piątek, 5 września 2014

Należysz do mnie

Nie do końca jeszcze dopracowany i dosłownie na świeżo poprawiony, ale mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za to :)  
---------------------------------------------------------------------------------------------
Nim się obejrzałem wszystko nabrało szaleńczego tempa. Cała droga z sali bankietowej pokonana w zawrotnym tempie, auto podjeżdżające na parking ze straszliwym piskiem opon i do tego wszystkiego Izaku roztaczający aurę ciemności wokół siebie. Nie odzywał się. Przez całą drogę patrzył jedynie pusto przed siebie nie odwracając wzroku nawet na minutę. Był jakby zahipnotyzowany, zamknięty w swojej własnej wewnętrznej wściekłości. Mimo to wiedziałem, że chęć mordu wzrasta w nim nieubłaganie. Po cichu niczym nocny zabójca i tylko czeka na jakikolwiek punkt zapalny by wybuchnąć. Wiedziałem, co zrobiłem i wiedziałem, co mnie za to czeka. Zniszczyłem jego reputację, skalałem i zdeptałem jego opinię. To było coś niewybaczalnego. Coś, czego nie mógł tak po prostu odpuścić. Za to groziła największa i najokrutniejsza kara. Zanim zdążyłem się obejrzeć znów byliśmy w siedzibie organizacji.
Gdy tylko samochód stanął a drzwi z mojej strony się otworzyły zostałem dosłownie wyciągnięty z fotela. Kyon nie patrząc nawet raz w moją stronę stał trzymając mnie kurczowo za ramię. Izaku wyszedł drugimi drzwiami i niemal bez słowa przemierzył drogę z podjazdu do jakiegoś wejścia. Wszyscy, również ja, czekaliśmy w napięciu na jakieś słowa czy reakcję.  W końcu zatrzymał się i spojrzał uważnie ja Felixa.
-Wiesz co masz zrobić?- Zapytał ostrym jak brzytwa głosem pełnym ciemności i gniewu.
-Tak- Odparł tylko brunet posłusznie. Gdy tylko Izaku zniknął za drzwiami, nie zastanawiając się zbytnio podszedł do mnie i „przejął” mnie od czerwonowłosego. Szarpnął mocno za moją koszulę i pociągnął mnie w stronę drzwi. Nie minęła chwila a już bez słowa przemierzaliśmy długie korytarze. Żaden z nas nie chciał przełamać bariery milczenia. Nikt nie miał zamiaru się odezwać.  Wszystko działo się tak szybko, niemal w zawrotnym tempie. Dopiero, gdy byliśmy już pod drzwiami do sypialni Izaku, brunet nieco zwolnił. W końcu otwarł przede mną drzwi i pchnął mnie nieznacznie w kierunku pokoju. Rozejrzałem się nieco płochliwie, ale pokój był pusty. Wokół nie było nikogo i nie było słychać żadnych dźwięków. Nie było go, byłem sam. Odwróciłem się i wtedy napotkałem czarne jak węgiel oczy Felixa pod oskarżycielsko zmarszczonymi brwiami.
-Dlaczego mnie nigdy nie słuchasz? Mówiłem ci, że masz się zachowywać!!- Warknął wściekle w moją stronę –Czy ty wiesz, co narobiłeś?- Spojrzał na mnie z tym gorzkim grymasem na twarzy- Wszystkim nam przyniosłeś wstyd, a sobie tylko kłopoty. Wiesz co Izaku…- Nagle ucichł spoglądając gdzieś w głębię korytarza. Wycofa ł się nieco z pokoju spuszczając wzrok. A wtedy pojawił się On. Zimny i nieczuły, jak burza śnieżna, która zamraża wszystko na swojej drodze.  Jasne pasma blond włosów zawirowały pod wpływem szybkiego marszu. Jego lodowate oczy spojrzały tylko na chwilę w moją stronę a potem znów gdzieś uciekły.
-Felix dopilnuj by nikt mi nie przeszkadzał- Jego głos niczym lodowy sopel przeciął powietrze. Był zwyczajnie nieludzki i bezlitosny, jakby pozbawiony wszelkich emocji i myśli.
-Dobrze- Odpowiedział cicho brunet zamykając powoli drzwi. Ostatecznie nim brunet zniknął na dobre spojrzał jeszcze raz w moją stronę, posyłając mi nieco dziwne spojrzenie. Jakby współczucie pomieszane z oskarżeniem. Wiedziałem dokładnie, co miał na myśli. Ostrzegał mnie tyle razy, tak wiele słów poszło na marne przez ten jeden głupi wybryk. Jak zwykle wpakowałem się w kłopoty. Jednak tym razem nie skończy się na kilku siniakach i urażonej dumie. O nie, tym razem miałem POWAŻNE kłopoty. 
Stałem w ciszy topiąc wzrok w beżowym dywanie. Nie potrafiłem się zmusić by podnieść oczy i spojrzeć blondynowi prosto w twarz. Nie tylko ze względu na to, co stało się dzisiaj, ale ze względu na te kilka dziwnych dni. Na te ciszę, którą sam stworzył. Po prostu nie wiedziałem, co mam powiedzieć.  Kilka razy zwilżyłem usta językiem jakbym chciał zmusić je by same wypowiedziały cokolwiek, ale cisza wciąż trwała. Izaku stał wciąż w jednym miejscu jak posąg zbudowany z czystego gniewu.
Gdy tylko jego ciało lekko drgnęło moje serce zadrżało z przerażenia. Wysunął stopę w moją stronę i spojrzał prosto na mnie. Moje oczy bezwiednie utonęły w błękitnych oceanach nienawiści. Jak w hipnozie stałem tam nieruchomo patrząc jak powoli zbliżą się do mnie. Nawet mój oddech zastygł gdzieś w piersi nie pozwalając mi spokojnie odetchnąć.  Blondyn powoli wyciągnął dłoń w moim kierunku. Przerażenie nagle objęło całe moje ciało. Nie byłem w stanie się poruszyć. Mogłem tylko patrzeć na nieludzką twarz Izaku, która nie pokazywała nawet cienia jakiejkolwiek emocji. Jakby zamknął je gdzieś głęboko w czeluściach swojej duszy.  Gdy jego palce wreszcie mnie dotknęły pchnął mnie mocno do tyłu. Nawet nie zareagowałem, po prostu padłem jak kłoda na łóżko, które najwyraźniej stało tuż za mną. Miejsce, które przed chwilą dotknął paliło żywym ogniem, jakby było przeklęte. Byłem zbyt sparaliżowany strachem by zauważyć, szybkie ruchy blondyna. Dopiero, gdy poczułem zimną stal noża przy gardle zauważyłem, że zawisł tuż nade mną.  Ta sytuacja mi coś przypomniała. Ten moment jakby dejavu. I te słowa „nie potrafię cię zabić” wciąż dźwięczące w mojej głowie. Jednak nie łudziłem się. Wiedziałem, że tym razem jest inaczej. Jego porcelanowa twarz nieskażona chociażby jedną zmarszczką zdradziła mi, że tym razem to mój koniec. Patrzyłem w te puste oczy nie mając nadziei na ratunek.
-Myślisz, że nie mam na tyle odwagi by Cię zabić?- Otworzyłem usta by coś powiedzieć, ale nie wiedziałem co. Moja głowa była zwyczajnie pusta – Mam ochotę przebić twoje gardło i patrzeć jak powoli dusisz się błagając o szybszą śmierć- Poczułem dreszcz na plecach słysząc te słowa. Moje oczy zrobiły się nagle wilgotne a łzy same pociekły po moich policzkach. Cóż nie miałem zamiaru błagać o życie. Chciałem mu pozwolić mnie zabić, tak zwyczajnie. Nagle poczułem się taki zmęczony życiem. Skonanie przy nim było chyba teraz tym, czego najbardziej chciałem.
-Więc zrób to- Zdołałem wydusić te słowa przez łzy odchylając głowę do tyłu. Zamknąłem oczy i zacisnąłem zęby czekając na to, co zrobi. Byłem przygotowany na śmierć. Chciałem wiedzieć czy tym razem się odważy, czy mu na mnie choć odrobinę zależy. Poczułem ból na szyi, ale nie było to mocne pchnięcie. Zaledwie muśnięcie nożem, które przecięło lekko delikatną skórę. Nie poruszyłem się, syknąłem tylko cicho, gdy poczułem pieczenie. W bezruchu czekałem, aż wreszcie spełni swoje groźby.  Gwałtowne szarpnięcie ocuciło mnie lekko. Zostałem przerzucony brutalnie na brzuch zupełnie bez wysiłku, jakbym był zaledwie piórkiem. Poczułem jak silne kolano wbija się w moje plecy a smukłe palce zaciskają się na moich kosmykach. A później jeszcze bolesne szarpnięcie.
-Ty głupi bachorze niszczysz wszystko, na co tak ciężko pracowałem- Warknął wprost do mojego ucha. Chwile potem poczułem ostre cięcie na ramieniu. Znów syknąłem czując piekący ból. –Myślisz, że wiesz, co to ból i strach? Nie masz pojęcia.- Kolejne cięcie wzdłuż moich pleców. Płytkie, ale wystarczające bym po raz kolejny syknął z bólu.
-Pokaże ci to znaczy cierpieć. Do tej pory byłem dla ciebie za dobry, zbyt miły. Widać tobie potrzeba twardej ręki – Kolejne płytkie cięcie i kolejny syk bólu wydobył się z mojego gardła. Poczułem nieco silniejsze szarpnięcie za włosy a potem dźwięk ostrza przesuwającego się szybko w powietrzu. Nim się obejrzałem Blondyn rozrzucił na prześcieradło garść moich włosów.  Zamarłem. 
-Co ty na to moja księżniczko, żebyśmy Cię trochę upiększyli?- Potem poczułem kolejne szarpnięcia i kolejne coraz większe garści włosów lądowały na pościeli. Zapłakałem gorzko. Nie było mi żal włosów, ale po prostu zdałem sobie sprawę jak bardzo bezwartościowy jestem dla niego. Jak bardzo chciałby mnie się pozbyć. Byłem jedynie zawadą –Płaczesz? To dopiero początek –Zasyczał mi do ucha tym jadowitym głosem.
-Nie wiem dlaczego zrobiłeś dzisiaj coś tak głupiego, ale zapewniam cię, że gorzko tego pożałujesz –Złapał za tył mojej koszuli i jednym szybkim ruchem rozerwał ją na moich plecach. Potem poczułem kolejny cios nożem. Tym razem nieco głębszy. Zagryzłem zęby by nie krzyknąć –Zdaje się, że zdenerwowało cię to, że mój klient nazwał cię zabaweczką- Mimo dużego bólu szybko odwróciłem głowę by spojrzeć prosto w zimne oczy blondyna.
- Słyszałeś?- Zapytałem z dziecinną głupota i naiwnością w głosie. Wiedział, on o wszystkim wiedział!! Zapewne przysłuchiwał się naszej rozmowie, gdy nie patrzyłem. Dlaczego? Dlaczego nic wtedy nie zrobił? Czy on… czy on mnie testował?
-Oczywiście, że słyszałem. Myślisz, że cokolwiek mogłoby umknął mojej uwadze- Jego twarz nawet nie zmieniła wyrazu gdy to mówił. Jakby to było zupełnie bez znaczenia. Gdy dostrzegł zmieszanie w moich oczach, na jego ustach wymalował się ten paskudny perfidny uśmiech. On po prostu się mną bawił. Przez cały ten czas… zrobił to wszystko celowo!
-Ty draniu- Zawarczałem przez zaciśnięte zęby a łzy goryczy polały się gęsto po moich policzkach. Dlaczego? Do tej pory miałem nadzieję gdzieś tam w głębi siebie, w głębi mojego serca, że może jakoś w jakiś wyjątkowo dziwny i pokrętny sposób zależy mu na mnie. A on tak po prostu dał mnie obrażać i poniżać przez jakiegoś byle dupka.  Izaku wyraźnie jeszcze bardziej rozwścieczony moimi słowami złapał mnie za szczękę i przysunął swoją twarz blisko mojej.
-Ty gówniarzu myślisz, że coś dla mnie znaczysz? Każde słowo tamtego mężczyzny było prawdziwe, zrozum to wreszcie- Jego gorzkie słowa doprowadzały mnie do szaleństwa.  Byłem zrozpaczony, a blondyn kipiał wściekłością. – Na dowód tego udowodnię ci, że jesteś tylko zwykłą dziwką- Odrzucił mnie gwałtownie na łóżko. Poczułem jak jego zimne palce zdzierają ze mnie spodnie. Nie opierałem się. To nie miało sensu, nie miałem siły. Czułem się jakby ktoś odebrał mi wszystko, dosłownie wszystko godność ciało a teraz i serce. Tak jakby je zabrał i rozszarpał na moich oczach. Właśnie tak się teraz czułem. 
Nagły rozrywający ból i szybkie pchnięcie sprawiło, że syknąłem i wygiąłem się. Zacząłem się bronić, jednak blondyn silnym uściskiem zablokował mi ręce i przyszpilił je do prześcieradła obracając mnie na bok. Znów poczułem pchnięcia. Krzyknąłem, ale nikt nie usłyszał. Nikt nie chciał słyszeć. Kolejne pchnięcia i coraz bardziej narastający ból. Potem przygniótł moją twarz do poduszki. Z ledwością oddychałem łapiąc ciężko każdy oddech. Potężny dreszcz wstrząsną moim ciałem. Nie wiem czy byłem przerażony czy to po prostu jakaś chora nienormalna przyjemność, którą odczuwało moje ciało. Moje serce i dusza były jednak zdruzgotane. Ryczałem w poduszkę niczym małe dziecko. Ten drań… ten …och boże, jak mogłem myśleć, że… może. Zwyczajnie nie potrafiłem się otrząsnąć z tego, co usłyszałem. Myślałem, w głębi serca …, że może… a on tak po prostu odrzucił mnie od siebie.  Nie potrafiłem powstrzymać łez. Nie płakałem z bólu, do niego zdążyłem się już przyzwyczaić. Tutaj ciągle obrywałem, ale po prostu … ja go kochałem i nie potrafiłem przestać. Mimo tego, co mi zrobił nie potrafiłem. Płakałem, bo mnie krzywdził, bo te uczucia mnie zabijały i obezwładniały od środka.  Płakałem z nieodwzajemnionej miłości, tak głupiej i bezsensownej.
Znów mnie szarpnął. Przywiązał moje ręce do zagłówka łóżka. I zaczął mocno we mnie wchodzić. Nagle znienacka rzucił mnie na plecy. Jęknąłem przeciągle z bólu. Moje ciało miało już dość. Rany zaczęły piec żywym ogniem, gdy dostały się do nich krople potu. Czułem jak moje ciało zaczyna puchnąć i odmawiać mi posłuszeństwa, jak powoli zaczynałem odpływać. Nagle Izaku spojrzał na mnie zupełnie poważnie.
-Wiem, co z tobą zrobię. Oddam cię panu Fukudzie, jako zadośćuczynienie za to jak go dzisiaj ośmieszyłeś- Na dźwięk tych słów moje serce zatrzymało się a przerażenie stanęło mi w gardle
–Posiada kilka burdeli myślę, że mu się spodobałeś będzie miał z ciebie pociechę, przynajmniej na jakiś czas- Spojrzał na mnie tym lodowym wzrokiem bez uczuć. Nie, nie wierzę. Czy on mówił poważnie? Nie mogłem w to uwierzyć. To nie mogło być prawdą. To niemożliwe. Nie chcę… ja…
-Nie… proszę- Wyszeptałem zrozpaczony, patrząc mu w oczy błagalnie, ale on był nieugięty.
-Ty prosisz? Nie masz do niczego prawa rozumiesz? Jeśli będę chciał zrobię z tobą, co zechcę, nawet oddam cię innemu mężczyźnie- Złapał mnie za szyję i przyciągnął ku sobie –Zrozum wreszcie jesteś dla mnie jak rzecz i należysz do mnie- Syknął w moje biedne uszy i pchnął mnie z całej siły tak, że ześlizgnąłem się z łóżka trącając przy okazji szafkę nocną i zrzucając szklaną lampkę leżącą na niej.  Szkło rozsypało się po podłodze, a ja spadłem tuż za nim.  Próbując zamortyzować upadek pokaleczyłem całe dłonie. Odskoczyłem czując jak te małe drobiny rozrywają moją skórę. Blondyn spojrzał na mnie wzrokiem pełnym wstrętu i obrzydzenia. –Jutro rano każę cię do niego odesłać – Prychnął pogardliwie i zostawił mnie tak leżącego na podłodze w szkle. Wszedł do łazienki, która była tuż obok trzaskając za sobą drzwiami.
Podniosłem się lekko kalecząc coraz mocniej ręce. Usiadłem bezradnie opierając obolałe plecy o brzeg łóżka. Spojrzałem na dłonie, w których tkwiły małe odłamki szkła. Trzęsącymi się palcami zacząłem je powoli wyciągać sycząc przy tym z bólu. Mój oddech nie chciał się uspokoić a do oczu wciąż napływały coraz to nowe łzy, który kaskadami spadały na moje ciało. Nie mogę w to uwierzyć. Jak on mógł być tak bezduszny? Dlaczego? Dlaczego chciał mi coś takiego zrobić? Chciał mnie oddać, oddać innemu. Zaszlochałem rozpaczliwie i gorzko nad własnym losem. Gdy bezskutecznie próbowałem wyjąć kolejny odłamek z dłoni zawrzało we mnie. Z wściekłości kopnąłem w większe odłamki lampy, które natychmiast przecięły mi skórę nad kostką. Znów syknąłem i spojrzałem jak krew powoli wypływa z rany. Złapałem za większy kawałek szkła umazany moją krwią i przyglądałem mu się przez chwilę beznamiętnie.  Wielka dziura, która pozostała w miejscu, w którym jeszcze niedawno było serce, bolała i paliła. Nie mogłem się z tym pogodzić. Chciał mnie oddać. Jutro miałem trafić do tego obleśnego typa. Na samo wspomnienie jego rubasznego uśmiechu i tych okropnych świńskich oczu, którymi tak dokładnie mnie lustrował było mi niedobrze. Wolałbym umrzeć niż trafić w jego ręce. Wolałbym zginąć. Wolałbym, wszystko byle nie to… Nie pozwolę na to, nie chcę…
Zagryzłem wargę zatrzymując krzyk rozpaczy w sobie. Spojrzałem w stronę drzwi łazienkowych. Nie otwierały się a za ścianą było słychać stłumiony szum wody. Ciężki oddech wydostał się z moich ust. Westchnąłem a wargi zadrżały mi z bezradności. Co miałem zrobić? Zacisnąłem mocniej w palcach duży kawałek szkła, aż w końcu pociekły po nich strużki krwi.
Wiedziałem, co muszę zrobić. Ten łajdak mnie nie dostanie, o nie. Nigdy nie pozwolę na to. Skoro Izaku mnie nie chce to żaden inny zboczeniec nie będzie mnie dotykał. Wyciągnąłem przed siebie przedramię i zacisnąłem zęby z całych sił. Przez chwilę zawahałem się, ale nie było już dla mnie innej drogi. Przyłożyłem szkło do nadgarstka i jednym mocnym ruchem rozciąłem skórę na nim. Moje serce rozdzierała potworna boleść, która zagłuszyła fizyczny ból.  Rana była zbyt płytka, więc krew leciała powoli. Zrobiłem to jeszcze raz. Znów przysunąłem szkło do rany i tym razem mocniej docisnąłem je do ciała. Z mojego gardła wydarł się stłumiony wrzask. Dłoń zaczęła mi drżeć, ale mimo to przełożyłem szklane ostrze do drugiej ręki i wystawiłem drugi nadgarstek. Spojrzałem na niego uważnie. Dwie wielkie krople łez spadły na moją bladą skórę. Wściekle zacisnąłem szkło i nie wahając się przeciąłem skórę na drugiej ręce. Tym razem mocniej, tak, że jasna krew od razu zaczęła wypływać strużkami. Odrzuciłem szkło od siebie, a to z brzdękiem odbiło się od ściany zostawiając na niej krwawe kropelki.
Przymknąłem powieki czekając aż śmierć weźmie mnie w swoje objęcia. Nie musiałem na to długo czekać. Odrzuciłem głowę do tyłu czując jak dziwne zmęczenie przejmuje nade mną kontrolę. Zapewne rany, które zadał mi Izaku przyspieszą jeszcze moje odejście. Całe szczęście. Leżałem tak dłuższą chwilę mając przed sobą obraz tych błękitnych rozwścieczonych oczu. Obraz, który przywoływała nieubłaganie moja wyobraźnia. Usłyszałem w oddali dziwne dźwięki. Otworzyłem oczy gwałtownie, ale było zbyt jasno. Światło raziło mnie w oczy a pokój wirował. Wszystko było takie rozmazane i niewyraźne. Jednak mi to nie przeszkadzało. Byłem szczęśliwy… szczęśliwy, że uda mi się uciec, ale… jednocześnie już za nim tęskniłem.  Byłem głupi prawda? Nawet teraz tak bardzo go kochałem, tak bardzo za nim tęskniłem. Nie chciałem go zostawiać, ale on przecież mnie nie chciał. Moje serce zwyczajnie nie mogłoby wytrzymać już dłużej takiego bólu, tej katorgi.  Po prostu postanowiłem się poddać. Nie potrafiłem znieść już więcej bólu. Poczułem nagle silne szarpnięcie. Potem jakbym uniósł się w powietrzu. Czy ja idę do nieba? Czy tak wygląda droga po śmierci? Słyszałem cichy głos… głos Izaku, ale byłem już zbyt słaby. Nie miałem siły by otworzyć oczy, które same już się zamknęły. Może to zwyczajnie moja wyobraźnia ostatkiem tchu wraca do niego? Tak bardzo będę za nim tęsknił.
Mimo wszystko… jestem największym głupcem na świecie.

CDN…

wtorek, 4 lutego 2014

Bankiet

Czasami zastanawiam się, jaki smak ma miłość? Czy jest słodka czy może gorzka? Wydaje mi się, że moja ma smak nieszczęścia, nienawiści i strachu. Dziwne. Za każdym razem gdy o nim myślę wiem, że go nienawidzę, że boję się go, ale … czuję, że coraz bardziej go kocham. Jestem szaleńcem? Czemu przyszło mi kochać człowieka, którego nienawidzę równie mocno, co pragnę? Szkoda tylko, że on traktuje mnie jak jedną wielką przeszkodę. Może już czas by się z tym pogodzić? W końcu jestem tylko dodatkiem do życia wielkiego wspaniałego Izaku. Samotna łza spłynęła mi po policzku. Siedziałem na łóżku w swoim pokoju. Było jeszcze wcześnie, ale już dawno nie spałem. Od wczoraj nie potrafiłem zmrużyć oka. Co godzinę budziłem się jak w cholernym transie sprawdzając tylko systematycznie czas. Może miałem nadzieję, że godziny jakimś cudem same przelecą. Szkoda tylko, że tak się nie stało.
W końcu ktoś zapukał do drzwi mojego pokoju przerywając moją upojną ciszę. Spojrzałem na nie, ale nie znalazłem w sobie nawet tyle siły, by podnieść się z miejsca. Czułem się jak kukiełka, której ktoś poodcinał sznureczki. Niestety mój gość chyba nie miał zamiaru czekać  i sam wszedł do mojej samotni. Blada twarz blondynka wyłoniła się zza drzwi a jego szaro-niebieskie oczy spojrzały na mnie spokojnie. Akane.
Nieludzko spokojny podszedł powoli do mnie. Spojrzałem na to co trzymał w rekach. Koszula, eleganckie spodnie i krawat.
Racja przecież dzisiaj znowu miałem być kukiełką. Tyle, że tym razem miałem ładnie wyglądać. Blondyn bez słowa podał mi ubrania i wskazał palcem na drzwi od łazienki. Nie musiał nic mówić. Po prostu wstałem zabrałem ubrania i zmusiłem się by pójść do tej cholernej łazienki. Właściwie cieszę się, że to właśnie Akane ma być moim nadzorcą dzisiejszego dnia. Można powiedzieć, że jego obecność nie była ani trochę uciążliwa dla mnie. Cóż może nie odzywał się i właściwie czasem ruszał się jak robot, co było jak najbardziej dziwne, ale nie pytał a właśnie to teraz było dla mnie najważniejsze. Jego oczy nie osądzały, nie raziły mnie gniewem czy nienawiścią i nie były ciekawskie. Były po prostu bez wyrazu. Tak jak cały on. Myślę, że doskonale wiecie o co mi chodzi. Są pewne chwile, gdy wszystkie myśli i słowa trzeba pozostawić tylko dla siebie, bo inaczej się zwariuje.
Gdy wszedłem do łazienki nie miałem ochoty niczego robić. Chciałem rzucić ubrania w kąt i zamknąć się tutaj na wieczność. Szkoda tylko, że to nie było możliwe. W ten sposób zwróciłbym jedynie jego wściekłość na siebie. A tego miałem już dość.  Znoszenia jego ciągłego gniewu i wybuchów. Nie chciałem już więcej być tarczą, do której można bezkarnie strzelać.
Wyciągnąłem ręcznik z szafki i zrzuciłem z siebie ubranie. Wszedłem pod prysznic i odkręciłem kurki. Stałem tak dłuższą chwilę pozwalając by nieco chłodna woda spływała strugami po moich włosach i ciele. Brakowało mi siły i motywacji by wziąć się w garść i zacząć działać. Nie miałem po co i dla kogo się starać. Nie potrafiłem nawet się zmusić do sięgnięcia po mydło.  Zwyczajnie stałem tam tak długo, dopóki nie zrobiło mi się zimno. Podniosłem ręcznik z podłogi i owinąłem się nim szczelnie. Dłonie drżały mi z zimna i wszystko co tylko wziąłem wyślizgiwało mi się spomiędzy palców. Nie wiem dlaczego, ale zupełnie wyprowadziło mnie to z równowagi. Trzasnąłem pięścią wściekle w szafkę, która zakołysała się i skrzypnęła niezadowolona. Łzy ponownie zebrały mi się w oczach i zacisnąłem zęby by nie zacząć wrzeszczeć. Byłem tak rozdarty jak nigdy. Wściekły a zarazem załamany sytuacją, w której się znalazłem. Zerwałem z siebie ręcznik i cisnąłem nim o podłogę, jednak wcale dzięki temu mi nie ulżyło.
Odruchowo spojrzałem na rzeczy, które dał mi Akane. Tak, najpierw chciałem je zniszczyć, ale co by to dało? Nic, zupełnie nic.
Ubrałem czarne, garniturowe spodnie i czerwoną, naprawdę ekskluzywną koszulę. Miała czarne guziki, które lśniły jak diamenty i zdobienia ze złotej nici przy rękawach i kołnierzyku. Spojrzałem w lustro, które wisiało nad umywalką. Wyglądałem jak młody panicz, lub raczej… ekskluzywna dziwka. Wyglądałem teraz jak oni, jak jeden z nich. To ubranie miało tylko potwierdzić, że należę do Izaku. Rzygać mi się chcę jak o tym pomyślę. Złapałem za butelkę szamponu i z całej siły rzuciłem nią w lustro. Butelka odbiła się od szkła pozostawiając w nim płytkie pęknięcie, które rozprzestrzeniło się jak pajęczyna. Nie minęła chwila a lustro nie wytrzymało i milion maleńkich kryształków posypało się na ziemię z głośnym trzaskiem. Złapałem za czarny krawat również przeplatany złotą nicią i wyszedłem z łazienki uważając na walające się wszędzie kawałki szkła.
Blondyn siedzący na moim łóżku spojrzał w moja stronę beznamiętnie. Przewiesiłem sobie przez szyję niezawiązany krawat i spojrzałem na niego wyczekująco. To była jedyna rzecz, której chyba nigdy się nie nauczę, wiązanie krawatów. Blondyn bez słowa wstał z łóżka i podszedł do mnie. Nie musiałem mu nawet mówić, czego chcę. Złapał za końce krawatu i z wprawą zawodowca zawiązał mi go na szyi nawet raz nie patrząc mi w oczy. Chyba za to właśnie go lubiłem. Nie interesował się niczym, co nie jest z nim związane i nie ględził zbędnych pierdów. Wręcz idealny towarzysz w moim obecnym stanie.
Gdy skończył odsunął się ode mnie wyjął mały grzebień z kieszeni i zaczął przeczesywać moje włosy i układać je palcami. Pewnie normalnie poczułbym się skrepowany, ale teraz jakoś mi to nie przeszkadzało. Jego palce były długie i nieco chłodne i chyba dzięki temu nieco mnie uspokoiły. Nasze oczy na chwilę się spotkały, ale nie było w tym nic wyjątkowego. Odwrócił się i zaczął iść w stronę wyjścia.
-Chodź za mną- Jego głos był zupełnie spokojny przytłumiony i wyprany z wszelkich emocji.
Poszedłem za nim zupełnie bezwiednie. Dopiero gdy znalazłem się na korytarzu zdałem sobie sprawę, że chwila, której tak bardzo chciałem uniknąć zbliża się nieubłaganie. Z każdym centymetrem i z każdy kolejnym pokonanym korytarzem byłem jedynie bliżej Izaku i jego nienawiści. Zwolniłem, gdy serce zaczęło wybijać szaleńczy rytm w mojej piersi. To było za wcześnie, nie miałem pojęcia co mam robić. Dłonie mi drżały. Z drugiej strony chciałem spojrzeć mu w twarz z pełnym pogardy i dumy spojrzeniem. Tylko czy byłem w stanie w ogóle to zrobić? Akane zauważył chyba, że zwolniłem i rzucił w moją stronę krótkie kontrolne spojrzenie. W końcu doszliśmy do miejsca, które gdybym mógł omijałbym szerokim łukiem. Sypialnia Izaku. O dziwo był tam również Felix. Na mój widok uśmiechnął się parszywie jak zwykle. Zdaje się, że jego cała ta sytuacja bawiła. A w szczególności moje położenie. Na moje nieszczęście on również miał na sobie elegancką, oczywiście czarną koszulę z krawatem koloru ciemnego bordo. Pewnie też jedzie na bal zapewne, jako obstawa wielkiego szefa.
-No proszę jest i nasza księżniczka- Rzucił w moją stronę na powitanie z tym swoim wrednym uśmieszkiem. Nie miałem zamiaru zniżać się do jego poziomu, dlatego zupełnie zignorowałem jego głupie odzywki.
Pewnie zacząłby mówić dalej jakieś głupoty, ale dokładnie w tym momencie drzwi od sypialni blondyna uchyliły się, a moje serce zamarło. Izaku wyłonił się z pokoju kocim krokiem nie spoglądając na nikogo, a już na pewno nie na mnie! Zamknął za sobą drzwi i ruszył przed siebie bez słowa. Czarnowłosy uśmiechnął się jedynie pod nosem i zaczął iść za blondynem. Akane spojrzał na mnie znacząco. Nie mając większego wyboru także zacząłem iść korytarzem, choć była to chyba ostatnia rzecz, na jaką miałbym ochotę.
Na korytarzu słychać było jedynie stukot naszych butów o podłogę. Nikt nie miał zamiaru się odezwać. Nie potrafiłem opanować chęci spojrzenia na niego. To było potworne uczucie. Nienawidziłem go, ale cześć mnie wciąż go kochała i pragnęła jego uwagi. Chyba jednak wciąż nie potrafiłem się pogodzić z tym, że mnie nie kocha. Puściłem jedynie ukradkowe spojrzenie w jego stronę. Dumny i piękny jak zawsze, zupełnie niewzruszony moją obecnością brnął przed siebie. Nie wiem czemu, ale serce w klatce zakuło mnie boleśnie.  Zaczynam myśleć, że ten dzień będzie najgorszym w całym moim życiu.
W końcu po pokonaniu wielu korytarzy dotarliśmy na podziemny parking, na którym stała już czarna limuzyna a przy niej wystrojony Kyon. Na jego widok przystanąłem nieco zaskoczony. Nie sądziłem, że on również jedzie. Najwyraźniej Izaku dokładnie dobiera swoją ochronę na wszelkie wydarzenia wybierając jedynie spośród osób w jego najbliższym otoczeniu. Czerwono-włosy otworzył drzwi przed blondynem i skłonił się lekko. Felix okrążył samochód i wsiadł z przodu na miejscu pasażera. Stałem dłuższą chwilę w bezruchu patrząc na to, co dzieje się wokół mnie. W końcu Kyon spojrzał na mnie ponaglająco dalej stojąc przy otwartych drzwiach od tylnego siedzenia.
-No wsiadaj mały, na co czekasz?- Zapytał marszcząc brwi niecierpliwie. Przestąpiłem kilka kroków na przód, ale gdy tylko spojrzałem na czerwony płaszcz blondyna lśniący na tylnym siedzeniu moje nogi same zatrzymały się. Miałem usiąść koło niego? Znosić jego obecność i ciszę, czuć jego zapach? Nie, to już było zbyt wiele dla mnie. Nogi same zaczęły mi drżeć, choć sam nie wiem czemu? Czy to z nienawiści czy z żalu który wciąż  we mnie wzbierał, a może była to po prostu mieszanka tych dwóch uczuć doprawiona strachem i nienawiścią. Automatycznie cofnąłem się o krok. Przez myśl przeszedł mi nawet pomysł ucieczki, ale przecież  dobrze wiedziałem że nie mam żadnych szans.
Kyon spojrzał na mnie bez zwyczajowego pogodnego uśmiechu. Jego oczy były teraz tak samo przerażające i nieznoszące sprzeciwu jak blondyna.
-Nie każ mi tego robić mały- Powiedział spokojnie rzucając mi ostrzegawcze spojrzenie. Nie wyglądał na zadowolonego, pewnie blondyn kazał wszystkim dopilnować bym „nie sprawiał problemów”.
Po raz kolejny tego dnia zdałem sobie sprawę, że nie ja decyduje o swoim losie tutaj. Chwiejnym krokiem zdołałem dojść do czarnej limuzyny. Nim wsiadłem spojrzałem jeszcze na czerwono-włosego błagalnie, ale on uśmiechnął się do mnie jedynie blado nic nie mówiąc. W końcu nie mogłem mu się dziwić, co miał mi powiedzieć? Rób wszystko, co ci każą, bo nie chce mieć kłopotów?
Musiałem niemal zmusić się do tego żeby siąść koło blondyna. To było jak tortury dla mojego serca. Czułem jego zapach, jego obecność tuż obok mnie, ale nie mogłem go dotknąć, spojrzeć choć raz w jego stronę. Gdy drzwi za mną zatrząsnęły się cicho, przełknąłem ślinę z trudem. To było chyba najgorsza sytuacja, w jakiej się znalazłem. Siedzieć tuż obok kogoś, kto odrzucił i zdeptał wasze uczucia.
Ruszyliśmy, ale przyciemniane szyby sprawiały, że niewiele było widać z tego co dzieje się na zewnątrz. W rezultacie byłem skazany na siedzenie w zupełnej ciszy tuż obok Izaku. Nie powiem żeby przyszło mi to łatwo. Moje dłonie i nogi drżały bardziej niż moje serce. Nie bałem się, po prostu… denerwowałem się. Moje serce kłuło a oczy piekły jak nigdy. Wciąż czułem rozżalenie i gniew po naszej ostatniej rozmowie. Nawet Kyon i Felix siedzący z przodu nie odezwali się słowem, jakby wyczuwali napięcie, które wisiało w powietrzu. Nie potrafiłem się opanować i moje oczy mimowolnie zerkały, co chwilę w jego stronę, ale on niewzruszenie patrzył przed siebie. Nie mogę w to uwierzyć mimo tego, co mu wyznałem on wciąż pozostał niewzruszony. Zupełnie mnie ignorował, zimny jak lód. Czy miał zamiar zachowywać się jakby nic się nie stało? Czy miał zamiar już nigdy się do mnie nie odzywać? Może po prostu chciał mnie znienawidzić by wreszcie się mnie pozbyć?
„Nie potrafię Cie zabić”
Te słowa pojawiły się w mojej głowie zupełnie niespodziewanie jak echo tamtych wydarzeń. Zagryzłem wargę. Nie chciałem by to tak wyglądało, ale naprawdę czułem, że z każdą kolejną chwilą zbliżam się do kresu swojej wytrzymałości psychicznej. Spojrzałem jeszcze raz dyskretnie na jego twarz, tym razem również się nie odwrócił. A przecież wiedział, że patrzę. Musiał wiedzieć. Jego twarz była blada i gładka zupełnie bez najmniejszej zmarszczki emocji, zresztą jak zawszę. Odwróciłem wzrok. Nie mogłem na niego patrzeć, z każdą chwilą narastała we mnie tylko frustracja.
Nie wiem ile tak jechaliśmy, ale minęło sporo czasu, a może po prostu mnie minuty zdawały się być godzinami. Sam nie wiem, w końcu po prostu patrzyłem tylko przed siebie. W którymś momencie limuzyna wjechała na bardzo jasny plac. Nawet przez ciemne szyby dostrzegłem wielkie lampy oświetlające wszystko wokół i mnóstwo, mnóstwo ekskluzywnych samochodów. Gwar i szum słychać było nawet wewnątrz samochodu. Gdy w końcu samochód stanął jak małe dziecko wyczekiwałem momentu, aż wreszcie będę mógł zobaczyć co się tam dzieje. Ledwie drzwi się uchyliły a jednym skokiem wyskoczyłem z tylnego siedzenia.  Gdy się rozejrzałem moje serce zaczęło szybciej bić z podniecenia. Przede mną stał rozświetlony budynek zbudowany niemal wyłącznie ze szkła. Wyglądał jak wielki szklany zamek. Wokół mnie przechodziło wielu ludzi w eleganckich ubraniach, szczerze nigdy nie widziałem czegoś podobnego. Wszyscy wyglądali jak z okładek czasopism z drogimi ciuchami. Zimny wiatr owiał moją twarz. Zamknąłem oczy rozkoszując się jego dotykiem. To jakiś cud, ja znów mogę poczuć wiatr na swojej skórze! Po tak długim czasie zamknięcia wreszcie mogę wyjść na powietrze, na wolność, choć nie całkiem wolny. Otworzyłem oczy i spojrzałem wysoko na niebo. Srebrny księżyc lśnił jasno pośród maleńkich gwiazd. Czy to możliwe? Znów mogę patrzeć w niebo, znowu mogę podziwiać ich blask. Uśmiech sam pojawił się na moich ustach, gdybym mógł to pewnie roześmiałbym się jak szaleniec. Przez tą jedną krótką chwilę znów cieszyłem się jak małe dziecko ze wszystkiego, co daje mi matka natura. Dopiero drwiący głos Felixa wyrwał mnie ze słodkiego stanu błogości.
-Przestań zachowywać się jak niemowlak i uspokój się, inni patrzą- Przeszedł koło mnie rzucając mi jedno z tych swoich cierpkich spojrzeń. Niech sobie mówi co chce, ale teraz nawet on nie mógł zniszczyć mojego szczęścia. Poza tym wcale nikt nie patrzy prócz… Izaku. Gdy dostrzegłem, że jego chłodne oczy lustrują mnie z daleka zamarłem. Blondyn jednak odwrócił się spokojnie i zaczął iść w stronę oświetlonego budynku. Coś czuję, że to będzie naprawdę długa i trudna noc.
Poszedłem w końcu za nim, bo co niby miałem robić? Przecież moje zdanie się tutaj nie liczy. Zresztą dziś było mi już wszystko jedno. I tak nikt nie zwracał tutaj na mnie uwagi. Byłem tylko dodatkiem do blondyna, który po prostu miał ładnie wyglądać. Nim się spostrzegłem cała nasza czwórka przeszła przez wielki plac i znalazła się u podnóża tej cudownej szklanej konstrukcji. Wchodząc do budynku czułem się jak małe dziecko, któremu ktoś po raz pierwszy pokazuje cuda tego świata. To miejsce, w którym mogłem zobaczyć przepiękne marmurowo-kryszrtałowe pomieszczenia oświetlone milionami przeróżnych świateł było dla mnie jak pałac poza zasięgiem moich rąk. Wszystko tu dosłownie lśniło i emanowało wspaniałością. Nawet obsługa całego bankietu była nienagannie wystrojona i wyszkolona.
Od progu młody kamerdyner przywitał nas z przesadną niemal dokładnością. Skłaniając się Izaku jak władcy wielkiego królestwa. Zaczynało mnie to powoli drażnić. Czy ten człowiek działał tak na wszystkich? Czy naprawdę nie było nikogo, kto mógłby mu się postawić? Sami chyba przyznacie, że to bardzo frustrujące, gdy chcecie zemścić się na człowieku, któremu nikt nie chce się postawić.
Powolnym krokiem przeszliśmy do głównej sali, w której odbywał się cały ten bankiet. Wyglądała jak wielka sala pałacowa wykuta z kryształu. Stoły zastawiano po brzeg jedzeniem i winem. Wszyscy ci ludzie wokół, mężczyźni w idealnie skrojonych garniturach i kobiety w sukniach tak lśniących i drogich, że chyba nawet gdybym pracował całe życie nie było by mnie na taką stać.
Przeszliśmy przez próg a wtedy kilka zaintrygowanych spojrzeń zaczęło z zaciekawieniem przyglądać się nam. Rozglądałem się wokół wchłaniając każdy szczegół z tego idealnego świata. Zaczęło kręcić mi się w głowie, zapomniałem zupełnie w tą jedną chwilkę o swoich problemach i zmartwieniach. Zapomniałem o tym, po co tutaj przyszedłem a przede wszystkim, z kim. To chyba właśnie był początek moich kłopotów.
Zbyt zaabsorbowany otoczeniem zupełnie nie zwracałem uwagi na to, co stoi czy leży przede mną a tym bardziej tuż pod moimi nogami. Nieopatrznie potknąłem się o krawędź stolika i wpadłem dosłownie wprost na Izaku. Blondyn chyba odruchowo chwycił mnie ręką nim wylądowałem na kimś jeszcze, czy co gorsza na jednym ze stołów. Nawet nie wiecie jak wielkie było moje zaskoczenie, gdy znalazłem się tak blisko niego, zupełnie nieoczekiwanie. Nie miałem jednak czasu zastanowić się nad tym jak to wykorzystać, bo zostałem brutalnie odepchnięty i natychmiastowo postawiony do pionu. Spojrzałem spłoszony na blondyna, który ściągnął jedynie wargi ze wściekłością i odwrócił się ode mnie nie patrząc mi nawet raz w oczy. Usłyszałem jedynie bardzo ciche, przecedzone przez zęby – Dureń -
Rumieniec momentalnie pojawił się na moich policzkach. Cholera, dlaczego zawsze muszę robić z siebie takiego idiotę?
-Chodź za mną - Szepnął cicho Kyon ciągnąc mnie za ramię w stronę jednego ze stołów. Spojrzałem na niego rozżalony, ale on uśmiechnął się tylko blado. Co mógł zrobić? Przecież Izaku był jego szefem, a ja tylko mała kijanką – Izaku musi załatwić kilka ważnych dla siebie spraw, lepiej, żebyś nie wchodził mu na razie w drogę- Spojrzałem w stronę blondyna ponownie, ale już był otoczony kilkoma mężczyznami, z którymi rozmawiał z niezwykle poważną miną. Westchnąłem tylko. Wiedziałem, że czerwono-włosy ma rację. Najlepsze, co mogłem teraz zrobić to trzymać się z daleka od niego i unikać wszelkich kłopotów.
-On mnie nienawidzi prawda?- Sam nie wiem, czemu zapytałem. To było niemal oczywiste, ale nie dawało mi to spokoju.
-Na pewno nie. Gdyby tak było nie zabierałby ciebie tutaj- Kyon posłał mi zadziorny uśmieszek dobierając się do przystawek leżących na stole – Nie przejmuj się tym mały. Spójrz, jesteś po raz pierwszy w tak świetnym miejscu. Korzystaj z tego jedz, zwiedzaj, oglądaj.  Gdy Izaku skończy załatwiać interesy, będziesz musiał chodzić tuż za nim i wtedy nie będziesz miał już takiej wolności- Puścił mi perskie oko podając jeden z koreczków, które obecnie pochłaniał. Wziąłem go uśmiechając się lekko do mężczyzny, znów miał rację. Co ja bym bez niego zrobił?
-Chodź pokarzę ci trochę to miejsce, zostałem mianowany twoją niańką na jakiś czas- Posłałem mu niezadowolone spojrzenie, a ten w odpowiedzi uśmiechnął się tylko szeroko.
Określenie „niańka” stanowczo mi się nie podoba. Tak jakbym naprawdę był małym dzieckiem. Bez słowa poszedłem za Kyon’em zatapiając się w skarbach tego miejsca.
Przynajmniej nie mogłem narzekać na nudę, bo przez najbliższe 2 godziny chodziłem po całym budynku jedząc i oglądając wszystkie wspaniałości, jakie to miejsce miało do zaoferowania. Czy wiecie, że jest tutaj jest nawet Spa? Niestety obecnie zamknięte, ale na chwilę rozmarzyłem się wyobrażając sobie jak wspaniale byłoby zanurzyć się w gorącej wodzie z bąbelkami. Marzenia. Gdy tak przechodziliśmy z jednego miejsca na drugie kilka razy dostrzegłem Felixa jak tajemniczo przesuwa się między gośćmi obserwując wszystkich dookoła. Gdy nasze oczy się spotykały uśmiechał się zawsze tajemniczo a potem znów znikał wśród tłumu niezauważony. Muszę przyznać, że całkiem nieźle sprawdziłby się, jako tajny agent, no wiecie taki 007. Był jak cień tłumu, niezauważony przez nikogo.
Niestety jak to mówią wszystko, co dobre kiedyś się kończy. Także moja niezwykła prywatna wycieczka. W końcu musieliśmy wrócić do sali bankietowej i tak jak wcześniej stanęliśmy przy jednym ze stołów czekając aż blondyn łaskawie przypomni sobie o nas.
-Słuchaj mały zostawię cię na chwile. Nie odchodź nigdzie daleko rozumiesz? Nie chce kłopotów. Zaraz Felix powinien tu przyjść do ciebie, więc lepiej go wypatruj- spojrzał na mnie szmaragdowymi oczyma wyczekując mojej odpowiedzi.
-Zgoda pod warunkiem, że już więcej nie nazwiesz mnie mały- Spojrzałem na niego z cieniem irytacji w oczach i błagalnym uśmieszkiem.
Rudowłosy chwilę spoglądała na mnie w milczeniu.  Przez myśl przeszło mi nawet to, że się na mnie wściekł. Na szczęście nieoczekiwanie parsknął rozbawiony i klepnął mnie w ramię energicznie.
-Jasne duży, więc stój tutaj- No, cóż nie całkiem o to mi chodziło. Kyon odszedł ode mnie i po chwili zgubił się gdzieś w tłumie gości.
Pewnie normalnie wpadłoby mi do głowy coś niezwykle głupiego i nieodpowiedzialnego, ale cóż jakoś nie miałem już na to sił. Poza tym zgłodniałem nieco, więc zamiast pakować się w kłopoty postanowiłem napakować siebie tym przepysznym darmowym żarciem. Pychota.
Nawet nie wiecie, jakie pyszności tutaj były. Po raz pierwszy próbowałem czegoś, co wyglądało jak dzieło sztuki i było równie przepyszne. Natknąłem się nawet po raz pierwszy w życiu na kawior, ale jakoś nie spróbowałem go. Sam nie wiem, jakoś jego wygląd mnie odrzucał. Za to krewetki… hmmm to małe paskudztwo było całkiem smaczne. O tak i mini kanapeczki z niebiańskim wręcz kremowym sosem. Niebo w gębie. Wcinając trzeci talerz tych pyszności wreszcie zdałem sobie sprawę, że facet stojący po drugiej stronie stołu od dłuższego czasu przygląda mi się. Cóż może też chce trochę, powinienem go poczęstować? Spojrzałem przelotnie na mężczyznę próbując udawać, że po prostu się rozglądam. Chyba nie za bardzo wyszło, bo nasze oczy spotkały się nagle w jakimś dziwnym spojrzeniu. Mężczyzna zdając sobie sprawę z tego, że został zauważony uśmiechnął się tylko pod nosem i zaczął iść w moją stronę. Nie wiem, o co może mu chodzić. No chyba się nie wścieka, że pochłaniam za dużo jedzenia prawda?
Gdy w końcu znalazł się obok mnie przyjrzałem mu się uważnie. Był już spokojnie po 50-tce miał brązowe włosy przerzedzone gdzieniegdzie siwizną. Oczywiście tak jak reszta gości był ubrany w idealnie dopasowany drogi strój.
-Witaj młody człowieku. Powiedz czy moje oczy dobrze dostrzegły, że spacerowałeś z tym czerwono-włosym członkiem grupy Tsuki?- Zapytał uśmiechając się przymilnie.
-Ma pan na myśli Kyona?- Spytałem ostrożnie by się upewnić.
-Zapewne. On jest jednym z ludzi należących do Izaku mam rację? Jednakże ciebie widzę po raz pierwszy. Jesteś nowy?- Mężczyzna uśmiechnął się do mnie w dość mocno udawanym, uśmiechu. Jego wyszczerzone białe zęby nie kojarzyły mi się z niczym dobrym.
-Można tak powiedzieć- Odwróciłem się do stołu by uniknąć wzroku tego mężczyzny. Jego szare oczy były przeszywające, co prawda nie był to Izaku, ale aura wokół niego była podobna.
-Rozumiem a wiec jesteś tego rodzaju członkiem- Zaśmiał się jakoś rubasznie, a mnie aż ciarki przeszły.
-Nie wiem, o co panu chodzi- Odpowiedziałem jeszcze w miarę spokojnie mężczyźnie.
-Myślisz że nie wiem po co tutaj jesteś? Tutaj jest dużo takich jak ty- Znów wyszczerzył się wodząc palcem po swojej dolnej wardze – Wiesz, my tutaj nazywamy was pupilkami, bo jesteście bardzo słodcy. Szczególnie WTEDY- Gdy mężczyzna dotknął nagle mojego policzka z tym ohydnym rozbierającym mnie spojrzeniem, coś dosłownie mną wstrząsnęło. Odruchowo trzepnąłem jego dłoń odsuwając się o kilka kroków.
-Co ty sobie wyobrażasz? Zabieraj ode mnie te brudne łapska- Syknąłem wściekle. Co niby ten dupek sobie myślał? To, że Izaku tak mnie traktował to jedno, ale nie jestem dziwką do jasnej cholery!
Mężczyzna z początku wydawał się zaskoczony tym, że go odtrąciłem, ale po chwili oblizał wargi i znowu szczerzył się potwornie.
-No proszę jesteś taki wyszczekany i wojowniczy. To pewnie dlatego Izkau wybrał sobie właśnie ciebie- Złapał mnie za nadgarstek tak mocno, że nie mogłem już się od niego odsunąć a ten zbliżył swoją twarz do mojej – Zostaw go. I tak kiedyś się tobą znudzi. On nie będzie potrafił cię docenić- Jego twarz zbliżyła się do mnie jeszcze bardziej, a dłoń zaczęła sunąć w górę- Mogę zapłacić dwa razy więcej niż on, dam ci co tylko chcesz. Bądź mój- Jego słowa przerażały mnie. Z całych sił odepchnąłem go od siebie. Moje serce biło jak szalone. Mężczyzna wylądował na stole przesuwając z brzdękiem kilka talerzy. Podniósł się i spojrzał na mnie z miną wściekłego psa.
-A więc to tak. Dobrze i tak jesteś zwykłą dziwką, jak oni wszyscy! Wcale nie jesteś lepszy nawet się nie łudź. On kiedyś tobą też się znudzi- Warknął w moją stronę wściekle.
-Co ty możesz wiedzieć o mnie i o nim?- Sam nie wiem, czemu to powiedziałem? Zwyczajnie byłem zły, nie chciałem wierzyć w jego słowa. Teraz czułem jedynie wielką wściekłość.
Zaśmiał mi się w twarz patrząc na mnie wzrokiem pełnym nienawiści i pożałowania.
-Chyba żartujesz. Nie mów mi, że miałeś nadzieję na coś więcej. Przecież jesteś tylko chwilową zabawką- Spojrzałem w jego oczy chyba zbyt wymownie, bo on znów roześmiał się tak jakby właśnie ktoś powiedział mu najlepszy na świecie żart – Zabawka myślała, że będzie kochana- Znów roześmiał się tym obrzydliwym śmiechem. Mój oddech stał się jakiś ciężki, dusiłem się. Dziwne gorąco uderzało mi do głowy. Czułem, że robię się coraz bardziej wściekły, a on wciąż nie przestawał – Zabawki służą tylko do zabawy i wiesz co? Potem wyrzuca się je-
-Przestań- Warknąłem przez zaciśnięte zęby w jego stronę. Nie mogłem już tego dłużej znieść.
-Przestań? To tylko prawda. Zużyte zabawki się wyrzuca rozumiesz? Ty też kiedyś trafisz na śmieci. Myślisz, że dla kogoś coś znaczysz?- Znów parsknął rozbawiony – Nic, zupełnie nic. Jesteś nikim- Syknął do mnie to ostatnie słowo tak jadowicie, że nie wytrzymałem.
Straciłem nad sobą panowanie. Po prostu rzuciłem się na niego i uderzyłem go z całej siły. Jak jakiś obcy dziad śmiał mówić mi takie rzeczy?
Upadł znów na stół i ześliznął się z niego wraz z obrusem tłukąc całą zastawę na marmurowej podłodze. Z zaciśniętymi pięściami ruszyłem w jego stronę by wyładować swoją wściekłość na tym dupku. Silne dłonie w jednej chwili zacisnęły się na moich rękach i szczęce odciągając mnie daleko. Próbowałem się jeszcze wyrwać wierzgając wściekle. Chciałem dołożyć temu zasranemu dupkowi. Jak on mógł? Zabiję drania!
-Uspokój się dzieciaku- Szarpnięcie za włosy i cierpki głos Felixa sprowadziły mnie z powrotem do normalności. Szarpnąłem się jeszcze raz, ale silne ręce czarnowłosego zacisnęły się na mnie jeszcze mocniej – Coś ty narobił? Nawet nie wiesz, jaki wstyd przyniosłeś nam wszystkim- Jego głos był nieprzyjemnie lodowaty i zwiastował tylko kłopoty.
Rozejrzałem się po Sali. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że muzyka i szum rozmów nagle ucichły, a wszyscy patrzyli w moją stronę.
Mimo wszystko wciąż byłem rozpalony gniewem. Nie mogłem przestać myśleć o tym, co ten star y dziad mi powiedział.
- Puszczaj mnie Felix- Warknąłem złowrogo do bruneta. Byłem tak bardzo wzburzony, że moje ciało drżało pod wpływem adrenaliny.
-Ty szczeniaku Izaku cię zabije za ten numer. Teraz to już naprawdę nie są żarty, nie rozumiesz?- Szarpnął mną jeszcze bardziej, jakby chciał obudzić mnie z amoku.
Wreszcie moje oczy dostrzegły blondyna spokojnie kroczącego w moją stronę. Spojrzałem głęboko w jego źrenice, ale były tak puste i bezduszne jak chyba jeszcze nigdy. Wiedziałem, że ten pozorny spokój jest gorszy od wybuchu gniewu. Oznacza, że blondyn policzy się ze mną na osobności. Gdy Izaku stanął przy mnie Felix wreszcie puścił mnie ze swojego mocnego uścisku. Mężczyzna, którego uderzyłem spojrzał najpierw na mnie a potem na blondyna. Otarł kącik ust, z którego cienką stróżką ciekła krew.
-Izaku chyba nie potrafisz trzymać swoich podwładnych na smyczy. Spójrz, co ten mały mi zrobił. Przecież to twój człowiek. Powinieneś jakoś zapanować nad tymi zwierzętami-
Słysząc te słowa znów ręka mi zadrżała. Ten gościu naprawdę doprowadzał mnie do szału. Felix złapał mnie za przedramię nim zrobiłbym jakieś głupstwo.
-Uspokój się to ważny klient dla naszej organizacji- Na te słowa zastygłem na chwilę. Cóż dlaczego mnie to nie dziwi? Jak zawsze wpakowałem się w największe gówno nie zdając sobie z tego nawet sprawy. Mój talent do wyczuwania kłopotów jak zwykle niezawodny.
Spojrzałem na blondyna zresztą jak chyba cała sala w niemym oczekiwaniu na jego ruch. Miałem nadzieję, że chociaż ochrzani tego starego dziada.
W jednym momencie Izaku skłonił się nisko przed mężczyzną.
-Przepraszam za niego jest młody i jeszcze niewychowany. Bardzo mi przykro postaram się panu to jakoś wynagrodzić- Nawet nie wiecie, w jakie osłupienie wprawił mnie ten widok. Dosłownie wmurowało mnie w ziemię. Co jak co, ale tego się nie spodziewałem.
-Mam taką nadzieję- Odpowiedział facet z ironią i drwiną w głosie poprawiając swoją marynarkę.
Izaku nic nie odpowiadając na to po prostu odwrócił się. Powiedział „żegnam pana” i z niezmienioną miną zaczął iść przed siebie rzucając tylko znaczące i wściekłe spojrzenie w stronę bruneta.
Felix niemal natychmiast złapał mnie za ramię i szarpnął w stronę wyjścia. Nie opierałem się. Wiedziałem, że i tak mam przechlapane. W końcu przeze mnie Izaku musiał kogoś przepraszać. Rozumiecie to? On, ten drań zawsze mający rację musiał przeprosić. Mało tego musiał się przed kimś pokłonić, a to było dla niego równoznaczne z hańbą.  Tak, tak dopiero teraz zdałem sobie sprawę z powagi całej sytuacji. W końcu przyjechałem tam razem z nim i jakby no reprezentowałem go. Robiąc awanturę tylko go ośmieszyłem. Teraz chyba sam bym sobie przywalił. Szkoda, że tak późno zdałem sobie z tego sprawę. Nie mam nawet, co liczyć na przebaczenie.
Tylko, że ten gościu tak bardzo mnie wkurzył! Ach nawet teraz mam ochotę go zabić. Sukinsyn na pewno zrobił to specjalnie. Sprowokował mnie a ja tak po prostu jak naiwne dziecko pozwoliłem mu na to. Coś czuję, że długo będę żałował dzisiejszego dnia.

Prawie w biegu przemierzaliśmy pozostałe korytarze idąc w stronę głównego wyjścia. Felix szarpał mnie coraz mocniej a ja próbowałem tylko nadążyć za tempem, jaki mi narzucił.  Po chwili byliśmy już na schodach prowadzących na parking. Czarna limuzyna podjechała pod schody. Kyon wyszedł szybkim krokiem zza miejsca kierowcy i otworzył szeroko drzwi tylnej kabiny. Izaku ruszył w dół a wraz z nim ja ciągnięty nieubłaganie przez czarnowłosego. Gdy mijałem Kyona ten nawet nie drgnął patrząc gdzieś w przestrzeń przed sobą. Chwilę później zostałem wrzucony na tyle siedzenie, a drzwi za mną zatrzasnęły się szybko. Z piskiem opon ruszyliśmy spod podjazdu. Serce szamotało się w mojej klatce jak dzikie zwierzę. Dopiero teraz zaczęło do mnie dochodzić, co się stało, co właściwie zrobiłem i co mnie za to czeka.