piątek, 5 września 2014

Należysz do mnie

Nie do końca jeszcze dopracowany i dosłownie na świeżo poprawiony, ale mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za to :)  
---------------------------------------------------------------------------------------------
Nim się obejrzałem wszystko nabrało szaleńczego tempa. Cała droga z sali bankietowej pokonana w zawrotnym tempie, auto podjeżdżające na parking ze straszliwym piskiem opon i do tego wszystkiego Izaku roztaczający aurę ciemności wokół siebie. Nie odzywał się. Przez całą drogę patrzył jedynie pusto przed siebie nie odwracając wzroku nawet na minutę. Był jakby zahipnotyzowany, zamknięty w swojej własnej wewnętrznej wściekłości. Mimo to wiedziałem, że chęć mordu wzrasta w nim nieubłaganie. Po cichu niczym nocny zabójca i tylko czeka na jakikolwiek punkt zapalny by wybuchnąć. Wiedziałem, co zrobiłem i wiedziałem, co mnie za to czeka. Zniszczyłem jego reputację, skalałem i zdeptałem jego opinię. To było coś niewybaczalnego. Coś, czego nie mógł tak po prostu odpuścić. Za to groziła największa i najokrutniejsza kara. Zanim zdążyłem się obejrzeć znów byliśmy w siedzibie organizacji.
Gdy tylko samochód stanął a drzwi z mojej strony się otworzyły zostałem dosłownie wyciągnięty z fotela. Kyon nie patrząc nawet raz w moją stronę stał trzymając mnie kurczowo za ramię. Izaku wyszedł drugimi drzwiami i niemal bez słowa przemierzył drogę z podjazdu do jakiegoś wejścia. Wszyscy, również ja, czekaliśmy w napięciu na jakieś słowa czy reakcję.  W końcu zatrzymał się i spojrzał uważnie ja Felixa.
-Wiesz co masz zrobić?- Zapytał ostrym jak brzytwa głosem pełnym ciemności i gniewu.
-Tak- Odparł tylko brunet posłusznie. Gdy tylko Izaku zniknął za drzwiami, nie zastanawiając się zbytnio podszedł do mnie i „przejął” mnie od czerwonowłosego. Szarpnął mocno za moją koszulę i pociągnął mnie w stronę drzwi. Nie minęła chwila a już bez słowa przemierzaliśmy długie korytarze. Żaden z nas nie chciał przełamać bariery milczenia. Nikt nie miał zamiaru się odezwać.  Wszystko działo się tak szybko, niemal w zawrotnym tempie. Dopiero, gdy byliśmy już pod drzwiami do sypialni Izaku, brunet nieco zwolnił. W końcu otwarł przede mną drzwi i pchnął mnie nieznacznie w kierunku pokoju. Rozejrzałem się nieco płochliwie, ale pokój był pusty. Wokół nie było nikogo i nie było słychać żadnych dźwięków. Nie było go, byłem sam. Odwróciłem się i wtedy napotkałem czarne jak węgiel oczy Felixa pod oskarżycielsko zmarszczonymi brwiami.
-Dlaczego mnie nigdy nie słuchasz? Mówiłem ci, że masz się zachowywać!!- Warknął wściekle w moją stronę –Czy ty wiesz, co narobiłeś?- Spojrzał na mnie z tym gorzkim grymasem na twarzy- Wszystkim nam przyniosłeś wstyd, a sobie tylko kłopoty. Wiesz co Izaku…- Nagle ucichł spoglądając gdzieś w głębię korytarza. Wycofa ł się nieco z pokoju spuszczając wzrok. A wtedy pojawił się On. Zimny i nieczuły, jak burza śnieżna, która zamraża wszystko na swojej drodze.  Jasne pasma blond włosów zawirowały pod wpływem szybkiego marszu. Jego lodowate oczy spojrzały tylko na chwilę w moją stronę a potem znów gdzieś uciekły.
-Felix dopilnuj by nikt mi nie przeszkadzał- Jego głos niczym lodowy sopel przeciął powietrze. Był zwyczajnie nieludzki i bezlitosny, jakby pozbawiony wszelkich emocji i myśli.
-Dobrze- Odpowiedział cicho brunet zamykając powoli drzwi. Ostatecznie nim brunet zniknął na dobre spojrzał jeszcze raz w moją stronę, posyłając mi nieco dziwne spojrzenie. Jakby współczucie pomieszane z oskarżeniem. Wiedziałem dokładnie, co miał na myśli. Ostrzegał mnie tyle razy, tak wiele słów poszło na marne przez ten jeden głupi wybryk. Jak zwykle wpakowałem się w kłopoty. Jednak tym razem nie skończy się na kilku siniakach i urażonej dumie. O nie, tym razem miałem POWAŻNE kłopoty. 
Stałem w ciszy topiąc wzrok w beżowym dywanie. Nie potrafiłem się zmusić by podnieść oczy i spojrzeć blondynowi prosto w twarz. Nie tylko ze względu na to, co stało się dzisiaj, ale ze względu na te kilka dziwnych dni. Na te ciszę, którą sam stworzył. Po prostu nie wiedziałem, co mam powiedzieć.  Kilka razy zwilżyłem usta językiem jakbym chciał zmusić je by same wypowiedziały cokolwiek, ale cisza wciąż trwała. Izaku stał wciąż w jednym miejscu jak posąg zbudowany z czystego gniewu.
Gdy tylko jego ciało lekko drgnęło moje serce zadrżało z przerażenia. Wysunął stopę w moją stronę i spojrzał prosto na mnie. Moje oczy bezwiednie utonęły w błękitnych oceanach nienawiści. Jak w hipnozie stałem tam nieruchomo patrząc jak powoli zbliżą się do mnie. Nawet mój oddech zastygł gdzieś w piersi nie pozwalając mi spokojnie odetchnąć.  Blondyn powoli wyciągnął dłoń w moim kierunku. Przerażenie nagle objęło całe moje ciało. Nie byłem w stanie się poruszyć. Mogłem tylko patrzeć na nieludzką twarz Izaku, która nie pokazywała nawet cienia jakiejkolwiek emocji. Jakby zamknął je gdzieś głęboko w czeluściach swojej duszy.  Gdy jego palce wreszcie mnie dotknęły pchnął mnie mocno do tyłu. Nawet nie zareagowałem, po prostu padłem jak kłoda na łóżko, które najwyraźniej stało tuż za mną. Miejsce, które przed chwilą dotknął paliło żywym ogniem, jakby było przeklęte. Byłem zbyt sparaliżowany strachem by zauważyć, szybkie ruchy blondyna. Dopiero, gdy poczułem zimną stal noża przy gardle zauważyłem, że zawisł tuż nade mną.  Ta sytuacja mi coś przypomniała. Ten moment jakby dejavu. I te słowa „nie potrafię cię zabić” wciąż dźwięczące w mojej głowie. Jednak nie łudziłem się. Wiedziałem, że tym razem jest inaczej. Jego porcelanowa twarz nieskażona chociażby jedną zmarszczką zdradziła mi, że tym razem to mój koniec. Patrzyłem w te puste oczy nie mając nadziei na ratunek.
-Myślisz, że nie mam na tyle odwagi by Cię zabić?- Otworzyłem usta by coś powiedzieć, ale nie wiedziałem co. Moja głowa była zwyczajnie pusta – Mam ochotę przebić twoje gardło i patrzeć jak powoli dusisz się błagając o szybszą śmierć- Poczułem dreszcz na plecach słysząc te słowa. Moje oczy zrobiły się nagle wilgotne a łzy same pociekły po moich policzkach. Cóż nie miałem zamiaru błagać o życie. Chciałem mu pozwolić mnie zabić, tak zwyczajnie. Nagle poczułem się taki zmęczony życiem. Skonanie przy nim było chyba teraz tym, czego najbardziej chciałem.
-Więc zrób to- Zdołałem wydusić te słowa przez łzy odchylając głowę do tyłu. Zamknąłem oczy i zacisnąłem zęby czekając na to, co zrobi. Byłem przygotowany na śmierć. Chciałem wiedzieć czy tym razem się odważy, czy mu na mnie choć odrobinę zależy. Poczułem ból na szyi, ale nie było to mocne pchnięcie. Zaledwie muśnięcie nożem, które przecięło lekko delikatną skórę. Nie poruszyłem się, syknąłem tylko cicho, gdy poczułem pieczenie. W bezruchu czekałem, aż wreszcie spełni swoje groźby.  Gwałtowne szarpnięcie ocuciło mnie lekko. Zostałem przerzucony brutalnie na brzuch zupełnie bez wysiłku, jakbym był zaledwie piórkiem. Poczułem jak silne kolano wbija się w moje plecy a smukłe palce zaciskają się na moich kosmykach. A później jeszcze bolesne szarpnięcie.
-Ty głupi bachorze niszczysz wszystko, na co tak ciężko pracowałem- Warknął wprost do mojego ucha. Chwile potem poczułem ostre cięcie na ramieniu. Znów syknąłem czując piekący ból. –Myślisz, że wiesz, co to ból i strach? Nie masz pojęcia.- Kolejne cięcie wzdłuż moich pleców. Płytkie, ale wystarczające bym po raz kolejny syknął z bólu.
