czwartek, 21 czerwca 2012

Za co?


Leżąc na plecach zamknąłem oczy. Wiatr delikatnie szumiał. Wokół mnie była cisza, przerywana tylko dudnieniem mojego rozpędzonego serca. Wreszcie miałem chwilę na myślenie.
Ten ... facet... był ... dziwny.
Ubrany jak grabarz uniformie ciemnym uniformie i w ogóle cały był jakiś czarny. Oprócz skóry, która była blada jak u trupa. Dziwny koleś.
Ale ważniejsze jest, co on ode mnie chciał? Z tego, co zrozumiałem to właśnie on śledził mnie przez cały dzień. Pytanie jest, czemu? Przecież nie naraziłem się żadnemu bogatemu fajfusowi, bynajmniej sobie nie przypominam.
A może chcą mnie porwać dla okupu?
...
Nieeeee.
Musieliby być głupi albo mnie z kimś pomylili. Bo niby, kto zapłaciłby im ten okup? Moja ciotka, która sama zarabia w dość dziwny sposób?... Ta jasne. Już to widzę.
Prędzej sama by mnie sprzedała niż komuś zapłaciła za moją wolność. No cóż, rodziny się nie wybiera, no nie?
Ale nie ważne.
W sumie to wolałbym nie wiedzieć, kim był tamten koleś.
-Całe szczęście, że mu uciekłem, kto wie, co to za typol-
-Nie bądź tego taki pewny- Ten głos, nie mówcie mi że...
Natychmiast otworzyłem oczy.
Nie, to nie możliwe. To mi się śni. Tak, na pewno. Nie uwierzycie, ale ten dupek stoi nade mną i uśmiecha się jak czubek. Nie wierze.
No i to jest jeden z tych momentów, w których nie wiem czy mam zacząć uciekać czy błagać o litość.
Ale jakim cudem on podszedł do mnie tak, że nawet tego nie zauważyłem? Przy takiej ciszy, przecież bym go usłyszał. Jak to możliwe? A może to jest duch?
Wiem.
Tak na pewno.
To wysłannik szatana, który przyszedł po moją dusze. To by tłumaczyło ten dziwaczny wygląd. Haha widzicie, jaki ja mam cudowny zmysł interpretacji faktów? Dobra to nie jest śmieszne, zaczynam się bać. To pewnie kara za moje grzechy. Ale przecież nie było ich tak dużo. No dobra ukradłem raz staruszce ze straganu bułkę no, ale żeby zaraz do piekła? Nie bądź aż tak surowy.
-Proszę nie zabieraj mnie do piekła oddam tą bułkę... znaczy zjadłem ją ale oddam pieniądze- Koleś spojrzał na mnie jak na skończonego idiotę.
-Co ty bredzisz?... No proszę nie przypuszczałem, że jesteś ćpunem- No teraz to się wkurzyłem, niby kto? Ja ćpunem?
-Nie jestem. A to, ty nie z piekła?- Wyglądał jakby zastanawiał się czy  na  pewno obcowanie  ze mną  i jakakolwiek rozmowa jest odpowiednia.
-Nie. Chociaż...- Nie podoba mi się wyraz jego twarzy - właściwie to tak. Tylko, że to piekło będziesz miał na ziemi- bardzo mi się nie podoba. Czemu on się uśmiecha?
Na te słowa zerwałem się z ziemi i rzuciłem się do ucieczki. Chyba jednak myślę zbyt wolno. Trzeba było już wcześniej zacząć uciekać debilu. Czarnowłosy natychmiast powalił mnie na ziemie i przygniótł kolanem.
-Jeszcze się nie wybiegałeś?-
-Odwal się ode mnie- Zacząłem się rzucać, próbując zrzucić go z siebie.
Nagle poczułem coś zimnego tuż przy szyi. Ostrze noża niebezpiecznie błysnęło.
-Jeśli zaraz się nie zamkniesz to zostawię piękną bliznę na twojej szyjce-
Prawie czułem jak jad ocieka z jego głosu.
Związał mi ręce z tyłu jakimś sznurkiem. Zakneblował mnie plastrem i przerzucił sobie przez ramie. A co ja kurcze worek ziemniaków? Nawet się nie rzucałem, w końcu ten dupek miał przewagę prawda?
Szedł długo przez park. Wszedł w jakąś uliczkę między blokami. Widziałem jak ostatnie drzewa znikają za betonową ścianą. Nie wiem ile tak jeszcze szliśmy, ale w końcu się zatrzymał. Usłyszałem dźwięk silnika samochodowego a potem odgłos otwieranych drzwi. Chwile później zostałem brutalnie wepchnięty do czarnego BMW. Ledwo, co utrzymałem równowagę, jeszcze trochę a padłbym na osobę siedzącą z drugiej strony. Podniosłem wzrok i...
Nie.
Nie to jakiś koszmar.
Nie, chyba żartujecie?
Koło mnie siedzi brązowo-włosy chłopak o iście szmaragdowych oczach. Ten sam, którego widziałem wtedy w mieście, gdy byłem sam. Chyba zorientował się po mojej minie, że go rozpoznałem i uśmiechnął się do mnie kpiąco.
Głupek jeden no, z czego on się tak cieszy?
Czarny przyjemniaczek usiadł tuż obok mnie i zaczął się wrednie szczerzyć.
-Co żeś robił tak długo?- Odezwał się męski głos zza kierownicy.
Spojrzałem na odpicie mężczyzny w lusterku wstecznym. Miał płomienno czerwone włosy i oczy koloru rubinu. Było w nich coś takiego, że aż mnie ciarki przeszły. Miał na sobie czarny garniak i krawat ciasno zawiązany pod szyją. Ciągle szczerzył się jak głupek. Wyglądał tak jakby coś strasznie go rozbawiło.
-Odpierdol się dzieciak się trochę stawiał- dzieciak?
-Nie mów mi, że złapanie jakiegoś dzieciaka zabrało ci tyle czasu- dzieciaka?
Ten emo, dupek obok mnie posłał tak zabójcze spojrzenie kierowcy, że chyba nawet ja bym się wzdrygnął.
-Jeszcze słowo- wierzcie lub nie, ale to bardziej przypominało ujadanie wściekłego psa niż ludzki głos.
-Dobra, dobra Felix wyluzuj-
Felix? To takie jest imię tego przyjemniaczka? Co za szczęście będę wiedział kogo wpisać na moją czarną listę. Zapamiętać syn grabarza, czarny dupek ma na imię Felix.
Dopiero teraz zauważyłem, że na siedzeniu pasażera siedzi jeszcze jeden chłopak. Wydawał się być mniej więcej w moim wieku albo trochę starszy. Miał bardzo jasne blond włosy i fiołkowe oczy. Właściwie to wyglądał na lekko przymulonego. Ciągle patrzył się w jedno miejsce, a minę miał taką jakby był nieźle naćpany. Zupełnie, jak taka roślinka.
Naprawdę, dzisiaj poznałem chyba najdziwniejszych ludzi na świecie.
W tym momencie czerwono włosy włączył silnik samochodu. I wiecie co?
Lepiej nie będę wam opisywał, co się działo potem. Powiem tyle w życiu nie widziałem gorszego kierowcy. No, bo jak można na zwykłej ulicy jechać 230? No jaaaak?
To trzeba być nienormalnym.
I na dodatek totalnie ignoruje jakiekolwiek przepisy drogowe. Powiem wam coś lepszego. Nie wiem czy mi się zdawało, ale on nie dość, że przejechał na czerwonych światłach to jeszcze przyspieszył przed nimi. Szalony człowiek! Kto mu w ogóle dał prawo jazdy? Chyba najlepsze wytłumaczenie jest takie, że on w ogóle go nie ma. Aż złapałem się za fotel, gdy na jednym z zakrętów ledwo nie wjechał w ścianę. Na pomoc, ja nie chce umierać! Jeszcze!
-Właściwie, po co ci ten dzieciak? – no nie jeszcze sobie urządza pogawędki
-mi po nic- a ten czarny dupek siedział sobie zupełnie wyluzowany jakby nie zwracał w ogóle uwagi na jazdę płomienno-włosego.
-to, po co musieliśmy marnować tyle czasu żebyś go sobie złapał?-
-zadarł z szefem, chciał go żywego to dostanie-
W tym momencie kierowca zahamował tak gwałtownie, że wszyscy mało nie wylecieliśmy przez przednią szybę. Myślałem, że płuca wyskoczą mi w parze z moim serduchem. Wszyscy spojrzeli wściekli na czerwono-włosego.
-Jak jeździsz Kyon debilu?-
Ale chłopak kompletnie zignorował pytanie Felixa. Popatrzył na mnie z tak zaskoczonym i zdziwionym wzrokiem jakbym, co najmniej okazał się synem prezydenta.
Reszta pasażerów również zaczęła mi się przyglądać. Na ich twarzach malowała się niezwykła mieszanka jakby niepewności i dziwnej podejrzliwości. Nawet pan roślinka zaszczycił mnie spojrzeniem.
-Żartujesz sobie nie? Taki dzieciak...szefowi?-
-Nie, nie żartuje razem z Rassel’em mieliśmy go szpiegować i złapać-
Brązowo włosy potwierdzi te słowa skinieniem głowy.
-No, no mały wiesz aż mi ciebie szkoda-
-A mi ani trochę, szczeniak ma niewyparzoną gębę- Zaraz kopne tego dupka.
-Nie bądź taki, pewnie i tak widzisz go ostatni raz-
Źrenice aż mi się rozszerzyły ze strachu. Co on powiedział? Jak to ostatni raz? Co oni chcą mi zrobić?
Teraz to naprawdę zacząłem się bać. To już nie są żarty. W co ja się wplątałem?
Samochód znowu ruszył. Ale ja, byłem zbyt przerażony by myśleć o jakichkolwiek przepisach. Chyba wreszcie do mnie doszło, w jakiej beznadziejnej sytuacji się znajduje. Oni mnie po prostu porwali. A teraz trafie nie wiadomo gdzie. I nawet nie wiem czy przeżyję.
Po pewnym czasie założyli mi na głowę kaptur. Albo nie chcą żebym wiedział gdzie znajduje się ich kryjówka, albo to już mój koniec. Wolałbym chyba jednak tą 1 opcję.
W końcu samochód się zatrzymał. Felix „pomógł” mi wysiąść z auta. A zaraz potem znowu zostałem potraktowany jak zwykły wór kartofli. Kompletnie nic nie widziałem. A jedyne odgłosy, jakie były wokół to echo kroków tego dupka. Musieliśmy iść przez jakieś strasznie kręte korytarze, bo co chwilę czułem jak skręcamy.
W pewnym momencie poczułem jak przystanął. Usłyszałem szczęk wielkiego żelaznego zamka. Zaraz potem odpowiedziało mu skrzypnięcie wielkich, ciężkich drzwi. W tej samej chwili do moich nozdrzy doszedł dziwny, nieco słodkawy zapach dymu. Ten dupek przeszedł kawałek i z jak najmniejszą delikatnością rzucił mnie na podłogę. I to nie byle, jaką. Była dość zimna i niezwykle gładka. Zupełnie jak marmur. Usłyszałem  szelest po swojej prawej stronie.
-Misja zakończona przyniosłem szczeniaka tak jak kazałeś- Osz ty kurwa ja ci dam szczeniaka. Teraz przynajmniej mogę mu oddać za tą uwagę.
Zamachnąłem się nogą żeby go kopnąć.
I chyba mi się nawet udało. Po chwili usłyszałam plask jego dłoni o podłogę.
Takkkk 1:0 dla mnie dupku. Chyba się trochę wkurwił, bo szarpnął mnie za ubranie a przed sobą usłyszałem wrogi warkot. A co mi tam. Skoro mam zginąć to przynajmniej zemszczę się na nim.
-Felix dość. Ściągnij mu ten kaptur- Ten dziwny głos dochodził gdzieś z głębi pomieszczenia.
 Był dziwnie znajomy, zbyt znajomy jak dla mnie. Słychać było w nim charyzmę i władczość. Poza tym ten dupek jak za dotknięciem magicznej różdżki puścił mnie i ściągnął mi z głowy tą szmatę.
Nagłe światło mnie oślepiło. Mimo że w pokoju panował złowieszczy półmrok to moje oczy odzwyczajone od światła przymknęły się. Ledwo przytomnie rozejrzałem się wokół. Cały pokój był lekko zadymiony tym słodkim dymem. W pierwszej chwili byłem zdolny dostrzec tylko podłogę. Faktycznie była marmurowa. Dalej widziałem misterne i bogato wyglądające meble i niezwykle ozdobne czerwone lampy pod sufitem. Kawałek przede mną leżał puchaty czerwony dywan. W jednym momencie zobaczyłem parę drogich, włoskich butów, pewnie kroczących po nim. Podniosłem niepewnie wzrok. Gdy zobaczyłem twarz mężczyzny zamarłem, czułem jak moje  serce na chwile stanęło.
Nie.
Ja śnie.
Nie chce.
Litości.
Tylko nie on.
Przede mną stoi we własnej osobie blond włosy diabeł, któremu JA wrzuciłem ... papierosa ... za ... aaaa nie, nie każcie mi sobie tego przypominać. Chyba zaraz zacznę płakać.
Życie jak ja cię nienawidzę. Tak, właśnie tak, dobrze myślicie. Przede mną stoi ten sam, cudny blondyn, którego spotkałem w mieście. Tylko, że ma cholernie drażniący szyderczy uśmieszek  i straszliwy chłód w oczach.
Zabijcie mnie. Ja was błagam.
-Witaj, widzę, że chyba nie spodziewałeś się mnie spotkać. Szkoda a ja tak za tobą tęskniłem-
Za co?
CDN...

2 komentarze:

  1. Hej,
    ciekawe jak nasz grabarz go odnalazł... och jak pojawiło to bmw to pomyślałam, że tam siedzi nasz blondyn, ale jak się okazało ekipa, która go poszukiwała na zlecenie szefa, który to jest naszym blondynem... co za kierowca, ale jak widać nikt nie przejmuje się tym jak jeździ...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, jak nasz grabarz go odnalazł... och jak pojechali tym bmw to pomyślałam, że tam siedzi nasz blondyn, ale jak się okazało ekipa, która go poszukiwana na zlecenie szefa, który to jest naszym blondynem... :) co za kierowca, a jak widać nikt nie przejmuje sie tym jak jeździ...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń