Po dość długiej przerwie, za którą jeszcze raz bardzo przepraszam, wreszcie przygotowałam dla was rozdział. Jest to przedsmak tego, co przeczytacie w przyszłych rozdziałach. Mam nadzieję, że nie zdradziłam zbyt wiele i kolejny rozdział okaże się dla was niespodzianką. Teraz zapraszam do czytania i mam tylko nadziej, że nie zanudzę was tym rozdziałem, a jedynie zaostrzę wasz apetyt na więcej :)
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czy płakałem? Tak, żal, który czułem przez tego drania nie
pozwolił mi zmrużyć oka nawet na chwilkę.
Wszystkie słowa blondyna wracały do mnie jak fale. Nieuniknione i nie do
zatrzymania. Nie potrafiłem się zebrać w sobie i zmusić do jakiegokolwiek działania.
Zwyczajnie wtulałem się w poduszkę w swoim małym ciemnym pokoiku. Niestety ta przeklęta
poduszka wchłaniała jedynie moje łzy, żarliwie odtrącając wszystkie bolesne
uczucia. Czułem się fatalnie. To było dziwne uczucie, jakby coś mieszkało we
mnie i rwało moje ciało od środka na maleńkie kawałeczki. Rozwścieczone,
oszalałe z bólu i gniewu zwierze. Często, gdy widziałem młode nastolatki
płaczące w parku z powodu odtrąconych uczuć, myślałem sobie wtedy- głupie. W
końcu to tylko mężczyzna zawsze mogą znaleźć sobie nowego. Czemu miały by tak
płakać za jednym człowiekiem, który pewnie nie jest ich wart. Czy aż tak nisko
się cenią? Ale teraz już wiem jak bardzo się myliłem. To chyba najgorsza i
najbardziej bolesna pomyłka w moim życiu. Nauka na własnych doświadczeniach
bywa bardzo gorzka. Ból niespełnionej miłości jest tak potworny i przeraźliwy,
że ma się wrażenie jakby część ciebie nieodwracalnie ginęła. Jedynie cienka
granica dzieliła mnie od tego bym rozsypał się na maleńkie kawałeczki. Ucisk w
klatce i wszechogarniająca beznadzieja sama pcha mnie w stronę sznura pod
sufitem. Ale to nie jest rozwiązanie. Chociaż? Nie. Nie wolno mi.
Wtuliłem mocniej twarz w poduszkę krzycząc z bólu. A może
zwyczajnie moja udręczona dusza ma już dość tortur i żąda upragnionego
odpoczynku i spokoju? Nie miałem już sił. Cała moja energia dosłownie ulotniła
się. Rozłożyłem się na łóżku tępo wpatrując się w sufit z poduszką, której z jakiegoś
powodu nie potrafiłem wypuścić z rąk. Może zwyczajnie bałem się, że gdy to zrobię
wspomnienia, które na chwile odeszły znów powrócą. Nie, tego nie chciałem. Nie
chciałem widzieć tej twarzy, słyszeć tego zimnego głosu, ale przede wszystkim
nie chciałem widzieć tych zimnych oczu, które w tamtej jednej chwili zdradziły
mi wszystko.
Nie wiem ile godzin minęło mi w tej zupełnej pustce. W końcu
jednak moją słodką cisze przerwało drażniące pukanie do drzwi. W pierwszej
chwili nie odpowiedziałem, zupełnie ignorując intruza. Po chwili pukanie
zmieniło się niemal w dudnienie. Podirytowany i wściekły wstałem ciskając poduszkę
na łóżko. Otarłem resztki łez i gwałtownie szarpnąłem za klamkę.
-Czego!- Wrzasnąłem do przybysza nie zastanawiając się
zbytnio nad tym, kto mógł mi przerywać moje samotne cierpienie o takiej
godzinie.
Czarnowłosy spojrzał na mnie iście rozbawiony opierając się
o framugę drzwi. Moja wściekłość i gniew wydawały się go zwyczajnie bawić.
Felix… mogłem się tego spodziewać. Ten typek zawsze pojawia się w najgorszych
momentach mojego życia. Łypnąłem na niego gniewnie. Już miałem zamiar zatrzasnąć
mu drzwi przed nosem, ale on zdarzył zrobić krok uniemożliwiając mi wyżycie się
na biednych, niewinnych drzwiach.
-No proszę. A ty, co taki nerwowy?- Zapytał nazbyt
melodyjnym i wesołym tonem. Naprawdę dzisiaj wkurzał mnie jak nigdy przedtem. Chyba
go zamorduję za sam wyraz jego twarzy.
-Idź sobie, nie potrzebuje twojego towarzystwa- Warknąłem na
niego odwracając się jednak w stronę łóżka. Usiadłem na nim, ponownie ściskając
zmaltretowaną już poduszkę. Z pewnością wyglądałem żałośnie w takiej pozycji z
podkrążonymi i zaczerwienionymi oczami. Mimo to jakoś postanowiłem zignorować
ten fakt.
-Och, co za szkoda. A ja tak za tobą tęskniłem - Spojrzał na
mnie z tym swoim udawany uśmieszkiem. Zatrzasnął drzwi, po czym zaczął
bezsensownie przemieszczać się po moim pokoju i oglądać każdy kąt, jakby
faktycznie można było znaleźć tutaj cokolwiek interesującego. Ponieważ byłem
dziś w naprawdę paskudnym humorze jego zachowanie zaczęło mnie straszliwie
irytować.
-Czego chcesz Felix?- W imię mężczyzny postanowiłem włożyć
całą nienawiść i gniew, jaki w sobie zgromadziłem. Chciałem się trochę wyżyć na
tym dupku. W końcu to jego wina, że włazi tutaj, gdy jestem w takim stanie.
Mimo mojej wrogości Felix dalej niewzruszenie spacerował sobie po pokoju.
-Nic konkretnego. Tak tylko przyszedłem cię zobaczyć- Ten
jego wredny dwuznaczny uśmieszek, którym mnie obdarował, był dzisiaj bardziej
drażniący niż zwykle. Posłał mi ukradkowe spojrzenie, po czym spojrzał ze
zbytnim zainteresowaniem na moja drewnianą szafę. Tak, tak na pewno
zainteresowała go tekstura drzwi… co wy sobie jaja robicie?
-Czego chcesz? Na pewno nie przyszedłeś tutaj, żeby zwiedzać
mój pokój. Wiec, jeśli nie masz nic do powiedzenia zwyczajnie się wynoś. Chce
być sam- Nagle drgnąłem niespokojnie, zdając sobie sprawę z tego, co właśnie
powiedziałem. Tymi samymi słowami obdarzył mnie Izaku, gdy się pokłóciliśmy i
kazał mi się wynosić. Moim ciałem wstrząsnął potężny dreszcz żalu, a łzy
ponownie podeszły mi do oczu. Odwróciłem wzrok od bruneta. Nie chciałem, by ten
dupek widział jak się mażę. Nie potrzebowałem jego kąśliwych uwag na ten temat.
Poduszka w moich ramionach znów stała się najlepszym pocieszaczem w zasięgu.
Przytuliłem ją mocno do siebie zagryzając wargi by powstrzymać potok smutku, który
chciał się wydostać z moich oczu. Po chwili spojrzałem na Felixa, już nieco
opanowany, ale wciąż w nie najlepszym stanie. Brunet stał wciąż w tym samy
miejscu jednak teraz przyglądał mi się z niezwykłą uwagą i dziwnym jak dla mnie
zainteresowaniem. W końcu odwrócił się w moją stronę i oparł się o podnóżek
łóżka. Stał tak w milczeniu przypatrując mi się z ciekawością obserwatora,
który znalazł ciekawy obiekt do obserwacji.
-Pokłóciliście się prawda?- Zapytał w pewnym momencie a może
raczej stwierdził. Nie odpowiedziałem mu, nie byłem jeszcze w stanie, po prostu
spojrzałem na ścianę pustym wzrokiem. Gdybym teraz miał coś z siebie wydusić z
pewnością nie powstrzymałbym łez, które wciąż tak uporczywo cisnęły mi się do
oczu. A tego oczywiście nie chciałem. Nie mogę okazać się zwyczajnym słabeuszem,
jak bym wtedy wyglądał na tle tych wszystkich bezwzględnym ludzi? Jak zwykły
nieudacznik, nic nie warte ścierwo, które maże się nad sobą. Nie, nie
pocieszajcie mnie. Doskonale wiem, że właśnie tak jest. Dalej milczałem, jednak
czarnowłosy nie potrzebował mojej odpowiedzi – Rozumiem, że to znaczy tak-
Pokiwał głową z dziwnym uśmieszkiem pod nosem, spuszczając na chwile wzrok –Tylko,
że tym razem było inaczej. To nie była zwyczajna kłótnia, prawda?- Dodał po
chwili patrząc mi intensywnie w oczy.
Nie wytrzymałem. Moim ciałem wstrząsnął potężny dreszcz.
Wypuściłem powietrze drżącymi ustami spuszczając głowę, by ukryć zaszklone oczy.
Podkurczyłem kolana pod brodę, przyciskając tym samym poduszkę jeszcze mocniej
do piersi. Bolesny ścisk znów pojawił się w mojej klatce, przypominając o
niechcianych wspomnieniach. Przez dłuższą chwilę siedziałem tak w bezruchu
próbując się uspokoić i zebrać się w sobie. Gdy moje serce nieco zwolniło
wreszcie spojrzałem na bruneta.
-Nie. Masz rację, tym razem to nie była zwykła kłótnia. To
raczej wytknięcie sobie wzajemnie wszystkich żalów- Zdziwiłem się jak bardzo zaschło
mi w gardle. Przez to mój głos był dziwnie ochrypły i nienaturalny. Brzmiał
gorzej niż myślałem.
-Żalów?- Felix zmarszczył brwi chyba nie bardzo rozumiejąc
to, co chciałem powiedzieć – Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że wytknięcie
sobie wzajemnie paru głupich błędów doprowadziło was obu do takiego stanu?- Zapytał
z nutką drwiny w głosie i wrednym uśmieszkiem na ustach. Spojrzałem na niego
gwałtownie nieco zaskoczony tym, co właśnie powiedział brunet. W tej chwili
Felix raptownie spoważniał i chyba zdał sobie właśnie sprawę z tego, że powiedział
coś, czego nie powinien. Odwrócił wzrok błądząc nim nerwowo po pokoju. Wyglądał
na zakłopotanego, jakby chciał udawać, że nic się nie stało. Ale powiedział to
prawda, prawda? Spojrzałem na niego z mieszaniną przedziwnych uczuć w sercu. Co
miało znaczyć „was obu do takiego stanu”? Czy to znaczy, że Izaku też przeżywa
naszą kłótnię, że nie pozostał obojętny na to co powiedziałem? Naprawdę? Czy
to, aby nie zbyt piękne by mogło być prawdziwe? Więc… czy on jest smutny,
rozgniewany, a może… płacze? Czy to znaczy, że moje słowa wywarły na jego
skamieniałym sercu jakieś uczucia? Spojrzałem błagalnie na bruneta, ale ten
odwrócił wzrok niechętnie.
-Czy on…- Sam nie wiem, o co chciałem zapytać. Po prostu
byłem na skraju załamania nerwowego. Informacja, że blondyn nie pozostał
obojętny i zimny jak zawsze na to, co się między nami wydarzyło była dla mnie
jak światełko w tunelu, jak iskierka nadziei w ciemności, której tak bardzo
potrzebowałem.
-Nawet nie próbuj pytać. I tak nic ci nie powiem. Mimo
wszystko mam go za przyjaciela – Przyznał brunet znów zerkając gdzieś w bok
pomieszczenia z wymuszonym zainteresowaniem, próbując ukryć zdenerwowanie.
Westchnąłem ciężko, z trudnością powstrzymując się przed szlochem. Poczułem, że
zaczynam się powoli staczać w objęcia rozpaczy. Dosłownie traciłem grunt pod
nogami, wszystko uciekało mi spomiędzy rąk z każdą kolejną chwila.
-Więc, po co tutaj przylazłeś, co?- Zapytałem gniewnie,
jednocześnie załamany całą tą sytuacją – Skoro nie masz zamiaru mi nic mówić,
to po prostu wyjdź. Naprawdę nie mam dzisiaj nastroju by się z tobą sprzeczać-
Spojrzałem chłodno w stronę bruneta. Przez chwile patrzył mi głęboko w oczy.
Miałem wrażenie, jakby chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie jedynie odwrócił
się w stronę drzwi i wolnym krokiem przeszedł przez pokój. W tym samym momencie
miałem ochotę głośno westchnąć. Znów zostanę sam, ale przecież właśnie tego
chciałem.
Wtuliłem twarz mocniej w poduszkę. Czułem, że opadam z sił.
Z każdą chwilą moja życiowa energia ulatniała się jak nadzieja, po której nie
został już chyba we mnie nawet najmniejszy ślad. Felix położył dłoń na klamce,
ale wciąż nie wychodził. Stał sztywno pogrążony we własnym świecie. Wpatrywał
się pusto w drzwi, jakby szukając w głowie odpowiednich słów. W końcu
zdecydowanie wyrzucił z siebie słowa.
-Mógłbyś mi tylko powtórzyć, co takiego powiedziałeś Izaku?-
Zapytał nawet na mnie nie zerkając. W pierwszej chwili chciałem ryknąć na
niego, że to przecież nie jego interes i wypieprzyć go z mojego pokoju, ale po
krótkim zastanowieniu zmieniłem zdanie. W końcu sam nie rozumiem tego, co się
stało w pokoju blondyna. Może czarnowłosy mógłby rzucić trochę światła na to
wszystko, w końcu nie ma chyba osoby, która znałaby tego blond drania lepiej
niż Felix. A przynajmniej tak zawsze mi się wydawało. Na chwile wróciłem do
bolesnych wspomnień wczorajszej nocy, o których usilnie próbowałem zapomnieć.
Po chwili wahania zdobyłem się wreszcie na odwagę by wypowiedzieć je ponownie.
-Powiedziałem mu, że nie ma pojęcia, co to miłość, że jest
nieczułym draniem, że pewnie nigdy nie kochał. Wykrzyczałem mu to, jak bardzo
mnie zranił. Chciałem powiedzieć, że go nienawidzę, ale nie mogłem-
Powiedziałem patrząc zaszklonymi od łez oczyma na Felixa, który mimowolnie
chyba uniósł brwi w geście zdumienia. Przez chwile patrzyliśmy na siebie w
zupełnej ciszy, po czym Felix parsknął niepohamowanie z wyrazem niedowierzania
na twarzy.
W tym momencie coś wewnątrz mnie pękło. Nie wiem, co było
śmiesznego w moich słowach, ale poczułem nieodparta chęć przyłożenia temu
czarnemu debilowi. Szarpnąłem się w jego stronę na łóżku, ale ten zaraz wysunął
w moją stronę dłonie w uspokajającym geście.
-Shon, Shon. Wiedziałem, że lubisz kłopoty, ale żeby aż tak-
Na jego ustach pojawił się znów ten kpiący uśmieszek, po czym znowu parsknął
spoglądając w moje oczy z wyraźnym rozbawieniem – Zapewne, gdyby w budynku była
ukryta bomba to z cała pewnością ty wlazłbyś do pokoju, gdzie by ją schowano- Wyszczerzył
się paskudnie odsłaniając swoje równe białe zęby.
-Co to niby ma znaczyć?- Warknąłem w jego stronę wściekły.
Już żałowałem, że cokolwiek mu powiedziałem. Chyba lepiej było by gdyby o
niczym nie wiedział. Przynajmniej nie musiał bym znosić jego durnych docinków i
tych ironicznych uśmieszków.
-Nic specjalnego. Zwyczajnie zawsze musisz wdepnąć w
najgłębsze gówno- Znów zaśmiał się tym swoim opętańczym rechotem. Wypuściłem ze
świstem powietrze spomiędzy zaciśniętych zębów. Balansowałem właśnie na skraju opanowania
emocjonalnego, ale miałem nadzieję, że dzięki temu ten czarny dupek w końcu
powie mi coś sensownego. Felix w końcu dostrzegając, że wcale nie jest mi do
śmiechu uspokoił się. Potrząsnął ramionami, jakby chciał zrzucić z nich swoje
chwilowe rozbawienie –Jeśli chodzi o Izaku znaczy to tylko tyle, że trafiłeś w
jego najczulszy punkt. Nadepnąłeś mu na odcisk. Kapujesz mały?- Czarne oczy
znów spoczęły na mnie, ale nie było w nich już nic z wcześniejszego
rozbawienia. Przysiągłbym natomiast, że widzę współczucie i niezdrową ciekawość
lśniącą na ich dnie.
Nie wiedziałem, co mam myśleć o tym wszystkim. Nacisnąłem na
odcisk Izaku nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Mimo wszystko wciąż nie
widziałem w tym wszystkim żadnego sensu. Czy naprawdę powiedziałem coś aż tak
strasznego, by doprowadzić blondyna do utraty panowania nad sobą? Tylko, co? Dlaczego? Zupełnie nie rozumiałem jego
reakcji, słów, wściekłości. Czy miłość była dla niego jakimś tematem tabu?
Najczulszy punkt Izaku… czy naprawdę ten bezwzględny, zimny człowiek był tak
wrażliwy na tym punkcie? Jakoś trudno mi było w to uwierzyć. Jednak skoro mówił
to Felix, to może powinienem wszystko jeszcze raz dokładnie przemyśleć.
-On wie, co to miłość- Ciarki przeszły przez mój kręgosłup wyrywając
mnie z zamyślenia. Poczułem się tak, jakby ktoś siedział w mojej głowie i nagle
odezwał się bardzo donośnym głosem. Spojrzałem na Felixa niemal błagając go
wzrokiem, by mi coś wyjaśnił. Byłem bliski załamania nerwowego. Wszystko w tym
miejscu niszczyło moją psychikę, ale teraz … czułem, że to może mnie
przerosnąć. Czarnowłosy spuścił głowę westchnął nieco zniecierpliwiony, po czym
oblizał suche usta językiem – On jedyny z nas wszystkich poznał znaczenie
prawdziwej miłości, ale ona go zawiodła. Każdy z nas ma dzieje swego życia, o
których nie chce mówić. Jednak w przypadku Izaku bolesna przeszłość wcale nie
jest aż tak odległa. Rany wciąż jeszcze krwawią. On za wszelką cenę próbował o
wszystkim zapomnieć i już prawie mu się udało.
Jednak tu pojawia się mały problem… ty - Czerń oczu Felixa była jak ciemność,
która spowijała wszechobecne tutaj tajemnice. Wszystkie włoski na moim ciele
zjeżyły się nieprzyjemnie. Izaku, którego słabym punktem była przeszłość.
Właściwie, to domyślałem się tego, niemniej jednak usłyszenie o tym, od kogoś
tak autentycznego jak Felix było zupełnie czymś innym. Poza tym, fakt, że to ja jestem problemem
blondyna wcale nie był pocieszający. Co prawda nic nie rozumiałem z tych wszystkich
oskarżeń, ale sama świadomość tego, że może to być prawda wprawiała mnie w
rozpacz. Wciąż czułem się oszukany, zdradzony, porzucony. Zwyczajnie samotny. A
teraz… teraz po prostu zaczynałem już nienawidzić samego siebie.
-Więc chcesz mi powiedzieć, że jestem problemem Izaku, bo
przeze mnie nie potrafi zapomnieć, tak?- Głos załamał mi się w połowie zdania,
nie miałem siły udawać, że nie jest mi przykro. Chyba jednak wolałbym nie
usłyszeć pewnych słów. Zimny sztylet żalu znów przebił moje serce boleśnie.
Chyba zaczynam rozumieć, jak czuje się człowiek, tuz przed samobójstwem.
-Nie- Felix pokręcił głową stanowczo patrząc mi uważnie w
oczy – Ty nie jesteś jego problemem. Po prostu przywołujesz wspomnienia, ale
przecież nic na to nie poradzisz. On sam musi się z tym uporać, już najwyższy
czas. Nie ma potrzeby byś winił się za jego zachowanie- Poczułem jak moja
psychika powoli przestaje walczyć i poddaje się. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz.
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Chciało mi się zwyczajnie płakać. Nie powinienem
czuć się winny… tylko, że tak naprawdę nie to dręczyło mnie najbardziej – Nie
martw się pewnie niedługo mu przejdzie i znów będzie rozstawiał wszystkich po
katach- Nie musiałem na niego patrzeć by wiedzieć, że uśmiecha się lekko próbując
mnie głupio pocieszyć. Parsknąłem śmiechem. Nie potrafiłem się powstrzymać. To
chyba znaczyło jedynie tyle, że zacząłem już tracić rozum. Spojrzałem na Felixa
oczami pełnymi łez.
- Ty nic nie rozumiesz- Zaśmiałem się ponownie, jednak tak
żałośnie, że przypominało to raczej zawodzenie umierającego. Wiedziałem, że w
przeszłości blondyn musi być coś, co sprawia, że jest ona najściślej strzeżonym
sekretem. Nie chodziło nawet o zachowanie blondyna. Przecież nieraz traktował
mnie gorzej niż ścierwo czy dziwkę. Nie, nie to było najgorsze – Powiedziałem
temu pieprzonemu draniowi, że go kocham. Rozumiesz? Wyznałem mu swoje
najgłębsze uczucia a on, co?!- Łzy zaczęły gęsto spływać mi po policzkach,
jednak po raz pierwszy w życiu zupełnie się tym nie przejmowałem – Wiesz co
powiedział?! Że to tylko złudzenie. Że mi się tak tylko wydaje. Że to mój chory
wymysł. I co ty na to? Wiesz jak to boli! Zwyczajnie odrzucił wszystko, jakby
to był nic nieznaczący ochłap bezsensownych słów. Więc co? Mam odrzucić siebie
i przyjąć, że te uczucia, myśli, ból, że to wszystko po prostu sobie wymyśliłem,
tak?- Byłem kompletnie załamany. Nic już dla mnie nie miało sensu. Wszystko
powoli zaczęło się walić, jak domek z kart pod wpływem lekkiego podmuchu.
Obiecałem sobie, że będę silny, że już nigdy nie będę płakał przez tego drania,
ale nie potrafię. Łzy to jedyne, co mi pozostało. Słyszałem kiedyś, że lepiej
czuć ból niż zupełnie nic. Mimo wszystko wolałbym teraz wyzbyć się tego
potwornego cierpienia, które ciążyło mi jak kamień zawieszony na szyi.
-To ty nic nie rozumiesz- Spokojny głos Felixa zupełnie mnie
zdezorientował. Musiałem przetrzeć oczy z łez, bo zebrało ich się tak wiele, że
zupełnie nic nie widziałem. Czarnowłosy uśmiechał się delikatnie, w zamyśleniu.
Był jakby nieobecny, dryfował myślami gdzieś daleko.
-Co?- Zapytałem w końcu marszcząc brwi ze złością. Jak ten
walnięty świr mógł mi mówić, że to ja nic nie rozumiem? Przecież widziałem,
słyszałem, czułem wszystko na własnym ciele. Każde słowo czy gest, nawet
nienawiść blondyna. A on zwyczajnie uśmiecha się znienacka wymawiając jakieś
absurdalne oskarżenia. Zawsze wiedziałem, że ten człowiek jest walnięty
psychicznie, ale teraz zwyczajnie nie nadążam już nad jego szaleństwem.
-Powiedział ci to, ale tak naprawdę chciał przekonać tylko
siebie- Rzucił zupełnie bez sensu, jakby to miało mi cokolwiek wyjaśnić. Przez
ostatnie wydarzenia musiałem mieć nieco spowolnione reakcje, bo dopiero po
chwili dotarły do mnie słowa Felixa. Były pocieszające i gorzkie zarazem.
-Chciał przekonać siebie, że mnie nie kocha?- Zapytałem
twardo. Poczułem bolesne ukłucie zranionego do głębi serca. Czy to miało być pocieszenie?
Dreszcz przeszedł moje ciało. Nie wiedziałem, co mam z sobą począć. Emocje
targały mną we wszystkie strony. Nieodwzajemniona miłość, gorycz, smutek, żal i
gniew szarpały moje serce bezlitośnie. Przejechałem językiem po suchych wargach
a mój oddech stał się cięższy i szybszy. Dziwne mrowienie ogarnęło moje ciało.
Łzy ponownie napłynęły mi do kącików oczu, jednak tym razem z wściekłości,
która kipiała we mnie coraz mocniej – Jeśli to wszystko, to wyjdź- Warknąłem w stronę
czarnowłosego nie kontrolując już własnych reakcji.
Brunet spojrzał na mnie z politowaniem i dziwnym złośliwym
uśmieszkiem jednocześnie. Cmoknął pod nosem a jego usta rozciągnęły się w
szeroki sztuczny grymas, który miał chyba przypominać uśmiech – Cóż właściwie
przyszedłem tu w innej sprawie- Błysk intrygi w jego oczach nieomal zbił mnie z
tropu. Ponownie spojrzałem na niego jak na człowieka niespełna rozumu –
Przyszedłem tutaj dla tego- Nagle w jego rekach bóg wie skąd pojawiła się
dziwna kartka papieru, którą ceremonialnie rozwinął przede mną, dalej szczerząc
się jak kretyn.
-Co to jest?- Zapytałem od razu. Nie miałem ochoty wdawać
się w te dziwne gierki Felixa.
-Zaproszenie- Odparł zwyczajnie wzruszywszy ramionami.
Czekałem aż nieco rozwinie swoja dość ubogą wypowiedz, jednak on nadal wpatrywał
się we mnie jak gdyby nigdy nic. Nie mając większego wyboru znów musiałem
wszystkiego się dopytywać. Westchnąłem zmęczony już obcowaniem z tym bankowo
stukniętym człowiekiem. Chciałem aby wreszcie sobie poszedł, by zostawił mnie w
świętym spokoju, którego teraz najbardziej chyba potrzebowałem.
-Jakie znowu zaproszenie?- Ten wyszczerzył się, jakby
właśnie na to czekał. Odsłonił rząd prostych zębów w nieco krzywym uśmiechu.
-Pewna elita wysoko postawionych biznesmenów i nie tylko-
Ostatnie słowa zaakcentował dość wyraźnie patrząc na mnie znacząco z ukosa.
Trudno było się nie domyśleć, kogo jeszcze ma na myśli – Została zaproszona na
uroczysty bankiet w swerze VIP w jednym z najlepszych hoteli na całym
zakichanym świecie. Oczywiście Izaku jak widzisz również je otrzymał – Wskazał
znacząco na świstek papieru. Coraz mniej mi się to wszystko podoba – Z pewnych
powodów nie ma takiej możliwości by nasz szef odmówił, dlatego musi się tam stawić…
z osobą towarzyszącą oczywiście- Wyszczerzył się do mnie niewinnie. Natychmiast
oczywiste dla mnie stało się to, kto ma być owym towarzyszem Izaku. Skrzywiłem
się z odrazą, jednak moje ciało przeszło mrowienie ekscytacji.
-Co, jeśli odmówię?- Zapytałem doskonale zdając sobie sprawę
z odpowiedzi. Po prostu nie chciałem się pogodzić z tym, że blondyn może mieć
mnie na każde skinienie, kiedy tylko chce i to bez względu na to, co mi zrobił.
Szczególnie teraz, po tym co się stało.
-Pewnie zginiesz- Brunet wzruszył ramionami, jak gdyby nigdy
nic.
Przez chwilę panowała uciążliwa cisza. Felix stał przede mną
zapewne analizując każdy mój ruch a ja zwyczajnie walczyłem z własną godnością,
która upominała się o swoje prawa. Ostatecznie jednak musiała się poddać. W
końcu nigdy nie dano mi wyboru. Poczułem się upokorzony jak nigdy dotąd. Jak
prawdziwa szmata do pomiatania, którą można zetrzeć wszystkie brudy.
-Od początku o to ci chodziło. Właśnie po to tutaj przylazłeś
prawda? Wiec, po co wypytywałeś o Izaku?- Bąknąłem z wyrzutem w stronę Felixa. Spojrzałem
na bruneta, który nawet nie znieważył się choćby cieniem poczucia winy. Wzruszył
ramionami, jakby rozbawiony całą sytuacją. Dupek.
-Racja. Jeśli chodzi o wasze sprawy po prostu byłem ciekaw-
Spojrzałem na niego z cała nienawiścią, jaką w sobie zgromadziłem, ale on zdawał
się tego nawet nie dostrzegać. Uśmiechnął się do siebie składając kartkę z zaproszeniem.
-Nie mam nawet ubrań na coś takiego- Podsunąłem mu w końcu.
Od przybycia tutaj nie mam praktycznie nic. Nie wyobrażam sobie w żaden sposób pójścia
na jakiś tam bankiet, na którym z całą pewnością będzie kupa facetów
poubieranych w najdroższe garnitury świata, w t-shircie i zchodzonych
spodniach. No chyba, że Izaku to nie przeszkadza, w co jednak wątpiłem.
-O to już się nie martw jutro będziesz miał paru gości
odpicują cię jak księcia- Brunet wyszczerzył się w zawadiackim uśmieszku i
ponownie podszedł do drzwi -Tylko jutro się nie spóźnij księżniczko, bo ten bal
będzie twoim ostatnim- Mrugnął do mnie prowokacyjnie. Już chciałem w niego
rzucić najbliższą rzeczą jaką miałem, ale zdążył ulotnić się z mojego pokoju.
Westchnąłem cierpiętniczo na sama myśl o tym, że będę musiał
spędzić jutro cały wieczór w towarzystwie blondyna. Zwykle nie przeszkadzałoby
mi to, ale sami rozumiecie, że w obecnych okolicznościach jest to chyba
ostatnia rzecz, na jaką mam ochotę. Choć z drugiej strony ciekaw jestem jak się
zachowa. Czy dalej będzie mnie ignorował, czy nawrzeszczy na mnie a może po
prosty będzie mi groził jak zawsze? Sam nie wiem. A może coś się zmieniło. Może
przemyślał sobie nasze sprawy? Nie to niemożliwe. Gdybym był złośliwy zrobiłbym
wszystko by go upokorzyć, tak jak on mnie, ale chyba nie jestem. Ja… zwyczajnie
chce go zobaczyć. Chce wiedzieć jak zareaguje na moją bliskość, jak będzie na
mnie patrzył. Czy naprawdę nasza kłótnia jakoś na niego wpłynęła? Być tam z nim, jako jego towarzysz czy
ktokolwiek… Wiem, że mnie nie kocha, ale co z tego. Przecież i tak nie mam
innego wyjścia. Mam się zabić za jego głupotę i bezduszność? Nie, to zupełnie
bez sensu.
Znów położyłem się na łóżku patrząc pusto w biały sufit. To
wszystko było takie trudne. Zanim spotkałem Izaku wcale nie było lepiej na
świecie, ale jakoś całe zło i wielkie problemy przechodziły koło mnie. To inni
ludzie zawsze mieli długi, niewyrównane rachunki, problemy z gangsterami. To im
grożono, ich porywano, czy zabijano. A teraz to wszystko przytrafiło się mnie.
Mam wrażenie jakbym spędził w tym miejscu już niezliczoną ilość lat, a to
przecież zaledwie pół roku odkąd tutaj trafiłem. To zabawne jak dziwną drogę wybrało
sobie moje przeznaczenie. Wszystko potoczyło się w zupełnie nieoczekiwanym
kierunku. Kto by pomyślał, że w końcu będę płakać z powodu nieodwzajemnionych
uczuć. Teraz pozostało mi zastanowić się tylko, co dalej? Sam już nie wiem czy
chce to wszystko ciągnąć. Być tutaj to jak nie mieć przyszłości. Czy naprawdę
tak ma wyglądać moje życie? Mam być popychadłem Izaku już zawsze? Do ostatnich
dni mojego istnienia skryty w jego cieniu bez choćby szansy na odwzajemnioną
miłość? Wole nawet nie myśleć w ten sposób. Na razie powinienem przygotować się
chyba na najbliższa przyszłość. W końcu jutro będę musiał z nim rozmawiać, stać
koło niego, może nawet siedzieć. Nie wiem, jak to zniosę. Na samą myśl łzy i
gniew wzbierają w moim ciele. Chciałbym, by to wszystko się skończyło. Chciałbym
choć na chwilę zapomnieć o tym, gdzie jestem, ale to chyba nie możliwe. Nie
dopóki żyję.
CDN…
Zakochałam się w tym opowiadaniu. Kocham po prostu to dzieło, które wyszło spod twojej ręki.
OdpowiedzUsuńHistoria Shona jak i jego postać podbiła moje serce i jestem po prostu chłopakiem zauroczona.
Od dawna chciałam przeczytać coś takiego, mającego taką tematykę.
Postać Izuki jest fantastyczna, tajemniczym, mroczny, groźny, namiętny wyśmienity i przystojny seme.
I podejście Shona do życia, jego chęć wiedzenia o wszystkim i o każdym. A szczególnie o Izukim..
Zastanawiam się, co przyniesie bal więc czekam niecierpliwie na ciąg dalszy.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNiedawno znalazłam to opowiadanie i musze przyznać GENIALNE! Ciekawość co będzie dalej aż zrzera mnie od środka. Prooosze kontynuuj *-*
OdpowiedzUsuń