czwartek, 21 czerwca 2012

Prawdziwa miłość


Od momentu, gdy wróciłem ze swojej tajnej ekspedycji nie miałem pojęcia, co z sobą zrobić. Po tym jak przemierzyłem chyba kilometry chodząc w kółko po pokoju, ostatecznie wylądowałem w sypialni Izaku. Pewnie to dziwne, bo od początku omijałem to miejsce jak istną jamę bestii, ale nie mogłem się powstrzymać. Coś ciągnęło mnie w to miejsce. Czułem się dziwnie pusty i samotny. Miałem wrażenie, że gdy tam wejdę to on jak zawsze będzie siedział na fotelu spokojny i nieludzko opanowany. Ale tak nie było. Gdy tylko otworzyłem drzwi uderzyła mnie pustka. Poczułem ból ściskający mnie w klatce. Dziwne, czemu czuje rozczarowanie? Przecież wiedziałem, że go nie będzie a mimo to… to wciąż boli. Po tym, co usłyszałem, po tym jak poznałem go lepiej jedyne, co chciałbym teraz zrobić to wtulić się w niego. Już sam siebie nie rozumiem. Po prostu ta rozmowa, te dziwne uczucia, to wszystko namieszało mi w głowie. Nie wiem, co mam myśleć, co robić, co powiedzieć?
Powolnym krokiem przeszedłem w stronę jego wielkiego łóżka. Nienawidziłem tego miejsca tak bardzo, a teraz czułem, że tylko tam będę mógł się uspokoić. Dziwne. Nie, to po prostu nienormalne. Czy ja już oszalałem?
Położyłem się wtulając twarz w puszystą poduszkę. Poszewka przesiąkła zapachem blondyna. Nie mogłem się powstrzymać i ścisnąłem ją mocniej, czując przypływ żalu. To dziwne, ale nagle zdałem sobie sprawę z tego jak mało o nim wiem. Jedynie, co poznałem to jego okrucieństwo i bezwzględność. A może tylko tak mi się wydawało. Może dawał mi jakieś niewidzialne znaki, których nie rozpoznawałem. Może było coś ważnego, na co nie zwróciłem uwagi. Może coś przeoczyłem?
Parsknąłem zupełnie rozbawiony własna bezradnością. Nic nie mogłem teraz zrobić. Nie było go, a mi po raz pierwszy odkąd tu trafiłem naprawdę to przeszkadzało. Zapragnąłem by wrócił. Ale co ja mu powiem?
Nie mogę przyznać się do tego, że szukałem informacji na temat jego przeszłości i trafiłem na coś ciekawego i teraz jest mi przykro z powodu tego jak go oceniałem. To było by zwykłe samobójstwo. On nie może się dowiedzieć, nigdy. W przeciwnym wypadku żarty mogą się skończyć. W końcu nigdy wcześniej nie złamałem żadnego z jego zakazów celowo, tak jak tym razem.
Wiec, jak powinienem się zachować? Być dla niego oziębły, tak jakby nic się nie stało? Przecież nie mogę nagle przytulić się do niego i mówić jak strasznie mi przykro bez żadnego powodu.
Ach cholera to zupełnie nie ma sensu. Może lepiej byłoby gdybym nie szukał, gdybym nie dowiedział się tego wszystkiego. Może z czasem sam bym zauważył… ach pieprzenie.
Przecież nigdy bym nawet o tym nie pomyślał gdyby nie stary Aron.  Więc co powinienem zrobić? Zostało mi mało czasu. Noc zbliża się nieubłaganie, a wtedy on wróci.
W tym momencie drzwi do sypialni, które wcześniej zamknąłem gwałtownie się otworzyły. Serce zabiło mi szybciej z przerażenia. Zerwałem się momentalnie wpatrując się w postać stojącą w progu. Niemal westchnąłem z ulgą widząc przed sobą czarne kosmyki. Felix, to tylko Felix.
-Więc tutaj jesteś- Zauważył brunet mrużąc oczy jakby ze zdziwieniem. Co za idiota, czemu zadaje mi takie durne pytanie? Chyba ma oczy, więc skoro mnie widzi to jasne ze tutaj jestem. Byłem wściekły. Sam nie wiem na co. Po prostu wkurzyło mnie, że to nie Izaku a jednocześnie cieszyłem się, że mam jeszcze czas do namysłu –Byłeś tu przez cały czas?- Spojrzał na mnie dziwnie podejrzliwie, co zirytowało mnie jeszcze bardziej.
-Tak byłem tu cały czas, możesz sobie już iść? Chce być sam- Warknąłem w stronę Felixa mało grzecznie. Ten czarny typ nagle stał się bardziej denerwujący niż zwykle. Nagle wszystko, co było wokół mnie było bardziej denerwujące. Nawet te cholerne łóżko, w którym powinien leżeć blondyn, ale go nie ma. Nawet ta durna poduszka, na której powinna leżeć jego głowa, ale nie leży jest strasznie denerwująca. Wszystko tak strasznie mnie wkurza.
- Nie wiem o co ci chodzi, ale nie mam ochoty pytać. Wyjaśnisz to sobie z Izkau jak wróci- Burknął dziwnie złowrogo, jakby miała to być jakaś groźba pod moim adresem. Na dźwięk imienia blondyna moje serce ścisnęło się boleśnie. Gdy tylko ten dupek zostawił mnie wreszcie samego wtuliłem się mocniej w poduszkę.
Dlaczego to tak długo trwa? Zwykle, gdy go nie potrzebuje, to pojawia się i wciąż zabiera mi czas, a teraz, gdy chce by wreszcie się tutaj pojawił on tak po prostu każe mi czekać.
To nie miało najmniejszego sensu, bo przecież ciągle nie wiem co tak właściwie chce mu powiedzie, co właściwie mam zrobić? Po prostu chciałem go zobaczyć. Upewnić się, że nie jest samotny, że nie wygląda na załamanego, że nie ma łez w oczach. Oczywiście to było absolutnie absurdalne. Coś takiego jak łzy w jego oczach nie miało w ogóle racji bytu, ale to silniejsze ode mnie. Musiałem po prostu wiedzieć, że z nim wszystko w porządku. Może to dlatego, że sam czułem się jak w rozsypce. Byłem tak blisko niego, przez cały ten czas myślałem, że go znam, że wiem coś o nim.  Ale to nieprawda. Prawda jest taka, że codziennie spędzam czas, myślę i kocham się z człowiekiem, który jest mi zupełnie obcy.
Czy to naprawdę tak powinno wyglądać? Miłość czy inny szajs…
Zawsze wyobrażałem to sobie w nieco innych barwach. No sami wiecie, jakby bardziej różowych, czy czerwonych. Chodzenie, za rękę, świergotanie do siebie. Czy to nie tak powinno być?
A zresztą do cholery, jak można kochać faceta. A nawet gorzej, jak można kochać kogoś, kto kilkakrotnie próbował was zabić. Nie można, po prostu to niemożliwe.
Wiec co to do cholery jest? To dziwne uczucie, z którym nie mogę sobie poradzić?
Współczucie?
Nie. Blondyn to ostatnia osoba, która chciałaby współczucia innych. Westchnąłem ciężko przymykając powieki i wtulając się mocniej w poduszkę. Odetchnąłem głęboko wdychając woń ciężkich perfum Izaku. Chciałbym przestać o tym myśleć, ale nie mogę. Po raz pierwszy blondyn wydał mi się dziwnie ludzki. Po raz pierwszy wiedziałem, że się pomyliłem, co do niego. Że to ja byłem ignorantem i nie dostrzegałem tylu ważnych rzeczy. Ale z drugiej strony nic nie mogę z tym zrobić. To takie frustrujące, gdy wiecie, że trzeba coś zmienić, ale z drugiej strony trzeba zrobić to tak, by wszystko pozostało na swoim miejscu. Tak by on nie zauważył, bo wtedy zacznie się domyślać.
Och, w co ja się wpakowałem?
Próba oszukania blondyna to jak igranie z diabłem. Jeden błąd może skończyć się tragicznie. Ale z drugiej strony, co on mi może zrobić? Zabić? Próbował już wiele razy.
Parsknąłem rozbawiony własnymi głupimi myślami. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że tym razem jest inaczej, że tym razem naprawdę może skończyć się to najgorzej jak się tylko da. A mimo to wciąż miałem głupią nadzieję, że mi wybaczy, że zrozumie. Jestem głupi, zwyczajnie głupi.
Niemal w tym samym momencie usłyszałem kliknięcie ustępującej klamki. Moje serce i ciało zatrzymało się na chwilę. Uchyliłem powieki I nareszcie go zobaczyłem.
Blondyn spokojnie wszedł do pomieszczenia, nonszalancko odgarniając kosmyki włosów dłonią. Odetchnął cicho i przymknął powieki ze zmęczenia. Wyglądał na naprawdę wyczerpanego.
Podszedł spokojnie do fotela i niedbale rzucił marynarkę na niego. Leżałem wciąż sparaliżowany niezdolny do najmniejszego ruchu. Wreszcie przyjechał, wreszcie tutaj był, a ja nie miałem pojęcia, co zrobić, co powiedzieć, jak zacząć.
Blondyn spokojnie odpiął guziki na rękawach swojej koszuli. Zachowywał się tak, jakby mnie nie było, ale z pewnością mnie zauważył, co do tego nie miałem złudzeń. Czekałem w ciszy na to, co zrobi. W końcu opuścił dłonie swobodnie i spojrzał na mnie. Miał lekko zaczerwienione oczy, tak jakby nie spał przez dłuższy czas. Słabe światło lampki stojącej na stoliku odbijało się w jego źrenicach.
-Więc jednak tutaj jesteś- Uśmiechnął się delikatnie opierając się o ramę łóżka.
-Wróciłeś- Wyszeptałem cicho patrząc na niego dziwnie zawstydzony. Czułem jakbym zrobił coś złego, coś naprawdę paskudnego. Dziwny ścisk w klatce jedynie mnie w tym utwierdził.
-To chyba nic dziwnego. Mówiłem, że wrócę- Spojrzał na mnie podejrzliwie. Chyba zauważył, że coś jest nie tak. Przekrzywił lekko głowę wpatrując się we mnie intensywniej –No chyba, że wolałbyś bym nie wracał- Zażartował z prowokującym uśmieszkiem. Zaczerwieniłem się lekko, sam nie wiem, czemu. Zrobiło mi się głupio, że jeszcze wczoraj przyznałbym mu rację
– Nie, oczywiście, że nie- Odwróciłem wzrok rozgoryczony całą sytuacją.
-Chcesz mi coś powiedzieć?- Na dźwięk tego pytania moje ciało samo zadrżało. Zagryzłem zęby, by nie okazać emocji.
-Nie, czemu?- Spojrzałem na niego pewnie, udając zdziwienie. Chyba nie dał się nabrać. Jego twarz nawet nie drgnęła, ale oczy świdrowały mnie wzrokiem. Mimo wszystko wciąż stał przy łóżku nie zbliżając się nawet o krok.
-Bo dziwnie się zachowujesz- Jego wyprany z emocji głos przyprawiał mnie o ciarki – Co dzisiaj robiłeś przez cały dzień?-
-Nic szczególnego- Odpowiedziałem szybko, niemal mechanicznie. To zaczynało się robić naprawdę niebezpieczne. Blondyn parsknął cicho, choć nie mogłem doszukać się nawet odrobiny rozbawienia w tym geście.
-Naprawdę. Czyli co?- Rdzawe tęczówki jarzące się drapieżnie przytłaczały mnie. Nie mogłem swobodnie myśleć.
-Czyli… byłem z …Felixem… i nie robiliśmy nic konkretnego. No bo, my leżeliśmy i… gadaliśmy- Zakończyłem kalecząc. Zacząłem nerwowo pocierać dłonie, czułem się dziwnie. To chyba najgorsze i najgłupsze kłamstwo, jakie wymyśliłem. I dlaczego do cholery Felix? Przecież on mnie nawet nie lubi, wsypie mnie przy pierwszej okazji. „Gadaliśmy”… powinienem się pieprznąć porządnie w łeb. Przesuwałem oczy w różne kąty pokoju byle nie patrzeć na blondyna. Moje kłamstwo było tak oczywiste, że wstyd było mi nawet spojrzeć mu w twarz.
Blondyn parsknął niepohamowanie. Spojrzałem na niego lekko zszokowany jego reakcja.
-Jesteś coraz lepszy w kłamaniu mi prosto w twarz, ale musisz poćwiczyć jeszcze wymyślanie bajeczek- Spojrzał na mnie groźnie mrożąc mnie lodowatym spojrzeniem. Postawił jeden krok w przód a ja niemal mechanicznie cofnąłem się. Wiedziałem, że nie puści mi płazem tej próby oszukania go – Tak się składa, że dziwnym trafem kazałem właśnie Feliksowi cię pilnować. Dziwne, ale on twierdzi, że nie widział Cię przez cały dzień - Uśmiechnął się z wyższością i coraz bardziej zaczął się zbliżać. Nie wytrzymałem presji i szybko przeskoczyłem przez lóżko na drugą stronę.
-Przecież byłem tutaj- Spróbowałem jeszcze jakoś wywinąć się cało z tej sytuacji, ale czułem, że wszystko wymyka mi się spod kontroli.
-Nie bądź taki cwany, Feliks sprawdzał moją sypialnię 3 razy. I dopiero za trzecim razem cię tutaj znalazł- Na jego ustach pojawił się lisi uśmieszek, któremu towarzyszyło mrożące krew w żyłach spojrzenie –Więc gdzie byłeś?- Zapytał ponownie okrążając łóżko i zbliżając się do mnie kocim ruchem.
-Nigdzie- Odpowiedziałem marszcząc brwi i jednocześnie przesuwając się w kąt. Nie wyglądał na zadowolonego moją odpowiedzią. Skrzywił się wściekle i szybkim ruchem skoczył w moją stronę. Wiedziony dziwnym instynktem wskoczyłem na łóżko i przeskoczyłem na drugą stronę.
Blondyn zatrzymał się patrząc na mnie z głupim wyrazem twarzy.
-Chyba żartujesz- Prychnął pod nosem i jednym ruchem też przeskoczył przez łóżko. Zdążyłem uciec kawałek, ale i tak wiedziałem, że to już mój koniec. Może i cała ta sytuacja wydaje wam się zabawna i przypomina nieco grę w kotka i myszkę, ale wierzcie, że mnie wcale nie jest do śmiechu. W końcu tutaj chodzi o moje życie do cholery.
Nim zdążyłem zrobić kolejny krok w stronę ucieczki zostałem brutalnie przygwożdżony do ściany. Z przerażeniem spojrzałem na blondyna, którego oczy skrzyły się jak podczas polowania na zwierzynę.
Przerażające przyznam szczerze. Zwłaszcza, że to ja występuje dzisiaj w roli króliczka do pożarcia.
-Chyba nie sadziłeś, że możesz mi uciec- Zaśmiał się szorstko przyciskając mnie mocniej do ściany –A teraz pytam się ostatni raz, gdzie byłeś przez cały dzień i lepiej żebym tym razem usłyszał prawidłową odpowiedz- Warknął złowrogo do mojego ucha.
Skuliłem się w sobie, ale nie odpowiedziałem nic. Nienawidzę takich sytuacji, cokolwiek bym nie zrobił on i tak mnie zabije. Jeśli powiem mu prawdę zabicie mnie będzie oczywiste a jeśli go okłamię prędzej czy później dowie się i wkurzy się jeszcze bardziej, a wiec odwlekę tylko swoją i tak nieuniknioną mękę. Boże, czemu to zawsze ja muszę stawać przed takimi wyborami? Śmierć już teraz czy może potem.
-Dlaczego tak bardzo ci zależy, żeby wiedzieć, co robiłem? Przecież to może być coś zupełnie absurdalnego- Zapytałem próbując jeszcze odwlec swoją egzekucję. Blondyn wyszczerzył się złowrogo patrząc na mnie z politowaniem.
-Dlatego, że ewidentnie coś kręcisz, co znaczy, że zrobiłeś coś, czego nie powinieneś. A ja chce wiedzieć, co znowu zniszczyłeś i ile będę musiał za to zapłacić- Zgromił mnie spojrzeniem zwijając dłoń w pięść tuż koło mojej głowy. Chyba zaczynał tracić cierpliwość, to nie za dobry znak dla mnie.
Gdyby to było tak proste jak mu się wydaje… Sęk w tym, że tym razem niczego nie rozwaliłem, ale szpiegowałem za jego plecami. Wiem, że to absurdalne i przecież robiłem to w dobrej mierze. No dobra może nie do końca, ale potem i tak wyszło na korzyść blondyna. Nawet nie uważam tego za szpiegowanie, raczej zdobywanie wiedzy o najbardziej tajemniczym człowieku tego miejsca. Choć on z pewnością widzi to nieco inaczej.
-Czekam- Ponaglił mnie przysuwając twarz jeszcze bliżej.
-Ja… nie powiem- Przełknąłem z trudem ślinę patrząc wprost w jego rozjarzone tęczówki.
-Co ma znaczyć, że nie powiesz?- Westchnął ciężko próbując się opanować, ale i tak widziałem, że przyszło mu to z trudem. Po chwili spojrzał na mnie ponownie trzymając nerwy na wodzy, choć jego oczy wciąż wyrażały chęć mordu – Masz ostatnią szansę, pytam się, co robiłeś przez cały dzień?- Uciekłem wzrokiem od jego twarzy. Nie mogłem wytrzymać tego kontaktu wzrokowego. Po prostu spuściłem głowę i milczałem. Trwało to dłuższą chwilę, aż w końcu poczułem mocne uderzenie na policzku.
-Nie wiem, o co ci chodzi tym razem, ale radze ci dobrze lepiej przyznaj się póki masz czas. Już wystarczy, że próbowałeś mnie oszukać. Powinieneś już wiedzieć, że nie toleruje kłamstwa. Mogę bez problemu kazać Shinowi przejrzeć nagrania i za pól godziny będę znał każdą minutę twojego dzisiejszego dnia. Ale wtedy, nie skończy się to dla ciebie dobrze. Więc, wolisz po dobroci czy żebym siłą to z ciebie wyciągnął? Wybór należy do ciebie- Odsunął się ode mnie o krok, chyba po to bym się dobrze namyślił. Przyznam, że te słowa nieco mną wstrząsnęły. Nie było odwrotu. Wiedziałem, że i tak się dowie. Pytanie tylko, od kogo? Nie chcę, by ten sadystyczny księgowy doniósł na mnie Izaku. Już widzę uśmiech satysfakcji na jego paskudniej gębie, kiedy odkryje, co robiłem. Żal do samego siebie utknął mi w gardle. Poczułem jak w kącikach oczu zbierają mi się łzy. Wiedziałem, że jeśli powiem mu o tym sam, to z pewnością wyjdę na tym lepiej, ale bałem się. Tak zwyczajnie i prosto strach ogarnął moje ciało i nie pozwalał mi się przyznać.
-Więc słucham- Dodał po chwili ciszej widząc chyba zmianę w mojej postawie. Spojrzałem na niego dziwnie rozżalony. Nie wiedziałem, od czego zacząć.
-Ja… to ci się naprawdę nie spodoba- Dodałem po chwili spuszczając głowę.
-Pewnie masz racje, ale to chyba akurat żadna nowość- Parsknął patrząc na mnie spode łba.
-Chodzi o to, że to… naprawdę ci się nie spodoba- Dodałem jeszcze ciszej. Blondyn milczał, nic nie odpowiedział, po prostu patrzył się na mnie intensywnie, jakby sądził, że to właśnie przyspieszy moje wyznanie. Miałem ochotę się po prostu rozpłakać. Czułem się jakbym stanął w punkcie wyjścia. Wcześniej też był na mnie wściekły, ale wtedy miałem go za bezwzględnego bezuczuciowego drania, a dziś… Cóż, też jest na mnie wściekły, ale mój punkt widzenia, co do niego się zmienił. Gdy na niego patrzę nie widzę zabójcy, ale człowieka, który jest sam, który nie ma nikogo. Czy to dlatego jest mi jakoś ciężej?
–Tylko się na mnie nie złość, ja chciałem po prostu dowiedzieć się czegoś o tobie- Mimo, że nie patrzyłem mu w oczy, zauważyłem, jak drgnął nerwowo słysząc te słowa. Z pewnością zaczął się już domyślać.
-Mam nadzieję, że to, nie jest to o czym myślę- Jego zimny głos przeszył moje uszy, jak sztylet. Spojrzałem w jego oczy, które też przypominały lodową skałę – Mów dalej- Jego twarz przybrała zupełnie bez emocjonalne oblicze. Nie miałem pojęcia, czego się spodziewać.
-Ja… poszedłem dzisiaj trochę dalej niż mogłem- Spojrzałem przelotnie na jego reakcję, ale nawet nie drgnął, podczas gdy ja cały drżałem ze strachu –Ja poszedłem za innymi i … i trafiłem na inne piętro… na piętro 0, chyba- Oczy blondyna na chwilę rozszerzyły się, ale po chwili znów się zwęziły tyle, że nie było w nich już nic ludzkiego. Wściekłość, to wszystko co wyrażały.
-Co tam robiłeś?- Zapytał, jakby znając już moja odpowiedz. Jego głos był niski i nienaturalny. Zdaje się, że mój koniec był już blisko. Wiem, że mówiłem to już wiele razy, ale tym razem to już naprawdę mój koniec.
-Ja… pytałem o ciebie- Przyznałem w końcu. Blondyn nawet nie mrugnął słysząc moje słowa. Jedynie jego oczy na moment stały się puste. Tak jakbym skrzywdził go najbardziej na świecie, jakbym zniszczył to, co dla niego najważniejsze. Może to głupie, ale właśnie to mną wstrząsnęło. Dwie łzy niekontrolowane popłynęły mi po policzkach. Pchnąłem jego rękę, która ustąpiła z niespodziewaną łatwością.
Odszedłem daleko od niego i obserwowałem, jak jeszcze przez chwile stał tam nie poruszając nawet palcem. W końcu jednak odwrócił się w moją stronę, z naprawdę przerażającym wyrazem twarzy. Poczułem się jakbym patrzył w oczy nieobliczalnego szaleńca, który jest gotów na wszystko.
-Wiesz, jaka jest kara za szpiegowanie? A właściwie nie. Powinienem powiedzieć raczej za pytanie o mnie. To śmierć- Ciarki przeszyły mnie na dźwięk ostatniego słowa z jego ust. Miałem wrażenie, jakby nawet moja dusza drżała widząc teraz blondyna. Postawił krok w moją stronę, a ja automatycznie cofnąłem się. To był zaledwie odruch a on od razu przysunął się jeszcze bliżej. Czułem się okropione, nie miałem gdzie uciec przed jego wściekłością – Czy chcesz powiedzieć coś jeszcze zanim z tobą skończę?- Zapytał zbliżając się drapieżnie do mnie. Serce stanęło mi w gardle. Adrenalina w moim ciele wypełniała chyba każdą komórkę, krzycząc bym uciekał.
-Ja nie chciałem zrobić nic złego, zresztą i tak nikt nic mi nie powiedział- Jęknąłem błagalnie pomijając jedynie część o opowieści Arona.
-To nie ma znaczenia, wiedziałeś, że nie wolno ci tego robić, a mimo to nie zawahałeś się- Warknął w moją stronę zbliżając się jeszcze bardziej. Byłem kompletnie przerażony. Ostatkami sił miałem, chciałem paść na kolana i błagać o to, żeby mi wybaczył.
- To nie tak, ja… przepraszam- Bąknąłem niemal płaczliwie. Nie podziałało. Wyglądał na niewzruszonego i niezwykle rozwścieczonego.
-Za późno na przeprosiny, tym razem nie będzie taryfy ulgowej- Powiedział to zupełnie bez skrupułów, patrząc mi prosto w oczy. Szedł w moją stronę niewzruszony moimi wyjaśnieniami. Cofnąłem się już w kąt pokoju aż w końcu zostałem bez możliwości ucieczki. Oczy blondyna pełne lodu i nienawiści dopadły mnie szybciej niż on. Byłem sparaliżowany jego gniewem i wściekłością. W końcu bez zbędnych uczuć złapał mnie jedną ręka za szyję i rzucił na łóżko. Przycisnął mnie kolanem, bym mu nie uciekł, choć i tak nie miałem takiej możliwości. Jego długie blade palce zacisnęły się na moim gardle. A wiec tak chciał to wszystko skończyć. Chciał odebrać mi ostatnią rzecz, jaką miałem w tym miejscu, powietrze. Jego dłonie coraz ciaśniej oplatały moje gardło a ja zacząłem walkę o każdy oddech. W akcie desperacji szarpnąłem za dłonie blondyna, ale nawet nie drgnęły. Spojrzałem w jego zimne oczy ostatni raz. Było mi żal. Żal, że nie będę mógł poznać go jeszcze bliżej, żal że przeze mnie znów będzie samotny.
Łzy popłynęły gęsto po moich policzkach. W końcu odpuściłem. Jeśli chciał mnie zabić, nie miałem zamiaru mu tego utrudniać. Widocznie tym razem zraniłem go zbyt głęboko by mógł mi wybaczyć. Zabrałem dłonie, które siłowały się z blondynem walcząc o moje życie. To było bezużyteczne. Spojrzałem na niego przez zaszklone od łez oczy. Widziałem go niewyraźnie, ale chciałem się pożegnać. Mimo wszystko zdałem sobie sprawę, że przez ostatni czas odgrywał wielką rolę w moim życiu i chyba też sercu. A właściwie teraz byłem pewny. Kochałem go, kochałem mimo jego agresji i brutalności, mimo wszystkich gorzkich słów, którymi mnie karmił. Z każdym dniem spędzonym w jego obecności kochałem go coraz bardziej. Teraz to wszystko miało się skończyć. Gdy obraz przed moimi oczyma zaczął się już rozmywać poruszyłem wargami, by ostatni raz powiedzieć „Przepraszam”. Jednak z mojego ściśniętego gardła nie wydobył się żaden dźwięk.
Nagle wszystko się skończyło.
Uścisk na gardle zniknął. Powietrze, które gwałtownie wtargnęło do moich płuc było jak tysiące igiełek. Zakrztusiłem się i zacząłem gwałtownie kaszleć. Łapczywie nabierałem powietrza i krztusiłem się nim jednocześnie. Myślałem, że to już koniec, że mnie zabije, a on w ostatnim momencie wycofał się, dlaczego? Gdy w końcu mój oddech był już normalny spojrzałem w stronę blondyna. Stał obok łóżka tyłem do mnie z ręką przy twarzy. Nie ruszał się, ale słyszałem jego ciężki oddech.
-Dlaczego? Dlaczego nie potrafię cie zabić?- Skamieniałem słysząc te słowa. Nie potrafił? Spojrzałem na niego wzrokiem pełnym przerażenia i niezrozumienia. Nie wiedziałem, co właściwie chciał mi powiedzieć, jednak nie miałem zamiaru mu przerywać. W końcu sam zaczął mówić coś o sobie - Powinienem to zakończyć już dawno temu. Nigdy nie powinienem pozwolić na to bym tak bardzo zbliżył się do ciebie. To nie powinno się wydarzyć. A teraz jest już za późno. Ja nie mogę cię zabić. Nie potrafię- Jego głos był pełen rozpaczy i żalu. Wydawał się być zagubiony i zdruzgotany całą sytuacją – Przez ciebie się zmieniam- Wyrzucił mi to głosem pełnym żalu i pretensji. Obrócił się bokiem i spojrzał na mnie. Jego smutne oczy otwarte ze swymi uczuciami jak nigdy przedtem wpatrywały się we mnie.
-Ty się zmieniasz?- Rzuciłem w jego stronę głosem przesyconym sarkazmem i goryczką, która teraz mnie zatruwała. Podniosłem się gwałtownie, mając już dość ukrywania własnych myśli – To ja przez ciebie się zmieniam. Wszystkie moje zasady to, w co wierzyłem, marzenia, wszystko legło w gruzach z chwilą, gdy cię poznałem. To twoja wina. Przez ciebie nie mam nic. Odebrałeś mi wszystko, nawet własną wolę. To ty zbudowałem mi to więzienie- Wykrzyczałem mu to w twarz z głębi serca, które pierwszy raz od długiego czasu biło jak dawniej. Czułem w sobie siłę i energię, którą miałem zanim spotkałem blondyna. Wiedziałem, że to co powiem może go dotknąć, ale chciałem to z siebie w końcu wyrzucić. Musiałem wreszcie uwolnić się z kajdan, które Izaku założył na moje serce. W których więzione były moje uczucia już od tak dawna.
- Masz do mnie żal, że cię tutaj zabrałem?- Zapytał cicho, ale stanowczo. Jakby od dawna te słowa kołatały się w jego głowie, jednak bał się je wypowiedzieć na głos. Nie patrzył mi w oczy, patrzył gdzieś w pustkę przede mną ze wzrokiem zagubionego dziecka.
-To chyba oczywiste- Odpowiedziałem szorstko, niewiele nawet myśląc. Wydawało mi się, że na chwilę wstrzymał oddech słysząc moje słowa – Odkąd tutaj jestem wciąż mną pomiatasz. Sam mnie tutaj zabrałeś, a potem narzuciłeś mi te spartańskie zasady. Traktujesz mnie jak zabawkę, rzecz. Agresja i ból to jedyne, na co mogę liczyć od ciebie. Nie masz za grosz szacunku do nikogo prócz siebie. A mimo to ja wciąż…- Nie dokończyłem. Głos załamał mi się w połowie zdania. Łzy gęsto spłynęły po moich policzkach. Zakryłem usta powstrzymując szloch.
-„Wciąż…”, co?- Zapytał beznamiętnie patrząc mi w oczy. Był przygnębiony i smutny. Tak jakby ktoś w dziwny sposób odebrał mu całą siłę i stanowczość, jaką miał w sobie. Wydawał się zupełnie bierny i obojętny na to, co się dzieje wokół niego. Tak, jakby zamknął się w swoim własnym świecie.
Spojrzałem na niego zawstydzony. Wątpiłem by to, co powiem wywarło na nim jakiekolwiek wrażenie, a ja mogłem się jedynie upokorzyć. Zawahałem się, bo moje uczucia dotychczas były tylko moje. Bałem się, że jeśli wyjawiłbym mu sekrety serca, zostałbym zupełnie nagi.
-Nazwiesz mnie głupcem- Powiedziałem zagryzając niepewnie wargę. Usiadłem na łóżku ścierając resztki łez, które moczyły jeszcze moje policzki. Oplotłem kolana ramionami czekając na to, co odpowie.
-Głupcem nazwałbym siebie, bo wciąż łudziłem się, że to wszystko na mnie nie wpłynie- Podkreślił dobitnie odwracając wzrok ode mnie. Nie wiem, czemu ale zabolało. Poczułem się jak przeszkoda, kłoda, którą chciał po prostu przeskoczyć, obejść niewzruszony.
-Nie wierze, że człowiek może być tak bezwzględny. Czy ty naprawdę nic nie widzisz? Czy ty nie dostrzegasz jak bardzo zmieniłem się pod wpływem ciebie? Nie widzisz jak reaguje na twój dotyk? A może po prostu nie chcesz widzieć, może chcesz żebym przychodził tylko na zawołanie, jak piesek. Rozczaruje cię ja jestem człowiekiem. Potrafię czuć i kochać. Powiem więcej zamiast cię nienawidzić, za każde wyzwisko, groźbę, ból, który mi zadałeś z każdym dniem czuje do ciebie więcej. Po tym wszystkim… ja… wciąż Cie kocham- Spojrzałem na niego zacięcie. Dlaczego nie chciał dopuścić do siebie żadnych uczuć? Zupełnie go nie rozumiałem. Miałem nadzieję na jakikolwiek gest z jego strony.
Blondyn spojrzał na mnie spokojnie, po czym zaśmiał się krótko. Nie wyglądał na rozbawionego, raczej na zaskoczonego, ale mimo to zapragnąłem go uderzyć. Wstałem gwałtownie i spoliczkowałem go. W tym jednym momencie, nie było we mnie strachu, że mnie ukarze. Chciałem pokazać mu swoją frustrację, to jak bardzo boli jego obojętność.
Izaku nie wydawał się zaskoczony moim policzkiem. Zupełnie tak jakby się tego spodziewał, albo jakby właśnie na to liczył. Nawet się nie poruszył, stał wciąż w tym samym miejscu.
-To tylko złudzenie. Tak naprawdę mnie nie kochasz. To niemożliwe- Jego głos był tak zimny i pusty, że miałem wrażenie, jakbym rozmawiał z górą lodową. Poczułem wściekłość.
-Nie masz o mnie pojęcia. Nie wiesz jak bardzo chciałbym cię znienawidzić za wszystko co robisz, ale nie mogę. Myślałem, że z czasem to minie, że zrażę się do ciebie, ale wciąż bardziej o tobie myślę. Dzisiaj… po tym, co usłyszałem wiem, że nie będę w stanie cię znienawidzić- Na te słowa spojrzał na mnie z tą samą agresją, jaką miał na początku. Ale nie zamierzałem się wycofać – Jesteś najbardziej upartą osobą, jaką znam. Dlaczego nie pozwolisz sobie pomóc? Dlaczego chcesz być samotny? Czy ludzie, którzy się o ciebie martwią nic dla ciebie nie znaczą? Czemu tak bardzo boisz się ujawnienia swojej przyszłości? – Wątpliwości i pytania, które miałem już od jakiegoś czasu wreszcie zostały wypowiedziane. Blondyn zgromił mnie złowrogim spojrzeniem.
-Nie masz o mnie pojęcia. Nic nie wiesz- Lód w jego oczach i glosie przeszył moje ciało, ale nie miałem zamiaru się teraz poddać. Zbyt daleko zabrnąłem by tak po prostu odpuścić.
-Masz rację. Nic nie wiem, bo ty boisz się okazać mi choćby cień uczucia. To twoja wina. Chciałbym równie mocno jak ty, byśmy nigdy się nie spotkali. Mówisz mi, że nie wiem, co to miłość. Ale tak naprawdę to ty nie masz o niej pojęcia. Nic nie wiesz. Nie potrafisz kochać- Z każdym moim słowem blondyn wyglądał coraz bardziej jakbym wbijał w jego serce ostrza. Spuścił głowę a kurtyna złotych włosów osłoniła jego twarz –Czy ty w ogóle kiedykolwiek kogoś kochałeś? Jesteś pusty, nie ma w tobie żadnych uczuć. Nie masz pojęcia, co znaczy prawdziwa miłość-
-Wiem… wiem- Przerwał mi gwałtownie, ale drugi raz powtórzył to słowo już niemal szeptem. Przez chwilę staliśmy w ciszy, potem zobaczyłem jak chwyta się za klatkę piersiową, jakby coś sprawiało mu wielki ból – Wyjdź- dodał po chwili lodowato, jak zawsze.
-Ty już dawno nie jesteś człowiekiem- Dodałem z wyrzutem i łzami napływającymi do oczu.
-Chce być sam- Podkreślił zauważając, że nawet się nie ruszyłem– Wynoś się- Warknął agresywnie przez zaciśnięte zęby.
To mi wystarczyło. Miałem dość. Po prostu wybiegłem z pokoju. Łzy spływały po moich policzkach gęsto już kolejny raz dzisiejszego wieczoru. Dla niego najlepiej było by gdybym zniknął. Właśnie to sobie uświadomiłem. Może i był samotny, ale to nie mnie chciał. Nie ja miałem być lekarstwem na jego samotność. Prawda była bardziej bolesna niż myślałem. Byłem zwykłym eksperymentem, zamiennikiem. Miałem sprawić, by samotność nie ciążyła mu aż tak bardzo.
On nigdy mnie nie pokocha.
Szkoda tylko, że zdałem sobie z tego sprawę tak późno. Zbyt późno by móc się wycofać.

CDN…

Samotność


Cóż teraz chyba wreszcie mogę wam powiedzieć, na czym polegać miał mój genialny plan. Cóż właściwie to nic wymyślnego.
Już dawno zdałem sobie sprawę, że wszyscy, którzy są blisko Izaku, choć znają wszystkie wątki jego przeszłości nic mi nie powiedzą. Byli wobec niego cholernie lojalni, a może po prostu obowiązywała ich jakaś zmowa milczenia. Sam nie wiem, ale na pewno coś w tym jest.  
Postanowiłem więc popytać trochę zwykłych „pracowników” jeśli mogę ich tak nazwać. Nie, mam oczywiście na myśli tego wielgachnego goryla, którego wciąż nienawidzę, ani jego koleżków, ale z pewnością są tu ludzie, którzy zechcą ze mną porozmawiać. A przynajmniej taką miałem nadzieję.
Cóż problem polegał jedynie na tym, jak dostać się do osób, które były wystarczająco daleko od Izaku by nie wiedzieć, kim jestem i skąd tutaj się wziąłem. Właśnie oni byli celem moich poszukiwań. Cóż szczerze nawet nie wiem, gdzie przebywają takie osoby, bo nigdy w życiu nie spotkałem nikogo poza tymi cholernymi zabójcami no chyba, że w jadalni. I tu właśnie zrodził się mój kolejny jakże genialny pomysł.
Poszedłem właśnie przed drzwi prowadzące do jadalni. Wolałem tam nie wchodzić pamiętając jak skończyło się to poprzednim razem. Dlatego stałem po prostu przed drzwiami i czekałem, aż jakaś grupka wyjdzie z pomieszczenia i po prostu podążyłem za nimi. Nie wywołanie żadnych podejrzeń kosztowało mnie wiele wysiłku, ale ostatecznie udało się.
Najdziwniejsze było to, że w końcu trafiłem przed dziwną windę, której nigdy wcześniej nigdzie nie widziałem. Gdy tylko jakaś grupka do niej wsiadła jakby nigdy nic podążyłem za nimi do wnętrza. Przyznam, że stanie w grupie moich potencjalnych zabójców, których w ogóle nie znalem przyprawiało mnie o dreszcze. Mimo, że starałem się nie dawać żadnych oznak lęku to naprawdę trudno było mi stać spokojnie. Z tego wszystkiego zacząłem obserwować tablice z przyciskami, na której kolejne pietra zapalały się na czerwono.
Dopiero w tym momencie zdałem sobie sprawę, że przez cały czas byliśmy pod ziemią a teraz dopiero wynurzamy się na powierzchnie. W którymś momencie winda zatrzymała się na piętrze zero. Rozejrzałem się niezauważalnie, czy przypadkiem ktoś nie zwrócił na mnie nadmiernej uwagi. Na szczęście wszyscy wydawali się raczej znudzeni i obojętni. Gdy tylko drzwi rozsunęły się ludzie wyszli, a ja wraz z nimi.
Zobaczyłem przed sobą korytarz zupełnie inny niż te, które widywałem codziennie. Był szeroki i jasno oświetlony, a ludzie chodzili swobodnie między kolejnymi pomieszczeniami. Bingo. Trafiłem we właściwe miejsce.
Po chwili odnalazłem pierwsze swoje ofiary i zacząłem działać. Musiałem przepytać wiele osób a czas mnie gonił, dlatego bez wahania ruszyłem prosto w ich stronę. Czas zacząć przesłuchanie…

Wygląda na to, że Izaku postarał się by jego przeszłość pozostała w cieniu niewiedzy. No cóż całkiem nieźle mu to wyszło. Chodziłem niemal 4 godziny wypytując każdego, kto wydał mi się odpowiedni, o blondyna. Niestety nikt nie chciał mi nic powiedzieć, albo po prostu sami nie wiedzieli, jak usilnie twierdzili. W tą drugą wersję jakoś wątpię. Byłem naprawdę wykończony, a najgorsze było to, że nie miałem w sumie pojęcia gdzie jestem.
Nigdy nie byłem w tej części budynku. Wszystko było tu takie zwyczajne, bez tych monumentalnych, okazałych mebli i drogich ozdób. Z dużymi szerokimi korytarzami i bez marmurów na podłodze, przypominało to jedynie duży klub. Lub coś, co miało go przypominać. To chyba część dla zwykłych pracowników albo raczej ochotników jeśli tak ich można nazwać.
Właściwie aktualnie znajdowałem się w jakimś pokoju wspólnym dla wszystkich. Zmęczony rozsiadłem się wygodnie na beżowej wersalce. Musiałem trochę odpocząć zanim zacznę się zastanawiać, jak wrócić. Niestety chyba nie było mi to dane.
Jakiś mężczyzna usiadł koło mnie i zaczął mi się dziwnie przyglądać.
Sam nie wiem, ale jakoś nie podobał mi się sposób, w jaki na mnie patrzył.
-Słucham? Co we mnie tak ciekawego, że tak się gapisz?- Warknąłem mało uprzejmie do obcego, który wydawał się zupełnie niezrażony moją reakcją.
-To ty jesteś tym dzieciakiem, który chodzi po całym budynku i pyta się o pana Orichare?-
Przez moment musiałem przeanalizować, co on powiedział. Jakiego pana Orichare? Ma na myśli Izaku, prawda?-Powiem ci coś mały. Daj sobie spokój zanim wplączesz się w kłopoty- Przestrzegł mnie intensywnie patrząc mi w oczy, jakby sadził, że tak mnie przekona.
-Heh nie bądź śmieszny, jakie ja mogę mieć kłopoty nic nie robię. Po prostu jestem ciekaw- Przyznałem szczerze, choć i tak lepiej niż ktokolwiek wiedziałem, że w tym miejsca to właśnie słowa są najbardziej niebezpieczne.
-Twoja ciekawość cię zabije. Nawet nie wiesz, z kim masz do czynienie- Wygląda na to, że właśnie znalazłem swoje źródło informacji i nawet nie musiałem szukać. Samo do mnie przyszło. Jak tylko trochę podpuszczę tego kolesia to zaraz wszystko mi wyśpiewa.
-Z kim? Czy ten gość jest aż tak straszny? Nie wydaje mi się- Mówiąc te słowa starałem się być poważny, ale nie mogłem powstrzymać uśmieszku cisnącego mi się na usta. W efekcie wyglądało to tak, jakbym wyśmiewał się z Izaku. Boże gdyby on się o tym dowiedział pewnie zabiłby mnie.
-Nie lekceważ go. Pomyśl przecież jest na czele tak wielkiej organizacji- Odparł mężczyzna, wciąż chyba nie mogąc zrozumieć mojego lekceważącego podejścia. Pewnie gdybym od kogoś innego usłyszał takie słowa też byłbym w szoku.
-No i co z tego, to go nie czyni niebezpiecznym- Uniosłem brew w geście pogardy i skrzyżowałem ramiona przed klatką.
-Ahhh no dobra młody. Myślałem, że nie będę musiał tego mówić, ale widzę nic do ciebie nie dociera- Ocho, zaczyna się opowieść. Właściwie wcale nie było to takie trudne, jak mogłoby się wydawać.
-Więc słucham- Odparłem zamieniając się w słuch. Musze zapamiętać każdy szczegół, kto wie, co mi się może przydać.
-Ten człowiek stojący na czele tej organizacji to Izaku Orichara. Ta agencja, którą założył, oficjalnie prowadzi kilka domów publicznych i wysokiej klasy night cluby. Ale tak naprawdę to tylko przykrywka. W czarnych kręgach prowadzi jedną z czołowych grup zabójców. Zabijają dla pozycji lub dla zysku. Mówi się też, że jest zamieszany w wojny gangów i przemyt. To cholernie niebezpieczny koleś. W podziemiu nazywają go Shiki, Śmierć- Mężczyzna przerwał na chwile patrząc na moją reakcje, ale ja starałem się być niewzruszony- Jeśli się dowie, że jakiś dzieciak pyta o jego przeszłość to pewnie tego nie zostawi. Dorwie cię a wtedy nie będzie miał żądnych skrupułów. Zabije cię za wtykanie nosa w nie swoje sprawy- Patrzył mi prosto w oczy starając się przybrać odpowiedni ton. Chyba miał nadzieję że to mnie przestraszy i przestanę zadawać pytania. Niedoczekanie jego. Choć te informację są dość ciekawe. Izaku właścicielem burdeli, ciekawe, czy to stąd bierze się to jego niezaspokojenie seksualne. Przynajmniej znam już odpowiedz na jedno pytanie: Jakim cudem to miejsce wciąż się utrzymuje, bez zwracania niczyjej uwagi. Wiedziałem, że musza stać za tym jakieś szemrane interesy, cóż jak widać miałem rację.
-Doprawdy? Nie wydaje mi się, co mi niby może zrobić poza śmiercią?- Igrałem z nim coraz  bardziej śmiejąc się z człowieka, którego z pewnością respektował. Przecież doskonale wiedziałem, do czego jest zdolny Izaku. Nawet lepiej niż ktokolwiek inny. Jeśli się wścieknie to śmierć naprawdę będzie najlepszą rzeczą, jaka cię spodka.
-Będziesz cierpieć, zobaczysz on jest mistrzem tortur nie zapomnisz tych godzin katorg przed śmiercią. W najlepszym wypadku będziesz jego zabawką- Cóż na tą przestrogę chyba jest nieco za późno. Już należę do niego. Wystarczy jedno słowo, czy zimne spojrzenie a zmusi mnie do zrobienia czegokolwiek. To naprawdę frustrujące, chociaż gdybym usłyszał to ostrzeżenie wcześnie pewnie i tak bym się nie cofnął przed niczym. Mimo wszystko jednego byłem całkowicie pewny.
-Izaku mnie nie zabije- Przynajmniej tak mi się wydaje. Nie wiem czy powinienem się z tego cieszyć czy nie, ale widać spodobała mu się zabawa ze mną. Gdybym faktycznie był dla niego zagrożeniem już dawno nie było by mnie na tym świecie.
-Skąd ta pewność w twoim głosie dzieciaku i lepiej zwracaj się o nim pan Orichra szczeniaku. No chyba, że chcesz skończyć jak 20 twoich poprzedników- Szczerze serce jakoś ukłuło mnie boleśnie, gdy usłyszałem słowo poprzednicy. Ciekawe, co miał na myśli. Tych, którzy za dużo pytali czy tych, którzy byli zabawkami. I nie, do cholery to nie tak, że jestem zazdrosny!
-Ach to było ich tylko 20,  jak  słodko- Zażartowałem gorzko, bo jakoś ciężko było mi spokojnie przełknąć tą informacje. Może nie powinienem być tak pewny swojej pozycji. Co jeśli byli oni jego kochankami?
-Przestań sobie żartować bachorze- Warknął w końcu mężczyzna najwyraźniej tracąc już do mnie cierpliwość.
-Wiesz co, mnie wciąż to jakoś nie przeraża. Powiedziałeś mi tylko fakty z jego teraźniejszego życia. Co z tego, że przemyca narkotyki czy wyprawia sobie jakieś wojny z kolorowymi gangami? Tylko wydaje rozkazy. A to, że kazał zabić jakiś nieposłusznych idiotów jeszcze o niczym nie świadczy. Fakt, że jest jakimś tam szefem nie czyni z niego najważniejszego- Szczerzę to sam nie wieże we własne słowa. Izaku jest przerażający. Jedno spojrzenie w te jego lodowate oczy wystarczy żeby odczuwać dreszcze na sam dźwięk jego imienia. Właściwie po tym, co usłyszałem nie jestem pewien czy mnie nie zabije, jak się dowie, że ośmieliłem się pytać o niego, mimo że mi zabronił.  
Mam nadzieję, że nie. No przecież to tylko jakieś niewinne informacje racja? Racja?
-Powiedz mi ile tutaj już jesteś?  W tej organizacji- Zacząłem delikatnie, by nie wywołać jego podejrzeń. Najwyższy czas już przejść do przeszłości. Każdy, kogo bym nie spytał unika tego tematu jak ognia. Coś w tym musi być. Bo niby dlaczego, gdy tylko ich zapytam o to zaraz zmieniają temat, uciekają albo po prostu zaczynają się trząść?
Chciałbym by wreszcie ktoś rozjaśnił mi nieco tą sytuację. Przecież ktoś musi coś wiedzieć. Przeszłość tak po prostu nie znika.
-Jestem tu już prawie 22 lata odkąd moja żona i dzieci zostały zabite. Moje życie skończyło się dla mnie 22 lata temu. Byłem młody głupi. Co niby 24 letni chłopak może wiedzieć o świecie? Nic- Mimo, że poczułem ukłucie współczucia dla tego mężczyzny to jego życie mało mnie obchodziło. To było dawno, teraz był jednym z nich, zabójcą i sam zabijał. Może i jestem samolubny, ale kto nie jest?
-Pewnie masz rację. Ja jestem jeszcze młodszy i chyba nie rozumiem jeszcze pewnych rzeczy. Widzisz może skoro jesteś tu tak długo to wytłumaczysz mi, czemu niby nikt nic nie chce mówić o przeszłości Orichary?- Postanowiłem wyłożyć karty na stół. Jeśli zacznę krążyć wokół tematu, to nie dowiem się niczego konkretnego.
-Pana Orichary- Syknął do mnie po cichu jakby ktoś zaraz miał się na nas rzucić za jakąś wielką zniewagę.
-Tak, tak pana, więc?- Popędzałem go bardziej. Kończył mi się czas, pewnie niedługo ktoś zorientuje się, że długo mnie nie ma i zaczną mnie szukać.
-To zakazany temat- Już to słyszałem. Ale przecież muszę się czegoś dowiedzieć z każdym zdaniem biografia blondyna staje się coraz ciekawsza.
-Niby czemu? Wszyscy tak mówią, ale dlaczego? To jakiś temat tabu czy co?- Dopytywałem dalej, nie miałem zamiaru się tak po prostu poddać teraz, gdy znalazłem właściwego człowieka musiałem się wszystkiego dowiedzieć. Drugiej szansy może nie być.
-Nie wolno o tym mówić?- Cholera, znowu. No dajcie spokój za każdym razem jest tak samo.
-Jak to, kto wam niby zabronił? Dlaczego? To przecież idiotyczne- Zaczynałem się naprawdę irytować. To takie uczucie, jakby wszyscy wokół wiedzieli o czymś naprawdę ważnym tylko was nie poinformowano. Naprawdę nienawidzę takich sekrecików. 
-Pan Orichara zabronił o tym choćby mówić. Kilkanaście lat temu, nie pamiętam dokładnie już ile, zebrał nas wszystkich i kazał nam zapomnieć o przeszłości i zabronił choćby o niej wspominać pod groźbą śmierci- Czcze gadanie. Co z tego, że im groził? No przecież jak się dowiem troszeczkę to nikt od tego nie zginie prawda? Och zresztą, czy oni naprawdę sądzą, że pozabijałby ich za cos takiego? Mi ciągle grozi, a wciąż żyję…No dobra, może faktycznie tak by zrobił, w końcu oni to nie ja.
-Daj spokój myślisz, że ktoś się dowie? Potem będzie tak. jakby tej rozmowy nie było- Uśmiechnąłem się do niego zachęcająco. Już ja się postaram, żeby blondyn nie dowiedział się o tej rozmowie.
-To musi pozostać tajemnicą rozumiesz. Nie możesz nikomu powiedzieć, że pisnąłem choćby słówko. Inaczej będę miał poważne kłopoty, zresztą ty też- Powiedział mężczyzna ze strachem w głosie rozglądając się nerwowo na wszystkie strony. Skinąłem jedynie głową na potwierdzenie tego, że się zgadzam.
-Wtedy na tym zebraniu pierwszy raz go zobaczyłem. Słyszałem o nim tyle przerażających rzeczy a wreszcie sam mogłem się przekonać. Pierwsze wrażenie było potworne. Jakbym patrzył w oczy demonowi- Zupełnie jak ja za pierwszym razem- Był przerażający, ta jego aura, jego oczy takie lodowate. Wyglądał jakby hipnotyzował nas wszystkich. Wierz mi jeszcze nigdy nie czułem takiej atmosfery. Ten strach, niepokój, lęk to coś, czego nie da się zapomnieć. Właśnie, dlatego ludzie siedzą cicho. Nawet teraz nie jestem pewien czy dobrze robię. Gdy tylko zapytałeś mnie o przeszłość ten obraz natychmiast stanął mi przed oczami-
Początek jego opowieści jak dla mnie jest zbyt znajomy. Czuję się jakbym przezywał jakieś cholerne deja vu.
- Chce wiedzieć po prostu, dlaczego zakazano mówić o tym, nie o czym zakazano mówić- Na razie. Potem i tak się dowiem wszystkiego o twojej przeszłości Izaku.
-Właściwie nie wiem czemu. Nikt dokładnie nie wie, co się stało. Wiadomo tylko, że jeden z zaufanych ludzi Izaku zdradził. Nie wiadomo kto…Ale coś ci powiem chłopcze. Jego oczy z tamtego dnia na zawsze pozostaną w mojej pamięci. Ciekawe czy wszyscy to widzieli- Mężczyzna na chwilę się umilkł jakby pogrążył się całkowicie we wspomnieniach.  
-Co dokładnie?- Pod wpływem chwili przysunąłem się bliżej. To robi się naprawdę interesujące. Coś, co widzieli w jego oczach.
-Samotności- W pierwszym momencie nie wiedziałem, o co mu chodzi. Dopiero po chwili mnie olśniło, oczy. Ciekawe, ale ja również to zauważyłem. Czasem blondyn sprawiał wrażenie zupełnie opuszczonego, bez nikogo, kto mógłby go wesprzeć.
-Samotności? Co masz na myśli?- Chciałem wiedzieć, czy myśli tak samo, jak ja. Właściwie Izaku jest ostatnią osobą, która mogłaby się czuć samotnie. W końcu nie liczy się z nikim. Może mieć tylu kochanków ile tylko zechce. Ma całą hordę ludzi, którzy przybiegną na każde skinienie palca. Poza tym ma Felixa tego całego Shina i całą resztę. Dlaczego miałby czuć się samotny? Poza tym to on tutaj rządz. Może mieć cokolwiek. Więc skąd u niego czasem ten dziwny wyraz twarzy?
-Tamtego dnia wyglądał jak rozwścieczony wilk. Gotów zabić za każde słowo odmowy. Miał tak wyglądać, chciał tak wyglądać. Jedynym jego celem wtedy było sprawić byśmy wszyscy się go bali. Wszystko tylko po to by nikt nie ważył się szepnąć chociażby słowa o przeszłości. Jestem tego pewien. Ale jego oczy, chociaż wyglądały na lodowate to w kącikach szkliły się łzy. Jestem pewny. Pamiętam ten widok jakby był najważniejszą rzeczą w moim życiu. Po prostu nie potrafię zapomnieć tego wzroku, tego żalu ukrytego w głęboko skrywanych kroplach łez- Mówił chaotycznie. Jego słowa coraz mniej trzymały się całości a mimo to właśnie one najbardziej do mnie przemówiły i pokazały mi skrywaną między wierszami prawdę.
Teraz byłem już pewien. Izaku nie chce by ktokolwiek pamiętał o jego przeszłości, bo sam chce zapomnieć. Pytanie tylko czemu?
To chyba jeden z niewielu momentów, kiedy poczułem wyrzuty sumienia. Poczułem złość i żal do samego siebie. Tak usilnie o to wypytywałem a teraz jakoś mi z tym źle. Nie sądziłem, że ta sprawa będzie dotyczyła tych aspektów życia Izaku. Nigdy wcześniej nie myślałem o jego uczuciach.
Ten dziwny ścisk w sercu nie chciał odejść. To niepojęte, ale naprawdę współczułem blondynowi. Nawet nie wiem, co się stało, a mimo to…
Osoba, która doprowadziła go do takiego stanu musiała być mu bardzo bliska.
Żeby skrzywdzić go tak mocno… to z pewnością był bezwzględny człowiek.
Nawet nie wyobrażam sobie, co ta osoba mogła zrobić. To dla mnie niepojęte. Coś tak bolesnego by…by doprowadzić go do łez. JEGO!?
- Myślę, że tak właśnie było- Przyznałem po chwili wciąż usilnie myśląc o tym. Milczałem, mężczyzna też milczał. Obaj siedzieliśmy zatopieni we własnych myślach. On zapewne przypominając sobie sceny z poprzednich lat, a ja? Ja próbowałem poskładać to wszystko w jedną całość.
Wielki gniew i złość, za którymi krył się ból. Wiedziałem, że on taki jest. Nigdy nie pokazuje swoich uczuć. A mimo to czułem jakiś żal. Myślałem nad tym, że nie ma nikogo, komu może zaufać. Może faktycznie jest samotny. Co z tego ze miał masę ludzi służących mu przecież nie będzie się im zwierzał. W końcu jest ich szefem.
A Felix i reszta? Nie wiem, czemu nie chciał im powiedzieć. Widocznie miał poważny powód. A może się wstydził mówić o swoich uczuciach. Znając go to bardzo możliwe. Sam dusił w sobie to wszystko.
Dlaczego wolał być sam z własnymi problemami? Dlaczego on jest taki? To niczego nie zmieni. Rani tylko sam siebie coraz bardziej. Co za idiota. Gdybym nie przyrzekł, że nie pisnę słowa to teraz właśnie w tym momencie poszedłbym do jego sypialni i czekał aż wróci, a potem wygarnął mu jego głupotę. To takie idiotyczne. Zamykanie się we własnym świecie. Izaku ty głupku przestań robić z siebie męczennika.
Nikt do cholery przecież nie chce byś cierpiał. Nikt, nawet ja nie chce.
-Nie rozumiem…- Tak po prostu. Sam już nie wiedziałem, co mam myśleć. Dlaczego ten głupek chce sam w sobie dusić swoją przeszłość? Potrzebowałem jakichś wyjaśnień. Mężczyzna spojrzał na mnie tylko zamglonymi jakby zmęczonymi oczyma. Nie powiedział nic -Wytłumacz mi to. Dlaczego on nie chce nikomu powiedzieć o swojej przeszłości? Czemu nie chce się podzielić tym cierpieniem? Było by mu lżej- Przyznałem prawie łamiącym się głosem. Sam nie mogę uwierzyć jak bardzo emocjonalnie to wszystko przezywam.
starzec spuścił głowę i jedynie zaczął się cicho śmiać. Nie wiem, co niby było takiego zabawnego w tym, co powiedziałem. Ja chce od niego poważnej odpowiedzi a on po prostu sobie żartuje.
-Masz rację nic nie rozumiesz mały- Spojrzałem na niego zdziwiony. Co on mi niby sugeruje?
-W takim razie skoro jestem taki głupi to powiedz mi jak jest. Nie rozumiem tego idiotyzmu, nie rozumiem twojej wesołości. O co ci nioby chodzi?- Teraz byłem naprawdę podirytowany. Przecież on wcale nie jest najmądrzejszy, jakie ma prawo mówić, że to JA nic nie rozumiem?
-Widzisz mały on po prostu nie może powiedzieć. Nie widzisz tego? Jest przywódcą. Jeśli się rozklei to inni go zniszczą. On kieruje tymi wszystkimi ludźmi. Wszyscy oczekują od niego, że stanie na wysokości zadania. Myślisz, że ktoś chciałby szefa, który płacze i zwierza się innym? Nie… gardzono by nim. Wszyscy oczekują tego, że będzie twardy, że zdusi swoje uczucia. Taka jest rola przywódcy. Nie może myśleć o uczuciach, nie może użalać się nad sobą, a przede wszystkim nie może okazywać słabości. Taka jest rzeczywistość mały. Tego wszyscy od niego oczekują. Jako przywódca musi spełniać nadzieje swoich podopiecznych.-
Właśnie teraz zdałem sobie sprawę, że ciągle to pomijałem. Ten staruch miał racje Izaku dbał o swoją reputację jak o nic innego. Tak samo dbał o szacunek. I nic nie mógł powiedzieć. Nawet jednego słowa protestu. Nawet jednej chwili słabości by się wypłakać.
To dlatego…
Dlatego dusił w sobie uczucia.
Już nigdy nie powiem do niego nieczuły drań. Nie zasługuje na to.
Z moich oczu poleciały niekontrolowane łzy. Płakałem a moje serce kołatało boleśnie w klatce. Miałem ochotę pójść do niego powiedzieć, że wszystko jest w porządku, że nie musi już udawać. Tak bardzo chciałem, ale nie mogłem. Nie potrafiłem tego zrobić.
Było mi go żal. Chyba po raz pierwszy w życiu nie widziałem w nim drania a człowieka. Skrzywdzonego nieszczęśliwego człowieka.
-Czemu płaczesz mały? Nie płacz taka już jego rola- Głupi staruch mówi mi to a sam uronił łezkę.
-Jak się nazywasz stary człowieku?- Chciałem wiedzieć przynajmniej, komu mam dziękować w przyszłości.
- Aron- Odparł z bladym uśmiechem.
-W takim razie Aronie dziękuje ci, że mi to opowiedziałeś- Odwzajemniłem jego serdeczny uśmiech, po czym otarłem łzy z oczu, ale na ich miejscu pojawiły się kolejne. W końcu wstałem i powoli odszedłem stamtąd nawet nie wiem, w która stronę. Niesforne łzy ciągle leciały, a bolesny ucisk na sercu nie zelżał nawet o trochę. Płakałem za niego, za jego ból.
Tak bardzo chciałem go teraz pocieszyć.
Izaku wracaj szybko, bo inaczej zwariuje z własnymi myślami.

CDN…

Wciąż ci nie ufam


Wiecie co, właśnie zdałem sobie sprawę, że jestem tutaj już prawie półtora miesiąca. Mam wrażenie, jakbym zaledwie wczoraj został tutaj przytargany przez Felixa.
Mimo to czuje się, jakbym znał to miejsce od wielu lat. Może to efekt nadmiernej ilości wolnego czasu, którego zawsze mi brakowało.
Strach, który początkowo niemal całkowicie mnie paraliżował przemijał wraz z godzinami. Wszystko stawało się takie… codzienne. Nawet fakt tego, że mam wokół siebie samych zabójców zaczął wydawać mi się po prostu… zwykły. Może nie normalny, codzienny, ale po prostu zwyczajny. Przyzwyczaiłem się do tych ludzi, ich zachowania i stylu życia. Mimo, że wciąż wiem tyle, co nic o nich, o tym gdzie właściwie jestem, to coraz bardziej asymiluje się z resztą. Może i to dobrze. Wolałbym uniknąć kłótni, sprzeczek, nieporozumień i wiecznych wojen wywołanych moim statusem nowego. Zresztą chyba nawet moja intuicja przyzwyczaiła się do tego, by nie zaglądać w każdą dziurkę jaką znajdę, bo może skończyć się to dnia mnie nieciekawie.
Jednak to, z czego cieszyłem się najbardziej to chyba fakt, że imię na I nie wywoływało już u mnie dreszczy. No dobra może i miałem gęsią skórkę, ale raczej z nieco innych powodów niż przeraźliwy strach. Blondyn stał się dla mnie z czasem obiektem podziwu i … no może nawet pożądania. Ale czy naprawdę jest w tym coś złego?
W końcu był cholernie dobrym kochankiem, a ja chyba  zaczynałem się uzależniać od jego bliskości. Co przyjmowałem raczej z niezbyt wielkim entuzjazmem.
Bo czy bliskość nie oznacza poczucia bezpieczeństwa? A ja zdecydowanie nie czuje się bezpiecznie przy nim. Nigdy nie wiem, o czym myśli, nie potrafię przewidzieć jego wybuchów a odróżnienie jego żartu od śmiertelnej ironii, w moim wypadku, graniczy z cudem.
Mimo to żyję. I mam się całkiem dobrze jak na razie. A przecież blondyn miał już tyle okazji i jeszcze więcej powodów, by mnie zabić. A mimo to wciąż tu jestem.
Czasem zupełnie tego nie rozumiem. Chciałbym zapytać, ale co jeśli to jedynie pogorszy całą sytuacje? Co jeśli jednak zapragnie mnie uśmiercić?
Nie daje mi to spokoju. Masa pytań wciąż rodzi się w mojej głowie.
Czy trzyma mnie tu dla swojej własnej przyjemności, czy ma wobec mnie jakieś głębsze plany? A może to po prostu jego chwilowy wybryk, ale czy wtedy narażałby całą organizacje? A tak właśnie było, przecież powinien być świadomy tego, że będąc tutaj mimowolnie dowiem się wielu rzeczy, które potem mogę wykorzystać przeciwko niemu.
A może po prostu miał mnie za nic. Może uznał, że jestem zbyt żałosny, że nie jestem dla niego żadnym zagrożeniem i dlatego wciąż igra ze mną.
Sam nie wiem.
Myślenie o tym przyprawia mnie tylko o ból głowy i kolejny zły nastrój. Szczerze mam już  dość tych wiecznych wątpliwości i ostrożności.
Chciałbym czasem powiedzieć wprost to, co myślę, bez ryzyka śmierci z ręki tego sadysty.
Ciekawe czy ktoś taki, jak Izaku może w ogóle się zakochać? Naprawdę wątpię. Nie wyobrażam sobie go, jak daje się ponieść emocjom, jak oddaje się swoim pragnieniom. A czy nie na tym polega prawdziwa miłość? Nie taka z rozsądku, przemyślana, ostrożna, ale prawdziwa zrodzona tylko z uczuć. Zupełnie nie wyobrażam go sobie w podobnej roli, to jak jakiś oksymoron, coś zupełnie przeciwnego. Ciekawe czy zawsze taki był? A może miał kiedyś miłość swego życia, gdy jeszcze nie był tyranem bez serca? Może on też potrafił się zakochać… ach gdybym tylko mógł spytać.
Moja ciekawość z każdym dniem jedynie rośnie. Jeszcze chwila a zrobię kolejną głupotę. Bo właśnie pytanie któregoś z kręgu było by największą głupotą. Od razy donieśliby blondynowi, a mi znów by się dostało za wtykanie nosa w nie swoje sprawy.
Normalka.
Z drugiej strony, czemu nie spróbować, gdy ma się jednego z nich tuż przed nosem.
Tak, znowu siedziałem w bibliotece a Feliks kręcił się wokół wyraźnie czegoś szukając. Może własnego rozumu, przydałby mu się w końcu.
Wiem, że biblioteka nie uchodzi ogólnie za centrum jakiejkolwiek rozrywki, ale w tym miejscu owszem. Wierzcie mi, gdybyście całymi dniami nie mieli nic do roboty bez Internetu, komputera po jakimś czasie też zaczęli byście czytać książki. Swoją drogą niektóre z nich są nawet ciekawe… boże gdybym słyszał siebie dwa miesiące temu. Nie uwierzyłbym choć by mi zapłacili.
-Felix…- Zagadnąłem czarnowłosego podpierając się leniwie na fotelu.
-Czego?- Burknął do mnie złośliwie, jakby miał mi za złe, że w ogóle ośmieliłem się mu przeszkadzać, w jakikolwiek sposób. I powiedzcie mi jak tu żyć z takimi?
-Niczego…- Fuknąłem do niego obrażony, co odebrał jedynie z drwiącym uśmieszkiem- Chcę cię o coś zapytać- Przyznałem w końcu stwierdzając, że nie ma sensu wdawać się w nim w głupie przekomarzanie.
-A pytaj, ale i tak ci nie odpowiem- Odparł dalej usilnie przerzucając kolejne tomy książek bez większego celu.
-Co? Dlaczego?- Obruszyłem się zaraz. Czemu mi niby nie powie, czemu on zawsze musi być taki złośliwy i przemądrzały? Mówiłem już, że go nienawidzę? Dupek, dupek, dupek…
-Bo to pewnie ma jakiś związek z Izaku, racja?- Spojrzałem na niego posępnie, a potem fuknąłem obrażony, co on odebrał z wielkim uśmiechem tryumfu na twarzy. Bóg mi światkiem, że pewnego pięknego dnia go zabiję.
Mimo wszystko postanowiłem się nie poddawać. Może, jeśli zacznę go męczyć, to w końcu dla świętego spokoju coś mi powie. Akurat w tej taktyce jestem prawdziwym mistrzem.
-Dobra i tak zapytam. Czy Izaku miał kiedyś jakiegoś kochanka? No wiesz, zanim ja się tutaj pojawiłem… to znaczy… czy kochał się w kimś, no sam wiesz- Dokończyłem jakoś koślawo. Soczysty rumieniec oblał moje policzki. Chyba nie przemyślałem sobie dokładnie tego pytania. Dlaczego gdy je wypowiadałem na głos zaczęło brzmieć tak dziwnie? Mam nadzieję, że to tylko moja wyobraźnia.
Czarnowłosy spojrzał na mnie jakby z niedowierzaniem, po czym zaczął się głupkowato uśmiechać sam do siebie. Cholera ciekawe, co go tak śmieszy?
-Spodziewałem się raczej innego pytania- Przyznał usilnie hamując się od parsknięcia śmiechem – Nie sadziłem, że jesteś o niego zazdrosny- W końcu parsknął niepohamowanie patrząc na mnie zupełnie rozbawiony.
Moment, co on właśnie powiedział?
-C-Co? Co ty wygadujesz?- O mały włos nie spadłem z fotela z wrażenia. Język zaczął mi się jakoś dziwnie plątać a twarz paliła mnie żywym ogniem. Ja zazdrosny? O Izaku? Chyba żartujecie, nigdy. Ja nie jestem zazdrosny, to zwykła ciekawość. To chyba największa głupota, jaka słyszałem.
-Ja zazdrosny? Nie bądź śmieszny- Fuknąłem do niego gniewnie, na co on jedynie jeszcze bardziej się roześmiał – Przestań kretynie powiedziałem, że nie jestem zazdrosny. To zwykła ciekawość- Warknąłem wściekły na Felixa wstając gwałtownie z fotela.
-Uważaj, do kogo mówisz smarku- Burknął pod nosem złowrogo, opanowując śmiech.
-Bo co? Zabijesz mnie? Wiesz ile razy to słyszałem- Wrzasnąłem wściekle. Naprawdę wkurzył mnie tym swoim niesmacznym żartem. Że niby ja zazdrosny? Niedoczekanie.
-To może wreszcie wypełnię tą obietnicę- Warknął złowrogo, przysuwając się do mnie gwałtownie z dłonią zwiniętą w pięść. Też przyskoczyłem do niego, bo w obecnej sytuacji, byłem gotowy się z nim nawet bić. Guzik mnie obchodzi, co się stanie. Nie będzie mnie pacan obrażał.
W pewnym momencie jednak czarnowłosy dosłownie zesztywniał. Drgnął nerwowo, po spojrzeniu na drzwi i momentalnie odwrócił się ode mnie, jakby nigdy nic.
Nie wiedząc, co się dzieje też spojrzałem na drzwi. Zupełnie nie rozumiałem, co się właśnie stało. Patrzyłem tak dłuższą chwilę aż pojawił się w nich, oczywiście nie kto inny, król i władca, Izaku. No i wszystko jasne.
Blondyn stanął w drzwiach rozglądając się po pomieszczeniu. Zmarszczył brwi patrząc najpierw na mnie potem na Felixa, który znów wrócił do swojej poprzedniej czynności.
Tylko mi nie mówcie, że słyszał, jak skakaliśmy sobie do gardeł jeszcze chwile temu.
Izaku w pewnym momencie zaczął pewnie iść w moją stronę, aż w końcu złapał mnie za nadgarstek, a ja zupełnie zdezorientowany jak to ciele poszedłem za nim.
Popatrzyłem na blondyna zupełnie zaskoczony, a potem zerknąłem w stronę czarnowłosego, który spoglądał na nas ukradkiem zza książki. Gdy już chciałem zapytać, co się dzieje Izaku postanowił mnie oświecić.
-Chcę się napić, a ty będziesz mi towarzyszył- Pewnie w tym momencie wyglądam bardzo głupio. Cóż spodziewałbym się wszystkiego, ale chyba nie czegoś takiego. Przez „chce się napić” ma na myśli alkohol prawda? Naprawdę to miejsce z każdym dniem zadziwia mnie coraz bardziej. Albo nie, chyba powinienem się przyzwyczaić także do tego, że otaczają mnie sami dziwacy.
-Co znaczy niby to towarzystwo?- Burknąłem sceptycznie. Pewnie znowu chce mnie wkręcić w jakieś dwuznaczne zabawy.
Blondyn posłał mi tak zimne spojrzenie, że nie ośmieliłem się więcej pytać. Chyba miał nie za dobry humor. No pięknie. Czy ja wyglądam na jakąś cholerna matkę miłosierdzia, że zawsze trafiam akurat na jego najgorszy nastrój i zawsze musze znosić jego chimery?
Do cholery z tym życiem.
Po chwili trafiliśmy oczywiście do jego sypialni, a jakże by inaczej. Więc już chyba wiem jak ma wyglądać to jego towarzystwo.
Blondyn dosłownie wepchał mnie do pokoju zatrzaskując gniewnie drzwi za sobą. Nie mam pojęcia co go tak rozdrażniło, ale coś czyje, że odbije się to na mnie.
Spojrzałem na niego nieco przestraszony. Cóż nie mam pojęcia, co chce zrobić, ale nie podoba mi się to.
Czułem jak wszystkie moje mięśnie napięły się w oczekiwaniu na jego ruch.
Ku mojemu zaskoczeniu blondyn naprawdę wyciągnął z szafki butelkę whisky i szklankę. Potem opadł na fotel ze zirytowaną miną i nalał sobie alkoholu. Naprawdę nawet nie chce wiedzieć, co siedzi temu gościowi w głowie. Przez chwilę wpatrywał się w przestrzeń gryząc się jakby z myślami. Co rusz marszczył brwi w gniewnym geście i klną pod nosem stukając nerwowo palcami w blat stolika. W pewnym momencie po prostu złapał za szklankę i jednym tchem wypił cała jej zawartość. Przyznam nieco zbiło mnie to z tropu, tym bardziej, że blondyn nawet się przy tym nie skrzywił.
Potem wyjął z kieszeni pudełko papierosów i zapalił jednego zaciągając się mocno dymem. Dopiero wówczas opadł całkowicie na fotel jakby nieco odprężony. Boże, co za gość bez tych swoich papierosisków nie wytrzyma minuty.
Nie wiedząc, co mam zrobić usiadłem na brzegu jego wielkiego łóżka wciąż bacznie mu się przyglądając. Z tego dystansu obserwowanie go było nawet zabawne, choć mogło się to dla mnie skończyć jednoznacznie.
W pewnym momencie chyba zauważył moja niepewną minę, bo uśmiechnął się złośliwie wydychając w moja stronę kłęby siwego dymu.
-Co jest Shon, czyżbyś czuł się nieswojo?- Ten uśmiech chorej satysfakcji na jego ustach przyprawiał mnie o dreszcze.
-Czy ja wiem, widziałem cię już w gorszym stanie- Odpyskowałem mu dobitnie, jednocześnie uważnie obserwując jego reakcję. Uśmiech na chwilę zniknął z jego twarzy. Gdy już myślałem, że wściekły zareaguje jakoś agresywnie, on po prostu odwrócił wzrok i znów mocno się zaciągnął -Wydajesz się być zdenerwowany. Coś się stało?- Spytałem ostrożnie w duchu modląc się by przyczyną jego stanu nie było jakieś moje przypadkowe przewinienie.
-Nawet jeśli, to nie twoja sprawa- Odparł chłodno mierząc mnie zimnym spojrzeniem. Zagryzłem wargę powstrzymując się przed kolejnym komentarzem.
-To, po co mnie tutaj brałeś? Sam możesz sobie pić- Jakoś samo wymsknęło mi się to z ust. Ach ten mój niewyparzony jęzor.
-Może i mogę, ale to do twoich obowiązków należy dotrzymywanie mi towarzystwa. Czyżbyś zapomniał?- Uśmiech satysfakcji pojawił się na jego ustach wykrzywiając je szeroko. Ten znowu o tym. Miałem już nadzieje, że zapomniał o tej całej głupocie.
Izaku spokojnie zgasił wypalonego papierosa w popielniczce stojącej na stoliku. Potem spojrzał na mnie tym dziwnym drapieżnym wzrokiem i skinął dłonią, bym do niego podszedł. Oczywiście chwile się wahałem, ale ostatecznie i tak nie miałem wyboru. Musiałem być mu posłuszny.
Powoli przysunąłem się bliżej jego fotela, choć stanie tak blisko niego doprowadzało moje nerwy do szaleństwa. Przełknąłem z trudem ślinę patrząc mu prosto w oczy z pozornym spokojem.
-Wiesz, gdy ze mną rozmawiasz z daleka, wydajesz się taki odważny, ale gdy tylko  zmniejsza się dystans zaczynasz być niepewny. Boisz się, że ci cos zrobię?- Zapytał wstając powoli z fotela. Mimowolnie cofnąłem się nieznacznie do tyłu. Mój instynkt reagował za mnie. Szczególnie, gdy widziałem na jego twarzy ten stoicki spokój, który zapowiadał jedynie burzę.
-Nie boję się- Powiedziałem odważnie, choć już czułem jak kolana trzęsą mi się ze strachu. Blondyn prychnął rozbawiony i skoczył gwałtownie w moją stronę. Przerażony cofnąłem się gwałtownie, ale napotkałem na swojej drodze ścianę. Oczywiście Izaku skorzystał z okazji, jaka mu się natrafiła i zbliżył się do mnie na niebezpiecznie małą odległość. Przejechał palcem od mojego obojczyka po szyję aż do brody, unosząc ją nieznacznie. Właściwie było to zaledwie muśnięcie, ale i tak czułem te dziwne igiełki podniecenia w każdym minimetrze, który dotknął.
-Nie?- Szepnął rozbawiony moją reakcja. Jego usta przejechały delikatnie po płatku mojego ucha. Pisnąłem gwałtownie, zawstydzony cała sytuacją. Poczułem jak moje policzki nabierają kolorów.
-N-nie, ja po prostu ci nie ufam- W pewnym momencie poczułem jak dłonie blondyna zjechały na moje uda. Sapnąłem gwałtownie, czując jak podniecenie w moich spodniach rośnie z każdą chwilą. Czułem jego ciepły oddech owiewający moją szyje. Nagle chwycił mocno moje nogi i uniósł mnie wysoko przyciskając mocniej do ściany. Pisnąłem zaskoczony tym gwałtownym ruchem i pozycją, w jakiej nagle się znalazłem. Odruchowo oplotłem ramiona wokół szyi blondyna i mocno się w nią wczepiłem.
-Co robisz?- Warknąłem do niego gniewnie. Naprawdę czułem się dziwnie. Oplotłem nogami jego talię, żeby nie spaść, ale w konsekwencji czułem przez spodnie jego wypięta męskość. To naprawdę zawstydzające, cholera.
-Chce ci pokazać, że nie masz innego wyjścia jak tylko mi zaufać- Gdy już chciałem się odezwać skutecznie zamknął mi usta namiętnym pocałunkiem. Czułem jak jego język bawi się moim zachęcając mnie bym przyłączył się do zabawy. Gdy poczułem jak wsuwa dłoń pod moją koszulkę i sunie spokojnie wzdłuż mojej skóry swoimi długimi palcami, sapnąłem gwałtownie. Dziwny prąc przeszedł całe moje ciało stawiając każdą komórkę w gotowości. Gdy tylko uwolnił moje usta od pieszczot zajął się moim uchem i szyją. Delikatne pocałunki składane tuż nad obojczykiem doprowadzały mnie do szaleństwa. W końcu zaczął zsuwać ze mnie spodnie wraz z bielizną. Wczepiłem się w niego mocniej, by nie upaść, gdy jego ręce mnie nie przytrzymywały.
Po chwili poczułem jak jego palec wsuwa się we mnie. Napiąłem się gwałtownie wbijając paznokcie w poły jego ubrania. Jęknąłem przeciągle, gdy zaczął nim poruszać.
Blondyn prychnął jakby rozbawiony, po czym dołożył kolejny palec mimo, że nie przyzwyczaiłem się jeszcze do pierwszego.
-Pamiętaj, że to do mnie należy twoje życie- Szepnął mi do ucha zmysłowo i polizał delikatnie brzeg jego płatka. Czułem jak serce mocno kołacze mi w klatce piersiowej. Przybity do ściany z nogami oplecionymi wokół jego bioder jeszcze intensywniej odczuwałem każdą pieszczotę – Lepiej mocno się trzymaj- Zarechotał mi wprost do ucha z dziwną satysfakcją w głosie. Chwile później poczułem jego męskość w sobie. Przeciągły jęk wyrwał mi się z gardła. Izaku znów zaczął całować mnie namiętnie jednocześnie penetrując już moje wnętrze. Pomruki niepohamowanie wydostawały się ze mnie. Tym razem to było coś innego, nowego. Po raz pierwszy kochałem się z nim przybity do ściany jego ciałem. Byliśmy maksymalnie blisko. Czułem, jak wchodzi głębiej i głębiej we mnie. Tak głęboko, jak jeszcze nigdy. Zupełnie, jakby chciał wypełnić każdy centymetr mojego ciała, do którego może się dostać. Gdy poczułem nadchodzące spełnienie, zakręciło mi się w głowie. Jeszcze mocniej przywarłem do jego gorącego torsu, opierając mu głowę na ramieniu. Chwile później gwałtowny dreszcz wstrząsnął moim ciałem. Doszedłem wprost na jego brzuch. Och jak mi przykro…
Opadłem bezwładnie w jego ramiona, nie mając siły, by dłużej się trzymać. Chyba blondyn to zauważył, bo złapał mnie mocno i przerzucił sobie nieznacznie przez ramię. Nie miałem sił by zaprotestować, więc po prostu się poddałem.
Izaku podszedł ze mną do łóżka i rzucił mnie ostrożnie na pościel. Oddychałem płytko, łapiąc łapczywie powietrze w płuca. Blondyn pochylił się nade mną i ucałował mnie ostrożnie w skroń, a potem w usta.
-To jeszcze nie koniec- Szepnął cicho, po czym jednym ruchem znów wszedł we mnie. Jęknąłem czując, jak rozpychające uczucie powraca. Blondyn przyspieszył rytm, jednocześnie obsypując mój brzuch pocałunkami. Chyba domyślacie się, że po mniejszej chwili znów byłem całkowicie podniecony i wiłem się pod nim w spazmach rozkoszy. Sposób, w jaki ten człowiek rozpalał ogień moim ciele w zaledwie kilka sekund chyba na zawsze pozostanie dla mnie zagadką. Sapnąłem, gdy jego męskość trafiła w mój najczulszy punkt, po raz kolejny będąc już u kresu wytrzymałości. Chyba najbardziej denerwuje mnie to, że ja tak szybko dochodzę, a on nie zrobił tego nawet raz. Mimo to w pewnym momencie blondyn przyspieszył łapiąc gwałtownie oddechy, tak samo jak ja. Widziałem jak pot spływał z jego czoła zlepiając pasma jasnych włosów. Po chwili wygiąłem się pod nim w łuk dochodząc po raz drugi, tym razem w towarzystwie blondyna.
Obaj opadliśmy zmęczeni na pościel uspokajając oddech i rozbiegane serce. Blondyn przesunął się obok mnie dając mi nieco przestrzeni. Wciąż dyszał mocno a z jego czoła toczyły się powoli kropelki potu. Miał przymknięte powieki. Patrzyłem na niego przez chwile urzeczony. Jego twarz zupełnie się zmieniała, gdy nie był tym wyniosłym królem wszystkiego. Wydawała się nawet dziecięca. Okrągłe policzki podmalowane lekko pożądaniem, dodawały mu prawdziwego uroku. A czerwone usta, które potrafiły wymawiać tak bolesne słowa teraz wydawały się zupełnie niewinne. W końcu blondyn otworzył oczy czując chyba, że mu się przyglądam. Mimo to nie mogłem oderwać od niego wzroku. Jego rdzawe tęczówki wyrażały teraz jedynie zainteresowanie i ciekawość. Okolony kurtyną złotych włosów wyglądał jak anioł. Gdy na jego ustach pojawił się złośliwy uśmieszek, speszyłem się momentalnie. Poczułem się głupio a moje policzki zaczęły piec wstydem. Nie mogę uwierzyć, że się tak zapomniałem pod wpływem chwili.
-Czemu mi się tak przyglądasz?- Zapytał bez większego skrepowania. Oczywiście zrobiłem się jeszcze bardziej czerwony. Nie mogąc nic odpowiedzieć po prostu spuściłem głowę uciekając przed jego wszystkowidzącym wzrokiem. Zaśmiał się cicho przysuwając się bliżej mnie. Zaczął pocierać nosem mój policzek a po czym lekko się odsunął. Spojrzałem mu powoli w oczy, było w nich coś naprawdę pięknego.
Nie mogłem się powstrzymać i mimowolnie moje ciało ruszyło w kierunku jego ust. Wydawał się dość zaskoczony moją nagłą śmiałością, ale rozchylił delikatnie usta zachęcając mnie do dalszego działania.  Przylgnąłem do niego mocniej, ale nie miałem śmiałości, by zrobić cokolwiek więcej. Blondyn chyba zauważając to, sam przejął inicjatywę. Pogłębił pocałunek unosząc się lekko nade mnie. Całowaliśmy się powoli, zapamiętale, jakby sex przed chwila w ogóle nie miał dla nas znaczenia. Czułem się z nim doskonale połączony.
Mimo to po chwili Izaku odsunął się ode mnie z mimowolnym uśmiechem satysfakcji. Chyba nie mógł się powstrzymać ze względu na moją wcześniejsza reakcje. Ułożył się wygodnie na poduszkach i zaczął gładzić mi policzek wierzchem dłoni. Przyznam, że to było dość przyjemne, choć nieoczekiwane z jego strony.
-Śpij już- Mruknął mi nad uchem składając delikatny pocałunek w kąciku mojego oka. Naprawdę, gdy jesteśmy sami w łóżku zmienia się w zupełnie innego człowieka. To doprawdy intrygujące. Chciałem coś jeszcze powiedzieć, ale ostatecznie posłusznie zamknąłem oczy i wtuliłem się w poduszki. Byłem naprawdę zmęczony. Seks z nim potrafił wyczerpać cały zasap mojej energii.
Blondyn głaskał mnie delikatnie dłuższą chwile, a potem przeszedł do czochrania mi włosów palcami. Ukołysany jego dotykiem nawet nie wiem, kiedy dokładnie zasnąłem.
***
Dziwne trzaskanie i szuranie wyrwało mnie zupełnie z marzeń sennych. Gdy spałem odczuwałem go tak mocno, jakby ktoś bębnił mi w głowie. Przez chwile próbowałem nasłuchiwać, co się dzieje wokół mnie jeszcze nie całkiem rozbudzony. Znów usłyszałem szuranie a potem kroki w pokoju. Uchyliłem oczy wciąż bardzo śpiący. Zauważyłem jedynie, że lampka w rogu, rzuca nikłe światło na pokój. Zamrugałem kilkakrotnie, wciąż czułem się zamroczony snem a skutki seksu z blondynem też dawały o sobie znać.
W pewnym momencie przesunąłem dłonią gwałtownie w lewo, ale natrafiła ona jedynie na pustkę. Nie było go. Mimo to miejsce, na którym spał Izaku wciąż było jeszcze ciepłe. Uniosłem się powoli na łokciach rozglądając się po pokoju. Po chwili dostrzegłem ciemną sylwetkę stojącą spokojnie przy ogromnej szafie.
-Obudziłem cię?- Zapytał blondyn spokojnym ściszonym głosem, jakby wciąż nie był pewny czy na pewno jeszcze nie śpię.
-Nie- Mruknąłem w odpowiedzi przyglądając się jego poczynaniom. O ile mi się dobrze zdawało, był wciąż środek nocy, a on miał na sobie koszule i spodnie od garnitury. W pewnym momencie nawet wziął ze stolika kremowy krawat i zaczął do wiązać wokół szyi. Co się dzieje?
-Wychodzisz?- Zapytałem z zupełnym niezrozumieniem. Co on chciał niby robić o tej godzinie?
-Tak, mam kilka spraw do załatwienia i musze znowu wyjechać- Odpowiedział swobodnie nawet na mnie nie patrząc.
-Wyjechać, na jak długo?- Sam nie wiem, czemu pytam. Po prosty… nie wydaje wam się to dziwne? Ostatnio często zdarzają mu się takie nagłe wyjazdy. To przecież drugi raz w przeciągu zaledwie paru dni. Oczywiście nie żebym tęsknił, ale to podejrzane…
-Och, o to się nie martw. Nie będzie mnie tylko do jutrzejszej nocy, więc będziemy mogli dokończyć naszą małą zabawę jak wrócę- Na jego ustach wymalował się ten potworny dwuznaczny uśmieszek. Ach jak ja tego nienawidzę, przecież to jawna prowokacja.
Zrobiłem się lekko czerwony, bo właśnie zdałem sobie sprawę, że faktycznie można było tak odebrać moje słowa.
-Nie o to mi chodziło- Fuknąłem do niego obrażony z odrobiną jadu w głosie. Spojrzał na mnie z politowaniem, po czym prychnął tylko jakby lekko rozbawiony moim oburzeniem -Ostatnio często wyjeżdżasz, to coś poważnego?- Zapytałem ostrożnie przyglądając się jego reakcji. Ku mojemu zaskoczeniu blondyn po prostu uśmiechnął się do mnie perliście z tymi dziwnymi chochlikami w oczach.
-Nie możesz wytrzymać bez zadania pytań prawda?- Zagryzł wargę w figlarnym uśmiechu. Chyba bawiła go moja ciekawość. Cóż pewnie też bym się pośmiał, ale to on tutaj decydował, o czym się dowiem, a o czym nie. A co najbardziej wkurzające nigdy nie zdarzyło mu się przypadkiem przy mnie wygadać. Wręcz przeciwnie. Czasem mam wrażenie jakby każde słowo, które do mnie wymawia wcześniej bardzo dokładnie przemyślał.
Poczułem się lekko urażony jego wrogością, więc po prostu prychnąłem i zakopałem się na powrót pod grubą warstwą kołdry.
Po chwili poczułem jak moje okrycie zostało ze mnie brutalnie zerwane, a zimno wstrząsnęło moim ciałem. Spojrzałem lekko spanikowany na blondyna. Myślałem, że zdenerwowałem go niechcący, ale wyglądał nadzwyczaj spokojnie. Przypatrywał się mojej twarzy przez chwilę, jakby nad czymś myślał.
-Powiem ci, ale wcale ci się to nie spodoba- W tym momencie po prostu mnie zamurowało. Nigdy nie sądziłem, że wyjawi mi sekret jakichkolwiek swoich działań, a tu proszę – Pamiętasz Jaspera?- Chwile musiałem się skupić, by przypomnieć sobie osobę, której imię było mi dobrze znane. Po chwili przypomniałem sobie chłopaka, którego jak sądziłem Izaku najpierw chciał zabić, a potem darował mu jego winy mimo zdrady, jakiej się dopuścił. Kiwnąłem tylko głową na znak, że pamiętam – Cóż, więc aktualnie sprzątam cały bałagan jaki spowodował. Stąd te wyjazdy. Szczerze, gdy zorientowałem się jak dużo  zdradził naprawdę jeszcze raz  miałem ochotę go zabić- Przełknąłem ślinę patrząc w jego oczy, które z jakiegoś powodu stały się lodowato zimne. Czyżby uważał, że to moja wina? W końcu gdybym się w to nie wmieszał, może wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. A teraz musiał spijać całą gorycz i konsekwencje tej jednej zdrady. Czemu mam wrażenie, że ma do mnie żal, że wtedy to nie jego poparłem?
W pewnym momencie blondyn jednym ruchem rzucił na mnie z powrotem ciepłą kołdrę.
Gdy tylko wygrzebałem się spod niej napotkałem rdzawo brązowe tęczówki uważnie wpatrujące się we mnie. Blondyn oparł się o łóżko nachylając się powoli nade mną jeszcze bardziej. Poczułem, jak robi mi się gorąco. Przymknąłem oczy skupiając się na chwili. Najpierw delikatnie musnął moje usta, a potem pewnie wpił się w nie mocniej. Gdy w końcu skończył mnie całować szepnął mi cicho do ucha – Jutrzejszej nocy śpij w tej sypialni- Prychnąłem próbując przybrać zdenerwowany wyraz twarzy, ale rumieńce wyraźnie mi to utrudniały.
Izaku jedynie uśmiechnął się do mnie pobłażliwie, po czym wstał wziął marynarkę z fotela i zaczął iść w stronę drzwi. Dziwnie się czułem patrząc na to, jak odchodzi. To chyba pierwszy raz, gdy widzę jak mnie opuszcza po wspólnej nocy. Wcześniej zawsze budziłem się sam w pokoju.
To naprawdę dziwne uczucie, takie puste i z niezrozumiałych dla mnie powodów bolesne.
Blondyn zatrzymał się jeszcze przy drzwiach na chwilę i spojrzał w moją stronę.
-Mam nadzieje, że jak wrócę, to to miejsce wciąż będzie stało- Zaśmiał się perliście a ja miałem ochotę po prostu pokazać mu język. Po chwili jednak znów przybrał poważną postawę, a uśmiech zniknął z jego ust –Śpij jeszcze, wciąż jest noc. I nie myśl za dużo, te sprawy ciebie nie dotyczą- Nie wiem czy to miało mnie pocieszyć, ale patrzył na mnie tak poważnie i intensywnie, że nie potrafiłem długo utrzymać kontakty wzrokowego z nim. W końcu usłyszałem kliknięcie klamki, a blondyn wyszedł zamykając za sobą drzwi. Może mi się wydawało, ale usłyszałem ciche „Dobranoc” nim drzwi ostatecznie zostały zamknięte.
Poczułem dziwną pustkę będąc w jego pokoju, otoczony jego zapachem, ale bez niego. 
Mimo to miałem cały dzień wolności.
Powinienem to wykorzystać jak najlepiej.
Na szczęście już mam plan.
Plan na to, jak zdobyć informację. A kiedy Izaku wróci jutrzejszej nocy, będę przygotowany na spotkanie z nim twarzą w twarz.

CDN…

Tęsknota


Sam w to nie wierze, ale przez całą noc przespałem zaledwie jedną, mała, nędzną godzinkę. Czemu? To chyba najbardziej idiotyczna rzecz na całym świecie, ale wszystko zaczęło się od tych cholernych kroków. Ilekroć zamykałem oczy gdzieś w oddali wydawało mi się, że wciąż je słyszę.
Za każdym razem, gdy wreszcie zapadałem w sen znów budziłem się i miałem wrażenie, że ktoś stoi za moimi drzwiami. Czy to nie głupie, no sami powiedzcie?
Poza tym ciągle miałem jakieś dziwne halucynacje senne. Blondyn śnił mi się niemal całą noc.
Boże zaczynam myśleć, że to naprawdę jakaś poważna choroba, może nawet psychiczna. W końcu cała ta zgraja dziwaków nie jednego doprowadziłaby do szaleństwa.
Aż nie wierze, że przez całą noc zamiast spać czujnie nasłuchiwałem każdego kroku. Niby, po co?
Sam nie wiem, co chciałem usłyszeć. Czy ja naprawdę już szaleje?
Nie wiem już czy to strach czy… czy może coś innego. Nikt mnie w końcu nie napadł więc powinienem czuć się zrelaksowany i uznać to za głupotę. Tak właśnie powinno być…
Więc czemu czuje się taki zawiedziony?
Czemu czuję się tak, jakby ktoś dał mi niezłego kosza?
Przecież to nienormalne.
Może mi jeszcze powiecie, że Kyon miał rację, że tęsknie za tym… uchhh.
Nie tęsknie!
Niech nie wraca, nie chce go widzieć, nie chce… na pewno nie chcę…
Boże czemu tak jest, no czemu? Powinienem nim gardzić, a nie potrafię nawet wyrzucić go ze swojej głowy. Choć tak bardzo się go boje, chociaż unikam go wciąż, mogę nawet powiedzieć głośno „nienawidzę go”, ale nie potrafię zapomnieć.
Nie chcę o nim zapomnieć, chcę wiedzieć, co się z nim dzieje, gdzie jest, co znowu zrobił, kogo skrzywdził, kogo uwiódł, chce wiedzieć wszystko.
Boże to takie frustrujące. Sami powiedzcie jak zasnąć z tymi myślami krążącymi wciąż po głowie? Po prostu to nie możliwe.
Tylko powiedzcie mi czemu, czemu ciągle o nim myślę? Przecież go nienawidzę, przecież zrobił mi tyle złych rzeczy, jak wciąż moja chora głowa może pragnąć jego obrazu?
To nienormalne, ja jestem nienormalny!
Powoli wygrzebałem się spod kołdry i zdobyłem się na tyle, by jakimś cudem stanąć na własne nogi. Już nie wiem, jak długo leżałem na łóżku nie ruszając nawet palcem. Moje nogi lekko odrętwiałe zaczęły mrowieć po pierwszych krokach.
Z każdym dniem tutaj zaczynam myśleć, że coraz bliżej mi do masochisty…
Poszedłem od razu do swojej małej łazienki. Gdy zobaczyłem moje podkrążone oczy w lustrze miałem ochotę po prostu wrócić do łóżka i porządnie się wyspać. Niestety obawiam się, że nawet gdybym tak zrobił i tak męczy l bym się długo przewracając się z boku na bok bezczynnie.
Musze znaleźć jakieś miejsce, w którym będzie dostatecznie cicho i sennie by moje powieki same się zamknęły.
Odkręciłem kurek z zimną woda i szybkim ruchem obmyłem twarz. Nagły chłód orzeźwił mnie na chwilę. Niestety moment później znowu czułem się cholernie zmęczony i cholernie zaspany.
To jakiś koszmar.
Wszedłem koślawym krokiem do pokoju i rozejrzałem się za jakimiś ubraniami. Podniosłem z podłogi nieco stare przetarte już trochę jeansy, które noszę drugi tydzień. Dobrałem do tego jeszcze jakąś koszulkę walającą się na krześle.
Nic dodać, nic ująć. Idealny męski strój.
Gdy tylko się z tym uporałem od razu wyszedłem z pokoju. Mam już serdecznie dość tego dusznego pomieszczenia, w którym przeżyłem jedne z najgorszych nocy w swoim życiu. No dobra może nie najgorszych, ale z pewnością nie były też najlepsze.
Skierowałem się w pierwsze miejsce, jakie przyszło mi do głowy. Było cholernie nudne, spokojne, ciche i mam nadzieje, że jedna z tysiąca nudnych książek, jakie tam są pomoże mi zasnąć. Nie ma to jak filozofia czy inne badziewie, lepszego sposobu na natychmiastowy sen nawet za 10 lat nie wymyślą.
Skręciłem w parę korytarzy, które znałem już niemal na pamięć i znalazłem się przed biblioteka. Już tyle razy przemierzałem tą trasę, że nawet w stanie pół lunatykowania trafiłbym tutaj.
Ledwie przekroczyłem próg a zawahałem się przed postawieniem kolejnego kroku. Tuż przede mną stał Shin z raczej mało zadowoloną miną. A raczej wyglądał jak wściekła osa gotowa pokąsać i pożądlić każdego, kto się zbliży. Przez chwilę rozważałem wycofanie się z pomieszczenia. W końcu jednak stwierdziłem, że jest mi to zupełnie obojętne, co ze mną zrobi i ruszyłem w jego stronę z wyzwaniem w oczach. Naprawdę teraz jest mi już wszystko jedno. Jestem wściekły i na dodatek niewyspany, więc równie dobrze mógłbym teraz wszcząć kłótnię z samym diabłem.
Nic mnie to nie obchodzi.
Brązowo włosy ledwo dostrzegł mnie z daleka a jego twarz już spochmurniała. Odłożył książkę, którą jeszcze chwile temu trzymał w ręce i zabrał pozostałem 3 leżące na półce obok. Spojrzał na mnie zimnymi oczyma z pogarda na ustach.
Zaczął iść w moją stronę pewnie i mocno, jakby chciał odpowiedzieć na moje nieme wyzwanie.
Szedł szybko, prosto, z broda lekko zadartą do góry. Zza szkieł widziałem tylko lód jego tęczówek, którym próbował mnie zamrozić.
Choć ciarki przeszły mnie po plecach, dalej szedłem nieugięty i odważny na spotkanie z tygrysem.
Wygląda na to, że tym razem już o wszystkim wie. Z pewnością tym razem mi już nie odpuści. Ciekaw jestem, czemu tak późno się dowiedział.
Wygląda na to, że pan wszystko doskonale wiem wcale nie jest taki idealny. Zastanawia mnie, co też ten przerażający kamerdyner śmierci mógł dla mnie wymyśleć.
Coraz bardziej zbliżaliśmy się do siebie, a szare tęczówki Shina zaczęły już nawet ciskać we mnie śmiercionośne błyskawice. Z każdym krokiem czułem się coraz bardziej, jak straceniec idący na spotkanie ze śmiercią. W końcu, gdy byliśmy od siebie niemal o krok przystanąłem sadząc, że ten zrobi to samo. Nawet nie wiecie, jakie było moje zaskoczenie, gdy brązowowłosy minął mnie jakby nigdy nic, prychając jedynie pogardliwie. Obróciłem się za nim w zupełnym niezrozumieniu, ale ten nawet na chwile się nie zatrzymał, zupełnie mnie zignorował.
Szybko wyszedł z pomieszczenia zostawiając mnie samemu sobie.
Nie łapie.
Zupełnie tego nie rozumiem. Tym razem byłem pewny, że to się skończy konfrontacją. Więc, czemu on znowu mi odpuścił? No dobrze poprzednim razem może jeszcze o niczym nie wiedział, ale tym razem … nie bydło nawet mowy by się nie domyślał.
Czyżby Felix skłamał, co do tego, że Shin będzie chciał mnie ukarać? Może po prostu sobie ze mnie żartował? Choć nie wydaje mi się. Stroi sobie ze mnie żarty, ale wiem, kiedy jest poważny. Wydawało mi się, że wtedy właśnie tak było. Zresztą to było by nawet logiczne. Poza tym Shin wygląda przecież na całkiem mściwego typa. Prawda?
Naprawdę zaczynam chyba szaleć w tym miejscu. Może naprawdę uznał, że nie jestem wart poświęcenia jego cennego czasu, sam nie wiem. A zresztą, co mnie to obchodzi? Ważne tylko, że kolejny wybryk tym razem ujdzie mi na sucho, a przynajmniej taką mam nadzieje.
Odetchnąłem zrezygnowany i podszedłem do jednej z półek. Wybrałem z niej książkę, której tytuł wydawał mi się „szalenie interesujący” i ruszyłem w stronę sofy. Rozciągnąłem się na niej wygodnie i otworzyłem książkę na pierwszych stronach. Zwykle te bywają najnudniejsze.
Zacząłem śledzić tekst, który okazał się równie nudny, jak przypuszczałem. Nim doszedłem do drugiej kartki oczy już mi się kleiły. Czytałem, czytałem i czytałem dalej… aż w końcu poczułem, że moje powieki robią się coraz cięższe. Nie minęła chwila a ogarnęło mnie ogromne zmęczenie. Obraz przed oczyma zaczął mi się zamazywać, a ja bezwolnie oddałem się w objęcia morfeusza.

Otworzyłem oczy, ale przede mną mogłem zobaczyć jedynie ciemność. Słyszałem kroki, ciche kroki, które jednak coraz głośniej dudniły w mojej głowie. Wszystko wokół zaczęło się kręcić niczym karuzela. A potem śmiech taki przerażający, szydzący, potworny. Spadałem powoli w otchłań jakiegoś dziwnego zimna. Chłód i lód ogarniał mnie mocniej z każdą chwilą. Było mi zimno, potwornie zimno. Powoli zaczynało mnie to przerażać. Bałem się, byłem sam, wokół słyszałem tylko te dziwne szmery, ten stukot obcasów o podłogę, który z każdą chwilą pulsował mi w głowie coraz mocniej. Nie mogłem przestać o tym myśleć. Chciałem uciec, ale wydawało mi się, jakby coś z całej siły ciągnęło mnie w tył.
W pewnym momencie poczułem dotyk czegoś gorącego na twarzy. Potem we włosach i na ramieniu. Choć nie wiedziałem skąd bierze się to dziwne ciepło nie bałem się. Poczułem dziwne bezpieczeństwo i radość.
Znów poczułem, jak delikatne ciepło muska mój policzek. To była czyjaś dłoń, ale było zbyt ciemno bym mógł zobaczyć kogokolwiek. Poczułem jak łzy spływają po moim policzku nie mogłem go zobaczyć, a tak bardzo tego pragnąłem. Chciałem wiedzieć, do kogo należy to cudowne ciepło. Krzyknąłem, ale z mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk.
Nagle jasne światło padło na nasze postacie. Przede mną stał Izaku.
Miał takie spokojne oczy i lekki uśmiech wymalowany na ustach. Był taki cichy. Dotknął moich ramion i mocno przytulił do siebie. Znów poczułem to cudowne ciepło, należało do niego. Wtuliłem się w jego pierś z ufnością, o którą bym się nie posądzał. Było mi tak dobrze. Blondyn poruszył się lekko, a chwilę później poczułem jego gorące usta na swoich.
-Shon- Usłyszałem jak szepta moje imię. Chciałem go znów pocałować, ale w tym momencie wszystko zniknęło. A ja zacząłem spadać coraz bardziej, i bardziej w otchłań.
Zerwałem się z kanapy zupełnie otępiały. Rozejrzałem się dookoła sapiąc i dysząc jakby właśnie ktoś mnie gonił. Czułem jak pot spływa po moim czole. Boże, sen… to tylko sen.
Jak dobrze, to było takie… dziwne. Izaku był taki… miły, zbyt miły. To musiał być sen. Mogłem się domyślić.
Cholera ale to było takie przyjemne. Jeszcze moment a bym go pocałował. Rozumiecie to? Sam z własnej woli. Nie, nie to niepojęte. Boże może mogłem się tak szybko nie budzić, chyba wolę tego Izaku z mojej wyobraźni, niż tego prawdziwego.
To szaleństwo. On nigdy by tak się nie zachowywał, w szczególności nie dla mnie.
Z powrotem opadłem na sofę wzdychając ze zrezygnowaniem. Chyba naprawdę powinienem się zastanowić nad zdrowiem swojej głowy.
Dopiero w tym momencie zauważyłem dziwny materiał leżący na moich nogach. Złapałem za kawałek atłasu. Zdaje się, że to jakiś płaszcz, pytanie tylko, do kogo należy?
Złapałem za kołnierz i przysunąłem ubranie bliżej twarzy.
Już wiem, do kogo należało.
Ten intensywny zapach papierosów i woń ciężkich męskich perfum. Tylko jeden mężczyzna tak pachniał. Dziwny dreszcz przeleciał przez moje plecy doprowadzając moje zmysły do szaleństwa. Poczułem dziwne podniecenie narastające we mnie coraz bardziej. Przez ten płaszcz czułem się dziwnie otępiały i jakiś absurdalnie szczęśliwy.
Blondyn musiał tu być, kiedy spałem. To znaczy, że wrócił…
Jest tutaj w tym budynku. Był tu, kiedy o nim śniłem. Czy to nie śmieszne?
Musze go znaleźć.
Wstałem energicznie tuląc do siebie cześć garderoby, którą blondyn mnie okrył. Naprawdę pachniała nim. Nawet czułem ten głęboko zakorzeniony we mnie strach do niego jedynie przez ten kawałek materiału. Ręce drżały mi a ja nie potrafiłem tego opanować w żaden sposób.
Szedłem szybko, sam nie wiem do końca gdzie. Chciałem go znaleźć, zobaczyć, upewnić się, że wrócił, że jest. Musiałem go znaleźć.
Po co? Sam jeszcze do końca tego nie wiem, ale nie potrafiłem teraz myśleć o niczym innym. Obraz blondyna utkwił w mojej głowie, obsesyjnie moje myśli krążyły tylko wokół niego.
Po kilku chwilach stałem już pod wielkimi białymi drzwiami jego „komnaty”. Czułem jak moje serce bije szybko ze zwielokrotnioną mocą. Ledwo trzymałem się na nogach. Boże, czym ja się tak denerwuję? Zresztą, od kiedy niby ja pragnę widzieć tą parszywą gębę? Chyba zaraz się rozpłacze, wszystko przez ten cholerny sen.
Przez chwilę stałem przed tymi ogromnymi białymi drzwiami walcząc z samym sobą. Z cała pewnością, jeśli przez nie przejdę blondyn, jak zawsze będzie siedział na swoim tronie, rozmyślając i przeglądając, bóg wie do czego, jakieś papiery. Czy naprawdę tego chcę? A jeśli mnie wygoni? Dalej będę tutaj stał czekając aż litościwie zgodzi się na moje towarzyszko?
Czy naprawdę tak chcę to rozegrać? Żałośnie?
Ale przecież nie zaszkodzi zerknąć prawda?
-Nie ma go tutaj- Zaskoczony odwróciłem się gwałtownie. Nawet nie zgadniecie, kogo ujrzały moje piękne oczy. Akane stał tuż za mną ze swoją zwyczajową pustą miną. Sam nie wiem czy patrzył na mnie czy gdzieś w przestrzeń przede mną. Jego wzrok był tak pusty i bezduszny. Za to jego twarz można nazwać chyba jedynie maską, bez cienia uczuć. Choć chyba wcale nie powinno mnie to dziwić w końcu zwykle tak wygląda.
Obserwowałem go starając się zrozumieć, co miał na myśli przed chwilą. W końcu jego wzrok na chwilę nabrał blasku i przeniósł się smętnie na płaszcz, który trzymałem w rękach.
-Jest w północnej sypialni- Po tych słowach odwrócił się i odszedł bez słowa. Tak po prostu, bez żadnych wyjaśnień. Jest w sypialni? … ale kto? Izaku?
Spojrzałem jeszcze raz na blondynka powolnie kroczącego w sobie jedynie znane miejsce. Dziwny z niego gość. Wygląda, jakby wciąż śnił na jawie, a czasem mam nawet wrażenie, że jest opętany przez coś dziwnego. Zachowuje się naprawdę jak … wariat.
Westchnąłem jedynie z dezaprobata i ruszyłem w kierunku sypialni Izaku.
Blondyn powiedział, że tam będzie, ale skąd on to wie? Czemu inni zawsze wiedzą o nim wszystko, widzą gdzie jest, co robi? Czemu tylko ja jestem poza tym wszystkim no, czemu? Dlaczego nie mogę wiedzieć? Przecież to niesprawiedliwe.
Jestem tak samo blisko niego jak cała reszta. Więc czemu tylko ja nie mogę nic wiedzieć?
To nieuczciwe.
Skoro mam tutaj zostać przecież mogę, dowiedzieć się chociaż części prawda?
Chyba nie chcecie mi powiedzieć, że mam tutaj spędzić resztę swego marnego życia w ciągłej niewiedzy? Chyba że… może wcale nie mam przeżyć tutaj reszty swojego życia. Może mam być jedynie zabawką na chwilę? Izaku pobawi się ze mną a potem wyrzuci. Przecież, gdy tylko tu przybyłem tak właśnie pomyślałem. Więc skąd we mnie pojawiła się ta nadziej? Nadzieja na to, że może coś znaczę dla tego drania? Nadzieja na to, że może się mylę? Już nawet nie pamiętam. Nawet nie wiem, kiedy przestałem myśleć o nim, jak o nędznym draniu. O zabójcy znienawidzonym przeze mnie i odrażającym.
Już sam nie wiem, może to dlatego że spędziłem tutaj już tak wiele czasu?
Mój świat zamknął się w tym budynku, wokół tych przerażających, nieobliczalnych ludzi. Może dlatego, zmieniłem się też ja. Moja moralność, moje myślenie. Czy tak właśnie jest?
Czy jeśli będę z nimi dłużej też stanę się pusty nieczuły i okrutny?
Czy z czasem też przestanę czuć litość?
A może w końcu pociągnę za spust bez wahania i stanę się taki jak oni?
Czy tego właśnie chce? Nie, nigdy.
Więc jak, jak mam zatrzymać ich wpływ na moją duszę? No jak?
Mam się ciągle im przeciwstawiać, ciągle z nimi walczyć?
Nie, tak się nie da. Przecież w końcu i mnie wyczerpią się siły.
Może teraz tego nie widzę.
Może teraz mam ich dużo, tak dużo, że potrafię wytrzymać wszystkie te tortury i rygorystyczne zasady. Ale przecież kiedyś to się skończy. Pytanie tylko, kiedy?
Czy za 3 miesiące, za rok a może 10 lat?
Nie wiem…
Co mam zrobić żeby nie zatracić siebie?
Może… może zmienić ich? To czyste szaleństwo, bo czy można zmienić kogoś tak zimnego i bezdusznego, że pociąga za spust wiedząc, że zabije niewinnego człowieka? Ale przecież mogę się mylić. Co jeśli w nich wciąż tli się jakaś nadzieją? Może warto by ją wykorzystać?
Choć nie wiem czy na to też starczy mi sił. Prędzej się poddam. Nie sądzę bym ich zmienił. Jak? Kogoś zatwardziałego od lat?
To niemożliwe.
W końcu przystanąłem przed drzwiami do sypialni Izaku.
On też. Czy mogę go zmienić? Shin tak twierdził, ale czy mogę zmienić kogoś tak okrutnego i nieczułego?
Nie mogę. Za bardzo się boję. Przy nim nie jestem sobą, nie potrafię się kontrolować. Przeraża mnie. Jeśli odkryję, co planuję zrobić będzie wściekły. Znów będzie krzyczał, znowu mnie ukarze. Nie chcę, za bardzo się boję. Gdybym tylko wiedział jak go zmienić… jak do niego dotrzeć.
Powoli złapałem za klamkę i drżącą dłonią otworzyłem drzwi. W środku panował półmrok. Z wielkim wahaniem przestąpiłem pierwszy krok. Czułem jak moje serce bije szybciej. Izaku…
Rozejrzałem się po pomieszczeniu błędnym wzrokiem. Moje oczy w końcu zatrzymały się na blond pasmach błyszczących, jak srebro przy nikłym świetle. To ON.
Był tutaj, naprawdę tu był. Siedział przede mną, na fotelu w kącie, przyglądając mi się uważnie. Czułem jego wzrok każdą komórką swego ciała. Nikt nie potrafił przenikać mnie nim tak jak on.
Bezwiednie rozchyliłem usta by złapać powietrze, które uciekało szybko ze mnie wraz z coraz płytszym oddechem. Ręce mi drżały, więc zacisnąłem mocniej palce na płaszczu, który wciąż kurczowo trzymałem w rękach. Izaku, to naprawdę on. Więc jednak wrócił.
Shon idioto to oczywiste uspokój się…
Przełknąłem ślinę z wielką trudnością. Czekałem aż coś zrobi, bo ja sam nie byłem w stanie zareagować. Swoją drogą nawet nie wiem, po jaką cholerę się tutaj pakowałem. Chyba za późno już na takie pytania.
-Nie potrafisz pukać?- Ciarki przebiegły moje ciało, gdy znów usłyszałem jego głos. Spiorunował mnie spojrzeniem, ale mimo to nie mogłem przestać na niego patrzeć. Czułem się jak zahipnotyzowany. Zaczarowany jego obecnością.
Podparł głowę na dłoni i zmarszczył brwi gniewnie, gdy zbyt długo milczałem.
-Przepraszam- Szepnąłem tak cicho, że nawet nie jestem pewien czy to usłyszał. Nie byłem w stanie wydobyć z siebie głosu. Zapomniałem jak to jest, czuć na sobie jego wzrok.
-Przyszedłeś do mojej sypialni z własnej woli, trudno mi w to uwierzyć. Masz może do mnie jakąś sprawę?- Zagadnął mnie z tak dobrze wyczuwalną drwiną w głosie.
-Ja… ja chciałem tylko oddać to- Wysunąłem na ręce płaszcz, którym byłem okryty w bibliotece. Izaku spojrzał na niego, ale nie zareagował szczególnie na jego widok. Właściwie nie zareagował w ogóle, jakby nie wiedział, o co mi chodzi.
-Skąd pewność, że należy do mnie?- Zapytał w końcu mrużąc oczy i poprawiając się na krześle niemal niedostrzegalnie. Jego ton stał się dziwnie zimny, a może to tylko moje wyobrażenie…
Nie spodziewałem się tak wrogiej reakcji z jego strony. Czy to dlatego ciśnie mnie klatka?  Czy to strach?
-Tak sadzę, pachnie twoimi papierosami- Poczułem jak robi mi się gorąco. Czy ja siebie słyszę? Co za brednie wygaduję? Przecież pomyśli, że jestem nienormalny. Jaki człowiek wącha rzeczy innych? Tylko wariat, no pięknie.
Spuściłem wzrok zbyt zawstydzony, by na niego spojrzeć ponownie.
-Moimi papierosami?- Słyszałem rozbawienie w jego głosie – Więc przyszedłeś tu za moim zapachem?- Cofnąłem się gwałtownie. Blondyn z wielkim uśmiechem drwiny i satysfakcji dokładnie patrzył na mnie, wodząc językiem po lekko rozwartych wargach.
-Nie, nie wcale nie! Ja tylko myślałem, że powinienem ci to oddać- Zacząłem gorączkowo wyjaśniać. To nie prawda. Przecież nie przyszedłem tutaj za jego zapachem, ja tylko…tylko… chciałem go zobaczyć… po to żeby oddać mu płaszcz oczywiście.
-Doprawdy urocze- Uśmiechnął się rzucając mi niezwykle Szelmowski uśmiech.
Czy on się ze mnie nabijał?
-Swoją drogą czy masz mi tylko tyle do powiedzenia? Może stało się coś jeszcze, o czym powinienem wiedzieć?- Zapytał splatając dłonie na kolanach i odchylając się lekko na fotelu. Spojrzał mi prosto w oczy, jakby sprawdzał, o czym myślę.
Przez chwilę naprawdę się zastanowiłem, ale ostatecznie nie przyszło mi nic do głowy.
Coś, o czym Izaku powinien wiedzieć… nie mam pojęcia. Moment, chyba nie chodzi mu o….
Spojrzałem na blondyna niepewnie. Zauważył to od razu.
-Nie wiem, o czym mówisz- Skłamałem próbując być jak najbardziej przekonujący. Głos mi zadrżał. Po chwili zacząłem się śmiać nieco nerwowo.
-Doskonale wiesz, o czym mówię. A może mam przeczyta ci raport Shina, który dostałem wczoraj? Tak dla odświeżenia twojej pamięci?- Żachnął się kpiąco i dalej śledził moje ruchy z uwagą godną prawdziwego drapieżnika.
-Nie. Nie trzeba- Przyznałem skubiąc palce nerwowo. Cholera a już myślałem, że ujdzie mi to na sucho.
-A cóż to doskonałe olśnienie?- Zakpił śmiejąc się złowrogo.
-To nie tak…-
-Dość, już starczy. Nie potrzebuję słyszeć twoich głupiutkich kłamstw- Jego tęczówki znów stały się zimne, złowrogie. Czemu oczy mnie pieką? Czyżbym spodziewał się czegoś innego po tym draniu?
-Dobrze, więc nie powiem już nic. Zresztą, co miałem ci powiedzieć, że zniszczyłem niezwykle drogie rzeczy próbując dostać się do wentylacji?- W końcu zawrzało we mnie i wykrzyczałem mu wszystko dokładnie. Jednak do moich oczu napłynęły łzy. Momentalnie zacisnąłem powieki nie pozwalając im wypłynąć.
-Były warte około pół miliona dolarów. Shin był wściekły. Pozwól, że zacytuję- Z szerokim uśmiechem sięgnął na stolik nocny i zabrał z niego jakąś kartkę. Przez chwilę błądził wzrokiem po tekście
-P.S. Z powodu twojego… ekhem… zakazu musiałem oglądać tego małego… hmm pomińmy to,… więc mam nadzieję, że osobiście go ukarzesz za zniszczenia, których dokonał i wybierzesz coś odpowiedniego by usatysfakcjonować moją złość- Zakończył patrząc na mnie zupełnie rozbawiony. Chyba sam miał z nas niezły ubaw. Cóż pewnie też bym się śmiał, gdyby nie to, że to mi się dostanie. Ciekaw tylko jestem, jaki zakaz miał na myśli Shin?
-Nie rozumiem. Felix powiedział, że pod twoją nieobecność to Shin wszystkim kieruje. Więc czemu to on mnie nie ukarał? Czemu czekał na ciebie?- Zapytałem w końcu już całkowicie ogłupiały. To nie miało żadnego sensu.
-Dlatego, że mu tak kazałem- Bąknął jakoś niechętnie odkładając raport z powrotem na szafkę nocną. Spojrzałem na blondyna zaskoczony. Jak to tak mu kazał? Czy to dlatego Shin nie odzywał się ilekroć mnie widział? Ale czemu dał mu taki rozkaz?
Tylko mi nie mówcie, że karanie mnie sprawia mu taką przyjemność, że nie pozwoli nikomu innemu zabrać sobie tej satysfakcji. Choć to było by do niego bardzo podobne.
-Coś ci powiem, ja mogę zrozumieć wszystko, naprawdę wszystko. Chociaż pewnie ciężko ci w to uwierzyć. Ale naprawdę nienawidzę, gdy ktoś próbuje mnie okłamywać- Przez chwile nasze oczy mierzyły się w niemym pojedynku. W końcu blondyn uśmiechnął się złośliwie -Więc, wygląda na to, że w takim wypadku, będę musiał cię odpowiednio ukarać- Uśmiechnął się tajemniczo i wyciągnął dłoń w moją stronę.
Moje ciało na te słowa zaczęło lekko drżeć. Pamiętało jeszcze dobrze poprzednie kary.
Ruszyłem się lekko, i powoli zbliżyłem się do niego. Niepewnie podałem mu drżącą dłoń, byłem zupełnie zmieszany. Jego oczy dokładnie śledziły mój najmniejszy ruch. Widziały każde wahanie, drżenie, wszystko. Stojąc przy nim czułem się zupełnie nagi mentalnie.
Gdy nasze dłonie się zetknęły blondyn wstał gwałtownie i stanął tuż przede mną. Był tak blisko, że czułem dokładnie jego oddech na skórze. Nachylił się nade mną, gdy nasze usta dzieliły zaledwie centymetry pchnął mnie energicznie na łóżko. Opadłem na nie bezradnie zdany jedynie na łaskę blondyna. Zacisnąłem zęby widząc, jak nachyla się nade mną. Po chwili poczułem jak patrzy z góry na moja twarz uważnie i dokładnie studiując każdy skrawek mojej skóry. Zaczynałem się bać. Moje serce przerażone wizją kary zaczęło szaleńczą ucieczkę do nikąd.
Przez chwilę dokładnie patrzyliśmy sobie w oczy ja z lekiem on z dziwnym zafascynowaniem. W końcu jednak blondyn przysunął twarz do mojego ucha. Zaskoczony drgnąłem niespokojnie i zagryzłem wargę. Moje ciało trzęsło się jakby wiedziało, co je czeka.
-Zamknij oczy- Posłusznie wykonałem jego polecenie czekając na kolejny ruch – Boisz się?- Jego cichy szept przeszywał moje uszy niczym srebrny sztylet.
Zaprzeczyłem głową wbrew własnemu rozsądkowi. Sam nie wiem czemu, po prostu przyznanie się do strachu, jaki ogarniał mnie na jego widok było nie do przyjęcia. Nie mogłem powiedzieć mu, że się boję.
Usłyszałem nad sobą tylko cichy śmiech, dźwięczny i niezwykle zuchwały. Zaraz potem nasze usta zamknęły się w pocałunku.
Bardzo długim pocałunku, delikatnym i spokojnym. Zupełnie jakbyśmy chcieli zapamiętać się w tej chwili.
-Słaby z ciebie kłamca- Żachnął się cicho tuż nad moimi ustami, muskając je ponownie. Powoli otworzyłem oczy zatapiając się w jego rdzawych tęczówkach.
-Trudno kłamać mając przed sobą ciebie- Na chwilę miedzy nami zapanowała cisza. Jego źrenice coraz bardziej zagłębiały się w mój umysł. Widziałem jak dokładnie studiuje wszystkie moje emocje, które niekontrolowane wdzierały się na moja twarz.
-Skoro tak, dam ci jedną rade. Nie zasypiaj tak beztrosko w bibliotece, któregoś dnia ktoś może ulec tej pokusie- Na jego usta niepostrzeżenie wdarł się złośliwy uśmieszek. A więc to jednak on. Wiedziałem, że mam racje.
-Więc jednak płaszcz należał do ciebie- Stwierdziłem pewnie patrząc mu w oczy z wyzwaniem.
-Pewny jesteś?- W jego tęczówkach zatańczyły iskierki niebezpieczeństwa. Chciał mnie sprawdzić, sprowokować, bym stracił nad sobą panowanie. Nawet na to nie licz draniu.
Uniosłem się lekko na łokciach i przysunąłem twarz do jego skóry. Blondyn na moment skamieniał pozwalając mi zrobić, co zamierzałem.
Przejechałem nosem wzdłuż jego szyi wdychając jego woń. Nawet nie drgnął.  
Te mocne męskie perfumy i wyczuwalny smród papierosów. Jestem pewien, tylko on tak pachnie. Na pewno, nie mogę się mylić.
-Jestem pewny- Odparłem patrząc mu w oczy zuchwale. Dłuższą chwilę mierzyliśmy się spojrzeniem. Nie wiem, o czym myślał. Był spokojny, choć w jego oczach czaiły się czarne chmury. Po dłuższej chwili parsknął śmiechem i naparł na mnie swoim ciałem.
-Prowokujesz mnie? Możesz tego potem żałować- Syknął mi do ucha, po czym przygryzł jego płatek. Pisnąłem cicho zaskoczony jego nagłą bliskością. Złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Jego język zwinnie wśliznął się do moich ust. Sapnąłem czując jak moje ciało rozgrzewa się od jego dotyku. W odpowiedzi blondyn mruknął przeciągle niczym zadowolony kocur.
Nim się zorientowałem jego dłonie już gładziły skórę na moim nagim torsie. Zagryzłem wargę by kolejne westchnienia nie wydostały się z moich ust.
Zacząłem delikatnie drżeć, gdy wodził powoli opuszkami po moich bokach. Reagowałem na jego dotyk tak intensywnie. Czułem jak podniecenie w moim ciele rośnie z każda chwilą. Zniżył nieco twarz a pasma jego włosów połaskotały mnie delikatnie po brzuchu. Zacząłem wić się pod nim z rozkoszy. Doprowadzał mnie do istnego szaleństwa.
Gdy poczułem jak pozbywa się moich spodni wraz z bielizną jęknąłem zawstydzony. Znów przygniótł mnie swoim ciałem. Nasze torsy stykały się. Nagie, bezwstydne, takie gorące, drżące podnieceniem.
-Izaku przestań- Szepnąłem z ledwością pomiędzy falą kolejnych czułości.
-Chyba żartujesz- Ścisnął moją męskość a ja wczepiłem się w niego palcami – Nie chciałeś może powiedzieć „proszę więcej”?- Zakpił oblizując się lubieżnie. Westchnąłem przeciągle, gdy jego zgrabne palce zaczęły sunąć po mojej dumie.
-Nie… dość- Jęknąłem rozpaczliwie wijąc się pod nim z rozkoszy. Jeszcze chwila a zwariuję.
Poczułem w końcu jak unosi moje biodra i wchodzi we mnie powoli, ale stanowczo. Sapnąłem przeciągle a z moich oczu wyrwały się dwie krople bólu.
Zagryzłem wargi niemal do krwi, gdy zaczął się we mnie ruszać. Iskierki bólu po chwili całkowicie ustąpiły nieziemskiej rozkoszy, jaką odczuwałem.
Poczułem pot spływający mi powoli po skroniach. Spojrzałem zamglonym wzrokiem na blondyna. Długie pasma włosów niczym kurtyna osłoniły cała jego twarz.
Moja dłoń mimowolnie sięgnęła w jego kierunku. Dotknąłem złocistych włosów, ale chwilę później odrzuciłem głowę gwałtownie czując jak spełnienie mego ciała się zbliża. Szczytowałem pierwszy, było mi tak nieziemsko, chwile później we mnie doszedł blondyn.
Opadłem na poduszki sapiąc głośno. Seks z nim można chyba porównać jedynie z wrzuceniem się w sam środek namiętności. Niesamowite uczucie.
Izaku wyłożył się obok mnie, próbując złapać oddech. Słyszałem szybkie bicie jego serca, nierówny oddech łapany z trudem.
Mimo wszystko już po chwili się podniósł. Usłyszałem jak łóżko zaskrzypiało złowrogo. Obróciłem się na brzuch i mocno wtuliłem w poduszkę. Było mi jakoś wstyd, nawet mimo to, że przed chwilą uprawialiśmy seks, nie potrafiłem na niego spojrzeć. Wciąż było mi nieswojo, a kochanie się z nim przyprawiało mnie o gęsią skórkę. Z czasem jednak zauważyłem, że coraz mniej ją odczuwam i chyba właśnie to martwi mnie najbardziej. To nie powinno się dziać. Nie powinienem się przyzwyczajać do jego bliskości, do tego, że nasze ciała tańczą złączone namiętny taniec.
Usłyszałem za sobą cykanie zapalniczki a chwile potem po pokoju rozszedł się odgłos wydychanego szybko powietrza wraz z ohydnym dymem nikotynowym. Słyszałem jego kroki, jak szwęda się po pokoju bezczynnie.
W końcu usłyszałem, jak znów zbliża się do mnie. Zacisnąłem powieki czekając na jego gorzkie słowa, na upokorzenie. Bo czy nie tak właśnie zawsze mnie traktował? Tuż po seksie zostawiał mnie jak psa.
Poczułem jak jego dłonie delikatnie muskają moje nogi. Spiąłem się momentalnie czekając na to, co zrobi. Czyżby nie miał dość?
Tymczasem wbrew moim obawom pociągnął kołdrę i okrył mnie nią szczelnie. Dziwne ciepło wraz ze zdziwieniem rozlało się po moim ciele. Spojrzałem na niego kompletnie zaskoczony. Za to on, jak zwykle był opanowany i spokojny. Nie pokazywał żadnych emocji.
-Wtedy w bibliotece to byłeś ty prawda? Czemu wtedy nic nie zrobiłeś?- Wciąż tego nie rozumiałem. To musiał być on, ale czemu nie skorzystał z okazji? Przecież zwykle wykorzystuje każdą, gdy tylko się nadarzy.
-Gdybym chciał ci coś zrobić, zrobiłbym to wczoraj- Odparł spokojnie strzepując popiół do popielniczki.
-Co, jak to?- Spojrzałem na niego kompletnie ogłupiały. Jak to wczoraj? Nic nie rozumiem. Przecież wrócił dzisiaj… prawda?
-Wróciłem wczoraj- Stwierdził spokojnie wypalając dalej papierosa. Spojrzał na mnie przelotnie, po czym utkwił swój wzrok gdzieś w przestrzeni pozwalając sobie na chwilę zamyślenia.
Zaskoczenie, jakie poczułem nie może być chyba porównane z niczym innym. Poczułem się jak ofiara jakiegoś dziwnego spisku, a może jeszcze gorzej.
-Śpij już. Wczoraj chyba nie za bardzo się wyspałeś, mam rację?- Spojrzałem na niego z jawnym przerażeniem. Nie mówcie mi tylko, że te kroki. Więc … już wtedy wrócił?
To on był pod moim pokojem?
Czemu?
Blondyn posłał mi karcące spojrzenie i ponaglająco wskazał na łóżko. Czy on sadzi, że naprawdę będę w stanie zasnąć po usłyszeniu czegoś takiego? Po tym, czego się dowiedziałem?...
Nie wierzę.
To naprawdę był on.
Tylko mi nie mówcie, że tęsknił i dlatego tam przylazł. To niemożliwe. Zupełnie niepodobne do niego. Zresztą, czemu miałby… za mną?
Chociaż… czy to właśnie dlatego traktuje mnie lepiej niż przedtem?
Czemu mi nie powie?
Chciałbym wiedzieć, co o mnie myśli, tak naprawdę.
Bo ja chyba zaczynam wariować, w dodatku na jego punkcie. Kto by się spodziewał.
Z pewnością nie ja.

CDN…