Od kilkunastu minut chodziłem po niewielkim pokoju w tę i z powrotem tak naprawdę nie wiedząc co ze sobą zrobić. Wszystko było nie tak. Jak do tego doszło? A właściwie, dlaczego znowu mnie to spotykało? Byłem wkurwiony, to chyba oczywiste. W tak prosty i beznadziejny sposób dałem się złapać jakimś opryszkom i…. och wciąż miałem twarz wąsacza przed oczami. Ile bym dał, by znów go ujrzeć. Najpewniej wtedy nie powstrzymałbym się przed rozkwaszeniem tej jego parszywej gęby. Warknąłem w duchu czując jak gniew rozprzestrzenia się po moim ciele i stawia wszystkie moje włoski na baczność
- Możesz wreszcie usiąść? - Cichy głos rozproszył moje rozszalałe myśli. Spojrzałem gniewnie na dziewczynę, leżącą z książką w ręku na swoim łóżku. Jak ona mogła być taka spokojna? Czy nie zdawała sobie sprawy, gdzie się znajdujemy?
Przez chwilę próbowałem posłać w jej stronę najbardziej morderczy wyraz twarzy na jaki było mnie stać. Niestety ona najwyraźniej nie przejmowała się moim stanem.
Cóż trudno było się jej dziwić. W końcu, kiedy tylko doszedłem do siebie, na jej chęć pomocy i troskę o moją biedną obolałą głowę zareagowałem chyba nieco zbyt gwałtownie. Odepchnięcie jej z warkotem i obrzucenie obelgami typu „wypieprzaj”, „nie dotykaj mnie dziwko” i „odpierdol się”, raczej nie było najmilszym przywitaniem z mojej strony.
W końcu usiadłem na łóżku czując jak ciężar wyrzutów sumienia zaczyna przygniatać moje serce. Westchnąłem cierpiętniczo. Wciąż jeszcze dźwięczało mi w głowie po mocnym uderzeniu. Nie wspominając już, że nie byłem w stanie dotknąć tyłu głowy. Cholera musieli mnie porządnie sprać. Spojrzałem z powrotem na dziewczynę, która jak na miejsce, w którym się znajdowaliśmy wydawała się, aż nazbyt zrelaksowana.
- Przepraszam - Bąknąłem w jej stronę chyba zbyt cicho, bo dziewczyna przesunęła na mnie jedynie pytające spojrzenie, jakby nie do końca usłyszała moje słowa – Nie chciałem na ciebie tak naskoczyć wcześniej. Po prostu...-
- Byłeś zdenerwowany – Wtrąciła spokojnie patrząc mi prosto w oczy. Skinąłem jedynie głową, bo czułem się zbyt zawstydzony swoimi wcześniejszymi słowami – Rozumiem. W końcu nie codziennie cały świat w którym dotychczas żyłeś wali Ci się na głowę-
W jej miękkim głosie wyczułem nutkę ironii. Chyba jednak nieco uraziłem wcześniej jej dumę. Westchnąłem tylko głośno. Boże gdyby ona tylko wiedziała, że mój świat już dawno zaczął mi się walić na głowę.
- Sara tak? - Zagadnąłem dziewczynę, próbując przerwać tą niezręczną ciszę, która między nami zapadła. Dziewczyna skinęła jedynie głową nie odrywając wzroku od wcześniej czytanej książki – Więc… długo już tutaj jesteś?- Zagadnąłem nie bardzo wiedząc jak i o czym mam z nią rozmawiać. Dziewczyna wzruszyła tylko lekko ramionami, jakbym zapytał o coś zupełnie nieistotnego.
- Bo ja wiem… kilka lat może? - Momentalnie zesztywniałem. Jak to kilka lat? Czułem jak zimny pot oblewa moje ciało a dreszcze przerażenia nieprzyjemnie wstrząsają moim ciałem.
