Czasami zastanawiam się, jaki smak ma miłość? Czy jest
słodka czy może gorzka? Wydaje mi się, że moja ma smak nieszczęścia, nienawiści
i strachu. Dziwne. Za każdym razem gdy o nim myślę wiem, że go nienawidzę, że
boję się go, ale … czuję, że coraz bardziej go kocham. Jestem szaleńcem? Czemu
przyszło mi kochać człowieka, którego nienawidzę równie mocno, co pragnę?
Szkoda tylko, że on traktuje mnie jak jedną wielką przeszkodę. Może już czas by
się z tym pogodzić? W końcu jestem tylko dodatkiem do życia wielkiego
wspaniałego Izaku. Samotna łza spłynęła mi po policzku. Siedziałem na łóżku w
swoim pokoju. Było jeszcze wcześnie, ale już dawno nie spałem. Od wczoraj nie
potrafiłem zmrużyć oka. Co godzinę budziłem się jak w cholernym transie
sprawdzając tylko systematycznie czas. Może miałem nadzieję, że godziny jakimś
cudem same przelecą. Szkoda tylko, że tak się nie stało.
W końcu ktoś zapukał do drzwi mojego pokoju przerywając moją
upojną ciszę. Spojrzałem na nie, ale nie znalazłem w sobie nawet tyle siły, by podnieść
się z miejsca. Czułem się jak kukiełka, której ktoś poodcinał sznureczki.
Niestety mój gość chyba nie miał zamiaru czekać i sam wszedł do mojej samotni. Blada twarz
blondynka wyłoniła się zza drzwi a jego szaro-niebieskie oczy spojrzały na mnie
spokojnie. Akane.
Nieludzko spokojny podszedł powoli do mnie. Spojrzałem na to
co trzymał w rekach. Koszula, eleganckie spodnie i krawat.
Racja przecież dzisiaj znowu miałem być kukiełką. Tyle, że
tym razem miałem ładnie wyglądać. Blondyn bez słowa podał mi ubrania i wskazał
palcem na drzwi od łazienki. Nie musiał nic mówić. Po prostu wstałem zabrałem ubrania
i zmusiłem się by pójść do tej cholernej łazienki. Właściwie cieszę się, że to
właśnie Akane ma być moim nadzorcą dzisiejszego dnia. Można powiedzieć, że jego
obecność nie była ani trochę uciążliwa dla mnie. Cóż może nie odzywał się i
właściwie czasem ruszał się jak robot, co było jak najbardziej dziwne, ale nie pytał
a właśnie to teraz było dla mnie najważniejsze. Jego oczy nie osądzały, nie
raziły mnie gniewem czy nienawiścią i nie były ciekawskie. Były po prostu bez
wyrazu. Tak jak cały on. Myślę, że doskonale wiecie o co mi chodzi. Są pewne
chwile, gdy wszystkie myśli i słowa trzeba pozostawić tylko dla siebie, bo
inaczej się zwariuje.
Gdy wszedłem do łazienki nie miałem ochoty niczego robić.
Chciałem rzucić ubrania w kąt i zamknąć się tutaj na wieczność. Szkoda tylko,
że to nie było możliwe. W ten sposób zwróciłbym jedynie jego wściekłość na
siebie. A tego miałem już dość. Znoszenia
jego ciągłego gniewu i wybuchów. Nie chciałem już więcej być tarczą, do której
można bezkarnie strzelać.
Wyciągnąłem ręcznik z szafki i zrzuciłem z siebie ubranie.
Wszedłem pod prysznic i odkręciłem kurki. Stałem tak dłuższą chwilę pozwalając
by nieco chłodna woda spływała strugami po moich włosach i ciele. Brakowało mi
siły i motywacji by wziąć się w garść i zacząć działać. Nie miałem po co i dla
kogo się starać. Nie potrafiłem nawet się zmusić do sięgnięcia po mydło. Zwyczajnie stałem tam tak długo, dopóki nie
zrobiło mi się zimno. Podniosłem ręcznik z podłogi i owinąłem się nim
szczelnie. Dłonie drżały mi z zimna i wszystko co tylko wziąłem wyślizgiwało mi
się spomiędzy palców. Nie wiem dlaczego, ale zupełnie wyprowadziło mnie to z
równowagi. Trzasnąłem pięścią wściekle w szafkę, która zakołysała się i
skrzypnęła niezadowolona. Łzy ponownie zebrały mi się w oczach i zacisnąłem
zęby by nie zacząć wrzeszczeć. Byłem tak rozdarty jak nigdy. Wściekły a zarazem
załamany sytuacją, w której się znalazłem. Zerwałem z siebie ręcznik i cisnąłem
nim o podłogę, jednak wcale dzięki temu mi nie ulżyło.
Odruchowo spojrzałem na rzeczy, które dał mi Akane. Tak,
najpierw chciałem je zniszczyć, ale co by to dało? Nic, zupełnie nic.
Ubrałem czarne, garniturowe spodnie i czerwoną, naprawdę
ekskluzywną koszulę. Miała czarne guziki, które lśniły jak diamenty i zdobienia
ze złotej nici przy rękawach i kołnierzyku. Spojrzałem w lustro, które wisiało
nad umywalką. Wyglądałem jak młody panicz, lub raczej… ekskluzywna dziwka.
Wyglądałem teraz jak oni, jak jeden z nich. To ubranie miało tylko potwierdzić,
że należę do Izaku. Rzygać mi się chcę jak o tym pomyślę. Złapałem za butelkę
szamponu i z całej siły rzuciłem nią w lustro. Butelka odbiła się od szkła
pozostawiając w nim płytkie pęknięcie, które rozprzestrzeniło się jak
pajęczyna. Nie minęła chwila a lustro nie wytrzymało i milion maleńkich
kryształków posypało się na ziemię z głośnym trzaskiem. Złapałem za czarny krawat
również przeplatany złotą nicią i wyszedłem z łazienki uważając na walające się
wszędzie kawałki szkła.
Blondyn siedzący na moim łóżku spojrzał w moja stronę
beznamiętnie. Przewiesiłem sobie przez szyję niezawiązany krawat i spojrzałem
na niego wyczekująco. To była jedyna rzecz, której chyba nigdy się nie nauczę,
wiązanie krawatów. Blondyn bez słowa wstał z łóżka i podszedł do mnie. Nie
musiałem mu nawet mówić, czego chcę. Złapał za końce krawatu i z wprawą
zawodowca zawiązał mi go na szyi nawet raz nie patrząc mi w oczy. Chyba za to
właśnie go lubiłem. Nie interesował się niczym, co nie jest z nim związane i
nie ględził zbędnych pierdów. Wręcz idealny towarzysz w moim obecnym stanie.
Gdy skończył odsunął się ode mnie wyjął mały grzebień z
kieszeni i zaczął przeczesywać moje włosy i układać je palcami. Pewnie
normalnie poczułbym się skrepowany, ale teraz jakoś mi to nie przeszkadzało.
Jego palce były długie i nieco chłodne i chyba dzięki temu nieco mnie uspokoiły.
Nasze oczy na chwilę się spotkały, ale nie było w tym nic wyjątkowego. Odwrócił
się i zaczął iść w stronę wyjścia.
-Chodź za mną- Jego głos był zupełnie spokojny przytłumiony
i wyprany z wszelkich emocji.
Poszedłem za nim zupełnie bezwiednie. Dopiero gdy znalazłem
się na korytarzu zdałem sobie sprawę, że chwila, której tak bardzo chciałem uniknąć
zbliża się nieubłaganie. Z każdym centymetrem i z każdy kolejnym pokonanym
korytarzem byłem jedynie bliżej Izaku i jego nienawiści. Zwolniłem, gdy serce
zaczęło wybijać szaleńczy rytm w mojej piersi. To było za wcześnie, nie miałem
pojęcia co mam robić. Dłonie mi drżały. Z drugiej strony chciałem spojrzeć mu w
twarz z pełnym pogardy i dumy spojrzeniem. Tylko czy byłem w stanie w ogóle to
zrobić? Akane zauważył chyba, że zwolniłem i rzucił w moją stronę krótkie
kontrolne spojrzenie. W końcu doszliśmy do miejsca, które gdybym mógł omijałbym
szerokim łukiem. Sypialnia Izaku. O dziwo był tam również Felix. Na mój widok
uśmiechnął się parszywie jak zwykle. Zdaje się, że jego cała ta sytuacja
bawiła. A w szczególności moje położenie. Na moje nieszczęście on również miał
na sobie elegancką, oczywiście czarną koszulę z krawatem koloru ciemnego bordo.
Pewnie też jedzie na bal zapewne, jako obstawa wielkiego szefa.
-No proszę jest i nasza księżniczka- Rzucił w moją stronę na
powitanie z tym swoim wrednym uśmieszkiem. Nie miałem zamiaru zniżać się do
jego poziomu, dlatego zupełnie zignorowałem jego głupie odzywki.
Pewnie zacząłby mówić dalej jakieś głupoty, ale dokładnie w
tym momencie drzwi od sypialni blondyna uchyliły się, a moje serce zamarło.
Izaku wyłonił się z pokoju kocim krokiem nie spoglądając na nikogo, a już na
pewno nie na mnie! Zamknął za sobą drzwi i ruszył przed siebie bez słowa.
Czarnowłosy uśmiechnął się jedynie pod nosem i zaczął iść za blondynem. Akane
spojrzał na mnie znacząco. Nie mając większego wyboru także zacząłem iść
korytarzem, choć była to chyba ostatnia rzecz, na jaką miałbym ochotę.
Na korytarzu słychać było jedynie stukot naszych butów o podłogę.
Nikt nie miał zamiaru się odezwać. Nie potrafiłem opanować chęci spojrzenia na
niego. To było potworne uczucie. Nienawidziłem go, ale cześć mnie wciąż go
kochała i pragnęła jego uwagi. Chyba jednak wciąż nie potrafiłem się pogodzić z
tym, że mnie nie kocha. Puściłem jedynie ukradkowe spojrzenie w jego stronę.
Dumny i piękny jak zawsze, zupełnie niewzruszony moją obecnością brnął przed
siebie. Nie wiem czemu, ale serce w klatce zakuło mnie boleśnie. Zaczynam myśleć, że ten dzień będzie najgorszym
w całym moim życiu.
W końcu po pokonaniu wielu korytarzy dotarliśmy na podziemny
parking, na którym stała już czarna limuzyna a przy niej wystrojony Kyon. Na
jego widok przystanąłem nieco zaskoczony. Nie sądziłem, że on również jedzie.
Najwyraźniej Izaku dokładnie dobiera swoją ochronę na wszelkie wydarzenia wybierając
jedynie spośród osób w jego najbliższym otoczeniu. Czerwono-włosy otworzył
drzwi przed blondynem i skłonił się lekko. Felix okrążył samochód i wsiadł z
przodu na miejscu pasażera. Stałem dłuższą chwilę w bezruchu patrząc na to, co
dzieje się wokół mnie. W końcu Kyon spojrzał na mnie ponaglająco dalej stojąc
przy otwartych drzwiach od tylnego siedzenia.
-No wsiadaj mały, na co czekasz?- Zapytał marszcząc brwi
niecierpliwie. Przestąpiłem kilka kroków na przód, ale gdy tylko spojrzałem na
czerwony płaszcz blondyna lśniący na tylnym siedzeniu moje nogi same zatrzymały
się. Miałem usiąść koło niego? Znosić jego obecność i ciszę, czuć jego zapach?
Nie, to już było zbyt wiele dla mnie. Nogi same zaczęły mi drżeć, choć sam nie
wiem czemu? Czy to z nienawiści czy z żalu który wciąż we mnie wzbierał, a może była to po prostu
mieszanka tych dwóch uczuć doprawiona strachem i nienawiścią. Automatycznie
cofnąłem się o krok. Przez myśl przeszedł mi nawet pomysł ucieczki, ale
przecież dobrze wiedziałem że nie mam żadnych
szans.
Kyon spojrzał na mnie bez zwyczajowego pogodnego uśmiechu.
Jego oczy były teraz tak samo przerażające i nieznoszące sprzeciwu jak
blondyna.
-Nie każ mi tego robić mały- Powiedział spokojnie rzucając
mi ostrzegawcze spojrzenie. Nie wyglądał na zadowolonego, pewnie blondyn kazał
wszystkim dopilnować bym „nie sprawiał problemów”.
Po raz kolejny tego dnia zdałem sobie sprawę, że nie ja
decyduje o swoim losie tutaj. Chwiejnym krokiem zdołałem dojść do czarnej
limuzyny. Nim wsiadłem spojrzałem jeszcze na czerwono-włosego błagalnie, ale on
uśmiechnął się do mnie jedynie blado nic nie mówiąc. W końcu nie mogłem mu się
dziwić, co miał mi powiedzieć? Rób wszystko, co ci każą, bo nie chce mieć
kłopotów?
Musiałem niemal zmusić się do tego żeby siąść koło blondyna.
To było jak tortury dla mojego serca. Czułem jego zapach, jego obecność tuż
obok mnie, ale nie mogłem go dotknąć, spojrzeć choć raz w jego stronę. Gdy
drzwi za mną zatrząsnęły się cicho, przełknąłem ślinę z trudem. To było chyba
najgorsza sytuacja, w jakiej się znalazłem. Siedzieć tuż obok kogoś, kto odrzucił
i zdeptał wasze uczucia.
Ruszyliśmy, ale przyciemniane szyby sprawiały, że niewiele
było widać z tego co dzieje się na zewnątrz. W rezultacie byłem skazany na
siedzenie w zupełnej ciszy tuż obok Izaku. Nie powiem żeby przyszło mi to
łatwo. Moje dłonie i nogi drżały bardziej niż moje serce. Nie bałem się, po
prostu… denerwowałem się. Moje serce kłuło a oczy piekły jak nigdy. Wciąż
czułem rozżalenie i gniew po naszej ostatniej rozmowie. Nawet Kyon i Felix
siedzący z przodu nie odezwali się słowem, jakby wyczuwali napięcie, które
wisiało w powietrzu. Nie potrafiłem się opanować i moje oczy mimowolnie zerkały,
co chwilę w jego stronę, ale on niewzruszenie patrzył przed siebie. Nie mogę w
to uwierzyć mimo tego, co mu wyznałem on wciąż pozostał niewzruszony. Zupełnie
mnie ignorował, zimny jak lód. Czy miał zamiar zachowywać się jakby nic się nie
stało? Czy miał zamiar już nigdy się do mnie nie odzywać? Może po prostu chciał
mnie znienawidzić by wreszcie się mnie pozbyć?
„Nie potrafię Cie zabić”
Te słowa pojawiły się w mojej głowie zupełnie
niespodziewanie jak echo tamtych wydarzeń. Zagryzłem wargę. Nie chciałem by to
tak wyglądało, ale naprawdę czułem, że z każdą kolejną chwilą zbliżam się do
kresu swojej wytrzymałości psychicznej. Spojrzałem jeszcze raz dyskretnie na
jego twarz, tym razem również się nie odwrócił. A przecież wiedział, że patrzę.
Musiał wiedzieć. Jego twarz była blada i gładka zupełnie bez najmniejszej
zmarszczki emocji, zresztą jak zawszę. Odwróciłem wzrok. Nie mogłem na niego
patrzeć, z każdą chwilą narastała we mnie tylko frustracja.
Nie wiem ile tak jechaliśmy, ale minęło sporo czasu, a może
po prostu mnie minuty zdawały się być godzinami. Sam nie wiem, w końcu po
prostu patrzyłem tylko przed siebie. W którymś momencie limuzyna wjechała na
bardzo jasny plac. Nawet przez ciemne szyby dostrzegłem wielkie lampy
oświetlające wszystko wokół i mnóstwo, mnóstwo ekskluzywnych samochodów. Gwar i
szum słychać było nawet wewnątrz samochodu. Gdy w końcu samochód stanął jak
małe dziecko wyczekiwałem momentu, aż wreszcie będę mógł zobaczyć co się tam
dzieje. Ledwie drzwi się uchyliły a jednym skokiem wyskoczyłem z tylnego
siedzenia. Gdy się rozejrzałem moje
serce zaczęło szybciej bić z podniecenia. Przede mną stał rozświetlony budynek
zbudowany niemal wyłącznie ze szkła. Wyglądał jak wielki szklany zamek. Wokół
mnie przechodziło wielu ludzi w eleganckich ubraniach, szczerze nigdy nie
widziałem czegoś podobnego. Wszyscy wyglądali jak z okładek czasopism z drogimi
ciuchami. Zimny wiatr owiał moją twarz. Zamknąłem oczy rozkoszując się jego
dotykiem. To jakiś cud, ja znów mogę poczuć wiatr na swojej skórze! Po tak długim
czasie zamknięcia wreszcie mogę wyjść na powietrze, na wolność, choć nie
całkiem wolny. Otworzyłem oczy i spojrzałem wysoko na niebo. Srebrny księżyc
lśnił jasno pośród maleńkich gwiazd. Czy to możliwe? Znów mogę patrzeć w niebo,
znowu mogę podziwiać ich blask. Uśmiech sam pojawił się na moich ustach, gdybym
mógł to pewnie roześmiałbym się jak szaleniec. Przez tą jedną krótką chwilę
znów cieszyłem się jak małe dziecko ze wszystkiego, co daje mi matka natura.
Dopiero drwiący głos Felixa wyrwał mnie ze słodkiego stanu błogości.
-Przestań zachowywać się jak niemowlak i uspokój się, inni
patrzą- Przeszedł koło mnie rzucając mi jedno z tych swoich cierpkich spojrzeń.
Niech sobie mówi co chce, ale teraz nawet on nie mógł zniszczyć mojego
szczęścia. Poza tym wcale nikt nie patrzy prócz… Izaku. Gdy dostrzegłem, że
jego chłodne oczy lustrują mnie z daleka zamarłem. Blondyn jednak odwrócił się
spokojnie i zaczął iść w stronę oświetlonego budynku. Coś czuję, że to będzie
naprawdę długa i trudna noc.
Poszedłem w końcu za nim, bo co niby miałem robić? Przecież
moje zdanie się tutaj nie liczy. Zresztą dziś było mi już wszystko jedno. I tak
nikt nie zwracał tutaj na mnie uwagi. Byłem tylko dodatkiem do blondyna, który
po prostu miał ładnie wyglądać. Nim się spostrzegłem cała nasza czwórka
przeszła przez wielki plac i znalazła się u podnóża tej cudownej szklanej
konstrukcji. Wchodząc do budynku czułem się jak małe dziecko, któremu ktoś po
raz pierwszy pokazuje cuda tego świata. To miejsce, w którym mogłem zobaczyć
przepiękne marmurowo-kryszrtałowe pomieszczenia oświetlone milionami przeróżnych
świateł było dla mnie jak pałac poza zasięgiem moich rąk. Wszystko tu dosłownie
lśniło i emanowało wspaniałością. Nawet obsługa całego bankietu była nienagannie
wystrojona i wyszkolona.
Od progu młody kamerdyner przywitał nas z przesadną niemal
dokładnością. Skłaniając się Izaku jak władcy wielkiego królestwa. Zaczynało
mnie to powoli drażnić. Czy ten człowiek działał tak na wszystkich? Czy
naprawdę nie było nikogo, kto mógłby mu się postawić? Sami chyba przyznacie, że
to bardzo frustrujące, gdy chcecie zemścić się na człowieku, któremu nikt nie
chce się postawić.
Powolnym krokiem przeszliśmy do głównej sali, w której
odbywał się cały ten bankiet. Wyglądała jak wielka sala pałacowa wykuta z
kryształu. Stoły zastawiano po brzeg jedzeniem i winem. Wszyscy ci ludzie wokół,
mężczyźni w idealnie skrojonych garniturach i kobiety w sukniach tak lśniących
i drogich, że chyba nawet gdybym pracował całe życie nie było by mnie na taką
stać.
Przeszliśmy przez próg a wtedy kilka zaintrygowanych
spojrzeń zaczęło z zaciekawieniem przyglądać się nam. Rozglądałem się wokół
wchłaniając każdy szczegół z tego idealnego świata. Zaczęło kręcić mi się w
głowie, zapomniałem zupełnie w tą jedną chwilkę o swoich problemach i
zmartwieniach. Zapomniałem o tym, po co tutaj przyszedłem a przede wszystkim, z
kim. To chyba właśnie był początek moich kłopotów.
Zbyt zaabsorbowany otoczeniem zupełnie nie zwracałem uwagi
na to, co stoi czy leży przede mną a tym bardziej tuż pod moimi nogami.
Nieopatrznie potknąłem się o krawędź stolika i wpadłem dosłownie wprost na
Izaku. Blondyn chyba odruchowo chwycił mnie ręką nim wylądowałem na kimś
jeszcze, czy co gorsza na jednym ze stołów. Nawet nie wiecie jak wielkie było
moje zaskoczenie, gdy znalazłem się tak blisko niego, zupełnie nieoczekiwanie.
Nie miałem jednak czasu zastanowić się nad tym jak to wykorzystać, bo zostałem
brutalnie odepchnięty i natychmiastowo postawiony do pionu. Spojrzałem spłoszony
na blondyna, który ściągnął jedynie wargi ze wściekłością i odwrócił się ode
mnie nie patrząc mi nawet raz w oczy. Usłyszałem jedynie bardzo ciche,
przecedzone przez zęby – Dureń -
Rumieniec momentalnie pojawił się na moich policzkach. Cholera,
dlaczego zawsze muszę robić z siebie takiego idiotę?
-Chodź za mną - Szepnął cicho Kyon ciągnąc mnie za ramię w stronę
jednego ze stołów. Spojrzałem na niego rozżalony, ale on uśmiechnął się tylko
blado. Co mógł zrobić? Przecież Izaku był jego szefem, a ja tylko mała kijanką
– Izaku musi załatwić kilka ważnych dla siebie spraw, lepiej, żebyś nie
wchodził mu na razie w drogę- Spojrzałem w stronę blondyna ponownie, ale już
był otoczony kilkoma mężczyznami, z którymi rozmawiał z niezwykle poważną miną.
Westchnąłem tylko. Wiedziałem, że czerwono-włosy ma rację. Najlepsze, co mogłem
teraz zrobić to trzymać się z daleka od niego i unikać wszelkich kłopotów.
-On mnie nienawidzi prawda?- Sam nie wiem, czemu zapytałem.
To było niemal oczywiste, ale nie dawało mi to spokoju.
-Na pewno nie. Gdyby tak było nie zabierałby ciebie tutaj-
Kyon posłał mi zadziorny uśmieszek dobierając się do przystawek leżących na
stole – Nie przejmuj się tym mały. Spójrz, jesteś po raz pierwszy w tak
świetnym miejscu. Korzystaj z tego jedz, zwiedzaj, oglądaj. Gdy Izaku skończy załatwiać interesy, będziesz
musiał chodzić tuż za nim i wtedy nie będziesz miał już takiej wolności- Puścił
mi perskie oko podając jeden z koreczków, które obecnie pochłaniał. Wziąłem go
uśmiechając się lekko do mężczyzny, znów miał rację. Co ja bym bez niego
zrobił?
-Chodź pokarzę ci trochę to miejsce, zostałem mianowany twoją
niańką na jakiś czas- Posłałem mu niezadowolone spojrzenie, a ten w odpowiedzi
uśmiechnął się tylko szeroko.
Określenie „niańka” stanowczo mi się nie podoba. Tak jakbym naprawdę
był małym dzieckiem. Bez słowa poszedłem za Kyon’em zatapiając się w skarbach
tego miejsca.
Przynajmniej nie mogłem narzekać na nudę, bo przez
najbliższe 2 godziny chodziłem po całym budynku jedząc i oglądając wszystkie
wspaniałości, jakie to miejsce miało do zaoferowania. Czy wiecie, że jest tutaj
jest nawet Spa? Niestety obecnie zamknięte, ale na chwilę rozmarzyłem się wyobrażając
sobie jak wspaniale byłoby zanurzyć się w gorącej wodzie z bąbelkami. Marzenia.
Gdy tak przechodziliśmy z jednego miejsca na drugie kilka razy dostrzegłem Felixa
jak tajemniczo przesuwa się między gośćmi obserwując wszystkich dookoła. Gdy
nasze oczy się spotykały uśmiechał się zawsze tajemniczo a potem znów znikał
wśród tłumu niezauważony. Muszę przyznać, że całkiem nieźle sprawdziłby się,
jako tajny agent, no wiecie taki 007. Był jak cień tłumu, niezauważony przez
nikogo.
Niestety jak to mówią wszystko, co dobre kiedyś się kończy. Także
moja niezwykła prywatna wycieczka. W końcu musieliśmy wrócić do sali
bankietowej i tak jak wcześniej stanęliśmy przy jednym ze stołów czekając aż
blondyn łaskawie przypomni sobie o nas.
-Słuchaj mały zostawię cię na chwile. Nie odchodź nigdzie
daleko rozumiesz? Nie chce kłopotów. Zaraz Felix powinien tu przyjść do ciebie,
więc lepiej go wypatruj- spojrzał na mnie szmaragdowymi oczyma wyczekując mojej
odpowiedzi.
-Zgoda pod warunkiem, że już więcej nie nazwiesz mnie mały-
Spojrzałem na niego z cieniem irytacji w oczach i błagalnym uśmieszkiem.
Rudowłosy chwilę spoglądała na mnie w milczeniu. Przez myśl przeszło mi nawet to, że się na
mnie wściekł. Na szczęście nieoczekiwanie parsknął rozbawiony i klepnął mnie w
ramię energicznie.
-Jasne duży, więc stój tutaj- No, cóż nie całkiem o to mi
chodziło. Kyon odszedł ode mnie i po chwili zgubił się gdzieś w tłumie gości.
Pewnie normalnie wpadłoby mi do głowy coś niezwykle głupiego
i nieodpowiedzialnego, ale cóż jakoś nie miałem już na to sił. Poza tym
zgłodniałem nieco, więc zamiast pakować się w kłopoty postanowiłem napakować
siebie tym przepysznym darmowym żarciem. Pychota.
Nawet nie wiecie, jakie pyszności tutaj były. Po raz
pierwszy próbowałem czegoś, co wyglądało jak dzieło sztuki i było równie
przepyszne. Natknąłem się nawet po raz pierwszy w życiu na kawior, ale jakoś
nie spróbowałem go. Sam nie wiem, jakoś jego wygląd mnie odrzucał. Za to
krewetki… hmmm to małe paskudztwo było całkiem smaczne. O tak i mini kanapeczki
z niebiańskim wręcz kremowym sosem. Niebo w gębie. Wcinając trzeci talerz tych
pyszności wreszcie zdałem sobie sprawę, że facet stojący po drugiej stronie stołu
od dłuższego czasu przygląda mi się. Cóż może też chce trochę, powinienem go
poczęstować? Spojrzałem przelotnie na mężczyznę próbując udawać, że po prostu
się rozglądam. Chyba nie za bardzo wyszło, bo nasze oczy spotkały się nagle w
jakimś dziwnym spojrzeniu. Mężczyzna zdając sobie sprawę z tego, że został
zauważony uśmiechnął się tylko pod nosem i zaczął iść w moją stronę. Nie wiem,
o co może mu chodzić. No chyba się nie wścieka, że pochłaniam za dużo jedzenia
prawda?
Gdy w końcu znalazł się obok mnie przyjrzałem mu się uważnie.
Był już spokojnie po 50-tce miał brązowe włosy przerzedzone gdzieniegdzie
siwizną. Oczywiście tak jak reszta gości był ubrany w idealnie dopasowany drogi
strój.
-Witaj młody człowieku. Powiedz czy moje oczy dobrze dostrzegły,
że spacerowałeś z tym czerwono-włosym członkiem grupy Tsuki?- Zapytał
uśmiechając się przymilnie.
-Ma pan na myśli Kyona?- Spytałem ostrożnie by się upewnić.
-Zapewne. On jest jednym z ludzi należących do Izaku mam
rację? Jednakże ciebie widzę po raz pierwszy. Jesteś nowy?- Mężczyzna uśmiechnął
się do mnie w dość mocno udawanym, uśmiechu. Jego wyszczerzone białe zęby nie
kojarzyły mi się z niczym dobrym.
-Można tak powiedzieć- Odwróciłem się do stołu by uniknąć
wzroku tego mężczyzny. Jego szare oczy były przeszywające, co prawda nie był to
Izaku, ale aura wokół niego była podobna.
-Rozumiem a wiec jesteś tego rodzaju członkiem- Zaśmiał się
jakoś rubasznie, a mnie aż ciarki przeszły.
-Nie wiem, o co panu chodzi- Odpowiedziałem jeszcze w miarę
spokojnie mężczyźnie.
-Myślisz że nie wiem po co tutaj jesteś? Tutaj jest dużo
takich jak ty- Znów wyszczerzył się wodząc palcem po swojej dolnej wardze – Wiesz,
my tutaj nazywamy was pupilkami, bo jesteście bardzo słodcy. Szczególnie WTEDY-
Gdy mężczyzna dotknął nagle mojego policzka z tym ohydnym rozbierającym mnie
spojrzeniem, coś dosłownie mną wstrząsnęło. Odruchowo trzepnąłem jego dłoń
odsuwając się o kilka kroków.
-Co ty sobie wyobrażasz? Zabieraj ode mnie te brudne łapska-
Syknąłem wściekle. Co niby ten dupek sobie myślał? To, że Izaku tak mnie
traktował to jedno, ale nie jestem dziwką do jasnej cholery!
Mężczyzna z początku wydawał się zaskoczony tym, że go
odtrąciłem, ale po chwili oblizał wargi i znowu szczerzył się potwornie.
-No proszę jesteś taki wyszczekany i wojowniczy. To pewnie
dlatego Izkau wybrał sobie właśnie ciebie- Złapał mnie za nadgarstek tak mocno,
że nie mogłem już się od niego odsunąć a ten zbliżył swoją twarz do mojej –
Zostaw go. I tak kiedyś się tobą znudzi. On nie będzie potrafił cię docenić-
Jego twarz zbliżyła się do mnie jeszcze bardziej, a dłoń zaczęła sunąć w górę-
Mogę zapłacić dwa razy więcej niż on, dam ci co tylko chcesz. Bądź mój- Jego
słowa przerażały mnie. Z całych sił odepchnąłem go od siebie. Moje serce biło
jak szalone. Mężczyzna wylądował na stole przesuwając z brzdękiem kilka
talerzy. Podniósł się i spojrzał na mnie z miną wściekłego psa.
-A więc to tak. Dobrze i tak jesteś zwykłą dziwką, jak oni
wszyscy! Wcale nie jesteś lepszy nawet się nie łudź. On kiedyś tobą też się
znudzi- Warknął w moją stronę wściekle.
-Co ty możesz wiedzieć o mnie i o nim?- Sam nie wiem, czemu
to powiedziałem? Zwyczajnie byłem zły, nie chciałem wierzyć w jego słowa. Teraz
czułem jedynie wielką wściekłość.
Zaśmiał mi się w twarz patrząc na mnie wzrokiem pełnym
nienawiści i pożałowania.
-Chyba żartujesz. Nie mów mi, że miałeś nadzieję na coś
więcej. Przecież jesteś tylko chwilową zabawką- Spojrzałem w jego oczy chyba
zbyt wymownie, bo on znów roześmiał się tak jakby właśnie ktoś powiedział mu
najlepszy na świecie żart – Zabawka myślała, że będzie kochana- Znów roześmiał
się tym obrzydliwym śmiechem. Mój oddech stał się jakiś ciężki, dusiłem się. Dziwne
gorąco uderzało mi do głowy. Czułem, że robię się coraz bardziej wściekły, a on
wciąż nie przestawał – Zabawki służą tylko do zabawy i wiesz co? Potem wyrzuca
się je-
-Przestań- Warknąłem przez zaciśnięte zęby w jego stronę. Nie
mogłem już tego dłużej znieść.
-Przestań? To tylko prawda. Zużyte zabawki się wyrzuca
rozumiesz? Ty też kiedyś trafisz na śmieci. Myślisz, że dla kogoś coś
znaczysz?- Znów parsknął rozbawiony – Nic, zupełnie nic. Jesteś nikim- Syknął
do mnie to ostatnie słowo tak jadowicie, że nie wytrzymałem.
Straciłem nad sobą panowanie. Po prostu rzuciłem się na
niego i uderzyłem go z całej siły. Jak jakiś obcy dziad śmiał mówić mi takie rzeczy?
Upadł znów na stół i ześliznął się z niego wraz z obrusem tłukąc
całą zastawę na marmurowej podłodze. Z zaciśniętymi pięściami ruszyłem w jego stronę
by wyładować swoją wściekłość na tym dupku. Silne dłonie w jednej chwili zacisnęły
się na moich rękach i szczęce odciągając mnie daleko. Próbowałem się jeszcze
wyrwać wierzgając wściekle. Chciałem dołożyć temu zasranemu dupkowi. Jak on
mógł? Zabiję drania!
-Uspokój się dzieciaku- Szarpnięcie za włosy i cierpki głos
Felixa sprowadziły mnie z powrotem do normalności. Szarpnąłem się jeszcze raz,
ale silne ręce czarnowłosego zacisnęły się na mnie jeszcze mocniej – Coś ty
narobił? Nawet nie wiesz, jaki wstyd przyniosłeś nam wszystkim- Jego głos był
nieprzyjemnie lodowaty i zwiastował tylko kłopoty.
Rozejrzałem się po Sali. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę,
że muzyka i szum rozmów nagle ucichły, a wszyscy patrzyli w moją stronę.
Mimo wszystko wciąż byłem rozpalony gniewem. Nie mogłem
przestać myśleć o tym, co ten star y dziad mi powiedział.
- Puszczaj mnie Felix- Warknąłem złowrogo do bruneta. Byłem
tak bardzo wzburzony, że moje ciało drżało pod wpływem adrenaliny.
-Ty szczeniaku Izaku cię zabije za ten numer. Teraz to już
naprawdę nie są żarty, nie rozumiesz?- Szarpnął mną jeszcze bardziej, jakby
chciał obudzić mnie z amoku.
Wreszcie moje oczy dostrzegły blondyna spokojnie kroczącego
w moją stronę. Spojrzałem głęboko w jego źrenice, ale były tak puste i
bezduszne jak chyba jeszcze nigdy. Wiedziałem, że ten pozorny spokój jest
gorszy od wybuchu gniewu. Oznacza, że blondyn policzy się ze mną na osobności.
Gdy Izaku stanął przy mnie Felix wreszcie puścił mnie ze swojego mocnego uścisku.
Mężczyzna, którego uderzyłem spojrzał najpierw na mnie a potem na blondyna.
Otarł kącik ust, z którego cienką stróżką ciekła krew.
-Izaku chyba nie potrafisz trzymać swoich podwładnych na
smyczy. Spójrz, co ten mały mi zrobił. Przecież to twój człowiek. Powinieneś
jakoś zapanować nad tymi zwierzętami-
Słysząc te słowa znów ręka mi zadrżała. Ten gościu naprawdę
doprowadzał mnie do szału. Felix złapał mnie za przedramię nim zrobiłbym jakieś
głupstwo.
-Uspokój się to ważny klient dla naszej organizacji- Na te
słowa zastygłem na chwilę. Cóż dlaczego mnie to nie dziwi? Jak zawsze
wpakowałem się w największe gówno nie zdając sobie z tego nawet sprawy. Mój
talent do wyczuwania kłopotów jak zwykle niezawodny.
Spojrzałem na blondyna zresztą jak chyba cała sala w niemym
oczekiwaniu na jego ruch. Miałem nadzieję, że chociaż ochrzani tego starego
dziada.
W jednym momencie Izaku skłonił się nisko przed mężczyzną.
-Przepraszam za niego jest młody i jeszcze niewychowany.
Bardzo mi przykro postaram się panu to jakoś wynagrodzić- Nawet nie wiecie, w
jakie osłupienie wprawił mnie ten widok. Dosłownie wmurowało mnie w ziemię. Co
jak co, ale tego się nie spodziewałem.
-Mam taką nadzieję- Odpowiedział facet z ironią i drwiną w
głosie poprawiając swoją marynarkę.
Izaku nic nie odpowiadając na to po prostu odwrócił się.
Powiedział „żegnam pana” i z niezmienioną miną zaczął iść przed siebie rzucając
tylko znaczące i wściekłe spojrzenie w stronę bruneta.
Felix niemal natychmiast złapał mnie za ramię i szarpnął w
stronę wyjścia. Nie opierałem się. Wiedziałem, że i tak mam przechlapane. W
końcu przeze mnie Izaku musiał kogoś przepraszać. Rozumiecie to? On, ten drań zawsze
mający rację musiał przeprosić. Mało tego musiał się przed kimś pokłonić, a to
było dla niego równoznaczne z hańbą.
Tak, tak dopiero teraz zdałem sobie sprawę z powagi całej sytuacji. W
końcu przyjechałem tam razem z nim i jakby no reprezentowałem go. Robiąc
awanturę tylko go ośmieszyłem. Teraz chyba sam bym sobie przywalił. Szkoda, że
tak późno zdałem sobie z tego sprawę. Nie mam nawet, co liczyć na przebaczenie.
Tylko, że ten gościu tak bardzo mnie wkurzył! Ach nawet
teraz mam ochotę go zabić. Sukinsyn na pewno zrobił to specjalnie. Sprowokował
mnie a ja tak po prostu jak naiwne dziecko pozwoliłem mu na to. Coś czuję, że długo
będę żałował dzisiejszego dnia.
Prawie w biegu przemierzaliśmy pozostałe korytarze idąc w
stronę głównego wyjścia. Felix szarpał mnie coraz mocniej a ja próbowałem tylko
nadążyć za tempem, jaki mi narzucił. Po
chwili byliśmy już na schodach prowadzących na parking. Czarna limuzyna
podjechała pod schody. Kyon wyszedł szybkim krokiem zza miejsca kierowcy i
otworzył szeroko drzwi tylnej kabiny. Izaku ruszył w dół a wraz z nim ja
ciągnięty nieubłaganie przez czarnowłosego. Gdy mijałem Kyona ten nawet nie
drgnął patrząc gdzieś w przestrzeń przed sobą. Chwilę później zostałem wrzucony
na tyle siedzenie, a drzwi za mną zatrzasnęły się szybko. Z piskiem opon
ruszyliśmy spod podjazdu. Serce szamotało się w mojej klatce jak dzikie
zwierzę. Dopiero teraz zaczęło do mnie dochodzić, co się stało, co właściwie
zrobiłem i co mnie za to czeka.