Nie do końca jeszcze dopracowany i dosłownie na świeżo poprawiony, ale mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za to :)
---------------------------------------------------------------------------------------------
Nim się obejrzałem wszystko nabrało szaleńczego tempa. Cała
droga z sali bankietowej pokonana w zawrotnym tempie, auto podjeżdżające na
parking ze straszliwym piskiem opon i do tego wszystkiego Izaku roztaczający
aurę ciemności wokół siebie. Nie odzywał się. Przez całą drogę patrzył jedynie pusto
przed siebie nie odwracając wzroku nawet na minutę. Był jakby zahipnotyzowany,
zamknięty w swojej własnej wewnętrznej wściekłości. Mimo to wiedziałem, że chęć
mordu wzrasta w nim nieubłaganie. Po cichu niczym nocny zabójca i tylko czeka
na jakikolwiek punkt zapalny by wybuchnąć. Wiedziałem, co zrobiłem i wiedziałem,
co mnie za to czeka. Zniszczyłem jego reputację, skalałem i zdeptałem jego
opinię. To było coś niewybaczalnego. Coś, czego nie mógł tak po prostu odpuścić.
Za to groziła największa i najokrutniejsza kara. Zanim zdążyłem się obejrzeć
znów byliśmy w siedzibie organizacji.
Gdy tylko samochód stanął a drzwi z mojej strony się
otworzyły zostałem dosłownie wyciągnięty z fotela. Kyon nie patrząc nawet raz w
moją stronę stał trzymając mnie kurczowo za ramię. Izaku wyszedł drugimi
drzwiami i niemal bez słowa przemierzył drogę z podjazdu do jakiegoś wejścia. Wszyscy,
również ja, czekaliśmy w napięciu na jakieś słowa czy reakcję. W końcu zatrzymał się i spojrzał uważnie ja
Felixa.
-Wiesz co masz zrobić?- Zapytał ostrym jak brzytwa głosem pełnym
ciemności i gniewu.
-Tak- Odparł tylko brunet posłusznie. Gdy tylko Izaku
zniknął za drzwiami, nie zastanawiając się zbytnio podszedł do mnie i „przejął”
mnie od czerwonowłosego. Szarpnął mocno za moją koszulę i pociągnął mnie w stronę
drzwi. Nie minęła chwila a już bez słowa przemierzaliśmy długie korytarze.
Żaden z nas nie chciał przełamać bariery milczenia. Nikt nie miał zamiaru się
odezwać. Wszystko działo się tak szybko,
niemal w zawrotnym tempie. Dopiero, gdy byliśmy już pod drzwiami do sypialni
Izaku, brunet nieco zwolnił. W końcu otwarł przede mną drzwi i pchnął mnie
nieznacznie w kierunku pokoju. Rozejrzałem się nieco płochliwie, ale pokój był
pusty. Wokół nie było nikogo i nie było słychać żadnych dźwięków. Nie było go,
byłem sam. Odwróciłem się i wtedy napotkałem czarne jak węgiel oczy Felixa pod
oskarżycielsko zmarszczonymi brwiami.
-Dlaczego mnie nigdy nie słuchasz? Mówiłem ci, że masz się
zachowywać!!- Warknął wściekle w moją stronę –Czy ty wiesz, co narobiłeś?-
Spojrzał na mnie z tym gorzkim grymasem na twarzy- Wszystkim nam przyniosłeś
wstyd, a sobie tylko kłopoty. Wiesz co Izaku…- Nagle ucichł spoglądając gdzieś
w głębię korytarza. Wycofa ł się nieco z pokoju spuszczając wzrok. A wtedy pojawił
się On. Zimny i nieczuły, jak burza śnieżna, która zamraża wszystko na swojej
drodze. Jasne pasma blond włosów
zawirowały pod wpływem szybkiego marszu. Jego lodowate oczy spojrzały tylko na
chwilę w moją stronę a potem znów gdzieś uciekły.
-Felix dopilnuj by nikt mi nie przeszkadzał- Jego głos
niczym lodowy sopel przeciął powietrze. Był zwyczajnie nieludzki i bezlitosny,
jakby pozbawiony wszelkich emocji i myśli.
-Dobrze- Odpowiedział cicho brunet zamykając powoli drzwi.
Ostatecznie nim brunet zniknął na dobre spojrzał jeszcze raz w moją stronę,
posyłając mi nieco dziwne spojrzenie. Jakby współczucie pomieszane z
oskarżeniem. Wiedziałem dokładnie, co miał na myśli. Ostrzegał mnie tyle razy,
tak wiele słów poszło na marne przez ten jeden głupi wybryk. Jak zwykle
wpakowałem się w kłopoty. Jednak tym razem nie skończy się na kilku siniakach i
urażonej dumie. O nie, tym razem miałem POWAŻNE kłopoty.
Stałem w ciszy topiąc wzrok w beżowym dywanie. Nie
potrafiłem się zmusić by podnieść oczy i spojrzeć blondynowi prosto w twarz.
Nie tylko ze względu na to, co stało się dzisiaj, ale ze względu na te kilka
dziwnych dni. Na te ciszę, którą sam stworzył. Po prostu nie wiedziałem, co mam
powiedzieć. Kilka razy zwilżyłem usta
językiem jakbym chciał zmusić je by same wypowiedziały cokolwiek, ale cisza wciąż
trwała. Izaku stał wciąż w jednym miejscu jak posąg zbudowany z czystego gniewu.
Gdy tylko jego ciało lekko drgnęło moje serce zadrżało z
przerażenia. Wysunął stopę w moją stronę i spojrzał prosto na mnie. Moje oczy
bezwiednie utonęły w błękitnych oceanach nienawiści. Jak w hipnozie stałem tam nieruchomo
patrząc jak powoli zbliżą się do mnie. Nawet mój oddech zastygł gdzieś w piersi
nie pozwalając mi spokojnie odetchnąć.
Blondyn powoli wyciągnął dłoń w moim kierunku. Przerażenie nagle objęło
całe moje ciało. Nie byłem w stanie się poruszyć. Mogłem tylko patrzeć na
nieludzką twarz Izaku, która nie pokazywała nawet cienia jakiejkolwiek emocji.
Jakby zamknął je gdzieś głęboko w czeluściach swojej duszy. Gdy jego palce wreszcie mnie dotknęły pchnął
mnie mocno do tyłu. Nawet nie zareagowałem, po prostu padłem jak kłoda na łóżko,
które najwyraźniej stało tuż za mną. Miejsce, które przed chwilą dotknął paliło
żywym ogniem, jakby było przeklęte. Byłem zbyt sparaliżowany strachem by
zauważyć, szybkie ruchy blondyna. Dopiero, gdy poczułem zimną stal noża przy
gardle zauważyłem, że zawisł tuż nade mną.
Ta sytuacja mi coś przypomniała. Ten moment jakby dejavu. I te słowa
„nie potrafię cię zabić” wciąż dźwięczące w mojej głowie. Jednak nie łudziłem
się. Wiedziałem, że tym razem jest inaczej. Jego porcelanowa twarz nieskażona
chociażby jedną zmarszczką zdradziła mi, że tym razem to mój koniec. Patrzyłem
w te puste oczy nie mając nadziei na ratunek.
-Myślisz, że nie mam na tyle odwagi by Cię zabić?-
Otworzyłem usta by coś powiedzieć, ale nie wiedziałem co. Moja głowa była
zwyczajnie pusta – Mam ochotę przebić twoje gardło i patrzeć jak powoli dusisz
się błagając o szybszą śmierć- Poczułem dreszcz na plecach słysząc te słowa.
Moje oczy zrobiły się nagle wilgotne a łzy same pociekły po moich policzkach. Cóż
nie miałem zamiaru błagać o życie. Chciałem mu pozwolić mnie zabić, tak
zwyczajnie. Nagle poczułem się taki zmęczony życiem. Skonanie przy nim było
chyba teraz tym, czego najbardziej chciałem.
-Więc zrób to- Zdołałem wydusić te słowa przez łzy odchylając
głowę do tyłu. Zamknąłem oczy i zacisnąłem zęby czekając na to, co zrobi. Byłem
przygotowany na śmierć. Chciałem wiedzieć czy tym razem się odważy, czy mu na
mnie choć odrobinę zależy. Poczułem ból na szyi, ale nie było to mocne
pchnięcie. Zaledwie muśnięcie nożem, które przecięło lekko delikatną skórę. Nie
poruszyłem się, syknąłem tylko cicho, gdy poczułem pieczenie. W bezruchu
czekałem, aż wreszcie spełni swoje groźby.
Gwałtowne szarpnięcie ocuciło mnie lekko. Zostałem przerzucony brutalnie
na brzuch zupełnie bez wysiłku, jakbym był zaledwie piórkiem. Poczułem jak
silne kolano wbija się w moje plecy a smukłe palce zaciskają się na moich
kosmykach. A później jeszcze bolesne szarpnięcie.
-Ty głupi bachorze niszczysz wszystko, na co tak ciężko
pracowałem- Warknął wprost do mojego ucha. Chwile potem poczułem ostre cięcie
na ramieniu. Znów syknąłem czując piekący ból. –Myślisz, że wiesz, co to ból i
strach? Nie masz pojęcia.- Kolejne cięcie wzdłuż moich pleców. Płytkie, ale
wystarczające bym po raz kolejny syknął z bólu.
-Pokaże ci to znaczy cierpieć. Do tej pory byłem dla ciebie
za dobry, zbyt miły. Widać tobie potrzeba twardej ręki – Kolejne płytkie cięcie
i kolejny syk bólu wydobył się z mojego gardła. Poczułem nieco silniejsze
szarpnięcie za włosy a potem dźwięk ostrza przesuwającego się szybko w
powietrzu. Nim się obejrzałem Blondyn rozrzucił na prześcieradło garść moich
włosów. Zamarłem.
-Co ty na to moja księżniczko, żebyśmy Cię trochę upiększyli?-
Potem poczułem kolejne szarpnięcia i kolejne coraz większe garści włosów
lądowały na pościeli. Zapłakałem gorzko. Nie było mi żal włosów, ale po prostu
zdałem sobie sprawę jak bardzo bezwartościowy jestem dla niego. Jak bardzo
chciałby mnie się pozbyć. Byłem jedynie zawadą –Płaczesz? To dopiero początek –Zasyczał
mi do ucha tym jadowitym głosem.
-Nie wiem dlaczego zrobiłeś dzisiaj coś tak głupiego, ale zapewniam
cię, że gorzko tego pożałujesz –Złapał za tył mojej koszuli i jednym szybkim
ruchem rozerwał ją na moich plecach. Potem poczułem kolejny cios nożem. Tym
razem nieco głębszy. Zagryzłem zęby by nie krzyknąć –Zdaje się, że zdenerwowało
cię to, że mój klient nazwał cię zabaweczką- Mimo dużego bólu szybko odwróciłem
głowę by spojrzeć prosto w zimne oczy blondyna.
- Słyszałeś?- Zapytałem z dziecinną głupota i naiwnością w
głosie. Wiedział, on o wszystkim wiedział!! Zapewne przysłuchiwał się naszej
rozmowie, gdy nie patrzyłem. Dlaczego? Dlaczego nic wtedy nie zrobił? Czy on…
czy on mnie testował?
-Oczywiście, że słyszałem. Myślisz, że cokolwiek mogłoby
umknął mojej uwadze- Jego twarz nawet nie zmieniła wyrazu gdy to mówił. Jakby
to było zupełnie bez znaczenia. Gdy dostrzegł zmieszanie w moich oczach, na
jego ustach wymalował się ten paskudny perfidny uśmiech. On po prostu się mną
bawił. Przez cały ten czas… zrobił to wszystko celowo!
-Ty draniu- Zawarczałem przez zaciśnięte zęby a łzy goryczy
polały się gęsto po moich policzkach. Dlaczego? Do tej pory miałem nadzieję
gdzieś tam w głębi siebie, w głębi mojego serca, że może jakoś w jakiś
wyjątkowo dziwny i pokrętny sposób zależy mu na mnie. A on tak po prostu dał
mnie obrażać i poniżać przez jakiegoś byle dupka. Izaku wyraźnie jeszcze bardziej rozwścieczony
moimi słowami złapał mnie za szczękę i przysunął swoją twarz blisko mojej.
-Ty gówniarzu myślisz, że coś dla mnie znaczysz? Każde słowo
tamtego mężczyzny było prawdziwe, zrozum to wreszcie- Jego gorzkie słowa
doprowadzały mnie do szaleństwa. Byłem
zrozpaczony, a blondyn kipiał wściekłością. – Na dowód tego udowodnię ci, że
jesteś tylko zwykłą dziwką- Odrzucił mnie gwałtownie na łóżko. Poczułem jak
jego zimne palce zdzierają ze mnie spodnie. Nie opierałem się. To nie miało
sensu, nie miałem siły. Czułem się jakby ktoś odebrał mi wszystko, dosłownie
wszystko godność ciało a teraz i serce. Tak jakby je zabrał i rozszarpał na
moich oczach. Właśnie tak się teraz czułem.
Nagły rozrywający ból i szybkie pchnięcie sprawiło, że
syknąłem i wygiąłem się. Zacząłem się bronić, jednak blondyn silnym uściskiem
zablokował mi ręce i przyszpilił je do prześcieradła obracając mnie na bok.
Znów poczułem pchnięcia. Krzyknąłem, ale nikt nie usłyszał. Nikt nie chciał
słyszeć. Kolejne pchnięcia i coraz bardziej narastający ból. Potem przygniótł
moją twarz do poduszki. Z ledwością oddychałem łapiąc ciężko każdy oddech.
Potężny dreszcz wstrząsną moim ciałem. Nie wiem czy byłem przerażony czy to po
prostu jakaś chora nienormalna przyjemność, którą odczuwało moje ciało. Moje
serce i dusza były jednak zdruzgotane. Ryczałem w poduszkę niczym małe dziecko.
Ten drań… ten …och boże, jak mogłem myśleć, że… może. Zwyczajnie nie potrafiłem
się otrząsnąć z tego, co usłyszałem. Myślałem, w głębi serca …, że może… a on
tak po prostu odrzucił mnie od siebie.
Nie potrafiłem powstrzymać łez. Nie płakałem z bólu, do niego zdążyłem
się już przyzwyczaić. Tutaj ciągle obrywałem, ale po prostu … ja go kochałem i
nie potrafiłem przestać. Mimo tego, co mi zrobił nie potrafiłem. Płakałem, bo
mnie krzywdził, bo te uczucia mnie zabijały i obezwładniały od środka. Płakałem z nieodwzajemnionej miłości, tak
głupiej i bezsensownej.
Znów mnie szarpnął. Przywiązał moje ręce do zagłówka łóżka. I
zaczął mocno we mnie wchodzić. Nagle znienacka rzucił mnie na plecy. Jęknąłem
przeciągle z bólu. Moje ciało miało już dość. Rany zaczęły piec żywym ogniem,
gdy dostały się do nich krople potu. Czułem jak moje ciało zaczyna puchnąć i
odmawiać mi posłuszeństwa, jak powoli zaczynałem odpływać. Nagle Izaku spojrzał
na mnie zupełnie poważnie.
-Wiem, co z tobą zrobię. Oddam cię panu Fukudzie, jako zadośćuczynienie
za to jak go dzisiaj ośmieszyłeś- Na dźwięk tych słów moje serce zatrzymało się
a przerażenie stanęło mi w gardle
–Posiada kilka burdeli myślę, że mu się spodobałeś będzie
miał z ciebie pociechę, przynajmniej na jakiś czas- Spojrzał na mnie tym
lodowym wzrokiem bez uczuć. Nie, nie wierzę. Czy on mówił poważnie? Nie mogłem
w to uwierzyć. To nie mogło być prawdą. To niemożliwe. Nie chcę… ja…
-Nie… proszę- Wyszeptałem zrozpaczony, patrząc mu w oczy
błagalnie, ale on był nieugięty.
-Ty prosisz? Nie masz do niczego prawa rozumiesz? Jeśli będę
chciał zrobię z tobą, co zechcę, nawet oddam cię innemu mężczyźnie- Złapał mnie
za szyję i przyciągnął ku sobie –Zrozum wreszcie jesteś dla mnie jak rzecz i należysz
do mnie- Syknął w moje biedne uszy i pchnął mnie z całej siły tak, że
ześlizgnąłem się z łóżka trącając przy okazji szafkę nocną i zrzucając szklaną
lampkę leżącą na niej. Szkło rozsypało
się po podłodze, a ja spadłem tuż za nim. Próbując zamortyzować upadek pokaleczyłem całe
dłonie. Odskoczyłem czując jak te małe drobiny rozrywają moją skórę. Blondyn
spojrzał na mnie wzrokiem pełnym wstrętu i obrzydzenia. –Jutro rano każę cię do
niego odesłać – Prychnął pogardliwie i zostawił mnie tak leżącego na podłodze w
szkle. Wszedł do łazienki, która była tuż obok trzaskając za sobą drzwiami.
Podniosłem się lekko kalecząc coraz mocniej ręce. Usiadłem
bezradnie opierając obolałe plecy o brzeg łóżka. Spojrzałem na dłonie, w
których tkwiły małe odłamki szkła. Trzęsącymi się palcami zacząłem je powoli
wyciągać sycząc przy tym z bólu. Mój oddech nie chciał się uspokoić a do oczu
wciąż napływały coraz to nowe łzy, który kaskadami spadały na moje ciało. Nie mogę
w to uwierzyć. Jak on mógł być tak bezduszny? Dlaczego? Dlaczego chciał mi coś
takiego zrobić? Chciał mnie oddać, oddać innemu. Zaszlochałem rozpaczliwie i
gorzko nad własnym losem. Gdy bezskutecznie próbowałem wyjąć kolejny odłamek z dłoni
zawrzało we mnie. Z wściekłości kopnąłem w większe odłamki lampy, które natychmiast
przecięły mi skórę nad kostką. Znów syknąłem i spojrzałem jak krew powoli
wypływa z rany. Złapałem za większy kawałek szkła umazany moją krwią i
przyglądałem mu się przez chwilę beznamiętnie.
Wielka dziura, która pozostała w miejscu, w którym jeszcze niedawno było
serce, bolała i paliła. Nie mogłem się z tym pogodzić. Chciał mnie oddać. Jutro
miałem trafić do tego obleśnego typa. Na samo wspomnienie jego rubasznego
uśmiechu i tych okropnych świńskich oczu, którymi tak dokładnie mnie lustrował
było mi niedobrze. Wolałbym umrzeć niż trafić w jego ręce. Wolałbym zginąć. Wolałbym,
wszystko byle nie to… Nie pozwolę na to, nie chcę…
Zagryzłem wargę zatrzymując krzyk rozpaczy w sobie.
Spojrzałem w stronę drzwi łazienkowych. Nie otwierały się a za ścianą było słychać
stłumiony szum wody. Ciężki oddech wydostał się z moich ust. Westchnąłem a
wargi zadrżały mi z bezradności. Co miałem zrobić? Zacisnąłem mocniej w palcach
duży kawałek szkła, aż w końcu pociekły po nich strużki krwi.
Wiedziałem, co muszę zrobić. Ten łajdak mnie nie dostanie, o
nie. Nigdy nie pozwolę na to. Skoro Izaku mnie nie chce to żaden inny
zboczeniec nie będzie mnie dotykał. Wyciągnąłem przed siebie przedramię i
zacisnąłem zęby z całych sił. Przez chwilę zawahałem się, ale nie było już dla
mnie innej drogi. Przyłożyłem szkło do nadgarstka i jednym mocnym ruchem
rozciąłem skórę na nim. Moje serce rozdzierała potworna boleść, która
zagłuszyła fizyczny ból. Rana była zbyt
płytka, więc krew leciała powoli. Zrobiłem to jeszcze raz. Znów przysunąłem
szkło do rany i tym razem mocniej docisnąłem je do ciała. Z mojego gardła
wydarł się stłumiony wrzask. Dłoń zaczęła mi drżeć, ale mimo to przełożyłem
szklane ostrze do drugiej ręki i wystawiłem drugi nadgarstek. Spojrzałem na
niego uważnie. Dwie wielkie krople łez spadły na moją bladą skórę. Wściekle
zacisnąłem szkło i nie wahając się przeciąłem skórę na drugiej ręce. Tym razem
mocniej, tak, że jasna krew od razu zaczęła wypływać strużkami. Odrzuciłem
szkło od siebie, a to z brzdękiem odbiło się od ściany zostawiając na niej
krwawe kropelki.
Przymknąłem powieki czekając aż śmierć weźmie mnie w swoje
objęcia. Nie musiałem na to długo czekać. Odrzuciłem głowę do tyłu czując jak
dziwne zmęczenie przejmuje nade mną kontrolę. Zapewne rany, które zadał mi
Izaku przyspieszą jeszcze moje odejście. Całe szczęście. Leżałem tak dłuższą
chwilę mając przed sobą obraz tych błękitnych rozwścieczonych oczu. Obraz,
który przywoływała nieubłaganie moja wyobraźnia. Usłyszałem w oddali dziwne
dźwięki. Otworzyłem oczy gwałtownie, ale było zbyt jasno. Światło raziło mnie w
oczy a pokój wirował. Wszystko było takie rozmazane i niewyraźne. Jednak mi to
nie przeszkadzało. Byłem szczęśliwy… szczęśliwy, że uda mi się uciec, ale…
jednocześnie już za nim tęskniłem. Byłem
głupi prawda? Nawet teraz tak bardzo go kochałem, tak bardzo za nim tęskniłem.
Nie chciałem go zostawiać, ale on przecież mnie nie chciał. Moje serce
zwyczajnie nie mogłoby wytrzymać już dłużej takiego bólu, tej katorgi. Po prostu postanowiłem się poddać. Nie potrafiłem
znieść już więcej bólu. Poczułem nagle silne szarpnięcie. Potem jakbym uniósł
się w powietrzu. Czy ja idę do nieba? Czy tak wygląda droga po śmierci?
Słyszałem cichy głos… głos Izaku, ale byłem już zbyt słaby. Nie miałem siły by otworzyć
oczy, które same już się zamknęły. Może to zwyczajnie moja wyobraźnia ostatkiem
tchu wraca do niego? Tak bardzo będę za nim tęsknił.
Mimo wszystko… jestem największym głupcem na świecie.
CDN…
Można liczyć na kolejny rozdział?
OdpowiedzUsuńMożna właśnie go piszę, ale niestety nie mam pomysłu jak dobrze go napisać, żeby rozwinąć dalszą dynamiczną akcję, więc proszę jeszcze o cierpliwość.
OdpowiedzUsuń