- Chcesz mi powiedzieć, że już od kilku lat jesteś tutaj… zamknięta?- Dokończyłem koślawo. Moje serce z przerażenia aż krzyczało w piersi. To nie były przelewki. Dziewczyna skinęła jedynie głową wywołując we mnie dosłownie falę grozy i paniki – Pewnie ucieczka stąd nie jest zbyt łatwa – Zagadnąłem, czując już kościach, jaka będzie odpowiedz na moje pytanie.
- Chyba raczej niemożliwa – Dziewczyna spojrzała na mnie z lekkim politowaniem, jakbym właśnie urwał się z jakiejś choinki. Cóż może tak właśnie było. Chociaż. Przecież już raz udało mi się odejść z miejsca, które też podobno było niemożliwe do opuszczenia. Przekląłem cicho pod nosem, ale Sara i tak usłyszała.
- Myślę, że po spotkaniu z naszym szefem sam dojdziesz do podobnych wniosków – Dziewczyna westchnęła siadając na łóżku i odłożyła obok siebie czytaną wcześniej książkę – To miejsce jest strzeżone lepiej niż więzienie. Wokół pełno strażników, którzy dokładnie obserwują każdy nasz ruch, by upewnić się, że nikt stąd nie pryśnie. Zresztą chyba tylko szaleniec miałby nadzieję, że sam przetrwa w tej dzielnicy – Spojrzała na mnie znacząco, jakby chciała wbić do mojej głowy, bym został tu gdzie jestem i nie próbował, żadnych podejrzanych ruchów. Cmoknąłem ustami czując jak irytacja z każdą chwilą wzbiera w mojej głowie.
- W swoim życiu spotkałem już wielu „strasznych” ludzi. Wątpię, by twój szef zrobił na mnie wrażenie - Burknąłem z przekąsem w stronę dziewczyny. Prawda była jednak taka, że nie wiedziałem co mnie tutaj czeka. Mogłem się postawić, tak jak zawsze stawiałem się wszystkim, którzy chcieli mnie podporządkować. Tylko co dalej? Muszę się stąd jakoś wydostać. Muszę obmyślić plan. W końcu, jakoś na pewno da się da się stąd uciec, prawda...prawda?
- Nasz szef – Poprawiła mnie z lekkim przekąsem.
Spojrzałem na nią gniewnie. Jeśli ona myśli, że dam się znowu podporządkować jakiemuś palantowi, to się bardzo myli.
W tym momencie na korytarzu dało się usłyszeć donośny stukot ciężkich butów, który zdawał się zbliżać w kierunku drzwi do naszego pokoju. Dziewczyna siedząca przede mną momentalnie skamieniała. Szybkim ruchem schowała książkę, którą wcześniej czytała pomiędzy materac a stelaż łóżka. Usiadła sztywno wpatrując się we mnie z lekką obawą.
- Lepiej nie mów nic głupiego. On jest okrutny, wymyśli dla Ciebie taką karę, byś cierpiał możliwie najmocniej. Po prostu mu przytakuj, albo nie odzywaj się wcale – Wyszeptała przerażonym i ściszonym głosem. W jej oczach widziałem strach, tak przeraźliwy, jakby już za moment miała walczyć o swoje życie.
Nim zdążyłem dodać cokolwiek, ktoś staną przy naszych drzwiach a zamek trzasnął złowrogo. Spojrzałem na ogromne postaci, które pojawiły się przede mną.
Dwóch wielkich barczystych facetów z lodowatym spojrzeniem i kamiennym wyrazem twarzy stało tuż nade mną. Ostrożnie spojrzałem najpierw na gościa z wielką blizną na połowie twarzy a następnie na jego towarzysza, który miał równie parszywy wyraz na gębie. Wyglądali, jak te bezmózgie wersje gorylo-kiboli, którzy nadają się jedynie na żywe maszynki do bicia.
- Wstawaj – Burknął jeden w moją stronę. Przez chwilę rozważałem postawienie się im i wkurwienie ich do granic możliwości, ale w końcu nie wiem co czeka mnie dalej więc chyba nie było sensu pogrywać z takimi pionkami, jak oni.
Wstałem powoli, a facet z blizną przepuścił mnie bym swobodnie mógł przejść przez drzwi. Nagle poczułem mocniejsze pchnięcie i warkot wściekłego wilka za sobą.
- Szybciej – W tym momencie poczułem jak gniew wzbiera w moich żyłach rozpalając je do granic. Co ten skurwiel sobie myślał?! Zacisnąłem zęby i pięści próbując się opanować. Kurw… niech spróbuje tego jeszcze raz a przysięgam, że wydrapię mu oczy.
Spojrzałem nienawistnie w stronę faceta z blizną. Ten najwyraźniej nie przejął się zbytnio moim spojrzeniem, bo zwyczajnie wyminął mnie i zaczął prowadzić nas przez niekończące się korytarze. Rozejrzałem się dyskretnie, ale nie było zbytnio czego podziwiać. Zwykły korytarz z mnóstwem drzwi po obu stronach. Pewnie wszystkie prowadziły do pokoi … prostytutek. Samo to słowo wywoływało u mnie już obrzydzenie. Poczułem jak fala dreszczy przeszywa moje ciało. Czy naprawdę już niedługo również miałem stać się jedną z nich?
Weszliśmy do wielkiej czerwonej sali. Wokół słychać było spokojną stonowaną muzykę. Wydawało się, że był to jakiś hol oddzielający część dla gości od „domowników”. Goyl przede mną przeszedł na drugą stronę zatapiając nas w kolejnym labiryncie wąskich korytarzy. Niedługo potem zdaje się, że doszliśmy do miejsca docelowego. Strażnik zatrzymał się przed wielkimi czarnymi drzwiami ze złotą klamką. Spojrzał najpierw na mnie a później na swojego towarzysza, po czym pociągną za klamkę.
- Już jesteśmy szefie –
Przestępując próg średniej wielkości gabinetu pozwoliłem sobie rozejrzeć się dyskretnie. Nie było tu nic wartego uwagi. Meble stanowiła jedynie wysoka szafa w z barkiem w rogu, kilka krzeseł i sporej wielkości biurko stojące na samym środku pomieszczenia. Tuż za nim na skórzanym kręconym krześle siedział jak się domyślam wielki „szef”.
- No proszę, a więc to jest mój nowy nabytek – Tyle wystarczyło mi bym znów poczuł jak gniew rozpala, każdą komórkę mojego ciała. „Nabytek”? Co ten pieprzony kutas sobie myśli?! Posłałem w jego stronę najbardziej nienawistne i mordercze spojrzenie, na jakie było mnie stać. Zacisnąłem pięści, by powstrzymać się od warknięcia, a jeszcze bardziej od komentarza, który właśnie cisnął mi się na usta.
Mężczyzna wstał okręcając się na krześle i podrygując aż nazbyt wesoło. Był raczej średniej budowy, szczupłym brunetem. Miał zielone oczy, zakrzywiony nos i ten dziwaczny fałszywy uśmieszek. Gdy patrzyłem dłuższa chwilę w jego kierunku, jedyne co przyszło mi na myśl to wąż. Paskudna, zdradziecka, jadowita żmija. Zatrzymał się jakiś metr ode mnie lustrując mnie od stóp aż po czubek głowy. Przekręcił głowę na prawy bok marszcząc brwi, po czym przekręcił ją na lewy bok zatrzymując wzrok na moim kroczu. Poczułem się nieco niepewnie, ale mimo to nie mam zamiaru dać się przestraszyć.
- Jak ci na imię chłopcze?- Rzucił melodyjnie patrząc mi prosto w oczy.
Milczałem. Nie miałem zamiaru ułatwiać temu zasranemu dupkowi życia ze mną. Przez chwilę do mojej głowy zdążyło napłynąć milion mało grzecznych odzywek, które w tej chwili mógłbym mu zaserwować. Nim jednak zdążyłem się zdecydować pomiędzy „spierdalaj” a „wal się” poczułem jak goryl stojący za mną pchnął mnie mocno wyraźnie dając mi do zrozumienia, że mam zacząć odpowiadać.
Warknąłem w jego stronę, chcąc się odwinąć za ten ruch. Najwyraźniej strażnikowi nie przypadło to do gustu, bo ruszył w moją stronę wyraźnie poirytowany. W tym momencie zatrzymał go jednak gest ręki „szefa”. Mężczyzna podszedł do mnie tak blisko, że prawie stykaliśmy się ciałami. Chwycił mnie za brodę po czym nakierował moje spojrzenie wprost na swoją obrzydliwą twarz.
- Nieodpowiadanie na czyjeś pytanie nie jest zbyt grzeczne, ale to nic. W końcu jesteś tu pierwszy dzień więc mogę ci to jakoś wybaczyć – Uniósł lekko kąciki ust wyraźnie zadowolony lustrując dokładnie moją twarz – Całkiem ładny jesteś - Wyszczerzył się z wyższością zaplatając kosmyk moich włosów, który uciekł mi na twarz z powrotem na swoje miejsce. Ten mały gest zbił mnie nieco z topu i sprawił, że miałem ochotę cofnąć się jak najdalej- Ten młodzieńczy upór i ogień w twoich oczach sprawia, że czuję prawdziwą ekscytację – Nachylił się w moją stronę tak, że jego usta znalazły się tuż przy moim uchu – Szkoda, że już niedługo zniknie – Wyszeptał lodowatym tonem owiewają mój kark swoim oddechem.
Moje ciało mimowolnie zadrżało. Ten mężczyzna miał w swoim głosie coś niebezpiecznego, nie znoszącego sprzeciwu i niemal bezdusznego. Dostrzegając najwyraźniej moją reakcję odsunął się z wyrazem zadowolenia i wyższości na tej swojej paskudnej gębie. Niech go szlag!
- Ja nazywam się Jacob, ale wszyscy mówią mi Jack. Jak już pewnie zauważyłeś to JA jestem tutaj SZEFEM – Podkreślił znacząco posyłając mi uważne spojrzenie – A ty mój mały… Ty należysz teraz do mnie i do tego miejsca – Uśmiechnął się z wyższością patrząc bezczelnie prosto w moje oczy.
- Po moim trupie - Warknąłem nie będąc w stanie utrzymać już dłużej emocji na wodzy.
- Och nie mój drogi to by była wielka strata. Z pewności znajdzie się wielu chętnych by spędzić z tobą miło czas – Wyszczerzył się w moją stronę.
- Nie jestem pieprzoną rzeczą, żebym należał do ciebie! - Nie potrafiłem już dłużej powstrzymywać się od gniewu, który gotował krew w moich żyłach. W dodatku to jakieś pierdolone deja vu. Kilka tygodni temu byłem zupełnie w tej samej sytuacji. Dlaczego wciąż muszę wszystkim wokół o tym przypominać!
- Mylisz się mój drogi. Wczoraj wieczorem odkupiłem Cię od handlarza. A to oznacza, że straciłeś swoją cenną wolność i stałeś się towarem – Odparł ze stoickim spokojem opierając się biodrami o blat biurka.
Gdy sens jego słów zaczął powoli do mnie docierać poczułem jak narasta we mnie panika. To chyba jakiś żart! To jakiś pieprzony żart! Cofnąłem się lekko czując jak strach ściska powoli moje serce i odbiera mi oddech. Poczułem za sobą stanowczą dłoń, która zatrzymała moje kroki.
- Dobrze, chyba czas zobaczyć co za towar nam się trafił. Rozebrać go – Rzucił mężczyzna bez cienia emocji w głosie.
W tym momencie poczułem jak silne dłonie strażników złapały za poły moich ubrań i zaczęły je ze mnie zdzierać. Strach, a raczej przerażenie i panika, którą czułem sprawiały, że miałem ochotę płakać. Próbowałem walczyć, bronić się wierzgając na wszystkie strony. Uderzałem rękami i kopałem na oślep licząc, że jeden z ciosów dosięgnie celu. Niestety nie minęła chwila, a stałem na środku pomieszczenia zupełnie nagi. Złość,rozgoryczenie i upokorzenie, które czułem w tym momencie sprawiały, że całe moje ciało zaczęło drżeć. Nie próbowałem się zasłaniać. To nie miało sensu, w końcu dla nich byłem tylko „towarem”.
- Hmmm – Jack przeszedł koło mnie chcąc najwyraźniej obejrzeć moje ciało z tyłu. Następnie obszedł mnie kilka razy wokół zerkając to z prawej to z lewej strony. Zaczynałem się czuć jak pieprzona rzeźba na wystawie. Zamarłem, gdy palce mężczyzny przejechały po moim brzuchu i zatrzymały się na wyraźnie zarysowanej bliźnie – To ślad po papierosie, prawda? – Na te słowa przed oczami stanęła mi pierwsza noc w klanie zabójców. Wstrzymałem oddech przypominając sobie rozwścieczoną twarz Izaku. Zagryzłem dolną wargę czując, jak zaczyna drżeć. Po chwili poczułem zimne palce jadące po moich plecach – A te… to najwyraźniej ślady po nożu – Zacisnąłem pięści jeszcze mocniej czując jak całe moje ciało zaczyna dygotać i jak powoli tracę nad nim kontrolę – Za to te… - Odparł spokojnie łapiąc mnie za nadgarstek, na którym od niedawna nie było już bandaży i uniósł go do góry – Te raczej zrobiłeś sobie sam – Skwitował odsuwając się ode mnie i znów przyglądając mi się z daleka.
Przez dłuższą chwilę milczał jedynie patrząc na mnie. Gdy opanowałem łzy usilnie cisnące się pod moje powieki zdecydowałem się spojrzeć w kierunku mężczyzny. Jego oczy były lodowate , ale wyraz twarzy wyrażał raczej obrzydzenie. Zupełnie, jakby blizny psuły i obniżały moją „wartość”, jako dobry materiał na prostytutkę.
- Cóż… najwyraźniej wcześniej już do kogoś należałeś – Skwitował wyginając usta w niesmaku.
-Ja… nie… do nikogo nie należałem! – Wysyczałem spomiędzy zaciśniętych zębów.
- Och proszę cię - Żachnął się mężczyzna znów podchodząc do mnie. Tym razem w jego oczach czaiły się iskierki rozbawienia – Potrafię rozpoznać, jak ktoś reaguje na mój dotyk … – Oblizał wargi po czym przesunął dłonią od mojego obojczyka na ramię i kark. Przełknąłem głośno ślinę, czując jak moje ciało momentalnie się napina. Zbliżył się do mnie niemal ocierając się o moje ramie i nachylił znów nad moim uchem – … A widzę, że ty znasz rozkosz męskiego dotyku – Szepnął jednocześnie przejeżdżając dłonią po moim pośladku. Zadrżałem.
Jack odsunął się ode mnie z wyraźnie zadowoloną miną. Posłałem mu nienawistne spojrzenie, ale ten najwyraźniej nic sobie z niego nie robił.
- Dobrze. Będzie z ciebie jakiś użytek – Odparł beznamiętnie wracając z powrotem za biurko. Rozsiadł się na krześle po czym dodał – Weźcie go do łazienki, niech się porządnie wykąpie, bo śmierdzi – wykrzywił usta wyraźnie obrzydzony - Dajcie mu też nowe ubrania te stare szmaty do niczego się już nie nadadzą. Możecie je spalić – Dodał nie patrząc już na mnie. Zaczął wyciągać jakieś papiery z szuflady po czym skinął ręką, na znak, że możemy już odejść.
- Tak jest szefie – Odparł strażnik po czym złapał mnie mocno za rękę i szarpnął w kierunku wyjścia.
Chwilę później byłem już prowadzony za ramiona z dwóch stron zupełnie nagi przez kolejne korytarze. W końcu mężczyźni wtargali mnie do wielkiej wspólnej łazienki po czym pchnęli mnie w stronę prysznica. W wielkim pomieszczeniu było ich co najmniej osiem, ale niestety nie były oddzielone nawet zwykłą kotarą. Spojrzałem na strażników z wyraźną irytacją. Chcieli, żebym mył się tutaj? I co? Może mieli zamiar mi się przyglądać?
Najwyraźniej tak właśnie było, bo facet z blizną fuknął na mnie gniewnie zaplatając ręce na piersi, wyraźnie dając mi do zrozumienia, że nigdzie się nie wybiera. Zboki. Nie mając większego wyboru chwyciłem za kurek od prysznica i puściłem wodę. Pierwsze spadające krople były niemal lodowate, co sprawiło, że się skuliłem. Na szczęście chwilę później woda zmieniła temperaturę na wyraźnie cieplejszą. Chwyciłem za butelkę szamponu, która razem z żelem stała na półce przy każdym stanowisku i nalałem sobie odrobinę na dłoń. Nie spieszyłem się z myciem. Skoro te dupki zamierzały się tak bezkarnie na mnie gapić to miałem zamiar wykorzystać bardzo dokładnie i bardzo powoli czas, który tutaj dostałem. W końcu, kiedy spłukałem całą piane ze swojego ciała, jeden ze strażników podszedł do mnie i burknął agresywnie…
- Kończ -
Nie mając większego wyboru wyłączyłem wodę i wyszedłem spod prysznica. Drugi z mężczyzn rzucił we mnie ręcznikiem bez słowa. Z goryczą upokorzenia w ustach zacząłem się przed nimi wycierać, kiedy skończyłem zaplotłem sobie ręcznik na biodrach, co pozwoliło mi poczuć się chociaż odrobinę bardziej komfortowo. Jeden z nich znów szarpnął mnie za ramię w stronę korytarza. Nasza droga nie trwała zbyt długo, bo przeszliśmy do pomieszczenia po drugiej stronie korytarza. Najwyraźniej był to jakiś magazyn z ubraniami, bo po obu stronach długiego pomieszczenia znajdowały się wieszaki i półki wypełnione ubraniami.
- Zabieraj co potrzebujesz. Masz 5 minut – Fuknął do mnie facet z blizną po czym wepchnął mnie w głąb pomieszczenia. Pierdolony dziad.
Nie zwracając już większej uwagi na strażnika szybko odnalazłem wydzieloną część z męskimi ubraniami. Chociaż to chyba było zbyt wiele do powiedzenia. Wszystkie koszulki były albo prześwitujące, albo z mocno wyciętym dekoltem. Za to spodnie, szkoda gadać, lateks dosłownie wszędzie. Po krótkiej chwili udało mi się odszukać coś bardziej „normalnego”. Na półkach znalazła się nawet bielizna. Zacząłem się ubierać pod bacznym spojrzeniem strażnika. Z półek zabrałem jeszcze kilka sztuk ubrań „na zaś” chociaż właściwie nie wiedziałem czy mogę wynieść stąd coś więcej, po czym podszedłem w jego stronę. Facet nie zaprotestował. Wyszedłem tuż za nim. Drugi ze strażników już czekał na nas przed pomieszczeniem. Chwilę później wracaliśmy już tymi samymi korytarzami z powrotem do pokoju. Gdy stanęliśmy przed drzwiami facet z blizną wyjął z kieszeni pęk kluczy, po czym otworzył zamek. Następnie zostałem bezceremonialnie wepchnięty z powrotem do pochłoniętego w półmroku pokoju. Drzwi za mną zamknęły się z trzaskiem i dźwiękiem zamykanego zamka. Westchnąłem rzucając niesione ciuchy na łóżko.
Sara wciąż siedziała na łóżku z tą różnicą, że przyglądała mi się teraz badawczo. Westchnąłem ciężko czując jak irytacja i desperacja dochodzą w moim ciele do wartości krytycznej. Z wściekłości kopnąłem łóżko z całej siły, na co te odpowiedziało głośnym skrzypnięciem. Wszystko to było jakieś popieprzone. Ten pierdolony facet. Niech go szlag trafi! Opadłem na łóżko odwracając się plecami do dziewczyny. Nie mam najmniejszej ochoty by teraz prowadzić z nią jakiekolwiek beznadziejne rozmowy. Niestety Sara najwyraźniej nie podzielała mojego zdania.
- Jak poszło? - Zapytała spokojnie, ale można było wyraźnie wyczuć tę nutkę ciekawości w jej głosie.
- Nie chce mi się gadać o tym –
- Dobrze – Odparła dziewczyna, ale po chwili dodała jednak – Wróciłeś w jednym kawałku to znaczy, że Jack jest z ciebie najwyraźniej zadowolony – Słysząc coś takiego znowu się we mnie zagotowało, ale po chwili postarałem się uspokoić. W końcu ta dziewczyna dzieliła ten sam los co ja. Wyżywanie się i wyładowywanie na niej nie miały żadnego sensu.
- Gówno mnie obchodzi co myśli Jack! – Warknąłem podnosząc się i siadając na łózko.
Dziewczyna patrzyła na mnie przez chwilę, jakby nieco urażona.
- Nie mów tak, jeśli ktoś usłyszy może mu donieść a to się źle dla ciebie skończy- Odparła spuszczając wzrok na podłogę.
- Jeśli chcesz to możesz na mnie donieść, proszę bardzo! – Warknąłem w jej stronę chyba nieco zbyt agresywnie, bo Sara momentalnie się spłoszyła i zaczęła kręcić głową.
- Nie zrobię tego, w końcu jesteśmy od dzisiaj w tym bagnie razem – Poczułem jak gorzki uśmiech wpływa na moje usta. Ta dziewczyna miała racje. To było istne bagno w którym utknęliśmy i jakoś musieliśmy się ratować.
- Co teraz? - Zapytałem czując jak pustka i brak możliwości ratunku zaczynają mnie powoli przytłaczać.
- Teraz czekamy - Odparła dziewczyna podpierając brodę dłonią.
- Na co? -
- Aż będziemy potrzebni – Odparła patrząc gdzieś w przestrzeń przed sobą.
Na dźwięk tych słów moja głowa znów zaczęła mi podsuwać do świadomości serię niechcianych obrazów. Znów widziałem tego faceta z bankietu. Tego oblecha, który ślinił się na mój widok. Tego, który wszystko zniszczył, który nazwał mnie zabawką. Czy tak właśnie miało być? Miałem stać się zabawką? Czy to znaczy, że teraz będę zmuszony pieprzyć się z podobnymi jemu świniami bez słowa sprzeciwu? Na samą myśl chciało mi się rzygać i płakać jednocześnie.
CDN...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam po długiej przerwie :)
Cóż mogę powiedzieć. Postaram się dokończyć historię Shona mimo pewnych przeciwności w moim życiu. Mam nadziej, że wybaczycie mi tą długą nieobecność.
Chciałam dodać formatowanie tekstu, które ułatwi wam czytanie opowiadania, ale niestety na tej stronie nie jest to możliwe. Więc zostawiłam z przerwami ;/