Leżąc na plecach zamknąłem oczy. Wiatr delikatnie szumiał.
Wokół mnie była cisza, przerywana tylko dudnieniem mojego rozpędzonego serca.
Wreszcie miałem chwilę na myślenie.
Ten ... facet... był ... dziwny.
Ubrany jak grabarz uniformie ciemnym uniformie i w ogóle
cały był jakiś czarny. Oprócz skóry, która była blada jak u trupa. Dziwny
koleś.
Ale ważniejsze jest, co on ode mnie chciał? Z tego, co
zrozumiałem to właśnie on śledził mnie przez cały dzień. Pytanie jest, czemu?
Przecież nie naraziłem się żadnemu bogatemu fajfusowi, bynajmniej sobie nie
przypominam.
A może chcą mnie porwać dla okupu?
...
Nieeeee.
Musieliby być głupi albo mnie z kimś pomylili. Bo niby, kto
zapłaciłby im ten okup? Moja ciotka, która sama zarabia w dość dziwny
sposób?... Ta jasne. Już to widzę.
Prędzej sama by mnie sprzedała niż komuś zapłaciła za moją
wolność. No cóż, rodziny się nie wybiera, no nie?
Ale nie ważne.
W sumie to wolałbym nie wiedzieć, kim był tamten koleś.
-Całe szczęście, że mu uciekłem, kto wie, co to za typol-
-Nie bądź tego taki pewny- Ten głos, nie mówcie mi że...
Natychmiast otworzyłem oczy.
Nie, to nie możliwe. To mi się śni. Tak, na pewno. Nie
uwierzycie, ale ten dupek stoi nade mną i uśmiecha się jak czubek. Nie wierze.
No i to jest jeden z tych momentów, w których nie wiem czy
mam zacząć uciekać czy błagać o litość.
Ale jakim cudem on podszedł do mnie tak, że nawet tego nie
zauważyłem? Przy takiej ciszy, przecież bym go usłyszał. Jak to możliwe? A może
to jest duch?
Wiem.
Tak na pewno.
To wysłannik szatana, który przyszedł po moją dusze. To by
tłumaczyło ten dziwaczny wygląd. Haha widzicie, jaki ja mam cudowny zmysł
interpretacji faktów? Dobra to nie jest śmieszne, zaczynam się bać. To pewnie
kara za moje grzechy. Ale przecież nie było ich tak dużo. No dobra ukradłem raz
staruszce ze straganu bułkę no, ale żeby zaraz do piekła? Nie bądź aż tak
surowy.
-Proszę nie zabieraj mnie do piekła oddam tą bułkę... znaczy
zjadłem ją ale oddam pieniądze- Koleś spojrzał na mnie jak na skończonego
idiotę.
-Co ty bredzisz?... No proszę nie przypuszczałem, że jesteś
ćpunem- No teraz to się wkurzyłem, niby kto? Ja ćpunem?
-Nie jestem. A to, ty nie z piekła?- Wyglądał jakby
zastanawiał się czy na pewno obcowanie ze mną
i jakakolwiek rozmowa jest odpowiednia.
-Nie. Chociaż...- Nie podoba mi się wyraz jego twarzy -
właściwie to tak. Tylko, że to piekło będziesz miał na ziemi- bardzo mi się nie
podoba. Czemu on się uśmiecha?
Na te słowa zerwałem się z ziemi i rzuciłem się do ucieczki.
Chyba jednak myślę zbyt wolno. Trzeba było już wcześniej zacząć uciekać debilu.
Czarnowłosy natychmiast powalił mnie na ziemie i przygniótł kolanem.
-Jeszcze się nie wybiegałeś?-
-Odwal się ode mnie- Zacząłem się rzucać, próbując zrzucić
go z siebie.
Nagle poczułem coś zimnego tuż przy szyi. Ostrze noża
niebezpiecznie błysnęło.
-Jeśli zaraz się nie zamkniesz to zostawię piękną bliznę na
twojej szyjce-
Prawie czułem jak jad ocieka z jego głosu.
Związał mi ręce z tyłu jakimś sznurkiem. Zakneblował mnie
plastrem i przerzucił sobie przez ramie. A co ja kurcze worek ziemniaków? Nawet
się nie rzucałem, w końcu ten dupek miał przewagę prawda?
Szedł długo przez park. Wszedł w jakąś uliczkę między
blokami. Widziałem jak ostatnie drzewa znikają za betonową ścianą. Nie wiem ile
tak jeszcze szliśmy, ale w końcu się zatrzymał. Usłyszałem dźwięk silnika
samochodowego a potem odgłos otwieranych drzwi. Chwile później zostałem
brutalnie wepchnięty do czarnego BMW. Ledwo, co utrzymałem równowagę, jeszcze
trochę a padłbym na osobę siedzącą z drugiej strony. Podniosłem wzrok i...
Nie.
Nie to jakiś koszmar.
Nie, chyba żartujecie?
Koło mnie siedzi brązowo-włosy chłopak o iście szmaragdowych
oczach. Ten sam, którego widziałem wtedy w mieście, gdy byłem sam. Chyba
zorientował się po mojej minie, że go rozpoznałem i uśmiechnął się do mnie
kpiąco.
Głupek jeden no, z czego on się tak cieszy?
Czarny przyjemniaczek usiadł tuż obok mnie i zaczął się
wrednie szczerzyć.
-Co żeś robił tak długo?- Odezwał się męski głos zza
kierownicy.
Spojrzałem na odpicie mężczyzny w lusterku wstecznym. Miał
płomienno czerwone włosy i oczy koloru rubinu. Było w nich coś takiego, że aż
mnie ciarki przeszły. Miał na sobie czarny garniak i krawat ciasno zawiązany
pod szyją. Ciągle szczerzył się jak głupek. Wyglądał tak jakby coś strasznie go
rozbawiło.
-Odpierdol się dzieciak się trochę stawiał- dzieciak?
-Nie mów mi, że złapanie jakiegoś dzieciaka zabrało ci tyle
czasu- dzieciaka?
Ten emo, dupek obok mnie posłał tak zabójcze spojrzenie
kierowcy, że chyba nawet ja bym się wzdrygnął.
-Jeszcze słowo- wierzcie lub nie, ale to bardziej
przypominało ujadanie wściekłego psa niż ludzki głos.
-Dobra, dobra Felix wyluzuj-
Felix? To takie jest imię tego przyjemniaczka? Co za
szczęście będę wiedział kogo wpisać na moją czarną listę. Zapamiętać syn grabarza,
czarny dupek ma na imię Felix.
Dopiero teraz zauważyłem, że na siedzeniu pasażera siedzi
jeszcze jeden chłopak. Wydawał się być mniej więcej w moim wieku albo trochę
starszy. Miał bardzo jasne blond włosy i fiołkowe oczy. Właściwie to wyglądał
na lekko przymulonego. Ciągle patrzył się w jedno miejsce, a minę miał taką
jakby był nieźle naćpany. Zupełnie, jak taka roślinka.
Naprawdę, dzisiaj poznałem chyba najdziwniejszych ludzi na
świecie.
W tym momencie czerwono włosy włączył silnik samochodu. I
wiecie co?
Lepiej nie będę wam opisywał, co się działo potem. Powiem
tyle w życiu nie widziałem gorszego kierowcy. No, bo jak można na zwykłej ulicy
jechać 230? No jaaaak?
To trzeba być nienormalnym.
I na dodatek totalnie ignoruje jakiekolwiek przepisy
drogowe. Powiem wam coś lepszego. Nie wiem czy mi się zdawało, ale on nie dość,
że przejechał na czerwonych światłach to jeszcze przyspieszył przed nimi.
Szalony człowiek! Kto mu w ogóle dał prawo jazdy? Chyba najlepsze wytłumaczenie
jest takie, że on w ogóle go nie ma. Aż złapałem się za fotel, gdy na jednym z
zakrętów ledwo nie wjechał w ścianę. Na pomoc, ja nie chce umierać! Jeszcze!
-Właściwie, po co ci ten dzieciak? – no nie jeszcze sobie
urządza pogawędki
-mi po nic- a ten czarny dupek siedział sobie zupełnie
wyluzowany jakby nie zwracał w ogóle uwagi na jazdę płomienno-włosego.
-to, po co musieliśmy marnować tyle czasu żebyś go sobie
złapał?-
-zadarł z szefem, chciał go żywego to dostanie-
W tym momencie kierowca zahamował tak gwałtownie, że wszyscy
mało nie wylecieliśmy przez przednią szybę. Myślałem, że płuca wyskoczą mi w
parze z moim serduchem. Wszyscy spojrzeli wściekli na czerwono-włosego.
-Jak jeździsz Kyon debilu?-
Ale chłopak kompletnie zignorował pytanie Felixa. Popatrzył
na mnie z tak zaskoczonym i zdziwionym wzrokiem jakbym, co najmniej okazał się
synem prezydenta.
Reszta pasażerów również zaczęła mi się przyglądać. Na ich
twarzach malowała się niezwykła mieszanka jakby niepewności i dziwnej
podejrzliwości. Nawet pan roślinka zaszczycił mnie spojrzeniem.
-Żartujesz sobie nie? Taki dzieciak...szefowi?-
-Nie, nie żartuje razem z Rassel’em mieliśmy go szpiegować i
złapać-
Brązowo włosy potwierdzi te słowa skinieniem głowy.
-No, no mały wiesz aż mi ciebie szkoda-
-A mi ani trochę, szczeniak ma niewyparzoną gębę- Zaraz
kopne tego dupka.
-Nie bądź taki, pewnie i tak widzisz go ostatni raz-
Źrenice aż mi się rozszerzyły ze strachu. Co on powiedział?
Jak to ostatni raz? Co oni chcą mi zrobić?
Teraz to naprawdę zacząłem się bać. To już nie są żarty. W
co ja się wplątałem?
Samochód znowu ruszył. Ale ja, byłem zbyt przerażony by
myśleć o jakichkolwiek przepisach. Chyba wreszcie do mnie doszło, w jakiej
beznadziejnej sytuacji się znajduje. Oni mnie po prostu porwali. A teraz trafie
nie wiadomo gdzie. I nawet nie wiem czy przeżyję.
Po pewnym czasie założyli mi na głowę kaptur. Albo nie chcą
żebym wiedział gdzie znajduje się ich kryjówka, albo to już mój koniec.
Wolałbym chyba jednak tą 1 opcję.
W końcu samochód się zatrzymał. Felix „pomógł” mi wysiąść z
auta. A zaraz potem znowu zostałem potraktowany jak zwykły wór kartofli.
Kompletnie nic nie widziałem. A jedyne odgłosy, jakie były wokół to echo kroków
tego dupka. Musieliśmy iść przez jakieś strasznie kręte korytarze, bo co chwilę
czułem jak skręcamy.
W pewnym momencie poczułem jak przystanął. Usłyszałem szczęk
wielkiego żelaznego zamka. Zaraz potem odpowiedziało mu skrzypnięcie wielkich,
ciężkich drzwi. W tej samej chwili do moich nozdrzy doszedł dziwny, nieco
słodkawy zapach dymu. Ten dupek przeszedł kawałek i z jak najmniejszą
delikatnością rzucił mnie na podłogę. I to nie byle, jaką. Była dość zimna i
niezwykle gładka. Zupełnie jak marmur. Usłyszałem szelest po swojej prawej stronie.
-Misja zakończona przyniosłem szczeniaka tak jak kazałeś-
Osz ty kurwa ja ci dam szczeniaka. Teraz przynajmniej mogę mu oddać za tą uwagę.
Zamachnąłem się nogą żeby go kopnąć.
I chyba mi się nawet udało. Po chwili usłyszałam plask jego
dłoni o podłogę.
Takkkk 1:0 dla mnie dupku. Chyba się trochę wkurwił, bo
szarpnął mnie za ubranie a przed sobą usłyszałem wrogi warkot. A co mi tam.
Skoro mam zginąć to przynajmniej zemszczę się na nim.
-Felix dość. Ściągnij mu ten kaptur- Ten dziwny głos
dochodził gdzieś z głębi pomieszczenia.
Był dziwnie znajomy,
zbyt znajomy jak dla mnie. Słychać było w nim charyzmę i władczość. Poza tym
ten dupek jak za dotknięciem magicznej różdżki puścił mnie i ściągnął mi z
głowy tą szmatę.
Nagłe światło mnie oślepiło. Mimo że w pokoju panował
złowieszczy półmrok to moje oczy odzwyczajone od światła przymknęły się. Ledwo
przytomnie rozejrzałem się wokół. Cały pokój był lekko zadymiony tym słodkim
dymem. W pierwszej chwili byłem zdolny dostrzec tylko podłogę. Faktycznie była
marmurowa. Dalej widziałem misterne i bogato wyglądające meble i niezwykle
ozdobne czerwone lampy pod sufitem. Kawałek przede mną leżał puchaty czerwony
dywan. W jednym momencie zobaczyłem parę drogich, włoskich butów, pewnie
kroczących po nim. Podniosłem niepewnie wzrok. Gdy zobaczyłem twarz mężczyzny
zamarłem, czułem jak moje serce na
chwile stanęło.
Nie.
Ja śnie.
Nie chce.
Litości.
Tylko nie on.
Przede mną stoi we własnej osobie blond włosy diabeł, któremu
JA wrzuciłem ... papierosa ... za ... aaaa nie, nie każcie mi sobie tego
przypominać. Chyba zaraz zacznę płakać.
Życie jak ja cię nienawidzę. Tak, właśnie tak, dobrze
myślicie. Przede mną stoi ten sam, cudny blondyn, którego spotkałem w mieście.
Tylko, że ma cholernie drażniący szyderczy uśmieszek i straszliwy chłód w oczach.
Zabijcie mnie. Ja was błagam.
-Witaj, widzę, że chyba nie spodziewałeś się mnie spotkać.
Szkoda a ja tak za tobą tęskniłem-
Za co?
CDN...
Hej,
OdpowiedzUsuńciekawe jak nasz grabarz go odnalazł... och jak pojawiło to bmw to pomyślałam, że tam siedzi nasz blondyn, ale jak się okazało ekipa, która go poszukiwała na zlecenie szefa, który to jest naszym blondynem... co za kierowca, ale jak widać nikt nie przejmuje się tym jak jeździ...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, jak nasz grabarz go odnalazł... och jak pojechali tym bmw to pomyślałam, że tam siedzi nasz blondyn, ale jak się okazało ekipa, która go poszukiwana na zlecenie szefa, który to jest naszym blondynem... :) co za kierowca, a jak widać nikt nie przejmuje sie tym jak jeździ...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka