środa, 12 października 2016

Ostatni raz

Wstawiam krótki przerywnik, który stanowi połączenie z tym co będzie się działo dalej, ale to już tajemnica na następne rozdziały ;). Na razie zapraszam do czytania. 
------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiecie jak to jest, gdy wstajecie rano i już przeczuwacie, że ten dzień będzie jednym z gorszych? Cóż, właśnie tak się czułem tego ranka. Dzisiaj po raz pierwszy wyszedłem z łóżka. Tak jest! Wielki PAN doktor Rassel pozwolił mi na przechadzkę samopas! Rozumiecie to?
 Choć oczywiście ochrzanił mnie najpierw z góry na dół, że mam się nie przemęczać, tak jak zapewne i tak zrobię i mam się nie denerwować, i odpoczywać. Na koniec podsumował mnie, że pewnie to i tak niemożliwe skoro mowa o mnie i że zapewne wykonam coś głupiego… No cóż nie mogłem go zapewnić, że coś takiego nie będzie miało miejsca w końcu w tym miejscu wszystko się może zdarzyć. Więc ten dzień nie zapowiadał się tak źle, dopóki nie spojrzałem rano w lustro. Moje oczy wyglądały, jakbym był kilkudniowymi zwłokami samego siebie. Opuchnięte i sine, jak podczas pierwszej fazy przemiany w zombie. Dlatego pierwsze, co zrobiłem tego „cudownego” ranka to postanowiłem wziąć wreszcie upragniony prysznic. Wierzcie mi, gdy leży się w łóżku przez tak długi czas to są pewne zapachy i sprawy, których naprawdę nie chcielibyście doświadczać osobiście i o których raczej nie chciałbym wam opowiadać.
Swoja drogą, dobrze było wrócić do swojego pokoju. Niby nie całkiem mój, ale przynajmniej czułem się tutaj w miarę bezpiecznie. Znajome meble, graty i wszechobecny bajzel sprawiły, że poczułem się wreszcie jak u siebie. Niemal od razu rozpocząłem misję łazienka. Ciepła woda mnie uspokoiła i pozwoliła na chwilę się odprężyć, bynajmniej na tyle ile to było możliwe. Niestety był jeden minus całej tej sytuacji. Dopóki moje rany na nadgarstkach się nie zagoją musiałem brać prysznic w gumowych długich rękawiczkach ciasno oplątanych wokół moich przedramion. Podobno to kwestia „bezpieczeństwa”. Zakażenie i tego typu sprawy, ale kto by się tym przejmował? Cieszę się, że nikt mnie tak nie widzi, bo przysięgam, że wyglądam jak wariat z psychiatryka.
Swoją drogą zacząłem chyba odczuwać skutki uboczne leków, o których mówił Rassel. Już po raz enty dzisiejszego dnia poczułem, jakby ziemia nagle zaczyna wirować pod moimi stopami. Złapałem się mocno kabiny i powoli wypełzłem z niej chwytając się zlewu. Ochlapałem twarz lodowatą wodą i wirowanie na chwile ustało. To było naprawdę dziwne uczucie. Jakbym był na kacu, ale zupełnie na trzeźwo… rozumiecie to? Bo ja szczerze nie. I co najgorsze nie da się przyzwyczaić do tego uczucia.
Wyszedłem spokojnie z łazienki opleciony wyłącznie ręcznikiem. Niemal od razu padłem na łóżko jak ledwo żywy. To naprawdę jakaś udręka…. Jakim cudem przejście kilku metrów po płaskim podłożu może sprawiać tyle problemów?
-A więc jednak nie doszedłeś całkiem do siebie?- Niemal podskoczyłem słysząc ten zimny głos dochodzący dosłownie znikąd. Rozejrzałem się i dopiero teraz zauważyłem Felixa stojącego w rogu pokoju ukrytego w cieniu szafy. Mogę się założyć, że specjalnie się tam ulokował, żeby mnie przestraszyć, zaraza jedna.
-Co ty tu robisz? Już nawet odrobiny prywatności nie można mieć we własnym pokoju?- Warknąłem w jego stronę naciągając mocniej na siebie ręcznik.
-Och no proszę cie, nie zachowuj się jak cnotka niewydymka- Wyszczerzył się wrednie i dałbym sobie rękę uciąć, że chciał dodać coś w stylu „Przecież wszyscy wiedza, że tak nie jest” –Rassel się o ciebie martwił. Kazał mi kontrolować co jakiś czas czy nie leżysz gdzieś w korytarzu nieprzytomny- Spojrzał na mnie posyłając mi ten swój markowy ironiczny uśmieszek.
-Jak widzisz mam się świetnie. A teraz idź już sobie, jeśli łaska- Warknąłem w stronę bruneta z nieskrywaną wrogością, jednak Felixa zbytnio to nie wzruszyło.
-Wszystko ok?- Zapytał wgapiając się we mnie tymi czarnymi węgielkami. Wiedziałem, że pytał o moja kondycję fizyczną, ale co miałem mu właściwie powiedzieć? Sam do końca nie byłem pewny czy wszystko było dobrze. Właściwie fizycznie było niby ok, ale w środku czułem, że najmniejszy podmuch złości czy niepowodzenia mnie załamie.
-Tak, chyba tak… sam nie wiem- Przyznałem w końcu wzdychając głęboko. Co teraz? Po tym wszystkim co się stało, co miałem zrobić? Jak zacząć od początku? Miałem po prostu pójść do Izaku i powiedzieć wszystko, co gotowało mi się w głowie? Nie, nie było takiej opcji! Nie potrafiłem nawet przypomnieć sobie jego twarzy bez dreszczy na plecach, a co dopiero własnowolnie pójść do jego pieczary. Właściwie nie oszukujmy się, wyłącznie wyjście z pokoju było już wielkim wyzwaniem. Każdy zakręt był dla mnie jak spojrzenie śmierci w oczy, ON zawsze mógł gdzieś tam stać.
-Wierz, że nie musisz na razie nic robić. Nikt na ciebie nie naciska i sam też nie powinieneś- Mruknął pod nosem brunet patrząc na mnie uważnie. Czy mi się wydaje, czy on się jednak o mnie martwi? Chyba naprawdę zaczynam mieć problemy z głową.
-Nie rozumiesz- Po tym co się stało wolałbym już nigdy więcej na niego nie patrzeć. Ale przecież to niemożliwe. Tutaj on jest królem i władcą a spotkanie z nim to tylko kwestia czasu - Wciąż mam w głowie te sceny. Brutalność.  Gdziekolwiek nie spojrzę, cokolwiek nie zrobię, wciąż w kółko widzę przed oczami te noc.   Tak jakby wyryto ją w mojej głowie. Muszę jak najszybciej pozbyć się tego albo nie będę w stanie wrócić do normalności- Westchnąłem ciężko, bo oddech uwiązł mi gdzieś w gardle. Wciąż się bałem, czułem ten potężny wszechogarniający strach. Ciężar obecności Izaku na barkach.
-Wiesz coś ci powiem- Zagadnął, po czym ostrożnie podszedł do drzwi. Przez chwilę nasłuchiwał, a potem znów odwrócił się w moją stronę. Spojrzał głęboko w moje oczy, jakby zastanawiał się jeszcze, czy aby na pewno powinien coś jeszcze dodawać, w końcu jednak się przełamał – Izaku na pewno nie pozostał obojętny na to co się stało. Możliwe, że żałuje tego co zrobił- Parsknąłem śmiechem słysząc tak naiwne i dziecinne słowa z ust bruneta. „Żałuje”. To słowa w żaden sposób nie pasowało mi do blondyna. Przecież to on jest wielkim władcą, to on ustala reguły. Dlaczego miałby żałować dla takiego śmiecia jak ja? Nie mogę uwierzyć, że Felix, którego miałem za prawdziwego realistę mógł wymyśleć cos takiego, to przecież całkowicie niedorzeczne.
-Nie bądź śmieszny Felix obaj wiemy, że to niemożliwe- Spojrzałem na niego wzrokiem pełnym goryczy i furii. Takie żarty w żaden sposób mnie nie śmieszyły.
-Zastanów się nad tym jeszcze. W końcu wszyscy jesteśmy tylko ludźmi- Uśmiechnął się blado i odwrócił się znów w stronę drzwi naciskając na klamkę. Nim zdążyłem cokolwiek dodać brunet wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Jesteśmy ludźmi… moje serce doskonale wie, że blondyn dla mnie nie jest już człowiekiem. Jest po prostu bestią. Okrutnym sobą, który nie cofnie się przed wyrządzeniem jakiejkolwiek krzywdy. Usiadłem na łóżku podciągając kolana pod brodę. Przez chwile starałem się wyobrazić sobie Izaku, jako człowieka. Próbowałem tak o nim myśleć wierzcie mi. Jak o człowieku, który czasem potrzebuje pomocy, który zbłądzi w życiu, który czasem popełnia błędy… ja próbowałem, ale te wszystkie słowa były tak obce jego postaci, która wciąż tkwiła mi w głowie. Zupełnie do niego nie pasowały. Po prostu nie potrafiłem znaleźć dla niego usprawiedliwienia. Nie potrafiłem powiedzieć nic, co mogłoby sprawić, że jego obraz nie byłby tak czarny w mojej głowie. A mimo to ja wciąż… nawet nie potrafiłem już tego powiedzieć. Samo myślenie o tym jak słabe i uparte jest moje serce przyprawiało mnie o ból nie do zniesienia. Czemu sam sobie zadawałem takie cierpienia?  Sam nie potrafię tego zrozumieć. Wolałbym zapomnieć to uczucie i znienawidzić go całym sobą. W którymś momencie moje ciało przeszył potężny dreszcz. Dotknąłem ramienia, które było już lodowate. Wciąż siedziałem na łóżku w samym ręczniku.
Doskoczyłem szybko do komody wygrzebując z niej jakąś bieliznę i ubrania. Momentalnie zrobiło mi się cieplej. Przewiesiłem ręcznik przez krzesełko i dotknąłem lekko pościeli. Cholera… tak jak myślałem nasiąknęła wody z ręcznika. Zanim wyschnie trochę minie. Swoją droga co niby miałem robić w tym pokoju? Własne myśli mnie dobijały. A siedzenie tutaj bez żadnego celu po prostu mnie denerwowało. Cóż najlepiej było by pójść do biblioteki i podkraść stamtąd stosik książek żebym mógł się tutaj zabunkrować na jakiś czas. Lepiej dla mnie, żebym nie wychylał się zbytnio.  Naprawdę spotkanie Izaku w tym momencie było na końcu mojej listy rzeczy niechcianych.
Wysunąłem się z pokoju i powoli zacząłem iść korytarzem do celu. Patrząc na te znajome ściany mam wrażenie jakbym spędził tutaj wieczność. Jakbym znał już każdy szczegół tych murów, każdy zakręt i każdy ukryty zakamarek. To miejsce było mi domem przez tak długi czas.
W końcu po kilku minutach wreszcie doszedłem do biblioteki. Od razu schowałem się między półki, by nikt mi nie przeszkadzał. Co by tutaj wybrać? Co prawda Izaku zwykle dostarczał mi dużo wątpliwej rozrywki, przez co nie miałem zbyt wiele czasu na czytanie, ale ostatecznie lubiłem książki. Były ciekawe, barwne i zabierały mnie chociażby na chwilę w świat, który był poza moim zasięgiem. Niestety biblioteka nie była przesadnio duża, więc było tutaj również dużo książek technicznych, ekonomicznych i wiele podręczników. Szczerze to nie wiem, co mam o tym myśleć. Czyżby elita zabójców musiała się dokształcać? Na samą myśl uśmiech sam wpłynął mi na usta. Już widzę Felixa zakuwającego do egzaminów. Prędzej spaliłby wszystko razem z egzaminatorem. Nie potrafiłem powstrzymać parsknięcia, które wydarło się z moich ust.
W końcu wypatrzyłem książkę, której okładka była wyjątkowo zachęcająca. Lubię fantastykę. Jakoś jest w niej o wiele więcej radości i pozytywnych emocji, poza tym jest bardziej ekscytująca. Jakby mało było mi fajerwerków w życiu… No cóż może po prostu wciąż jestem dużym dzieckiem, które niekiedy lubi pomarzyć. Czasem chyba tak po prostu trzeba. Marzyć, by przeżyć w tym szarym, szalonym świecie. Ostatecznie wybrałem sobie pięć książek, których jeszcze nie czytałem a wydawały się zachęcające. To powinno mi starczyć na kilka dni spokoju. Będę mógł w ciszy zamknąć się w pokoju i po prostu odpoczywać nie ryzykując spotkania z blondynem. Wysunąłem się spomiędzy półek niepostrzeżenie. Usłyszałem cichutkie kroki dochodzące z jednego z korytarzy, były tak delikatne i ostrożne, jakby ktoś poruszał się na palcach. Najgorsze w tym wszystkim było to, że wydawały się niebezpiecznie znajome. Zamiast ukryć się z powrotem pomiędzy półkami stałem, jak zastygły wpatrując się w korytarz. I chociaż mój rozsądek ostatkami sił wrzeszczał do mnie bym się schował to ciało nie chciało mnie słuchać. Z coraz szybciej bijącym sercem czekałem na to, kto pojawi się w drzwiach. Niestety czułem, że najgorszy z moich sennych koszmarów właśnie za moment miał się ziścić.
Nim się obejrzałem rdzawe tęczówki dosłownie mnie dopadły. Przerażenie, tak wielkie, że nie byłem w stanie powstrzymać dreszczy ogarnęło całe moje ciało. Izaku. A więc miałem rację. Był tutaj.  Szedł w moją stronę. Patrzyłem jak złote pasma jego włosów tańczą w powietrzu. Brakowało mi tchu.  Moje serce przyspieszało z każdą sekundą jakby za chwilę miało wyskoczyć z mojego ciała.  Poczułem jak ziemia osuwa mi się spod nóg, i powoli zaczynam tracić kontrolę nad własnym ciałem. Zawroty głowy powróciły. W pewnym momencie po prostu poczułem jak wpadam na coś twardego. Nim się obejrzałem regał z książkami za mną zachwiał się złowrogo. Wciąż patrzyłem w oczy Izaku. Nie potrafiłem odwrócić się od tego magnetycznego wzroku. Tak jakby uwięził mój umysł w tym spojrzeniu. Patrzyłem jak jego źrenice się rozszerzają, gdy na omdlałych nogach osuwałem się na ziemie. Podbiegł do mnie w mgnieniu oka. Niczym błysk jasnego światła. Stanął zaledwie centymetry ode mnie.
Niespodziewana bliskość blondyna sprawiła, że zamarłem. Czułem jego zapach, jego ciepło, oddech, spojrzenie na ramionach. Dwie książki spadły z głośnym hukiem trzaskając o podłogę obok mnie. Ręka blondyna zaczęła się przybliżać do mnie. Chciałem krzyczeć, ale nie potrafiłem. Strach gorszy niż cokolwiek, co znałem ściskał moje gardło i serce. Wzdrygnąłem się przyciskając stosik książek, które wciąż miałem w rękach do siebie. W mojej głowie już pojawiły się obrazy tego co zaraz nastąpi. Ręka, która się zbliżała… szarpnie mnie za włosy… uderzy… złapie za gardło. Te przerażające wizje dosłownie mnie zmroziły. Jednak mimo moich wszelkich obaw Izaku nie zrobił nic. Usłyszałem jedynie jak wzdycha głęboko nad moją głową. Spokojnie podniósł dwie duże księgi z podłogi i odłożył je na miejsce. Odwrócił się ode mnie i poszedł w swoją stronę. Po tym wszystkim po prostu odszedł. Tak najzwyczajniej, jakby nic się nie stało. Po prostu odszedł. Nie mówiąc nawet słowa. Nie wypowiadając nawet jednego słowa. Po prostu wyszedł…

Ulga pomieszana z goryczą, strach z domieszką tęsknoty, wściekłość z kroplą żalu. Łzy podeszły mi do oczu, ale od razu je starłem. Nie chciałem już płakać, nie chciałem już się tak czuć. Dlaczego przez niego muszę być taki dziwny? Wstałem najszybciej jak potrafiłem i niemal biegiem przemierzyłem drogę z powrotem do swojego pokoju. Korytarz znów zaczął się dziwnie chwiać, również mój pokój wirował. Zawroty głowy powróciły. Wypuściłem książki z rąk, które po prostu opadły na podłogę z trzaskiem. Rzuciłem się na łóżko czując, że zaraz padnę jak mucha. Tak ciężko był oddychać. Zamknąłem oczy próbując się uspokoić. Jednak jedyne co potrafiłem dostrzec w ciemności to te błyszczące czerwone oczy. Nie zniosę tego, już dłużej. Nie mogę. Nie potrafię normalnie spoglądać w jego twarz, w te oczy. Nie potrafię nawet normalnie funkcjonować, gdy wiem, że on jest gdzieś obok. Mam dość. Naprawę żałuje, że nie udało mi się wtedy zabić. Spojrzałem na swoje nadgarstki wciąż obwiązane ciasno bandażami. Gdybym tylko ciął głębiej, mocniej. Już nigdy nie musiałbym patrzeć w te przerażające oczy.

CDN...