-Pokaże ci to znaczy cierpieć. Do tej pory byłem dla ciebie za dobry, zbyt miły. Widać tobie potrzeba twardej ręki – Kolejne płytkie cięcie i kolejny syk bólu wydobył się z mojego gardła. Poczułem nieco silniejsze szarpnięcie za włosy a potem dźwięk ostrza przesuwającego się szybko w powietrzu. Nim się obejrzałem Blondyn rozrzucił na prześcieradło garść moich włosów.  Zamarłem. 
-Co ty na to moja księżniczko, żebyśmy Cię trochę upiększyli?- Potem poczułem kolejne szarpnięcia i kolejne coraz większe garści włosów lądowały na pościeli. Zapłakałem gorzko. Nie było mi żal włosów, ale po prostu zdałem sobie sprawę jak bardzo bezwartościowy jestem dla niego. Jak bardzo chciałby mnie się pozbyć. Byłem jedynie zawadą –Płaczesz? To dopiero początek –Zasyczał mi do ucha tym jadowitym głosem.
-Nie wiem dlaczego zrobiłeś dzisiaj coś tak głupiego, ale zapewniam cię, że gorzko tego pożałujesz –Złapał za tył mojej koszuli i jednym szybkim ruchem rozerwał ją na moich plecach. Potem poczułem kolejny cios nożem. Tym razem nieco głębszy. Zagryzłem zęby by nie krzyknąć –Zdaje się, że zdenerwowało cię to, że mój klient nazwał cię zabaweczką- Mimo dużego bólu szybko odwróciłem głowę by spojrzeć prosto w zimne oczy blondyna.
- Słyszałeś?- Zapytałem z dziecinną głupota i naiwnością w głosie. Wiedział, on o wszystkim wiedział!! Zapewne przysłuchiwał się naszej rozmowie, gdy nie patrzyłem. Dlaczego? Dlaczego nic wtedy nie zrobił? Czy on… czy on mnie testował?
-Oczywiście, że słyszałem. Myślisz, że cokolwiek mogłoby umknął mojej uwadze- Jego twarz nawet nie zmieniła wyrazu gdy to mówił. Jakby to było zupełnie bez znaczenia. Gdy dostrzegł zmieszanie w moich oczach, na jego ustach wymalował się ten paskudny perfidny uśmiech. On po prostu się mną bawił. Przez cały ten czas… zrobił to wszystko celowo!
-Ty draniu- Zawarczałem przez zaciśnięte zęby a łzy goryczy polały się gęsto po moich policzkach. Dlaczego? Do tej pory miałem nadzieję gdzieś tam w głębi siebie, w głębi mojego serca, że może jakoś w jakiś wyjątkowo dziwny i pokrętny sposób zależy mu na mnie. A on tak po prostu dał mnie obrażać i poniżać przez jakiegoś byle dupka.  Izaku wyraźnie jeszcze bardziej rozwścieczony moimi słowami złapał mnie za szczękę i przysunął swoją twarz blisko mojej.
-Ty gówniarzu myślisz, że coś dla mnie znaczysz? Każde słowo tamtego mężczyzny było prawdziwe, zrozum to wreszcie- Jego gorzkie słowa doprowadzały mnie do szaleństwa.  Byłem zrozpaczony, a blondyn kipiał wściekłością. – Na dowód tego udowodnię ci, że jesteś tylko zwykłą dziwką- Odrzucił mnie gwałtownie na łóżko. Poczułem jak jego zimne palce zdzierają ze mnie spodnie. Nie opierałem się. To nie miało sensu, nie miałem siły. Czułem się jakby ktoś odebrał mi wszystko, dosłownie wszystko godność ciało a teraz i serce. Tak jakby je zabrał i rozszarpał na moich oczach. Właśnie tak się teraz czułem. 
Nagły rozrywający ból i szybkie pchnięcie sprawiło, że syknąłem i wygiąłem się. Zacząłem się bronić, jednak blondyn silnym uściskiem zablokował mi ręce i przyszpilił je do prześcieradła obracając mnie na bok. Znów poczułem pchnięcia. Krzyknąłem, ale nikt nie usłyszał. Nikt nie chciał słyszeć. Kolejne pchnięcia i coraz bardziej narastający ból. Potem przygniótł moją twarz do poduszki. Z ledwością oddychałem łapiąc ciężko każdy oddech. Potężny dreszcz wstrząsną moim ciałem. Nie wiem czy byłem przerażony czy to po prostu jakaś chora nienormalna przyjemność, którą odczuwało moje ciało. Moje serce i dusza były jednak zdruzgotane. Ryczałem w poduszkę niczym małe dziecko. Ten drań… ten …och boże, jak mogłem myśleć, że… może. Zwyczajnie nie potrafiłem się otrząsnąć z tego, co usłyszałem. Myślałem, w głębi serca …, że może… a on tak po prostu odrzucił mnie od siebie.  Nie potrafiłem powstrzymać łez. Nie płakałem z bólu, do niego zdążyłem się już przyzwyczaić. Tutaj ciągle obrywałem, ale po prostu … ja go kochałem i nie potrafiłem przestać. Mimo tego, co mi zrobił nie potrafiłem. Płakałem, bo mnie krzywdził, bo te uczucia mnie zabijały i obezwładniały od środka.  Płakałem z nieodwzajemnionej miłości, tak głupiej i bezsensownej.
Znów mnie szarpnął. Przywiązał moje ręce do zagłówka łóżka. I zaczął mocno we mnie wchodzić. Nagle znienacka rzucił mnie na plecy. Jęknąłem przeciągle z bólu. Moje ciało miało już dość. Rany zaczęły piec żywym ogniem, gdy dostały się do nich krople potu. Czułem jak moje ciało zaczyna puchnąć i odmawiać mi posłuszeństwa, jak powoli zaczynałem odpływać. Nagle Izaku spojrzał na mnie zupełnie poważnie.
-Wiem, co z tobą zrobię. Oddam cię panu Fukudzie, jako zadośćuczynienie za to jak go dzisiaj ośmieszyłeś- Na dźwięk tych słów moje serce zatrzymało się a przerażenie stanęło mi w gardle
–Posiada kilka burdeli myślę, że mu się spodobałeś będzie miał z ciebie pociechę, przynajmniej na jakiś czas- Spojrzał na mnie tym lodowym wzrokiem bez uczuć. Nie, nie wierzę. Czy on mówił poważnie? Nie mogłem w to uwierzyć. To nie mogło być prawdą. To niemożliwe. Nie chcę… ja…
-Nie… proszę- Wyszeptałem zrozpaczony, patrząc mu w oczy błagalnie, ale on był nieugięty.
-Ty prosisz? Nie masz do niczego prawa rozumiesz? Jeśli będę chciał zrobię z tobą, co zechcę, nawet oddam cię innemu mężczyźnie- Złapał mnie za szyję i przyciągnął ku sobie –Zrozum wreszcie jesteś dla mnie jak rzecz i należysz do mnie- Syknął w moje biedne uszy i pchnął mnie z całej siły tak, że ześlizgnąłem się z łóżka trącając przy okazji szafkę nocną i zrzucając szklaną lampkę leżącą na niej.  Szkło rozsypało się po podłodze, a ja spadłem tuż za nim.  Próbując zamortyzować upadek pokaleczyłem całe dłonie. Odskoczyłem czując jak te małe drobiny rozrywają moją skórę. Blondyn spojrzał na mnie wzrokiem pełnym wstrętu i obrzydzenia. –Jutro rano każę cię do niego odesłać – Prychnął pogardliwie i zostawił mnie tak leżącego na podłodze w szkle. Wszedł do łazienki, która była tuż obok trzaskając za sobą drzwiami.
Podniosłem się lekko kalecząc coraz mocniej ręce. Usiadłem bezradnie opierając obolałe plecy o brzeg łóżka. Spojrzałem na dłonie, w których tkwiły małe odłamki szkła. Trzęsącymi się palcami zacząłem je powoli wyciągać sycząc przy tym z bólu. Mój oddech nie chciał się uspokoić a do oczu wciąż napływały coraz to nowe łzy, który kaskadami spadały na moje ciało. Nie mogę w to uwierzyć. Jak on mógł być tak bezduszny? Dlaczego? Dlaczego chciał mi coś takiego zrobić? Chciał mnie oddać, oddać innemu. Zaszlochałem rozpaczliwie i gorzko nad własnym losem. Gdy bezskutecznie próbowałem wyjąć kolejny odłamek z dłoni zawrzało we mnie. Z wściekłości kopnąłem w większe odłamki lampy, które natychmiast przecięły mi skórę nad kostką. Znów syknąłem i spojrzałem jak krew powoli wypływa z rany. Złapałem za większy kawałek szkła umazany moją krwią i przyglądałem mu się przez chwilę beznamiętnie.  Wielka dziura, która pozostała w miejscu, w którym jeszcze niedawno było serce, bolała i paliła. Nie mogłem się z tym pogodzić. Chciał mnie oddać. Jutro miałem trafić do tego obleśnego typa. Na samo wspomnienie jego rubasznego uśmiechu i tych okropnych świńskich oczu, którymi tak dokładnie mnie lustrował było mi niedobrze. Wolałbym umrzeć niż trafić w jego ręce. Wolałbym zginąć. Wolałbym, wszystko byle nie to… Nie pozwolę na to, nie chcę…
Zagryzłem wargę zatrzymując krzyk rozpaczy w sobie. Spojrzałem w stronę drzwi łazienkowych. Nie otwierały się a za ścianą było słychać stłumiony szum wody. Ciężki oddech wydostał się z moich ust. Westchnąłem a wargi zadrżały mi z bezradności. Co miałem zrobić? Zacisnąłem mocniej w palcach duży kawałek szkła, aż w końcu pociekły po nich strużki krwi.
Wiedziałem, co muszę zrobić. Ten łajdak mnie nie dostanie, o nie. Nigdy nie pozwolę na to. Skoro Izaku mnie nie chce to żaden inny zboczeniec nie będzie mnie dotykał. Wyciągnąłem przed siebie przedramię i zacisnąłem zęby z całych sił. Przez chwilę zawahałem się, ale nie było już dla mnie innej drogi. Przyłożyłem szkło do nadgarstka i jednym mocnym ruchem rozciąłem skórę na nim. Moje serce rozdzierała potworna boleść, która zagłuszyła fizyczny ból.  Rana była zbyt płytka, więc krew leciała powoli. Zrobiłem to jeszcze raz. Znów przysunąłem szkło do rany i tym razem mocniej docisnąłem je do ciała. Z mojego gardła wydarł się stłumiony wrzask. Dłoń zaczęła mi drżeć, ale mimo to przełożyłem szklane ostrze do drugiej ręki i wystawiłem drugi nadgarstek. Spojrzałem na niego uważnie. Dwie wielkie krople łez spadły na moją bladą skórę. Wściekle zacisnąłem szkło i nie wahając się przeciąłem skórę na drugiej ręce. Tym razem mocniej, tak, że jasna krew od razu zaczęła wypływać strużkami. Odrzuciłem szkło od siebie, a to z brzdękiem odbiło się od ściany zostawiając na niej krwawe kropelki.
Przymknąłem powieki czekając aż śmierć weźmie mnie w swoje objęcia. Nie musiałem na to długo czekać. Odrzuciłem głowę do tyłu czując jak dziwne zmęczenie przejmuje nade mną kontrolę. Zapewne rany, które zadał mi Izaku przyspieszą jeszcze moje odejście. Całe szczęście. Leżałem tak dłuższą chwilę mając przed sobą obraz tych błękitnych rozwścieczonych oczu. Obraz, który przywoływała nieubłaganie moja wyobraźnia. Usłyszałem w oddali dziwne dźwięki. Otworzyłem oczy gwałtownie, ale było zbyt jasno. Światło raziło mnie w oczy a pokój wirował. Wszystko było takie rozmazane i niewyraźne. Jednak mi to nie przeszkadzało. Byłem szczęśliwy… szczęśliwy, że uda mi się uciec, ale… jednocześnie już za nim tęskniłem.  Byłem głupi prawda? Nawet teraz tak bardzo go kochałem, tak bardzo za nim tęskniłem. Nie chciałem go zostawiać, ale on przecież mnie nie chciał. Moje serce zwyczajnie nie mogłoby wytrzymać już dłużej takiego bólu, tej katorgi.  Po prostu postanowiłem się poddać. Nie potrafiłem znieść już więcej bólu. Poczułem nagle silne szarpnięcie. Potem jakbym uniósł się w powietrzu. Czy ja idę do nieba? Czy tak wygląda droga po śmierci? Słyszałem cichy głos… głos Izaku, ale byłem już zbyt słaby. Nie miałem siły by otworzyć oczy, które same już się zamknęły. Może to zwyczajnie moja wyobraźnia ostatkiem tchu wraca do niego? Tak bardzo będę za nim tęsknił.
Mimo wszystko… jestem największym głupcem na świecie.

CDN…

2 komentarze:

  1. Można liczyć na kolejny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  2. Można właśnie go piszę, ale niestety nie mam pomysłu jak dobrze go napisać, żeby rozwinąć dalszą dynamiczną akcję, więc proszę jeszcze o cierpliwość.

    OdpowiedzUsuń