś?! Nie wchodź tam. Ci goście dostają to, na co
zasłużyli. Nawet nie wkurwiaj Izaku jeszcze bardziej niż jest- Potrząsną mną,
jakby chcąc mnie obudzić. Patrzył na mnie tak hipnotycznie. Nie miał zamiaru
ustąpić. Ja też nie.
-Powiedziałem puść- Warknąłem na niego tym razem nie
żartując już. Doskonale wiem, co chcę zrobić. Może i potem będę musiał się
borykać z konsekwencjami, ale nie pozwolę by Izaku zabił tego gościa. Po prostu
nie zgadzam się na to.
-Siedź na dupie pókiś bezpieczny. Mówię ostatni raz-
Odepchnąłem od siebie czarnowłosego. Nie miałem ochoty słuchać jego głupich
wyjaśnień.
Złapał mnie za ramię i znów zatrzymał przy sobie. Obdarzył
mnie tak groźnym spojrzeniem, że pewnie normalnie bym się wzdrygnął, ale nie
tym razem.
-Puść mnie Felix. Według ciebie on zasługuje na śmierć, tak?
Nie pozwolę by go zabił bez znaczenia, jaki zakaz złamał. Wiem co robię, a
teraz puść!- W rzeczywistości nie maiłem pojęcia. Kierowałem się swoim
instynktem, przeczuciem sam nie wiem. Może sumieniem, ale na pewno nie rozumem.
Widziałem kątem oka jak Felix łapie się za głowę
zrezygnowany i zagryza wargę. Chyba zrozumiał, że po dobroci mnie nie zatrzyma.
Gwałtownie podszedłem do tych drzwi, co poprzednio i pociągnąłem
mocno za nie. Zobaczyłem jak Izaku podnosi nogę by po raz kolejny kopnąć
mężczyznę leżącego na ziemi.
Wbiegłem tam w akcie jakiejś dziwnej desperacji.
-Nieee! Czekaj!- Blondyn gwałtownie się zatrzymał. Spojrzał
na mnie pełnymi zaskoczenia oczyma. Jednak chwile potem znów zmarszczył brwi i
posłał mi wściekle spojrzenie.
-Wynoś się stąd- Fuknął w moją stronę zniecierpliwiony.
-Nie- Spojrzał na mnie tak przerażającym wzrokiem, że nawet
2 kolesi klęczących dalej w tym samym miejscu co przedtem, skuliło się. Jednak
ja dalej spokojnie patrzyłem mu głęboko w oczy.
-Nie? Masz 3 sekundy, albo zajmiesz jego miejsce- Wskazał
ręką leżącego mężczyznę.
-W takim razie zajmę jego miejsce. Nie pozwolę ci go zabić-
Spojrzałem na niego z desperacją i uporem, którego sam bym się po sobie nie
spodziewał. Mimo to moje ciało zaczęło drżeć a serce przyspieszyło. Cholera
jednak się bałem. Oczy Izaku rozszerzyły się na chwilę ze zdziwienia.
-O co ci chodzi? To nie twoja sprawa znikaj. Chyba, że wolisz
na to patrzeć- Odwrócił się do mnie tyłem i znów zamachnął się na leżącego.
-Przestań!- Krzyknąłem płaczliwie podbiegając do niego i
stając pomiędzy Izaku a zakrwawionym mężczyzną. Sam nie wiem czemu, ale w
oczach stanęły mi łzy. Dlaczego on jest taki okrutny? –Nie widzisz, że on ma
już dość? Przestań! Zabijesz go!- Zagryzłem wargę powstrzymując się przed
płaczem.
Blondyn cofnął się patrząc na mnie wściekle. Prychnął
rozgoryczony i uciekł wzrokiem gdzieś w bok.
-Czemu?... Czemu chcesz go bronić? Nie przyszło ci do głowy,
że może zasłużył sobie na to? Złamał zasady, więc dostaje stosowną karę- Znów
spojrzał na mnie tym ognistym wzrokiem. Czułem jak paliło moją dusze.
-Nikt nie zasługuje na śmierć, a na pewno nie taką-
Widziałem jak jego oczy powoli gasną by zamienić się w lód.
Wyminął mnie i kucnął przy ledwo żywym mężczyźnie. Złapał
jego brodę i uniósł tak bym dobrze ją widział. To był naprawdę straszny widok.
Chłopak wyglądał na młodego, ale trudno było powiedzieć coś więcej. Miał
podbite oczy, spuchniętą twarz w dodatku pełno ran z których lała się krew.
Usta mu drżały.
-Chcesz ratować tego śmiecia, który miał czelność
przeciwstawić się MNIE?- Mierzył mnie ostrym spojrzeniem. Był wściekły, naprawdę
był wściekły. Wściekły, że nie uległem jego słowom.
-Tak- Niemal wyszeptałem te słowa. Przełknąłem ślinę. Balem
się… Bałem się tego, co był zdolny zrobić, ale nie mam zamiaru się poddać. Nie
teraz. Hamowałem łzy, które usilnie pchały mi się do oczu. Doprowadzę to do
końca.
Wstał i przeszedł koło mnie jakby nigdy nic. Doszedł na
drugą stronę sali a potem po schodkach zasiadł na swoim wielkim fotelu tuż
naprzeciw nas. Zlizał z palca kropelkę krwi, która miała już czmychnąć na podłogę.
Spojrzał na mnie teraz z taką arogancją i pewnością siebie, że poczułem jak jego
aura przytłacza wszystko wokół.
-Dobrze więc. Skoro tak bardzo chcesz go uratować to znaczy,
że przejmiesz na siebie jego karę… Mam racje?- Zatrzęsłem się. Przecież wiedziałem,
na co się piszę. Nie mogę się teraz bać.
-Tak- W tym momencie mina mu zrzedła. Chyba był pewny, że
teraz się wycofam. A ja nie zrobiłem tego. Nie, tym razem nie mam zamiaru.
Uratuje tego chłopaka, chociażby za cenę kolejnych katorg.
-Zabierzcie mi z oczu tego śmiecia. Nie chce go więcej
oglądać- Fuknął z obrzydzeniem. Niemal natychmiast dwóch mężczyzn, którzy
wcześniej klęczeli złapali ledwo przytomnego chłopaka i wynieśli go z sali.
Zaraz za nimi wyszedł Shin, który nawet nie spojrzał w moją stronę. W sumie nie
dziwię mu się. Pewnie czuje się dotknięty.
-A ciebie litościwa owieczko wieczorem widzę u siebie w
sypialni. Przyślę po ciebie Felixa. Ciekawe czy wtedy równie mocno będziesz
chciał ocalić tego durnia - Rzucił mi tak zacięte spojrzenie, że niemal
skuliłem się w sobie.
A mimo to nie żałuję. Ocaliłem go. Dzięki mnie ten chłopak
przeżyje. Teraz czas przyjąć konsekwencje przeciwstawienia się Izaku.
Dam radę. Skoro dotarłem aż tutaj.
***
Gdy nadszedł wieczór siedziałem w pokoju kompletnie rozbity.
Nawet nie wiem, kiedy minęły te godziny. A może to były zaledwie minuty? Sam już
nie wiem.
W końcu usłyszałem pukanie do drzwi. Wiedziałem, że to
Felix. Przyszedł po mnie. Miał mnie zabrać do sypialni blondyna, bym odbył
swoją karę.
Aż za dobrze wiedziałem jak będzie wyglądać.
A mimo to nie bałem się. Czułem się… po prostu pusty.
Wstałem i otwarłem drzwi czarnowłosemu. Patrzył na mnie z
takim politowaniem, że miałem ochotę się po prostu rozpłakać.
-Już czas- Wyszedłem z pokoju stając tuż przed nim. Poddałem
się. Jeśli będę protestować to wtedy ten chłopak znowu może zostać pobity. Nie
chcę by to się stało. Przyjmę karę, którą sam zdecydowałem się wziąć.
–Nie wierze, że jesteś aż taki głupi- Nie zareagowałem na
jego słowa. Po prostu pusto wpatrywałem się przed siebie. Ogarnęła mnie
całkowita bierność. Było mi teraz obojętne, co się ze mną stanie ważne, że
uratowałem tego mężczyznę. Postawiłem się tej bestii i dzięki temu ktoś będzie
żył. Nie ważne za jaka cenę.
Felix złapał mnie za ramię i zaczął prowadzić korytarzami. Czułem
się jak kukiełka, którą ktoś ciągnie za sznurki w nieznane.
W końcu stanęliśmy przed drzwiami sypialni Izaku.
Czekałem.
-Coś ci powiem. Nie wiem czemu, ale Izaku szanuje ludzi,
którzy potrafią mu się przeciwstawić. Nawet jeśli potem ich zabija. Może to cię
jakoś pocieszy- Spojrzał na mnie cynicznie a potem odszedł.
Miałem szanse uciec…ale nie zrobiłem tego. O nie.
Czas wziąć odpowiedzialność za własne słowa.
Już czas by udowodnić blondynowi, że nie boje się go…
…że nie jestem jego zabaweczką.
I że to nie on pociąga za sznurki kierujące moim życiem.
Nacisnąłem na klamkę. Ustąpiła.
Najwyższy czas pokazać Izaku, że nie jestem przestraszonym
dzieckiem, że będę z nim walczył…
Czas spotkać się z bestią.
CDN…
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, wyobrażałam sobie że jak tak siedzi w tej bibliotece i wzdycha to ktoś gdzieś tam jest i go obserwuje... pytanie skąd Felix się tam wziął... już teraz to litościwa owieczka...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, wyobrażałam sobie że jak siedzi w tej bibliotece i wzdycha to ktoś go obserwuje... pytanie skąd Felix się tam wziął... już teraz to litościwa owieczka... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia