czwartek, 21 czerwca 2012

Prawdziwa miłość


Od momentu, gdy wróciłem ze swojej tajnej ekspedycji nie miałem pojęcia, co z sobą zrobić. Po tym jak przemierzyłem chyba kilometry chodząc w kółko po pokoju, ostatecznie wylądowałem w sypialni Izaku. Pewnie to dziwne, bo od początku omijałem to miejsce jak istną jamę bestii, ale nie mogłem się powstrzymać. Coś ciągnęło mnie w to miejsce. Czułem się dziwnie pusty i samotny. Miałem wrażenie, że gdy tam wejdę to on jak zawsze będzie siedział na fotelu spokojny i nieludzko opanowany. Ale tak nie było. Gdy tylko otworzyłem drzwi uderzyła mnie pustka. Poczułem ból ściskający mnie w klatce. Dziwne, czemu czuje rozczarowanie? Przecież wiedziałem, że go nie będzie a mimo to… to wciąż boli. Po tym, co usłyszałem, po tym jak poznałem go lepiej jedyne, co chciałbym teraz zrobić to wtulić się w niego. Już sam siebie nie rozumiem. Po prostu ta rozmowa, te dziwne uczucia, to wszystko namieszało mi w głowie. Nie wiem, co mam myśleć, co robić, co powiedzieć?
Powolnym krokiem przeszedłem w stronę jego wielkiego łóżka. Nienawidziłem tego miejsca tak bardzo, a teraz czułem, że tylko tam będę mógł się uspokoić. Dziwne. Nie, to po prostu nienormalne. Czy ja już oszalałem?
Położyłem się wtulając twarz w puszystą poduszkę. Poszewka przesiąkła zapachem blondyna. Nie mogłem się powstrzymać i ścisnąłem ją mocniej, czując przypływ żalu. To dziwne, ale nagle zdałem sobie sprawę z tego jak mało o nim wiem. Jedynie, co poznałem to jego okrucieństwo i bezwzględność. A może tylko tak mi się wydawało. Może dawał mi jakieś niewidzialne znaki, których nie rozpoznawałem. Może było coś ważnego, na co nie zwróciłem uwagi. Może coś przeoczyłem?
Parsknąłem zupełnie rozbawiony własna bezradnością. Nic nie mogłem teraz zrobić. Nie było go, a mi po raz pierwszy odkąd tu trafiłem naprawdę to przeszkadzało. Zapragnąłem by wrócił. Ale co ja mu powiem?
Nie mogę przyznać się do tego, że szukałem informacji na temat jego przeszłości i trafiłem na coś ciekawego i teraz jest mi przykro z powodu tego jak go oceniałem. To było by zwykłe samobójstwo. On nie może się dowiedzieć, nigdy. W przeciwnym wypadku żarty mogą się skończyć. W końcu nigdy wcześniej nie złamałem żadnego z jego zakazów celowo, tak jak tym razem.
Wiec, jak powinienem się zachować? Być dla niego oziębły, tak jakby nic się nie stało? Przecież nie mogę nagle przytulić się do niego i mówić jak strasznie mi przykro bez żadnego powodu.
Ach cholera to zupełnie nie ma sensu. Może lepiej byłoby gdybym nie szukał, gdybym nie dowiedział się tego wszystkiego. Może z czasem sam bym zauważył… ach pieprzenie.
Przecież nigdy bym nawet o tym nie pomyślał gdyby nie stary Aron.  Więc co powinienem zrobić? Zostało mi mało czasu. Noc zbliża się nieubłaganie, a wtedy on wróci.
W tym momencie drzwi do sypialni, które wcześniej zamknąłem gwałtownie się otworzyły. Serce zabiło mi szybciej z przerażenia. Zerwałem się momentalnie wpatrując się w postać stojącą w progu. Niemal westchnąłem z ulgą widząc przed sobą czarne kosmyki. Felix, to tylko Felix.
-Więc tutaj jesteś- Zauważył brunet mrużąc oczy jakby ze zdziwieniem. Co za idiota, czemu zadaje mi takie durne pytanie? Chyba ma oczy, więc skoro mnie widzi to jasne ze tutaj jestem. Byłem wściekły. Sam nie wiem na co. Po prostu wkurzyło mnie, że to nie Izaku a jednocześnie cieszyłem się, że mam jeszcze czas do namysłu –Byłeś tu przez cały czas?- Spojrzał na mnie dziwnie podejrzliwie, co zirytowało mnie jeszcze bardziej.
-Tak byłem tu cały czas, możesz sobie już iść? Chce być sam- Warknąłem w stronę Felixa mało grzecznie. Ten czarny typ nagle stał się bardziej denerwujący niż zwykle. Nagle wszystko, co było wokół mnie było bardziej denerwujące. Nawet te cholerne łóżko, w którym powinien leżeć blondyn, ale go nie ma. Nawet ta durna poduszka, na której powinna leżeć jego głowa, ale nie leży jest strasznie denerwująca. Wszystko tak strasznie mnie wkurza.
- Nie wiem o co ci chodzi, ale nie mam ochoty pytać. Wyjaśnisz to sobie z Izkau jak wróci- Burknął dziwnie złowrogo, jakby miała to być jakaś groźba pod moim adresem. Na dźwięk imienia blondyna moje serce ścisnęło się boleśnie. Gdy tylko ten dupek zostawił mnie wreszcie samego wtuliłem się mocniej w poduszkę.
Dlaczego to tak długo trwa? Zwykle, gdy go nie potrzebuje, to pojawia się i wciąż zabiera mi czas, a teraz, gdy chce by wreszcie się tutaj pojawił on tak po prostu każe mi czekać.
To nie miało najmniejszego sensu, bo przecież ciągle nie wiem co tak właściwie chce mu powiedzie, co właściwie mam zrobić? Po prostu chciałem go zobaczyć. Upewnić się, że nie jest samotny, że nie wygląda na załamanego, że nie ma łez w oczach. Oczywiście to było absolutnie absurdalne. Coś takiego jak łzy w jego oczach nie miało w ogóle racji bytu, ale to silniejsze ode mnie. Musiałem po prostu wiedzieć, że z nim wszystko w porządku. Może to dlatego, że sam czułem się jak w rozsypce. Byłem tak blisko niego, przez cały ten czas myślałem, że go znam, że wiem coś o nim.  Ale to nieprawda. Prawda jest taka, że codziennie spędzam czas, myślę i kocham się z człowiekiem, który jest mi zupełnie obcy.
Czy to naprawdę tak powinno wyglądać? Miłość czy inny szajs…
Zawsze wyobrażałem to sobie w nieco innych barwach. No sami wiecie, jakby bardziej różowych, czy czerwonych. Chodzenie, za rękę, świergotanie do siebie. Czy to nie tak powinno być?
A zresztą do cholery, jak można kochać faceta. A nawet gorzej, jak można kochać kogoś, kto kilkakrotnie próbował was zabić. Nie można, po prostu to niemożliwe.
Wiec co to do cholery jest? To dziwne uczucie, z którym nie mogę sobie poradzić?
Współczucie?
Nie. Blondyn to ostatnia osoba, która chciałaby współczucia innych. Westchnąłem ciężko przymykając powieki i wtulając się mocniej w poduszkę. Odetchnąłem głęboko wdychając woń ciężkich perfum Izaku. Chciałbym przestać o tym myśleć, ale nie mogę. Po raz pierwszy blondyn wydał mi się dziwnie ludzki. Po raz pierwszy wiedziałem, że się pomyliłem, co do niego. Że to ja byłem ignorantem i nie dostrzegałem tylu ważnych rzeczy. Ale z drugiej strony nic nie mogę z tym zrobić. To takie frustrujące, gdy wiecie, że trzeba coś zmienić, ale z drugiej strony trzeba zrobić to tak, by wszystko pozostało na swoim miejscu. Tak by on nie zauważył, bo wtedy zacznie się domyślać.
Och, w co ja się wpakowałem?
Próba oszukania blondyna to jak igranie z diabłem. Jeden błąd może skończyć się tragicznie. Ale z drugiej strony, co on mi może zrobić? Zabić? Próbował już wiele razy.
Parsknąłem rozbawiony własnymi głupimi myślami. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że tym razem jest inaczej, że tym razem naprawdę może skończyć się to najgorzej jak się tylko da. A mimo to wciąż miałem głupią nadzieję, że mi wybaczy, że zrozumie. Jestem głupi, zwyczajnie głupi.
Niemal w tym samym momencie usłyszałem kliknięcie ustępującej klamki. Moje serce i ciało zatrzymało się na chwilę. Uchyliłem powieki I nareszcie go zobaczyłem.
Blondyn spokojnie wszedł do pomieszczenia, nonszalancko odgarniając kosmyki włosów dłonią. Odetchnął cicho i przymknął powieki ze zmęczenia. Wyglądał na naprawdę wyczerpanego.
Podszedł spokojnie do fotela i niedbale rzucił marynarkę na niego. Leżałem wciąż sparaliżowany niezdolny do najmniejszego ruchu. Wreszcie przyjechał, wreszcie tutaj był, a ja nie miałem pojęcia, co zrobić, co powiedzieć, jak zacząć.
Blondyn spokojnie odpiął guziki na rękawach swojej koszuli. Zachowywał się tak, jakby mnie nie było, ale z pewnością mnie zauważył, co do tego nie miałem złudzeń. Czekałem w ciszy na to, co zrobi. W końcu opuścił dłonie swobodnie i spojrzał na mnie. Miał lekko zaczerwienione oczy, tak jakby nie spał przez dłuższy czas. Słabe światło lampki stojącej na stoliku odbijało się w jego źrenicach.
-Więc jednak tutaj jesteś- Uśmiechnął się delikatnie opierając się o ramę łóżka.
-Wróciłeś- Wyszeptałem cicho patrząc na niego dziwnie zawstydzony. Czułem jakbym zrobił coś złego, coś naprawdę paskudnego. Dziwny ścisk w klatce jedynie mnie w tym utwierdził.
-To chyba nic dziwnego. Mówiłem, że wrócę- Spojrzał na mnie podejrzliwie. Chyba zauważył, że coś jest nie tak. Przekrzywił lekko głowę wpatrując się we mnie intensywniej –No chyba, że wolałbyś bym nie wracał- Zażartował z prowokującym uśmieszkiem. Zaczerwieniłem się lekko, sam nie wiem, czemu. Zrobiło mi się głupio, że jeszcze wczoraj przyznałbym mu rację
– Nie, oczywiście, że nie- Odwróciłem wzrok rozgoryczony całą sytuacją.
-Chcesz mi coś powiedzieć?- Na dźwięk tego pytania moje ciało samo zadrżało. Zagryzłem zęby, by nie okazać emocji.
-Nie, czemu?- Spojrzałem na niego pewnie, udając zdziwienie. Chyba nie dał się nabrać. Jego twarz nawet nie drgnęła, ale oczy świdrowały mnie wzrokiem. Mimo wszystko wciąż stał przy łóżku nie zbliżając się nawet o krok.
-Bo dziwnie się zachowujesz- Jego wyprany z emocji głos przyprawiał mnie o ciarki – Co dzisiaj robiłeś przez cały dzień?-
-Nic szczególnego- Odpowiedziałem szybko, niemal mechanicznie. To zaczynało się robić naprawdę niebezpieczne. Blondyn parsknął cicho, choć nie mogłem doszukać się nawet odrobiny rozbawienia w tym geście.
-Naprawdę. Czyli co?- Rdzawe tęczówki jarzące się drapieżnie przytłaczały mnie. Nie mogłem swobodnie myśleć.
-Czyli… byłem z …Felixem… i nie robiliśmy nic konkretnego. No bo, my leżeliśmy i… gadaliśmy- Zakończyłem kalecząc. Zacząłem nerwowo pocierać dłonie, czułem się dziwnie. To chyba najgorsze i najgłupsze kłamstwo, jakie wymyśliłem. I dlaczego do cholery Felix? Przecież on mnie nawet nie lubi, wsypie mnie przy pierwszej okazji. „Gadaliśmy”… powinienem się pieprznąć porządnie w łeb. Przesuwałem oczy w różne kąty pokoju byle nie patrzeć na blondyna. Moje kłamstwo było tak oczywiste, że wstyd było mi nawet spojrzeć mu w twarz.
Blondyn parsknął niepohamowanie. Spojrzałem na niego lekko zszokowany jego reakcja.
-Jesteś coraz lepszy w kłamaniu mi prosto w twarz, ale musisz poćwiczyć jeszcze wymyślanie bajeczek- Spojrzał na mnie groźnie mrożąc mnie lodowatym spojrzeniem. Postawił jeden krok w przód a ja niemal mechanicznie cofnąłem się. Wiedziałem, że nie puści mi płazem tej próby oszukania go – Tak się składa, że dziwnym trafem kazałem właśnie Feliksowi cię pilnować. Dziwne, ale on twierdzi, że nie widział Cię przez cały dzień - Uśmiechnął się z wyższością i coraz bardziej zaczął się zbliżać. Nie wytrzymałem presji i szybko przeskoczyłem przez lóżko na drugą stronę.
-Przecież byłem tutaj- Spróbowałem jeszcze jakoś wywinąć się cało z tej sytuacji, ale czułem, że wszystko wymyka mi się spod kontroli.
-Nie bądź taki cwany, Feliks sprawdzał moją sypialnię 3 razy. I dopiero za trzecim razem cię tutaj znalazł- Na jego ustach pojawił się lisi uśmieszek, któremu towarzyszyło mrożące krew w żyłach spojrzenie –Więc gdzie byłeś?- Zapytał ponownie okrążając łóżko i zbliżając się do mnie kocim ruchem.
-Nigdzie- Odpowiedziałem marszcząc brwi i jednocześnie przesuwając się w kąt. Nie wyglądał na zadowolonego moją odpowiedzią. Skrzywił się wściekle i szybkim ruchem skoczył w moją stronę. Wiedziony dziwnym instynktem wskoczyłem na łóżko i przeskoczyłem na drugą stronę.
Blondyn zatrzymał się patrząc na mnie z głupim wyrazem twarzy.
-Chyba żartujesz- Prychnął pod nosem i jednym ruchem też przeskoczył przez łóżko. Zdążyłem uciec kawałek, ale i tak wiedziałem, że to już mój koniec. Może i cała ta sytuacja wydaje wam się zabawna i przypomina nieco grę w kotka i myszkę, ale wierzcie, że mnie wcale nie jest do śmiechu. W końcu tutaj chodzi o moje życie do cholery.
Nim zdążyłem zrobić kolejny krok w stronę ucieczki zostałem brutalnie przygwożdżony do ściany. Z przerażeniem spojrzałem na blondyna, którego oczy skrzyły się jak podczas polowania na zwierzynę.
Przerażające przyznam szczerze. Zwłaszcza, że to ja występuje dzisiaj w roli króliczka do pożarcia.
-Chyba nie sadziłeś, że możesz mi uciec- Zaśmiał się szorstko przyciskając mnie mocniej do ściany –A teraz pytam się ostatni raz, gdzie byłeś przez cały dzień i lepiej żebym tym razem usłyszał prawidłową odpowiedz- Warknął złowrogo do mojego ucha.
Skuliłem się w sobie, ale nie odpowiedziałem nic. Nienawidzę takich sytuacji, cokolwiek bym nie zrobił on i tak mnie zabije. Jeśli powiem mu prawdę zabicie mnie będzie oczywiste a jeśli go okłamię prędzej czy później dowie się i wkurzy się jeszcze bardziej, a wiec odwlekę tylko swoją i tak nieuniknioną mękę. Boże, czemu to zawsze ja muszę stawać przed takimi wyborami? Śmierć już teraz czy może potem.
-Dlaczego tak bardzo ci zależy, żeby wiedzieć, co robiłem? Przecież to może być coś zupełnie absurdalnego- Zapytałem próbując jeszcze odwlec swoją egzekucję. Blondyn wyszczerzył się złowrogo patrząc na mnie z politowaniem.
-Dlatego, że ewidentnie coś kręcisz, co znaczy, że zrobiłeś coś, czego nie powinieneś. A ja chce wiedzieć, co znowu zniszczyłeś i ile będę musiał za to zapłacić- Zgromił mnie spojrzeniem zwijając dłoń w pięść tuż koło mojej głowy. Chyba zaczynał tracić cierpliwość, to nie za dobry znak dla mnie.
Gdyby to było tak proste jak mu się wydaje… Sęk w tym, że tym razem niczego nie rozwaliłem, ale szpiegowałem za jego plecami. Wiem, że to absurdalne i przecież robiłem to w dobrej mierze. No dobra może nie do końca, ale potem i tak wyszło na korzyść blondyna. Nawet nie uważam tego za szpiegowanie, raczej zdobywanie wiedzy o najbardziej tajemniczym człowieku tego miejsca. Choć on z pewnością widzi to nieco inaczej.
-Czekam- Ponaglił mnie przysuwając twarz jeszcze bliżej.
-Ja… nie powiem- Przełknąłem z trudem ślinę patrząc wprost w jego rozjarzone tęczówki.
-Co ma znaczyć, że nie powiesz?- Westchnął ciężko próbując się opanować, ale i tak widziałem, że przyszło mu to z trudem. Po chwili spojrzał na mnie ponownie trzymając nerwy na wodzy, choć jego oczy wciąż wyrażały chęć mordu – Masz ostatnią szansę, pytam się, co robiłeś przez cały dzień?- Uciekłem wzrokiem od jego twarzy. Nie mogłem wytrzymać tego kontaktu wzrokowego. Po prostu spuściłem głowę i milczałem. Trwało to dłuższą chwilę, aż w końcu poczułem mocne uderzenie na policzku.
-Nie wiem, o co ci chodzi tym razem, ale radze ci dobrze lepiej przyznaj się póki masz czas. Już wystarczy, że próbowałeś mnie oszukać. Powinieneś już wiedzieć, że nie toleruje kłamstwa. Mogę bez problemu kazać Shinowi przejrzeć nagrania i za pól godziny będę znał każdą minutę twojego dzisiejszego dnia. Ale wtedy, nie skończy się to dla ciebie dobrze. Więc, wolisz po dobroci czy żebym siłą to z ciebie wyciągnął? Wybór należy do ciebie- Odsunął się ode mnie o krok, chyba po to bym się dobrze namyślił. Przyznam, że te słowa nieco mną wstrząsnęły. Nie było odwrotu. Wiedziałem, że i tak się dowie. Pytanie tylko, od kogo? Nie chcę, by ten sadystyczny księgowy doniósł na mnie Izaku. Już widzę uśmiech satysfakcji na jego paskudniej gębie, kiedy odkryje, co robiłem. Żal do samego siebie utknął mi w gardle. Poczułem jak w kącikach oczu zbierają mi się łzy. Wiedziałem, że jeśli powiem mu o tym sam, to z pewnością wyjdę na tym lepiej, ale bałem się. Tak zwyczajnie i prosto strach ogarnął moje ciało i nie pozwalał mi się przyznać.
-Więc słucham- Dodał po chwili ciszej widząc chyba zmianę w mojej postawie. Spojrzałem na niego dziwnie rozżalony. Nie wiedziałem, od czego zacząć.
-Ja… to ci się naprawdę nie spodoba- Dodałem po chwili spuszczając głowę.
-Pewnie masz racje, ale to chyba akurat żadna nowość- Parsknął patrząc na mnie spode łba.
-Chodzi o to, że to… naprawdę ci się nie spodoba- Dodałem jeszcze ciszej. Blondyn milczał, nic nie odpowiedział, po prostu patrzył się na mnie intensywnie, jakby sądził, że to właśnie przyspieszy moje wyznanie. Miałem ochotę się po prostu rozpłakać. Czułem się jakbym stanął w punkcie wyjścia. Wcześniej też był na mnie wściekły, ale wtedy miałem go za bezwzględnego bezuczuciowego drania, a dziś… Cóż, też jest na mnie wściekły, ale mój punkt widzenia, co do niego się zmienił. Gdy na niego patrzę nie widzę zabójcy, ale człowieka, który jest sam, który nie ma nikogo. Czy to dlatego jest mi jakoś ciężej?
–Tylko się na mnie nie złość, ja chciałem po prostu dowiedzieć się czegoś o tobie- Mimo, że nie patrzyłem mu w oczy, zauważyłem, jak drgnął nerwowo słysząc te słowa. Z pewnością zaczął się już domyślać.
-Mam nadzieję, że to, nie jest to o czym myślę- Jego zimny głos przeszył moje uszy, jak sztylet. Spojrzałem w jego oczy, które też przypominały lodową skałę – Mów dalej- Jego twarz przybrała zupełnie bez emocjonalne oblicze. Nie miałem pojęcia, czego się spodziewać.
-Ja… poszedłem dzisiaj trochę dalej niż mogłem- Spojrzałem przelotnie na jego reakcję, ale nawet nie drgnął, podczas gdy ja cały drżałem ze strachu –Ja poszedłem za innymi i … i trafiłem na inne piętro… na piętro 0, chyba- Oczy blondyna na chwilę rozszerzyły się, ale po chwili znów się zwęziły tyle, że nie było w nich już nic ludzkiego. Wściekłość, to wszystko co wyrażały.
-Co tam robiłeś?- Zapytał, jakby znając już moja odpowiedz. Jego głos był niski i nienaturalny. Zdaje się, że mój koniec był już blisko. Wiem, że mówiłem to już wiele razy, ale tym razem to już naprawdę mój koniec.
-Ja… pytałem o ciebie- Przyznałem w końcu. Blondyn nawet nie mrugnął słysząc moje słowa. Jedynie jego oczy na moment stały się puste. Tak jakbym skrzywdził go najbardziej na świecie, jakbym zniszczył to, co dla niego najważniejsze. Może to głupie, ale właśnie to mną wstrząsnęło. Dwie łzy niekontrolowane popłynęły mi po policzkach. Pchnąłem jego rękę, która ustąpiła z niespodziewaną łatwością.
Odszedłem daleko od niego i obserwowałem, jak jeszcze przez chwile stał tam nie poruszając nawet palcem. W końcu jednak odwrócił się w moją stronę, z naprawdę przerażającym wyrazem twarzy. Poczułem się jakbym patrzył w oczy nieobliczalnego szaleńca, który jest gotów na wszystko.
-Wiesz, jaka jest kara za szpiegowanie? A właściwie nie. Powinienem powiedzieć raczej za pytanie o mnie. To śmierć- Ciarki przeszyły mnie na dźwięk ostatniego słowa z jego ust. Miałem wrażenie, jakby nawet moja dusza drżała widząc teraz blondyna. Postawił krok w moją stronę, a ja automatycznie cofnąłem się. To był zaledwie odruch a on od razu przysunął się jeszcze bliżej. Czułem się okropione, nie miałem gdzie uciec przed jego wściekłością – Czy chcesz powiedzieć coś jeszcze zanim z tobą skończę?- Zapytał zbliżając się drapieżnie do mnie. Serce stanęło mi w gardle. Adrenalina w moim ciele wypełniała chyba każdą komórkę, krzycząc bym uciekał.
-Ja nie chciałem zrobić nic złego, zresztą i tak nikt nic mi nie powiedział- Jęknąłem błagalnie pomijając jedynie część o opowieści Arona.
-To nie ma znaczenia, wiedziałeś, że nie wolno ci tego robić, a mimo to nie zawahałeś się- Warknął w moją stronę zbliżając się jeszcze bardziej. Byłem kompletnie przerażony. Ostatkami sił miałem, chciałem paść na kolana i błagać o to, żeby mi wybaczył.
- To nie tak, ja… przepraszam- Bąknąłem niemal płaczliwie. Nie podziałało. Wyglądał na niewzruszonego i niezwykle rozwścieczonego.
-Za późno na przeprosiny, tym razem nie będzie taryfy ulgowej- Powiedział to zupełnie bez skrupułów, patrząc mi prosto w oczy. Szedł w moją stronę niewzruszony moimi wyjaśnieniami. Cofnąłem się już w kąt pokoju aż w końcu zostałem bez możliwości ucieczki. Oczy blondyna pełne lodu i nienawiści dopadły mnie szybciej niż on. Byłem sparaliżowany jego gniewem i wściekłością. W końcu bez zbędnych uczuć złapał mnie jedną ręka za szyję i rzucił na łóżko. Przycisnął mnie kolanem, bym mu nie uciekł, choć i tak nie miałem takiej możliwości. Jego długie blade palce zacisnęły się na moim gardle. A wiec tak chciał to wszystko skończyć. Chciał odebrać mi ostatnią rzecz, jaką miałem w tym miejscu, powietrze. Jego dłonie coraz ciaśniej oplatały moje gardło a ja zacząłem walkę o każdy oddech. W akcie desperacji szarpnąłem za dłonie blondyna, ale nawet nie drgnęły. Spojrzałem w jego zimne oczy ostatni raz. Było mi żal. Żal, że nie będę mógł poznać go jeszcze bliżej, żal że przeze mnie znów będzie samotny.
Łzy popłynęły gęsto po moich policzkach. W końcu odpuściłem. Jeśli chciał mnie zabić, nie miałem zamiaru mu tego utrudniać. Widocznie tym razem zraniłem go zbyt głęboko by mógł mi wybaczyć. Zabrałem dłonie, które siłowały się z blondynem walcząc o moje życie. To było bezużyteczne. Spojrzałem na niego przez zaszklone od łez oczy. Widziałem go niewyraźnie, ale chciałem się pożegnać. Mimo wszystko zdałem sobie sprawę, że przez ostatni czas odgrywał wielką rolę w moim życiu i chyba też sercu. A właściwie teraz byłem pewny. Kochałem go, kochałem mimo jego agresji i brutalności, mimo wszystkich gorzkich słów, którymi mnie karmił. Z każdym dniem spędzonym w jego obecności kochałem go coraz bardziej. Teraz to wszystko miało się skończyć. Gdy obraz przed moimi oczyma zaczął się już rozmywać poruszyłem wargami, by ostatni raz powiedzieć „Przepraszam”. Jednak z mojego ściśniętego gardła nie wydobył się żaden dźwięk.
Nagle wszystko się skończyło.
Uścisk na gardle zniknął. Powietrze, które gwałtownie wtargnęło do moich płuc było jak tysiące igiełek. Zakrztusiłem się i zacząłem gwałtownie kaszleć. Łapczywie nabierałem powietrza i krztusiłem się nim jednocześnie. Myślałem, że to już koniec, że mnie zabije, a on w ostatnim momencie wycofał się, dlaczego? Gdy w końcu mój oddech był już normalny spojrzałem w stronę blondyna. Stał obok łóżka tyłem do mnie z ręką przy twarzy. Nie ruszał się, ale słyszałem jego ciężki oddech.
-Dlaczego? Dlaczego nie potrafię cie zabić?- Skamieniałem słysząc te słowa. Nie potrafił? Spojrzałem na niego wzrokiem pełnym przerażenia i niezrozumienia. Nie wiedziałem, co właściwie chciał mi powiedzieć, jednak nie miałem zamiaru mu przerywać. W końcu sam zaczął mówić coś o sobie - Powinienem to zakończyć już dawno temu. Nigdy nie powinienem pozwolić na to bym tak bardzo zbliżył się do ciebie. To nie powinno się wydarzyć. A teraz jest już za późno. Ja nie mogę cię zabić. Nie potrafię- Jego głos był pełen rozpaczy i żalu. Wydawał się być zagubiony i zdruzgotany całą sytuacją – Przez ciebie się zmieniam- Wyrzucił mi to głosem pełnym żalu i pretensji. Obrócił się bokiem i spojrzał na mnie. Jego smutne oczy otwarte ze swymi uczuciami jak nigdy przedtem wpatrywały się we mnie.
-Ty się zmieniasz?- Rzuciłem w jego stronę głosem przesyconym sarkazmem i goryczką, która teraz mnie zatruwała. Podniosłem się gwałtownie, mając już dość ukrywania własnych myśli – To ja przez ciebie się zmieniam. Wszystkie moje zasady to, w co wierzyłem, marzenia, wszystko legło w gruzach z chwilą, gdy cię poznałem. To twoja wina. Przez ciebie nie mam nic. Odebrałeś mi wszystko, nawet własną wolę. To ty zbudowałem mi to więzienie- Wykrzyczałem mu to w twarz z głębi serca, które pierwszy raz od długiego czasu biło jak dawniej. Czułem w sobie siłę i energię, którą miałem zanim spotkałem blondyna. Wiedziałem, że to co powiem może go dotknąć, ale chciałem to z siebie w końcu wyrzucić. Musiałem wreszcie uwolnić się z kajdan, które Izaku założył na moje serce. W których więzione były moje uczucia już od tak dawna.
- Masz do mnie żal, że cię tutaj zabrałem?- Zapytał cicho, ale stanowczo. Jakby od dawna te słowa kołatały się w jego głowie, jednak bał się je wypowiedzieć na głos. Nie patrzył mi w oczy, patrzył gdzieś w pustkę przede mną ze wzrokiem zagubionego dziecka.
-To chyba oczywiste- Odpowiedziałem szorstko, niewiele nawet myśląc. Wydawało mi się, że na chwilę wstrzymał oddech słysząc moje słowa – Odkąd tutaj jestem wciąż mną pomiatasz. Sam mnie tutaj zabrałeś, a potem narzuciłeś mi te spartańskie zasady. Traktujesz mnie jak zabawkę, rzecz. Agresja i ból to jedyne, na co mogę liczyć od ciebie. Nie masz za grosz szacunku do nikogo prócz siebie. A mimo to ja wciąż…- Nie dokończyłem. Głos załamał mi się w połowie zdania. Łzy gęsto spłynęły po moich policzkach. Zakryłem usta powstrzymując szloch.
-„Wciąż…”, co?- Zapytał beznamiętnie patrząc mi w oczy. Był przygnębiony i smutny. Tak jakby ktoś w dziwny sposób odebrał mu całą siłę i stanowczość, jaką miał w sobie. Wydawał się zupełnie bierny i obojętny na to, co się dzieje wokół niego. Tak, jakby zamknął się w swoim własnym świecie.
Spojrzałem na niego zawstydzony. Wątpiłem by to, co powiem wywarło na nim jakiekolwiek wrażenie, a ja mogłem się jedynie upokorzyć. Zawahałem się, bo moje uczucia dotychczas były tylko moje. Bałem się, że jeśli wyjawiłbym mu sekrety serca, zostałbym zupełnie nagi.
-Nazwiesz mnie głupcem- Powiedziałem zagryzając niepewnie wargę. Usiadłem na łóżku ścierając resztki łez, które moczyły jeszcze moje policzki. Oplotłem kolana ramionami czekając na to, co odpowie.
-Głupcem nazwałbym siebie, bo wciąż łudziłem się, że to wszystko na mnie nie wpłynie- Podkreślił dobitnie odwracając wzrok ode mnie. Nie wiem, czemu ale zabolało. Poczułem się jak przeszkoda, kłoda, którą chciał po prostu przeskoczyć, obejść niewzruszony.
-Nie wierze, że człowiek może być tak bezwzględny. Czy ty naprawdę nic nie widzisz? Czy ty nie dostrzegasz jak bardzo zmieniłem się pod wpływem ciebie? Nie widzisz jak reaguje na twój dotyk? A może po prostu nie chcesz widzieć, może chcesz żebym przychodził tylko na zawołanie, jak piesek. Rozczaruje cię ja jestem człowiekiem. Potrafię czuć i kochać. Powiem więcej zamiast cię nienawidzić, za każde wyzwisko, groźbę, ból, który mi zadałeś z każdym dniem czuje do ciebie więcej. Po tym wszystkim… ja… wciąż Cie kocham- Spojrzałem na niego zacięcie. Dlaczego nie chciał dopuścić do siebie żadnych uczuć? Zupełnie go nie rozumiałem. Miałem nadzieję na jakikolwiek gest z jego strony.
Blondyn spojrzał na mnie spokojnie, po czym zaśmiał się krótko. Nie wyglądał na rozbawionego, raczej na zaskoczonego, ale mimo to zapragnąłem go uderzyć. Wstałem gwałtownie i spoliczkowałem go. W tym jednym momencie, nie było we mnie strachu, że mnie ukarze. Chciałem pokazać mu swoją frustrację, to jak bardzo boli jego obojętność.
Izaku nie wydawał się zaskoczony moim policzkiem. Zupełnie tak jakby się tego spodziewał, albo jakby właśnie na to liczył. Nawet się nie poruszył, stał wciąż w tym samym miejscu.
-To tylko złudzenie. Tak naprawdę mnie nie kochasz. To niemożliwe- Jego głos był tak zimny i pusty, że miałem wrażenie, jakbym rozmawiał z górą lodową. Poczułem wściekłość.
-Nie masz o mnie pojęcia. Nie wiesz jak bardzo chciałbym cię znienawidzić za wszystko co robisz, ale nie mogę. Myślałem, że z czasem to minie, że zrażę się do ciebie, ale wciąż bardziej o tobie myślę. Dzisiaj… po tym, co usłyszałem wiem, że nie będę w stanie cię znienawidzić- Na te słowa spojrzał na mnie z tą samą agresją, jaką miał na początku. Ale nie zamierzałem się wycofać – Jesteś najbardziej upartą osobą, jaką znam. Dlaczego nie pozwolisz sobie pomóc? Dlaczego chcesz być samotny? Czy ludzie, którzy się o ciebie martwią nic dla ciebie nie znaczą? Czemu tak bardzo boisz się ujawnienia swojej przyszłości? – Wątpliwości i pytania, które miałem już od jakiegoś czasu wreszcie zostały wypowiedziane. Blondyn zgromił mnie złowrogim spojrzeniem.
-Nie masz o mnie pojęcia. Nic nie wiesz- Lód w jego oczach i glosie przeszył moje ciało, ale nie miałem zamiaru się teraz poddać. Zbyt daleko zabrnąłem by tak po prostu odpuścić.
-Masz rację. Nic nie wiem, bo ty boisz się okazać mi choćby cień uczucia. To twoja wina. Chciałbym równie mocno jak ty, byśmy nigdy się nie spotkali. Mówisz mi, że nie wiem, co to miłość. Ale tak naprawdę to ty nie masz o niej pojęcia. Nic nie wiesz. Nie potrafisz kochać- Z każdym moim słowem blondyn wyglądał coraz bardziej jakbym wbijał w jego serce ostrza. Spuścił głowę a kurtyna złotych włosów osłoniła jego twarz –Czy ty w ogóle kiedykolwiek kogoś kochałeś? Jesteś pusty, nie ma w tobie żadnych uczuć. Nie masz pojęcia, co znaczy prawdziwa miłość-
-Wiem… wiem- Przerwał mi gwałtownie, ale drugi raz powtórzył to słowo już niemal szeptem. Przez chwilę staliśmy w ciszy, potem zobaczyłem jak chwyta się za klatkę piersiową, jakby coś sprawiało mu wielki ból – Wyjdź- dodał po chwili lodowato, jak zawsze.
-Ty już dawno nie jesteś człowiekiem- Dodałem z wyrzutem i łzami napływającymi do oczu.
-Chce być sam- Podkreślił zauważając, że nawet się nie ruszyłem– Wynoś się- Warknął agresywnie przez zaciśnięte zęby.
To mi wystarczyło. Miałem dość. Po prostu wybiegłem z pokoju. Łzy spływały po moich policzkach gęsto już kolejny raz dzisiejszego wieczoru. Dla niego najlepiej było by gdybym zniknął. Właśnie to sobie uświadomiłem. Może i był samotny, ale to nie mnie chciał. Nie ja miałem być lekarstwem na jego samotność. Prawda była bardziej bolesna niż myślałem. Byłem zwykłym eksperymentem, zamiennikiem. Miałem sprawić, by samotność nie ciążyła mu aż tak bardzo.
On nigdy mnie nie pokocha.
Szkoda tylko, że zdałem sobie z tego sprawę tak późno. Zbyt późno by móc się wycofać.

CDN…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz