Wszedłem do pokoju Izaku zupełnie roztrzęsiony. W pomieszczeniu
panował złowieszczy półmrok. W dodatku wszędzie unosił się ten ohydny dyn
papierosowy, niepozwalający mi spokojnie oddychać. Widziałem zaledwie rzeczy,
które stały metr ode mnie, co wcale mi się nie podobało. Czułem się jak niczego
nieświadoma ofiara wpuszczona do legowiska bestii.
Na szczęście blond drapieżnika nie było, a przynajmniej tak
mi się wydawało.
Cisza, kompletna cisza sprawiała, że moje
serce przyspieszało niczym rakieta.
Starałem się być twardy, nie bać się. Wciąż powtarzałem
sobie w głowie jak mantre słowa otuchy.
Zupełna pustka, którą czułem zaledwie chwile temu
przerodziła się nagle w całkowite przerażenie obejmujące moje cale ciało.
Miałem doskonały plan. Skończyć, co swoje i wiać jak
najdalej.
Myślałem, że stanę z nim twarzą w twarz i pokażę mu, że
wcale nie jestem taki miękki. Miałem pozwolić mu na wszystko a potem odejść i
zapomnieć, zepchnąć cały ból w ciemnicę swojej podświadomości. A tutaj proszę… nie
ma go, a ja zaczynam się rozklejać. Wystarczyła mała zmiana w moich planach i
już tracę grunt pod nogami.
Chyba wolałbym, by
rzucił się na mnie od razu po tym jak przestąpiłem próg jego sypialni.
Przynajmniej oszczędziłby mi tego stresu i niepewności, która powoli doprowadzała
mnie do szału.
Usiadłem na brzegu jego łóżka. Nogi mi się trzęsły, zresztą tak
samo jak ręce. A może to po prostu całe
moje ciało dostało dziwnych drgawek.
Złapałem się za głowę
i podparłem łokcie o kolana. Nie
potrafiłem się uspokoić. To czekanie jest nie do zniesienia! Każda sekunda w
miejscu gdzie czułem jego obecność, zapach, była nieznośnie długa.
Wiecie, chciałem się jakoś przygotować psychicznie
do tego co czeka mnie już za
chwilę. Jednak, jakoś nie potrafię, mam ochotę po prostu płakać jak małe
dziecko. Tak najzwyczajniej na świecie siąść i ryczeć.
Cholera jeśli Izaku mnie takiego zobaczy to będzie jeszcze
gorzej. Musze wziąć się w garść. Nie chce dać mu satysfakcji z tego, że mnie
przeraża za każdym razem, kiedy dochodzi do podobnych spotkań między nami. Zacisnąłem
pięści wściekły na samego siebie. Shon do jasnej cholery weź się w garść. Chyba
nie chcesz się poddać temu pieprzonemu dupkowi? Nie chcesz prawda? Więc co jest
z tobą?
Musiałem powtarzać to sobie w głowie, ale zamiast uspokoić
się byłem po prostu bardziej wściekły, za to ręce wciąż drżały mi jak przedtem.
Musiałem zagryźć wargę by usta przestały mi drżeć. Strasznie
mnie to denerwowało. Cholera, cholera. Nie mogę uwierzyć, że się rozklejam.
Przecież miałem się
nie bać.
Ten pieprzony drań zaczął mnie łamać psychicznie. A najgorsze było to, że sam nie
zauważyłem kiedy zacząłem się poddawać. A teraz było już za późno. Chociażbym
nie chciał tego, moje ciało mówi za mnie. Te drżenie, brak oddechu, serce
bijące coraz szybciej. Bałem się jak nic. Może czas się pogodzić z tym, że tak
już pozostanie na zawsze? W końcu on zawsze dostaje to czego chce.
Gdy usłyszałem za sobą cichy szelest aż podskoczyłem.
Z przerażeniem obejrzałem się do tyłu, jednak zobaczyłem
tylko ciemność. Adrenalina napędzała coraz bardziej moje serce. Z szeroko
rozwartymi oczyma wpatrywałem się w czarną przestrzeń. W końcu dostrzegłem nikłe
światełko jarzące się gdzieś w bok pokoju. Zmrużyłem oczy by dostrzec więcej. I
wtedy znów zajarzyło się bardziej.
W tym momencie zrozumiałem, co widzę.
Izaku siedział na fotelu w ciemności paląc powoli papierosa.
Gdy zbliżył szluga do ust światełko z końcówki odbiło się od jego oczu a te
poraziły mnie zimnym spojrzeniem.
Przez cały czas tutaj siedział. Widział moje wszystkie krępujące
ruchy. Mój strach, któremu dałem chwile
upustu myśląc, że jestem sam. Nie wierze…
Wpatrywałem się w niego dalej w niemym przerażeniu. Bałem
się chociażby ruszyć by nie zwrócić na siebie jego uwagi.
-Wreszcie mnie zauważyłeś- Mruknął jak niezadowolony kocur. Na
dźwięk tego lodowatego głosu fala
dreszczy przeszła przez moje ciało.
Wstał i zapalił małą lampkę stojącą w rogu, rzucając nieco światła
na całe pomieszczenie. Teraz widziałem go bardzo wyraźnie. Chociaż nie wiem czy
to powód do radości.
Jego twarz wyglądała na spokojna, ale znając życie nie wróży
to nic dobrego.
Ta cisza przed burzą była najgorsza.
Spokojnym, krokiem zaczął iść w moją stronę, aż w końcu
stanął tuż przede mną. Patrzył na mnie z góry z taką wyższością, że nie mogłem
tego znieść, moje ciało instynktownie rwalo się do ucieczki.
Ręce zaczęły mi dygotać. By to powstrzymać zaciskałem palce
tak mocno, aż w końcu paznokcie przebiły mi skórę na dłoniach a małe strużki
krwi pociekły na białą pościel.
Nie patrzyłem na niego. Za bardzo się bałem, ale czułem ten lód
skierowany na mnie. Jego wzrok był zdolny zamrozić całe powietrze wokół nas.
W końcu blondyn złapał mnie pod brodę kierując mój wzrok
wprost na swoją twarz. Wyglądał na wściekłego. Mierzyliśmy się chwile spojrzeniami.
Przejechał mi kciukiem po dolnej wardze. Nienawidziłem tego dotyku delikatnych
dłoni, które potrafiły tak bardzo krzywdzić. Wargi same zaczęły mi drżeć, a do
oczu podeszły łzy.
Szybko odepchnąłem jego rękę i spuściłem wzrok.
Gdyby zobaczył moją zapłakaną twarz czułbym się jeszcze
bardziej upokorzony. Chociaż tą maleńką cząstkę godności chciałem wciąż
zachować dla siebie. Spiąłem się, bo wiedziałem, że moje zachowanie go rozwścieczyło. Tylko czekałem aż zacznie
swój ruch.
-Po pierwsze…- Zadał mi mocny siarczysty policzek. Aż
wypuściłem powietrze z płuc z głośnym jękiem – Masz patrzeć mi prosto w oczy-
Znów skierował mój wzrok wprost na swoje rozjarzone złością tęczówki i przysuną
twarz nieco bliżej.
Zacząłem drzeć jeszcze bardziej, z całych sił próbując to
powstrzymać. Nie mogłem znieść tego kontaktu wzrokowego. Czułem się wtedy taki
nagi, jakby mógł spojrzeć prosto w moją duszę i czytać największe sekrety mego
serca -Po drugie. Nigdy przenigdy nie próbuj ponownie podważać mojego
autorytetu. Zrozumiałeś? To JA tutaj rządzę. Pamiętaj o tym- Pokiwałem tylko głową,
bo głos uwiązł mi w gardle na dobre. W końcu puścił mnie i odszedł kawałek,
zapalając kolejnego papierosa.
Oddychałem płytko. Boże jak on na mnie działa, byłem
zupełnie przerażony, a przecież jeszcze nic nie zrobił.
-To co się tam działo dzisiaj, zupełnie nie powinno cię interesować.
Jasper zasłużył sobie na to, co dostał. Zresztą i tak okazałem mu litość-
Zakończył niezwykle wyniośle wypuszczając kłęby dymu z ust. Nie wytrzymałem
-Litość?- Parsknąłem gorzko wspominając ledwo żywego
chłopaka -Nie żartuj jeszcze chwila a byś go zabił. Nie myśl sobie, że możesz
bezkarnie zabijać ludzi, tylko dlatego że jesteś jakimś cholernym liderem-
Warknąłem na niego na jednym wydechu. Chwilę potem patrząc w jego oczy
żałowałem swojego zbyt długiego jęzora. Pewnych rzeczy chyba nie musiałem
mówić.
Zasępił się wyraźnie, a chwilę potem ku mojemu zaskoczeniu posłał
mi tak łobuzerski uśmiech, jakiego jeszcze u niego nie widziałem. Oblizał
wargi, jakby patrzył właśnie na smakowity kąsek do schrupania, w domyśle… na
mnie! Do cholery.
-Właśnie, że mogę. Jeszcze tego nie zrozumiałeś?- Uniósł
brew patrząc na mnie z ukosa. Wyglądał na naprawdę rozbawionego –Wiesz z
drugiej strony mogę teraz zawołać do siebie Jareda i zabić go wprost na twoich
oczach. Nikt nawet nie waży mi się sprzeciwić. Co ty na to?- Jego paskudny
uśmiech doprowadzał mnie do szewskiej pasji. Dlaczego on jest tak cholernie
pewny siebie?
-Przestań ludzie to nie zabawki- Fuknąłem dopiero po chwili zdając
sobie sprawę, jak komicznie musi to brzmieć w moich ustach.
-Doprawdy?- Odparł z paskudnym, wrednym uśmieszkiem.
Uciekłem wzrokiem od niego. Miał racje. Przecież sam pozwalam sobą pomiatać i
chyba właśnie ja jestem tutaj jego najlepszą zabawka –Skoro tak bardzo chcesz
uratować Jareda zrobisz wszystko, co ci każę-
Przełknąłem ślinę. Gdybym się teraz wycofał, pewnie wszystko
skończyłoby się ulgowo, ale przed oczami stanęła mi zakrwawiona twarz tego chłopaka.
Czułem się tak jakbym właśnie miał zamiar zdradzić swoje wszystkie ideały mając
wciąż wątpliwości. Zawahałem się na chwile i naprawdę chciałem uciec, ale
ostatecznie zostałem. Nie mogę pozwolić by moje słowo nie miało żadnego
znaczenia.
-Rób ze mną co chcesz, ale zostaw chłopaka w spokoju-
Powiedziałem patrząc mu prosto w oczy. Moje ciało drżało, ale starałem się
brzmieć jak najbardziej pewnie.
Jakoś musiałem go przekonać.
Oczy aż mu zalśniły podnieceniem. Wyszczerzył się w
perfidnym uśmieszku i zgasił szybko papierosa, którego dopalił zaledwie do połowy.
Podszedł do mnie i jednym pchnięciem rzucił mnie na łóżko.
Chwile potem zawisł nade mną z twarzą zaledwie centymetry od mojej.
-A więc nie będziesz walczył?- Szepnął nad moimi ustami a
jego gorący oddech owiał moją twarz. Poczułem dziwny prąd przechodzący przez całe
moje ciało.
-N-Nie- Mruknąłem nerwowo przełykając ślinę.
-Odważny jesteś- Odparł z figlarnym uśmiechem patrząc mi
prosto w oczy. Paliły się pożądaniem.
Przejechał językiem od końca mojej brody aż pod dolną wargę.
Nieświadom własnej reakcji otworzyłem usta wzdychając głęboko. Niemal
natychmiast wpił się w moje usta.
Zaczął całować mnie powoli i namiętnie.
Baaardzo powoli i baaardzo namiętnie.
Jego język łaskotał moje podniebienie docierając chyba w
najczulsze zakamarki moich ust. Jęknąłem niepohamowanie w jego usta po raz pierwszy
doświadczając czegoś tak niezwykłego. Czułem jak jeździ po moich wargach
językiem i znów złącza nas w głębokim pocałunku.
Był delikatny, nie nachalny, ale dominował nade mną całym sobą.
W końcu przeniósł pocałunki na moją szyje.
Gdy poczułem jego język prześlizgujący się powoli od mojego
obojczyka za ucho z mojego gardła wyrwał się namiętny jęk.
Przerażony własną reakcją zasłoniłem szybko usta dłonią. W
jednym momencie po prostu skamieniałem. Leżałem nieruchomo wsłuchany w
dudnienie swego serca.
Nie mogłem uwierzyć, że tak się zapomniałem.
Przez chwile oddychałem płytko bardziej przerażony niż
podniecony. Izaku uniósł się lekko na dłoniach wpatrując się uważnie w moje
oczy. Zacząłem znowu drżeć. Nie mogłem zrozumieć tego co się stało zaledwie chwile
temu. Ja, mi… podobało się!
Z oczu poleciały mi łzy. Jakby wszystkie sprzeczne emocje wydostały
się ze mnie w jednym momencie. Czułem się jak targany burza hormonów. Zupełnie niestały
emocjonalnie.
-Boisz się?- Zapytał zupełnie bez emocji obrysowując palcami
moje rozedrgane wargi.
-Ja…- Zakryłem szybko oczy dłońmi. Nie byłem w stanie się
opanować. Łzy leciały mi po policzkach a usta drżały. Co się ze mną dzieje?
Bałem się go, tak bardzo się go bałem. A teraz doprowadzał
mnie niemal do szaleństwa, a to chyba przerażało mnie jeszcze bardziej.
Izaku zsunął się ze mnie i półleżąc podparł głowę dłonią.
Przez cały czas wpatrywał się we mnie jak usilnie próbuje powstrzymać swoje
ciało. Dziwne motyle w brzuchu w połączeniu z goryczą jaką czułem głęboko swoim
sercu sprawiały, że moje myśli zupełnie ogłupiały.
-Wiesz tym razem nie mam zamiaru zrobić ci krzywdy, więc możesz
się nieco rozluźnić-
Zaśmiałem się gorzko. To był chyba jakiś głupi żart tylko ja
nie dostrzegłem jego sensu.
Przez chwile miedzy nami panowała zupełna cisza. Zagryzałem
zęby z całych sił, powoli opanowując się nieco.
-Wiesz, właściwie zaimponowałeś mi rano- Zaczął, jakby chcąc
odwrócić moją uwagę od całej sytuacji. Parsknąłem gorzko słysząc coś takiego.
Ja mu niby zaimponowałem? Ciekawe czym? –Wcześniej myślałem, że jesteś tylko
małym przestraszonym szczeniakiem, który głośno szczeka a tak naprawdę
wszystkiego się boi- Już drugi raz słyszę to określenie pod swoim adresem, więc
chyba coś w tym musi być.
-Skoro tak myślałeś wtedy, to co myślisz teraz?- Zapytałem, zsuwając
dłonie z zapłakanych oczu.
-Broniłeś Jareda z taka zaciętością, że w końcu
skapitulowałem. W dodatku byłeś tak nieugięty i to stając w obronie zupełnie
obcego dla ciebie człowieka. Byłem pod wrażeniem- Nikły uśmiech wstąpił na jego
usta. W oczach tańczyły mu dziwne iskierki tajemniczości.
Więc przystał na ta wymianę, ja w zamian za chłopaka, tylko dlatego
że mu zaimponowałem?
Dziwny z niego gość. Naprawdę dziwny.
-Chciałeś go zabić musiałem coś zrobić- Bąknąłem marszcząc
brwi gniewnie. Nie potrzebowałem wcale jego pochwał. Zrobiłem to tylko po to,
by komuś pomóc, a nie po to by wywrzeć
na nim jakiekolwiek wrażenie. Jeśli myśli, że zamąci mi w głowię przez parę
głupich komplementów to naprawdę się myli.
-Wcale nie chciałem go zabić- Odparł z przekornym wyrazem.
-Co ty mówisz?- Teraz byłem kompletnie zdezorientowany. Jak
to nie chciał? Przeciez sam widziałem na własne oczy, jak tamten leżał ledwo
żywy. Jeszcze kilka ciosów a zginąłby z wycieńczenia.
-Jared to mój zaufany człowiek. Dał się przekupić tym dwóm
szumowiną przeciwko mnie i dlatego to jego ukarałem. Tamci są młodzi,
niedoświadczeni a on miał moje zaufanie, którego nadużył- Odparł wykrzywiając
usta w dziwnym grymasie- Mógł mnie
prosić o wiele rzeczy, a on dał się przekupić jakimś uczniakom. Chciałem ukarać
go na ich oczach by wiedzieli co ich czeka następnym razem. Nie miałem zamiaru
go zabijać, chociaż kto wie. Różne rzeczy się zdarzają- Kąciki jego ust lekko zadrgały
z rozbawienia.
Za to mnie wcale nie było do śmiechu. To tak jakby właśnie
mi powiedział, że moja „ofiara” wcale nie była potrzebna. Bo tak powinienem to
rozumieć prawda? A zresztą kto go tam wie o czym ten szaleniec myśli.
Blondyn zauważył chyba, że jestem lekko mówiąc zaskoczony i
zbliżył swoją twarz do mojej.
-Skołowany?- Zapytał z wręcz bezczelnym uśmieszkiem. Aż mnie
skręca jak widzę, że daje mu coraz to
nowe powody do radochy. A niech go szlag
trafi…
-Ja cię w ogóle nie rozumiem- W końcu odważyłem się nieco
bardziej i powiedziałem to na co miałem ochotę już od dłuższego czasu. Skoro on
się odważył powiedzieć mi coś więcej niż groźby to może znaczy, że dziś jest
jakiś specjalny dzień szczerości. W takim razie trzeba korzystać póki czas –Raz
traktujesz mnie jak jakiegoś śmiecia, albo tania dziwkę. Potem wściekasz się na
mnie o zupełną bzdurę, a potem zaczynasz
mnie całować i mącić mi w głowie. Już
sam nie wiem co mam myśleć o co ci właściwie chodzi? Czego ty ode mnie
chcesz? Sam mnie tu sprowadziłeś, choć nie wiem dlaczego, może w końcu powiesz
mi jaki to wszystko ma cel?- Zakończyłem swój dość długi wywód patrząc mu
prosto w oczy. Chwile czekałem na jakąkolwiek odpowiedz, ale blondyn wciąż
milczał. Moja głowa szalała już z nadmiaru myśli i niepotrzebnych zupełnie
wizji.
W którymś momencie Izaku zupełnie bez słowa, za to z lisim
uśmieszkiem przeniósł się z powrotem na mnie i wsunął mi ręce pod bluzkę.
Wzdrygnąłem się zaskoczony jego nagłą bliskością. –Czekaj co ty robisz?-
Próbowałem go odepchnąć rękami, ale jakoś mało skutecznie mi to wychodziło. Na
chwile złączył nasze usta w krótkim pocałunku, a ja już kompletnie nie
wiedziałem co zrobić. Odwzajemnić pocałunek czy może jeszcze bardziej go od
siebie odpychać? Trudny wybór, a oby dwie opcje są niezwykle kuszące.
-Ja po prostu robię to na co mam ochotę- Odparł blondyn wykrzywiając
usta w figlarnym uśmieszku.
Pewnie gdybym miał na to czas zaczął bym się zastanawiać czy
jego odpowiedz dotyczyła mojego protestu czy może wcześniejszego
wywodu. Jednak byłem za bardzo zajęty skupianiem się na jego ustach jeżdżących
wzdłuż mojej szyi a także dłoniach, które rozpoczęły pozbawianie mnie koszulki.
-I właśnie to denerwuje mnie najbardziej- Wysapałem pomiędzy
kolejnymi płytkimi oddechami. Czułem jak moja krew zaczyna płonąć rozpalając
moje ciało do czerwoności. Tym razem nie czułem strachu, było wręcz bosko.
A wszystko za sprawą delikatnych i tych
namiętniejszych pocałunków, którymi obsypywał całe moje ciało. Nie byłem w
stanie skupić się na własnych myślach. Wszystko w mojej głowie mieszało się w
jednolitą całość sprawiając, że odczuwałem każdy dotyk dwa razy mocniej.
-Po prostu się poddaj- Mruknął powoli dobierając się do
moich spodni. Jego ciepły język znaczył sobie właśnie drogę od mojego obojczyka
w stronę sutków. Gdy przygryzł jeden z nich wygiąłem się w łuk pod nim, czując
jak moje ciało pali żywym ogniem. Miałem wrażenie jakbym płonął, a mimo
wszystko moje ciało nie spalało się w ogniu namiętności.
Gdy zaczął muskać koniuszkami palców delikatną skórę na moim
podbrzuszu stado motyli w żołądku zerwało się
do lotu. Wzdychałem pod nim łapiąc
z trudem powietrze.
Wszystko było dla mnie takie nowe, inne, intensywniejsze. Po
raz pierwszy pozwolił mi zakosztować czegoś tak niesamowitego. Zamiast bólu i
wstydu czułem nieograniczoną rozkosz, która doprowadzała mnie niemal do
szaleństwa.
Jęknąłem niezadowolony, gdy poczułem jak wsuwa we mnie
palec. Akurat to nie należało do najprzyjemniejszych doświadczeń.
Poruszał nim chwilę, a gdy już czułem się z nim w środku
niemal swobodnie dołożył kolejny. Znów jęknąłem wyrzucając głowę do tyłu. Byłem
jak jego laleczka, którą kierował zupełnie tak jak chciał, jednak w tym
momencie zupełnie mi to nie przeszkadzało. Poddałem się mu. Uległem wszystkim
czułością i podstępnym zagraniom. W tej chwili prawdopodobnie byłbym w stanie
zrobić wszystko, co tylko by mi rozkazał.
Dwa palce w mojej pupie nagle zniknęły, zamiast tego
poczułem jak napiera swoją nabrzmiałą już męskością na moją dziurkę.
Czując to znajome a jednak dziwne rozpychające uczucie
jęknąłem przeciągle zaciskając palce na pościeli. Dwie niepozorne łezki umknęły
mi spod powiek i spłynęły szybko po policzkach. Nie czułem dużego bólu, na pewno
nie takiego, jaki zafundował mi podczas wcześniejszych gwałtów. Po prostu było
mi dziwnie, nie byłem przyzwyczajony do czegoś takiego. Gdy zaczął się we mnie
ruszać pojękiwałem wraz z kolejnymi pchnięciami.
Początkowe uczucie bólu zmieniło się niemal całkowicie w
rozkosz. Trafił w mój najczulszy punkt i ocierał się o niego coraz mocniej.
Całe moje ciało płonęło z zachwytu. Miałem wrażenie, jakbym
się roztapiał w jego ramionach. Nasze oddechy złączyły się w jedno i nadawały
powoli rytm szybko bijącym sercom. Czułem jak spełnienie się zbliża. W
rozkosznej euforii złapałem jego ramiona i nieświadomie wbiłem w nie swoje długie
paznokcie.
W końcu doszedłem wyginając się pod nim w łuk tak, że nasze
klatki otarły się o siebie. Głośny przeciągły jęk wyrwał mi się z gardła.
Niemal natychmiast Izaku gwałtownie przyspieszył. Po kilku
mocniejszych ruchach bioder również doszedł wewnątrz mnie. Jego sperma
wypełniła mnie od środka.
Padłem na poduszki zupełnie wykończony. Za to długowłosy
spokojnie wyszedł ze mnie i wcale nie wyglądał na kogoś u kresu sił. Wręcz
przeciwnie pewnie z chęcią pobaraszkowałby ze mną jeszcze przez dłuższy czas.
-Twoje niedoświadczenie jest niemal urocze- Szepnął mi do
ucha lekko ochrypłym głosem- Przyzwyczajaj się- Nawet nie miałem siły by otworzyć
usta i chociażby kłócić się o tą kwestie. Sex z nim doprowadzał mnie niemal do
bram niebiańskich błogości. Był tak wprawiony, doświadczony. Wiedział co
zrobić, bym wił się pod nim jęcząc jego imię.
Nie chce wiedzieć ilu kochanków miał przede mną. Jedyne
czego chcę to odrobina tej rozkoszy, której zasmakowałem. To było jak narkotyk,
ledwie spróbowałem, a już miałem ochotę na więcej. Dużo więcej.
Przymknąłem powieki próbując nieco uspokoić oddech. Moje
zmysły szalały, jak drażnione ogniem piekielnym. A przed sobą miałem chyba
nawet diabła, albo raczej demona pożądania. O tak to do niego pasowało.
-Śpij mała księżniczko, jutro czeka cię ciąg dalszy-
Delikatne muśnięcie jego ust działało na mnie jak najlepsza kołysanka. Mój
umysł już całkowicie się wyłączył.
Ciało spragnione bliskości wtuliło się w umięśniony tors
blondyna. Nie zaprotestował, zamiast tego zaczął delikatnie głaskać mnie po
twarzy.
Zasnąłem ukołysany do snu jego ciepłym dotykiem.
To chyba pierwsza noc od wielu lat, której nie było mi
zimno…
CDN…
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, tak właśnie myślałam, że Ozaku gdzieś jest w tej sypialni, aby poobserwować Shugo, och tym razem było czule...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka