poniedziałek, 6 lipca 2020
Sara
Po ty tym jak pożegnałem się z Marshallem zostałem odprowadzony do swojego pokoju pod bacznym okiem jednego z ochroniarzy. Najgorsze było jednak to, że gdy pojawiłem się już w tym małym dusznym pomieszczeniu, który był naszym pokojem, zdałem sobie sprawę z tego, że Sary w nim nie ma. Ja pierdole… Czy ona dalej jest tym popieprzeńcem?
Milion myśli i obrazów zaczęło przychodzić do mojej głowy. Mało przyjemnych a jakże. Obrazy jak z horroru: gwałty, okładanie dziewczyny pięściami, batem… Wszystkie te straszne wizje sprawiały, że żołądek aż skręcał mi się z nerwów. Czy naprawdę nic jej się nie stanie? A może ten agresywny typek naprawdę zrobił jej krzywdę? Wciąż przed oczami odtwarzałem scenę, w której ten brutalny dupek ją szarpie.
Położyłem się na łóżku nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Czekałem. A z każdą mijająca godziną moje wyrzuty sumienia powiększały się a panika i gorycz przejmowały panowanie nad moim ciałem. Wciąż jej nie było! Oczywiście, nie byłem aż tak blisko z Sarą, ale… ale zwyczajnie nie potrafiłem patrzeć z boku jak komuś dzieje się krzywda. Bezbronna dziewczyna, która skazana była na tego pieprzonego zboka, mimo jej woli zmuszano ją do seksu. Boże to było tak absurdalne i abstrakcyjne, że aż chciało mi się śmiać. Ja ofiara wielokrotnych gwałtów i przemocy martwiłem się teraz o jakąś prawie nieznajomą dziewczynę!
O losie! Co za ironia!
A może to właśnie dlatego?
Może dlatego czułem tą wewnętrzną palącą potrzebę pomocy Sarze? Przełknąłem ślinę i mimowolnie przed oczami stanęły mi wszystkie noce w sypialni Izaku. Nie chciałem tego. Usilnie próbowałem skierować swoje myśli na inne tory, ale mój umysł pozostawał bezlitosny. Przymknąłem na chwilę powieki przypominając sobie te długie palce sunące po moim ciele. Pamiętałem każdy dotyk, ten delikatny i subtelny oraz ten brutalny i agresywny. Pamiętałem jak potrafił całować mnie czule wzdłuż szyi i jak bezlitośnie dociskał do pościeli odbierając mi oddech. Skuliłem się na łóżku czując jak moje ciało zaczyna lekko drżeć z podniecenia. Z podniecenia do cholery! Jakim kurwa cudem?! Zacisnąłem dłonie w pięść powstrzymując się przed palącą potrzebą dotknięcia się i zaspokojenia. Boże jestem pierdolnięty!
Krzyknąłem w poduszkę sfrustrowany tym co wyprawiało moje własne ciało. To nienormalne. Po tym czasie po tym co mi zrobił wciąż pragnąłem jego dłoni na sobie, wciąż chciałbym poczuć jak mnie dotyka, jak zawstydza i jak dominuje nade mną. Chciałem go na sobie a jeszcze bardzie w sobie. Boże co on mi zrobił? Zmieniłem się w jakiegoś pierdolonego masochistę. Jak na zawołanie mój umysł podsunął mi ostatnie jego słowa „ żegnaj Shon”. To niczym kubeł zimnej wody ocuciło mnie z otępienia. Słowa, które przeszywały i mroziły mnie na wskroś. Za każdym razem, gdy przywoływałem je w pamięci zamrażały kolejny kawałek mojego serca. Przymknąłem powieki próbując nie myśleć już o blondynie i o łzach, które zbierały się pod moimi powiekami.
Wciąż bolało.
Nad ranem, gdy usłyszałem szczek zamka i szmer ocknąłem się z płytkiego snu. Otworzyłem delikatnie oczy pozostając wciąż na łóżku. Dwóch ochroniarzy ciągnęło za ramiona niemal bezwładne ciało dziewczyny. Na ten widok oddech i przerażenie zamarły w mojej piersi. Czy ona? Żyje? W końcu rzucili dziewczynę na łóżko. Sara jęknęła przeciągle poprawiając się na posłaniu. Żyje! Niemal westchnąłem z ulgą, czując jak całe napięcie w jednej chwili opuszcza moje ciało. Gdy tylko drzwi za dupkowatymi ochroniarzami się zatrzasnęły, od razu doskoczyłem do dziewczyny.
- Sara? - Szepnąłem cicho, bo nie byłem pewien czy czasem już nie odpłynęła.
- Hmmm? - Mruknęła przenosząc na mnie swoje zmęczone oczy.
- Co on ci zrobił?! - Warknąłem zaciskając dłonie w pięści. Zazgrzytałem zębami omiatając zmaltretowane ciało przyjaciółki. Była posiniaczona a na jej jasnej skórze widoczne były też małe krwiaki – Zabiję tego skurwysyna! Przysięgam! - Mój głos przypominał teraz niemal syk.
Byłem tak wściekły a jednocześnie bezsilny. Chciałem pomóc tej dziewczynie, która przecież do tej pory okazała mi już tyle ciepła. Mimo to doskonale zdawałem sobie sprawę, że sam nie jestem w lepszej sytuacji, gdybym tylko mógł coś zrobić!
- Przestań – Cichy szept i zimna dłoń dziewczyny na moim policzku nieco mnie otrzeźwiły – Nie mów teraz o nim nie chce sobie tego przypominać – Szepnęła już ściszonym głosem chowając twarz w poduszkę.
Najwyraźniej zmusili dziewczynę do kąpieli po tym obrzydliwym akcie, bo jej włosy wciąż były mokre i opadały jej na czoło. Odgarnąłem włosy z twarzy Sary by móc lepiej jej się przyjrzeć. Zadrżała, a ja dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, jak bardzo zimne było jej ciało. Szybko okryłem ją jej kocem a następnie zabrałem koc z mojego łózka i zawinąłem dziewczynę po czubek głowy. Zacząłem gładzić ją uspokajająco po głowie. Wciąż drżała.
- Shon? -
- Tak? -
- Czy mógłbyś położyć się obok mnie? - Zapytała patrząc w moje oczy błagalnie. Przez chwilę się zawahałem. W końcu chwilę temu jakiś mężczyzna używał jej jak dmuchanej lali, a ja w końcu też byłem noooo… facetem.
- Jesteś pewna? - Zapytałem obawiając się o stan psychiczny dziewczyny.
- Tak. Proszę – Drżącą dłonią odgarnęła koc i odsunęła się pod ścianę robiąc mi miejsce na łóżku.
Bez wahania wsunąłem się pod koce. Ciało Sary było niemal lodowate. Przysunąłem się do pleców przyjaciółki, próbując ocieplić ją własnym ciałem. Podparłem głowę na ręce, przerzucając drugą przez talię dziewczyny. Sara złapała mnie za dłoń i ścisnęła mocniej. Wiedziałem, że potrzebuje jakiegoś pocieszenia, ale nie bardzo wiedziałem, jak niby miałbym jej to zapewnić?
- Wszystko będzie dobrze – Szepnąłem otulając ją mocniej kocem. To kłamstwo było tak oczywiste, że Sara uśmiechnęła się jedynie kpiąco w moją stronę. Wiedziała, aż za dobrze, że nic nie będzie „dobrze”. Zapewne już od dawna nie było – Nie bój się. Jestem tutaj – Szepnąłem chcąc jakoś uspokoić rozdygotane z nerwów i zmęczenia ciało Sary.
- Wiesz… Przypominasz mi mojego starszego brata – Szepnęła po chwili z uśmiechem na twarzy.
- Troszczył się o ciebie? -
- Nie. Był wiecznym niepoprawnym optymistą, tak jak ty – Parsknąłem słysząc ten delikatny przytyk. Objąłem dziewczynę ramieniem przytulając ją do siebie. Nie minęło wiele czasu nim Sara całkowicie odpłynęła wymęczona fizycznie i psychicznie. Gdybym miał tylko siłę, by obronić ludzi na których mi zależy, może wtedy nie musiałbym się godzić na to by ktoś cierpiał na moich oczach? Czasem mam wrażenie, jakbym z każdym krokiem na przód gubił coś ważnego w życiu. Jakby każde moje działanie pchało mnie coraz bardziej w stronę destrukcji samego siebie. I tak oto moje „dorosłe” życie „na własną rękę”, które przecież miało układać się tak cudownie i wspaniale zakończy się w burdelu, zapewne po tym jak zabije mnie jeden z tutejszych klientów albo po prostu złapię jakąś paskudną zarazę od któregoś z nich.
Wsłuchując się w równy spokojny oddech dziewczyny odpłynąłem myślami w daleką przeszłość. Do czasów, gdy wszystko wydawało się dziecinnie proste. Zacząłem rozmyślać nad czasami, gdy jeszcze posiadałem coś co mogłem nazwać „rodziną”. Co prawda twarzy ojca nie byłem sobie w stanie przypomnieć. Byłem zbyt mały, by go pamiętać. Jednak w głębi mojego serca na samo jego wspomnienie pojawiało się delikatne ciepło. Za to mama w moich wspomnieniach zawsze jest troskliwa, uśmiechnięta, gotowa by bronić mnie i brata przed wszelkim złem. Pamiętam jak powtarzała mi wciąż że „będzie dobrze”, że „muszę wyrosnąć na odważnego człowieka”, że „nie mogę pozwolić by życie mnie przygniotło”. Te wszystkie słowa, które miały mnie przygotować na okrucieństwo tego świata wydawały mi się wtedy tak błahe. Czasem zastanawiam się czy ona już wtedy wiedziała, jak ciężki los czeka mnie w przyszłości. Czy wiedziała, że zostanę sam? Może. Przed oczami w końcu zobaczyłem twarz brata. Zawsze poważna i pełna dumy, zmieniała się w uśmiechniętą tylko dla mnie. Zawsze podkradałem się do jego pokoju lub wałęsałem za nim gdziekolwiek by nie poszedł. Uważnie śledziłem każdy jego ruch i krok chcąc być takim jak on. Chciałem go naśladować. Był moim idolem, wzorem. Był odważny, nieustraszony i zuchwały. Zawsze potrafił walczyć o swoje i uparcie dążył do celu, który sobie obrał. Moje zupełne przeciwieństwo.
Drgnąłem, gdy do moich uszu doszedł dźwięk chrzęszczącego zamka. Odwróciłem się gwałtownie spoglądając na to, kto pojawi się w drzwiach. Poczułem jak Sara śpiąca obok, drgnęła niespokojnie najwyraźniej zbudzona moim ruchem. Na całe szczęście, ktoś wsunął jedynie tacę z dwoma miskami zupy koło drzwi i zaraz zamknął je za sobą. Delikatnie wyplątałem się z koców i poszedłem do naszego niezbyt obfitego obiadu. Zwykła zupa kartoflana z odrobiną kiełbasy i trochę suchego chleba. Tyle musiało nam wystarczyć.
Podniosłem jedną z misek wraz z łyżką i podszedłem do dziewczyny.
- Powinnaś coś zjeść. Pomogę ci usiąść – Odłożyłem miskę na szafkę nocną, po czym nachyliłem się by pomóc Sarze przyjąć nieco wygodniejszą pozycję. Dziewczyna skrzywiła się, gdy próbowała podciągnąć się na rękach. Wreszcie, gdy opadła na poduszkę odetchnęła wymęczona. W pierwszej chwili chciałem podać jej miskę z zupą, ale gdy dostrzegłem jak bardzo trzęsące i omdlałem są jej ręce zmieniłem zdanie – Poczekaj nakarmię cie – Sara skinęła jedynie uśmiechając się do mnie przepraszająco.
Powoli zacząłem podawać jej kolejne porcje zupy, uważając by przypadkiem nie oblać dziewczyny. Sara nie musiała mówić nic więcej. Potrzebowała pomocy, a ja w jakiś dziwny sposób czułem ukojenie mogąc jej ją zapewnić. To nieco uciszało wyrzuty sumienia, które mimo wszystko czułem. Wiem, że to zupełnie nielogiczne. W końcu przecież, to nie przeze mnie tutaj była i nie miałem również wpływu na to, co się z nami dzieje. Gdy skończyłem karmić dziewczynę, sam usiadłem ze swoją porcją na łóżku i zacząłem jeść. Między nami panowała cisza. Chyba żadne z nas nie wiedziało, co właściwie należy powiedzieć. Do mojej głowy przychodziły jedynie obrzydliwe, pełne odrazy obelgi, którymi z chęcią obrzuciłbym tego parszywego śmiecia.
- Czy to się często zdarza? - To pytanie nie dawało mi spokoju.
- Czasami – Dziewczyna wzruszyła jedynie ramionami dalej wpatrując się przed siebie.
- To chore! Jak Jack może pozwalać na takie coś? Przecież ten gościu mógł cię nawet zabić. Jak może dopuszczać do czegoś takiego? - Warknąłem czując, że złość znów wzbiera we mnie.
- Dla niego jesteśmy jedynie sposobem na zarobienie kasy. Po takiej akcji zapewne skasował go podwójnie a może i potrójnie, bo przez parę dni będę wyłączona z jak to mówi „użytku” - W końcu Sara spojrzała na mnie i uśmiechnęła się smutno. W jej oczach dostrzegłem rezygnację. Widać było, że już pogodziła się ze swoim losem.
- Gdybym tylko mógł … - Nie dokończyłem. Zacisnąłem dłoń w pięść powstrzymując się przed rzuceniem pustym już naczyniem o pobliską ścianę. To wszystko było po prostu chore.
Dokładnie w tym momencie pod naszymi drzwiami znów słychać było kroki, a chwile później zamek znów zaklekotał. Do pomieszczenia wszedł Jack. O wilku mowa! Tuż za nim do pokoju wtoczyło się dwóch nieodłącznych mu ochroniarzy. Rzucił w moją stronę mało zainteresowane spojrzenie, po czym skierował się do łózka Sary. Omiótł dziewczynę oceniającym spojrzeniem, po czym bez ceregieli przyłożył swoją dłoń do jej czoła.
- Masz gorączkę – Skwitował odsuwając się z wyraźnie niezadowoloną miną. Spojrzałem na Sarę, która faktycznie wyglądała na rozpaloną. Jej policzki były teraz wyraźnie zaróżowione – Wstań! - Rozkazał niemal lodowatym tonem.
Dziewczyna zadrżała. Z wyraźnym ociąganiem i najwyższa ostrożnością próbowała wysunąć się spod koców. Dostrzegłem na jej twarzy wyraźny grymas bólu. Nawet najmniejsze ruchy sprawiały jej cierpienie.
- Czego od niej chcesz!? - Warknąłem wstając z łóżka. Nie mogę patrzeć jak ten pieprzony drań ją traktuje.
Jack zmarszczył brwi i zmrużył oczy patrząc na mnie nienawistnie. Chyba nie spodobał się mu mój ton. Jeden z ochroniarzy zrobił krok w moją stronę po czym spojrzał na szefa wyraźnie oczekując pozwolenia na obicie mi facjaty.
- Och, czyżby znalazł się wreszcie nasz książę na białym koniu?- Zakpił patrząc na mnie nienawistnie.
- Nie widzisz, że ona ledwie się rusza po tym co zrobił jej ten pieprzony dupek!? - Krzyknąłem podchodząc bliżej mężczyzny. Jack uniósł jedną brew, jakby zirytowała go moja uwaga.
- Najwyraźniej. Dlatego właśnie zabieram ją do lekarza – Fuknął zaplatając ręce na piersi – Widzę, że zaprzyjaźniłeś się z tą małą kurwą – Syknął mrużąc oczy jeszcze bardziej.
Na dźwięk tej obelgi, aż zazgrzytałem zębami. Miałem wielką ochotę rozkwasić mu ten pieprzony zadarty nochal. Spojrzałem na Sarę, która teraz stała tuż przy łóżku na chwiejnych nogach ze wzrokiem wlepionym w podłogę. Była przestraszona. Odetchnąłem głębiej siląc się na spokój. Jeśli teraz zaatakuje tego dupka pewnie Sara również poczuje konsekwencje. Odwróciłem się. Nie mogłem patrzeć na to wszystko. Miałem ochotę pozabijać tych wszystkich skurczysunów, wybijając im wcześniej wszystkie zęby.
- Zabierzcie dziewczynę – Rzucił Jack w stronę ochroniarzy. Dwóch goryli nie przejmując się zbytnio stanem dziewczyny bez specjalnej delikatności wytargało Sarę z pokoju trzymając ją mocno za ramiona. Zacisnąłem dłonie w pięści starając się nie wybuchnąć, chociaż gniew aż palił mnie od środka – A ty mój książę, skoro tak bardzo współczujesz tej dziewczynie to zajmiesz dzisiaj jej miejsce – Jack spojrzał na mnie z iście lisim uśmieszkiem najwyraźniej bardzo zadowolony ze swojego pomysłu.
Spojrzałem mężczyźnie w oczy wyzywająco, próbując nie okazać niepokoju, jaki wzbudziła we mnie ta informacja. Mężczyzna podszedł do mnie z szerokim uśmiechem wpatrując się we mnie intensywnie. Złapał mnie palcami za brodę i nachylił się w moja stronę zdecydowanie zbyt blisko. Całe moje ciało napięło się niczym struna w oczekiwaniu na kolejny ruch tego dupka. Przysunął usta do mojego ucha, owiewając je gorącym oddechem, dodał szeptem.
- Mam nadzieję, że twój klient zerżnie cię tak dobrze, że nie będziesz potrafił wstać przez kolejny tydzień – Nie potrafiłem powstrzymać drżenia, gdy zdałem sobie sprawę co dzisiaj mnie czeka. Błysk w oku Jack’a i ten jego perfidny zadowolony uśmieszek wywoływały we mnie prawdziwe obrzydzenie. Przez chwilę wpatrywał się we mnie zadowolony z siebie. W odpowiedzi próbowałem zabić go wzrokiem. Dosłownie. Gdyby było to możliwe, to już dawno powinien wić się w spazmach bólu na posadce, ale niestety wciąż wpatrywały się we mnie te jego żmijowate oczka.
- Któregoś dnia pożałujesz tego – Warknąłem nie mogąc już dłużej powstrzymać narastającej we mnie wściekłości.
- Wątpię skarbie, ale niecierpliwie będę wyczekiwał tego momentu – Uniósł brwi w wyrazie rozbawienia i posłał w moją stronę pobłażliwy uśmieszek. W końcu odwrócił się parskając pod nosem z rozbawieniem i wyszedł. Tuż za nim zamknęły się drzwi wraz ze skrzypnięciem zamka.
Zacisnąłem pięści i przymknąłem na chwilę powieki. Spróbowałem się opanować, ale chciało mi się zwyczajnie ryczeć z bezsilności. Mogłem przywalić Jack’owi albo jednemu z tych goryli, ale prócz upuszczenia odrobiny moich nerwów, nie przyniosło by to żadnych skutków. Nie mam wyjścia trzeba by rozegrać to jakoś inaczej. Sprytniej. Muszę wymyślić, jak się stąd wydostać. Usiadłem w końcu na łóżku podpierając twarz na dłoniach. W tym momencie do mojej głowy wkradła się gorzka ale bardzo prawdziwa myśl. Gdybym był jednym z nich… jednym z zabójców… nie musiałbym wymyślać żadnego planu, po prostu bym ich zabił.
CDN...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Kiedy będzie kolejny rozdział?
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńdrogi autorze proszę choć się chociaż odezwij bo ja bardzo tęsknię...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwszystkiego dobrego w Nowym Roku, niech ten rok będzie pomyślny, dużo zdrowia, radości, niech wszystkie plany się spełnią... no i weny, bo ja wciąż czekam na kontynuację Twojego opowiadania...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwszystkiego dobrego w Nowym Roku Tobie i Twoimbliskim życzę, niech ten rok będzie pomyślny, dużo zdrowia, radości, niech wszystkie plany się spełnią... no i weny i pomysłów życzę, bo ja wciąż czekam na kontynuację Twoich tekstów...
Pozdrawiam serdecznie Zośka
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńkochana, kochana, co jest tak długa cisza, a historia jest bardzo ciekawa...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńkochana mam nadzieję, że powrócisz tutaj, bo to opowiadanie jest bardzo ciekawe...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Kaśka
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńsuper pomysł, chcę więcej... liczę że jednak tutaj powrócisz...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńtęsknię przez bardzo duże "t", zaglądam, ponownie czytam i jest mi bardzo smutno...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńbardzo mi jest smutno, że nie ma kontynuacji tego świetnego opowiadania, czytam po raz kolejny i chce się po prostu więcej... powróć tutaj proszę...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka, hejeczka,
OdpowiedzUsuńDrogi autorze, tak tutaj od czasu do czasu wracam z ogromną nadzieją na jakieś nowe opowiadanie, a tutaj lata lecą i nic... ale też tak wracam aby ponownie przeczytać... opowiadanie jest po prostu cudowne...
Mam nadzieję, że jednak też zaglądacie tutaj czasami i wciąż pamiętasz o tym blogu...
Pozdrawiam serdecznie i cieplutko Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńDrogi autorze, tak tutaj od czasu do czasu wracam z ogromną nadzieją na jakiś nowy rozdział, a tutaj lata lecą i nic... ale też tak wracam aby ponownie przeczytać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Anka